Opowieści z Lorne Bay: Pies, policjantka i stara studnia
: 10 maja 2023, 16:52
Użyła kluczy, które dostała od Everleigh.
Nie analizowała tego. Kiedy trafiły prosto do jej rąk, nawet się nie zastanawiała nad powagą ów gestu. Niektórzy uznaliby to za spory krok do przodu a ona potraktowała jak coś oczywistego, bo do tej pory parę razy pożyczała od kobiety klucze. Bywało, że kiedy jeszcze nocowała na kanapie po wieczornych plotkach, spała dłużej niż właścicielka i musiała zamknąć za sobą mieszkanie. Na przestrzeni trzech lat klucze te przemieszczały się z rąk do rąk aż oficjalnie zostały przypisane Eve, co z początku wcale nie było nietypowe. Dopiero teraz, kiedy otwierała drzwi pustego mieszkania po oficjalnym wspólnym wyjeździe i świadomości, że były już dla siebie partnerkami a nie tylko przyjaciółkami, zrozumiała jak poważne to było.
Poczuła dreszcz, ale nie był on nieprzyjemny. Raczej uświadamiał Paxton, że rozchodziło się o coś ważnego, czego nie mogła spieprzyć przez ujawniającą się z czasem obawę, że śmierć ponownie zabierze jej kogoś bliskiego. Tak to do tej pory wyglądało. Bywała w związku i potem wszystko rujnowała odsuwając się od tej osoby, a nawet godząc na oskarżenia o zdradę, której nigdy nie dokonała, ale też nie zaprzeczyła aby wreszcie doszło do rozpadu relacji. Pracowała nad tym podczas terapii, ale nikt nie dawał stuprocentowej gwarancji, że znów coś jej odwali. To było bardziej przerażające niż szybkie tempo, którym odznaczał się związek z Ever a jaki ani trochę nie przeszkadzał Paxton. Na swój sposób już dawno tkwiły na pewnym poziomie relacji tylko nigdy nie podjęły się aby wpleść w to coś więcej niż tylko przyjaźń.
Pomimo, że napisała w wiadomości o poczekaniu z prysznicem, postanowiła go sobie zafundować. Śmierdziała wodą ze starej studni, we włosach miała jakieś liście i musiała też ogarnąć Jello. Jak zwykle rzeczy dla psa zawsze woziła ze sobą, więc nie było z tym problemu, jak z wyprowadzeniem Wertera, co zrobiła tuż przed wspomnianym prysznicem.
Siedziała na kanapie rozwiązując krzyżówkę w aplikacji. W tle z telewizji leciały wiadomości, psy smacznie spały a zamówione jedzenie już czekało na małym stoliku.
Niektórym po takim dniu jak dzisiejszy ciężko byłoby przejść do porządku dziennego, ale Paxton przywykła do dziwaczności, okropieństw i szalonych akcji. Mogła nad nimi dumać i rozprawiać o emocjach, ale to kiedyś by ją wykończyło, dlatego stosowała metodę „zrobić i zapomnieć” albo przynajmniej nie analizować wszystkiego, co się wydarzyło. A było tego dużo i gdzieś tam z tyłu głowy martwiła się, że Remington sięgnie po narkotyki, ale w pewnym sensie to nie była jej sprawa ani interes. Nie, dopóki strażak sam nie poprosi o pomoc.
- Dasz wiarę, że właściciel Germani w Sydney zaaranżował napad na własny sklep, żeby dostać pokaźne ubezpieczenie? – rzuciła w przestrzeń, kiedy usłyszała szczęk zamka i wchodzącą kobietę. A jako, że się postarałam i sprawdziłam najnowsze wiadomości z Australii, to postanowiłam się tym podzielić.
Odłożyła telefon i wstała, żeby w drodze do kuchni mijając się z Ever skraść jej buziaka na powitanie.
- Jak było w pracy? – zapytała idąc po sztućce i talerze, których wcześniej nie wyciągnęła. Przy okazji nastawiła wodę, bo nabrała ochotę na kawę. – Miałam poczekać z prysznicem na ciebie, ale tak bardzo śmierdziałam wodą ze studni, że od razu byś mnie wyrzuciła z mieszkania albo w łagodniejszej wersji na balkon. – Zaśmiała się, pokręciła głową i sięgnęła do szafki z kubkami. – Chcesz kawy albo herbaty? - Odczekała chwilę, żeby wyciągnąć odpowiednią ilość kubków, ale nie uzyskała odpowiedzi. Odwróciła się i Ever już nie było w zasięgu wzroku. Weszła więc do salonu, a potem do sypialni, w której policjantka przymierzała się do przebrania w świeże ciuchy albo wybierała coś do założenia po prysznicu. - Coś się stało? - Na początku tego nie wychwyciła, ale teraz kiedy przyglądała się Ever z dystansu miała wrażenie, że tamta była spięta i jakby podenerwowana.
Aż chciało się zapytać - komu przywalić?
Szkoda, że odpowiedz brzmiałaby - samej sobie.
everleigh haynes
Nie analizowała tego. Kiedy trafiły prosto do jej rąk, nawet się nie zastanawiała nad powagą ów gestu. Niektórzy uznaliby to za spory krok do przodu a ona potraktowała jak coś oczywistego, bo do tej pory parę razy pożyczała od kobiety klucze. Bywało, że kiedy jeszcze nocowała na kanapie po wieczornych plotkach, spała dłużej niż właścicielka i musiała zamknąć za sobą mieszkanie. Na przestrzeni trzech lat klucze te przemieszczały się z rąk do rąk aż oficjalnie zostały przypisane Eve, co z początku wcale nie było nietypowe. Dopiero teraz, kiedy otwierała drzwi pustego mieszkania po oficjalnym wspólnym wyjeździe i świadomości, że były już dla siebie partnerkami a nie tylko przyjaciółkami, zrozumiała jak poważne to było.
Poczuła dreszcz, ale nie był on nieprzyjemny. Raczej uświadamiał Paxton, że rozchodziło się o coś ważnego, czego nie mogła spieprzyć przez ujawniającą się z czasem obawę, że śmierć ponownie zabierze jej kogoś bliskiego. Tak to do tej pory wyglądało. Bywała w związku i potem wszystko rujnowała odsuwając się od tej osoby, a nawet godząc na oskarżenia o zdradę, której nigdy nie dokonała, ale też nie zaprzeczyła aby wreszcie doszło do rozpadu relacji. Pracowała nad tym podczas terapii, ale nikt nie dawał stuprocentowej gwarancji, że znów coś jej odwali. To było bardziej przerażające niż szybkie tempo, którym odznaczał się związek z Ever a jaki ani trochę nie przeszkadzał Paxton. Na swój sposób już dawno tkwiły na pewnym poziomie relacji tylko nigdy nie podjęły się aby wpleść w to coś więcej niż tylko przyjaźń.
Pomimo, że napisała w wiadomości o poczekaniu z prysznicem, postanowiła go sobie zafundować. Śmierdziała wodą ze starej studni, we włosach miała jakieś liście i musiała też ogarnąć Jello. Jak zwykle rzeczy dla psa zawsze woziła ze sobą, więc nie było z tym problemu, jak z wyprowadzeniem Wertera, co zrobiła tuż przed wspomnianym prysznicem.
Siedziała na kanapie rozwiązując krzyżówkę w aplikacji. W tle z telewizji leciały wiadomości, psy smacznie spały a zamówione jedzenie już czekało na małym stoliku.
Niektórym po takim dniu jak dzisiejszy ciężko byłoby przejść do porządku dziennego, ale Paxton przywykła do dziwaczności, okropieństw i szalonych akcji. Mogła nad nimi dumać i rozprawiać o emocjach, ale to kiedyś by ją wykończyło, dlatego stosowała metodę „zrobić i zapomnieć” albo przynajmniej nie analizować wszystkiego, co się wydarzyło. A było tego dużo i gdzieś tam z tyłu głowy martwiła się, że Remington sięgnie po narkotyki, ale w pewnym sensie to nie była jej sprawa ani interes. Nie, dopóki strażak sam nie poprosi o pomoc.
- Dasz wiarę, że właściciel Germani w Sydney zaaranżował napad na własny sklep, żeby dostać pokaźne ubezpieczenie? – rzuciła w przestrzeń, kiedy usłyszała szczęk zamka i wchodzącą kobietę. A jako, że się postarałam i sprawdziłam najnowsze wiadomości z Australii, to postanowiłam się tym podzielić.
Odłożyła telefon i wstała, żeby w drodze do kuchni mijając się z Ever skraść jej buziaka na powitanie.
- Jak było w pracy? – zapytała idąc po sztućce i talerze, których wcześniej nie wyciągnęła. Przy okazji nastawiła wodę, bo nabrała ochotę na kawę. – Miałam poczekać z prysznicem na ciebie, ale tak bardzo śmierdziałam wodą ze studni, że od razu byś mnie wyrzuciła z mieszkania albo w łagodniejszej wersji na balkon. – Zaśmiała się, pokręciła głową i sięgnęła do szafki z kubkami. – Chcesz kawy albo herbaty? - Odczekała chwilę, żeby wyciągnąć odpowiednią ilość kubków, ale nie uzyskała odpowiedzi. Odwróciła się i Ever już nie było w zasięgu wzroku. Weszła więc do salonu, a potem do sypialni, w której policjantka przymierzała się do przebrania w świeże ciuchy albo wybierała coś do założenia po prysznicu. - Coś się stało? - Na początku tego nie wychwyciła, ale teraz kiedy przyglądała się Ever z dystansu miała wrażenie, że tamta była spięta i jakby podenerwowana.
Aż chciało się zapytać - komu przywalić?
Szkoda, że odpowiedz brzmiałaby - samej sobie.
everleigh haynes