Po części nawet musiała się zgodzić z tym, że słusznie ktoś by ją potępił. Kim bowiem była, skoro zaledwie kilka miesięcy po ślubie znajdywała sobie, ot tak kochanka? Gdyby jeszcze kierowały nią jakieś określone uczucia, gdyby na miejscu Flanna znajdował się mężczyzna, który kiedyś zagarnął jej serce i nigdy nie oddał, to mogłaby się jakoś wybronić. Ludzie jakoś łatwiej przełykali fakt, że popełniona zdrada była w imię miłości. Gdy zaś w grę wchodziły cielesne potrzeby, chęć fizycznego bycia z kimś to nie krępowali się z określeniami wprost z rynsztoka. Cóż, Julia mogła tylko przypuszczać jakie piekło by się rozpętało i kto z niej wyszedłby obronną ręką, a kto straciłby reputację.
Cóż, najwyżej będzie jedną z tych dziewczyn, które mają kiepską opinię.
Nie aż tak jednak, by jego słowa sprawiły jej jakąkolwiek frajdę.
- Nie, nie, nie będę z tobą robić interesów - zaprzeczyła z całą mocą, nawet gdy jego dłoń tak rozkosznie przesuwała się po jej udzie sprawiając, że w momencie zapomniała o tym postanowieniu, by dla odmiany być grzeczną i go prowokować.
- Nie będziesz się interesować moją sztuką, bo chcesz mnie przelecieć - wyjaśniła dobitnie i mało brakowało, a na jej wargach pojawiłaby się prośba, by zrobił to już teraz, bo była spragniona jego dotyku, który doprowadzał ją do obłędu. Skoro jednak mieli być grzeczni to postanowiła postarać się bardziej i jedynie dała mu się gwałtownie do siebie przysunąć błądząc dłońmi po jego całkowicie zbędnej koszuli.
Miał rację z tym śmiechem z jej słów, właściwie nie było opcji, by straciła nim zainteresowanie, gdy jego usta tak zachłannie przesuwały się po jej szyi obiecując jej znowu utratę wszystkich zmysłów, ale nie zamierała dać mu tak łatwo wygrać. Wręcz przeciwnie, zacisnęła uda i choć poczuła pierwszy skurcz, postanowiła odeprzeć wszystkie te fantazje i skupić się na byciu jedną z tych dziewcząt nie do uwiedzenia. Nawet jeśli siedziała na jego kolanach i pozwalała mu się całować, zupełnie jakby faktycznie cofnęła się w czasie i była jedną z tych napalonych studentek, które pozwalają swojemu chłopakowi na gorszące praktyki gdzieś w miejscu publicznym.
- Muszę ci powiedzieć, że jesteś okrutnie pewny siebie. Kiedyś zlecisz z tego podium i zaboli - wieszczyła z rozbawieniem, ale na razie na to się nie zanosiło, a Flann zdawał się być królem życia. Tego samego, do którego tak ją bezczelnie zapraszał. Gdy jednak podniósł głowę i uśmiechnął się, odwzajemniła ten gest i na chwilę przyłapała się na tym jak łatwo im to przyszło. Takie łapanie pierwszego porozumienia, jakaś wspólna nić sympatii przy ogromnym wręcz fizycznym przyciąganiu.
- Och, dużo rzeczy mnie kręci i nawet nie wiesz jak bardzo korci, by czasami to wszystko wypróbować… albo sobie pewne rzeczy przypomnieć - dodała z tym tajemniczym uśmiechem Mony Lisy, który wskazywał na to, że dobrze się bawiła w przeszłości. Nigdy jednak tego się nie wstydziła. Wręcz przeciwnie, twierdziła, że pewne doświadczenia jak żadne inne rozbudzają ten artystyczny głód nienasycenia, a oboje wiedzieli, że to on stanowił fundament ich zawodu. Było jednak coś uderzającego w tym, że choć jej fantazje podryfowały w kierunku wielokątów (niekoniecznie trójkątów), uderzyły go jego słowa na temat braku ochoty na dzielenie się, bo dotyczyły jej. Może dlatego, że nigdy od nikogo ich nie usłyszała i nikt aż tak zaborczo jej nie pragnął.
Z tego też powodu wreszcie po dłuższym zastanowieniu kiwnęła głową na jego propozycję.
- Wyślę ci adres smsem - obiecała i jeszcze zdążyła pocałować go delikatnie, gdy ruch na korytarzu przybrał na sile i prędko zeszła z jego kolan pozostawiając w kieszeni jego marynarki koronkowe majtki.
Niezależnie od tego, co planował i jak bardzo to mogło ich wyrwać z tego jednorazowego cugu, postanowiła zaryzykować. W końcu oboje mieli do stracenia tylko
wszystko.
Flann Rohrbach