płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
80.

Ta cała ostatnia misja Sameen, jej odejście, pożegnanie się ze wszystkimi, którzy byli jej bliscy, była to najłatwiejsza, a jednocześnie najtrudniejsza rzecz w jej życiu. To nie tak, że planowała wybrać się na samobójczą misję. Nie planowała też umierać. Po prostu dotarła do tego momentu, że cokolwiek się wydarzy będzie jej obojętne. Zauważyła, że przez ostatnie miesiące jej relacja z Zoyą Henderson podupadła. Nie chciała do końca doprowadzić do upadku czegoś co było najbliższe jej sercu. Porozmawiała z Zoyą szczerze, ale jednocześnie nie powiedziała zbyt wiele. Mimo wszystko Galanis była pewna tego, że obie dobrze wiedziały co się wydarzy. Wyglądało to tak jakby obie były na to gotowe już od dawna. Sameen nie pomagała Henderson z jej przeprowadzką do Anglii. Wiedziała, że Zoya potrzebowała skupić się na czymś w stu procentach. Dopiero jak przyjaciółka się tam zadomowiła, Sameen ją odwiedziła w ramach czegoś co miało być ostatnim pożegnaniem. Coś czego żadna z nich nie chciała wypowiedzieć na głos, ale coś co obie wiedziały, że może się skończyć śmiercią Galanis. Były na to gotowe. Po jakimś czasie, Sameen przekazała Zoyi część tego co miała. Chciała, żeby przyjaciółka nigdy nie musiała się o nic martwić. Nawet jeżeli miałaby nigdy nie skorzystać z zapomogi, którą dostała od przyjaciółki, Sameen mogła na spokojnie zniknąć.
Tak, właśnie to planowała zrobić Galanis. Chciała porzucić wszystko co było związane z namiastką prywatnego życia, które sobie zbudowała. Nie potrzebowała tego. Musiała przestać oszukiwać się, że tkwiło w niej cokolwiek ludzkiego co byłoby w stanie zmienić jej styl życia. Nie musiała pozorować swojej śmierci. Wbrew pozorom, w życiu które wiodła w Lorne Bay, była nic nieznaczącym pionkiem. Nikt poza Zoyą nie zauważyłby jej odejścia. Wszelkie kontakty z Raine upadły zanim Sameen zdążyła zrujnować jej życie prawdą. Dzięki bogu. Gdyby zdążyła przyznać się młodej Barlowe kim jest, odejście byłoby zdecydowanie cięższe. Być może nawet by tego nie zrobiła. Albo po prostu upewniłaby się, że gdziekolwiek się wybierze, Raine pojedzie z nią. Wtedy jednak Sameen nie zdecydowałaby się na wspieranie rebeliantów w Boliwii.
Decyzja o wsparciu rebeliantów w konflikcie na terenie Boliwii było czymś naprawdę absurdalnym. Nie był to nawet kontrakt. Nie była to żadna misja. Sameen nie czerpała z tego żadnych korzyści. Dorastając w świecie pełnym zabójstw, naprawdę ciężko obserwowała się taką walkę. Walkę, która rzeczywiście miała sens i cel. Wszystko co robiła Sameen dotychczas w swoim życiu kręciło się tylko i wyłącznie wokół zarabiania pieniędzy oraz usuwaniu ludzi, którzy komuś przeszkadzali. Był to sens jej życia, ale jednocześnie nie widziała w tym sensu. Wiedziała, że w pojedynkę nie byłaby żadnym wsparciem dla rebeliantów. Nie była asgardzkim bogiem, który w pojedynkę zniszczy wrogą armię. Miała jednak świadomość tego, że dla ludzi, którzy walczyli z narkotykami i handlem ludźmi na terenie swojego kraju, najmniejsza pomoc była ratunkiem. Galanis, która sama była ofiarą handlu ludźmi, nie mogła na to przymykać oka. Postanowiła działać. Pozbyła się wszystkich rzeczy materialnych jakie miała, sprzedała mieszkanie, rozdała gotówkę. Jedyne co zostawiła to dwa wykupione w Lorne garaże, które służyły jej za schowki. Jeden miał pochowaną broń, a w drugim znajdowały się dzieła sztuki, które Sameen zdążyła w trakcie swojego krótkiego życia uzbierać. Nie było tego wiele, bo nigdy nie była fanką przywiązywania się do niczego, ale nawet jej dusza czasami się budziła jak widziała coś ładnego. Dotarcie do Boliwii było kolejnym wyzwaniem. Mnóstwo przesiadek i korzystanie z wielu, różnych środków transportu.
Na miejscu czekał na nią jej kontakt, który pomógł jej przy transporcie broni, a także przy skontaktowaniu się z rebeliantami. Sprawa nie była taka prosta. To nie tak, że podchodziło się do pierwszego lepszego rebelianta i zgłaszało chęć walki. W dodatku aparycja Sameen nie pomagała. Była białą kobietą, która równie dobrze mogłaby być szpiegiem, albo po prostu dziennikarką z chorymi ambicjami. Długo musiała udowadniać, że jej jedynym celem jest walka po stronie rebelii. Przekazała im większą część swojej gotówki w ramach łapówki, a także zapomogi. Przy pomocy swojego kontaktu przekazała im także broń oraz amunicję, której zawsze brakowało. Amerykanie oczywiście z chęcią handlowali bronią, niestety raczej sięgali do portfeli handlarzy, którzy na biedę nie narzekali. Wsparcie finansowe powoli kupiło zaufanie rebeliantów do Sameen. Mogła dołączyć do walki. Oczywiście w szeregi rebelianckiej armii trafiła jako pionek. Nie czuła się komfortowo znowu podlegając pod czyjeś rozkazy, ale prawda była taka, że pionki się nie liczyły. Sameen mogła komfortowo poświęcić się nowemu zadaniu, które sobie postawiła i powoli zapomnieć o życiu, które porzuciła. Nie było nic co mogłoby ją rozproszyć. Nic oprócz małego, przenośnego telewizora, który znajdował się w namiocie dowódcy oddziału rebeliantów, dla których pracowała Sameen. Rezerwat Rio Blanco y Negro był wielki i odcięty od świata, ale to urządzenie spełniało wszystkie swoje funkcje.
Telewizor głównie służył za źródło informacji odnośnie tego co boliwijskie media podają na temat konfliktu. Czasami, nieświadomie, media podawały rzeczy, które można było wykorzystać w trakcie konfliktu. Sameen ze względu na swoją stosunkowo niską rangę, nie bywała w namiocie dowódcy zbyt często. W tamtym momencie znalazła się jednak w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Mówiono o zamieszkach oraz dziwnych wydarzeniach, które miały miejsce w Polsce, Francji, Norwegii, Rosji i Nederlandii. Normalnie Sameen olałaby tą sprawę, gdyby nie fakt, że ona i tylko ona mogła odebrać tą wiadomość. Miejsca nie były przypadkowe. Może i służby oraz media były w kropce jeżeli chodziło o zidentyfikowanie sprawcy. Sameen potrzebowała na to chwili. Wyszła z namiotu dowódcy i ruszyła w puszczę nie zwracając uwagi na to, że było już po zmroku i niedługo zaczyna się jej zmiana. Musiała ruszyć do miejsca, gdzie zakopała pozostałości po swojej poprzedniej karierze. W płóciennym worku miała telefon satelitarny i jeszcze kilka potrzebnych urządzeń. Włączyła telefon i wybrała z pamięci numer. Rzuciła krótkie instrukcje do słuchawki po czym się rozłączyła i ponownie zakopała wszystko w tym samym miejscu. Teraz musiała tylko czekać.
Tydzień później o umówionej porze siedziała przy drewniany stoliku korzystając z pożyczonego laptopa i oglądała transmisję meczu towarzyskiego gdzie grał Urugwaj z Wyspami Zielonego Przylądka. Czekała na potwierdzenie, którego oczekiwała. Sygnału, który miał być umówionym znakiem. W dwudziestej trzeciej minucie meczu w końcu doczekała się potwierdzenia. Prawie niezauważalnie uśmiechnęła się sama do siebie, wyłączyła transmisję i podziękowała koledze za użyczenie laptopa. Zignorowała jego pytania na temat tego czemu obejrzała tylko kawałek rozgrywki. Ponownie ruszyła w środek dżungli, żeby nadać kolejny sygnał. Na odpowiedź musiała poczekać nieco dłużej.
Dwa tygodnie później, ubrana w czarne spodnie i beżową koszulę, z uśmiechem na ustach wjeżdżała do kolumbijskiego miasta Tuluá. Tak bardzo chciała porzucić poprzednie życie, ale cała ta akcja z odbieraniem sygnałów, podchodami i naprowadzaniem się na następną lokację przypomniała jej, że nie wszystkie etapy tamtej pracy były złe. Było dużo elementów, które Sameen sprawiały frajdę. Może dlatego też była dobra w tej pracy. Swojemu boliwijskiemu dowódcy powiedziała, że jedzie po dodatkowe uzbrojenie, pieniądze, a także kolejnego członka. Bo właśnie tak zakładała, że zakończy się dzisiejsze spotkanie. Zatrzymała auto niedaleko umówionego miejsca i z dłonią na broni gotowej do wystrzału spacerowała po okolicy. Musiała mimo wszystko zachować ostrożność. Przeczucie jednak jej mówiło, że coś było nie tak. Cisza była zbyt głośna. Coraz bardziej nabierała podejrzeń, więc wyjęła broń i zbliżyła się do ściany najbliższego budynku. Po zmroku miasto sprawiało wrażenie opuszczonego. Galanis wiedziała jednak, że to nieprawda. Za dnia tętniło tu życie. Cisza, której była świadkiem sprawiała wrażenie czegoś zaplanowanego.
Po paru zbyt długich chwilach Sameen usłyszała ciche pikanie. Na opustoszałej ulicy nie miała problemu ze zlokalizowaniem źródła dźwięku. Nie musiała podchodzić bliżej, żeby dowiedzieć się skąd pochodziło. Spojrzała na mały ładunek wybuchowy, który odliczał czas do wybuchu. Została niecała minuta. Nie zdąży niczego rozbroić. Była tylko zła na siebie. Była ostrożna, a i tak ktoś musiał się wygadać. Jej dawna znajoma miała wielu wrogów rozsianych na całym świecie. Zresztą Sameen też. Miała tylko nadzieję, że nie spali to jej dotychczasowego życia w Boliwii. Naprawdę chciała tam wrócić. No chyba, że teraz umrze to wyjebane. Tak czy siak rzuciła się do biegu nie chcąc być rozerwaną przez bombę. Nie zanim ją zobaczy. Zanim jednak ładunek eksplodował. Dwa budynki dalej rozległy się strzały. Trochę to Sameen rozproszyło, zatrzymała się i nasłuchiwała zapominając o tym, że bomba zaraz eksploduje. Zdążyła odbiec na w miarę bezpieczną odległość, ale siła rażenia ładunku była spora, więc ostatecznie nieco nią zarzuciło i wylądowała na ścianie pobliskiego budynku. Obrażenia nie były rozwlekłe, więc szybko się pozbierała i ruszyła w stronę odgłosu strzałów. Wchodząc do budynku zastrzeliła dwóch mężczyzn. Nie wiedziała nawet kogo atakuje. Wątpiła jednak, żeby jej gość przywiózł ze sobą osoby towarzyszące. Poza tym ci też nie pozostawali Sameen dłużni i od razu na jej widok unieśli bronie. Podeszła do jednego z nich i po tatuażu szybko rozpoznała jeden z kolumbijskich gangów, który również zarabiał na handlu narkotykami. Nie wiedziała tylko czego ci ludzie mogli chcieć od jej zabójczyni. Istniała też szansa, że jej zabójczyni po prostu się nudziła i zdecydowała nieco się rozerwać przed spotkaniem z Galanis. Tak, żeby Sameen nie miała problemu ze zlokalizowaniem jej. Wchodząc dalej do budynku, Sameen zgarnęła dwie bronie i jeden karabin. Oczywiście upewniła się, że magazynki są pełne, albo chociaż zdatne do użytku. Swoją broń wzięła dla bezpieczeństwa. Nie spodziewała się, że będzie musiała jej użyć, albo, że będzie potrzebowała całej artylerii. Pomieszczenie było zadymione, więc poruszała się powoli. Nie chciała zostać przypadkowo postrzelona przez kogokolwiek. Mrużąc oczy szła przed siebie i wtedy ją dostrzegła. Aż musiała się zatrzymać. Chmara dymu opadła na chwilę w idealnym momencie. Kobieta chaos zwiastująca śmierć i zniszczenie. Ubrana cała na biało i uzbrojona w dwa karabiny maszynowe typu Uzi. Sameen była pod wrażeniem tego małego akcentu. W końcu Uzi były karabinami wynalezionymi przez izraelską armię. Przez dłuższą chwilę Galanis wpatrywała się w to z jakim zawzięciem Inej Marlowe strzelała z karabinów. Nie potrzebowała nawet żadnego ukrycia. Miała zdecydowaną przewagę. Sameen w sumie nawet by się nie zdziwiła gdyby się okazało, że Inej strzela do nikogo tylko po to, żeby pokazać się Sameen w idealnej pozycji.
-Dzięki, że poczekałaś. – Powiedziała na przywitanie jak już Inej wyczuła, że ktoś się na nią gapi. Oczywiście na ten moment Sameen była pewna, że Inej zrobiła sobie rozrywkę z atakowania lokalnego gangu.
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
#34

Chyba jeszcze nigdy nie była tak wkurwiona jak w momencie, w którym próbowano jej wmówić, że Sameen Galanis nie żyje. Marlowe w to nie była w stanie uwierzyć, bo czuła w kościach, że jest to bzdura, głównie dlatego, że jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek miałby zabić Sameen to byłaby to właśnie ona. Nie mogła dać wiary w to, że ktoś inny byłby w stanie to zrobić, albo że jej morderczyni zginęłaby w jakimś wypadku samochodowym. Nie było takiej możliwości i zdawała sobie sprawę, że jest to prawdopodobnie zagranie wujka Vesmira, który wykorzystał okazję zniknięcia Sam i próbował wybić ją z głowy Inej. Nie było to jednak takie proste, bo gdy Marlowe się na coś uprze to tak łatwo nie odpuszczała i jej wujaszek powinien już dobrze o tym wiedzieć. Blondynka wzięła sobie za punkt honoru, by dowiedzieć się gdzie znajduje się Sameen, albo przynajmniej to co z niej zostało.
Początkowo wybrała się w podróż oznaczają na mapie miejsca, w których Galanis mogła mieć jakiś kontrakt. Niestety na próżno. Bezsilność nie była ulubionym stanem Marlowe, dlatego wyładowywała swoją złość i irytacje na różne sposoby. Czasem ciężko było ją zatrzymać. Gdy dotarła do Paryża miała za sobą długą i męczącą podróż, a jej drogę wyścielały trupy, ktore policja znajdowała w różnych dziwnych miejscach. W międzyczasie Inej łapała się różnych zleceń, które nie pochodziły z ramienia formacji rządzonej przez wujka Vesmira. Łapała się roboty dla lokalnych gangów i oprychów, którzy płacili mało, ale dawali jej możliwość wyzbycia się negatywnych emocji, które w niej siedziały. Nie oczekiwali od niej dyskrecji tylko działania, które często miało byc też manifestem siły. Normalni ludzie pewnie chodziliby na terapię żeby pogodzić się z tym, że nie odzyskają osoby, na której im zależy. Całe szczęście Inej daleko było do normalności.
Po kilku bezowocnych tygodniach nagle nastąpił mały przełom w sprawie. To była tylko głupia poszlaka, nic pewnego, ale jej wystarczyło, by przemierzyć Europę i wyjść na dworcu w Szczecinie. To był sądny dzień dla mieszkańców tego miasteczka, bo nagle okazało się, że nikt nie jest tam bezpieczny, a szczególnie pracownicy szczecińskich biurowców, bo to w jednym z nich doszło do brutalnego mordu kilku osób, a wszystko to dokładnie naprzeciwko pięknego biurowca, w którym spotkała się z Galanis twarzą w twarz po raz pierwszy. Później piękna morderczyni odwiedziła Norwegię, gdzie zajebała lokalnego urzędnika, który akurat wychodził z restauracji, w której zamówiły z Sameen te obrzydliwe, norweskie jedzenie... zabiła go siekierą, bo dobrze pamiętała, że Galanis nie chciała użyć tego narzędzia w swojej zbrodni. Następnie przejechała się do Rosji, co nie było do końca mądre, bo tu wujek Vesemir miał największe wpływy i kto wie, czy nie wsadziłby jej do więzienia tylko po to żeby przemyślała swoje zachowanie. Jebać go i kilka innych osób, które zostały pozbawione życia przez zatrucie. We Włoszech zabawiła nieco dłużej, nawiązując do jednej ze swoich ulubionych książek przyleciała na Sycilię, gdzie uwięziła w domu pewnego mężczyznę, który bił swoją żonę... a później dom podpaliła i miała nadzieję, że będzie się jarał przez 365 dni. Największy fun miała natomiast w Niderlandach, gdzie pewna kobieta o burzy blond loków zginęła w windzie, dokładnie tej samej, w której kiedyś Inej została nieco pobita przez Sameen. Miała w planach właśnie wyjechać do Australii i zrobić coś okropnego w jednym miasteczku, w którym obie żyły przez lata... chciała nawet zaszaleć i puścić z dymem apartamentowiec, w którym Galanis wcześniej mieszkała, ale wtedy okazało się, że nie trzeba podejmować aż tak drastycznych kroków. Jej cierpliwość się opłaciła.
Zabawa w kotka i myszkę, zawsze sprawiała Marlowe nieco przyjemności. Lubiła te podchody, pamiętała dobrze jak zaczęła się jej znajomość z Sam, gdy obie były dla siebie tylko duchami i największą konkurencją. Nie widziały się, a doskonale znały swoje metody działania. Oczywiście Inej wolałaby po prostu do blondynki zadzwonić zamiast odbierać tajemnicze znaki, ale postanowiła zagrać z nią w tę grę i tak po kilku tygodniach pojawiła się w Kolumbii. Było gorąco i szczerze mówiąc to trochę się nudziła, a nie chciała marnować swojego cennego czasu w oczekiwaniu na przyjazd Galanis. Zrobiła więc to do czego była stworzona przez izraelskie wojsko, amerykański wywiad i sprawne dłonie wujka Vesemira. Wzięła kontrakt, który wystawiony był przez narkotykowy kartel, nie pytała o zbyt wiele, potrzebowała po prostu się nieco odstresować przed spotkaniem z Sam. Wiedziała też, że nie będzie mieć czasu się przebrać, stąd na jej ciele odjebany strój, który był dla niej czymś typowym.
Nie miała zamiaru się poplamić. Cała akcja nie była jakoś misternie zaplanowana, trzeba było iść na żywioł, czyli tak jak Marlowe lubiła najbardziej. Myślała, że szybko się z tym uwinie i będzie gotowa na spotkanie, ale niestety nieco sie to przedłużyło. Nie miała tu zrobić zbyt wiele, kazali jej po prostu wszystkich zabić i pokazać siłę gangu, dla którego pracowała. Tak więc zrobiła. Wbiła się do środka ich siedziby i zaczęła strzelać. Wiedziała, że nikt nie może przeżyć, więc celowała prosto w głowę. W międzyczasie nuciła sobie piosenkę z Desperado, bo właśnie tak się czuła, jakby grała w filmie z Banderasem, tylko niestety nie miała gitary. Zostało jej do oczyszczenia jedno pomieszczenie, gdy nagle jej oczom ukazała się postać, którą wypatrywała od miesięcy. - Strasznie się wleczesz, to już ten wiek? - Odgryzła się pokazując jej rząd śnieżnobiałych zębów, które wystawiła w wesołym uśmiechu, a później oddała ostatni strzał w stronę mężczyzny, który wychylił się zza rozwalonych drzwi. - Seriooo... ubierasz się na czarno w taki upał? Musisz być cała odparzona. - Chociaż Inej powinna się przyzwyczaić do stylówek Galanis i jej golfów w środku australijskiego lata. - Daj mi sekunde, tylko coś dokończę - powiedziała jakby nigdy nic i zrobiła kilka kroków w stronę pomieszczenia, w którym według jej wiedzy wciąż przebywali ludzie. Marlowe wyważyła drzwi kopniakiem i od razu rozległy się strzały. Wszystko trwało kilka sekund, po czym nastała głucha cisza. - Mamy 2 minuty zanim się tu pojawi policja, a podobno kubańskie więzienia są mocno średnie, czaisz, że nie podają im cuba libre co wieczór? - Nie wierzyła, że tak w ogóle można więc tylko zrzuciła z siebie broń i walnęła ją gdzieś w kąt. - Masz samochód? - Zapytała, bo ona przyjechała tu autobusem, żeby nie było później problemów, czyim autem mają wracać. Inej wszystko przemyślała.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc komentarz Inej. Tyle lat walczyła w pojedynkę. Była przyzwyczajona do tego, że działa tylko I wyłącznie według swojego planu czy zamysłu. No i nikt nie komentował jej metod czy nawet wieku. Później, jak już poznała Inej to coraz częściej docierało do niej to, że w sumie to praca z kimś ma swoje plusy. Nie chciała jednak angażować Inej w swoje plany. Głównie dlatego, że jej nowe plany, pomoc rebeliantom w Boliwii, nie do końca pasowały do profilu działania Inej. Wiedziała, że Marlowe na to nie pójdzie, a tym tylko Sameen zdradzi swoją obecność. Przecież nie o to chodziło. Podczas pomocy rebeliantom, nie było wcale tak łatwo. Głównie dlatego, że Galanis spodziewała się wiecznego wkraczania w ogień I walki w otwartym konflikcie. Niestety tak nie było. Nie dziwiła im się. Spora część rebeliantów to byli jednak ludzie bez odpowiedniego przygotowania, którzy po prostu chcieli walczyć o swój wolny kraj. Było więcej planowania i skrytych walk niż wojny, na którą się nastawiła. Dlatego postanowiła nawiązać kontakt z Inej. -Niespecjalnie spodziewałam się czegoś wybuchowego. Nastawiłam się na spokojne spotkanie na uboczu. - Jej wina, że spodziewała się spokoju ze strony Marlowe. Dobrze tylko, że wzięła ze sobą broń. -Wzięłaś kontrakt? - Wolała zapytać, bo na tym etapie to Inej równie dobrze mogła się nudzić I zobaczyć podejrzanego typa, który ją striggerował I “zmusił” do działania. -Jest noc. - Przewróciła oczami. Nie jej wina, że lubiła czerń. Poza tym miała jasną koszulę, ok? Co prawda już była ujebana, ale trudno. Dlatego się nie ubiera na jasno. -Zdążyłam się przyzwyczaić do pogody. - Dorzuciła jeszcze, żeby Inej miała świadomość tego, że Sameen była tutaj cały czas. Nie ukrywała się. W sensie, ukrywała się, ale z powodu pomocy rebeliantom, a nie dlatego, że miała ochotę się ukryć.
Skinęła głową na słowa Inej I sama przysiadła sobie na podłodze, żeby ocenić straty w ubraniach. Nie była już zamożną, elegancką I tajemniczą damą, więc musiała pogodzić się z tym, że ta para spodni pójdzie do wyjebania, a ona będzie musiała jakoś zarobić na nową parę. Oglądała rozerwania na spodniach I otarcia na udzie. -Jedne z gorszych na świecie. - Słyszała o tych więzieniach. Nie miała zamiaru być ich częścią. Podniosła się I schowała swoją broń za pasek. -Mam. Chodź. - Kiwnęła głową I wyszły z budynku. Ludzie wyglądali przez okna, ale wszyscy robili to bardzo ukradkowo. Nikt nie wyszedł na ulice. Ludzie się bali, a Sameen wcale im się nie dziwiła. -Ta bomba przed budynkiem była twoja? - Zapytała jeszcze, bo kto wiedział co Inej zdążyła zmajstrować przez ten czas. Wskazała jej auto jak już do niego dotarły, wsiadły I Sameen ruszyła przed siebie, bo w tle już było słychać syreny. Skorumpowana policja była w drodze.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Inej spojrzała na Sameen z wyraźnym zdziwieniem, które aż parowało z jej twarzy. - Nic wybuchowego? - Musiała się upewnić, że się nie przesłyszała. - A myślałam, że już trochę mnie znasz - gdyby nie fakt, że właśnie trochę były w środku ataku na gang, to pewnie, by się Inej nawet nieco smutno zrobiło i złapałaby się za to miejsce na klatce piersiowej, gdzie powinna mieć serduszko. No, ale nie miała czasu tego teraz roztrząsać, bo trzeba było się zająć robotą i najlepiej wykonać ją tak żeby za bardzo nie pobrudzić swojego białego wdzianka. Krew strasznie ciężko sprać z tkanin. - Nudziło mi się, później Ci opowiem - machnęła ręką i poszła dokończyć swoją robotę. Nie zajęło jej to długo, bo była profesjonalistką, a skoro już nie musiała się skradać i robić czegokolwiek po cichaczu to po prostu wparowała do pomieszczenia i zrobiła to do czego była wynajęta i przeszkolona. Jakim cudem jeszcze nie złapała jej policja, ani nie oberwała na tyle mocno, by zgnić gdzieś w najbliższym rowie? Tego nie była pewna. Pamiętała jednak doskonale ten moment, gdy prawie nie straciła życia uciekając razem z Sameen we Włoszech. Wtedy było blisko, ale całe szczęście czuwał nad nią jej morderczy, blondwłosy anioł z tyłkiem 10/10.
No i oczywiście nie udało jej się zachować swojego outfitu w nienagannym stanie, co nieco ją wkurwiło, ale wzięła głęboki oddech, bo teraz nie było czasu żeby się nad tym roztrząsać. - Chyba nie mieszkali w bractwie - bo to na bank było gorsze niż każde z możliwych więzień. Inej sobie nawet nie była w stanie wyobrazić męczarni jaką musiałaby przeżywać żyjąc w takim miejscu jak bractwo w otoczeniu zjebanych lasek i zjebanych facetów. Ugh... aż miała dreszcze na całym ciele. - Wspaniale, świetnie, cudnie, więc prowadź - oczywiście byłoby lepiej gdyby może nie szły główną ulica, ale tutaj takie strzelaniny były na porządku dziennym. Policja i tak niczego się nie dowie, a nawet jeśli to zleceniodawca Inej się tym zajmie i o sprawie wszyscy zapomną bardzo szybko. To strasznie ja prawo nie obejmowało niektórych osób. - Bomba? - Zdziwiła się i pokręciła energicznie głową. - Nie była moja, ale istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś wiedział o tym, że prawdopodobnie się tu pojawię i być może w ten sposób próbowali mnie zatrzymać - a że akurat zobaczyli jakąś podejrzaną blondynkę w aucie to może pomyśleli, że to ona.
Marlowe rozgościła się na siedzeniu pasażera i oczywiście gdy tylko ruszyły to zaczęła szperać w radiu żeby znaleźć stację z muzyką, która by ją interesowała. - Aaaaaa - powiedziała głośno, gdy z głośników zaczęły się wydobywać jakieś latynoskie rytmy. - Czekałam na Ciebie kilka dni, znalazłam przy okazji pewne zlecenie, które było niedaleko i postanowiłam nieco się rozerwać - wytłumaczyła się i spojrzała na blondynkę. - Staram się sama szukać sobie pracy, mój kontakt z Aleksiejem nieco się urwał - wujek Vesemir już nie był wujkiem Vesemirem, teraz Inej była na niego obrażona i trzymała się z daleka od tego człowieka, oczywiście na tyle na ile mogła. - Wynajęłam mały domek na uboczu, tam będziemy bezpieczne - wbiła lokalizacje w telefon i pokazała Sameen jak dojechać do miejsca, o którym mówiła. Trzeba było się tam taszczyć jakieś 40 minut i to drogami, które wołały o pomstę do nieba, ale tam miały mieć święty spokój. - Gdzie byłaś? - Zapytała po jakiejś pół godziny jazdy. - Próbowałam Cię znaleźć, ale dość mozolnie mi to szło - nie lubiła przyznawać się do tego, że coś jej nie wychodziło, ale w tym wypadku nie miała większego wyboru. - Ooo już go widać - powiedziała, gdy na horyzoncie pojawiła się mała chata otoczona różnymi budynkami gospodarczymi i ławkami, na których można sobie przycupnąć po całym dniu pracy na plantacji kawy. Trzeba było przyznać, że to bardzo odstawało od standardów, w których zazwyczaj żyła Inej. Ona zawsze wybierała bardzo ekstrawaganckie miejsca, które kosztowały grube pieniądze, tym razem postanowiła jednak pójść w ślady Sameen i wciąć coś co nie będzie się rzucać w oczy.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale na jej twarzy nadal tkwił uśmiech. Mogła się tego spodziewać po Inej, ale i tak się nie spodziewała. –Myślałam, że moje trzymanie się na uboczy było jasne z tym, że wolałabym unikać wybuchów. – Nawet fakt, że wzięła ze sobą tylko jeden magazynek broni świadczył o tym, że nie nastawiała się absolutnie na nic. Normalnie to powinna wziąć ze sobą cały arsenał jadąc na spotkanie z Inej. I tak by też zrobiła. Ale się ukrywała.
-Naprawdę nie mogłaś przeżyć bez jednego kontraktu? – To, że spodziewali się Inej też nie powinno jej dziwić. Może jak wysyłała jej wiadomości to nie była zbyt dosadna z tym, że nie chce przyciągać żadnej uwagi. Naprawdę miała nadzieję, że nikt jej nie widział. Plusem było to, że po stronie rebeliantów walczyła w innym kraju, więc w tej kwestii jej przykrywka nie zostanie zdradzona. Tutaj jednak mógł ją dostrzec ktoś ze świata, w którym Sameen wolała uchodzić za martwą. A przebywanie w towarzystwie Inej niczemu nie pomagało.
-Podałam ci dokładną datę i czas kiedy się pojawię. Mogłaś nie przyjeżdżać wcześniej. Dobrze wiesz, że jestem profesjonalistką. – Była ostatnią osobą, która spóźniłaby się na spotkanie, które właściwie sama zainicjowała. No dobra, może inicjacja wyszła bardziej od Inej, ale tę konkretną datę wybrała właśnie Galanis. Pozwoliła Inej majstrować przy radio. Nie było to jej auto, więc nie miała z tym problemu. Gdyby jednak jechały jej to nie byłaby tak wyrozumiała. Niestety Sameen pozbyła się swoich aut i teraz miała to co miała. Parę dżinsów, którą miała na sobie, a którą musiała tak naprawdę wyjebać. –Poważnie? – Aż zapomniała zmienić z wrażenia bieg i silnik mocno zawarczał. Nie spodziewałaby się, że Inej kiedykolwiek zerwie kontakt z Vesemirem. –Coś się stało? – No coś musiało się odjebać na pewno.
Skinęła głową i co jakiś czas zerkała na telefon, żeby doprowadzić ich do poprawnej lokalizacji. –Wszędzie i nigdzie. – Wzruszyła ramionami na pytanie gdzie była. –Uznałam, że jednak życie poza tą pracą nie jest dla mnie. Nie mogłam się nigdzie odnaleźć. Więc postanowiłam po prostu wrócić do tego co miało dla mnie najwięcej sensu. Myślałam, że Boliwia będzie moim ostatnim przystankiem. Ale zobaczyłam przypadkowo te wszystkie sygnały od ciebie. – Domyślała się, że były to sygnały. Domyślała się, że Inej w pewien sposób chciała dać jej znać, że jej szuka. Nie mogła więc tego zignorować. Pomyślała, że mogło się coś stać i Marlowe potrzebuje jej pomocy. –Coś się stało? – Zapytała ponownie, ale już odnośnie innego tematu. Może potrzebowała pomocy z Vesemirem, albo z jakimś innym starym dziadem, który próbował wykorzystywać młode kobiety. Pełno takich chodziło po świecie.
-Wow. To miejsce jest wszystkim czego nie spodziewałabym się po tobie. – Nachyliła się w tym aucie, żeby przyjrzeć się chatce, która dodatkowo była słabo oświetlona. Zgasiła samochód i wyjęła broń. –Wszystko jest sprawdzone? – Zapytała dla pewności i wysiadła. Broń miała w gotowości.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Westchnęła i wywróciła oczami. - Cóż, nie zawsze możemy mieć to co chcemy, a ta panienka musi jeść - powiedziała i tu wskazała na siebie. Oczywiście miała na tyle dużo forsy, że mogłaby już nigdy nie pracować, ale nie chciała wychodzić z wprawy. Kto wie czy zabijanie jest jak jeżdżenie na rowerze? Może jednak człowiek zapomina jak to robić? Inej nie chciała ryzykować, bo obawiała się, że pewnego dnia obudziłaby sie bez fachu w ręku, a ktoś wtedy miałby możliwość, by to wykorzystać i po prostu ją unicestwić.
- A skąd mam wiedzieć? Może, by mnie zabili jakbym sobie chillowała pod palmami. Lepiej dmuchać na zimne - oczywiście jak to było w przypadku Inej starała się jakoś logicznie tłumaczyć swoje wybryki. Musiała to robić, bo inaczej już dawno, by zwariowała. Gdyby wiedziała, że Sameen będzie tak jojczyć to zaczęłaby zabijać ludzi w Lorne Bay, żeby zmusić ją do powrotu w rodzinne strony. Zaczęłaby powoli, od członków jej rodziny... no, ale nie chciała być tak, bo próbowała zostać kochaną Inej. - Jestem kulturalna, wolę być wcześniej niż się spóźnić. - No totalnie tak było, pewnie dlatego udawało jej się kilka kontraktów wykonać przed Sameen. Oczywiście było to też związane z tym, że Marlowe nie robiła wielkich planów tak jak Galanis, w większości po prostu improwizowała. Zawsze się jej jakoś udawało, a w momencie, gdy przestanie jej sprzyjać szczęście to najwyżej ją ktoś zabije. - Poważnie - kiwnęła głową, bo była to jednak smutna informacja. Pracowała z Vesemirem odkąd została wciągnięta do tej branży. Był jej mentorem przez długi czas i nagle ich kontakty się w dość gwałtowny sposób pogorszyły. - Ty się stałaś - odpowiedziała i spojrzała na blondynkę. - Nie chciał żebym Cię szukała, ani tym bardziej żebym Cię w końcu znalazła. Uważa, że masz na mnie negatywny wpływ i, że się przez Ciebie zmieniłam - to były jego słowa, Inej uważała, że po prostu wydoroślała przez ostatni rok. - Powiedziałam mu, że nie jest moim ojcem wiec nie może mi mówić co powinnam robić i w sumie lepiej dla niego, że nim nie jest, bo inaczej już byłby martwy. Chyba uważał, że mu grożę. Zresztą, nieważne. - Machnęła ręką, bo nie chciała o tym jakoś wybitnie długo dyskutować. Jej relacja z Aleksiejem była specyficzna i mocno pogmatwana.
Pokiwała głową słuchając jej słow. - Wydaje mi się, że źle do tego podeszłaś... można połączyć obie te rzeczy tylko trzeba wiedzieć jak... zobacz na mnie, jestem kobietą pracującą, odnoszę sukcesy, a jednocześnie korzystam z życia i nie robię sobie jakiejś męczeńskiej misji w kraju trzeciego świata... jak chciałaś umrzeć to trzeba było powiedzieć, pojechałybyśmy do Dubaju - teraz tak gadała, ale wiedziała, że gdyby Sameen ją poprosiła o to, by ta ją zabiła to w życiu, by się na to nie zgodziła. Nie było nawet takiej opcji i Inej sama nie rozumiała dlaczego. W końcu Galanis była jej największą konkurencją, a jednak nie potrafiła nigdy zakończyć jej życia. Nawet wtedy w Polsce, nie żeby miała jakąś wielką okazję ku temu. - Tak, stało się... wyjechałaś tak po prostu bez słowa, zaczęłam sie martwić - powiedziała wprost chociaż to absolutnie nie brzmiało jak Inej, a bardziej jak jakiś tekst, który podsłuchała w rozmowie z kimś. No ale jednak, przez ponad dwa lata Sameen była jej małą hehe obsesją i było bardzo dziwnie nie wiedzieć gdzie jest.
Zaśmiała sie widząc jej zaskoczenie. - Widzisz, taka jestem nieprzewidywalna - rzuciła, gdy wysiadły z samochodu. - Tak, spokojnie. Wewnątrz są tylko moje rzeczy - a jak już ustaliły Inej nie miała żadnych bomb wiec wszystko było w porządku. - Pomyślałam, że coś takiego będzie miłą odmianą od życia w tłumie... mamy nawet krowę i dwie owce, co chyba oznacza, że jesteśmy jakieś wykurwiście bogate i możemy sobie kupić małoletnie żony - pewnie jej się kraje pojebały, ale co tam! Inej chciała pokazać Sameen, że wszystko jest bezpiecznie więc weszła pierwsza do domostwa i od razu przysiadła sobie na jakiejś starej kanapie. - Masz coś na przebranie? - Zapytała, bo widziała, że przez to całe zamieszanie strój Sameen też wymagał odświeżenia. - Albo nie, nie mów nic... dam Ci coś mojego - sama zresztą też musiała się przebrać, a nie oszukujmy się, Inej pewnie od dawna myślała o tym, żeby przebrać Sameen w coś weselszego projektu Inej Marlowe.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ