I can make the bad guys good for a weekend
: 13 cze 2023, 23:04
Chociaż przebiegł zaledwie kilka metrów, ulewny deszcz sprawił, że marynarka którą miał na sobie praktycznie przemokła. W rękach trzymał bukiet kwiatów, z którego spadały wielkie krople rozbryzgując się na szpitalnej podłodze.
- Szukam Laurissy Soriente, została przywieziona do was ambulansem kilka godzin temu - Zapracowana kobieta siedząca za wysokim kontuarem obdarowała Anthonego zmęczonym spojrzeniem, po czym ponownie wbiła je w ekran komputera.
- A pan z rodziny? Ktoś bliski? Mąż? - Zapytała obojętnie.
- A jak pani sądzi, skoro pytam o nią trzymając w dłoniach te kwiaty? Przecież nie jestem jej listonoszem - burknął, grając trochę na zwłokę, bo nie miał zamiaru się tłumaczyć.
- Przykro mi, ale info... Oj
- Co za "oj"? - fuknął poirytowany, bo zdenerwował go ton w jakim wypowiedziała to słowo rozmawiająca z nim kobieta.
- Wygląda na to, że pani Soriente wypisała się na własne życzenie dokładnie dziesięć minut temu. Nie wiem, czy jeszcze jest w szpitalu, ale jeśli tak to zapewne...
Anthony nie dosłyszał końcówki tej wypowiedzi, bo między pacjentami, a personelem szpitala nieustannie przemierzającym korytarze i główne wejście w jakim się znajdowali, dostrzegł postać Laurissy. Odszedł więc od kontuaru i pokonał dzielącą ich odległość. Prawdopodobnie dopiero w chwili, w której stanął tuż przed Francuzką, ta zanotowała jego obecność.
Widząc ją, całą i zdrową poczuł niesamowitą ulgę, bo kłamstwem byłoby stwierdzić, że nie gnębiło go poczucie winy. Właściwie to z jego powodu znalazł się w tym miejscu, przemoczony i zestresowany. Nerwowo zaciskając palce na bukiecie frezji i piwonii, o którym istnieniu zapomniał. Wszystko to było cholernie dziwne, bo Hamingway raczej nie należał do osób wykazujących się szczególną empatią. Nigdy też specjalnie nie okazywał troski, a już na pewno nie skruchy, ale w przypadku Soriente to wszystkie uczucia pojawiły się znikąd. W pierwszej chwili, gdy dowiedział się o jej zasłabnięciu starał się wmówić sobie, że to nic takiego, że australijski klimat nie służy pannie z Francji. Jednak cichy głosik nieustannie szeptał jej imię, sprawiał, że każda myśl sprowadzana była do jej osoby i ostatecznie wymuszał na Tony przeanalizowanie tego co stało się w ostatnim czasie. Przyznania przed samym sobą, że prawdopodobnie jego bycie dupkiem sprawiło, że Laurissa wylądowała w szpitalu.
- Rissa - wypowiedział i przez moment stracił możliwość dodania jakiegokolwiek słowa więcej, bo sposób w jaki Soriente na niego spojrzała i to jak zagryzła polik wywołał w Tonym lekką konsternację i zbił go z tropu. Dopiero po kilku sekundach odzyskał azymut. - Nic ci nie jest? - Spytał, przyglądając jej się baczniej, jakby zaraz sam miał wydać jakąś diagnozę. W sumie nie wyglądała tak dobrze jak zwykle. Ewidentnie była wykończona, pewnie wystraszona i skołowana. - Podobno wypisałaś się na własne żądanie. To głupota - dodał zaraz, bo zdał sobie sprawę z tego jak niejednoznaczne i niejasne jest ich obecne położenie. Nagle bukiet kwiatów zaczął mu bardziej ciążyć, a jego postawa być niewygodną, potrzebował więc powiedzieć coś, co mogłoby wybić go z tego hipnotyzującego stanu w jakim się znajdował.
Laurissa Soriente
- Szukam Laurissy Soriente, została przywieziona do was ambulansem kilka godzin temu - Zapracowana kobieta siedząca za wysokim kontuarem obdarowała Anthonego zmęczonym spojrzeniem, po czym ponownie wbiła je w ekran komputera.
- A pan z rodziny? Ktoś bliski? Mąż? - Zapytała obojętnie.
- A jak pani sądzi, skoro pytam o nią trzymając w dłoniach te kwiaty? Przecież nie jestem jej listonoszem - burknął, grając trochę na zwłokę, bo nie miał zamiaru się tłumaczyć.
- Przykro mi, ale info... Oj
- Co za "oj"? - fuknął poirytowany, bo zdenerwował go ton w jakim wypowiedziała to słowo rozmawiająca z nim kobieta.
- Wygląda na to, że pani Soriente wypisała się na własne życzenie dokładnie dziesięć minut temu. Nie wiem, czy jeszcze jest w szpitalu, ale jeśli tak to zapewne...
Anthony nie dosłyszał końcówki tej wypowiedzi, bo między pacjentami, a personelem szpitala nieustannie przemierzającym korytarze i główne wejście w jakim się znajdowali, dostrzegł postać Laurissy. Odszedł więc od kontuaru i pokonał dzielącą ich odległość. Prawdopodobnie dopiero w chwili, w której stanął tuż przed Francuzką, ta zanotowała jego obecność.
Widząc ją, całą i zdrową poczuł niesamowitą ulgę, bo kłamstwem byłoby stwierdzić, że nie gnębiło go poczucie winy. Właściwie to z jego powodu znalazł się w tym miejscu, przemoczony i zestresowany. Nerwowo zaciskając palce na bukiecie frezji i piwonii, o którym istnieniu zapomniał. Wszystko to było cholernie dziwne, bo Hamingway raczej nie należał do osób wykazujących się szczególną empatią. Nigdy też specjalnie nie okazywał troski, a już na pewno nie skruchy, ale w przypadku Soriente to wszystkie uczucia pojawiły się znikąd. W pierwszej chwili, gdy dowiedział się o jej zasłabnięciu starał się wmówić sobie, że to nic takiego, że australijski klimat nie służy pannie z Francji. Jednak cichy głosik nieustannie szeptał jej imię, sprawiał, że każda myśl sprowadzana była do jej osoby i ostatecznie wymuszał na Tony przeanalizowanie tego co stało się w ostatnim czasie. Przyznania przed samym sobą, że prawdopodobnie jego bycie dupkiem sprawiło, że Laurissa wylądowała w szpitalu.
- Rissa - wypowiedział i przez moment stracił możliwość dodania jakiegokolwiek słowa więcej, bo sposób w jaki Soriente na niego spojrzała i to jak zagryzła polik wywołał w Tonym lekką konsternację i zbił go z tropu. Dopiero po kilku sekundach odzyskał azymut. - Nic ci nie jest? - Spytał, przyglądając jej się baczniej, jakby zaraz sam miał wydać jakąś diagnozę. W sumie nie wyglądała tak dobrze jak zwykle. Ewidentnie była wykończona, pewnie wystraszona i skołowana. - Podobno wypisałaś się na własne żądanie. To głupota - dodał zaraz, bo zdał sobie sprawę z tego jak niejednoznaczne i niejasne jest ich obecne położenie. Nagle bukiet kwiatów zaczął mu bardziej ciążyć, a jego postawa być niewygodną, potrzebował więc powiedzieć coś, co mogłoby wybić go z tego hipnotyzującego stanu w jakim się znajdował.
Laurissa Soriente