pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Chris Haynes nienawidził poznawać nowych ludzi. Niezależnie czy były to kobiety czy też mężczyźni- do jednych i drugich przejawiał niesamowity dystans, jeśli temu poznaniu nie towarzyszyły procenty. Po nich potrafił nawet przemienić się w duszę towarzystwa, a już na pewno łatwiej przychodziło mu zarywanie dziewczyn na jedną noc, choć musiał skubany przyznać, że akurat z tym rzadko miał problemy.
Wynikało to głównie z jego wyglądu, który budził oczywiste skojarzenia z mięśniakiem z siłowni, który bardzo o siebie dba. Czasami słyszał nawet od byłej żony, że wygląda jak Ken i jak tak dalej pójdzie to spalą go na fali ekologicznego potępienia dla plastiku. Everleigh nie wyobrażała sobie nawet jak za nią tęsknił.
Na niej (i ostatnio na Constance, ale to było dziwne) zamykała się lista osób, z którymi był w stanie dogadać się bez niezręcznych momentów ciszy bądź zażenowania. W innych warunkach pewnie budziłoby to w nim pewnego rodzaju niepokój, ale przecież nikt mu nie płacił za jakieś wybitne konwersacje, więc mógł skupić się głównie na pisaniu w spokoju.
Szkoda jednak, że nawet ten proces szybko dobiegł końca i musiał (całkiem na trzeźwo) skupić się na poznaniu swojej nowej redaktorki. Tej samej, która od dwóch miesięcy katowała go uwagami i której już zrobił laleczkę voodoo, by się w odpowiedni sposób na niej wyżyć.
Skoro jednak była w stanie wsiąść do samolotu to chyba był kiepski w te afrykańskie czary, bo kilkakrotnie usiłował oderwać jej nogę. Najwyraźniej bezskutecznie i był wściekły na siebie, że nie wyszło, bo wówczas nie musiałby jechać przez całe miasto z całym czarnym labradorem, którego wreszcie otrzymał w spadku po Ever, podróżującej gdzieś po świecie.
Nie dość, że musiał znaleźć miejsce, gdzie pies był mile widziany- a to niestety nie był standard- to na dodatek okazało się, że kompletnie nie ogarnia, gdzie to jest, więc kluczył samochodem tu i ówdzie. Nareszcie jednak wylądował w odpowiednim miejscu, a Werter na smyczy, choć jedyne co mógł zrobić tej przemądrzałej redaktorce to ją wylizać i to nawet nie w tak perwersyjny sposób.
Czasami nienawidził łagodności tego zwierzaka, ale wszystkiemu winna była jego eks, która nadała mu tak ciotowate imię ku zgrozie pisarza, który wprawdzie Goethe’ego uwielbiał (a kto go nie uwielbia?), ale już za Fausta, a nie za te wynurzenia młodego emo. Pełen równie niedorzecznych myśli ruszył, by zająć odpowiednie miejsce przy stoliku i zaczekać na kobietę, która klasycznie się spóźniała.
Co one wszystkie miały z tym czasem?
Czy on inaczej płynął dla ludzi z macicami? A może zwyczajnie nikt nie nauczył ich obsługi zegarka? Zdecydowanie był tym faktem poirytowany, jak i tym, że kiedy wreszcie niewiasta się objawiła, jego mordercza bestia zerwała mu się ze smyczy i pobiegła od razu do niej, by się przywitać.
- WERTER, DO CHOLERY, NIE LIŻEMY OBCYCH BAB! - ale było już za późno, bo całym cielskiem rzucił się na nią i tylko prędki refleks Chrisa sprawił, że nie wylądowała na podłodze, a w jego umięśnionych ramionach. - Mój pies zwariował, sorry - a mógł ją puścić, a wtedy uderzyłaby głową o kant stolika obok i byłoby po kłopocie.
Zadział jednak instynkt wybawcy, który najwyraźniej był jeszcze u niego całkiem silny.

Rilla Middleton
zdolny delfin
enchante #8234
Korektorka — wydawnictwo Allen & Unwin
39 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rilla Middleton również nie lubiła poznawać nowych ludzi. Bardziej dotyczyło to jednak mężczyzn niż kobiet. Co było lekko zabawne, ponieważ miała męża od trzynastu lat, więc powinna mieć doświadczenie w rozmowach z nimi. Zdawała sobie sprawę, że w tym aspekcie zachowuje się jakby nadal miała trzynaście lat, jednak nic nie mogła na to poradzić. Pomimo jej najszczerszych chęci, poznanie nieznajomego mężczyzny przyprawiało ją o ból głowy i skręt żołądka. A jeśli dodatkowo ten mężczyzna miał wygląd greckiego boga lub - jak wolał - Kena, to już w ogóle robiła się czerwona na twarzy jak buraczek i już w ogóle nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie miała zbyt dobrego doświadczenia z chłopakami, kiedy była nastolatką. Ci zazwyczaj wyśmiewali się z jej nieśmiałości i specjalnie do niej zagadywali, byle tylko ośmieszyć ją przed forum klasowym, bo albo powie coś głupiego albo nic i się speszy. Niestety wszystko to trwało zdecydowanie za długo i teraz, mając prawie czterdzieści lat, reagowała dokładnie tak samo mimo, iż nikt jej już specjalnie nie dokuczał. Pan Middleton był wyjątkiem. Jedynym mężczyzną w jej życiu, którego po prostu się nie bała.
Chrisa Haynesa znała głównie z korespondencji mailowej, jaką wymieniali między sobą od dwóch miesięcy. Przez internet było prościej, dlatego miała zamiar dobrze wykonać swoją pracę i nie szczędziła mu swoich uwag. Problem zaczął się w momencie przeprowadzki Rilli do Australii. Konkretnie do Lorne Bay, w którym jak się okazało, mieszkał jej nowy, literacki nabytek. Dopiero kilka dni po przeprowadzce w to miejsce zdała sobie sprawę z tego, że już nie ma wymówki, by nie spotkać się z nim twarzą w twarz. No cóż, życie. I tak musiały minąć dobre dwa tygodnie, zanim zdecydowała się na spotkanie.
Denerwowała się przeokropnie. Nie tylko dlatego, że był mężczyzną i doskonale wiedziała jak wygląda (ma przecież internet, nie), to jeszcze na dodatek niekoniecznie był zadowolony z jej wszystkich uwag dotyczących książki, co dało się odczuć w treści wymienianych maili. A ona nie mogła przecież z nim swobodnie dyskutować i przedstawiać swoich racji w ten sposób! Szybciej skapituluje i spieprzy robotę, niż postawi na swoim.
Przez to, dzień wcześniej pojechała do Camelii uzyskać mentalne wsparcie, które oczywiście skończyło się piciem wina i poprawianiem erotycznych fragmentów książki Gilmore. Nie srogim piciem, ale i tak Rilla obudziła się na kacu i do tego jeszcze zaspała. Wyszykowała się szybciutko i nawet udało jej się wyjść z domu przed czasem, ale tutaj pojawił się inny problem. Nie znała Lorne Bay. Przynajmniej nie w takim stopniu, by swobodnie mogła sobie chodzić od knajpy do knajpy bez żadnego przewodnika. No więc się spóźniła. Nie jakoś mocno, ale z daleka już widziała poirytowanie malujące się na twarzy Haynesa. Już przywołała na usta uśmiech. Już podbiegała do drzwi knajpki, by jak najszybciej znaleźć się w środku. Już szła do stolika i otwierała usta by jakoś się ze swojego spóźnienia wytłumaczyć, gdy nagle coś wielkiego na nią skoczyło, a ona sama upadła. Tylko, że nie na podłogę. Kilka sekund zajęło jej zorientowanie się, że zamiast pod nogami innych klientów, wylądowała w ramionach mężczyzny, który na nią czekał. Umięśnionych ramionach obcego mężczyzny. Zaraz wszystkie jej mięśnie zesztywniały, a na policzkach wykwitły rumieńce, które w szybkim tempie rozlały się na całą twarz.
- Yyy… Jasne, nie ma sprawy - wydukała nieskładnie, mówiąc pierwsze co przyszło jej do głowy. Próbowała jak najszybciej sama wyswobodzić się z jego ramion, ale niestety musiał jej w tym pomóc. Uśmiechnęła się niezręcznie i kiedy Haynes uspokajał swojego psa, ona stała jak ostatni debil i patrzyła się na jego próby. Nie tak to miało wyglądać. Chciała się zapaść pod ziemię, a w ogóle najchętniej odwołać to wszystko i po prostu iść do domu. Nienawidziła siebie za takie reakcje. Za to, że nie potrafiła obrócić sytuacji w żart, powiedzieć czegoś, co polepszy atmosferę. Nie było sensu kryć, że zależało jej na opinii innych. Mniej niż kiedyś ale mimo wszystko przeszkadzała jej myśl, że ktoś może uważać ją za idiotkę. A Haynes na pewno tak o niej pomyślał po tym, co właśnie odstawiała.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Mało kobiet miało ten przywilej, żeby móc mu mówić, co ma robić. Na palcach jednej ręki policzyłby przedstawicielki płci żeńskiej, które były dla niego tylko ważne, by zgadzać się z ich opiniami. Nie miał szczęścia do przyjaciółek, bo trudno było utrzymać taką relację, skoro prędzej czy później lądowali w łóżku. Może i był zapatrzonym w siebie narcyzem, ale wiedział, że zazwyczaj kończy się to nieodwzajemnioną miłością, więc jak mógł ryzykować. Jedyną dziewczyną, którą szanował, była jego eks i cóż, szanował ją na tyle, że ją zdradzał, gdy byli małżeństwem. Można było więc z pewnością stwierdzić, że żadnym materiałem na dobre relacje damsko- męskie nie bywał.
Z tego też względu nie sądził, że jest mniej żałosny niż jego nowa współpracownica, choć pewnie ta pani (panna?) zabiłaby go za takie określenie jej funkcji w jego życiu. Pewnie wyskoczyłaby mu z jakąś feministyczną gadką, więc wolał jak na razie zgrywać rycerza na białym koniu, który ratuje niewiastę przed swoim własnym rumakiem. A raczej przed bestią, która rozochociła się na tyle, że była gotowa swatać go z każdą, ładną panienką w promieniu dziesięciu mil.
To zabawne, bo właśnie Werter zazwyczaj wybierał tylko te piękne kobiety ignorując teatralnie wszystkie te, które nie wpisywały się w kanon Haynesa. Inna sprawa, że ostatnimi czasy korzystał pełnymi garściami z życia kawalera, więc większość była całkiem w jego guście, ale jego pies był bardziej wybredny. Można było stwierdzić, że to był jeden z bardziej wyszukanych komplementów, kierowanych w jej stronę.
Nie zamierzał jednak (dzięki Bogu!) się z nią tym dzielić, bo skupiony był na tym, by po pierwsze, przywrócić ją do pionu, a po drugie, dać swojemu psu reprymendę, którą zbył jednym szczeknięciem.
Nie z Chrisem takie numery.
Na szczęście jednak położył się w końcu u jego stóp i schował głowę czując się jak winowajca. Haynes za to miał wreszcie czas, by spojrzeć na kobietę, którą dotąd znał z całkiem kąśliwych maili i choć nie było tu szans na romans jak z Masz wiadomość i tak poczuł się nią zaintrygowany.
Jej dukaniem też, bo większość kobiet w jego obecności zgrywała jakieś popieprzone femme fatale i czasami miał tego po dziurki w nosie.
- Nie sądziłem, że spotkamy się kiedyś na żywo. To jest ten moment, w którym pragnę cię przeprosić za nadużywanie capsa w moich mailach - zaśmiał się i gdy kelner wyrósł przed nimi, spojrzał na nią wyczekująco. Chętnie by się napił czegoś mocniejszego, ale znowu się rozniesie, że jest alkoholikiem, więc może powinien spróbować od kawy, a potem ewentualnie przejść do czegoś innego. Nie wiedział jeszcze z kim ma do czynienia, więc musiał być absolutnie ostrożny. Poza tym był na fali wznoszącej i słabo by było, gdyby to wszystko zaprzepaścił, bo był człowiekiem słabej wiary i jeszcze słabszej głowy, która czasami doprowadzała go do skrajnego upojenia alkoholem. Nie zamierzał jednak dzielić się z nią tymi rozterkami i odkrywał właśnie, że coś mu się stało ostatnio w głowę, bo jak na siebie stał się dziwnie wycofany.
Najwyraźniej jednak pewne relacje- nawet te toksyczne- zostawiały ogromny ślad na psychice, skoro ktoś taki jak Chris umiał się zmienić i nie próbował od razu zawłaszczyć zainteresowania tej kobiety swoją osobą. Nie, żeby jeszcze miała się czym interesować, bo uważał, że najciekawszy u niego jest pies, ale podejrzewał, że gdy sprzedaż się rozkręci, znowu zaczną wynajdywać mu coś intrygującego. W końcu tak działała sprzedaż książki- na zasadach, z którymi Haynes niekoniecznie musiał się zgadzać.
- To od czego zaczynamy? - zagadnął w końcu, bo mniemał, że już nieco się otrząsnęła z pierwszego wrażenia i mogą nareszcie zająć się pracą, która już i tak była przesunięta, bo zachciało się jej przeprowadzać.
Tak, Chris Haynes nie zamierzał jej oszczędzać.

Rilla Middleton
zdolny delfin
enchante #8234
Korektorka — wydawnictwo Allen & Unwin
39 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rilla była… Cóż, jedyna w swoim rodzaju i nie, nie był to komplement. Nie miała wielkiego doświadczenia w jakichkolwiek relacjach damsko-męskich, chociaż była mężatką od trzynastu lat. Miała czterdzieści (prawie) lat, a nadal paraliżował ją strach w rozmowie z mężczyzną, który w żaden sposób nie był nią zainteresowany. Mówiła wszystkim na około, że ma męża, chociaż prawda wyglądała tak, że sama nie wiedziała kim tak w ogóle jest. Nie mieli z mężem rozwodu, byli tylko w separacji. Więc niby była mężatką ale nie żyła ze swoim mężem, więc niby mogła spotykać się z innymi mężczyznami, ale nie była przecież panną ani rozwódką. Zresztą, czy ona w ogóle chciała zmieniać swój status? Nie podjęła decyzji o rozwodzie, bo nie wiedziała czy go w ogóle chce. No bo z drugiej strony miałaby w ten sposób pozbyć się jedynego mężczyzny, którego się nie bała. A znowu z trzeciej i tak każde z nich żyło osobnym życiem, więc co za różnica? Nie uważała się za osobę skomplikowaną, wprost przeciwnie. Uważała, że jest całkiem prosta w obsłudze. Po prostu nie potrafiła podjąć ostatecznych decyzji i przez to robił jej się chaos w życiu. I nie, nie wyskoczyłaby z feministyczną gadką. Po pierwsze byłoby jej wstyd, a po drugie zupełnie nie była targetem tego ruchu społecznego, więc nawet nie przyszłoby jej do głowy, by coś takiego powiedzieć.
- Cóż… Moje uwagi też nie należały do najprzyjemniejszych - odwzajemniła uśmiech. Niewymuszony aczkolwiek było po niej widać, że niezręczny. Chciała jeszcze doprecyzować, że może nie tyle same uwagi były nieprzyjemne (bo te akurat były trafione), co raczej sposób w jaki o nich pisała. Wkurzał ją tym caps lockiem, a ponieważ nie wiedzieli się na żywo, łatwiej jej było wyżywać się na nim słowem pisanym. Dopiero po fakcie orientowała się, że trochę przesadziła i mogła jednak przeczytać tego maila przez wysłaniem. Obiecywała sobie solennie, że następnym razem tak zrobi. A potem nadchodził ten następny raz i sytuacja się powtarzała.
- Czarną kawę poproszę - uśmiechnęła się do kelnerki, składając swoje zamówienie. Jak miło się złożyło, że spotkali się akurat o tej porze, w której Rilla zazwyczaj pijała swój ulubiony napój. Co do alkoholu, nie miała do niego awersji. Zdarzało jej się pod wpływem pracować z Camelią nad jej powieścią. Aczkolwiek prawda, nie miała takiego problemu jak Chris. Nawet nie wiedziała, że siedzący przed nią mężczyzna w ogóle ma jakiś problem. Znaczy, słyszała plotki. Ludzie gadali w wydawnictwie, a Marilla nie była przecież ich pierwszą redaktorką, która współpracowała z Chrisem Haynesem. A ona starała się nie wierzyć w plotki i dawała ludziom kredyt zaufania. No chyba, że chodziło o towarzyskie relacje damsko-męskie - tutaj pojawiał się wiadomy problem.
- Tak. Ekhem. No więc, musieliśmy przerwać pracę z mojego powodu, ale to powinno dać tobie… Panu… Tobi… Czy my jesteśmy w końcu na ty czy nie na ty - zmrużyła oczy patrząc na mężczyznę, wcale nie dlatego że jej coś w te gały świeciło. Zawstydziła się mocno, bo znowu zrobiła z siebie głupka i chyba myślała, że jak zmruży oczy to mniej będzie widać jak bardzo jest z tego powodu zestresowana. No niekoniecznie tak to działa.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Byłoby to zdecydowanie nieprofesjonalne, gdyby wchodził z butami w jej życie prywatne, choć przewidywał, że znajduje się w nim niezły rozpierdol. Tak zazwyczaj to działało, że im bardziej ktoś poświęcał czas pracy, tym mocniej cierpiało życie prywatne. Wszyscy opowiadali o balansie między jednym i drugim, ale Haynes jeszcze nie poznał osoby, której by to się udało. Niezależnie od tego jak mówiono o branży wydawniczej i pisarskiej to nie były to na tyle łatwe dziedziny, by dało się wykonywać zadania w regularnym czasie pracy, a to już nastręczało masę problemów i zobowiązań. W jego wypadku dochodził do tego jeszcze solidny research, który czasami mógł skończyć się nawet tragicznie. Nic dziwnego, że przy wydaniu książki towarzyszył mu niesamowity strach i poczucie, że jeśli ktoś zbyt dosłownie odczyta pewne treści to może być to ostatnia książka w jego życiu.
Jak dotąd jeszcze żył i nie zabiły go żadne porachunki gangsterskie (o tym w następnej części jego bestsellera) ani wątroba, która miała dość alkoholu, a tym bardziej nie jej wredne komentarze, które śniły mu się po nocach na równi z krytyką Constance. W tamtym wypadku jednak posunął się do tego, by zbałamucić hakera i zdobyć jej adres. W tym zaś wystarczyła niewinna przeprowadzka i miał już Rillę na haku w towarzystwie swojego psa, który najwyraźniej już zdążył ją polubić.
- Widać było w nich frustracje niespełnionej kobiety, ale to jest kwestia do dyskusji zapewne - cóż, za miły to on nigdy nie bywał, ale przynajmniej nie ukrywał swoich zamiarów, a słyszał, że szczerość jest cenną zazdrością. Zazwyczaj dowiadywał się tego od kobiet, które za kilka słów prawdy były gotowe go ubiczować, więc był zaintrygowany tym jak będzie w tym wypadku i czy wreszcie nie dostanie kubkiem gorącej kawy prosto w łeb. Powinien ją przestrzec, by uważała na twarz, bo jest ona kradziona od nieboszczyka, ale jak na razie kulturalnie się z nią zgodził i również zamówił paliwo dla pisarzy, choć przyprawione kropelkami (chyba całą szklanką) whisky.
Uśmiechnął się i ponownie spojrzał na nią z zainteresowaniem, gdy zaczęła się plątać bardziej niż przed sekundą, gdy praktycznie wylądowała na nim za sprawą Wertera. Najwyraźniej wciąż działał na kobiety, a już ostatnio myślał, że zdziadział i że te wszelkie próby wyrwania dwudziestolatki to pokaz jego kwiczącej ze starości męskości. Być może jednak nie było aż tak źle i był gotów wyśpiewać peany dziękczynne na część tej niby sfrustrowanej istoty.
Jak na razie wyciągnął nonszalancko dłoń w jej kierunku.
- Chris jestem - nie zamierzał przecież być na pan z kobietą, która pewnie nie była aż tak bardzo młodsza od niego. Pewnie te poniżej jej wieku zapraszał do łóżka, więc nie zamierzał grać wobec niej surowego belfra. - I zostawmy to, zwłaszcza że złożono mi propozycję kolejnej części i chcę, byś ty się tym zajęła od strony wydawnictwa. Wiem, że jesteś na mnie wściekła, że się nie dogadujemy poza capsem i właśnie tego potrzebuję. Batu nad sobą, a nie kolejnej idiotki, która się nade mną spuszcza, bo jestem genialny - wyjaśnił od niechcenia, ale bardzo zgodnie z tym co chciał jej przekazać zanim poznał ją na żywo i dowiedział się, że jest całkiem urocza.

Rilla Middleton
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ