girl don't they see you, it's cool if they don't 'cause I only see me and you
: 01 cze 2023, 11:00
+ Desiree Riseborough
Zwykle na tego typu rodzaju przyjęciach czuł się jak ryba w wodzie. Pewną jednak łatwość obchodzenia się z nimi wyciszył w ostatnim czasie jego kryzys, a dziś to uczucie dodatkowo potęgowała świadomość tego, że j e g o dziewczyna, j e g o Desi będzie tutaj z innym mężczyzną. Do tej pory jej partner bowiem istniał jedynie gdzieś na dalekiej orbicie bycia jedynie słowem, które owszem, wzbudzało we Flannie pewien rodzaj zazdrości, ale nie takiej jak dziś - doszczętnie psującej mu humor i wywracajacej żołądek na lewą stronę.
Od samego rana czuł, że uczestnictwo w całej tej szopce Remingtonów to zły pomysł. Choć może inaczej - j e g o obecność tam miała być złym pomysłem, nie mógł młodym w końcu odmówić tego, że ślub był piękny, oni sami zakochani a wesele zapowiadało się spektakularnie. Naprawdę mocno się starał i wszystko może chociaż stwarzałoby pozory tego, że ma ręce i nogi, gdyby... Gdyby nie zwrócił uwagi na Desiree. Zresztą, chyba tylko ostatni ślepiec nie byłby w stanie jej wypatrzeć, nawet w tym tłumie ludzi. Jej uroda w połączeniu z t ą sukienkąz tak idealnie opinającą jej ciało, w końcu nie były czymś co można przeoczyć. Gapił się na nią przez całą mszę, uznając za szczęśliwy zbieg okoliczności, że stała w takim miejscu, że mógł udawać skupienie na ołtarzu i wszystkich tych boskich sprawach.
Na samym weselu, jak chyba nigdy wcześniej, doceniał obecność przy swoim boku Julii. Pewnie było to ostatecznie chłodne zagranie, ale niespecjalnie przejmował się tym, co i z kim robi w tym momencie Aspen - choć zakładał śmiało, że będzie się bezpiecznie trzymać swojej rodziny, wpatrzonej w nią jak w obrazek. Nie interesowało go też czy i z kim przyszła Julia - skoro z taką łatwością porzucała go na pastwę druhen i reszty pań szukających weselnej okazji, najwyraźniej nie był tak liczącą się postacią. Doskonale zresztą wiedział, co najlepszego panna Crane wyprawia. Ona go pilnuje. Pilnuje, żeby nie zrobił żadnej głupoty. Westchnął, kiedy znowu gdzieś śmignęła mu Desi. Co by jednak nie robić z siebie marudy ostatecznego, dał się Julii wyciągnąć na parkiet. W roli lwa salonowego nie czuł się najlepiej, więc dość odpowiadała mu lokalizacja trochę na uboczu.
Musiał przyznać, że Julia miała tu wzięcie - szybko została mu podkradziona przez, na tyle ile zdążył zarejestrować kto jest w towarzystwie kim, brata młodej. Miał już wracać na swoje miejsce, ba - robił to, ale konieczność wyminięcia tyłu osób i krzeseł niczego nie ułatwiała. Narzekałby pewnie na to później jeszcze z trzy dni, gdyby nie fakt że wśród całego towarzystwa mijał właśnie partnera Desi tłumaczącego młodym w przepraszającym tonie, że musi zniknąć wcześniej. I Ainsley mówiącą coś o tym, że nie musi się niczym martwić, bo dobrze się tu jego dziewczyną zajmą. Ta dziewczyna nie była diabłem. To była sama szefowa piekieł.
Nie zastanawiał się więc nad tym, czy robi dobrze, bo pewnie każdy kto miał choć trochę zdrowego rozsądku wystawiłby go w tym momencie za drzwi. On po prostu, trochę jak na autopilocie, wrócił z powrotem na cześć sali, gdzie szalało właśnie właściwie całe towarzystwo. I w momencie w którym kończyła się jedna z piosenek, dziewczyna przed nim odwróciła się i mogli sobie spojrzeć w oczy. Do niej zawsze umiał trafić. Jego spojrzenie od razu złagodniało, choć tylko on sam mógł wiedzieć jak bardzo go korciło by ją tu teraz pocałować.
- Można panią prosić? - dziś w końcu mieli być parą obcych sobie osób. Dawno żadne kłamstwo nie uwierało go tak skutecznie, jak to.
Zwykle na tego typu rodzaju przyjęciach czuł się jak ryba w wodzie. Pewną jednak łatwość obchodzenia się z nimi wyciszył w ostatnim czasie jego kryzys, a dziś to uczucie dodatkowo potęgowała świadomość tego, że j e g o dziewczyna, j e g o Desi będzie tutaj z innym mężczyzną. Do tej pory jej partner bowiem istniał jedynie gdzieś na dalekiej orbicie bycia jedynie słowem, które owszem, wzbudzało we Flannie pewien rodzaj zazdrości, ale nie takiej jak dziś - doszczętnie psującej mu humor i wywracajacej żołądek na lewą stronę.
Od samego rana czuł, że uczestnictwo w całej tej szopce Remingtonów to zły pomysł. Choć może inaczej - j e g o obecność tam miała być złym pomysłem, nie mógł młodym w końcu odmówić tego, że ślub był piękny, oni sami zakochani a wesele zapowiadało się spektakularnie. Naprawdę mocno się starał i wszystko może chociaż stwarzałoby pozory tego, że ma ręce i nogi, gdyby... Gdyby nie zwrócił uwagi na Desiree. Zresztą, chyba tylko ostatni ślepiec nie byłby w stanie jej wypatrzeć, nawet w tym tłumie ludzi. Jej uroda w połączeniu z t ą sukienkąz tak idealnie opinającą jej ciało, w końcu nie były czymś co można przeoczyć. Gapił się na nią przez całą mszę, uznając za szczęśliwy zbieg okoliczności, że stała w takim miejscu, że mógł udawać skupienie na ołtarzu i wszystkich tych boskich sprawach.
Na samym weselu, jak chyba nigdy wcześniej, doceniał obecność przy swoim boku Julii. Pewnie było to ostatecznie chłodne zagranie, ale niespecjalnie przejmował się tym, co i z kim robi w tym momencie Aspen - choć zakładał śmiało, że będzie się bezpiecznie trzymać swojej rodziny, wpatrzonej w nią jak w obrazek. Nie interesowało go też czy i z kim przyszła Julia - skoro z taką łatwością porzucała go na pastwę druhen i reszty pań szukających weselnej okazji, najwyraźniej nie był tak liczącą się postacią. Doskonale zresztą wiedział, co najlepszego panna Crane wyprawia. Ona go pilnuje. Pilnuje, żeby nie zrobił żadnej głupoty. Westchnął, kiedy znowu gdzieś śmignęła mu Desi. Co by jednak nie robić z siebie marudy ostatecznego, dał się Julii wyciągnąć na parkiet. W roli lwa salonowego nie czuł się najlepiej, więc dość odpowiadała mu lokalizacja trochę na uboczu.
Musiał przyznać, że Julia miała tu wzięcie - szybko została mu podkradziona przez, na tyle ile zdążył zarejestrować kto jest w towarzystwie kim, brata młodej. Miał już wracać na swoje miejsce, ba - robił to, ale konieczność wyminięcia tyłu osób i krzeseł niczego nie ułatwiała. Narzekałby pewnie na to później jeszcze z trzy dni, gdyby nie fakt że wśród całego towarzystwa mijał właśnie partnera Desi tłumaczącego młodym w przepraszającym tonie, że musi zniknąć wcześniej. I Ainsley mówiącą coś o tym, że nie musi się niczym martwić, bo dobrze się tu jego dziewczyną zajmą. Ta dziewczyna nie była diabłem. To była sama szefowa piekieł.
Nie zastanawiał się więc nad tym, czy robi dobrze, bo pewnie każdy kto miał choć trochę zdrowego rozsądku wystawiłby go w tym momencie za drzwi. On po prostu, trochę jak na autopilocie, wrócił z powrotem na cześć sali, gdzie szalało właśnie właściwie całe towarzystwo. I w momencie w którym kończyła się jedna z piosenek, dziewczyna przed nim odwróciła się i mogli sobie spojrzeć w oczy. Do niej zawsze umiał trafić. Jego spojrzenie od razu złagodniało, choć tylko on sam mógł wiedzieć jak bardzo go korciło by ją tu teraz pocałować.
- Można panią prosić? - dziś w końcu mieli być parą obcych sobie osób. Dawno żadne kłamstwo nie uwierało go tak skutecznie, jak to.