: 01 wrz 2023, 14:59
Dla Kierana każdy dzień spędzony bez konieczności uśmiechania się, był wspaniałym dniem. No dobra, tak naprawdę pozwalał sobie czasami na uniesienie kącików ust przy swoim psiaku, a czasami nawet w towarzystwie swojej dziewczyny. Pewnie każdy taki moment skrzętnie odnotowywała w kalendarzu z myślą, że za rok będą mieli niezłą rocznicę do opicia.
Wywrócił oczami słysząc jej przytyk.
– Jestem młodym i zdrowym facetem, oczywiście, że pasowałbym do burdelu z ładnymi dziewczynami – oznajmił ironicznie. Nie miał co prawda takiej potrzeby. Był tam co prawda parę razy, ale poza swoimi obowiązkami. W końcu sam mieszkał w Sapphire River, więc praktycznie miał ten przybytek pod nosem. No to aż się prosiło, żeby tam podejść pewnego pięknego wieczoru, żeby poczuć ten klimat. A poczuł tak, że wyszedł po 20 minutach, bo ten tłum ludzi zaczął go wkurwiać. Już wolał siedzieć sam z psem w swojej chatce, bo jego chociaż nie musiał zabawiać rozmową. Ani Baggio go o nic specjalnie nie wypytywał…
–Co najwyżej możesz mi oddać za paliwo – stwierdził wzruszając ramionami i zapalając papierosa. – Nie, nie musisz się dorzucać do tego przedwczesnego bożonarodzeniowego prezentu. To wciąż mój informator, co oznacza że wściubianie w to nosa przez ciebie bez mojej wiedzy nie jest wskazane – dodał, żeby nie miała wątpliwości i nie pomyślała sobie przypadkiem, że nagle zaczął ją traktować jak równą sobie agentkę i NAPRAWDĘ stali się partnerami. O nie, nie, to niedorzeczne. Natomiast zaintrygowała go jej propozycja i nawet na tę okoliczność przeniósł na Annie swój wzrok.
– Brzmi spoko. Piszesz do niego? – spytał, bo tak zinterpretował jej nagłe sięgnięcie po telefon. Odczekał chwilę, w międzyczasie gasząc papierosa, a kiedy nie doczekał się żadnej reakcji z jej strony, spytał w końcu. – Co jest? Coś z twoim dzieciakiem? – spytał, bo intuicja (i mina Kobiety o Wielu Nazwiskach) podpowiadały mu, że wyjebało jakieś szambo. Nie to, żeby się o nią jakoś martwił, ale wolał wiedzieć, czy to koniec ich dzisiejszej wspólnej przygody, czy jednak podejdą do tej łodzi, o której mówiła…
Wywrócił oczami słysząc jej przytyk.
– Jestem młodym i zdrowym facetem, oczywiście, że pasowałbym do burdelu z ładnymi dziewczynami – oznajmił ironicznie. Nie miał co prawda takiej potrzeby. Był tam co prawda parę razy, ale poza swoimi obowiązkami. W końcu sam mieszkał w Sapphire River, więc praktycznie miał ten przybytek pod nosem. No to aż się prosiło, żeby tam podejść pewnego pięknego wieczoru, żeby poczuć ten klimat. A poczuł tak, że wyszedł po 20 minutach, bo ten tłum ludzi zaczął go wkurwiać. Już wolał siedzieć sam z psem w swojej chatce, bo jego chociaż nie musiał zabawiać rozmową. Ani Baggio go o nic specjalnie nie wypytywał…
–Co najwyżej możesz mi oddać za paliwo – stwierdził wzruszając ramionami i zapalając papierosa. – Nie, nie musisz się dorzucać do tego przedwczesnego bożonarodzeniowego prezentu. To wciąż mój informator, co oznacza że wściubianie w to nosa przez ciebie bez mojej wiedzy nie jest wskazane – dodał, żeby nie miała wątpliwości i nie pomyślała sobie przypadkiem, że nagle zaczął ją traktować jak równą sobie agentkę i NAPRAWDĘ stali się partnerami. O nie, nie, to niedorzeczne. Natomiast zaintrygowała go jej propozycja i nawet na tę okoliczność przeniósł na Annie swój wzrok.
– Brzmi spoko. Piszesz do niego? – spytał, bo tak zinterpretował jej nagłe sięgnięcie po telefon. Odczekał chwilę, w międzyczasie gasząc papierosa, a kiedy nie doczekał się żadnej reakcji z jej strony, spytał w końcu. – Co jest? Coś z twoim dzieciakiem? – spytał, bo intuicja (i mina Kobiety o Wielu Nazwiskach) podpowiadały mu, że wyjebało jakieś szambo. Nie to, żeby się o nią jakoś martwił, ale wolał wiedzieć, czy to koniec ich dzisiejszej wspólnej przygody, czy jednak podejdą do tej łodzi, o której mówiła…