malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Cała ta panika rozchodziła się o jedno spojrzenie. O jedno z tych spojrzeń właściwie, które rzucał jej ostatnio Flann i które sprawiało, że coś jej mówiło, że złamała podstawowe zasady dobrego romansu. Nie można przecież było się wdawać w coś, co miało być równie skomplikowane jak małżeństwo. Z reguły miało być prosto, przyjemnie i bezboleśnie, a ona odczuwała ból i jakieś dziwne pomieszanie, gdy zamiast zakończyć tę relację, postanowiła nadać jej nowy termin ważności. Koniecznie jeden z tych wydłużonych o kolejny semestr, choć już na studia nie zamierzała uczęszczać. Za to z całą pewnością zamierzała spotykać się na prywatnych konsultacjach z profesorem, który obiecywał jej uroczy wieczór w zamian za podpisanie cyrografu.
Niczym innym przecież nie było wyrażenie zgody na jego warunki i brak przejmowania się tym, co zaznaczył drobnym druczkiem. Właściwie już samo wysłanie po nią kierowcy powinno być sygnałem ostrzegawczym, ale najwyraźniej Julia Crane jak ta ćma leciała do światła, a raczej do tego całego huraganu, który nosił wdzięczne imię najsłynniejszego, amerykańskiego malarza jej czasów. Już to powinno dać jej do myślenia i sprawić, by jej telefon zamilkł, ale słowo się rzekło, a ona była dziewczyną bardzo słowną.
Tak bardzo, że jak przystało na istotę bez duszy zadbała o swoją fizyczną powierzchowność dobierając czarną sukienkę i wiążąc włosy w koka, który odsłaniał jej dekolt. Ktoś (a o czyim imieniu wolała zapomnieć) powiedział jej kiedyś, że do takich rozcięć należy mieć odwagę i nie zasłaniać jej niczym, więc postanowiła dostosować się akurat do tej sugestii, choć po otwarciu opakowania z liścikiem wiedziała, że jednak czymś przyodzieje swoją sugestię.
Żaden cyrograf nie mógł przecież odbyć się bez przysięgi za pomocą krwi. Dla normalnego diabła, rzecz jasna, bo Flann brał ją sobie całą chcąc ją naznaczyć, zagarnąć i koniecznie ometkować swoim projektem. Rozpoznała przecież te linie, wodziła palcami kiedyś po tym dziele w Cairns, a potem te same palce wkładała między uda myśląc o nim.
Teraz jednak wisiorek (choć gustowny i miękko opadający w zagłębienie jej szyi) był jak lina samobójcy. Wystarczyło pociągnąć, by straciła całkiem życie. A może to ta wstęga, którą jej wreszcie zawiązał kierowca, zanim ruszyli?
Nie wiedziała i pewnie oczekiwała wielu rzeczy, ale nie tego. Nie jakiejś knajpki we włoskim stylu, która zwykle tętniła życiem, a teraz choć oświetlona, wydawała się dziwnie pusta. Zaraz. Czy on zaprosił ją na randkę? Mało brakowało, a stanęłaby jak wryta i nie ruszyła się już z miejsca. Obiecywała jednak mu odwagę, wręcz nią szarżowała, więc zgodnie z nią ruszyła do przodu czując, że najwyżej przypłaci za to czymś więcej niż swoim ciałem, które sobie już zagarnął.
Duszę jednak miała całkiem uszkodzoną, więc pozostawało mu życzyć powodzenia z tym samym uśmieszkiem z jakim dała mu się złapać za rękę.
- A ty cudownie się wysilasz dla własnej kochanki - nie mogła się oprzeć pokusie, by dogryźć, choć musiała przyznać, że zapatrzyła się, bo na tle tej restauracji, skąpanej w światłach wyglądał jak jeden z tych antycznych bożków, których widok razi w oczy, a jednak chce się na nich patrzeć bez końca. Najwyraźniej nigdy nie była specjalnie wierząca, bo gdy zajęła miejsce naprzeciwko, przymknęła oczy pod płaszczem wytuszowanych rzęs i otworzyła je powoli pragnąc uchwycić moment, w którym pojmie sens uwodzenia jej. A najgorsze było w tym wszystkim to, że w tym szaleństwie musiała być metoda, bo przecież siedzieli naprzeciwko tak blisko, że mógł dłonią sprawdzić, że faktycznie, jeszcze w jego samochodzie pozbyła się bielizny i teraz zaciskała uda starając się opanować ten niezdrowy pociąg.
- Ta przysługa chyba musiała być duża, co? - rozejrzała się, ale nie sformułowała słów, z których by wynikało, że przecież nie tak codziennie organizuje się coś takiego dla żonatego znajomego, który zaprasza na spotkanie (randkę) nieznaną dotąd dziewczynę. Julia jednak w swoim życiu najwyraźniej widziała wszystko, bo wreszcie odwróciła wzrok, by skanować dłużej twarz Flanna. - Jeżowce brzmią wybornie, ale powiedz mi jedno. Dlaczego? - i złapała go za dłoń zupełnie jakby byli faktycznie na tego rodzaju spotkaniu, choć jej pytanie raczej dotyczyło tego, czemu ją na takie zaprasza.
- I zdecydowanie nie możesz mi wręczać do zabawy łańcuszka wartego tyle - pokręciła głową stanowczo, bardzo starała się być cała stanowcza, ale teraz już nie mogła uciec od tego spojrzenia, które było całym problemem. Nie jeżowce, nie kolacja, nawet nie to, że był przystojny i bogaty, a jego prace jej imponowały. Wszystko rozchodziło się o ten wzrok, który czasami dzielili zupełnie jak jedni z tych nieznośnych dzieciaków, którzy odnaleźli bratnią duszę i teraz wystarczyło tylko postradać zmysły i dać sobie pozwolenie na psoty. Czy w tym wszystkim jeżowce były jakimkolwiek zagrożeniem?
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Był jednym z tych pieprzonych szczęściarzy, tych których uwielbiano z wielu powodów, a często i nawet dla samej już po prostu zasady; zdołał się już więc w jakiś pokraczny sposób przyzwyczaić do wszelkiego chyba rodzaju komplementów, przyjmując je zwykle z dozą odpowiedniego zblazowania, ale musiał przyznać że ten, który dzisiaj otrzymał z ust swojej kochanki - w tej roli wszak postawiła się sama - spowodował, że delikatnie uśmiechnął się pod nosem, trochę tak jakby robił to samemu dla siebie. Że cudownie się wysila bowiem jeszcze nie słyszał, czuł jednak że jego ego zostało akurat tą wypowiedzią odpowiednio podbudowane, tym bardziej że wyłapywał w niej jakieś drugie dno, jakąś drobną dwuznaczność i to one powodowały że te słowa rezonowały w jego głowie teraz jak najlepsza mantra.
- Czy nie to właśnie obiecałem ci wcześniej? - nie wiedział do końca, czy może mówić o tym, że obiecywał jakiekolwiek cudowne wywołanie, ale liczył na to, że dziewczyna zdążyła poznać go już na tyle, by wiedzieć że Flann Rohrbach nie należy do ludzi, którzy cokolwiek zostawiają przypadkowi. Wróć, może inaczej - było wiele rzeczy, które byłby w stanie oddać w ręce swojego asystenta czy mądrzejszych ludzi od siebie, ale w temacie randek czy schadzek z własną kochanka (nie wiedział jeszcze czy to słowo mu do końca pasuje) wolał jednak pozostać tak prywatny, jak tylko się dało.
- Szczerze mówiąc - zaczął w temacie przysługi. - Nie pamiętam już nawet co takiego to było. Pewnie jakaś drobnostka - o ile w ogóle w ich świecie była jeszcze mowa o jakichkolwiek drobnostkach, tym bardziej jeśli odpowiedzią było udostępnienie całej swojej restauracji, wraz z jej personelem, żonatemu przyjacielowi, który miał w tym miejscu widywać się z inną kobietą. Ewentualny skandal wypisany był w tym wszystkim drukowanymi literami i na dodatek niezmywalnym markerem, ale najwyraźniej niektórym można było więcej, prawda? - Najwyraźniej to jedynie śliczne studentki mogą uznawać mnie za małostkowego - dogryzl w końcu i on, uśmiechając się przy tym wyjątkowo zaczepnie, trochę tak jakby na własne życzenie lubił pakować się w kłopoty, ale dobry Boże, kto by nie chciał się w nie wpakować akurat z taką kobietą jak Julia Crane? Nic nie mógł już zrobić na to, że czuł się tą dziewczyną kompletnie oczarowany, do tego stopnia, że pewnie byłby w stanie ukraść dla niej właśnie cały świat a nie jedynie kilka godzin wyrwanych siłą z własnego terminarza i te wyjątkowo wręcz romantyczne okoliczności przyrody, przez które był w nią zapatrzony jedynie bardziej i bardziej.
Pojawiła się nad nimi kelnerka, w gustownej białej koszuli, przepasana czarnym, nieskazitelnie wręcz czarnym, długim fartuszkiem, by zapytać o zamówienie. W bardziej normalnych okolicznościach przyrody pewnie właśnie odpowiadałaby im o najdoskonalszych dziełach szefa kuchni, najwyraźniej jednak pewna dyskrecja objęła i ten aspekt, bo jedynie jakby czekała na ich decyzję. Flann zadecydował więc szybko:
- Cokolwiek na co będzie mieć ochotę ta pani - a kiedy poczuł, jak Julia ujmuje w tej chwili jego dłoń, ścisnął ją minimalnie mocniej, delikatnie przejeżdżając kciukiem po jej kłykciach. Nie wiedział czemu, może zresztą jedynie się na to nabierał, ale czuł się tak, jakby powstawało między nimi coś więcej niż jedynie niemożliwy do pozbycia seksualny pociąg, a sama myśl była na tyle otumaniająca, że potrzebował jej dlaczego by ponownie objawić się ze swoimi myślami na ziemi.
- Dlaczego? Dlaczego co? - sam nie wiedział czy jedynie sobie w tym momencie z nią pogrywa, czy może faktycznie nie wie czego dotyczyło to jej pytanie, zanim jednak doszedł do pewnych wniosków w tej kwestii, kiedy musiał sprostować jeszcze jedną z kwestii: - I chcę. Nie muszę móc, wystarczy że c h c ę.
Chciał, chciał zresztą jeszcze wielu innych rzeczy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Obserwowała to już w dzieciństwie. Nie wiedziała kiedy zdała sobie sprawę jak wygląda małżeństwo jej rodziców, ale tabuny przyjaciółek ojca dość szybko uświadomiły ja, że na pewno nie jest to pełnia szczęścia. Dzieci wszak mają to piękne i czarno- białe postrzeganie świata, więc sama zdrada zdawała się jej być wtedy końcem świata i naruszeniem pewnych świętych zasad. Mało brakowało, a już nigdy nie odezwałaby się do taty, który był kiedyś dla niej bohaterem. Został w jej oczach tylko człowiekiem i Julia Crane przyrzekała sobie wówczas, że będzie inna. Powtarzała ten wyświechtany frazes przez kolejne lata igrając z moralnością- przy Adamie raczej ta nie istniała- ale przecież jak dotąd nikomu nie ślubowała.
Była przekonana, że jak to już zrobi, będzie to niezbywalne, bo tak to sobie właśnie założyła. I proszę, minęły lata, a ona właśnie siedziała na kolacji z żonatym mężczyzną mając sama na palcu obrączkę i tak śmiało debatowała o obsadzeniu się w roli jego kochanki, że aż dziw, że nie odezwały się jakieś siły piekielne i nie zapadła się pod nimi ziemia prowadząc ich wprost do piekła.
- Obiecałeś też mi piątkę, ale widzisz, zapatrzyłeś się na moją śliczną buźkę - którą teraz zamknęła wykonując dłońmi pantominę z wyobrażonym kluczykiem, bo przecież ona przyrzekała mu, że zostawią za sobą oceny i całą resztą. Sam jednak zaczął z tą małostkowością, więc musiała dać mu do wiwatu. Przypuszczała, że prędzej czy później pojawi się między nimi jakiś konflikt, choć musiała przyznać, że jak na razie miło ją rozczarowywał. Z nadętego bufona- którego zwykła w nim widzieć- zeszło powietrze i czuła się całkiem dobrze w towarzystwie tego malarza, który okazywał się być jednym z ciekawszych rozmówców, nawet jeśli od niechcenia rzucał, że przysługa musiała być niewielka.
- I w imię tej drobnostki postawiłeś mu świat na głowie. Zaskakujące - przyznała z uznaniem rozglądając się jeszcze i łowiąc spojrzenie kelnerki, która musiała być dyskretna, ale i do niej docierały strzępki ich rozmowy, która zdawała się być żywcem ściągnięta z czasów dzieciństwa Julii. I na co jej przyszło zapieranie się rękami i nogami przed pójściem w ślady rodziców, skoro dosłownie teraz przymykała oczy czując jak dłoń mężczyzny delikatnie głaszcze tę jej? Mogła mówić, że takie zdawkowe gesty niewiele znaczyły, zwłaszcza po ich historii, pełnej bardziej wyuzdanego dotyku, ale okazywało się wręcz przeciwnie. Czym innym było szybkie zdzieranie z siebie ubrań i dochodzenie w czyichś ramionach, a czym innym patrzenie w oczy, gdy palce splatają się razem. W innym wypadku mogłaby to uznać nawet za romantyczne, ale przecież żadne z nich nie dopuściłoby do czegoś takiego, prawda?
- Skoro tak polecasz - oderwała wzrok i spojrzała na kelnerkę. - Skuszę się na jeżowce - to było jasne, gdy już podał w wątpliwość jej odwagę. - Białe wino? - tym razem skierowała uwagę na niego, nie znała go jeszcze na tyle, choć miała przeświadczenie, że to dziś ona rozdaje karty i ta świadomość mile połechtała jej ego. I chyba wolałaby nawet przedłużyć to zamówienie niż wreszcie powrócić do tego spojrzenia i do pytania, które nie powinno paść. Nie, gdy chcieli zatrzymać status quo tej relacji.
A była ona tak mile nieskomplikowana, tak pełna zmysłowości, która i teraz burzyła jej krew, gdy patrzyła na ich ręce.
- Dlaczego się tak starasz dla mnie? - uściśliła, ale zanim zdążył odpowiedzieć, pokręciła głową, bo przecież nie musiał zawsze oznajmiać niczego wprost, a ona nie do końca chciała to usłyszeć, choć nie spuszczała z niego wzroku. Wszystko po to, by wybuchnąć cichym śmiechem, gdy stwierdził, że chciał. - Masz tak zawsze, co? Wielki twórca, który dostaje wszystko, czego chce. I pewnie większość osób ci zazdrości, wręcz cię nienawidzi za to, a ty masz wrażenie, że dobrnąłeś już do ściany, bo czego JESZCZE można chcieć, co można pragnąć, gdy wszystko ma się na wyciągnięcie ręki? Nie masz prawa być nieszczęśliwy, bo wszyscy mają gorzej, więc zaciskasz zęby, ale to nie jest szczęście, prawda? - i tym razem wypuściła jego dłoń, bo wzięła do ręki zawieszkę i przyjrzała się jej uważnie. W liniach dostrzegła zarys piątki, choć nie takiej oczywistej i uśmiechnęła się lekko. - Flann, ja nie nadaję się na twoją muzę, wiesz o tym - uprzedziła go lojalnie, ale przecież nadal siedziała przy tym stoliku i czas mierzyły im tylko uderzenia serca, które dość kapryśnie zaczynało bić w przyśpieszonym tempie.
Julia Crane bardzo chciała, by i on odrzekł, że ma tak samo.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.


Nie był w stanie powstrzymać swojej pierwszej, zupełnie chyba naturalnej reakcji i delikatnie, cicho parsknął trochę śmiechem. Czuł się właśnie jak ten zły wilk, który zupełnym podstępem poderwał sobie najpiękniejsze z dziewcząt i jeszcze na dodatek miał tak rozbujany tupet, że zagarniał ją sobie dla siebie w każdy możliwy sposób. Choć może inaczej - z tym ostatnim zdawał się dopiero całkiem nieśmiało (czy aby na pewno?) rozkręcać, zatem można było pewnie uznać że najprzyjemniejsze było dopiero przed nimi.
- Sugerujesz zatem, że to wszystko był podły podstęp, i gdybyś nie była tak piękna, postawiłbym tą piątkę bez mrugnięcia okiem? - postanowił uściślić, choć głównie po to by potwierdzić słowa jej samej, i przy okazji posłać w jej stronę jeden z wielu tego wieczora komplementów. Pewnie nie było w tym akurat stwierdzeniu zupełnie niczego oryginalnego, w końcu trzeba byłoby być ostatecznie ślepym by nie zauważać jak atrakcyjną kobietą Julia Crane jest, ale w naturze Flanna (i strzelał w ciemno, że w samej Julii) było coś takiego, że po prostu potrzebował to mówić na głos. Jak najczęściej, więc rzeczona piękność powinna się już do tego przyzwyczaić.
- Zawsze mógł się nie zgodzić. A jednak to zrobił, nie zadawał żadnych pytań i zorganizował to wszystko w tak krótkim czasie - nie można było mu zarzucić, że ma takie cudowności pochowane gdzieś na zapas w rękawie. Flann bowiem mógł być nietutejszy a jego czas spędzony na australijskiej ziemi wyjątkowo krótki, ale facet zdecydowanie należał do tych którzy wiedzieli gdzie i kiedy należy się obracać, by wynieść z tego wymierne korzyści. Takie umiejętności w ich kręgach zdawało się wysysać jeszcze z mlekiem matki, nawet jeśli karmionym się było gotową mieszanką.
Obserwował Julię zastanawiającą się nad swoim zamówieniem, trochę w takim skupieniu jakby miał okazję obserwować ją przy pracy. I pewnie milczałby tak jeszcze dłużej, jednak na ziemię sprowadził go jej głos. Przytaknął zatem, że i on zje jeżowce, po czym w stronę samej zainteresowanej potwierdził jeszcze:
- Białe wino - choć w jego oczach musiała pewnie zatańczyć odrobina niepewności. Rohrbach bowiem specjalnie koneserem wina nie był, ale jeśli już się na nie decydował, musiało być koniecznie białe, z dobrego rocznika i wyjątkowo dobrej jakości. Miał więc wrażenie, że właśnie zostało to podpowiedziane Julii przez jakieś mityczne siły wyższe. Bo jeśli tak bezproblemowo udało się jej w to trafić, równie dobrze mógł ją poprosić by zaznaczyli sobie jakieś losy w loterii, i potem podzielili się wygraną. Aż lekko uśmiechnął się do tej myśli.
Spoważniał jednak, gdy zapytała dlaczego tak się stara. Dla niej. Po chwili jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej, bo odpowiedzi na ten temat w moment wygenerował mnóstwo, postanowił się jednak odrobinę z nią podroczyć i stwierdził:
- Czy odpowiedź bo chcę będzie satysfakcjonująca? - po czym jednak postanowił dalej tematu nie drążyć, jedynie wysłuchał jej słów. I owszem, było w tym sporo racji, ba - miał wrażenie że ich znajomość nie jest wcale taka krótka, zamiast tego wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że znali się całe lata. Bo w innym wypadku jak mogłaby czytać z niego jak z otwartej księgi?
- Nie mogę powiedzieć, że uprzywilejowanie które idzie za moim nazwiskiem czy moją pozycją, nie jest rzeczą wygodną. Albo komfort tego, że mogę śmiało powiedzieć, że stać mnie na wszystko, i że prawdopodobnie nigdy nie będę musiał martwić się o pieniądze - to też jest super. Tylko wiesz? Kiedy dochodzisz do tej ściany, że jedyne szczęście jakie możesz mieć jest tym kupionym, to nagle okazuje się że nie jesteś wcale człowiekiem szczęśliwym. Próbowałem tak egzystować przez ostatni czas i uwierz mi na słowo, potwierdzam, to wyjątkowo dołujący status - urwał na chwilę, pozwalając kelnerce rozstawiać przed nimi ich zamówienie. Dopiero kiedy ponownie zostali sami, mówił dalej: - I ja nigdzie do tej pory nie powiedziałem, że potrzebuję muzy. Raczej szukam sensu i wydaje mi się, że ten siedzi teraz przede mną - ujął jej dłoń i pocałował jej wierzchnią część, po czym pogładził to miejsce jeszcze czule palcami. - Bo nie wiem jeszcze co takiego masz w sobie, że lgnę jak ćma do światła, ale cholernie mocno chcę się tego dowiedzieć. Nawet kosztem tego, że jednak zostaniesz tą moją muzą - zakończył, znowu się z nią drocząc.
Wszak nie zamierzał się w pierwszym akcie zdradzić z tym, że głowę zdążył stracić dla niej już zupełnie.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Zapewne powinna mieć się na baczności, bo przecież jej uczelniane koleżanki powtarzały, że ten profesor to jeden z tych, dla których łatwo stracić głowę, ale Julia z takich zagrożeń niewiele sobie robiła. Być może wynikało to z faktu, że nigdy nie była zaprzyjaźniona z ostrożnością, a adrenalina bujała jej krew do żywego, a być może zwyczajnie nie uważała, by możliwym było dla niej beztroskie stracenie głowy nawet dla samego Boga, gdyby tak rozkosznie zapraszałby ją na kolację. W końcu czuła się skalana pewnym rodzajem przywiązania do kogoś innego, więc mogła orzec z całą pewnością, że Flann nie stanowi zagrożenia, choć tło rysowało się coraz lepsze i łapała się na tym, że oboje wysyłają w swoim kierunku coraz więcej porozumiewawczych uśmiechów, które były synonimem czegoś, co jej koleżanki nazwałyby zauroczeniem.
- Nie muszę niczego sugerować. Jestem genialna, już ci to powiedziałam - tak jak teraz, gdy nie spuszczała z niego wzroku, ale przecież to wszystko przez ten przeklęty stolik i intymną atmosferę, która skłaniała do zwierzeń. Tak bardzo, że ściszyła głos. - Naprawdę sądzisz, że jesteś pierwszym profesorem, który uważa, że jestem piękna? Wcześniej po prostu trzymałam to w ryzach, bo nie chciałam, żeby oceniali mnie przez pryzmat mojej urody. W końcu sam wiesz, że studia artystyczne to nie taki prosty kawałek chleba, choć znając ciebie pewnie od samego początku byłeś na wygranej pozycji. Z taką matką… - nie tylko on oddał się researchowi i zapragnęła podkreślić to właśnie teraz, choć chodziło bardziej o to, by wreszcie zaczął mówić. Łudziła się, że gdy poznają się bliżej, zniknie też ten nieodgadniony pociąg i wszystko wróci do normy.
Do tej, w której romans jest zaledwie tylko spotkaniem na kilka nocy i nie pachnie zobowiązaniami, a ich zapach był drażniący jak nic dla nozdrzy Julii Crane.
Uśmiechnęła się, gdy Flann odpowiedział, że ten jego mityczny przyjaciel miał jakiś wybór.
- Czyli nie jesteś jak Don Corleone i nie wymagasz przysług? - zażartowała i rozejrzała się powoli po sali, zupełnie jakby chciała przechować ją w swojej pamięci, ale zdała sobie sprawę, że przecież i on był taki sam, łowił obrazy, by potem przetwarzać je na płótnie. Ta świadomość i fakt, że nie musiała go przepraszać za to swoiste zagapienie, sprawił, że się zarumieniła lekko.
Nie skomentowała tego jednak ani też jego odpowiedzi na jej propozycję, bo przecież tak szarżował z tym, że ma być wedle jej dyktanda, że to pytanie było grzecznościowe. Momentami nadal wychodziła z niej nieco bezczelna, a na pewno pewna siebie kobieta, która doskonale wiedziała po co sięga.
I dlaczego teraz wbija w niego swój wzrok oczekując bardziej szczerej odpowiedzi niż to jego egoistyczne pragnienie.
- Nie sądzę, byś tego chciał. Mnie, owszem, ale starać się? - zmarszczyła nieco zabawnie nos i uśmiechnęła się pewnie, zupełnie jakby chciała dać mu do zrozumienia wyraźnie, że już przejrzała jego grę i tę zdawkową odpowiedź. Kłopot w tym, że jeszcze nie nauczyła się czytać w nim jak w otwartej księdze, więc mogła tylko improwizować i nieco fałszować, choć i to wychodziło jej jak z nut.
Czego najlepszym dowodem była jego opowieść, tak bliska i tak znajoma, że w kilku miejscach zapragnęła dość śmiało zaklaskać dłońmi i wskazać na siebie, ale przecież była dobrze wychowaną kobietą i nie przerywała mu w snuciu tej historii, nawet gdy przerwała im kelnerka stawiając przystawki na ich talerze.
Nie przerwała mu również wtedy, gdy ujął jej dłoń i delikatnie ją pocałował, choć było to zgoła inne od każdego z pocałunków, które między sobą wymieniali. Czy sens życia zabrzmiał mniej poważnie niż muza? Nie jej było wyrokować, ale zamilkła dając wybrzmieć jego słowom.
- Hm, a nie pomyślałeś, że po prostu szukasz swojego odbicia jak przystało na Narcyza? - zażartowała, ale zapewne byłoby to lepsze niż oświadczenie, że i ona zaczęła tracić dla niego głowę i nie puszczała jego ręki, choć czekało na nich wyborne wino i jedzenie. - Mam pomysł. Tylko proszę, nie potraktuj tego tak banalnie. Opowiedz mi o sobie, o Flannie, którego nie znajdę na zdjęciach żony, w rubrykach towarzyskich czy na zajęciach. O kimś, kto siedzi tutaj przede mną - i wcale nie dodawała, że i ona paliła się do tego, by go poznać, zupełnie jakby masa orgazmów miała w sobie moc, która wyjątkowo i nierozerwalnie zbliżyła ich do siebie na dobre.
Powinna zacząć się obawiać?

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

On sam nigdy nie był ani skromnym, ani choćby trochę wyważonym człowiekiem. Ba, raczej był typem mocno pewnym siebie i tego, co sobą reprezentuje - choć akurat w tej materii pewnie ciężko byłoby mu się dziwić. Naloterii losu wygrał w końcu wszystko - był cholernie wręcz przystojny, z interesującą osobowością, talentem do tej swojej wielkiej, nowoczesnej sztuki, a jakby tego było jeszcze mało, szło za nim odpowiednie nazwisko i jeszcze bardziej odpowiednie pieniądze. Byłby ostatnim głupcem, gdyby nie twierdził, że z takim zestawem przymiotów może podobać się kobietom.
Choć aktualnie najbardziej zależało mu na zdaniu tej jednej, tak innej od tych wszystkich wpatrzonych w niego jak w obrazek dziewczyn.
- Zapomniałaś jeszcze dodać jak ujmująco skromna jesteś przy tej swojej genialności - uśmiechnął się w jej stronę odrobinę prześmiewczo, choć między Bogiem a prawdą musiał przyznać że w Julii ujmowało go coś innego. Lekkość z jaką przychodziły jej kontakty z innymi, to w jaki sposób prowadziła rozmowę, to że nawet przez chwilę nie tracił zainteresowania jej osobą. Nie dość, że była oszałamiająco wręcz piękna, cała jej osobowość, to co sobą reprezentowała, prowadziło do tego, że nie potrafił wyrzucić jej sobie z myśli choćby na ułamek sekundy. - Nie śmiem nawet wątpić w to, że nie jestem pierwszy. Ludzie w takim razie musieliby by być po prostu ślepi - zdecydował się na pewnego rodzaju zawoalowany komplement. - Widzę też, że przed spotkaniem robisz odpowiedni research - zaśmiał się z tego nawet lekko, choć szybko pokręcił głową na boki, jakby przecząco. - Ale w takim razie powinnaś wiedzieć, że nie studiowałem na uczelni mojej matki. Pratt zawsze wydawał mi się zbyt nadęty. Ale tak, pewnie, wiem, choć między Bogiem a prawdą zdecydowanie bardziej niż trudny materiał interesowały mnie wtedy rozrywki rodem z bractwa - uśmiechnął się zaczepnie. Teraz, w swoim niewymuszonym stylu old monet pewnie nawet nie byłby w stanie kojarzyć komukolwiek z imprezowym typem ze studenckiej ekipy, był w stanie więc założyć, że Julia nie uwierzy w tą historię.
I jeszcze bardziej zaśmiał się, kiedy porównała go do jakiegoś Ojca Chrzestnego. Tak, zdecydowanie wizerunkowo było mu do tego bliżej.
- Tak, możesz być spokojna, nie oczekuję niczego takiego - choć tak właściwie to wcale a wcale by się pewnie nie pogniewał gdyby to akurat Julia była mu jedną, czy nawet kilka tych przysług winna, i nawet gdzieś głęboko w swojej wyobraźni właśnie wizualizował sobie pewne rzeczy. Chyba nikt nie byłby mu w stanie się dziwić, prawda?
Nagle jednak zmienił temat.
- Myślałem, że już ustaliliśmy, że cała frajda to gonić króliczka, a nie go złapać - teraz w jej stronę posłał zaczepny uśmieszek i do kompletu rozsiadł się na swoim miejscu jeszcze bardziej nonszalancko. Nie mógł nic poradzić na to, jak bardzo Julia na niego działała i jak mocno musiał się krygować z tym, żeby olać tą kulturalną kolację i przyciągnąć sobie ją po prostu na swoje kolana, od razu namiętnie wpijając się w jej pełne wargi. Dziewczyna nawet nie mogła wiedzieć jak dużo samozaparcia wymagała od niego ta kurtuazja.
- Twierdzisz zatem, że jestem Narcyzem? - wyjątkowo zainteresowała go tą jedną teorią. Gdzieś pod skórą czuł, że Julia ma w tym dużo racji, ale chyba nie był na tyle szalony, by od razu przyznawać jej rację? Uśmiechnął się dosyć tajemniczo, kiedy poprosiła go o to, aby opowiedział o sobie, sobie-sobie, kimś kogo codziennie widzi w lustrze, a nie człowieku którego każdego jednego dnia prezentuje gawiedzi.
- Pewnie powinienem powiedzieć pas, bo cię wystraszę - zaśmiał się lekko. - Tak po prawdzie, jestem po prostu okropnym nudziarzem i czasem zastanawiam się mocno, co mam fakiego w sobie, że tak bardzo mogę interesować ludzi, którzy nigdy zapewne nawet nie spotkają mnie osobiście. Owszem, lubię wygrzewać się w całym tym zainteresowaniu i atencji, ale w tym samym momencie pasjami wręcz nienawidzę tego, że za moją profesją idzie teraz konieczność bycia celebrytą. Nie dla mnie jest całe to epatowanie swoim idealnym życiem po Instagramach i innych Facebookach, tym bardziej kiedy ono wcale takie idealne nie jest. Mogę za to godzinami pieprzyć o sztuce, nawet o jej historii czy jakiś niedorzecznych biografiach malarzy. Lubię ludzi. To chyba kwestia tego - pokiwał głową i ujął odrobinę mocniej jej dłoń. - Czy o coś takiego ci chodziło? - zapytał jednak troskliwie, chyba licząc na to, że wcale nie rozminął się z tym, co chciała usłyszeć.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Uważam, że skromność jest zdecydowanie przereklamowana, wiesz? - tego zdecydowanie nie dało się o niej powiedzieć i pewnie złośliwi stwierdziliby, że dlatego nie doceniała tej cechy charakteru, ale chodziło o coś zgoła innego. - Wiesz, mam wrażenie, że ten twór wymyślili ci sami ludzie, którzy odkryli, że najpiękniej wygląda kobieta w dwóch warkoczach. Skromność kojarzy mi się również z takim mocnym umiłowaniem niewinności i pewnej niedojrzałości, co jest obrzydliwe. Mężczyźni szukają lolit u dorosłych kobiet i wpychają je w ramy niepewnego siebie dziewczątka, którym można, a jakże, pokierować wedle własnego widzimisię. Najgorsze jest jednak to, że kobiety wcale nie są lepsze i dla własnego ego spychają inne do roli szarych myszek, które mają siedzieć w kącie i czekać aż znajdzie je wymarzony książę na białym koniu. Jeśli nie to dziewczęta mają pecha, bo przeznaczeniem każdej kobiety jest założenie szczęśliwej rodziny - i dopiero teraz zauważyła jak bardzo się rozgadała i jak dała upust drzemiącym w niej zazwyczaj emocjom.
Liczyła się z tym, że Flann- jak przystało na mężczyznę- stwierdzi, że nie na to się umawiał i stąd wyjdzie, ale przecież Julia Crane nie potrzebowała swojego księcia z bajki, zwłaszcza w osobie żonatego mężczyzny, nawet jeśli uśmiechnęła się, gdy po raz kolejny między słowami stwierdził, że jest ładna.
- Research? Nie do końca. Po prostu kiedyś chciałam do niej pojechać na trochę. Jakiś rok temu - przyznała mimochodem nie decydując się na rozwinięcie tego tematu ani faktu, że prawie rok temu ledwo uszła z życiem. To wszystko wydawało się nie pasować do tej stolikowej i bardzo intymnej atmosfery, która przybierała na sile z każdym spojrzeniem, jakie między sobą wymieniali.
- Rozrywki rodem z bractwa, czyli picie szotów z pępka jakiejś blondynki? - zaśmiała się również starając się zwizualizować sobie siedzącego przed nią mężczyznę ze swoim dość filmowym wyobrażeniem bractw made in America. Ta wizja tak poprawiła jej humor, więc pokręciła głową z rozbawieniem na jego zapewnienie, że nie wymaga konkretnych przysług.
- Mam ci przypomnieć, że jesteś jednym z tych, którzy proponują seks za oceny? - ściszyła głos, bo właściwie rozmawiali o czymś skrajnie gorszącym, choć z jej tonu mógł wywnioskować, że używa to tylko w celu podkręcenia atmosfery. Gdyby jej kiedykolwiek to przeszkadzało, nie poszłaby z nim na żadną kolację.
- Myślę, że nie w twoim przypadku. Złapałeś mnie, więc teraz powinieneś się mną znudzić. Tak to leciało? - spojrzała na niego uważnie i dopiero teraz zauważyła, że tak bardzo lubi stawać z nim w kontrze, zupełnie jakby w DNA mieli zapisane te przekomarzanki, choć przecież oboje nie potrafili się fizycznie od siebie oderwać i byli sobą zaintrygowani. Najwyraźniej jednak nie mogło obejść się bez tych drobnych uszczypliwości, które dawkowała mu z uśmiechem na pełnych ustach.
- Każdy artysta ma takie zadatki, spokojnie - ale kiwnęła głową na zadane przez niego pytanie i dopuściła go do głosu, by wreszcie wyłuskać z jego odpowiedzi prawdziwego Flanna. Albo przynajmniej własną teorię na temat tego, że nadal tu byli, na tyle sobą zauroczeni, że nie przeszkadzało jej to, że trzyma jej dłoń i rozprawia o życiu na pokaz.
Zabawne, bo jego żona najwyraźniej nie podzielała jego poglądu na wiele spraw, ale nie zamierzała dawać mu tej satysfakcji i przyznawać, że faktycznie, drobny research jednak się odbył i wiedziała o nim całkiem sporo.
Przynajmniej o tamtym człowieku, którego kreowały media, bo tutaj przed nią siedział ktoś zupełnie inny.
- Nie interesujesz ludzi. Nie ty, a wizerunek, jaki ci stworzono, twoje pieniądze i wreszcie sztuka. Jesteś w niej absolutnie genialny - przyznała i to był rzadki moment, w którym mógł dostrzec w jej oczach czysty podziw. - Co do ludzi mam wrażenie, że czasami jestem jak wampir. Lubię się wgryzać w ich dramaty, historie, osobowość i się tym potem żywić artystycznie. Przez co jestem absurdalnie wręcz nienasycona i ciągle głodna - uśmiechnęła się lekko. - A ty chyba nie powinieneś obawiać się, że mnie wystraszysz. Nie szczerością, prędzej tymi fasadowymi i słodkimi zdjęciami z miesiąca miodowego - parsknęła i spojrzała na ich dłonie.
To było absurdalne, ale jeśli pójdzie jej dobrze z karierą to te splecione palce były warte fortunę.
- Poza tym jeszcze nie wiem jak to powinno wyglądać. Masz żonę, ja męża, Cairns to jest naprawdę małe miasto - zauważyła, a najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo argumentów na nie, nadal chciała w to brnąć.
Zupełnie na ślepo.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Większość ludzi zwykła uważać bądź wierzyć w całkiem urokliwą historyjkę o tym, jak to gdzieś po świecie chodzi ich bratnia dusza czy inna druga połówka pomarańczy, a spotkanie jej ma być co najwyżej kwestią pojawienia się w odpowiednim miejscu i czasie. Zwykł z tego raczej żartować, nie należał raczej do tej części społeczeństwa która nadmiernie wierzyła w jakieś cuda, które są komukolwiek zapisane, albo w - zwykle zresztą złośliwy - los, który steruje naszym życiem jak popadnie. Wszystko, o dziwo jak na artystę wyjątkowo trzeźwo, uważał co najwyżej za kwestię wyboru. Przecież to świadomy wybór Julii by się dokształcać i wziąć udział w jego wykładach doprowadził do tego, że w ogóle dane było im się spotkać. Potem to jego wybór o tym, by nie wywindować jej oceny (choć to było wredne, bo była ona całkowicie należna) doprowadził do objawienia się huraganu Julia Crane w jego życiu. A cała reszta była już historią, prawda?
Cholernie przyjemną i zapowiadającą się na niemałe fajerwerki w przyszłości, nie miał zamiaru więc się teraz wycofywać.
- Prawda? - zapytał w końcu, raczej retorycznie, ale w ten charakterystyczny sposób potwierdzający, że w danym aspekcie jej wypowiedzi się z nią zgadza. - Zupełnie nie rozumiem fenomenu krygowania się ze wszystkim, w imię czego? Żeby ktoś nie poczuł się gorzej z tym, że ty możesz być w czymś lepsza bądź lepszy i masz na tyle oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę z własnej wartości? - rozłożył pozornie bezradnie ręce i wzruszył ramionami do kompletu, robiąc przy tym jedną z tych rozbrajających min, zdradzających że faktycznie nie ma pojęcia skąd taki schemat zachowań się wziął. - Nonsens - uzupełnił jeszcze w ramach zakończenia, a potem zasznurował wręcz na trochę usta by pozwolić mówić Julii. Amerykanie nazywali ten fenomen whole package i właśnie łapał się na tym, że fotografia tej dziewczyny powinna pojawiać się w encyklopediach jako wytłumaczenie pojęcia. Bo owszem, to że jest piękna zdążyli już w końcu wielokrotnie przerobić, im dłużej jednak jej słuchał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu że na dodatek jest doprawdy cholernie inteligentna, a jakby tego było jeszcze mało, trzyma mocno głowę na karku (z drugiej strony pozwalając jej całkiem swobodnie szybować gdzieś w chmurach, co uważał za zupełnie urocze). - Zabrzmiało jak feministyczny manifest - uśmiechnął się lekko, pozwalając sobie na krótki komentarz. - Choć jako mężczyzna mam chyba odrobinę inny punkt widzenia. Ewentualnie różnica wynika z mojego pochodzenia, bo wybacz, ale tych wszystkich dziewczyn, które teraz social media, konwencja, mężczyźni a i inne kobiety również, zamykają w sztampie takiej niekoniecznie najbardziej bystrej w towarzystwie lolitki nie nazwałbym skromną. Skromna jest raczej ta żona, również zupełnie zakopana w swojej niedoli przez społeczną normę, która w idealnie ułożonych włosach i taliowanej sukience od projektanta czeka w domu na harującego mężczyznę, koniecznie z obiadem i listą odhaczonych obowiązków, jakie dzisiaj wykonała. Ta lolitka zatem jest trochę w tej samej grupie co krzykliwy Rolex albo Lamborghini. Jasny znak tego, że ani ona, ani jej partner nie zamierzają być skromni - zaśmiał się całkiem głośno. Miał wrażenie, że razem z Julią obracają się w na tyle podobnym towarzystwie, że dziewczyna w mig załapie jego. Pewnie nie powinien w tych tematach tak szarżować, w końcu wychodziło na to, że sam nawiązywał romans tak prędko po własnym ślubie, że jeszcze nie zdążyły mu zejść poparzenia słoneczne nabute w trakcie miesiąca miodowego, ale to również była pewna rzecz Rohrbacha. Lubił być bezczelny i najwyraźniej doskonale wręcz mu to wychodziło, kiedy teraz uśmiechał się do niej jak zupełne niewiniątko.
- Do mojej matki? - dopytał tak, jakby to nie było wystarczająco oczywiste. - A co cię od tego odwiodło? - dodał z lekko zaczepnym uśmieszkiem. Znał kobietę która go urodziła, wiedział jaką ma opinię w środowisku i nadal nie mógł się nadziwić, że tak wielu młodych artystów jest w nią wpatrzonych jak w obrazek, niczym w jakiegoś guru, którego słowa są święte a wizja zawsze idealna. Może tak jednak było, a on był po prostu stronniczy i uprzedzony przez to, że nie była w stanie odpowiednio wykazać się jako matka?
- Rozrywki rodem z bractwa, czyli nie wracajmy proszę do tego tematu - roześmiał się całkiem serdecznie. - I hej - równie błyskawicznie co zmienił temat, urwał swoją wypowiedź, wbijając w nią mocne spojrzenie. - Ja niczego nie proponowałem - oczywiście, niewiniątko, wszystko stało się zupełnie samo. Uśmiechnął się zaczepnie w oczekiwaniu na jej odpowiedź. I już prawie kontynuował, że raczej nie należy do ludzi, dla których samą frajdą jest jedynie zdobycie a nie późniejsze posiadanie, ba - już nawet miał ułożoną w głowie całą mowę dotyczącą tego, jak to on wielce te swoje zdobycze szanuje (drogi Boże, co za fatalne słowo), ale nagle zapaliła mu się pewna lampka i z zadziornym uśmieszkiem powtórzył za nią:
- Mówisz więc, że już cię złapałem? - i po raz kolejny pozwolił sobie na jeden z tych delikatnych gestów, kiedy unosił jej drobną dłoń ku swoim ustom i składał całkiem czuły pocałunek na jej kłykciach.
Spoważniał. Powiedziałby, że wręcz spochmurniał, ale nie miał zamiaru psuć im wieczoru przez swoje fochy. Chciała poznać go takiego, jakim jest naprawdę, poza fasadą z Instagrama, którego - na Boga - nawet sam przecież nie prowadził, postanowił więc coś sprostować.
- Czy nie w ten przypadkiem sposób powstali celebryci? Ludzi przecież nie interesuje tak naprawdę skąd się wzięli albo czy cokolwiek sobą reprezentują a jedynie to co wykreuje na ich temat jeden czy drugi publicysta. I pewnie brzmi to maksymalnie pompatycznie, ale ja naprawdę naiwnie wierzyłem, że do ludzi wyjdzie jedynie moja sztuka, nie ja. Nie lubię bycia znanym, nie lubię kiedy informacje na mój temat pojawiają się w tych samych rubrykach co te o rodzinie Kardashian. Za to wszystkim ludziom, którzy mnie reprezentują to jest woda na młyn. Nawet moja żona... Wiesz, czasem mam wrażenie że ona za mocno napatrzyła się na towarzystwo żon, nie wiem, piłkarzy? Wszystko na pokaz i wszystko na sprzedaż. Niekoniecznie mi się to podoba - przerwał by w końcu sięgnąć po napełniony alkoholem kieliszek i skierował go w jej stronę, trochę jakby sugerując toast. Na zdrowie? Za szczęście? Kiedy w końcu stuknęli się szkłem, upił z niego trochę i dopiero wtedy postanowił się trochę policytować:
- Małe miasta lubią swoje tajemnice - a on jak niczego innego chciał by byli jedną z nich.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Dobrze pamiętała moment, w którym wytraciła swój romantyzm. Owszem, wcześniej jako bardzo młodziutka dziewczyna karmiła się historyjkami z romansów, niekoniecznie współczesnych. Lubiła nieco naiwne podejście do miłości, która przydarza się znienacka i znosi wszystko. Zabawne, że chyba święty Paweł ujął to najlepiej, choć przecież Julia nigdy nie była zbytnio wierząca. Jej rodzina zdawała się opierać życie na gruncie wartości pieniądza, nie zaś duchowego wsparcia. Mimo to jednak chciała mocno wierzyć, że na szczęście jest przeznaczona ta jedna osoba, z którą wszystko nagle magicznie się ułoży i będą żyć długo i szczęśliwie.
Dopiero potem zrozumiała, że właśnie tego oczekiwała- tego szczęśliwego finału, który miał sprawić, że zapomni o drążącej jej głowę pustce, która ogarniała ją od lat. Może i powinna szukać tego uczucia gdzie indziej, bo gdy wreszcie zderzyła się z odpowiednią osobą, wszystko okazało się nie tak. Nie było romantyzmu, pieczołowitych wyznań miłosnych, nie było nawet deklaracji, a ból sprawiał, że przeklinała to uczucie razem z całą resztą swojej egzystencji. Tak bardzo, że dotąd na samo wspomnienie tej jednej osoby odczuwała przenikliwe zimno i przeświadczenie, że tamta Julia była może prawdziwa, ale absolutnie wręcz nieszczęśliwa. Nie chciała się przyznać przed sobą, że polubiła tę, która już nie zaglądała przez ramię szukając tamtej miłości i tamtego człowieka. Okazało się, że jednak wybór nie jest czymś złym, skoro siedziała tutaj z kimś innym i odczuwała coś w rodzaju zaintrygowania. Na tyle ogromnego, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów (w końcu była malarką i jej spostrzegawczość była atutem) skupiała uwagę tylko na konkretnym punkcie studiując jego przenikliwe, mocno chłodne w wyrazie oczy i zmarszczkę na czole, która sugerowała, że jeszcze ma do czynienia z człowiekiem.
W końcu cała reszta jego anturażu sugerowała zgoła inaczej, a kimże ona była, by się temu przeciwstawić? Albo temu uczuciu pasji, którą w niej powoli rozpalał dając jej mówić? Niezależnie od tego jak wiedziała, że to jeden z tych wytrychów na kobiety. Wystarczyło po prostu się nią interesować.
- Tylko widzisz, mężczyznom jeszcze na to pozwalają. Mężczyzna musi być pewny siebie. Kobieta? Boże, nie, jak ona może w ogóle nie być skromną i dobrze ułożoną. Mam listę ludzi, którym zaszłam za skórę, bo zdaję sobie sprawę z tego, kim jestem - zaśmiała się cicho, choć przecież miało to tylko zastosowanie w jej życiu zawodowym. W prywatnym wciąż gubiła się na zakrętach, bo zamiast być dobrą żoną, właśnie nawiązywała romans ze swoim wykładowcą. Na nowo, bo przecież już zdążyli zrobić to raz i teraz był czas na wyrzuty sumienia, a nie filozoficzne dysputy. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że im się świetnie rozmawiało, zupełnie jakby ktoś otworzył w ich głowie wspólną szufladkę i wyciągał z niej najlepsze kąski.
- Każda malarka musi być feministką. Nie widzę innej możliwości w świecie, gdzie ty wystawiasz prace, a u mnie komentują głównie metkę mojej sukienki i makijaż - skrzywiła się. - I wybacz, ale i lolitki bywają też wciśnięte w ramy. Grasz takimi kartami, jakie dostajesz, Rohrbach - posłała mu śmiały uśmiech, żeby przypadkiem nie uwierzył, że ją da radę w cokolwiek wcisnąć. Ta niezależność jednak kosztowała ją sporo zachodu i zdawała się być wydeptaną tytaniczną wręcz pracą, bo dla wielu nadal była po prostu ładną buzią. Miała nadzieję, że on nie popełni tego błędu, choć jego zachwycony wzrok wcale jej nie przeszkadzał.
Ani uśmieszek, którym ją mierzył sugerując, że tak, jest jednym z tych zepsutych chłopców, którego od dziecka hołdowano na tyle, że teraz był jak jeden z tych rozpuszczonych gówniarzy. Może dlatego pożałowała, że jednak nie dane jej było zobaczyć się z jego matką.
- Och, kilka złamań na motocyklu, głównie tych z przemieszczeniem - rzuciła beztrosko jakby nie było to nic wielkiego, choć rekonwalescencja zajęła jej wieki i przyniosła w posagu męża, o którym obecnie niewiele myślała.
Nie powinna chyba cenzurować jego rozrywek, choć parsknęła widząc jego niewinną minę.
- Myślę, że jesteś mężczyzną, który niczego nie musi proponować. Kobiety wokół ciebie się po prostu dzieją - zauważyła z rozbawieniem, bo dobrze wiedziała jak to jest być tym obiektem pożądania nie robiąc absolutnie niczego pożytecznego. Tak już był ten świat urządzony, że wystarczyło mieć dobre pochodzenie, pieniądze i nagle nawet ci najbardziej nudni stawali się atrakcyjni, choć przecież nigdy nie przeszarżowałaby z opinią i nie nazwałaby Flanna człowiekiem nudnym.
Nie, gdy nieco wybił ją z rytmu tym czułym pocałunkiem w dłoń.
- Gdybyś mnie złapał, pewnie byś tu ze mną nie siedział. Nie jesteś facetem, który lubi łatwe zdobycze - zawyrokowała, ale dłoni nie zabrała. Nawet wówczas, gdy temat zahaczył o jej żonę i jej pasję do dzielenia się ich idealnym życiem. Jak to dobrze, że jej mąż jednak nie miał czasu na takie afiszowanie się, bo nie zniosłaby podobnych ekscesów, a przecież nie brakowało im powodów do kłótni i wzajemnego niezrozumienia. To był jednak kiepski pomysł na randkę- obmawianie obcych partnerów, więc tylko przyjrzała mu się uważnie.
- Nie jesteś typem, który bezmyślnie się na coś zgadza. Skoro jest to dla ciebie kłopotliwe, zrób wszystko, by się tego pozbyć - wzruszyła ramionami, choć chyba już zaczął, skoro siedział tutaj zamiast spędzać czas z żoną i nic sobie nie robił z jej ostrzeżeń, które i tak nie brzmiały przekonująco. Nie mogła nic poradzić na to, że chciała poznać go bliżej, niezależnie od konsekwencji, więc spełniła z nim ten toast.
- Więc za tajemnice małych miasteczek - zawyrokowała nie spuszczając z niego wzroku i nie zauważając nawet, że stygną im te boskie jeżowce.
Bo chociaż brzmiało to jak jedna z tych biznesowych obietnic- oboje wiedzieli jak bardzo w tym momencie buzuje między nimi pożądanie i jak cienka granica dzieli ich od tych ustaleń do wykonania planu.
- Tylko się we mnie nie zakochaj.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Z jednej strony, owszem, było to odrobinę cyniczne bo w końcu pewnie jak mało kto wiedział co robić, dając tak swobodnie mówić kobiecie która może i wodzila go mocno na pokuszenie, ale dosyć zadziornie zakładał, że robi to również on z nią. Nie urodził się wczoraj i wiedział, że pozostawienie kobicie przestrzeni na dowolne werbalne komunikaty jest jedną z tych gorących rzeczy, które one wpisują na swoje listy rzeczy oczekiwanych od mężczyzn. A że miał okazję przebywać z dziewczyną naprawdę inteligentną i z jasnym, konkretnym spojrzeniem na świat, musiał na dodatek przyznać, że ta wymiana zdań przynosiła mu ogromną wręcz satysfakcję.
- Nudzą mnie te wszystkie idealne, skromne panny, skrojone niczym z jednego wykroju, najlepiej w stylu jakie Żon że Stepford - podzielił się z nią zapewne nietypową zupełnie uwagą, szczególnie biorąc pod uwagę, że zapewne bardziej spodziewała się tego, że on teraz powinien określić się po jednej ze stron i uznać niesprawiedliwość tego podziału, bądź jednak przyznać, że całkiem się on mu podoba. Szczerze mówiąc odrobinę za szybko wyskoczył z takim a nie innym komentarzem, bo właśnie łapał się na myśl, że jedną z kobiet z tego wykroju ma u siebie w domu, z obrączką na palcu i noszącą jego nazwisko, więc zapewne zaraz się okaże, że wyjdzie na porządnego hipokrytę, ale skoro słowo się rzekło?
- To raczej nie kwestia płci, tylko medialnej papki, jaką teraz wszyscy starają się otaczać zupełnie wszystko. Dlatego tak bardzo nienawidzę tego całego życia z Instagrama, po co komukolwiek informacja o tym, kto zaprojektował ubrania, jakie miałem na sobie tego czy innego dnia? - wzruszył delikatnie ramionami. Głowę przecięła mu pewna myśl, uśmiechnął się do niej trochę przebiegle. - I sądziłem, że bardziej zbulwersuje cię to, że kobiety nadal traktowane są przez pryzmat bycia czyjąś córką czy żoną, niż to że gdzieś na drugim końcu świata noszonymi przez ciebie sukienkami interesuje się jedna fanka z drugą, choć i tak nigdy w życiu nie byłoby ich na choćby jedną taką stać - i nawet pozwolił sobie wyciągnąć rękę i delikatnie palcami zaczepić o ramiączko jej sukienki, lekko je unosząc, po czym jednak odłożył je z czułością na miejsce.
Na jej komentarz dotyczący urazów zdobytych na motocyklu, jedynie z niedowierzaniem pokręcił głową, z pewnie odrobinę zbyt szerokim uśmiechem pewnej pobłażliwości. Julia wyglądała mu na taką, która nie przestaje zaskakiwać, więc czy mógł być takim wyznaniem zdziwiony?
Zdecydowanie lepiej czuł się w tematach oscylujących coraz śmielej wokół tematów raczej romantycznych, choć nie wiedział do końca czy za taki może uznać to, że kobiety rzekomo same się koło niego dzieją. Owszem, za to rzekomo to pewnie sam powinien iść i się karnie wyspowiadać, wszak byłby ostatnim głupcem, gdyby udawał że tego nie widzi. Generował pewien rodzaj zamieszania niezależnie od tego, czy był jedynie (aż?) artystą - malarzem, czy profesorem - wykładowcą, czy po prostu odpowiednio bogatym mężczyzną, z odpowiednio wpływowym nazwiskiem. Zamieszania, które oznaczało zainteresowanie, często nadmierne, płci przeciwnej, na co jednak nigdy nie narzekał. Dosyć swobodnie przyszło mu się z tym czuć, a już na pewnie na tyle swobodnie, że za nic miał nadal to, że był w związku, czy tak jak teraz miał żonę. Czy nie najlepszym tego przykładem było to, że właśnie jadł kolację z piękną kobietą, z którą miał już dosyć regularny romans?
- Może nie muszę - przyznał zatem zgodnie z prawdą, nie siląc się nawet na żadną skromność. - Ale co, jeśli po prostu lubię? - uśmiechnął się zadziornie, ale jeszcze nie dał jej odpowiadać, a kontynuował w podobnie zaczepnym tonie. - Albo, jeśli okażę się na tyle wygodny, by jednak dość szybko przywiązywać się do tych zdobyczy? - tutaj już urwał tajemniczo i po raz kolejny wbił w nią swoje spojrzenie, przyglądając się jej tak intensywnie, że wcale nie zdziwiło go gdy w końcu ich spojrzenia się spotkały i przez (dłuższy) moment po prostu wpatrywali się sobie w oczy.
Dopiero jej komentarz o zgadzaniu się na cokolwiek odrobinę wybił go z rytmu. Przecież nie spotkali się tutaj po to, by narzekać na to, jak jest im źle w związkach. Owszem, przekraczali zupełnie pewne tabu, angażując się w tak gorącą, pozamałżeńską relację, ale nie sądził że kiedykolwiek dojdą do etapu, gdzie staną się dwójką zupełnych hipokrytów, zachowujących się tak jakby cały ich romans był wyłącznie winą nieodpowiednich małżonków, którzy mieli tego pecha, że dzisiejszego wieczora zostali w domu.
Aby odrobinę odbić od niespecjalnie wygodnego tematu, uniósł kieliszek w geście toastu i dokonał to, za tę tajemnicę małych miasteczek. Może powinni dopisać do nich kolejną?
- Grozisz czy obiecujesz? - ta jej buńczuczna wręcz pewność siebie była dla niego wręcz zniewalająca, zniewalająca na tyle że gdyby właśnie poprosiła go odwrotnie - o to by się w niej zakochał, pewnie by jej nie zaskoczył.
A jedynie wyznał miłość, jak najbardziej oddany wielbiciel.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Z zaskoczeniem odkrywała, że mogą się ze sobą w czymś zgadzać. Było to zupełnie inne doświadczenie od tego jeszcze w murach uniwersytetu, gdy szli ze sobą na noże przy każdej dyskusji i nie potrafili znaleźć porozumienia. A może to wszystko to była jedyna zasłona dymna, która miała ich uchronić przed rodzącą się fascynacją? Musiała przecież przyznać, że mężczyzna był diametralnie różny od środowiska, jakie go wypuściło. Był pewny siebie, owszem i momentami skupiony całkowicie na sobie, ale przynajmniej posiadał świadomość tego za co i dlaczego hołduje go świat, a to było zdecydowanie ożywcze. Może i był zepsuty, może i rozpieszczony do granic możliwości, ale koniec końców okazywał się mężczyzną, który ma głowę na karku i z którym mogła swobodnie porozmawiać, choć Julia Crane wiedziała doskonale, że to błąd.
Nie powinni się do siebie przywiązywać, skoro to był tylko romans.
- Nie sądzisz, że te wykroje tworzy się pod gust mężczyzn? Ich ego jest tak kruche, że raczej nie wytrzymaliby silnej i niezależnej jednostki obok siebie- odpowiedziała z przekorą przyglądając się mu i tak, myślała o jego idealnej kobiecie, która w mediach społecznościowych pisała o wielkiej miłości tworząc nierealne, instagramowe obrazki. Nie zamierzała go jednak oceniać przez jej pryzmat, choć przecież sam ją wybrał, więc doskonale wpisywał się w ten trend. Dlatego zaśmiała się lekko, gdy to właśnie jej wypomniał hipokryzję.
- Myślę, że na to pierwsze nie mam zbytniego wpływu. Zawsze będę CZYJAŚ i zawsze mężczyźni będą mnie oceniać przez to do kogo należę. To oburzające, ale znalazłam chyba na to niezły sposób- ale przełknęła głośno ślinę, gdy jego dłoń delikatnie poprawiła ramiączko od sukienki. Może i była droga oraz z dobrą metką, ale w tej chwili liczyło się jedynie to, że tym prostym gestem ma dostęp bezpośrednio do jej nagiej i spragnionej skóry. Od razu sięgnęła po kieliszek wina próbując w ten sposób przynajmniej na trochę zabić to pragnienie, bo przecież mieli rozmawiać i poznawać się bliżej, a nie przebywać kolejnego sprintu w drodze do hotelowego pokoju.
To była pułapka i oboje całkiem świadomie w nią wpadali siedząc naprzeciwko siebie i deliberując na temat jego zdobyczy. Nie znała go na tyle, by rościć sobie prawo do jakichkolwiek wyroków, a jednocześnie była wręcz przekonana, że Flann jest jednym z mężczyzn, którzy szybko się nudzą, więc roześmiała się pobłażliwie, gdy stwierdził, że się przywiązuje do zdobyczy.
- Brzmi to jak myśliwy, który zaprzyjaźnia się z upolowanym niedźwiedziem. I nie, nie mam na myśli robienia sobie z niego milusiego futerka pod nóżki- była lekko złośliwa, ale musiała go sprowokować, choć nie spuszczała z niego wzroku próbując wygrać ten delikatny pojedynek na spojrzenia. Mogła zatracić się w jego zimnym wzroku, mogła czuć całą sobą tę przepływającą między nimi chemię i chyba za to lubiła takie niewinne na pozór spotkania. Niby tylko patrzyli sobie w oczy i wymieniali uwagi, a w myślach już ją rozbierał.
Niezależnie od zmieszania na jego twarzy, jaki wywołał jej komentarz. Mogła w tej chwili zaklaskać w ręce i wykrzyczeć voila!, bo oczywiście, że byli dwójką nieznośnych hipokrytów, którzy narzekali na swoje małżeństwa (pośrednio) i jednocześnie interesowali się głównie tą drugą osobą. Tak bardzo, że nagle zachciało jej się nakreślić granice tego niezobowiązującego romansu, choć przecież to wcale nie tak, że musiał się jej posłuchać.
- Grożę. Mężczyźni mają niesamowitą tendencję do tracenia dla mnie głowy- i tylko jej parsknięcie wskazywało na to, że ma do tego zdrowy dystans i raczej sobie żartuje. - Zupełnie nie wiem dlaczego, ale na dłuższą metę to się nie sprawdza, więc nie bądź jednym z nich, bo wydajesz się całkiem sympatyczny i nie chcę na razie cię rzucić.- wyjaśniła bez ogródek, bo przecież za każdym razem, gdy ktoś zbliżał się za bardzo, uciekała jak spłoszona. Lęk przed złamanym sercem był jak zaraza, więc nie dopuszczała do siebie nikogo. Sądziła, że małżeństwo jest dobrym rozwiązaniem, ale najwyraźniej i ono nie uchroniło Julii Crane przed etapem, do którego za szybko przeskakiwali.
- Mogę obiecać ci to samo. Będę z tobą sypiać, jadać kolacje, ale po wszystkim wrócisz do żony i do swojego idealnego życia jak z obrazka- i posłała mu uśmiech, a potem wyciągnęła dłoń, by w ten sposób przypieczętować tę specyficzną umowę. Tę, którą już niebawem oboje mieli złamać i tylko ktoś absolutnie ślepy mógłby tego nie zauważyć.
Póki jednak Julia wierzyła, że do głosu nie dojdą żadne uczucia, była w stanie dalej utrzymywać ten status quo tej relacji.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Przestał się zastanawiać nad tym jak olbrzymią kliszą była jego aktualna relacja z Julią - on, znudzony małżeństwem i żoną mąż, znajduje sobie właściwie od ręki ładniejszą i bardziej interesującą kobietę. Kobietę, która skupia na nim swoją uwagę, która poza tym że czuje co ten lubi w łóżku, to jeszcze na dodatek naprawdę chce go słuchać i nie wygląda na obrażoną, kiedy zostaje postawiona przed koniecznością spędzenia z nim swojego czasu. Można powiedzieć, że to właśnie Crane ostatecznie otworzyła mu oczy. On bowiem nigdy żadnego ślubu nie chciał, instytucję małżeństwa uznając za przestarzałą i niepotrzebną, a ślub wzięty w myśl ideibo wypada przecież nie mógł się zupełnie magicznie przepoczwarzyć w historię o wielkiej, dozgonnej miłości. Życie Rohrbacha nie było żadną uroczą komedią romantyczną, raczej wyglądałby w nim inspiracji z jakiś gorących romansów. A wszystko dlatego, że naprzeciwko niego siedziała t a kobieta, która wbijała w niego to jedno spojrzenie.
- Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć z prostej przyczyny - taki wykrój nie celuje w mój gust - odpowiedział spokojnie i poważnie, po czym posłał w jej stronę jeden z tych zadziornych uśmieszków. Przecież bez pudła mogła już zrozumieć, że gustuje - a już na pewno gustować zaczął - w dziewczynach o urodzie, inteligencji i temperamencie jej samej. Swoją idealną żonę ze Stepford zostawiał w drugim życiu, w domu, tak skutecznie że zdawało się że w ogóle zapominał o jej egzystencji. Przepadł zupełnie i ostatecznie w oczach Julii i tak miało już zostać. A może to dziś była dynamika ich rozmowy, którą burzył jedynie - nadal możliwie najdelikatniejszy - dotyk, dotyk którego chciał więcej i więcej, do tego stopnia że nie wiedział jeszcze jak ma wytrzymywać w swoim ułożeniu i grzeczności do końca tej kolacji i nie zwariować.
- Opowiedz mi - poprosił z lekkim uśmiechem. Dziewczyna miała rację, świat - co więcej ich świat - był tak skonstruowany że kobiety faktycznie zawsze miały być czyjeś. Trochę jak idealne dodatki do jeszcze bardziej idealnego życia idealnych mężczyzn. Zawsze miała być czyjąś córką, siostrą, dziewczyną, potem oczywiście żoną i matką, i nawet jeśli to już nie było oburzające samo w sobie, wszak mieli dwudziesty pierwszy wiek, równouprawnienie i masę innych nazw na postęp w tym zakresie, było po prostu smutne. Nadal bowiem narzucało tym biednym dziewczynom to, że nie dość że mają punkt za punktem odhaczać wszystko jak od listy to jeszcze mają być dożywotnio tą stroną, o której się źle nie mówi, która będzie walczyć o utrzymanie każdej jednej relacji, zwykle nadającej się co najwyżej do kosza. Wiedział z własnego doświadczenia. Skupiał się zatem raczej na powolnym, bardzo delikatnym przesuwaniu palcami po jej dłoni, trochę tak jakby ponownie miał uczyć się faktury jej skóry, choć miał nieodparte przekonanie że akurat to zdążył już poznać doskonale.
Zaśmiał się jednak z jej porównania.
- Tak, coś w tym jest. Zdobywam wszystko po kolei a potem odstawiam na kominek, jak trofea, by tylko zbierały kurz, i by szybko o nich zapomnieć - przez jego twarz przebiegł doskonały, cwany uśmieszek. Julia przecież nadal mogła zakładać, że jest jednym z tych seryjnych uwodzicieli - choć był to mało elegancki termin zaserwowany raczej dla podstarzałych amantów z sanatorium - którzy dla własnej rozrywki zmieniają kobiety jak rękawiczki. I co wtedy? Słuchał jej mimo wszystko dalej, wyraźnie zaintrygowany jej postawą. Może właśnie to specyficzne chcę cię ale nie tak do końca powodowało, że faktycznie trafił dla niej głowę? Nie zamierzał przyznać tego na głos, a wręcz przeciwnie, udowodnić jej, że ta zależność działa w dwie strony. Ujął mocniej jej dłoń i delikatnie ją uniósł, pociągając w swoją stronę. - Chodź do mnie - zaproponował niby dosyć luźno, choć jego ton dosyć jasno zdradzał, że jest to jedna z tych propozycji nie do odrzucenia. Wolną ręką z odrobinę zbyt dużym rozmachem odsunął ze swojej części stołu zastawę, nie zwracając uwagi na to że jeden z kieliszków spadł poza jego krawędź i rozbił się z małym hukiem. Mówią, że to na szczęście. Wymanewrował sobie Julię tak, że delikatnie opierała się przed nim pośladkami o kant stołu, ale nie siedziała na nim (jeszcze!). On sam przesuwał dłońmi po jej ciele, zaczynając od ud, gdzie zuchwale pozwalał sobie odrobinę za bardzo zadzierać do góry materiał jej sukienki, w górę przez biodra, trochę pośladki, idealne wcięcie w pasie i finalnie ramiona, na których flirtował z cieniutkimi ramiączkami tak, jakby obiecywał że zaraz się za pomocą jego palców z nich zsuną. Przysunął się w końcu do niej blisko, lokując się wygodnie między jej nogami i kilkukrotnie musnął ustami skórę jej szyi. Odsunął się z przekornym uśmieszkiem i oznajmił pewnie:
- Nie rzucisz mnie - i znowu, zupełnie nonszalancko zaczął badać dłońmi jej ciało, choć w tym momencie wyglądało to jeszcze na tyle grzecznie, jakby jedynie sprawdzał fakturę materiału sukienki. Julia jednak mogła poznać to już na tyle, by wiedzieć że te niewerbalne obietnice Flanna zwykły ich prowadzić w zupełnie inne meandry spotkań damsko-męskich.
ODPOWIEDZ