it's a long road when you're on your own
: 26 cze 2023, 21:56
when you don't really know if you want to hide it
Czekolada.
Od dobrej godziny wpatrywała się w pustą stronę nowego rozdziału kolejnej z nieswoich książek, nie mogąc myśleć o niczym innym, niż czekolada. Jak na złość w domu nie miała ani kostki, a zakupy i inne sprawunki planowała dopiero na jutro. Próbowała wciskać w siebie maślane herbatniki - jakby mogły w jakiś sposób zagłuszyć zupełnie inną potrzebę - ale te pęczniały jej tylko w ustach i przeżuwała je dłużej, niż powinna. Nic z tego. Ciało wiedziało swoje. Chciało czekolady.
Słyszała nie raz o ciążowych zachciankach. O tych przeciętnych, jak i bardziej zakręconych (oraz - nie czarujmy się - brzmiących niezbyt zachęcająco), ale absolutnie nie była na nie przygotowana. Czym to się może różnić od apetytu na słodkości podczas miesiączki...? - a jednak. Ostatni tydzień pierwszego trymestru przyniósł jej pragnienie, z którym nie było żartów. W końcu musiała skapitulować.
Przez krótki moment rozważała, czy nie zadzwonić do Terence'a, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Jasne, mogła na niego liczyć i wiedziała, że w razie potrzeby zjawiłby się u niej w mgnieniu oka, ale... Ganianie go po mieście tylko dlatego, że jej się chciało czekolady brzmiało dla niej niedorzecznie. Poza tym nie było też znowu tak późno, by sama nie mogła wybrać się do fluorite view i kupić co trzeba. Słońce już co prawda zaszło, ale zegar w jej telefonie wskazywał ledwo dziewiętnastą. Wystarczająco wcześnie, by zahaczyć nie tylko o supermarket, ale i nawet aptekę.
Auto zaparkowała na początku ulicy, resztę drogi postanawiając przebyć pieszo. Wieczór był przyjemny i zdecydowanie cieplejszy, niż te, które poznała przez ostatnie lata spędzone na południu Australii. Tamta zimowa pogoda zdecydowanie wymagała wierzchniego okrycia, tutaj mogła sobie pozwolić na luźną koszulę i odkryte kostki.
Sprawunki zaczęła od apteki. Choć pierwsze około ciążowe badania wyszły w porządku, lekarz i tak zalecił jej zacząć przyjmować kwas foliowy i wzbogacić dietę o kilka ważnych witamin. Wcześniej bezmyślnie nie zawracała sobie tym głowy. Jasne, w ostatnim czasie miała masę innych spraw do ogarnięcia, ale i tak wyrzucała sobie, że jej niedbalstwo o własne zdrowie mogłoby się w jakimś stopniu odbić również na dziecku. Nie chciała go, tak, ale to nie znaczyło, że chce podejść do ciąży nieodpowiedzialnie. Zdecydowała się je donosić i zamierzała to zrobić jak najlepiej potrafiła. W końcu dziecko nie było niczemu winne... i mogło ubogacić czyjeś życia, uszczęśliwić kogoś. Nawet jeśli jej samej nie mogło.
Dobrą godzinę później opuszczała supermarket obładowana dwiema siatkami zakupów. Przesadziła trochę, to prawda (szczególnie, że czekał ją jeszcze spacer z powrotem do auta...), ale skoro już była na miejscu bez sensu byłoby wziąć tylko witaminy i czekoladę, a jutro znów tu przyjeżdżać po resztę sprawunków. Zatrzymała się przed sklepem, wygrzebując z dna jednej z toreb zakupiony w aptece kwas foliowy. Najpierw zdrowie, potem zachcianki - zaśmiała się w duchu, układając na języku jedną z tabletek i odkręcając małą wodę niegazowaną. Już miała wziąć pierwszy łyk, gdy nagle...
Ktoś wpadł na nią z takim impetem, że się zachwiała. Kapsułka wypadła jej z ust, reszta opakowania - na szczęście zdążyła buteleczkę zakręcić - wylądowała na chodniku, wprawione w ruch siatki z zakupami zabujały się na jej ramieniu, uderzając w ścianę tuż za nią. Butelka wody wypadła jej z dłoni, a cała zawartość wylała się wprost na nią. Biała koszula w jednej chwili przykleiła się do jej ciała, uwydatniając lekko choć wyraźnie już zaokrąglony brzuch. Jakiekolwiek słowa uwięzły jej w gardle. Nawet nie spojrzała na napastnika, w pierwszym momencie skupiając się na sobie. I głupiej myśli, że nawet połamana czekolada smakuje równie pysznie...
achilles cosgrove
Czekolada.
Od dobrej godziny wpatrywała się w pustą stronę nowego rozdziału kolejnej z nieswoich książek, nie mogąc myśleć o niczym innym, niż czekolada. Jak na złość w domu nie miała ani kostki, a zakupy i inne sprawunki planowała dopiero na jutro. Próbowała wciskać w siebie maślane herbatniki - jakby mogły w jakiś sposób zagłuszyć zupełnie inną potrzebę - ale te pęczniały jej tylko w ustach i przeżuwała je dłużej, niż powinna. Nic z tego. Ciało wiedziało swoje. Chciało czekolady.
Słyszała nie raz o ciążowych zachciankach. O tych przeciętnych, jak i bardziej zakręconych (oraz - nie czarujmy się - brzmiących niezbyt zachęcająco), ale absolutnie nie była na nie przygotowana. Czym to się może różnić od apetytu na słodkości podczas miesiączki...? - a jednak. Ostatni tydzień pierwszego trymestru przyniósł jej pragnienie, z którym nie było żartów. W końcu musiała skapitulować.
Przez krótki moment rozważała, czy nie zadzwonić do Terence'a, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Jasne, mogła na niego liczyć i wiedziała, że w razie potrzeby zjawiłby się u niej w mgnieniu oka, ale... Ganianie go po mieście tylko dlatego, że jej się chciało czekolady brzmiało dla niej niedorzecznie. Poza tym nie było też znowu tak późno, by sama nie mogła wybrać się do fluorite view i kupić co trzeba. Słońce już co prawda zaszło, ale zegar w jej telefonie wskazywał ledwo dziewiętnastą. Wystarczająco wcześnie, by zahaczyć nie tylko o supermarket, ale i nawet aptekę.
Auto zaparkowała na początku ulicy, resztę drogi postanawiając przebyć pieszo. Wieczór był przyjemny i zdecydowanie cieplejszy, niż te, które poznała przez ostatnie lata spędzone na południu Australii. Tamta zimowa pogoda zdecydowanie wymagała wierzchniego okrycia, tutaj mogła sobie pozwolić na luźną koszulę i odkryte kostki.
Sprawunki zaczęła od apteki. Choć pierwsze około ciążowe badania wyszły w porządku, lekarz i tak zalecił jej zacząć przyjmować kwas foliowy i wzbogacić dietę o kilka ważnych witamin. Wcześniej bezmyślnie nie zawracała sobie tym głowy. Jasne, w ostatnim czasie miała masę innych spraw do ogarnięcia, ale i tak wyrzucała sobie, że jej niedbalstwo o własne zdrowie mogłoby się w jakimś stopniu odbić również na dziecku. Nie chciała go, tak, ale to nie znaczyło, że chce podejść do ciąży nieodpowiedzialnie. Zdecydowała się je donosić i zamierzała to zrobić jak najlepiej potrafiła. W końcu dziecko nie było niczemu winne... i mogło ubogacić czyjeś życia, uszczęśliwić kogoś. Nawet jeśli jej samej nie mogło.
Dobrą godzinę później opuszczała supermarket obładowana dwiema siatkami zakupów. Przesadziła trochę, to prawda (szczególnie, że czekał ją jeszcze spacer z powrotem do auta...), ale skoro już była na miejscu bez sensu byłoby wziąć tylko witaminy i czekoladę, a jutro znów tu przyjeżdżać po resztę sprawunków. Zatrzymała się przed sklepem, wygrzebując z dna jednej z toreb zakupiony w aptece kwas foliowy. Najpierw zdrowie, potem zachcianki - zaśmiała się w duchu, układając na języku jedną z tabletek i odkręcając małą wodę niegazowaną. Już miała wziąć pierwszy łyk, gdy nagle...
Ktoś wpadł na nią z takim impetem, że się zachwiała. Kapsułka wypadła jej z ust, reszta opakowania - na szczęście zdążyła buteleczkę zakręcić - wylądowała na chodniku, wprawione w ruch siatki z zakupami zabujały się na jej ramieniu, uderzając w ścianę tuż za nią. Butelka wody wypadła jej z dłoni, a cała zawartość wylała się wprost na nią. Biała koszula w jednej chwili przykleiła się do jej ciała, uwydatniając lekko choć wyraźnie już zaokrąglony brzuch. Jakiekolwiek słowa uwięzły jej w gardle. Nawet nie spojrzała na napastnika, w pierwszym momencie skupiając się na sobie. I głupiej myśli, że nawet połamana czekolada smakuje równie pysznie...
achilles cosgrove