coming back home
: 06 lip 2023, 23:36
comfy road trip style
Była wykończona, ale przy tym czuła się też dziwnie lekka. Jakby przez ostatnie pięć dni i za przejechanymi w trakcie nich ponad dwóch i pół tysiącach kilometrów (nie spieszyła się za bardzo i nie szczędziła sobie przystanków i spacerów) pozostawiła ogromny ciężar. I może tak właśnie było...
Hugo zaczął do niej wydzwaniać dopiero trzeciego dnia, co w pierwszej chwili przyjęła przebijającym się przez puszczoną w samochodzie muzykę gromkim śmiechem. Dopiero później, leżąc samotnie na niewygodnym łóżku w przydrożnym motelu, zaczęła płakać. Nie złamała się jednak i kolejnych telefonów również nie odebrała, pozwalając sobie tylko od czasu do czasu przeczytać smsy, którymi ją bombardował, zanim usuwała je w niebyt. Oszukiwała się, że zamknęła ten rozdział, że Hugo w końcu odpuści, że przecież i tak jej tak naprawdę nie kochał i nie będzie przecież pokonywał za nią prawie całego wschodniego wybrzeża Australii. Podskórnie wiedziała, że to nieprawda. Że jego ego i zaborczość nie pozwolą jej tak po prostu odejść, ale jeszcze przed dojazdem do Lorne Bay udało jej się te wrażenie zagłuszyć. Uwolniła się, zaczynała na nowo i tym razem nie popełni tak głupich błędów...
- Dobra, widzę cię! - zawołała podekscytowana, kończąc trwającą ostatnie dziesięć minut rozmowę, podczas której Terence nawigował ją przez drogi miasteczka. Skręciła, wjeżdżając przez otwartą bramkę na teren farmy - JEJ farmy - i zatrzymała się zaraz za nią. Wyskoczyła z auta, nie zamykając za sobą nawet drzwi i podbiegła do brata, by rzucić mu się na szyję i mocno przytulić. - Tęskniłam! - zawołała mu do ucha. Oczywiście utrzymywali ze sobą kontakt, ale przez długi czas jej wyjazdu był on raczej sporadyczny, można wręcz powiedzieć "odświętny". Dopiero niedawno, kiedy zdecydowała się tu wrócić i potrzebowała mocno czyjejś pomocy tutaj, na miejscu, zaczęli rozmawiać ze sobą prawie codziennie. Nie zawiódł... choć przecież miał pełne prawo olać ją i problemy, które sama na siebie sprowadziła.
terence burkhart
Była wykończona, ale przy tym czuła się też dziwnie lekka. Jakby przez ostatnie pięć dni i za przejechanymi w trakcie nich ponad dwóch i pół tysiącach kilometrów (nie spieszyła się za bardzo i nie szczędziła sobie przystanków i spacerów) pozostawiła ogromny ciężar. I może tak właśnie było...
Hugo zaczął do niej wydzwaniać dopiero trzeciego dnia, co w pierwszej chwili przyjęła przebijającym się przez puszczoną w samochodzie muzykę gromkim śmiechem. Dopiero później, leżąc samotnie na niewygodnym łóżku w przydrożnym motelu, zaczęła płakać. Nie złamała się jednak i kolejnych telefonów również nie odebrała, pozwalając sobie tylko od czasu do czasu przeczytać smsy, którymi ją bombardował, zanim usuwała je w niebyt. Oszukiwała się, że zamknęła ten rozdział, że Hugo w końcu odpuści, że przecież i tak jej tak naprawdę nie kochał i nie będzie przecież pokonywał za nią prawie całego wschodniego wybrzeża Australii. Podskórnie wiedziała, że to nieprawda. Że jego ego i zaborczość nie pozwolą jej tak po prostu odejść, ale jeszcze przed dojazdem do Lorne Bay udało jej się te wrażenie zagłuszyć. Uwolniła się, zaczynała na nowo i tym razem nie popełni tak głupich błędów...
- Dobra, widzę cię! - zawołała podekscytowana, kończąc trwającą ostatnie dziesięć minut rozmowę, podczas której Terence nawigował ją przez drogi miasteczka. Skręciła, wjeżdżając przez otwartą bramkę na teren farmy - JEJ farmy - i zatrzymała się zaraz za nią. Wyskoczyła z auta, nie zamykając za sobą nawet drzwi i podbiegła do brata, by rzucić mu się na szyję i mocno przytulić. - Tęskniłam! - zawołała mu do ucha. Oczywiście utrzymywali ze sobą kontakt, ale przez długi czas jej wyjazdu był on raczej sporadyczny, można wręcz powiedzieć "odświętny". Dopiero niedawno, kiedy zdecydowała się tu wrócić i potrzebowała mocno czyjejś pomocy tutaj, na miejscu, zaczęli rozmawiać ze sobą prawie codziennie. Nie zawiódł... choć przecież miał pełne prawo olać ją i problemy, które sama na siebie sprowadziła.
terence burkhart