chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
8.
Spoiler
Obrazek
Matthew nie przepadał za imprezami takiego rodzaju. Chociaż nie. Nieprawda. Lubił chodzić na takie imprezy. Zdecydowanie wolał coś tak eleganckiego niż imprezowanie w jakimś klubie wśród spoconych ludzi. Lata takiego szaleństwa ma już za sobą. Teraz zdecydowanie preferuje ludzi ubranych elegancko i prowadzenie inteligentnych rozmów. No i właśnie czegoś takiego się spodziewał kiedy zgodził się na przyjście na tą imprezę jako osoba towarzysząca swojej dobrej koleżanki Marissy. Nie wiedział jednak, że Marissa porzuci go dosyć szybko dla przyjaciela, z którym pracuje w jednym szpitalu, ale z którym rzadko się widuje mimo dyżurów w tym samym miejscu. Przez to też, biedny Matthew większość imprezy spędził brylując między stolikami i podchodząc do ludzi, których sam znał. Nie był typem samotnika, więc siedzenie w miejscu i czekanie aż wydarzy się cud nie było dla niego.
Przy stoliku poznał Addie, która tak jak on, była tutaj osobą towarzyszącą. Zdążył się tylko dowiedzieć, że pracuje poza branżą i wymienili kilka uprzejmości. Każde z nich, z grzeczności starało się skupić na osobie, z którą na imprezę przyszli. Szkoda tylko, że te osoby miały ich w nosie i skupiali się na wszystkich tylko nie na nich. Diamini został właśnie delikatnie spławiony z jednego ze stolików. Para znajomych, z którymi właśnie rozmawiał dała mu lekko do zrozumienia, że chcieliby ten czas spędzić razem. Nie dziwił im się. Gdyby miał drugą połówkę i okazję do spędzenia z nią czasu na jakiejś imprezie to pewnie też wolałby gadać z nią niż z ludźmi, których widuje cały czas w pracy. Zrezygnowany i gotowy na opuszczenie imprezy poszedł do baru i zamówił sobie jakiegoś drinka. Uznał, że skoro i tak impreza została zorganizowana w zajeździe poza miastem, gdzie mieli powynajmowane pokoje to równie dobrze może się napić. Rzadko kiedy pił. Ze względu na pracę oraz zamiłowanie do tego, żeby jednak mieć idealne ciało. Nie chciał się truć alkoholem. Z drugiej jednak strony, pijał tak rzadko, że jeden drink mu właściwie nie zaszkodzi.
Wracając do przypisanego stolika dostrzegł samotnie siedzącą tam Addie. Już w międzyczasie, podczas całej imprezy zdążył zauważyć, że jest w podobnej sytuacji jak on. Wcześniej jednak nie miał okazji do tego nawiązać, bo zawsze był ktoś obok. A nie chciał robić siary ani sobie, ani jej. Nikt nie chciał się przyznać do tego, że został wystawiony. -Widzę, że jedziemy na tym samym wózku. - Zagadał posyłając jej smutny uśmiech. Usiadł obok niej rozpinając guzik od marynarki. Postawił szklankę z drinkiem na stole zapominając o tym, że nawet go nie spróbował. W milczeniu przyglądał się przez chwilę ludziom na parkiecie, ale zaraz przeniósł wzrok na blondynkę. -Wiesz... równie dobrze możemy to wykorzystać i spróbować się dobrze bawić. - Zaproponował. Na początku imprezy była uśmiechnięta, pozytywna i gadała z ludźmi. Zakładał, że i jej siedzenie przy stoliku niekoniecznie odpowiadało. -Masz ochotę zatańczyć? - Zapytał i nawet wyciągnął w jej stronę dłoń. Raz się żyje.

Addie Callaghan
pinata
-
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
#2

To dość uciążliwe przekleństwo, nie umieć odmawiać drugiej osobie. Nijak pomocne jest też szanowanie tradycji. A właśnie taką było towarzyszenie koledze ze szkolnej ławki, podczas wszelkich służbowych, a zwłaszcza tych o charakterze charytatywnym, wyjść. To poniekąd sentyment, poniekąd dobre wychowanie, a także w sporej mierze niechęć do zawodzenia bliskich osób sprawiła, że pomimo zupełnego braku chęci Addison pojawiła się dziś u boku Lionela w pięknej sali pełnej eleganckich osób. Nie chciała go zawieść, więc uśmiechała się, jak zazwyczaj do tych, których spotykali i przystawali, by zamienić parę słow. Blondynka nie miała też w zwyczaju nikogo martwić swoimi rozterkami życia codziennego, dlatego tak ochoczo opowiadała anegdotki z pracy, nie wtrącając nic o przymusowym zwolnieniu, z którego wcale się nie cieszyła. Była sobą w stu procentach, a może i dwustu, by nie budzić podejrzeń bliskiego przyjaciela, by nie zmuszać go do poświęcenia zbędnej uwagi...
Odetchnęła więc z ulgą - oczywiście głęboko skrywaną - gdy Lionel spytał, czy nie miałaby nic przeciwko, żeby udał się na nieco dłuższą dyskusję z jednym z profesorów, do której go zaproszono. Zapewniła przyjaciela, że sobie poradzi. A gdy tylko zniknęła z pola widzenia mężczyzny mogła swobodnie odetchnąć. Odkleić choć na kilka, a może i kilkanaście minut, ten uśmiech, który wydawał się w obecnym czasie dla Callaghan tak niestosowny. Przymknęła powieki, odetchnęła głęboko. Raz, drugi. Nie myślała, że tak trudno będzie przebywać wśród ludzi. Nie miała z tym problemów, przecież nigdy. Ostatnie tygodnie spędzała, jednak głównie sama, wybierając dom. Ignorowała swojego partnera, a może inaczej - nie zabiegała o jego uwagę, kiedy absorbowała go opieka nad prawie rocznym dzieckiem. Nie wchodziła w drogę swojej siostrze, która jako jedyna znała prawdę. I absolutnie nie chciała zdradzić się przed nikim innym, co ją spotkało. Zbudowała swój bezpieczny kokon, za którym chyba powoli tęskniła... Ale obiecała Lionelowi, tak więc da radę. Jeszcze godzinę, albo i dwie. Do tego przekazała datek na potrzeby chorych dzieciaków, to już dwa dobre uczynki. Całkiem sporo, jak na osobę, która unikała świata. Nieco wyrównane rachunki? Nadrobione straty? Być może.
Jeszcze jeden głęboki oddech i była gotowa, by powrócić do tego świata, tu i teraz, przywdziać raz jeszcze maskę. Otworzyła oczy dosłownie w chwili, gdy Matthew, którego imię poznała dopiero dziś, ale kojarzyła już wcześniej jego twarz, wrócił do stolika i postanowił nawiązać kontakt.
-Grunt to mieć towarzysza w niedoli, huh? - zażartowała, wzruszając przy tym ramionami, dość bezradnie, uśmiechając się też z lekkim zakłopotaniem. Nie do końca była pewna, czy ta odpowiedź miała jakikolwiek sens, zwłaszcza gdy mężczyzna przeniósł wzrok na parkiet. Może jednak samowolna izolacja sprawiła, że zapomniała jak zachowywać się wśród ludzi? Sięgnęła po swojego drinka, który właściwie nie miał w sobie alkoholu, bo to bezalkoholowe mohito, ale... Czy ktoś musiał to wiedzieć? Ważne, że miała czym zająć dłonie oraz usta przed kolejną, ewentualną kompromitacją, gdyby ktoś odważył się jeszcze do niej odezwać. -Mam nadzieję, że wiesz na co się porywasz - odpowiedziała, odstawiając na bok szklankę, z której nie upiła za wiele. Nie zdążyła. Instynktownie złapała wyciągniętą dłoń blondyna, przejmując inicjatywę, poprowadziła go w stronę niewielkiego parkietu. Samą Addison zaskoczyła nagła zmiana w ogólnym podejściu do sytuacji. Kilka chwil temu chciała stąd zniknąć, teraz postanowiła wykorzystać okazję i wycisnąć z chwili jak najwięcej... Trochę jak... Kiedy dają ci cytryny, zrób z nich lemoniadę? Sama nie wiedziała, co to zachowanie miało oznaczać. Ale może podskórnie czuła, że Matthew mógł być kimś, kto pomoże jej przetrwać ten wieczór bez zbędnego i całkowicie nie na miejscu dołowania. Warto było zaryzykować. -Wiesz, że byłam królową parkietu na szkolnych potańcówkach? - rzuciła, po czym się zaśmiała. Zabrzmiało to tak głupio, że miała trochę nadzieję na to, iż rytmiczna muzyka może nieco to zagłuszyła. Albo że chociaż ruchy, które właśnie prezentowała, były w rytm i mogły robić choć pozornie dobre wrażenie. Głupio się tak przechwalać bez żadnych umiejętności, czyż nie? -Twoja partnerka nie lubi tańczyć? - dodała więc szybko pytanie, znajdując się nieco bliżej mężczyzny, i tak, próbowała odwrócić uwagę od swoich wcześniejszych słów. Wciąż też liczyła, że poniesie ich muzyka, bo czasem słowa nie były potrzebne, zwłaszcza w tańcu.

matthew diamini
come hold me tight
no_name4451
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
Parsknął cicho śmiechem słysząc jej komentarz. Zazwyczaj mówiło się o tym jak samotnie jest na szczycie, jak już człowiek osiągnie wszystko. Wszyscy jednak zapominali o tym jak depresyjnie i dołująco być samotnym właśnie w takiej niedoli. Był pewien, że większość ludzi wolałoby być smutnym i wycierać sobie łzy banknotami niż siedzieć na dnie i nie mieć nic, żeby te łzy otrzeć. Nie, żeby on w sumie teraz był jakiś tragicznie biedny. Wiedział jednak jak to jest mieć biedne życie, jego dzieciństwo nie należało do najlepszych.
-No przynajmniej czas szybciej leci. No i człowiek nie za bardzo skupia się na niedoli, bo ma się to towarzystwo, które odrywa od wszystkiego negatywnego, nie? – On przynajmniej tak by do tego dochodził. Samotne bycie na szczycie, a bycie z kimś razem w niedoli? Tutaj wybór był prosty. Chyba. W sumie wszystko zależy od tego jaka jest ta niedola. Przecież nikt umyślnie nie skazałby się na niewiadomo jakie cierpienie czy nieszczęście tylko po to, żeby nie być samotnym. Chociaż na świecie działy się różne rzeczy. Nawet on słyszał o przypadkach, gdzie ludzie wiązali się z byle kim tylko po to, żeby w fałszywy sposób zapewnić sobie przeciwieństwo samotności. Co było oczywiście głupie, bo skazywali się na nieszczęście. No, ale kim on jest żeby oceniać. Poza tym skąd on w ogóle wziął takie rozkminy na imprezie.
-Nie mam zielonego pojęcia. I właśnie to mnie najbardziej ekscytuje. – Zażartował, ale prawda była taka, że Matthew wbrew pozorom wiódł dosyć nudne życie. Skupiało się głównie na pracy i chodzeniu na siłownie. Czasami widywał się też z bratem. A poza tym to był domatorem, który uważał, że lata szaleństwa i jakiegoś imprezowania ma już za sobą. Także tak, zaproponowanie tańca osobie towarzyszącej kogoś innego, było dla niego szaleństwem, którego ekscytowało. Na szczęście nie w jakiś chory sposób. Może rzeczywiście znalezienie kogoś w niedoli było dobrym posunięciem. Ucieszył się kiedy nie dała mu odpowiedzi tylko złapała go za rękę. Zapomniał o tym, że miał się napić drinka i iść do swojego pokoju. Może w końcu ten wieczór będzie nabierze rozpędu i nie będzie straconym czasem. –O nie! – Powiedział udając przerażenie. –Gdybym wiedział, to nie podbiłbym do ciebie z tym tańcem tak swobodnie. – Zażartował sobie. –Teraz będę musiał ci dorównać. – Postawił sobie wyzwanie, że będzie najlepszym tancerzem w swoim własnym świecie. Na szczęście nie miał dwóch lewych nóg, więc były spore szanse, że mu wyjdzie. Tym bardziej, że nie było tu żadnej konkurencji. Mimo wszystko teatralnie się rozciągnął i zrobił jakieś dwa ruchy biodrami w ramach rozgrzewki (żaden zbreźny gest, żeby nie było!). –Zobaczysz. Dwie piosenki i będziemy mieć opracowany układ taneczny, do którego dołączą wszyscy ludzie z parkietu. – Jak scena filmowa, gdzie nagle każdy człowiek na sali potrafi zatańczyć ten sam beznadziejny taniec co główni bohaterowie. –Zależy, o której partnerce mówisz. – Odpowiedział przysuwając głowę bliżej niej. Oczywiście wykorzystał okazję, że ona sama się zbliżyła i zrobił to, żeby go usłyszała. –Jak ta, z którą przyszedłem to zdecydowanie lubi tańczyć, ale nie ze mną. – Kiwnął głową w kierunku Marissy, która rzeczywiście tańczyła z tym swoim kolegą z pracy. Matthew był prawie pewien, że Marissa chciała, żeby kolega nie był tylko i wyłącznie kolegą. Ale znowu, nie będzie jej oceniał, nie jego sprawa. –Jeżeli mówisz o takiej życiowej, to nie mam pojęcia, bo nie istnieje. – Tańczył sobie dalej i nawet nie wychodziło mu to najgorzej. A przynajmniej jak miał oceniać sam siebie. –A co z twoimi partnerami? – Zapytał o obu, bo kto wie, może ma ich kilku. Nigdy nie wiadomo!

Addie Callaghan
pinata
-
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
To chyba zależało nieco od tego jakie człowiek miał usposobienie. Niektórym trudno przychodziło zaufanie drugiemu człowiekowi. Czasem to wrodzona nieufność, innym zaś razem doświadczenie nakazywało pewną ostrożność. Zmiana takiego podejścia wymagała czasu, bo zapewne przypominało oswojenie dzikiego zwierzęcia. Reasumując, niekoniecznie ktoś musiał lubić samotność, by ją wybierać. Zdarzało się tak, że towarzystwo innych, doświadczyło człowieka zbyt boleśnie. Z dwojga złego lepiej więc wybrać coś, co zdawało się chociaż z pozoru bezpieczniejszą opcją.
Na twarzy Addison zagościł mimowolny uśmiech, gdy zdała sobie sprawę, że nie zraziła do siebie Matt'a. Dziwne, przyjemne mrowienie w podbrzuszu świadczyło wręcz o tym, że ucieszył kobietę ten fakt. Podobnie jak znalezienie się na parkiecie, gdzie choć teoretycznie bardziej wystawieni na dokładne obserwacje towarzystwa, Addie czuła większą swobodę... Możliwość nieskrępowanych ruchów, skupienia umysłu na dźwiękach, zdawała się być wyzwalająca dla blondynki. Jednocześnie odrywająca od nieprzyjemnych wspomnień. Zdecydowanie prościej przychodziło utrzymać Callaghan uśmiech tu niż kilka kroków dalej w tej statecznej, nudnej pozycji kolejnego, biernego obserwatora. Taka już była. Bez ograniczeń, większość swego życia wolna i niezależna, bez granic - czy to tych wynikających ze zobowiązań, czy też zwykłych państw. Podążała tam, gdzie myśli. Czy to szalone życie? Zależy dla kogo. Ona uważała je za normalne. I choć czasem męczące stawały się walizki, choć starała się ograniczać dystanse, to nie żałowała żadnej z odbytych podróży. Od zawsze stanowiły dla niej wyzwolenie, podobnie jak oceaniczna fala. Teraz zakazano Addie tej ucieczki. W tej chwili muzyka... taniec... Wydawały się akceptowalnym zastępstwem, a przynajmniej natychmiastowym.
-Nie masz innego wyboru - krzyknęła rozbawiona, obserwując "popisowe" ruchy swojego partnera, a po zakończeniu prezentacji zdobyła się nawet, by posłać mu spojrzenie z serii pełne podziwu. Poniekąd tym obdarzała właśnie blondyna, bo nie spodziewała się, że może zachowywać się tak... Swobodnie. Wydawał się dość spięty, kiedy znajdował się przy stoliku w większym gronie, ale kto wie... Być może to tylko pozory? Błędna interpretacja, gdy nie do końca skupiasz się na swoim rozmówcy? Wszystko jest możliwe. -Jesteś fanem musicali czy bollywodów? - zapytała z uniesioną brwią, kiedy podzielił się pomysłem na opracowanie układu. Nie mogła nic poradzić, że taki "spontaniczny" układ przywodził na myśl właśnie tego typu produkcje. Nie, nie była ich hejterką, ale też nie największą fanką. Ot, obojętność.
Bliskość nowego kolegi, którą jakby nie było, sama inicjowała w tanecznym uniesieniu, nieco skrępowała Callaghan, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach perfum mężczyzny. Na szczęście Diamini coraz bardziej prezentował siebie jako mistrz podtrzymywania konwersacji, tak więc podążyła wzrokiem za stroną wskazaną przez niego, by zauważyć taneczne popisy innej pary z rzeczoną partnerką jej aktualnego tanecznego partnera. Chciała już rzucić jakiś głupi tekst motywujący do walki o damę serca, ale Matt dość szybko wyjaśnił Addie temat całkowicie - nie było damy serca. Podziękowała w myślach niebiosom, że nie zdążyła nic wypalić, nieco zaś skrzywiła się, kiedy temat zszedł na jej partnerów.
-Imprezowy partner uznał, że woli rozwijać swoją karierę niż pielęgnować naszą przyjaźń, przynajmniej dzisiejszego wieczoru - odparła dość luźno, nadeszła zmiana muzyki i do ich uszu dotarły pierwsze dźwięki dość świeżego radiowego hitu. -a życiowy... ma dziś inne zajęcia - odparła dość tajemniczo, bo przecież cała ta relacja, którą tworzyła obecnie z G. należało do tych z serii nie do końca wiadomo o co chodzi. Dobrze było im razem, ale nie zabiegali specjalnie o to, żeby ten czas znaleźć. Lubiła z nim rozmawiać, ale nie chciała być nachalna. Tęskniła za nim, ale zdawała sobie sprawę, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż ona. Pragnęła powiedzieć mu o swoim krótkim pobycie w szpitalu oraz jego powodzie, ale... Bała się, że będzie w ten sposób żebrać o uwagę i deklaracje, a nie chciała skomleć. Ani o tym teraz myśleć. Dlatego dość komfortowo złożyło się, że gdy podzieliła się nieco swoim życiem, nadszedł Addie ulubiony moment piosenki -just shake it, shake it - który oczywiście, że zanuciła dość głośno, poruszając przy tym w szejkujący sposób ramionami, co też powtórzyła wraz z powtórką wersu z szerokim uśmiechem rozjaśniającym twarz, która nie przypominała już tej ponurej z przed kilku minut, kiedy siedziała samotnie przy stoliku. Jak widać na załączonym obrazku - dobry towarzysz niedoli to podstawa.

matthew diamini
come hold me tight
no_name4451
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
Matthew niekoniecznie obawiał się tego, że ludzie go obserwowali i oceniali. On nawet na tą imprezę nie planował iść. Mimo, że należał do stowarzyszenia lekarzy i dostał zaproszenie, to i tak postanowił pojawić się bardziej w formie czyjegoś partnera niż oficjalnego gościa. Gdyby nie zaproszenie od koleżanki to by tutaj nawet nie przyszedł. Prędzej byłby dyżur za kogoś, żeby inna osoba, która chciała tutaj przyjść, rzeczywiście miała taką możliwość. A jak już przyszedł to mu wisiało to czy go oceniają jak się bawi. Dopóki robił to na trzeźwo i w sumie nie przynosił sobie wstydu i nie szargał reputacji. Poza tym był pewien tego, że ocenialiby go niezależnie od tego co by robił. Gdyby siedział samotnie przy stoliku i pił to by zrobili z niego alkoholika. A tak to przynajmniej będzie uchodził za typa, którego można zapraszać na imprezy, bo będzie się dobrze bawił nawet na trzeźwo. A na tym etapie, to Matthew nawet spodziewał się tego, że odkryje w sobie talent do tańca. Może nawet zapisze się na jakieś zajęcia, żeby się doskonalić.
-Chyba pierwszy raz w życiu cieszę się z tego, że mam tylko jedną ścieżkę do wyboru. – Nie musiał przynajmniej nad niczym rozmyślać. Nie musiał analizować. Po prostu było to co miało być, a on w końcu pozwolił na to, żeby troski i stres odeszły w niepamięć. A przynajmniej na jakiś czas, do momentu aż skończy się impreza. Nie myślał na razie o smutnym powrocie do rzeczywistości. Pierwszy raz od dawna cieszył się chwilą. –Zdecydowanie musicale. – Pewnie by nawet żadnego musicalu nie znał, gdyby nie to, że jego brat latał do Nowego Jorku z ówczesną żoną, żeby te musicale oglądać. Sam chciał obczaić o co tyle szumu i sobie oglądał na youtubie i w sumie okazało się, że to fajna sprawa, więc się porządnie wkręcił. Co prawda nie tyle, żeby brać przykład z brata i latać po świecie i oglądać występy na żywo. Do bollywodzkich produkcji nigdy nie podchodził, bo jedyne co słyszał to to, że te filmy są długie. A on niestety nie ma czasu nawet na obejrzenie dwugodzinnego filmu.
Matthew nie czuł skrępowania tym, że Addie była bliżej. W końcu tego wymagał taniec, jeśli już tańczyli we dwójkę, prawda? Zamiast tego poczuł się swobodniej i nawet poluzował sobie krawat i ściągnął marynarkę. Trochę ruchu i od razu człowiekowi robiło się duszno. Chciał nawet rzucić marynarkę za siebie dając się porwać tańcowi, ale byłaby to głupia decyzja. Tym bardziej, że nie tańczyli przy brzegu parkietu, a raczej bardziej gdzieś na środku. Jeszcze raz rzucił ostatnie spojrzenie swojej partnerce, z którą tutaj przyszedł, ale ostatecznie wrócił spojrzeniem do Addie. Nie miał pretensji do Marissy, ale nie miał też zamiaru za nią płakać. Jej strata. Matt się w końcu bawił fantastycznie.
Prychnął słysząc jej informację na temat imprezowego partnera. –Chyba ludzie zapomnieli, że impreza może być firmowa, ale nie jest po to, żeby pracować tylko, żeby się zrelaksować. – Przecież takie imprezy miały na celu integrowanie ludzi z tej samej branży, z tego samego środowiska. Jasne, można było nawiązywać nowe znajomości, poszerzać kontakty, ale czy głównie nie chodziło o to, żeby się poznać prywatnie, poza pracą? Może dlatego Matt nie przepadał za takimi imprezami, bo ludzie z pracy nigdy nie wychodzili. Pewnie gdyby mogli to by zaczęli operować i diagnozować siebie nawzajem. Gdyby impreza miała na celu dalszą pracę to nie byłoby pozwolenia na to, żeby zapraszać osoby towarzyszące niezwiązane z medycyną.
-Przykro mi to słyszeć w takim razie. – Odparł, bo zakładał, że każdy wolałby spędzać wolne chwilę ze swoim życiowym partnerem. –Chociaż… trochę nie jest mi przykro. – Przyznał po chwili. Oczywiście w międzyczasie dostosował swój taniec to nowej piosenki. –Gdyby nie miał innych zajęć, to pewnie nie pojawiłabyś się tutaj, więc siedziałbym przy stoliku sam. – Wyznał swój tok myślenia, żeby sobie nie pomyślała, że on tutaj źle życzy jej i jej partnerowi życiowemu. Nie, nie. Matthew nie z takich. Tym razem jednak miał zamiar się cieszyć, że wybrała imprezę z przyjacielem.

Addie Callaghan
pinata
-
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
To właśnie takie ludzkie - ocenianie. Nie potrzeba drugiemu człowiekowi za wiele, by wydać osąd o osobie napotkanej nawet przypadkowo. Wystarczy, że odbiorcy nie przypadnie do gustu akurat wyraz twarzy nieznajomego lub krój czy kolor stroju. To przerażające. A jednocześnie tak typowe... I to nie tylko dla tych małych miasteczek, które zawsze podejrzewało się o takie podejście. Ta plaga opanowała cały świat, a stało się to o wiele łatwiejsze wraz z rozwojem dostępu do informacji, dzięki temu chętnemu dzieleniu się z każdym swoją wolną chwilą. Poniekąd sama Addison dała się złapać w tę pułapkę, bo ochoczo dodawała, przecież posty z tych radosnych chwil swojego życia. Niegdyś ludzie prowadzili pamiętniki, dziś... Żyli nieco na pokaz. Nieważne, jak bardzo zarzekali się, że tego nie robią i wszystko co wybierają podyktowane jest ich własnymi potrzebami, to ostatecznie... Większość się oszukiwała, ale też... Świat działał na innych zasad, umożliwiając niestety toksycznym wzorcom całkiem dobrą przestrzeń do rozwoju i zalewania nią kolejnych miejsc..
-Prawidłowa odpowiedź - mruknęła, choć sama na koncie miała kilka obejrzanych bollywoodów. Wyborem takiego seansu kierowała jednak ciekawość, by poznać kulturę Indii. Zaraz po podróżach, to całkiem niezłe źródło informacji. A niektóre utwory zapadały w pamięć, swego czasu Addie miała nawet kilka utworów na swojej playliście właśnie z takich filmów. Wolała jednak te typowe dla ich kultury formy wyrazu i jeżeli tylko praca pozwalała blondynce na wzięcie udziału w spektaklu decydowała się na to z radością.
-Niektórzy najwidoczniej odprężają się, nie wychodząc z pracy. Po za tym... Takie miejsca dla lekarzy, chyba od zawsze są okazją do tego, by nieco wzmocnić kontakty, co bywa pomocne w pracy - podzieliła się swoją wiedzą w żadnym stopniu, nie będąc nawet blisko poziomu oburzenia zaprezentowanego przez Matthew. Trochę chyba przywykła, że tak się zdarzało Lionelowi. Potrafiła też zrozumieć, że człowiek poświęcał się czemuś w stu procentach i pragnął rozwoju. Tak długo, jak nikt na tym nie cierpiał, to było okej. A przecież ona nie traciła nic. Świadomie godziła się, by towarzyszyć przyjacielowi, mając ogląd jak to będzie wyglądało, w końcu to nie pierwsze ich wspólne wyjście.
Uśmiechnęła się, mimo wszystko nieco się rumieniąc przy tym, kiedy Diamini skomplementował jej towarzystwo. Czuła, że dobrze im mija tych kilka minut na parkiecie, jasne też było to, że lepiej było im tak niż oddzielnie, przynajmniej tego wieczoru. Żaden to też sposób na podryw, ale pewnych odruchów, nawet po latach oraz setkach różnych sytuacji, człowiek nie jest w stanie się wyzbyć. Tak Addison wciąż potrafiła się zarumienić, zupełnie bez powodu. -Tu się mylisz. Jestem stałą bywalczynią tych imprez - zdradziła swój sekret na ucho Mattowi, a twarz blondynki wciąż rozpromieniał uśmiech. Nie wiedziała czy go zaskoczy, czy nie. Podejrzewała jednak, że on nie należał do bywalców. Tu już nie chodziło o to, że sama Callaghan nie kojarzyła doktora Diamini z poprzednich razów, ale zwyczajnie dało się to zaobserwować po jego zachowaniu w czasie dzisiejszej nocy. -Odłóż tę marynarkę, nigdzie nie ucieknę, a będzie ci wygodniej bez skrępowanych ruchów - zaproponowała, kiedy piosenka się skończyła, a z głośników, bez zbędnej przerwy, zaczął brzmieć przebój Eurythmics. Sama Addie nie zamierzała schodzić z parkietu, przekonana o tym, że przez trzydzieści sekund da radę samodzielnie wykorzystać parkiet. Może nawet zostać jego królową, choć przez krótką chwilę. Do tego zdecydowanie trzymanie marynarki podczas tańca, nie mogło być komfortowe. I ograniczało ich układy, a przecież mieli dać popis, tak? Tak, więc nie ma na co czekać!

matthew diamini
come hold me tight
no_name4451
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
33 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Znalazł łoże w szczęśliwym szkarłacie twego serca. I ciemną, potajemną miłością cię uśmierca
-Co by się stało jakbym wybrał źle? – Zapytał zaintrygowany. Czy postanowiłaby z nim już więcej nie tańczyć? Czy próbowałaby go przekonać, że musicale są jednak lepszym wyborem? A może zaczęłaby gadać o Bollywood tak intensywnie, że biedny Matthew żałowałby tego, że się przyznał do bycia fanem Bollywood? Wszystko się mogło wydarzyć. Na razie był jeszcze spokojniejszy, że zgadzają się też co do tej kwestii. Jednocześnie cieszył się, że Addie nie pytała go o ulubiony musical, albo aktorów czy nawet piosenki. Raczej nie byłby w stanie odpowiedzieć, więc jednak wyszedłby na kogoś kto jednak fanem tych musicali nie jest.
Pokręcił głową. –Ja myślę, że to choroba. – Odparł nawet w tym momencie nie żartując. –Jak można całe swoje życie poświęcać pracy? Gdzie jest ten balans pomiędzy pracą, a życiem prywatnym? Nic dziwnego, że liczba rozwodów wzrasta jak ludzie biorą śluby po to, żeby nie być zainteresowanym utrzymaniem relacji. – Jemu to się na przykład nie podobało, że ludzie zgrywali wielce zakochanych i szczęśliwych z powodu tego, że znaleźli miłość życia. Brali śluby, wszystko było monitorowane i udostępniane w Internecie, na social media, w gazetach. Wszyscy mieli wiedzieć, że ta dwójka związała się węzłem małżeńskim. Nie chwalą się jednak tym, jak szybko taka relacja po ślubie obumiera. Automatycznie obie strony tracą sobą zainteresowanie i skupiają się na karierach. Addie i Matthew nie byli tutaj wyjątkami. Lekarze i lekarki przychodzili na takie imprezy z życiowymi partnerami, którzy byli porzucani, bo połówka związana z medycyną nawet imprezę wykorzystywała jako miejsce pracy. Nie tak to wszystko powinno wyglądać. –Co ci po kontaktach w pracy jak wracasz do domu, w którym nikt nie czeka na ciebie z utęsknieniem? – On wolałby chyba mieć nudną, biurową pracę, ale wiedzieć, że wraca do domu do ukochanej osoby, która wyczekiwała jego powrotu, albo którą on chciał bardzo zobaczyć. Nawet teraz zamieniłby swoje życie, gdyby wiedział, że może inne spędzić z kimś kogo będzie nazywał miłością swojego życia.
-Serio? – No to teraz go zaskoczyła. –To jestem w szoku, że się mijaliśmy. Albo po prostu założę, że mieliśmy partnerów, którzy byli zainteresowani naszym towarzystwem. – Odpowiedział z uśmiechem. Jemu zdarzało się niektóre takie imprezy omijać. Bo nie przepadał za nimi jakoś specjalnie, albo po prostu wypadał mu dyżur i udawał, że nie ma z kim się zamienić. A jak już na takich bywał to prawdopodobnie zabierał obecne partnerki, albo bywał z ludźmi, którzy cenili sobie jego towarzystwo.
-Aż tak widać po mnie desperację i obawę, że mogę stracić partnerkę? – Zażartował, ale rzeczywiście przeprosił ją na sekundę i poszedł do stolika zostawić marynarkę. Przy okazji napił się drinka, żeby zwilżyć osuszone gardło. Zaraz rzeczywiście pojawił się u jej boku i od razu zaczął tańczyć. –To są zdecydowanie bardziej moje klimaty. – Wskazał palcem w górę. Wolał się bawić przy Eurythmics niż przy poprzednich utworach. –Pracujesz w szpitalu? – Zapytał przy okazji wyznania, że już na takich imprezach bywała. Matthew ostatnim czasem zdążył się przekonać, że szpital to duże miejsce i nie musi kojarzyć wszystkich.

Addie Callaghan
pinata
-
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
-Nie mogę ci tego powiedzieć - odparła, uśmiechając się przy tym całkiem bezradnie, jakby naprawdę zdrada tego, co stałoby się, gdyby Matthew udzielił złej odpowiedzi, miałaby mieć tajemne konsekwencje. Uniesiona brew mężczyzny w reakcji na udzieloną przez blondynkę odpowiedź sprawiła, że kobieta dodała: -Nie mogę wszystkiego podawać ci na tacy - i to brzmiało jak coś, z czym się nie dyskutuje, bo przekonanie, które towarzyszyło Addie w tej wypowiedzi, było konkretne. A rzeczywistość jest taka, że gdyby padła odmienna odpowiedź, to zapewne nie stałoby się nic. Callaghan nie należała do tych osób, które bronią wartości swoich pasji do tego stopnia, by przekonywać do nich na siłę innych. Fanką wybitną też nie była ani jednego, ani drugiego gatunku. Odpowiedź co blondyn preferował w obecnych okolicznościach zdawała się więc w zupełności wystarczająca dla nich obojga.
-Nie jesteś czasem za surowy? - zapytała nieco zaskoczona tym zdecydowaniem oraz niechęcią do pracoholików. Może to kwestia tego, że sama Addison nieco inaczej patrzyła na związki. Może to kwestia własnych doświadczeń, a może zupełnie innego podejścia do zobowiązań. Niewątpliwe było to, że kiedy człowiek decydował się na ślub - nie myślał o trudach, które przyniesie codzienność. O zabieganiu wynikającym z pracy, o wszelkich pokusach, wbrew pozorom, czającym się w wielu miejscach, wręcz na każdym rogu. Ani o konsekwencjach pewnych wyborów, których nie można odwrócić ani w żaden sposób załagodzić. Niekoniecznie sam czas poświęcony na pracowanie bywał zabójczy, a wszystko co go wypełniało dla jednej ze stron.
Postawa Diaminiego zrodziła też w Callaghan pewną ciekawość - czy on sam doświadczył czegoś podobnego? Stracił kogoś, bo za bardzo poświęcił się pracy? Ze względu na to, że jest lekarzem, tak to mogło brzmieć. A może jego druga połówka miała podobne podejście i w przeszłości ich drogi się rozeszły? Addie nie miała pojęcia, ale nie pytała. To prywatne sprawy. Impreza zdecydowanie nie była dobrym miejscem do dzielenia się takimi sprawami. Sama nie chciałaby tego, mając na koncie zakończone małżeństwo. Tak więc nie pytała. -Czasem samotność jest lepsza niż iluzja - odparła, nie mogąc jednak się powstrzymać od tego komentarza. Wygrały nie do końca, choć tyle lat minęło, zagojone rany. Tak, miała do kogo wracać. Tak, chciałaby mieć znów do kogo wracać. Jednak nie za wszelką cenę, nie za cenę kłamstw i fałszywej wizji. Może dlatego tak trudno było Addison zbudować coś nowego? Przeszłość... Bywała cholernie naznaczająca dla człowieka.
Kiwnęła głową, potwierdzając, że mówiła całkiem serio. Nie wnikała w powody, dlaczego do tej pory ich ruchy nie połączyły się ze sobą na parkiecie. Może to kwestia złego usadzenia, może kwestia innego towarzystwa, a całkiem możliwe, że tych może było i o wiele więcej, ale teraz nie były zbyt istotne. Liczyło się to co teraz.
-Trochę, ale nie martw się, myślę, że bez trudu znaleźlibyśmy tutaj trzech mężczyzn o wiele bardziej zdesperowanych od ciebie. Wystarczyłoby się trochę rozejrzeć - podtrzymała ton żartu, nieco go rozbudowując w duchu pokrzepienia. Na koniec nawet się zaśmiała, ale nie za długo, by nikogo nie wprawić w zakłopotanie. -To jedna z moich ulubionych piosenek, ale poprzednia... Też ją lubię. Ty rozumiem, nie jesteś fanem nowości? - zapytała z zaciekawieniem. -boże chroń ludzi - zaśmiała się na ten pomysł, wspominając swoje boje na lekcjach chemii. Biologię jeszcze szło jakoś wykuć, ale ta nieszczęsna chemia... -Nie, nigdy też nie byłam nawet blisko. I nie będę - dodała, zerkając w stronę Lionela, który wychodził właśnie na taras w towarzystwie jakiś innych lekarzy. Zauważył ją na parkiecie, posłał przepraszający uśmiech, a Addie starała się spojrzeniem przekazać przyjacielowi, że nic się nie stało. W istocie tak było - miała towarzystwo i to całkiem przyjazne. -A ty czym się zajmujesz, tak konkretniej, w tym medycznym świecie? Miałabym się obawiać, gdyby przyszło mi odwiedzić cię kiedyś w gabinecie? - zapytała, wracając spojrzeniem do Matthew.

matthew diamini
come hold me tight
no_name4451
ODPOWIEDZ