lorne bay — lorne bay
34 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001 II outfit


„Przypominamy o zbliżającym się obowiązkowym szczepieniu”.
Jedna wiadomość i kocia mama rzuci prawie wszystko, by wyposażona w piękny transportem wybrać się do kliniki z jedną z trzech swoich największych miłości. Alpha, Beta i Omega były jej najcenniejszymi skarbami. Były mądre, wierne, zdolne i przede wszystkim nie były facetami. Nie musiała się martwić tym, że zrani uczucia którejś, traktowała je – jak na prawdziwą matkę przystało tak samo. Z resztą Joycelin już dawno odkryła, że nie ma w sobie nawet krzty instynktu macierzyńskiego do prawdziwym dzieci, bo zawsze za prawdziwym dzieckiem szła druga strona medalu, czyli mężczyzna, który tego malucha zmajstrował. Suvilla mając ledwie dwadzieścia kilka lat postanowiła zostać starą, ale jakże szczęśliwą panną i póki co wszystko szło według planu. Nie potrzebowała mężczyzny do szczęścia, nie potrzebowała nikogo innego do szczęścia. Jestem pewna, że gdy wyszła piosenka Miley Cyrus „Flowers” to Joy wałkowała ją okrągły miesiąc licząc, że wszystkie sąsiadki zrozumieją aluzję i w końcu pójdą tą samą drogą co ona. Oczywiście zdarzało się jej wepchnąć w niezobowiązujące relacje, bo choć miała siebie za samowystarczalną, to czasem miło było poleżeć w łóżku i pozwolić komuś się sobą zająć. Nad ranem jednak, a czasem nawet i szybciej wypraszała swoich gości, albo też sama uciekała i już nigdy więcej do tej znajomości się nie przyznawała, czyż to nie było życie idealne? Własny apartament, trzy koty, zero ograniczeń, mężczyźni do wyboru do koloru – bo z uwodzeniem mężczyzn brunetka radziła sobie dość dobrze. Wszyscy powinni być taką Joy! Naprawdę!
Siedziała dumna z siebie w poczekalni, co chwilę zaglądając do transportera by sprawdzić, czy jej ukochana Omega ma się dobrze, gdy kątem oka zauważyła jak mężczyzna, którego doskonale pamiętała wszedł do pomieszczenia. Nie mogłaby go zapomnieć, nie tak łatwo i z całą pewnością nie mogłaby odmówić mu urody, bo nawet teraz przykuł na dłuższą chwilę jej wzrok, choć powinna odwrócić głowę w drugą stronę i udawać, że go nie zna. Nie potrafiła jednak tak, co chwilę zerkała, a jej głowę atakowały coraz to dziwniejsze myśli.
Co on do cholery tutaj robi? Czy on mnie śledzi? Joycelin idiotko, widzisz, że ma ze sobą zwierzę, ale czemu też co chwilę na mnie spogląda?
Na obronę myśli brunetki pragnę dodać, że ona z całą pewnością w swoim trzydziestoczteroletnim życiu wiele takich sytuacji widziała. Dodatkowo seriale kryminalistyczne w których mężczyźni mieli obsesję na punkcie kobiet były jej wieczornym guilty pleasure, więc kiedy spojrzała na bruneta kolejny raz, a ich spojrzenia się spotkały pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Czy Ty masz jakiś problem? W czymś Ci pomóc? Czekaj, jestem pewna, że pamiętam Twoje imię, choć dobra, chyba jednak wyleciało mi z głowy – westchnęła wzruszając obojętnie ramionami i przekładając nogę na nogę wbiła w niego swój wzrok - Posłuchaj – i tu jakby nigdy nic przesiadła się kilka miejsc, by znaleźć się tuż obok niego, bo przecież nie będzie robić afery na całą klinikę. Była na to zbyt poważna!
- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś i czego ode mnie chcesz, ale ja nie jestem kompletnie zainteresowana, więc z łaski swojej odpuść, daj mi spokój i nie nachodź mnie w takich miejscach jak to – firmowym uśmiechem zakończyła swoją wypowiedź i jakby nigdy nic wróciła na swoje miejsce, bo przecież on na pewno jej tu szukał. Wcale nie mógł przyjść tak o, na wizytę! Był mężczyzną, chodziło tylko o jedno, a jak nie o to, to o zagonienie do kuchni i do brudnych skarpetek. Oj, nie takie numery z Joycelin!

gabriel webster
powitalny kokos
joy
leannie headley
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
S
Przez sypialnię (i inne powierzchnie użytkowe ananasowej farmy) Gabrysia przewijało się sporo kobiet i mężczyzn. Był hedonistą, żył z dnia na dzień i miał jeden cel: urzeczywistnić Ogród Rozkoszy Ziemskich w Lorne Bay. Nie chodziło zaraz o stworzenie życia pustego, w którym chodzi tylko o seks i rozpustę. Nie miał natomiast ani trochę powściągliwości jeśli chodziło o robienie rzeczy, które były przyjemne. Własne rozumienie moralności nie ograniczało go kompletnie: dopóki usłyszał wyraźną, entuzjastyczną zgodę drugiej osoby, lub grupy osób, chętnie przystępował do zabaw po których już tylko można było klepać zdrowaśki i wzywać egzorcystę. No, wedle oceny tych bardziej konserwatywnych mieszkańców miasteczka.
Był jednak bardzo ciepłym i przyjacielskim mężczyzną. Zatem gdy kupił farmę ananasów i znalazł na niej całe jedenaście kotów, do głowy mu nie przyszło wypraszać je z ich własnego domu. Bądź co bądź, były tam długo przed nim. Kitki zostały wykastrowane, wyleczone i od tamtej pory były jego najlepszymi przyjaciółmi. Dbał o nie bardziej, niż o siebie. Kochał je bardziej, niż siebie - a biorąc pod uwagę, że uważał się za cud natury, skala jego uczuć wobec kotów musiała być ogromna. Tego dnia zmartwił się tym, że Picatso wydawał się smutny. Wolniej przebierał łapkami podczas ananasowego spaceru i nie próbował upolować jaszczurki. Gabe zmartwił się conajmniej tak, jakby znalazł kota rzygającego krwią - i był już z tego w klinice znany, że panikował, przyjeżdżał bez powodu i tysiąc razy dopytywał, czy aby na pewno kitku przeżyje. W końcu większość jego kociarni to już seniorzy, był zatem gotowy na kolejne kocie pogrzeby, ale jeśli mógł rzucać gotówką w weterynarzy i oddalać ten problem, to wybór jest oczywisty.
Siedział sobie na krzesełku, Picatso grzecznie leżał na kolanach właściciela. Ubrany w eleganckie szelki. Kot, nie Gabryś. Mężczyzna, standardowo, nie ruszał się z domu bez garnituru. Musiał być elegancki. Poza tym… Cokolwiek innego próbował zakładać, to czuł się jak flejtuch.
Nagle po drugiej stronie pokoju zobaczył Joy, i nim zdążył się w ogóle przywitać już dostawał zjebkę, której zupełnie nie rozumiał. Twarz jego opanowała konsternacja, czoło zmarszczył, głowę przechylił delikatnie w bok. Niby wyrzucała z siebie kolejne słowa, ale on kompletnie nie wiedział o co jej chodzi. - Słucham? - odparł oburzony. - Jak śmiesz oskarżać mnie o symulowanie choroby Picatso. Tylko potwór zabiera kota do weterynarza bez wyraźnej nagłej pilnej przyczyny! - ironia stojąca za tym zdaniem pukała głośno do drzwi. Jeśli ktoś z pracowników to usłyszał, to już było wiadomo, że wyśmieje Gabrysia przy najbliższej okazji. On w tej klinice bywał w zasadzie wyłącznie bez wyraźnej nagłej pilnej przyczyny, ale jemu nie przetłumaczysz. Westchnął teatralnie. Ludzie im się przyglądali, ale na razie jeszcze wymiana zdań była dość cicha. - Najpierw mnie wykorzystałaś, a teraz oskarżasz o okrucieństwo nad zwierzętami? Wiedziałem, że nie można ci ufać odkąd chciałaś wypróbować pozycję żuraw i kiść winogron.
Im bardziej się denerwował jej atakiem, tym głośniejsze stawały się jego odpowiedzi. Jednocześnie ludzie w poczekalni słuchali z większą uwagą, trudno im się dziwić. - Żadna dobra kobieta nie wygina się w ten sposób. Już wtedy było jasne, że brakuje ci kręgosłupa moralnego!

Joycelin Suvilla
lorne bay — lorne bay
34 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nieważne kim był. Nieważne co przeżył i dokąd zmierzał. Mógł pracować nad lekiem na nowotwory, mógł zamiatać ulice i wywozić śmieci. Brunetkę kompletnie nie interesowało to, z kim miała spędzić noc. A przynajmniej nie dopytywała się o te wszystkie informacje, o które zazwyczaj wypytują kobiety. Nie chciała znać stanu jego konta, ani tym bardziej statusu związku. Im mniej wiedziała, tym było dla niej lepiej. Jedynie na co zwracała uwagę to aparycja, bo umówmy się, taka osoba musiała wyglądać na zadbaną i naprawdę jej się spodobać. No, a przynajmniej na tyle, by mógł dostać to co chciał, bo w logice Joycelin to nie ona wykorzystywała mężczyzn, ale oni ją. Który facet nie cieszyłby się z takiego układu? Wolna kobieta – więc nikt nie wybije Ci później zębów. Nie chciała się wiązać, więc nie musisz martwić się telefonami i obietnicami, byleby tylko dobrać się do jej majtek. W dodatku o nic nie pytała, niczego poza chwilą przyjemności i zapomnienia nie oczekiwała. Dla większości mężczyzn Joycelin była kobietą niemalże idealną. Gabriel oczywiście, do tej większości najwyraźniej nie należał, choć gdy się rankiem żegnali Suvilla zakładała, że mężczyzna jest po prostu miły, niżeli naprawdę będzie szukał z nią jeszcze kontaktu.
Jego obecność w klinice – w mniemaniu Joy, wręcz krzyczała zupełnie inaczej. Poczuła się niczym bohaterka kryminalnych powieści. Później jakiś przystojny detektyw wraz ze swoją partnerką służbową, która pewnie będzie miała problemy z alkoholem albo psychiczne – bo to przecież powielający się schemat, będą szukać Suvilli i znajdą się w tej samej poczekali, co oni znajdowali się teraz. I wtedy Ci wszyscy ludzie, którzy biedni czekali ze swoimi zwierzątkami, stresując się ich stanem, będą opowiadać o obecnej sytuacji, jak i o tym, że żałują, że nie wzięli ze sobą tu popcornu. Gabriel ewidentnie powinien przemyśleć swoje postępowanie.
Bo działo się! Kobieta kompletnie nie spodziewała się takiej reakcji, takiej jakby nie patrzeć otwartości, gdy bez najmniejszego skrępowania oznajmiał zebranym, cóż to oni robili. Była zdenerwowana, właściwie to była wściekła, a jej policzki przybrały jeszcze intensywniejszy czerwony kolor. Żaden dobry róż nie mógłby dać takiego efektu. Każde kolejne słowo ją denerwowało, ale przysłowiowym gwoździem do trumny było to, kiedy usłyszała, że ona go wykorzystała! Ona? Pozwoliła mu jednak skończyć, bo to kobieta z klasą była (nawet jeśli chwilę temu nie było tego widać), poczekała, a kiedy już skończył swoją wypowiedź krzyżując dłonie na piersiach pokręciła z niedowierzaniem głowo i uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła, zupełnie tak, jak wtedy gdy musi przekazać starszemu dziadkowi, który nie usłyszał co lekarz mówił, że niedługo umrze.
- Skończyłeś swoje żale? Zaproponowałeś mi drinka, próbowałeś poderwać, by ostatecznie zaproponować udanie się w ustronne miejsce, gdzie przez dłuższy czas nie miałeś wcale miny wielce poszkodowanego i wykorzystanego – prychnęła, bo dobra, wcale nie tylko on ją podrywał. Joy na pewno dołożyła swoje trzy grosze i nie pozostawała dłużna, gdy się poznawali, ale teraz? On nie mógł mieć racji i nie miał, a ona chciała się bronić. - Nie wiem, w którym momencie Twoje jęki były oznaką bólu egzystencjonalnego i rozczarowania tym jak dobrze potrafię się wyginać…- westchnęła cicho, bo cholera musiała się uspokoić. Chociaż troszeczkę. Nienawidziła robić takie sceny, a zwłaszcza z powodu mężczyzny. Była ponad to!
- Dobrze wiem, co próbujesz osiągnąć, robisz z siebie ofiarę, poszkodowanego, liczysz, że niby to przypadkowe spotkanie tutaj pokaże mi jak jesteś wspaniałą osobą, ja oczywiście zacznę do Ciebie latać jak ćma do światła, będę marionetką w Twoich dłoniach, byś ostatecznie po chwilowej zabawie znudzony odrzucił mnie w kąt. Wszyscy jesteście tacy sami, ale nie ze mną te numery. Nie musiałeś tu przychodzić, nie musisz wydzwaniać, nic Ci to nie da, więc błagam skończ, bo nieważne jak bardzo docenisz moją gibkość ja nie jestem zainteresowana – chciała postawić przysłowiową kropkę nad i, chciała by jej było górą, Tak bardzo irytował ją w tym momencie, choć złapała się na myślach, że nie bez powodu przed nim się złamała, bo niewiele ludzi wygląda tak dobrze w garniturze. Chociaż to było na jego plus, bo zachowanie – w odczuciu Joy było tragiczne.
- A Twój kot wygląda w porządku… - niemalże warknęła na końcu i sama kucnęła obok swojej ukochanej kotki. Musiała zobaczyć te miłe, świecące oczy by się trochę uspokoić.


gabriel webster
powitalny kokos
joy
leannie headley
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gabryś nie był ani psychopatą, ani stalkerem, ani nie miał obsesji na jej punkcie. Doskonale sobie radził z nieprzywiązywaniem się do jednorazowych partnerek. Natomiast, szczególnie dlatego że było ich wiele, dbał o to by żadna z nich nie czuła się wykorzystana. On nigdy nie podrywał kobiet w taki sposób, jak większość mężczyzn - żeby narobić nadziei, zawrócić w głowie a potem nigdy już nie zadzwonić. On już flirtując z kobietą, gdy przeczuwał że może coś z tego być, uprzejmie wyjaśniał, że nie szuka związku, jedynie koleżanki, i jeśli owa panna chce spędzić z nim noc - super, ale on chce być szczery, że nic dalej z tego nie będzie. Część kobiet na tym etapie dziękowała za szczerość i mówiła, że ok, to jednak nie. I w porządku! On nadal z nimi rozmawiał, śmiał się, stawiał drinki, komplementował. Nic się nie zmieniało. Nie podchodził do interakcji transakcyjnie. Reszta kobiet informowała, że im taki układ pasuje, jednorazowy seks i się żegnamy.
Tylko że Gabriel jest dżentelmenem i po każdej takiej nocy: oferuje, że zapłaci dziewczynie za taksówkę do domu, proponuje, że przygotuje jej szybkie śniadanie, czysty ręcznik w łazience dla gości, nawet miał osobny zestaw kobiecych kosmetyków żeby nie było jak w tych memach: „gdy chcesz się umyć u chłopaka, a on ma tylko jeden płyn, który jest do kibla, do zlewu, do dupy, do twarzy i do włosów”. Bardzo się starał nie być dupkiem i podchodził do tych jednorazowych nocy z szacunkiem. Dlatego próbował zadzwonić do Joy, zapytać co tam u niej, żeby nie było, że wyruchał i zostawił, jest taki jak wszyscy.
Tylko co z tego że się starał, skoro ona właśnie robiła mu scenę u weterynarza, powtarzając dokładnie te słowa: jesteś taki sam jak wszyscy.
To zabolało. Przegięła.
Odłożył Picatso na wolne krzesełko i wstał. Prostując się poprawił marynarkę i rozejrzał po pomieszczeniu. - Wypraszam sobie - prychnął zirytowany. - Proszę państwa, najmocniej przepraszam za zachowanie tej kobiety - wskazał na nią palcem, a co! Za swoje nie przepraszał, choć już głośno adresował wszystkich, którzy chcieli tylko czekać w kolejce. - Muszę sprostować te oszczerstwa. Tydzień temu uwiodła mnie. Chodziło jej tylko o moje ciało! - kontynuował oburzony. W samym tym twierdzeniu nie było nic złego, w końcu miała to być jednorazowa zabawa. Ale!!! Ona tu przy wszystkich przedstawiła sytuację tak, że on jej naobiecywał nie wiadomo co, miłość i ślub, wyruchał i zostawił, a teraz ją stalkuje u weterynarza??? Nie godził się na to. - rano chciałem jej zrobić śniadanie, ale uciekła. Nawet się nie pożegnała! Więc próbowałem zadzwonić… - kontynuował swój bardzo niestosowny monolog, którego słuchali jak zaczarowani dosłownie wszyscy - Żeby podziękować za mile spędzony czas i zapytać czy wszystko dobrze. Nie odbierała, więc dałem jej spokój. A teraz jestem w poczekalni, z moim umierającym, ciężko chorym kotem i muszę wysłuchiwać tych kłamstw na swój temat! Drodzy państwo, jeśli wam kiedyś przyjdzie do głowy iść do łóżka z tą kobietą - NIE WARTO! - na tym zakończył swój monolog. Do niej nie odezwał się wcale, bo gadała jak nienormalna. Za to przedstawił obcym ludziom skrót ich historii, żeby nikt sobie nie myślał, że jest jakimś seryjnym wykorzystywaczem niewinnych niewiast. Teraz usiadł na krzesełku, ponownie biorąc Picatso na kolana. Obraził się, nie patrzył nawet w jej stronę. Zerkał tylko w stronę drzwi gabinetu, czekając aż zostanie zawołany.

Joycelin Suvilla
ODPOWIEDZ
cron