: 13 sty 2024, 22:28
Zatraciła się w pewnym braku wyrzutów sumienia. Sądziła dotąd, że jest dobrym człowiekiem i raczej nie szuka okazji do krzywdzenia ludzi, jeśli nie zajdą jej za skórę. Nie była ideałem i zdarzało się jej oszukiwać, ale nadal posiadała pewien określony kodeks moralny, który sprawiał, że była jedną z tych lepszych person. Nie widziała w sobie swojego odbicia rodziców, którzy do perfekcji wykształcili pewną skłonność do przekraczania granic. Była przecież inna i wierzyła w to do chwili, gdy na jej drodze stanął Flann, a wszystkie zasady, jakie dotąd posiadała, zostały złamane.
Nie było przecież tak, że dotąd Julia była nienagannie moralna. Przeginała, szarżowała, wiodła żywot pełen eksperymentów i porzucania każdego, ot tak. Była młoda, ciekawa życia, uwielbiała się w nim zatracać i szukała przygodnych znajomości. Adam był identyczny i dlatego tak dobrze się dopełniali. Nie czuła się winna z powodu swoich pragnień, które wykraczały może poza ramę standardów zachowania, ale dotąd przecież nie skrzywdziła nimi nikogo. Różnica? Ten mały, metalowy krążek, którego wcale nie zdejmowała delikatnie wodząc palcami po dłoni Flanna i zderzając się z tym jego. Najwyraźniej nie było dane jej być kimś dobrym, skoro ktoś taki wodził ją na pokuszenie i robił to z taką wprawą jakby poznali się w poprzednim życiu i teraz w tym tylko powtarzali pewne nawyki.
Nie dało się bowiem przeoczyć tego porozumienia, tej chemii, która sprawdzała się jak dotąd tylko w łóżku, a teraz miała szansę być eksplorowana podczas jednej z tych rozmów, które brzmiały jak flirt świeżych kochanków, tych, którzy jeszcze nieco po omacku szukają swych ust. Jak bardzo złe to było w kontekście tego, że pewne ustalenia między nimi zostały już poczynione i nie byli niewinnymi ludźmi, a podłymi degeneratami, którzy wręcz konsekwentnie i świadomie zdradzali wymieniając się całkiem głośno uwagami na temat swoich niczego nieświadomych małżonków.
- Nie gustujesz?- powtórzyła za nim swobodnie i chyba nie musiała kończyć myśli, że jednak gustował, skoro w domu sam posiada taki egzemplarz. Nie wydawał się przecież mężczyzną, którego ktokolwiek zmusiłby do małżeństwa, więc sam podjął taką decyzję i choć Julia wiedziała (z autopsji) jak ten pomysł może okazać się lekkomyślny, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ma do czynienia z kimś, kto sam wpadł we własną pułapkę i teraz usiłuje się z niej wyłgać.
- Nie mogę ci opowiedzieć, bo przecież to tajemnica- uśmiechnęła się rozkosznie przykładając palec do ust, ale w tym wypadku znowu czuła, że wiedział, co ma na myśli, że ona zazwyczaj nie liczy się z mężczyznami w swoim otoczeniu i używa ich jak narzędzi do zaspokojenia swojej żądzy i pragnień, jako modeli, jako momentami przyjaciół i opiekunów, ale ze świadomością, że nigdy nie da sobie przekroczyć granicy bycia niezależną. - Poza tym mam wrażenie, że mimo tego twojego gustu niezależne kobiety przyprawiają ci o migrenę. Lubisz dominować i to w każdym aspekcie, a ja nie dam się wytrącić z równowagi- zapowiedziała mu i święcie w to wierzyła, choć za moment już łapał ją za dłoń i przeciągał na swoją stronę. Nie mogła mu odmówić siły fizycznej i tego górowania nad nią, choć miała wrażenie, że gdyby nie chciała, umiałaby zaprotestować. Czyż nie to chciał jej pokazać, gdy tak bezczelnie się do niej kleił pośrodku tej restauracji na oczach jego znajomego? A może to, że faktycznie jakimś zrządzeniem losu przyciągnie ją do siebie na dobre i doprowadzi do tego, że jej problemy z zaangażowaniem przeminą jak wiatr?
Nie wiedziała i tak po prawdzie trudno było jej formułować jakiekolwiek dorosłe wnioski, gdy tak jego palce artysty zahaczały delikatnie o jej skórę i manewrowały przy ramiączkach, które aż prosiły, by je zsunąć i by mógł nareszcie wargami dotknąć jej chudych obojczyków.
Nie zamierzała jednak przyznać mu racji, choć jego usta na jej szyi były tak kuszące, że na moment zapomniała o idei tego spotkania, które miało polegać na duchowym, a nie fizycznym porozumieniu. Był za blisko, jego perfumy uderzyły jej do głowy, a ona sama jakoś bezwiednie rozchyliła uda ocierając się cała o jego chętne ciało.
Nie musiała go przecież poznawać, skoro pragnęła go kiedyś rzucić. Nie mogła poznawać kogoś, kogo planowała poużywać na tyle, na ile się jej nie znudzi. To był jeden z tych rozkosznych planów, który natychmiast chciała wcielić w życie, więc uniosła jego podbródek i pocałowała go głęboko, wcale nie czując jeszcze tego jak bardzo sama się uzależnia.
- Jesteś zdecydowanie zbyt pewny siebie, Flann, a przecież sam wiesz, że my artyści nudzimy się bardzo szybko, zwłaszcza gdy dostajemy to czego chcemy- przejechała palcem po jego wardze nie spuszczając z niego spojrzenia.
Dobrze oboje wiedzieli, czego chcą i nie mogły zmienić tego nawet najlepiej przyrządzone jeżowce.
- Zabierz mnie stąd- szepnęła mu do ucha i choć chodziło o pożądanie i to takie zwalające z nóg, wiedziała, że też jest to pewien rodzaj kontroli- im dłużej i zażarcie dyskutowali, tym uchylał bardziej drzwi do jej świata, a przecież miała pozostać tylko drobna luka, by mógł wślizgnąć się na trochę.
Tak jak mu powiedziała, prawda?
Nie było przecież tak, że dotąd Julia była nienagannie moralna. Przeginała, szarżowała, wiodła żywot pełen eksperymentów i porzucania każdego, ot tak. Była młoda, ciekawa życia, uwielbiała się w nim zatracać i szukała przygodnych znajomości. Adam był identyczny i dlatego tak dobrze się dopełniali. Nie czuła się winna z powodu swoich pragnień, które wykraczały może poza ramę standardów zachowania, ale dotąd przecież nie skrzywdziła nimi nikogo. Różnica? Ten mały, metalowy krążek, którego wcale nie zdejmowała delikatnie wodząc palcami po dłoni Flanna i zderzając się z tym jego. Najwyraźniej nie było dane jej być kimś dobrym, skoro ktoś taki wodził ją na pokuszenie i robił to z taką wprawą jakby poznali się w poprzednim życiu i teraz w tym tylko powtarzali pewne nawyki.
Nie dało się bowiem przeoczyć tego porozumienia, tej chemii, która sprawdzała się jak dotąd tylko w łóżku, a teraz miała szansę być eksplorowana podczas jednej z tych rozmów, które brzmiały jak flirt świeżych kochanków, tych, którzy jeszcze nieco po omacku szukają swych ust. Jak bardzo złe to było w kontekście tego, że pewne ustalenia między nimi zostały już poczynione i nie byli niewinnymi ludźmi, a podłymi degeneratami, którzy wręcz konsekwentnie i świadomie zdradzali wymieniając się całkiem głośno uwagami na temat swoich niczego nieświadomych małżonków.
- Nie gustujesz?- powtórzyła za nim swobodnie i chyba nie musiała kończyć myśli, że jednak gustował, skoro w domu sam posiada taki egzemplarz. Nie wydawał się przecież mężczyzną, którego ktokolwiek zmusiłby do małżeństwa, więc sam podjął taką decyzję i choć Julia wiedziała (z autopsji) jak ten pomysł może okazać się lekkomyślny, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ma do czynienia z kimś, kto sam wpadł we własną pułapkę i teraz usiłuje się z niej wyłgać.
- Nie mogę ci opowiedzieć, bo przecież to tajemnica- uśmiechnęła się rozkosznie przykładając palec do ust, ale w tym wypadku znowu czuła, że wiedział, co ma na myśli, że ona zazwyczaj nie liczy się z mężczyznami w swoim otoczeniu i używa ich jak narzędzi do zaspokojenia swojej żądzy i pragnień, jako modeli, jako momentami przyjaciół i opiekunów, ale ze świadomością, że nigdy nie da sobie przekroczyć granicy bycia niezależną. - Poza tym mam wrażenie, że mimo tego twojego gustu niezależne kobiety przyprawiają ci o migrenę. Lubisz dominować i to w każdym aspekcie, a ja nie dam się wytrącić z równowagi- zapowiedziała mu i święcie w to wierzyła, choć za moment już łapał ją za dłoń i przeciągał na swoją stronę. Nie mogła mu odmówić siły fizycznej i tego górowania nad nią, choć miała wrażenie, że gdyby nie chciała, umiałaby zaprotestować. Czyż nie to chciał jej pokazać, gdy tak bezczelnie się do niej kleił pośrodku tej restauracji na oczach jego znajomego? A może to, że faktycznie jakimś zrządzeniem losu przyciągnie ją do siebie na dobre i doprowadzi do tego, że jej problemy z zaangażowaniem przeminą jak wiatr?
Nie wiedziała i tak po prawdzie trudno było jej formułować jakiekolwiek dorosłe wnioski, gdy tak jego palce artysty zahaczały delikatnie o jej skórę i manewrowały przy ramiączkach, które aż prosiły, by je zsunąć i by mógł nareszcie wargami dotknąć jej chudych obojczyków.
Nie zamierzała jednak przyznać mu racji, choć jego usta na jej szyi były tak kuszące, że na moment zapomniała o idei tego spotkania, które miało polegać na duchowym, a nie fizycznym porozumieniu. Był za blisko, jego perfumy uderzyły jej do głowy, a ona sama jakoś bezwiednie rozchyliła uda ocierając się cała o jego chętne ciało.
Nie musiała go przecież poznawać, skoro pragnęła go kiedyś rzucić. Nie mogła poznawać kogoś, kogo planowała poużywać na tyle, na ile się jej nie znudzi. To był jeden z tych rozkosznych planów, który natychmiast chciała wcielić w życie, więc uniosła jego podbródek i pocałowała go głęboko, wcale nie czując jeszcze tego jak bardzo sama się uzależnia.
- Jesteś zdecydowanie zbyt pewny siebie, Flann, a przecież sam wiesz, że my artyści nudzimy się bardzo szybko, zwłaszcza gdy dostajemy to czego chcemy- przejechała palcem po jego wardze nie spuszczając z niego spojrzenia.
Dobrze oboje wiedzieli, czego chcą i nie mogły zmienić tego nawet najlepiej przyrządzone jeżowce.
- Zabierz mnie stąd- szepnęła mu do ucha i choć chodziło o pożądanie i to takie zwalające z nóg, wiedziała, że też jest to pewien rodzaj kontroli- im dłużej i zażarcie dyskutowali, tym uchylał bardziej drzwi do jej świata, a przecież miała pozostać tylko drobna luka, by mógł wślizgnąć się na trochę.
Tak jak mu powiedziała, prawda?