Welcome to Bytom
: 19 sie 2023, 22:03
Wciąż nie mógł uwierzyć, że Gabi zrezygnowała z lotu od Dubaju na cześć wyjazdu do Polski w sprawie Angelo. Mówił jej i przekonywał, że za jakiś czas poleci do tego Bytomia i sprawdzi, co się stało z jego matką, że mogą lecieć do tych Emiratów i trochę odpocząć po tych prawie dwóch tygodniach ciągłych emocji. Dużo się wydarzyło. Poznała prawdę o nim, przeżyła strzelaninę, poznała rodzinę, kolejna strzelanina, prawie jej umarł na rękach i jeszcze ten trójkąt z Francesco. Angelo nie do końca był pewien, czy powinna znosić kolejne rewolucje, ale ona się uparła, a on dał jej wybór, więc... Może też po cichu liczył, że zrezygnuje, że rozsądnie wybierze Dubaj i posmażą się w słońcu, zamiast znowu przeżywać kolejne jego Rodzinne dramaty? Byle tylko sam nie musiał poznawać prawdy. Nie wiedział, czy jest na to gotowy.
- Pokaż mi. - Wyciągnął w stronę Marcello rękę. Poprosił brata o teczkę. Teczkę, do której nigdy nie mógł zajrzeć, a o która nigdy też nie odważył się spytać. Marcello nie był do końca chętny, wiedział, co jest w środku i zdawał sobie sprawę z tego, że nie rozwiąże to problemów Angelo. Teoretycznie nie powinien mu udostępniać akt Nostry. Stali w strzeżonym archiwum, patrząc się na siebie nie do końca przekonani, obydwaj z resztą o słuszności tej decyzji.
Marcello westchnął i podał w końcu bratu teczkę. Poklepał go po ramieniu i opuścił archiwum. Angelo wziął głęboki wdech, patrząc na okładkę jakąś chwilę.
Wpatrywał się i wpatrywał, aż w końcu wziął głębszy wdech i otworzył. Co było w środku? Niewiele i wiele jednocześnie. Zapiski jego ojca, krótka historia ich poznania. Nic poza tym, co już wiedział. Przeczytał jednak wszystko dokładnie. Ojciec wypisał tam przemyślenia, był na nią wściekły. Chyba nie była mu taka obojętna, wyglądało na to, że pojawiały się jakieś uczucia. Były też instrukcje porwania Michała, jego rozpisane godziny powrotów ze szkoły na tamten czas, oraz zdjęcie. Był wtedy bardzo do siebie podobny, miał duże ciemne oczy i ciemne, długie włosy. Fotografia jednak była czarno biała, więc ciężej było coś więcej dostrzec. Była bardzo zniszczona i przedstawiała jego, jak siedział na chodniku przed kamienicą ze swoim rowerem. Ktoś mu to zdjęcie zrobił. Przeszedł go dziwny dreszcz. Przeczytał dokładny opis swojego porwania, oraz dokładną historię jego matki. Trochę się o niej dowiedział. Pochodziła z biednej rodziny i świetnie się uczyła. Do Włoch wyjechała, bo wygrała jakiś konkurs Językowy. Znała Polski, Rosyjski, Włoski i Angielski, zaledwie w wieku 20 lat. Stąd mówiła po Włosku i dogadała się z jego ojcem... Z opisu wydawała się być bardzo inteligentną dziewczyną. Podobno interesowała się ich kulturą, ojciec opisał ją jako bardzo dociekliwą i gadatliwą, ale wesołą. Uśmiechnął się, czy oby przypadkiem nie przypominał mu ten opis Gabrielle? Dołączone też było jej zdjęcie. Piękna kobieta, typowo słowiańska uroda, mocne rysy twarzy i jasne włosy i oczy, ale nie wiedział jakiego koloru, mógł się jedynie domyślać. Widniało też kilka informacji, takich jak:
Data urodzenia: 2.05.1966
Miejsce zamieszkania: Jana Smolenia 27/11 Bytom Poland
Wzrost: Około 175
Przekręcił stronę. Tylko tyle? Na drugiej była jedynie informacja, o karze, jaka miała zostać zastosowana. Mieli udusić ją we śnie, albo zrzucić ze schodów w kamienicy. Tyle. Żadnych informacji, kto wykonał egzekucje i kiedy.
- Ciekawe. - Mruknął pod nosem i zrobił zdjęcia wszystkich informacji z teczki, żeby je jeszcze kilka razy przejrzeć na spokojnie.
Pożegnanie z rodziną zawsze było przykre i trudne. Nie chciał wyjeżdżać. Miał wręcz grobowy humor, gdy po wyściskaniu Marcello, Rosali i Franka siedzieli w samochodzie, wiozącym ich na lotnisko. Nie miał pojęcia, kiedy tu znowu wrócą, o ile wrócą. Sytuacja była niby coraz lepsza, ale latanie tu było cholernie ryzykowne. Na pewno dopóki nie zdecydują się na stałe zamieszkać na Sycylii. O ile.
Angelo, a raczej Ares, bo musiał się już posługiwać swoimi fake personaliami, patrzył przez okno, żegnając ojczyznę ze smutkiem. Zaciskał mocno pięści na nogach, jakby kompletnie ignorując siedząca obok niego nastolatkę i jej płacz, którego praktycznie nie słyszał przez swoje głośne myśli. Było mu cholernie smutno, aż łza zakręciła mu się w oku i spłynęła gdzieś po poliku. Czuł dziwną pustkę, jak zawsze, gdy stąd wyjeżdżał. Chciał powiedzieć "Jebać to" i zawrócić, zostać na zawsze. Jednak jeszcze nie teraz, jeszcze musiał to chwilę przeżyć. Nienawidził tego kłębiącego się w żołądku strachu. Przed tym, że już nigdy może nie zobaczyć swoich bliskich, w końcu w ich profesji bywało różnie. Dlatego nienawidził tych jebanych pożegnań, szczególnie tak ckliwych. Wiedział też, że dla Gabi to równie trudne, pokochała jego Rodzinę, a oni ją, co było dla niego bardzo ważne i znaczyło wiele.
Większość rzeczy wysłali kurierami, żeby jak najmniej zabrać ze sobą do Polski. Angelo miał jedynie niewielką sportową torbę i o dziwo wywalczył z gówniarą, żeby wzięła tylko jedną, małą walizkę podręczną dla siebie. Nie lecieli tam na długo, zaledwie trzy dni mieli spędzić na ziemi, na której tak technicznie się urodził. Nie uznawał Polski za swój kraj, tylko Włochy. Nie był z nią jakoś zbytnio przywiązany. Poza tym, nawet nie wiedział, czy jego matka jeszcze żyje. Podejrzewał, że nie, skoro ojciec opisał sposób jej zabicia. Po co więc leciał? Odwiedzić grób? A nawet jeśli jakimś cudem żyła, jak zareaguje? Bo jeśli żyła, to będzie miał do niej ogromny żal.
- Nie wiem po co to robię. - Mruknął sam do siebie, gdy wchodzili na lotnisko. - Bez sensu kurwa. - Nie dość, że był nie do końca przekonany, to jeszcze smutny, rozgoryczony i zdenerwowany. Cała radość gdzieś zniknęła, opadła w momencie wejścia do tego pierdolonego samochodu. Nie wiedział, czy zdecydowałby się na wyjazd z kraju, gdyby nie Gabi. Był już na skraju wykończenia emocjonalnego związanego z separacją od Rodziny.
Lecieli z przesiadką. Pierwszy lot odbył się jakby w amoku. Ares nie chciał za bardzo rozmawiać z ukochaną. Siedzieli w pierwszej klasie, mieli wystarczająco miejsca na lekką separację. Potrzebował dla siebie trochę przestrzeni, a o nią w samolocie jednak ciężko. Wyglądał na zamyślonego i myślał. Miał sporo różnych tych myśli, dotyczących wydarzeń we Włoszech, jak i tego, co czeka ich teraz. Dalej myślał,że to zły pomysł. Nie chciał za bardzo jeść, skręcał mu się żołądek, ale nie odmówił niezwykle miłej stewardessie alkoholu. Niedużo, potrzebował to tylko lekko przepić. Machnął szklaneczkę whisky.
Na przesiadce też się zbytnio nie odzywał. Ciągle mówił, że nie ma ochoty gadać, żeby go nie męczyła, bo nie jest w najlepszym humorze. Nie był też zbyt miły i wiedział, że to źle, bo Gabi też swoje przeżywała, a dodatkowo na pewno się martwiła. Jednak nie przywykł jeszcze do tego, że ktoś się martwi i chce dla niego dobrze. Ocknął się trochę dopiero w momencie, w którym szli do bramek wyjściowych do samolotu.
- Kurwa mać, czym my lecimy? - Spojrzał na bilet, a później jeszcze raz na różowe napisy i bannery. Co t był kurwa Wizzair? Wyglądało źle, bardzo źle. Róż był dosłownie wszędzie. Nie on kupował te bilety, a jego człowiek, który dostał jasny przekaz : Najszybsza droga. Bezpośrednich lotów nie było, wiedział, że dostaną taki z przesiadką, ale pierwszy odcinek odbyli niemieckimi liniami, a teraz? Sprawdzili im karty pokładowe, patrząc na Angelo trochę dziwnie.
- Nie mogą wnieść Państwo bagaży na samolot. - Odezwała się nagle dziewczyna z obsługi.
- Słucham? - Angelo już się zagotował. Co jest kurwa? Nie miał dzisiaj na to humoru, już gniewnie zmarszczył brew. - Jak to kurwa nie mogę?! - Dziewczyna wydawała się w ogóle go nie bać. Spokojnie pokazała ręką na swoją koleżankę. - Nie mają ich państwo w bilecie, proszę podejść i opłacić bagaż. - Czy ona była robotem? Angelo niczym lokomotywa, buchająca parą, natarł na tą drugą. Ta już przygotowywała terminal. Zostawił za sobą Gabi, nie wiedział nawet czy za nim poszła czy nie.
- Co to za jebane cyrki? Jak to nie możemy wnieść bagaży? Na samolot! Na jebany samolot. - Nie. To zdecydowanie nie jego dzień. Dziewczyna westchnęła.
- Proszę się uspokoić.
- Nie mów mi, że mam się uspokoić. Wsiadamy do tego samolotu i koniec. Z BAGAŻAMI. - Wskazał na nią palcem.
- Tak, jeśli państwo za nie zapłacą, bo mają państwo bilety bez bagażu. - Angelo głupiał.
- Co kurwa jak to bilety bez bagażu, co wy sprzedajecie, co to jest za linia... - Chyba to do niego nie docierało. Kobieta wyciągnęła w jego stronę terminal, więc przyłożył tam kartę, nawet nie zerkając na kwotę.
- Dziękuję i teraz zapraszam na pokład. - Wskazała im ręką wejście.
- Co... jest.... kurwa. - Ares dużo latał, często, ale taka sytuacja spotkała go po raz pierwszy. Nie wiedział do końca co się dzieje, ale wciąż był podkurwiony. Poszedł jednak grzecznie do tego samolotu, pod którym jeszcze parę razy ich wyzywał, ale do Gabi i nie mógł się nadziwić, że te jebane samoloty są różowe, a w środku.... myślał, że go chuj strzeli, jak nie mógł się wpakować w miejsce. Tam go po prostu na niego NIE BYŁO. Nie mieścił się. Nie dość, że ich skasowali na wejściu za jakieś bagaże, to jeszcze teraz się nie mieścił?
- Pierdole to, wracamy. Pójdziemy do tej Polski na piechotę kurwa. - Powiedział do Gabi, stojąc w korytarzu jak młotek.
- Przepraszam, czy ma Pan jakiś problem? - Spytała miło stewardessa, do której odwrócił się już nie zdenerwowany, a widocznie zrezygnowany.
- Jak ja mam tu niby usiąść? - Opuścił dłonie. Kobieta wyglądała na lekko rozbawioną. Na całe szczęście im pomogła i zmieniła im miejsce na takie, gdzie było po prostu więcej przestrzeni.
- Ja już nie chcę. - Poskarżył się Gabi, gdy zapiął pasy i złapał za głowę. - Kurwa co nas jeszcze spotka, my tam nawet nie dolecieliśmy, pierdole, wracamy na Sycylię i zostajemy do końca świata. - Nie spał ponad dobę, bo ostatnia noc go wymęczyła, prawie nic nie jadł i był wściekły. Za dużo. Miał ochotę coś rozpierdolić, a tak średnio chyba w samolocie....
I sobie wykrakał. Lecieli wczesnym wieczorem, a w drodze pojawiła się jakaś burza. Wytrzęsło nimi porządnie, Ares miał wrażenie, że ten samolot się zaraz rozleci. Stewardessa siedziała dosłownie przed nimi, więc co chwilę pytał ja, czy nie mogą kurwa lecieć inną drogą, a nie prosto przez te jebane chmury. Nie bał się turbulencji, ale było to bardzo niekomfortowe no i Gabi mogła się bać (?) a jeśli tak, to gadał do tej kobiety jeszcze więcej. Na całe jej szczęście lot nie był długi, a kiedy w końcu wylądowali, Ares się zamknął i powiedział do Gabi, żeby nic do niego nie mówiła, bo on zaraz coś rozjebie, albo kogoś. Zebrali się więc i złapali taksówkę. Do hotelu dojechali w pół godziny, był on usytuowany całkiem niedaleko tego adresu, który znalazł w teczce swojej mamy, oraz jak się okazało rynku. Brzmiało dobrze, a na miejscu okazało się... cóż. Bytom był mniejszy i brzydszy niżeli go pamiętał. Była też noc i aż tak wiele nie widzieli. Ich pokój też okazał się kurwa mniejszy i mniej luksusowy, niż miał. Angelo pękał ze złości.
- Nie rozmawiaj do mnie, chcę iść kurwa spać. Wstajemy o ósmej... Już żałuję, że tu przyjechaliśmy. - Rzucił, zamykając za sobą drzwi do łazienki i wlazł pod prysznic. Który okazał się kurwa mniejszy niż miał! Oczywiście.
Wszystko go dzisiaj wkurwiało. Tak właśnie Angelo Denaro aka Ares Kennedy rozładowywał emocje związane ze smutkiem. Chciał wracać. Może jutro będzie mu lepiej? Jak się prześpi i zje? Taką miał nadzieję.
- Pokaż mi. - Wyciągnął w stronę Marcello rękę. Poprosił brata o teczkę. Teczkę, do której nigdy nie mógł zajrzeć, a o która nigdy też nie odważył się spytać. Marcello nie był do końca chętny, wiedział, co jest w środku i zdawał sobie sprawę z tego, że nie rozwiąże to problemów Angelo. Teoretycznie nie powinien mu udostępniać akt Nostry. Stali w strzeżonym archiwum, patrząc się na siebie nie do końca przekonani, obydwaj z resztą o słuszności tej decyzji.
Marcello westchnął i podał w końcu bratu teczkę. Poklepał go po ramieniu i opuścił archiwum. Angelo wziął głęboki wdech, patrząc na okładkę jakąś chwilę.
"Katarzyna Barbara Mostowiak
Matka Angelo Denaro"
Matka Angelo Denaro"
Wpatrywał się i wpatrywał, aż w końcu wziął głębszy wdech i otworzył. Co było w środku? Niewiele i wiele jednocześnie. Zapiski jego ojca, krótka historia ich poznania. Nic poza tym, co już wiedział. Przeczytał jednak wszystko dokładnie. Ojciec wypisał tam przemyślenia, był na nią wściekły. Chyba nie była mu taka obojętna, wyglądało na to, że pojawiały się jakieś uczucia. Były też instrukcje porwania Michała, jego rozpisane godziny powrotów ze szkoły na tamten czas, oraz zdjęcie. Był wtedy bardzo do siebie podobny, miał duże ciemne oczy i ciemne, długie włosy. Fotografia jednak była czarno biała, więc ciężej było coś więcej dostrzec. Była bardzo zniszczona i przedstawiała jego, jak siedział na chodniku przed kamienicą ze swoim rowerem. Ktoś mu to zdjęcie zrobił. Przeszedł go dziwny dreszcz. Przeczytał dokładny opis swojego porwania, oraz dokładną historię jego matki. Trochę się o niej dowiedział. Pochodziła z biednej rodziny i świetnie się uczyła. Do Włoch wyjechała, bo wygrała jakiś konkurs Językowy. Znała Polski, Rosyjski, Włoski i Angielski, zaledwie w wieku 20 lat. Stąd mówiła po Włosku i dogadała się z jego ojcem... Z opisu wydawała się być bardzo inteligentną dziewczyną. Podobno interesowała się ich kulturą, ojciec opisał ją jako bardzo dociekliwą i gadatliwą, ale wesołą. Uśmiechnął się, czy oby przypadkiem nie przypominał mu ten opis Gabrielle? Dołączone też było jej zdjęcie. Piękna kobieta, typowo słowiańska uroda, mocne rysy twarzy i jasne włosy i oczy, ale nie wiedział jakiego koloru, mógł się jedynie domyślać. Widniało też kilka informacji, takich jak:
Data urodzenia: 2.05.1966
Miejsce zamieszkania: Jana Smolenia 27/11 Bytom Poland
Wzrost: Około 175
Przekręcił stronę. Tylko tyle? Na drugiej była jedynie informacja, o karze, jaka miała zostać zastosowana. Mieli udusić ją we śnie, albo zrzucić ze schodów w kamienicy. Tyle. Żadnych informacji, kto wykonał egzekucje i kiedy.
- Ciekawe. - Mruknął pod nosem i zrobił zdjęcia wszystkich informacji z teczki, żeby je jeszcze kilka razy przejrzeć na spokojnie.
Pożegnanie z rodziną zawsze było przykre i trudne. Nie chciał wyjeżdżać. Miał wręcz grobowy humor, gdy po wyściskaniu Marcello, Rosali i Franka siedzieli w samochodzie, wiozącym ich na lotnisko. Nie miał pojęcia, kiedy tu znowu wrócą, o ile wrócą. Sytuacja była niby coraz lepsza, ale latanie tu było cholernie ryzykowne. Na pewno dopóki nie zdecydują się na stałe zamieszkać na Sycylii. O ile.
Angelo, a raczej Ares, bo musiał się już posługiwać swoimi fake personaliami, patrzył przez okno, żegnając ojczyznę ze smutkiem. Zaciskał mocno pięści na nogach, jakby kompletnie ignorując siedząca obok niego nastolatkę i jej płacz, którego praktycznie nie słyszał przez swoje głośne myśli. Było mu cholernie smutno, aż łza zakręciła mu się w oku i spłynęła gdzieś po poliku. Czuł dziwną pustkę, jak zawsze, gdy stąd wyjeżdżał. Chciał powiedzieć "Jebać to" i zawrócić, zostać na zawsze. Jednak jeszcze nie teraz, jeszcze musiał to chwilę przeżyć. Nienawidził tego kłębiącego się w żołądku strachu. Przed tym, że już nigdy może nie zobaczyć swoich bliskich, w końcu w ich profesji bywało różnie. Dlatego nienawidził tych jebanych pożegnań, szczególnie tak ckliwych. Wiedział też, że dla Gabi to równie trudne, pokochała jego Rodzinę, a oni ją, co było dla niego bardzo ważne i znaczyło wiele.
Większość rzeczy wysłali kurierami, żeby jak najmniej zabrać ze sobą do Polski. Angelo miał jedynie niewielką sportową torbę i o dziwo wywalczył z gówniarą, żeby wzięła tylko jedną, małą walizkę podręczną dla siebie. Nie lecieli tam na długo, zaledwie trzy dni mieli spędzić na ziemi, na której tak technicznie się urodził. Nie uznawał Polski za swój kraj, tylko Włochy. Nie był z nią jakoś zbytnio przywiązany. Poza tym, nawet nie wiedział, czy jego matka jeszcze żyje. Podejrzewał, że nie, skoro ojciec opisał sposób jej zabicia. Po co więc leciał? Odwiedzić grób? A nawet jeśli jakimś cudem żyła, jak zareaguje? Bo jeśli żyła, to będzie miał do niej ogromny żal.
- Nie wiem po co to robię. - Mruknął sam do siebie, gdy wchodzili na lotnisko. - Bez sensu kurwa. - Nie dość, że był nie do końca przekonany, to jeszcze smutny, rozgoryczony i zdenerwowany. Cała radość gdzieś zniknęła, opadła w momencie wejścia do tego pierdolonego samochodu. Nie wiedział, czy zdecydowałby się na wyjazd z kraju, gdyby nie Gabi. Był już na skraju wykończenia emocjonalnego związanego z separacją od Rodziny.
Lecieli z przesiadką. Pierwszy lot odbył się jakby w amoku. Ares nie chciał za bardzo rozmawiać z ukochaną. Siedzieli w pierwszej klasie, mieli wystarczająco miejsca na lekką separację. Potrzebował dla siebie trochę przestrzeni, a o nią w samolocie jednak ciężko. Wyglądał na zamyślonego i myślał. Miał sporo różnych tych myśli, dotyczących wydarzeń we Włoszech, jak i tego, co czeka ich teraz. Dalej myślał,że to zły pomysł. Nie chciał za bardzo jeść, skręcał mu się żołądek, ale nie odmówił niezwykle miłej stewardessie alkoholu. Niedużo, potrzebował to tylko lekko przepić. Machnął szklaneczkę whisky.
Na przesiadce też się zbytnio nie odzywał. Ciągle mówił, że nie ma ochoty gadać, żeby go nie męczyła, bo nie jest w najlepszym humorze. Nie był też zbyt miły i wiedział, że to źle, bo Gabi też swoje przeżywała, a dodatkowo na pewno się martwiła. Jednak nie przywykł jeszcze do tego, że ktoś się martwi i chce dla niego dobrze. Ocknął się trochę dopiero w momencie, w którym szli do bramek wyjściowych do samolotu.
- Kurwa mać, czym my lecimy? - Spojrzał na bilet, a później jeszcze raz na różowe napisy i bannery. Co t był kurwa Wizzair? Wyglądało źle, bardzo źle. Róż był dosłownie wszędzie. Nie on kupował te bilety, a jego człowiek, który dostał jasny przekaz : Najszybsza droga. Bezpośrednich lotów nie było, wiedział, że dostaną taki z przesiadką, ale pierwszy odcinek odbyli niemieckimi liniami, a teraz? Sprawdzili im karty pokładowe, patrząc na Angelo trochę dziwnie.
- Nie mogą wnieść Państwo bagaży na samolot. - Odezwała się nagle dziewczyna z obsługi.
- Słucham? - Angelo już się zagotował. Co jest kurwa? Nie miał dzisiaj na to humoru, już gniewnie zmarszczył brew. - Jak to kurwa nie mogę?! - Dziewczyna wydawała się w ogóle go nie bać. Spokojnie pokazała ręką na swoją koleżankę. - Nie mają ich państwo w bilecie, proszę podejść i opłacić bagaż. - Czy ona była robotem? Angelo niczym lokomotywa, buchająca parą, natarł na tą drugą. Ta już przygotowywała terminal. Zostawił za sobą Gabi, nie wiedział nawet czy za nim poszła czy nie.
- Co to za jebane cyrki? Jak to nie możemy wnieść bagaży? Na samolot! Na jebany samolot. - Nie. To zdecydowanie nie jego dzień. Dziewczyna westchnęła.
- Proszę się uspokoić.
- Nie mów mi, że mam się uspokoić. Wsiadamy do tego samolotu i koniec. Z BAGAŻAMI. - Wskazał na nią palcem.
- Tak, jeśli państwo za nie zapłacą, bo mają państwo bilety bez bagażu. - Angelo głupiał.
- Co kurwa jak to bilety bez bagażu, co wy sprzedajecie, co to jest za linia... - Chyba to do niego nie docierało. Kobieta wyciągnęła w jego stronę terminal, więc przyłożył tam kartę, nawet nie zerkając na kwotę.
- Dziękuję i teraz zapraszam na pokład. - Wskazała im ręką wejście.
- Co... jest.... kurwa. - Ares dużo latał, często, ale taka sytuacja spotkała go po raz pierwszy. Nie wiedział do końca co się dzieje, ale wciąż był podkurwiony. Poszedł jednak grzecznie do tego samolotu, pod którym jeszcze parę razy ich wyzywał, ale do Gabi i nie mógł się nadziwić, że te jebane samoloty są różowe, a w środku.... myślał, że go chuj strzeli, jak nie mógł się wpakować w miejsce. Tam go po prostu na niego NIE BYŁO. Nie mieścił się. Nie dość, że ich skasowali na wejściu za jakieś bagaże, to jeszcze teraz się nie mieścił?
- Pierdole to, wracamy. Pójdziemy do tej Polski na piechotę kurwa. - Powiedział do Gabi, stojąc w korytarzu jak młotek.
- Przepraszam, czy ma Pan jakiś problem? - Spytała miło stewardessa, do której odwrócił się już nie zdenerwowany, a widocznie zrezygnowany.
- Jak ja mam tu niby usiąść? - Opuścił dłonie. Kobieta wyglądała na lekko rozbawioną. Na całe szczęście im pomogła i zmieniła im miejsce na takie, gdzie było po prostu więcej przestrzeni.
- Ja już nie chcę. - Poskarżył się Gabi, gdy zapiął pasy i złapał za głowę. - Kurwa co nas jeszcze spotka, my tam nawet nie dolecieliśmy, pierdole, wracamy na Sycylię i zostajemy do końca świata. - Nie spał ponad dobę, bo ostatnia noc go wymęczyła, prawie nic nie jadł i był wściekły. Za dużo. Miał ochotę coś rozpierdolić, a tak średnio chyba w samolocie....
I sobie wykrakał. Lecieli wczesnym wieczorem, a w drodze pojawiła się jakaś burza. Wytrzęsło nimi porządnie, Ares miał wrażenie, że ten samolot się zaraz rozleci. Stewardessa siedziała dosłownie przed nimi, więc co chwilę pytał ja, czy nie mogą kurwa lecieć inną drogą, a nie prosto przez te jebane chmury. Nie bał się turbulencji, ale było to bardzo niekomfortowe no i Gabi mogła się bać (?) a jeśli tak, to gadał do tej kobiety jeszcze więcej. Na całe jej szczęście lot nie był długi, a kiedy w końcu wylądowali, Ares się zamknął i powiedział do Gabi, żeby nic do niego nie mówiła, bo on zaraz coś rozjebie, albo kogoś. Zebrali się więc i złapali taksówkę. Do hotelu dojechali w pół godziny, był on usytuowany całkiem niedaleko tego adresu, który znalazł w teczce swojej mamy, oraz jak się okazało rynku. Brzmiało dobrze, a na miejscu okazało się... cóż. Bytom był mniejszy i brzydszy niżeli go pamiętał. Była też noc i aż tak wiele nie widzieli. Ich pokój też okazał się kurwa mniejszy i mniej luksusowy, niż miał. Angelo pękał ze złości.
- Nie rozmawiaj do mnie, chcę iść kurwa spać. Wstajemy o ósmej... Już żałuję, że tu przyjechaliśmy. - Rzucił, zamykając za sobą drzwi do łazienki i wlazł pod prysznic. Który okazał się kurwa mniejszy niż miał! Oczywiście.
Wszystko go dzisiaj wkurwiało. Tak właśnie Angelo Denaro aka Ares Kennedy rozładowywał emocje związane ze smutkiem. Chciał wracać. Może jutro będzie mu lepiej? Jak się prześpi i zje? Taką miał nadzieję.