barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Callie w barze widziała i słyszała już chyba wszystko. Najbardziej absurdalne historie, najbardziej smutne historie, łzy szczęścia i dumne toasty - to wszystko codzienność barmanki. Zwłaszcza takiej jak Callie, zorientowanej na klienta, zainteresowanej klientem i dostępnej dla klienta. Serio, powinna dostać podwyżkę za ruch i zamówienia jakie generowała - ale nigdy o to nie wnioskowała, bo duże napiwki rekompensowały jej adekwatnie włożony w pracę wysiłek. Oczywiście, w piątki koło 18 robiła się tabaka i nie było możliwości dłużej porozmawiać. Ani o chrzcinach, ani o aborcjach. Ani o ślubach, ani o rozwodach. Trzeba było pracować szybko i sprawnie, a jak tylko znalazła się chwila, sprzątnąć jak najwięcej i przygotować się na kolejny rzut klientów.
Jednak bar był otwarty także w dni robocze, od południa, i wtedy szans na głęboką interakcję z barmanką było wiele. Callie mogła na spokojnie pogodzić obsługiwanie przychodzących i odchodzących klientów z dłuższą rozmową z osobą siedzącą przy barze. Czasem klienci zagadywali sami, czasami to Callie inicjowała kontakt, widząc, że ktoś może tego potrzebować. Obserwowała. Dyskretnie, ale uważnie skanowała gości lokalu pod kątem potrzeb. To cecha dobrej barmanki. Komu kończył się alkohol? Kto długo zastanawiał się co zamówić? Kto stawał się zbyt pijany i komu należało odmówić kolejnej dolewki? Czy kobiety nie są napastowane przez wstawionych, nachalnych mężczyzn? Czy z toalet nie dobiegają krzyki? Wszystko to Callie miała na uwadze będąc w pracy. A dzisiaj jej uwagę zwrócił mężczyzna, który zamówił wodę. Niby nic dziwnego, zdarzało się, ale przecież nie był w ciąży. Może nie miał ochoty na alkohol, może brał leki, może jest trzeźwym alkoholikiem, a może lubi atmosferę baru i trzymanie szklanki, a nie lubi głupich decyzji, kaca i bólu głowy? Callie nie oceniała, i nie miała celu o to pytać. Uznała natomiast, że mężczyzna może być jednym z tych klientów, którzy potrzebują rozmowy. Dlatego gdy w miarę sprzątania baru przesunęła się w jego stronę, zagadała:
- Może zaproponuję coś jeszcze? - delikatnie, nienachalnie, ze wspierającym uśmiechem. - Mam kilka świetnych opcji 0% na zapleczu.
Skoro już siedział przy tej wodzie, bezpiecznie było założyć, że to właśnie ta propozycja jest najbardziej na miejscu. Opcji alkoholowych nie chciała mu proponować. Przede wszystkim dlatego, że jeśli z wyżej wymienionych powodów alkoholu nie pił, postawiłaby go w niezręcznej sytuacji: musiałby odmówić, i pewnie czuł przymus, by się wytłumaczyć. Zadaniem Callie było dbanie o to, by każdy gość baru czuł się bezpiecznie i komfortowo. Niezależnie od tego, co zamawiał. Dostrzegła natomiast, że mężczyzna wydaje się czymś zmartwiony. Postanowiła podjać ryzyko - najwyżej wyznaczy granicę i zakomunikuje, że nie jest chętny do rozmowy. - Coś cię męczy, prawda?

Ambrose Hennessy
sex on the beach
-
wyszedł z więzienia teraz pracuje w — porcie sapphire river
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
It's a long way down. I keep backing away from the edge. And it's a slow burn out. Like the fires that rage in my head
four. callie carter

Pożałował chwili, gdy przekroczył próg, jakby już było za późno, choć w rzeczywistości od baru dzieliło go jeszcze kilkanaście kroków, w każdej chwili mógł odwrócić na pięcie i wyjść… Był pewny, że to coś, co barmani oglądają bardzo często, choć gdy o tym pomyślał, oczami wyobraźni widział „starych bywalców” w poplamionych flanelowych koszulach, z resztą śniadania na brodzie, którzy przeliczyli drobniaki i zdecydowali się wyjść. Cóż, w tej chwili nie był od nich wiele lepszy…
Każdego innego dnia przeszedłby obok tych drzwi nie odrywając wzorku od chodnika. Każdego innego dnia, przynajmniej, odkąd nosił ten przeklęty żeton w kieszeni. Zaciskał na nim palce, ilekroć słyszał z tyłu głowy ten głos, który mówi, daj spokój, jeden drink nie zaszkodzi, jeden drink, nawet nie poczujesz. Doskonale rozpoznawał w tym głosie swój własny, nie byłby w stanie zliczyć, ile razy wykorzystywał tę wymówkę, ale dopiero próbując przekonać samego siebie, widział jaka była żałosna… Musiał pozwolić, aby ten kawałek plastiku boleśnie wbił się we wnętrze jego dłoni, aby przypomniał sobie, ile to wszystko jest warte.
Niewiele, myślał, co brzmiało jak kolejna słaba wymówka… ale pomyślał tak dopiero siedząc przy barze z do wpół opróżnioną szklanką. Wody.
To był błąd, to oczywiste. Podobnie jak powód, dla którego tu wszedł… Sam nie wiedział, czego się spodziewał, miał wrażenie, że moonlight zupełnie nie zmieniło się w ciągu tych ostatnich kilkunastu lat, a może po prostu chciał tak myśleć, to w końcu nic innego, jak żałosne poszukiwania ducha przeszłości, który nie chciał być znaleziony. Od dobrych kilkunastu minut, powtarzał sobie, że zamierza wyjść, już zaraz, tylko dopije szklankę, w zasadzie już wychodził. Myślami był już w połowie drogi do drzwi, ale nagle jego uszu dobiegł głos brunetki stojącej za barem. W odpowiedzi na jej słowa, uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową, ale chwilę później, dociera do niego, że to dość niegrzeczne, więc…
Dzięki — odezwał się, nim podniósł szklankę do ust i upił kolejny łyk. Cóż, człowiek siedzący przy barze ze szklanką wody w ręce to dość dziwnie, a przynajmniej Hennessy był tego zdania, ale bardzo możliwe, że nie był w tej kwestii obiektywny, ta jedna natrętna myśl jednak wystarczyła, by przekonał sam siebie, że brunetka uważa tak samo.
Coś cię męczy, prawda?
Nie takie miałem plany. — Zmusił się do uśmiechu, i niemal z takim samym trudem zmusił się, by na nią spojrzeć, bo wydawało mu się, że doskonale wiedział, co musiała sobie myśleć… — To aż tak widać czy to ten słynny barmański zmysł? — zapytał, odruchowo sięgając po szklankę, ale zorientował się, że jest pusta.
powitalny kokos
marcepan
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Pewnie wielu nowych klientów obawiało się oceny ze strony barmanki lub towarzystwa siedzącego w pobliżu. Rzeczywistość okazywała się jednak zupełnie inna - obcy zajęci byli swoimi sprawami i nie kontrolowali cudzych szklanek, a Callie choć obserwowała, to z ciekawością i chęcią udzielenia wsparcia. Nawet jeśli miało to być w formie delikatnego uśmiechu i nie podejmowania rozmowy- nie każdy tego chciał. Rozmowy przez bar miały też swój specjalny charakter. Nie obowiązywały zasady, które stanowią trzon terapii uzależnień chociażby. Callie nie była żadną tam specjalistką akademicką czy kliniczną, ale widziała już przed barem te same twarze, te same dylematy przez ostatnie blisko dziesięć lat. Takiego doświadczenia nie da się zdobyć w szkole. Miała więc udręczonym alkoholikom sporo do zaoferowania, ale nigdy się z tym nie narzucała. Nigdy nie zmuszała. Nigdy nie wzbudzała poczucia winy, czy presji. Jeśli Ambrose będzie chciał porozmawiać, to porozmawiają. Jeśli nie…
Odebrała mu pustą szklankę i wymieniła na czystą, napełnioną świeżą wodą. Woda w tym i wielu innych lokalach była za darmo, i całe szczęście, bo w australijskich upałach brak dostępu do wody pitnej faktycznie oznaczał zgony. -Nie widać - odpowiedziała pewnym tonem. Chciała go uspokoić. Pytanie które zadał zdradziło jego lęki - spójne z innymi osobami siedzącymi na jego krzesełku w dniach poprzednich. Nikt nie widział, na pewno nie. Nikt poza Callie, ale to już jej indywidualne predyspozycje i zboczenia zawodowe. -Barmański zmysł, własne doświadczenia, sztuka obserwacji… - zastanowiła się głośno. - Nie chcę zgadywać, z czym się mierzysz. Ale mogę powiedzieć, że więcej osób pije tutaj tylko wodę, niż ci się wydaje.
To nie miało na celu go pocieszyć. Miało natomiast pokazać, że nie był tutaj dziwolągiem na którego wszyscy zwracają uwagę, że nie ma tu skierowanych na niego neonowych strzałek jak w kreskówkach, że nie musiał sam sobie wkręcać zwiększonej widoczności. Callie siedziała w jego miejscu, metaforycznie, niejeden raz. Od około dwóch lat nie brała narkotyków, poza okazjonalnym skrętem na uspokojenie i jednym incydentem grzybowym ponad rok temu. Wcześniej? Chyba nie było substancji, której nie spróbowała. Miała i pieniądze, i drogę do kupna, już jako nastolatka. Miała też za sobą odwyk i w ostatnich dwóch miesiącach dużo wewnętrznych dyskusji o tym, czy może nic by się nie stało, gdyby sobie tylko trochę spróbowała. Na razie potrafiła oprzeć się pokusie, choć z każdym dniem było trudniej. Ją i klientów dzielił jednak bar, a przez bar Callie nigdy nie opowiada o sobie. Czasem pozwala sobie na nieszkodliwe wzmianki tu i tam, ale generalna zasada brzmiała: never cross the bar. Rozmowa musiała zatem być jednostronna, albo rozmowy nie będzie wcale. Musiała strzec swojej prywatności w miejscu pracy, w przeciwnym razie dawno musiałaby się zwolnić i przeprowadzić. -Możesz mi powiedzieć, jaki masz dylemat. Ściśle przestrzegam zasad poufności barmańskiej - takie nie istniały, ale to była dobra nazwa dla jej prywatnego przywiązania do zachowania wszystkiego co usłyszy dla siebie. Cicho się zaśmiała, nie patrząc na niego w ogóle, bo zaczęła właśnie szykować ćwiartki limonki na późniejsze zamówienia i nie chciała sobie odciąć palca.

Ambrose Hennessy
sex on the beach
-
wyszedł z więzienia teraz pracuje w — porcie sapphire river
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
It's a long way down. I keep backing away from the edge. And it's a slow burn out. Like the fires that rage in my head
Nie skłamałby, mówiąc, że nie dba o to, jakie zdanie mają o nim inni, nieznajomi, których prawdopodobnie nigdy więcej już nie pozna. On sam nie poświęcał im wiele uwagi, a nawet jeśli, wyłącznie po to, by stwierdzić, czy wymagają od niego jakiejkolwiek dodatkowej myśli, opinii czy złośliwości rzuconej pod nosem, na tyle głośno, że stanowiła pewne wyzwanie. Ta pozorna obojętność bez wątpienia miała związek z tym, z jaką łatwością przychodziło mu skłamać, co do tego jak się nazywa, kim jest i co tutaj robi… Robił to już wcześniej, wiele razy wcześniej. Ba! Był pewny, że gdyby posiedział tu dłużej, do baru weszłyby przynajmniej dwie osoby, którym w przeciągu ostatnich kilku tygodni przedstawił się dwoma różnymi imionami. I bardzo możliwe, że miałby problem z przypomnieniem sobie jak brzmiały.
Skinął lekko głową w podziękowaniu, gdy postawiła przed nim pełną szklankę, choć w tej chwili, o wiele bardziej wdzięczny był za to, że nieco odwlekła w czasie podjęcie przez niego decyzji. Przynajmniej w jego opinii, bo zdaje się, że miał na to swoją własną pokrętną logikę.
Mogę powiedzieć, że więcej osób pije tutaj tylko wodę, niż ci się wydaje.
Na te słowa mimowolnie zaśmiał się pod nosem, choć bez cienia wesołości, zdążył jednak pomyśleć, że jeśli miała zamiar go pocieszyć, powinien docenić jej intencje, zanim odparuje jakąś złośliwością, bynajmniej nie wymierzoną w jej osobę, tylko dlatego, że źle czuje się we własnej skórze, i szczerze wątpi, że cokolwiek teraz jest w stanie poprawić mu humor.
Właśnie dlatego, ludzie ufają barmanom za bardzo… albo wcale — mruknął, posyłając jej krótki uśmiech, nim uniósł szklankę do ust, by upić łyk wody, każdy kolejny przecież przybliżał go do chwili, gdy znowu stanie przed wyborem. Wstać i wyjść, poprosić o kolejną, albo… Sięgnął do kieszeni po złoty krążek, ten ostatni, który udało mu się zdobyć i jedyny, jaki zabrał ze sobą do Lorne. Żyć w zgodzie z samym sobą. Ktokolwiek zdecydował się umieścić na nim te słowa, musiał nie mieć pojęcia, jak wielkie pole do popisu daje ludziom, takim jak on, którzy dla własnych korzyści, potrafią nagiąć rzeczywistość na dziesiątki różnych sposobów.
Uśmiechnął się kątem ust, gdy wspomniała o zasadzie poufności barmańskiej, a może na dźwięk jej śmiechu. Gdy jednak odsunęła się, gdy sięgnąć po limonki i najzwyczajniej w świecie, zajęła swoimi sprawami, gdy nie czuł na sobie jej spojrzenia, słowa same zaczęły cisnąć mu się na usta.
W Sidney był taki bar… — zaczął, choć z lekkim wahaniem, jakby sam nie był pewny, czy chce usłyszeć resztę zdania. W nerwowym odruchu stukał brzegiem plastikowego krążka po blacie. — Na ladzie stał całkiem spory słoik wypełniony do połowy żetonami, a przy nim kartka z napisem, „darmowy shoot za każdy rok — Ostatnie słowa wypowiedział z wolna, jakby oczami wyobraźni sunął wzrokiem po koślawie zapisanych literach. — Zgaduję, że takiego nie masz?
Tak. Decyzja, przed którą sam siebie postawił — bo trudno szukać tu jakiejkolwiek siły wyższej — była z rodzaju tych niemożliwych do podjęcia, bo człowiek doskonale wie, która z nich jest zła, a jednak…

callie carter
powitalny kokos
marcepan
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Szklanka przy barze nie różniła się wcale od papierosa w dłoni. Pamięć ciała; nałogowcom często brakowało nie tyle substancji, której organizm przestał się domagać, a sekwencji ruchów do której ciało było przyzwyczajone. Trzymania czegoś w dłoni. Czegoś, co odwróciłoby uwagę. Callie potrafiła dostrzec tę potrzebę i na nią odpowiedzieć; jak się okazywało, całkiem nieźle. Ale reputacja barmanki premium w Lorne nie wzięła się przecież znikąd, pracowała na nią od dawna.
Jeszcze w Brisbane będąc barmanką nie musiała przejmować się takimi pierdołami jak limonki, zapas lodu, czyste szklanki czy poziom zatowarowania baru; miała od tego pomocnika, który drinków nie mógł robić, piwo mógł lać czasem jak się dobrze zachowywał. Lorne rządziło się jednak swoimi prawami, w Moonlight była pracowników garstka i ostatecznie rządziła nimi zasada all hands on deck. Carter nie narzekała, w luźniejsze wieczory nie było tak trudno wszystkiego ogarnąć. Ta sytuacja zdecydowanie miała plusy - Ambrose przynajmniej nie czuł się osaczony jej obecnością. Świadoma jego dylematu z ukrytym zadowoleniem przyjęła jego kolejne słowa. To lepiej, że chciał się odzywać… Prawdziwy problem, prawdziwy dramat odbywał się zawsze w ciszy. Dopóki człowiek mówi, to na czymś mu zależy. Dopóki krzyczy, albo płacze, to o coś walczy. Dopóki komunikuje, to liczy na odpowiedź. Kiedy przestaje to robić, kiedy zaczyna prawdziwie milczeć, wtedy wkracza w niebezpieczną ścieżkę z której często nie ma powrotu. Zachowała te wnioski dla siebie, naturalnie, ale skierowała ciało w kierunku mężczyzny żeby okazać, że słucha i nie lekceważy. Na krótką chwilę podniosła na niego spojrzenie. - Nie mam - potwierdziła - ale ktokolwiek to wymyślił ma okrutne poczucie humoru - skwitowała idiotyczny i krzywdzący słoik bez większych oporów. Milczała chwilę; dobranie następnych słów nie należało do najłatwiejszych czynności. No właśnie - niby było jasne, co powinien zrobić… A jednak. Zdaniem Callie zresztą to, czy kupi u niej to piwo czy nie kupi wcale nie miało takiego znaczenia. Jego dzisiejszy dylemat, posiadówka przy wodzie, to był tylko objaw czegoś głębszego. Mogłaby mu teraz zaoferować monolog o teorii relacji z obiektem, czy teorii relacji więzi… Substancja zastępuje mu obiekt przywiązaniowy, którym kiedyś powinien być rodzic. Substancja stała się schronieniem. A ze schronienia trudno jest zrezygnować, gdy się nie miało w przeszłości innych, bezpiecznych i zdrowych schronień w postaci bliskich. Tragiczny paradoks polegał na tym, że bycie w czynnym uzależnieniu zamykało drogę do zbudowania dobrych relacji, które zastąpiłyby potrzebę sięgania po substancję… Błędne koło. - Przeczytałam kiedyś coś takiego: „Nie wszyscy ludzie, którzy doświadczyli traumy są uzależnieni. Ale wszyscy uzależnieni doświadczyli traumy” - zacytowała miękko, patrząc w jego stronę z pokrzepiającym uśmiechem - jednak nie celowała spojrzeniem w jego twarz. Zawiesiła wzrok na obracanym w dłoni żetonie. - Myślę, że musisz być bardzo samotny - dodała prawie szeptem; poniekąd bała się wygłaszać takie oceny, jednak domyślała się, że gdyby miał w swoim życiu prawdziwą, bezpieczną bliskość, nie siedziałby teraz z żetonem konwersując z obcą barmanką. - Zamówienie piwa, czy drinka... Tylko tę samotność pogłębi. Sam musisz sobie odpowiedzieć, czy warto...
I tylko bardziej go odsunie od szukania bezpiecznego schronienia.

Ambrose Hennessy
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ