: 01 sie 2023, 12:04
Każda kobieta powinna doświadczyć choćby raz w życiu czegoś takiego. Ten podziw na twarzach całej trójki, ta bezkresna miłość i oddanie we wzroku Angelo — to uczucie nie mogło równać się z żadnym innym. Już wiedziała, że wybór był idealny, poczuła się jak księżniczka, rodem z bajek Disneya, która tak uwielbia. Oby tylko nie zgubić pantofelka, oby książęta nie zmienili się w żaby, oby nie obudziła się ze śpiączki w szpitalnym łóżku, kiedy wybije północ, bo to było jak sen, serio... Jakby rozbijając się tym samochodem, mocno uszkodziła sobie głowę i wszystko teraz toczyło się w niej, a jej ciało spoczywało w szpitalnym łóżku, podpięte do kabli i respiratora.
Tego właśnie pragnęła! Widzieć podziw w oczach ukochanego, to dla niego chciała być tak piękna i silna, pokazać mu całą sobą, że jej miłość nie jest chwilowa, że po powrocie do domu nagle się nie rozmyśli i nie stwierdzi, że skoro już byli w tych Włoszech to może go zostawić i iść żyć, życiem głupiutkiej nastolatki i spotykać się z chłopcami w swoim wieku.
Jeśli choćby skosztujesz prawdziwego mężczyzny, już nigdy w życiu żaden chłopiec nie zagości w twojej głowie, tego Angelo mógł być pewien.
Wyglądał tak dostojnie, tak władczo, ale i łobuzersko, zawadiacko przez ten swój kapelutek, jakby całą trójką doskonale bawili się motywem mafijnym. Obserwowała, jak ujmuje jej dłoń, jak lekko się ugina, jak jego wargi dotykają miękkiej skóry, pachnącej jak truskawki w śmietanie. Miała wrażenie, że lewituje kilka centymetrów nad ziemią, tak bardzo była szczęśliwa! Czuła się tak, jakby sukienka nie była uszyta z najlepszych materiałów, a została stworzona z fragmentu bezchmurnego nieba. Jakby krawiec wyciął w nim dziurę specjalnie dla niej i to z niej uszył kieckę. Aplikacje zrobione były z kryształków lodu i kropel deszczu, koronki z prawdziwych listków i pnączy - dokładnie tak się czuła. Bajkowo, a to był tylko zwykły jedwab, trochę koronek i tiulu oraz sztuczne kamyczki. Nie mogła się nie uśmiechać, aż pokazała piękne, białe, równe ząbki słysząc słowa podziwu pod swoim adresem, jakby mogła, to by podskoczyła z radości, ale bała się, że się wywali na tych szpilkach. Nie ufała swoim miękkim jak wata nogom. Oblała się lekkim rumieńcem i spuściła lekko głowę na sekundę, ale zaraz zadarła wysoko podbródek, dumna ze swoich wyborów i słów trzech przystojniaków. Ego wywaliło jej w kosmos, tak jakby dopiero teraz zrozumiała, ile jest warta. Halo, po takich słowach, po takich spojrzeniach nawet najbrzydsza kobieta świata uznałaby, że jest najpiękniejsza.
Oj Franku, Franku... Ty jeszcze nie wiesz kochany, że to część planu na zemstę na twojej skromnej osobie... Który teraz przez nadwyraz silne emocje zszedł na drugi plan. Kroczyła przy nich dumnie, z wysoko zadartym podbródkiem, setki par oczu wydawały się nie istnieć. Och gdyby tylko mogła teraz czytać w myślach Angelo, pewnie popłakałaby się ze szczęście, bo jej wyglądały dość podobnie. Sceneria się zmieniła, byli na plaży, gdzie przy samym brzegu czekał na nich łuk weselny, calutki opleciony białymi różami i zielonymi pnączami, czekał na nich ksiądz. Angelo stał tam z nim, ubrany w beżowy garnitur, a ona... Ją do niego prowadził ojciec. Miał na sobie sukienkę w stylu boho, bardzo skromną, ale elegancką, na twarz zarzucony miała delikatny welon. Ojciec oddał rękę swojej córki Angelo i odszedł na swoje miejsce. Ceremonia była bardzo skromna, tylko dla najbliższej rodziny i kilku przyjaciół, nie to, co tutaj, z pompą i przepychem. Luksus bił z każdej dekoracji, Gabi nawet nie chciała myśleć, ile milionów kosztowało zorganizowanie tego wesela.
Ona... Ta, co uważa, że jeszcze ma czas na podejmowanie takich poważnych decyzji, wiążących na całe życie, ona, która chce jeszcze smakować życia, a nie zakopywać się w obowiązkach żony i matki, myślała o ślubie, o tym, że chce spędzić z tym mężczyzną reszta dni, wspólnie, tyle ile Bóg pozwoli im być razem. Z zamyślenia wyrwał ją głos Angelo, tuż przy jej uchu. Aż poczuła gorąco rozlewające się po całym ciele, patrzyła na niego z taką miłością i oddaniem... Dziś nie świętowali tylko zaślubin Marcello i Rosalii, to było ogólnie święto miłość. Na chuj komuś jakieś walentynki! 1.08.2023 - od teraz to dzień miłości, gigantycznej, szczerej, prawdziwej, szalonej i już zawsze dla niej walentynki będą w ten dzień. Widziała w jego oczach łagodność i ciepło, które nie często tam gościły, dlatego teraz tak bardzo je doceniała. Zdecydowanie bardziej docenia się to, co nie jest uznawane za pewnik, co nie jest nam darowane każdego dnia, a dawkowane z umiarem, lub darowane okazjonalnie, wtedy człowiek jeszcze bardziej tego pragnie.
Odszedł, a ona odprowadziła go wzrokiem, nie mogąc już doczekać się przyjścia Rosalii. Nie musiała długo czekać, z głośników popłynęła muzyka, a Gabi myślała, że się skręci ze śmiechu! Rosalia pokazała wszystkim, że też umie się bawić, że ma poczucie humoru, za co Gabi pokochała ją jeszcze bardziej. Parsknęła śmiechem, kiedy zdała sobie sprawę, z jakiego filmu pochodzi muzyka, ale przestała się śmiać kiedy zobaczyła ją. Okej widziała ją w tej sukience, ale nie miała pojęcia o koronie i welonie. Szczęka jej opadła, dosłownie zaraz będzie musiała zbierać zęby z podłogi. I tak jak przypuszczała, wzruszyła się, widząc, jak kobieta wraz ze swoją świtą zmierza do ołtarza, ale Gabi cały czas się uśmiechała. To już... To ten moment. Nie mogła oderwać wzroku od "młodej" pary.
Gabi splotła ze sobą palce dłoni i uniosła je ku swojej twarzy, zatrzymała je na wysokości swoich ust, oprła się o nie noskiem i cały czas powtarzała sobie w myślach, żeby nie ryczeć, żeby nie płakać, żeby tylko nie pęknąć. Gapiła się na parę jak zaczarowana, to było piękniejsze, niż sobie wyobrażała. Zerknęła na Angelo dokładnie w tym samym momencie, w którym on spojrzał na nią. To było takie nieme wysyłanie sobie wiadomości pod tytułem: KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM! Kiedyś to będziemy my.
Zaczęła się ceremonia, po włosku, ale Gabi to nie przeszkadzało, trzymała się bardzo mocno, się trzymała, dopóki nie zaczęli składać sobie przysięgi, którą sami stworzyli.
Kiedy Marcello skończył, po policzkach Gabi ciekły wielkie łzy wzruszenia, nie mogła się opanować, wyła, dosłownie wyła jak bóbr, tracąc ostrość widzenia. Pomiędzy przysięgą Marcello a Rosalii... Uniosła no nosa chusteczkę i się w nią wysmarkała, a było bardzo, bardzo cicho, niemal jak makiem zasiał, więc wszystko było słychać. Nie mogła inaczej, bo w szóstkę wyglądali tak pięknie przy tym ołtarzu! Cholerna wrażliwość, cholerna emocjonalność, dobrze, że nie było tu żadnego kamerzysty ani fotografa, bo Gabi miałaby najbrzydsze zdjęcia ze wszystkich gości.
Nie mogła się już uspokoić do końca ceremonii i chlipała sobie w te mokre już, nienadające się do niczego chusteczki, wzięła ich ze sobą zdecydowanie za mało. Dopiero pod koniec zaraz przed pocałunkiem pary, jakiś młody chłopak z tyłu stuknął ją w ramię i podał całą paczkę chusteczek. Gabi podziękowała mu skinienie głowy. Ha! Makijaż jednak przetrwał to całe wycie, trzeba załatwić napiwek dla makijażystki. Wytarła oczy, znów cicho się wysmarkała i zaczęła się uspokajać dopiero kiedy z głośników zaczął płynąć prawdziwy marsz weselny, a wszyscy goście, począwszy od pierwszych rzędów, zaczęli wstawać, okazując tym samym szacunek młodej parze. Byli już Panem i Panią Denaro, najważniejszymi osobami w całym tym zbiegowisku, powodem całego zamieszania i szczęścia. Zaczęli iść czerwonym dywanem powoli, za nimi Angelo z siostrą Rosalii, Franek z przyjaciółką, to było piękne i Gabi wcale nie miała za złe, że kobiety trzymają się JEJ braci. Czekaj co? Nie. Jej Angelo. Franek nie był jej! Huh...
Dopiero za nimi pierwsze rzędy zaczęły się opróżniać, musiało to tak wyglądać, żeby nie zapanował chaos i dzika bieganina. W tym wypadku nie będzie oczekiwania na to, aż wszyscy goście złożą młodej parze życzenia osobiście, to trwałoby wieki. Dlatego wszystkie prezenty, które dostali od zebranych były umieszczone w innej części ogrodu na gigantycznych stołach, teraz zmierzali bezpośrednio do miejsca, gdzie odbędzie się cała impreza, do miejsca, które Gabi i Angelo szykowali wczoraj, a raczej doglądali wszystkiego. Oni mieli miejsca przy stole prezydialnym, droga tam trochę zajęła, ale ciśnienie zdążyło z Gabi zejść. Czekał ich jeszcze pierwszy taniec małżeństwa, pewnie jakaś krótka przemowa i dopiero później pyszne jedzonko i biesiadowanie do rana. Gabi trzymała się blisko orszaku, nie chciała stracić ich z oczu, dopiero kiedy doszli na miejsce i Angelo mógł kulturalnie odsunąć się od siostry Rosalii, jej miejsce zajęła Gabi, wsuwają się pod jego ramię, obejmując go ręką w pasie i opierając głowę na jego ramieniu.
- To było takie piękne...- powiedziała lekko zachrypniętym od płaczu głosikiem. Potrzebowała teraz odrobiny przytulenia, poczucia jego ciepła, żeby uspokoić się do końca. Czuła się wypruta z emocji, a przecież jeszcze tyle miało się dziać!
Ares Kennedy
Tego właśnie pragnęła! Widzieć podziw w oczach ukochanego, to dla niego chciała być tak piękna i silna, pokazać mu całą sobą, że jej miłość nie jest chwilowa, że po powrocie do domu nagle się nie rozmyśli i nie stwierdzi, że skoro już byli w tych Włoszech to może go zostawić i iść żyć, życiem głupiutkiej nastolatki i spotykać się z chłopcami w swoim wieku.
Jeśli choćby skosztujesz prawdziwego mężczyzny, już nigdy w życiu żaden chłopiec nie zagości w twojej głowie, tego Angelo mógł być pewien.
Wyglądał tak dostojnie, tak władczo, ale i łobuzersko, zawadiacko przez ten swój kapelutek, jakby całą trójką doskonale bawili się motywem mafijnym. Obserwowała, jak ujmuje jej dłoń, jak lekko się ugina, jak jego wargi dotykają miękkiej skóry, pachnącej jak truskawki w śmietanie. Miała wrażenie, że lewituje kilka centymetrów nad ziemią, tak bardzo była szczęśliwa! Czuła się tak, jakby sukienka nie była uszyta z najlepszych materiałów, a została stworzona z fragmentu bezchmurnego nieba. Jakby krawiec wyciął w nim dziurę specjalnie dla niej i to z niej uszył kieckę. Aplikacje zrobione były z kryształków lodu i kropel deszczu, koronki z prawdziwych listków i pnączy - dokładnie tak się czuła. Bajkowo, a to był tylko zwykły jedwab, trochę koronek i tiulu oraz sztuczne kamyczki. Nie mogła się nie uśmiechać, aż pokazała piękne, białe, równe ząbki słysząc słowa podziwu pod swoim adresem, jakby mogła, to by podskoczyła z radości, ale bała się, że się wywali na tych szpilkach. Nie ufała swoim miękkim jak wata nogom. Oblała się lekkim rumieńcem i spuściła lekko głowę na sekundę, ale zaraz zadarła wysoko podbródek, dumna ze swoich wyborów i słów trzech przystojniaków. Ego wywaliło jej w kosmos, tak jakby dopiero teraz zrozumiała, ile jest warta. Halo, po takich słowach, po takich spojrzeniach nawet najbrzydsza kobieta świata uznałaby, że jest najpiękniejsza.
Oj Franku, Franku... Ty jeszcze nie wiesz kochany, że to część planu na zemstę na twojej skromnej osobie... Który teraz przez nadwyraz silne emocje zszedł na drugi plan. Kroczyła przy nich dumnie, z wysoko zadartym podbródkiem, setki par oczu wydawały się nie istnieć. Och gdyby tylko mogła teraz czytać w myślach Angelo, pewnie popłakałaby się ze szczęście, bo jej wyglądały dość podobnie. Sceneria się zmieniła, byli na plaży, gdzie przy samym brzegu czekał na nich łuk weselny, calutki opleciony białymi różami i zielonymi pnączami, czekał na nich ksiądz. Angelo stał tam z nim, ubrany w beżowy garnitur, a ona... Ją do niego prowadził ojciec. Miał na sobie sukienkę w stylu boho, bardzo skromną, ale elegancką, na twarz zarzucony miała delikatny welon. Ojciec oddał rękę swojej córki Angelo i odszedł na swoje miejsce. Ceremonia była bardzo skromna, tylko dla najbliższej rodziny i kilku przyjaciół, nie to, co tutaj, z pompą i przepychem. Luksus bił z każdej dekoracji, Gabi nawet nie chciała myśleć, ile milionów kosztowało zorganizowanie tego wesela.
Ona... Ta, co uważa, że jeszcze ma czas na podejmowanie takich poważnych decyzji, wiążących na całe życie, ona, która chce jeszcze smakować życia, a nie zakopywać się w obowiązkach żony i matki, myślała o ślubie, o tym, że chce spędzić z tym mężczyzną reszta dni, wspólnie, tyle ile Bóg pozwoli im być razem. Z zamyślenia wyrwał ją głos Angelo, tuż przy jej uchu. Aż poczuła gorąco rozlewające się po całym ciele, patrzyła na niego z taką miłością i oddaniem... Dziś nie świętowali tylko zaślubin Marcello i Rosalii, to było ogólnie święto miłość. Na chuj komuś jakieś walentynki! 1.08.2023 - od teraz to dzień miłości, gigantycznej, szczerej, prawdziwej, szalonej i już zawsze dla niej walentynki będą w ten dzień. Widziała w jego oczach łagodność i ciepło, które nie często tam gościły, dlatego teraz tak bardzo je doceniała. Zdecydowanie bardziej docenia się to, co nie jest uznawane za pewnik, co nie jest nam darowane każdego dnia, a dawkowane z umiarem, lub darowane okazjonalnie, wtedy człowiek jeszcze bardziej tego pragnie.
Odszedł, a ona odprowadziła go wzrokiem, nie mogąc już doczekać się przyjścia Rosalii. Nie musiała długo czekać, z głośników popłynęła muzyka, a Gabi myślała, że się skręci ze śmiechu! Rosalia pokazała wszystkim, że też umie się bawić, że ma poczucie humoru, za co Gabi pokochała ją jeszcze bardziej. Parsknęła śmiechem, kiedy zdała sobie sprawę, z jakiego filmu pochodzi muzyka, ale przestała się śmiać kiedy zobaczyła ją. Okej widziała ją w tej sukience, ale nie miała pojęcia o koronie i welonie. Szczęka jej opadła, dosłownie zaraz będzie musiała zbierać zęby z podłogi. I tak jak przypuszczała, wzruszyła się, widząc, jak kobieta wraz ze swoją świtą zmierza do ołtarza, ale Gabi cały czas się uśmiechała. To już... To ten moment. Nie mogła oderwać wzroku od "młodej" pary.
Gabi splotła ze sobą palce dłoni i uniosła je ku swojej twarzy, zatrzymała je na wysokości swoich ust, oprła się o nie noskiem i cały czas powtarzała sobie w myślach, żeby nie ryczeć, żeby nie płakać, żeby tylko nie pęknąć. Gapiła się na parę jak zaczarowana, to było piękniejsze, niż sobie wyobrażała. Zerknęła na Angelo dokładnie w tym samym momencie, w którym on spojrzał na nią. To było takie nieme wysyłanie sobie wiadomości pod tytułem: KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM! Kiedyś to będziemy my.
Zaczęła się ceremonia, po włosku, ale Gabi to nie przeszkadzało, trzymała się bardzo mocno, się trzymała, dopóki nie zaczęli składać sobie przysięgi, którą sami stworzyli.
Kiedy Marcello skończył, po policzkach Gabi ciekły wielkie łzy wzruszenia, nie mogła się opanować, wyła, dosłownie wyła jak bóbr, tracąc ostrość widzenia. Pomiędzy przysięgą Marcello a Rosalii... Uniosła no nosa chusteczkę i się w nią wysmarkała, a było bardzo, bardzo cicho, niemal jak makiem zasiał, więc wszystko było słychać. Nie mogła inaczej, bo w szóstkę wyglądali tak pięknie przy tym ołtarzu! Cholerna wrażliwość, cholerna emocjonalność, dobrze, że nie było tu żadnego kamerzysty ani fotografa, bo Gabi miałaby najbrzydsze zdjęcia ze wszystkich gości.
Nie mogła się już uspokoić do końca ceremonii i chlipała sobie w te mokre już, nienadające się do niczego chusteczki, wzięła ich ze sobą zdecydowanie za mało. Dopiero pod koniec zaraz przed pocałunkiem pary, jakiś młody chłopak z tyłu stuknął ją w ramię i podał całą paczkę chusteczek. Gabi podziękowała mu skinienie głowy. Ha! Makijaż jednak przetrwał to całe wycie, trzeba załatwić napiwek dla makijażystki. Wytarła oczy, znów cicho się wysmarkała i zaczęła się uspokajać dopiero kiedy z głośników zaczął płynąć prawdziwy marsz weselny, a wszyscy goście, począwszy od pierwszych rzędów, zaczęli wstawać, okazując tym samym szacunek młodej parze. Byli już Panem i Panią Denaro, najważniejszymi osobami w całym tym zbiegowisku, powodem całego zamieszania i szczęścia. Zaczęli iść czerwonym dywanem powoli, za nimi Angelo z siostrą Rosalii, Franek z przyjaciółką, to było piękne i Gabi wcale nie miała za złe, że kobiety trzymają się JEJ braci. Czekaj co? Nie. Jej Angelo. Franek nie był jej! Huh...
Dopiero za nimi pierwsze rzędy zaczęły się opróżniać, musiało to tak wyglądać, żeby nie zapanował chaos i dzika bieganina. W tym wypadku nie będzie oczekiwania na to, aż wszyscy goście złożą młodej parze życzenia osobiście, to trwałoby wieki. Dlatego wszystkie prezenty, które dostali od zebranych były umieszczone w innej części ogrodu na gigantycznych stołach, teraz zmierzali bezpośrednio do miejsca, gdzie odbędzie się cała impreza, do miejsca, które Gabi i Angelo szykowali wczoraj, a raczej doglądali wszystkiego. Oni mieli miejsca przy stole prezydialnym, droga tam trochę zajęła, ale ciśnienie zdążyło z Gabi zejść. Czekał ich jeszcze pierwszy taniec małżeństwa, pewnie jakaś krótka przemowa i dopiero później pyszne jedzonko i biesiadowanie do rana. Gabi trzymała się blisko orszaku, nie chciała stracić ich z oczu, dopiero kiedy doszli na miejsce i Angelo mógł kulturalnie odsunąć się od siostry Rosalii, jej miejsce zajęła Gabi, wsuwają się pod jego ramię, obejmując go ręką w pasie i opierając głowę na jego ramieniu.
- To było takie piękne...- powiedziała lekko zachrypniętym od płaczu głosikiem. Potrzebowała teraz odrobiny przytulenia, poczucia jego ciepła, żeby uspokoić się do końca. Czuła się wypruta z emocji, a przecież jeszcze tyle miało się dziać!
Ares Kennedy