spec. od zarządzania kryzysowego / właścicielka — Riley Hotel
47 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Kryzys to mój pomysł.
~ ~ ~ ~ ~
I say crazy shit all the time
Córka.
Pojęcie abstrakcyjne w świecie McQueen, która swe pierwsze dziecko musiała oddać, zaś drugiego nie kochała i poczuła wewnętrzną ulgę, kiedy je straciła. Z prostej matematyki wynikało, że nie powinna mieć do czynienia z żadnym z nich a na pewno w stu procentach z tym drugim. O pierwszym zdążyła zapomnieć uznając, że to nie była jej sprawa i bardzo dobrze na tym wyszła dopóki w hotelu nie pojawiła się nieznośna blondynka uważająca się za jej pierworodną. Oczywiście, że jej nie uwierzyła. Gdyby ufała każdej osobie to już dawno skończyłaby w grobie. Nie otworzyła więc ramion i nie ucałowała w czółko swej córuni, bo bez dowodów mogła co najwyżej uwierzyć na słowo komuś, kto stwierdzał, że miał ochotę ją zerżnąć.
Nie zamierzała sprawdzać, czy słowa nieznajomej z hotelu były prawdą. Uznała, że o wiele lepiej będzie jej się żyć bez tej wiedzy i tak też było. Niestety Karim (ochroniarz i kierowca pracujący dla niej od paru lat) miał w tej kwestii inne plany. Dokładnie prześwietlił niejaką Desiree i bezczel uraczył szefową wszystkimi informacjami dosłownie rzucając na biurko całą teczkę.
Nie otworzyła jej. Nie od razu.
Dopiero po paru dniach zerknęła na pierwszą kartkę a ta doprowadziła Jackie do Shadow. Ona i oczywiście układ z Nathanielem, z którym parę tygodni temu weszła we współpracę. Od tamtej pory nie zamierzała odwiedzać Lorne Bay, ale musząc pojawić się na spotkaniu w ów beznadziejnej mieścinie uznała to za dobrą do porozmawiania Riseborough.
- Desiree, masz to zanieść do VIP roomu. – Menager wskazał tacę z drogą butelką whisky i dwiema szklankami z lodem. Młoda kobieta nie mogła spodziewać się, że osobą oczekującą na nią we wspomnianym pomieszczeniu będzie McQueen, którą zwyzywała od burdel mamy a co nie było najgorszą wymierzoną ku niej obelgą.
Siedząc na kanapie Jackie przeglądała aukcje unikatowych płyt winylowych tuż po tym, gdy obejrzała stronę internetową artysty Flanna Rohrbacha i przy okazji także Julii Crane (a co, wszyscy byli powiązani). Kiedy drzwi się otworzyła uniosła wzrok na młodą blondynkę, u której spodziewała się dostrzec ogrom niezadowolenia, którym wtórowałyby obraźliwe słowa.
- Nie jestem matką, której potrzebujesz – powtórzyła słowa Desiree z ich ostatniego spotkania, które w tej chwili potwierdziła. – Jednak po coś przychodziłaś do hotelu i jak sama stwierdziłaś – potrzebujesz. – Mogło jej się to wymsknąć, ale w złości, irytacji lub innych emocjach człowieka mówił prawdę o tym, co krył w swym wnętrzu. Świadomie czy nie, Desiree wyznała swoje pragnienia. – Usiądź. – Wskazała wolne miejsce na półokrągłej kanapie. – Napij się. Opłaciłam menagerowi twój wieczór w pracy, więc tak czy siak dostaniesz wypłatę. – Odczekała aż kobieta zdecyduje co zrobić i zakładając, że postanowiła zostać (skoro i tak dostanie kasę) Jackie bardzo długo przyglądała się jej w milczeniu. Znów tym samym wzrokiem co w biurze w hotelu; przenikliwym, spokojnym i niezwykle uważnym, jakby próbowała wniknąć w jej duszę (ale bardziej niczym wąż a nie kochanek pragnący spełnić marzenia).
- Czemu chciałaś mnie poznać? – Uznała, że nie musi tłumaczyć Desiree, że już wie o prawdziwości jej słów. Sama jej postawa świadczyła o tym, że dotarła do prawdy i teraz pragnęła rozwikłać niektóre zagadki. – Czego oczekiwałaś?A czego ci nie dałam; wydawało się mówić surowe spojrzenie lazurowych oczu. Nie oszukujmy się. Jackie dobrze wiedziała, że długowłosa blondynka się zawiodła i wcale nie zamierzała tego zmieniać. Kierowała nią typowa terapeutyczna ciekawość.

Desiree Riseborough
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Chciałaby stwierdzić, że rozmyślała sporo o swojej nowej tożsamości, ale to byłby blef. Po prostu przyjęła ten fakt i postanowiła jak najszybciej o nim zapomnieć zatajając to wszystko przed starszym bratem. Powody takiego zachowania było kilka. Po pierwsze, Jackie nie okazała się matką jak z łzawych dramatów, którą cieszy powrót swojej córki i wtajemnicza ją w swoje życie. Po drugie zaś Desi sama stanęła przed faktem bycia matką po raz kolejny, co obudziło w niej masę emocji, z którymi nie do końca sobie radziła.
Trauma po stracie swojego ukochanego syna uwypukliła się, gdy dowiedziała się o ciąży i chociaż umówiła już termin aborcji, żyła w absolutnym stresie. Do tego wszystkiego wypadało dorzucić znęcającego się nad nią męża i pracę w tak obskurnym miejscu jak Shadow. Nic więc dziwnego, że dotrzymała obietnicy złożonej mamusi i trzymała się od niej jak najdalej. Poza tym po tym wszystkim co zaprezentowała ostatnio, ta kobieta była wręcz niebezpieczna i sam Flann odradzał jej komunikowanie się z nią ponownie. Nawiązywanie więzi rodzinnych to jedno, a wplątywanie się w tego typu porachunki gangsterskie to drugie. Z tego też powodu porzuciła na dobre kopanie w swoich korzeniach uznając łaskawie, że rodziną są ludzie, z którymi czuje się dobrze. Może i to ograniczało się do skromnej osoby Dillona, ale jej wcale to nie przeszkadzało.
Jak i zmiana w pokoju VIP, którą mówiąc szczerze, przywitała z otwartymi ramionami. Może i często mogła tam trafić na różnej maści zboczeńców, ale przynajmniej nie musiała harować z tacą kelnerską, co w ciąży było sporym ułatwieniem. Mogła wziąć sobie wolne, ale nie zdobyłaby zaufania szefa lokalu skarżąc się na mdłości. Zaciskała więc zęby i odliczała dni do zakończenia swojej ciąży czując jednocześnie wyrzuty sumienia z tego powodu. Chyba była zbyt delikatna.
Poprawka, za taką się miała, ale gdy przekroczyła drzwi sali i zobaczyła w niej Jackie, nie zrobiła niczego, co zrobiłaby każda wrażliwa dziewczyna. Nie krzyknęła, nie zaczęła jej przeklinać, nawet przy końskiej dawce hormonów nie zaczęła płakać. Po prostu zamknęła drzwi i postanowiła dołączyć do niej. Być może działo się za wiele, by zaczęła histeryzować, a być może (choć tego jeszcze nie wiedziała) odziedziczyła to wyrachowanie i chłód po swojej matce, która musiała wykonać niezły research. Nie pytała jakim cudem jej uwierzyła ani skąd wie dokładnie o tym, że są spokrewnione. Usiadła i spojrzała na nią uważnie.
Pić. W ciąży. Po chwili w duchu wręcz się zaśmiała. Planowała aborcję, płodowi nie zaszkodzi szklanka whisky przed tym jak go usunie. Złapała więc szkło i przechyliła.
- Nie interesują mnie pieniądze. Jestem… Mój partner jest lekarzem - i pewnie zabiłby ją, gdyby do niego dotarło, że kelneruje w tym miejscu, ale teraz to nie miało znaczenia. Zaczęła właściwie od tej najprostszej kwestii, bo wiedziała, że cała reszta będzie dość trudna do poruszenia, zwłaszcza że ostatnie spotkanie nie poszło im jak najlepiej.
Rozgościła się jednak korzystając z faktu obiecanej przerwy i przykuła wzrok do kobiety, która ją urodziła.
- Dlaczego nie usunęłaś ciąży? Skoro wiedziałaś, że mnie nie wychowasz, dlaczego zwyczajnie nie dałaś sobie spokoju? -jak ja, aż cisnęło się jej na usta, ale nie były aż tak blisko, by się sobie zwierzać. - Oczekuję jedynie kilku odpowiedzi. Mam rodzinę, ty masz życie, w którym mnie nie chciałaś, więc po prostu to wyjaśnij i możemy czasami wypić dobre whisky - wskazała na szklankę. Nie powinna jej opróżniać mimo wszystko, ale jak znieść na trzeźwo taką matkę?

Jackie McQueen
spec. od zarządzania kryzysowego / właścicielka — Riley Hotel
47 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Kryzys to mój pomysł.
~ ~ ~ ~ ~
I say crazy shit all the time
Tak jak poprzednio uważnie obserwowała Desiree. Przenikliwym wzrokiem zwracała uwagę na wszystko co robiła. To w jaki sposób usiadła, chwyciła za szklankę, wypiła drinka i zastanawiała się nad kolejnymi słowami, którymi uraczy mamuśkę. To określenie bawiło Jackie. Nigdy nie czuła się matką. Nawet, kiedy wychowywała swoje drugie dziecko nie było w tym niczego, czym mogłaby się napawać i radować. Rodzicielstwo nie było dla wszystkich, nawet jeśli miało się ułożone spokojne życie, które przed laty prowadziła zanim zajęła się gaszeniem pożarów w życiach uprzywilejowanych.
Rozbawiła ją wzmianka o mężu lekarzu. Nie zaśmiała się, a jedynie uniosła jeden kącik wargi i zostawiła komentarze dla siebie. Lekarze nie byli milionerami chyba, że stać ich na prywatną klinikę i trzepanie hajsów na boku. Taki układ jednak wymagał czasu aby dorobić się zacnej sumy a z tego, co się zorientowała mąż Desi nie był prykiem po sześćdziesiątce.
Prychnęła i wyjęła z torebki papierośnicę.
- Wy dzieciaki żyjecie w czasach, w których wszystko jest dostępne i myślicie, że zawsze tak było. – Pokręciła głową z niedowierzaniem, że Desi uważająca się za lekarza pytała ją o takie rzeczy. Dostępność wszystkiego i wyższa jakość życia społeczeństwa sprawiła, że ludzie stali się wygodni uważając, że kiedyś też było łatwo.
Czemu nie zrobiłaś aborcji? Czemu nie zgłosiłaś, że szef cię molestował? Czemu nie doniosłaś na agresywnego ojca? Czemu nie nosiłaś aparatu ortodontycznego?
Bo kiedyś nie było to proste i tak samo dostępne jak teraz.
- Miałam siedemnaście lat. – Na potencjalną aborcje byłaby potrzebna zgoda rodziców oraz pieniądze, których nie miała, ale o tym nawet nikt nie myślał bo: - A jak wiesz, a raczej powinnaś wiedzieć jako pani doktor, aborcja w tym kraju była nielegalna do 1998 roku. Miałam sobie wsadzić druciany wieszać i przy okazji się zabić? - Znów pokręciła głową jak poprzednio odznaczając się stoickim spokojem. Ton głosu miała opanowany i luźny, jakby wcale nie rozprawiały o możliwym zabójstwie płodu zwanego teraz Desiree.
Znów pokręciła głową i odpaliła wyciągniętego z papierosa. Zaciągnęła się mocnym tytoniem zastanawiając się przez chwilę co należało zdradzić a co lepiej zachować dla siebie.
- Urodziłam się w bogobojnej rodzinie. Ciąża niepełnoletniej córki nie była im na rękę. – Nie zagłębiała się w opis swojej familii. Nie uważała tego za coś istotnego, co wpłynęłoby na życie blondynki. Wręcz przeciwnie – dodatkowo by się dziewucha wyniszczyła i po co? – Wysłali mnie do klasztoru, gdzie modlące się dniami i nocami siostrzyczki czuwały nad mą zbłąkaną duszą aż do dnia porodu. – Zrobiła kolejną pauzę aby znów zaciągnąć cię papierosem. – Nie widziałam cię.; bo to faktycznie była jej córka. Wyszła z niej i zapewne powinna poczuć jakąś więź, ale nie umiała. Żadne dziecko nie budziło w niej matczynego instynktu. – Siostry zakonne od razu cię zabrały i przekazały dalej. – Do sióstr w innym mieście a te pewnie załatwiły adopcję. Chyba, bo tej części historii Jackie nie znała.
To tyle. Cała wielka tajemnicza historia z życia Jaqueline McQueen. Gdyby ktoś zapytał, czy to prawda od razu zaprzeczy. Nikomu o tym nie opowiadała i jak widać miała namiastkę sumienia (albo po prostu była kulturalna), skoro zdecydowała się powiedzieć o tym Desi.
- Ten twój mąż – podjęła temat, bo skoro młoda dała sobie prawo do zadawania pytań, to Jackie również je posiadała. – Z gęby straszny szczur. Czy wie, że tutaj pracujesz? – Niby porządny lekarz a pozwalał żonie kelnerzyć w takiej spelunie? Coś tutaj nie pasowało.

Desiree Riseborough
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Czuła się przez nią oceniana i nie było to dobre uczucie. W końcu już kiedyś zderzyła się z opinią swoich niebiologicznych rodziców i nie była ona zbyt pozytywna. Tak przynajmniej sobie przez lata wmawiała Desi, bo wiedziała, że mentalność ofiary od zawsze każe szukać winy w samą sobie. Potem przyszedł James i znowu zabawa rozpoczęła się na nowo. Najwyraźniej nawet własna matka widziała w niej jakąś niedoświadczoną trzpiotkę, która nie zna życia.
Zacisnęła wargi i zmusiła się do tego, by nie przewrócić oczami w jej obecności. Nie, gdy tak po prostu siedziały naprzeciwko siebie i mierzyły się spojrzeniami.
- Nie jestem dzieciakiem. Mam trzydzieści lat… jakbyś zapomniała - odpowiedziała spokojnie. Poza tym była jeszcze lekarzem i wiedziała co nieco o historii terminacji ciąż. Przede wszystkim zaś sama właśnie stawała przed wyborem i wprawdzie już podjęli decyzję z Flannem, ale nie przyszła ona łatwo. Może i czasy były inne, ale i ona znajdowała się w kiepskiej sytuacji ze względu na swojego partnera. Nie oceniała, zresztą, wyboru Jackie, zwłaszcza że dotyczył on jej samej.
- Jako pani doktor wiem też, że na terenie całej Australii działały za to nielegalne kliniki - prychnęła więc i chyba wówczas zrozumiała, że jej stosunki z matką mogą być lekko napięte. Cóż, z wcześniejszą nie istniały praktycznie wcale, więc mogła stwierdzić, że poczyniła progres w tym temacie. Jeszcze trochę, a przejdą do typowego pyskowania jak u nastolatki.
- Szczerze niewiele by mnie to obchodziło, gdybyś się zabiła. Byłabym wtedy martwa - zauważyła cierpko. Desiree nie była z gatunku tych beznadziejnych romantyczek i idealistek, które wielbią swoje życie. Ba, przez ostatnie lata jednak częściej myślała o samobójstwie i choć od pewnego czasu była zakochana to i tak teraz nie zamierzała rozczulać się nad faktem, że mogła nie istnieć. Podchodziła do tego zupełnie racjonalnie i teraz też równie z rozwagą postanowiła przestać pyskować, bo przecież pragnęła poznać historię Jackie.
Zakonnice… O cholera, to nie działo się naprawdę.
- Czyli po prostu urodziłaś i przekazałaś mnie dalej. Dziękuję - dodała i poczuła dopiero jak to było absurdalne. Tak właściwie za co jej miała dziękować? Za to, że jednak zdecydowała się na poród czy dlatego, że ją przekazała dalej? A może za to, że teraz jakimś cudem weszła do jej życia, choć Desi wcale jej nie wyczekiwała? Nie po tym jak ostatnio ją potraktowała. Najwyraźniej jednak obie utkwiły w tej dziwnej relacji i teraz przyszedł czas na wachlarz pytań osobistych.
Tym razem nie zawahała się przed przewróceniem oczami.
- To nie jest mój mąż. Nigdy nim nie był i nigdy nie zostanie - zaznaczyła i już miała przejść do punktu drugiego, czyli faktu jak ten szanowny pan doktor radzi sobie z tym, że jego dziewczyna roznosi drinki, ale coś jej nie pasowało. Objawienie przyszło od razu i sprawiło, że Riseborough aż się zapowietrzyła.
- Skąd ty wiesz jak James wygląda? Śledzisz mnie?! - i pal licho ten śmieszny doktorzyna do którego nie miała za grosz szacunku, ale spotykała się z Flannem i ten aspekt wolała zachować dla siebie. Z tego też powodu czekała na jej odpowiedź i nie zamierzała udzielać jej żadnych, dodatkowych informacji póki nie dowie się skąd ona o wszystkim wiedziała.
Dlaczego miała w życiu takiego pecha i musiały trafić się jej aż tak popieprzone matki? Co się stało z instytucją kobiety, która piecze ciasteczka i niedelikatnie wypytuje o wnuki?

Jackie McQueen
spec. od zarządzania kryzysowego / właścicielka — Riley Hotel
47 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Kryzys to mój pomysł.
~ ~ ~ ~ ~
I say crazy shit all the time
W pewnym momencie swego życia McQueen zrozumiała, że przed nikim nie będzie się tłumaczyć. Spodziewała się też, że nie tego oczekiwała Desi. Może gdzieś tam w głębi swej młodej duszy pragnęła emocjonalnych wynurzeń, ale Jackie taka nie była. Nie otwierała się i nie wywlekała na wierzch tego, co być może gdzieś pod wątrobą czuła. Nie będzie więc wnikać w szczegóły życia ze swoją rodziną, mówić o tym, że jako siedemnastolatka nie miała prawa głosu i że nie było jej stać na nielegalną aborcję, która okazała się kolejną „super metodą na pozbycie się dziecka” i znów w ustach młodej wydawało się to takie – cud malina proste. Ot, pójść i się zeskrobać. Tak, jakby nie dostrzegała wielu czynników przemawiających za trudnościami, z którymi w tamtych czasach borykała się siedemnastolatka.
Mogłaś zrobić to albo tamto. Mogłaś przeciwstawić się rodzicom, uciec z domu, dawać dupy na ulicy aby za ten hajs pójść na nielegalny zabieg i być może wykrwawić się, bo lekarz od aborcji to były mechanik samochody, który po prostu wiedział jak do pochwy wsadzić drut.
Cud malina proste.
Nawet śmierć w ustach Desi brzmiała na łatwą, co jak zwykle Jackie przyjęła ze spokojem. Nie przejęła się życzeniem jej śmierci. Wiele ludzi by tego chciało nie ważne czy w teraźniejszości czy kiedyś. Tylko, że niewiele ją to obchodziło i z całej wypowiedzi wyłapała tylko to, że sama zainteresowana byłaby martwa, jakby tego chciała. Ba, pragnęła, bo przecież śmierć
Czyli po prostu urodziłaś i przekazałaś mnie dalej.
Znów to upraszczanie, jakby wszystko było łatwe. Jakby w tamtym czasie Jackie nie zmagała się z niczym i nie miała emocji. Mogła. Żałowała, że jeszcze wtedy do tego nie dojrzała, ale nie będzie rozbijać na drobny mak interpretacji młodej lekarki. Tak, to była tylko i wyłącznie jej własna interpretacja tego, czego Jackie nie powiedziała, bo wcale nic nie działo się tak po prostu.
- W takim razie, jego majątek w żadnej części nie jest twój. – Wcześniej kobieta tak pewnie mówiła o pieniądzach posiadanych przez partnera, że Jackie była skłonna uwierzyć w związek małżeński i oficjalne 50%. Teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej a ta cała pewność siebie, co do hajsów „drugiej połówki” była bezwartościowa.
- Nie śledzę – odpowiedziała znów zaciągając się papierosem, co dało parę sekund przerwy między wypowiedzią. – To tylko research. Taki sam, jaki musiała zrobić, żeby mnie odnaleźć. – Nie do końca taki sam, ale na pewno nie śledziła Desi. Nie w pełnoprawnym tego słowa znaczeniu. Wiedziała, jak wyglądał James i gdzie pracowała młoda, ale nie zamierzała posyłać ludzi, żeby ci obserwowali ją 24/7. Jeszcze nie.
- Złości cię to? – zapytała wprost na temat swojego działania (tego faktycznego i którego jeszcze nie dokonała. Oparła się wygodniej uprzednio gasząc niedopałek w popielniczce i chwytając szklankę z whisky.
Cierpliwie czekała na odpowiedź i kiedy padły pewne słowa (związane z pytaniem albo i nie) postanowiła zahaczyć o jeszcze jeden temat.
- Powiedziałaś ostatnio, że „nie takiej matki potrzebujesz”. Nie przyszłaś do mnie bez powodu, prawda? – Zakładając, że kogoś potrzebowała, ale akurat nie Jackie i nie ma co się dziwić. – Czego szukałaś? – A raczej kogo i na co ten ktoś byłby jej potrzeby? Do czego była jej potrzebna odpowiednia matka? - Co się dzieje? - dodała od razu łącząc oba te pytania. Ani na chwilę nie oderwała wzroku od rozmówczyni, ale na pewno nie była to terapia, które kiedyś prowadziła. Tamte czasy minęły i nie chciała do nich wracać.

Desiree Riseborough
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Trudno było powiedzieć czy czegokolwiek oczekiwała. Tak naprawdę przecież wyrosła już z baśni, w których zamiast macochy pojawia się prawdziwa matka i otacza królewnę swoją opieką. Wręcz przeciwnie, gdyby zebrała dotychczasowe doświadczenia ze swojego życia to śmiałaby przypuszczać, że pojawienie się jej rodzicielki zwiastuje same kłopoty. Nie była aż tak idealistycznie nastawiona do świata, by wierzyć w jakąś kosmiczną więź, bo może i biologicznie były ze sobą zżyte, ale hormony po urodzeniu dziecka zanikały tak szybko, że bez utworzonej potem relacji... były dla siebie absolutnie obce.
Z tego też powodu w jej wypowiedziach pojawiała się ironia oraz absolutny dystans, tak niecodzienny w jej wykonaniu. W końcu uwielbiała swojego brata, a Flanna tak po prostu wpuściła do swojego życia zawierzając mu w tym, że kiedyś porzuci żonę i staną się rodziną. W przypadku rodzonej matki dochodził do głosu jeszcze żal, bo mimo wszystko trudno było jej przełknąć fakt, że zwyczajnie ją kiedyś zostawiła. Okoliczności łagodzących była cała masa, owszem, ale nie czuła, żeby Jackie kiedykolwiek żałowała tego wszystkiego.
To sprawiało, że nie mogła usiedzieć spokojnie, a krew (pewnie odziedziczyła po niej temperament) burzyła się w niej, choć miała wrażenie, że tak naprawdę przepływa przez nią ciekły lód. A może dlatego, że tak zachłannie piła drinka usiłując to sobie wszystko przyswoić.
Wiedziała, że tego typu oswojenie to całkiem długi proces i że nie załatwią tego jedną rozmową, nawet jeśli kobieta (nie była w stanie nazwać ją matką) tego by chciała. Obie jednak miały nie dostać tego czego pragnęły. Jackie pewnie chciałaby spokoju, a Desi powrotu do czasów, gdy to Dillon był jej jedyną rodziną.
Skoro jednak takie rozwiązanie nie wchodziło w grę to musiały postarać się przynajmniej o jakieś pozory, choć te sprawiały, że Desiree cierpła skóra. A może to kwestia tego, że znowu padał temat Jamesa, którego się tak bardzo bała?
- Nie interesuje mnie to zbytnio. Nie potrzebuję j e g o pieniędzy - zauważyła cicho, ale nie zamierzała jeszcze zaplatać warkoczyków i dzielić się z matką historią o tym jak zakochała się w bogatym i mądrym malarzu. Bardziej była ciekawa na czym ten research polegał i jak daleko sięgał, bo z ich dwójki to Jackie miała bardziej nieograniczone środki i to ją przerażało.
- Śledziłaś mnie i badałaś. To nie jest tak, że mam z nim gdziekolwiek jakieś zdjęcia - zauważyła z niechęcią, bo przecież odkąd ich syn zginął stali się praktycznie niewidzialni w socjalach. Skoro więc jakimś cudem jej matka dokopała się takich informacji to musiała grzebać w jej życiorysie na potęgę. Oczywiście, że ją to złościło jak wszystko co dotyczyło jej partnera.
Mimowolnie potarła palcem nadgarstek, wyjątkowo kruchy po ostatnim złamaniu.
- Zawsze mogłabyś mnie zapytać, skoro byłaś ciekawa. Do mojego romansu też się dokopałaś? - pytała, żeby zminimalizować straty. Jakoś nie wyobrażała sobie spotkania kobiety z Flannem.
Skoro jednak zapytała to uczciwym byłoby odpowiedzenie jej na jedno z tych pytań dlaczego teraz. Tyle, że Desiree nie do końca wiedziała który bodziec pojawił się pierwszy. Podejrzewała jednak, że gdyby nie ta pieprzona ciąża to pewnie nigdy nie powiedziałaby jej prawdy.
-Umówiłam się na aborcję - rzuciła więc równie nonszalancko jak wcześniej. Jackie musiała się przyzwyczaić do jej rezerwy i faktu, że prawdziwe tragedie chowała głęboko w sobie. - Myślałam, że dowiem się czegoś co odwiedzie mnie od tej decyzji, ale chyba jest wręcz przeciwnie - pozwoliła sobie na delikatny uśmiech na myśl o tym, że i ona mogłaby siedzieć za kilkadziesiąt lat ze swoją córką i tłumaczyć jej, że jej nie chciała.

Jackie McQueen
spec. od zarządzania kryzysowego / właścicielka — Riley Hotel
47 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Kryzys to mój pomysł.
~ ~ ~ ~ ~
I say crazy shit all the time
Nie zamierzała odpowiadać na temat zdobycia zdjęć partnera młodej kobiety. Szczerze Jackie nie wnikała w sposoby swoich pracowników. Posiadała jednak fotografię faceta, która wyglądała bardziej jak robiona do strony szpitala, medycznego portalu albo forum, na którym pacjenci oceniali specjalistów. Wystarczyło przecież wpisać imię i nazwisko partnerka Desiree a jedno zdjęcie na pewno się znajdzie zwłaszcza, że był lekarzem a nie kasjerem w Żabce.
Opuściła spojrzenie na pocierany przez blondynkę nadgarstek i znów je uniosła zaczynając się nudzić tą rozmową. Sięgnęła po szklankę z alkoholem i upiła nieduży łyk zastanawiając się, czy zamówić to konkretne whisky do hotelu. Lubiła odmianę, bo była koneserką i nie piła po to aby się upić tylko, żeby się delektować.
Musiała mieć jasny i klarowny umysł. Chwila nieuwagi a skończy w piachu.
- Sama przed chwilą mi o nim powiedziałaś. – Czy aż tak bardzo interesowało ją życie Riseborough? Nie. Być może było to jeszcze nie albo nie na stałe. Ciężko powiedzieć. Jackie niczego nie wykluczała, bo czasami wystarczyła chwila aby uznała, że jednak chciałaby coś zrobić. Podobnie było z informacjami na temat Desi. Na początku zamierzała ją zignorować i dobrze jej to szło, ale pewnego dnia pojawiła się myśl, której wyszła naprzeciw, bo nie była z tych co duszą w sobie pewne potrzeby (a to na swój sposób stało się potrzebą posiadania informacji o córce.). – To twoja sprawa z kim się bzykasz. – Nie oceniała ani nie wnikała w romanse. Sama nie była święta i przede wszystkim nie akceptowała koncepcji bycia czyjąś na własność. Jedno małżeństwo miała za sobą i to wystarczyło. Teraz była wolnym duchem, czym z rozkoszą się napawała.
Zmierzały jednak do tego co najbardziej ciekawiło Jackie. Do tego, co determinowało człowieka - nie jej córkę a ludzką jednostkę – do poszukiwania czegoś, co nazywano matką, a którą ona sama nie była na tyle aby zaspokoić potrzeby drugiej strony. Nie postrzegała tego jako możliwości bliskiej relacji a bardziej jak przypadek naukowy, któremu można się przyjrzeć, zbadać, wysnuć wnioski i pójść dalej.
- Czyli próbujesz przekierować odpowiedzialność za swoje postępowanie na przeszłość, o której się dowiedziałaś. – W bardzo dużym skrócie. – Nie zaprzeczaj. To nic nowego. Tak już działa człowiek. – Każdy, bez wyjątku, więc słowa McQueen w żadnym stopniu nie były przytykiem w kierunku Desiree. Nawet głos starszej kobiety odrobinę się zmienił. Nie był już tak zimny, ale nadal spokojny i autorytarny (jak to kiedyś czasami robiła na terapiach). – Wiedząc to co wiesz, kiedy nagle pożałujesz swojej decyzji, będziesz mogła zrzucić winę na mnie. Gdyby jednak okazało się, że jakimś sposobem byłabym kimś, kto odwiódłby cię od tego czynu, to kiedy widząc dziecko nie poczujesz do niego miłości, również będziesz mogła obwiniać mnie. – Lub swoją przeszłość, której częścią była Jackie. – W obu przypadkach odciążasz się od pełnej odpowiedzialności. – Nie bierze jej całej a tylko część. – Tylko, że ty już podjęłaś decyzję. Umówiłaś się na wizytę i już nic tego nie zmieni. Zrobisz to, więc weź na siebie pełną odpowiedzialność i żyj z przekonaniem, że to najlepsza dla ciebie decyzja, bo inaczej oszalejesz. – Od poczucia winy, żalu i reszty emocjonalnego szajsu.
Dała dziewczynie chwilę na przetworzenie tych słów lub ewentualne skierowanie się ku wyjściu, bo to wie czy jej teraz nie wkurzyła. Jackie nie miałaby z tym problemu.
Powiedziałaś komuś o tym? - O ciąży i planowanej aborcji.

Desiree Riseborough
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Gdyby jeszcze chodziło o kogoś innego to miałaby do tego obojętny stosunek. Już przywykła, że jej matka (to słowo dziwnie brzmiało, jeśli chodzi o Jackie) nie była jedną z tych stereotypowych, które w fartuszku pieką kolejne porcje ciasteczek. Przez lata Desiree właśnie o takiej osobie w swoim życiu marzyła i snuła te fantazje razem z Dillonem. Koniec końców jednak nauczyli się sami sobie sprawiać takie niespodzianki i wówczas zrozumiała, że nie ma co oczekiwać od innych tego czego pragnie się dostać samemu.
Nauczona tym doświadczeniem nie powinna oczekiwać od blondynki wachlarzu tradycyjnych, matczynych zachowań. Poza tym grzebanie w przeszłości miało to do siebie, że mogło jedynie bardzo rozczarować, więc nie powinna wdawać się z nią w jakąkolwiek dyskusję. Na temat Jamesa, który był przemocowcem i ustawiał ją w szeregu dla swojej własnej satysfakcji. Ani na temat Flanna, który nieświadomie, ale uratował ją przed samobójstwem.
Spojrzała na nią zimno, gdy usłyszała komentarz na temat swojego chłopaka.
- W twoich ustach to wszystko brzmi cholernie brudno - zauważyła, bo przecież może i miała romans, ale już był daleki on od zwykłego bzykania się. Planowali wspólną przyszłość, rozmawiali o jego rozwodzie i przede wszystkim decydowali się na aborcję razem. - Dawno nie widziałam kogoś tak zgorzkniałego - zauważyła z przekąsem, ale zgodnie z jej sugestią postanowiła ją posłuchać.
Z każdą chwilą jednak narastał w niej bunt i choć Desiree była osobą racjonalną i nie ulegała ona podszeptom swojego temperamentu, teraz miała ochotę zaśmiać się gardłowo ze słów, które padły.
- Nie, nie rozumiesz. Oczywiście, że kochałabym to dziecko, tak jak moje poprzednie. Nie jestem jakimś pieprzonym cyborgiem bez uczuć, który obwiniałby je za to, że się urodziło. To moja decyzja i gdybym ją podjęła to byłabym najlepszą z matek. Byłabym pieprzonym supermanem, jeśli chodzi o macierzyństwo - przechyliła szklaneczkę i opróżniła ją do dna. Tak, musiała już podjąć decyzję, bo nie wahała się przed alkoholem, a przecież zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo szkodzi on dziecku w każdym etapie jego rozwoju. - Tylko właśnie strata poprzedniego mnie zabiła. Nie potrafię zaufać sobie i wierzyć, że tym razem będzie dobrze. Niezależnie od tego czy musiałabym poświęcić karierę czy ten związek to wiem, że byłabym jakąś przewrażliwioną idiotką, która płacze nad rozbitym kolanem. A co do aborcji to jestem lekarzem i dla mnie to tylko zabieg. Nie wierzę w to, że tam jest już życie, bo to dla mnie zaczyna się od narodzin, więc to nadal moje osiem miesięcy - wyjaśniła nieco szorstko, ale wiedziała, że nie jest w stanie powstrzymać gniewu, który nią targał. Zawsze chciała mieć rodzinę, to nie było jakieś skomplikowane marzenie, ale najpierw trafili się jej rodzice z piekła rodem, potem James, a teraz zaczynała swoją love story od skrobanki, bo nie była pewna co będzie dalej.
Absolutnie cudownie.
Spojrzała na nią i westchnęła.
- Flann. To z nim przedyskutowałam wszystkie opcje - nie zamierzał jej do niczego zmuszać, a i tak w tym momencie była również zła na niego. To chyba te pieprzone hormony zamieniały ją w jakiegoś potwora. - Plus miałam kiedyś brata, ale okazuje się, że żadne więzy krwi nas nie łączą - o czym oczywiście Dillonowi nie wspomniała, bo jednak nie była w stanie wziąć odpowiedzialności za to jak ten weteran zareaguje.

Jackie McQueen
spec. od zarządzania kryzysowego / właścicielka — Riley Hotel
47 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Kryzys to mój pomysł.
~ ~ ~ ~ ~
I say crazy shit all the time
Czemu Desiree ciągle powtarzała, że była lekarzem? Czy aż tak bardzo potrzebowała to podkreślać, żeby poczuć się lepiej w niespodziewanej sytuacji, w której się znalazła? Jackie to bolało, a raczej jej uszy, które miały dość powtarzania tego samego. Można mówić o swoich przemyśleniach bez ciągłego przywoływania tego samego (w tym przypadku zawodu). Jeszcze raz a McQueen puści pawia tylko, że ona nie rzygała. Cholera wie, czy serio nie było cyborgiem. Wiele osób pewnie myślało, że nawet nie srała, jak władcy Korei Północnej z dynastii Kim, którzy wmawiali to obywatelom uważającym go za boga albo chociaż pół boga a ci przecież nie siadali na kiblu.
Jak powiedziała wcześniej – młoda już podjęła decyzję – i nie zamierzała znów o tym wspominać. Powiedziała swoje, wysłuchała jako tako i zamknęła temat, bo nic więcej nie miała do dodania. Nie będzie przekonywać Desiree do żadnej decyzji ani nie da złotych rad. W kwestii macierzyństwa była słabym przykładem. Wcale nie na podstawie tego, że swoje pierworodne oddała do adopcji, ale przez urodzenie drugiego, którego nie potrafiła pokochać a do czego na siłę zmuszał ją ex mąż.
Macierzyństwo nie było dla niej.
Miłość nie była dla niej.
Nigdy tak naprawdę nie była zakochana, choć wiele razy to sobie wmawiała, żeby wreszcie być jak inni ludzie.
Tylko, że nie była jak inni, z czym pogodziła się dopiero dziesięć lat temu. Ogromnie żałowała, że stało się to tak późno, ale lepiej wtedy niż wcale.
Flann; znała jednego Flanna. Nie mogła mieć pewności, czy to ten sam i choć przez ułamek sekundy zapragnęła to sprawdzić szybko uznała, że nie ma co sobie zawracać głowy. Nie jej dziecko (a raczej wnuk khe khe) nie jej sprawa. Przynajmniej nie teraz. Może za parę dni poczuje wenę i się tym zainteresuje, ale na razie miała lepsze rzeczy do roboty.
- Szybko skreślasz ludzi. – Może to i dobrze, że Desiree nie urodzi tego dziecka? Pomimo zapewnień, że byłaby super mamą coś za łatwo skreślała brata, z którym się wychowywała i znała całe życie. Bo co? Bo dowiedziała się, że jej rodzice nie są tymi biologicznymi? Czy naprawdę to coś zmieniało? - Chyba jednak masz coś po mnie. – Prychnęła delikatnie unosząc kącik warg. – Jak sama zauważyłaś, nie dam ci typowo rodzicielskiej miłości. Możesz też niczego ode mnie nie chcieć. – Jak sama Desii wspomniała, w co Jackie chciałaby wierzyć, ale wiedziała jacy byli ludzie. – Jednak jeśli będziesz czegoś potrzebować – czegokolwiek – możesz się do mnie zgłosić. Nie myśl, że to próba kupienia miłości czy odkupienia win. – Za decyzję, którą kiedyś podjęła. – Uznaj to za nietypową transakcję. Kiedyś coś ci odebrałam – Życie, którego nie uzyskała u boku biologicznej matki, a które zdaniem McQeen wcale nie byłoby takie dobre. – więc teraz coś ci podaruje. – Tak właśnie Jackie postrzegała świat, lecz w tej konkretnej transakcji niczego nie zyskiwała i niczego nie oczekiwała. Nie wykluczone jednak, że jej się odmieni i będzie chciała coś z tego mieć. Z tą kobietą nigdy nic nie wiadomo.

Desiree Riseborough
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Być może faktycznie Desiree skupiała uwagę na jednej rzeczy, której była pewna. Wprawdzie wokół wszystko co wierzyła, rozsypywało się w drobny guz, ale raz złożonej przysięgi Hipokratesa nie mógł jej nikt odebrać. Ani psychiczny i znęcający się nad nią partner, który swojego czasu zmusił ją do odejścia ze szpitala, ani pojawiająca się znienacka matka, która dezorganizowała jej życie swoją obecnością. Tylko ten dyplom wydawał się jej ostoją w świecie, gdzie nagle była w ciąży z kochankiem i oczekiwała od niego wiadomości o rozwodzie.
To zupełnie nie było w jej stylu i pewnie dlatego musiała zachowywać się zbyt irracjonalnie. Nie zamierzała jednak przepraszać za to kobiety, która ją zwyczajnie zostawiła i co gorsza, zupełnie jej nie znała. A może nie, nie to było najgorsze w tym wszystkim, a fakt, że Jackie wcale nie paliła się do tego, by cokolwiek o niej wiedzieć. Może faktycznie potem znowu zacznie ją sprowadzać, ale nie o to jej chodziło. Raczej o naturalną chęć poznania jej i motywów, które nią kierowały.
Pewnie pogodziłaby się z tym i nawet nie przejęła tak bardzo, gdy padły słowa, które już zabolały.
- Kompletnie mnie nie znasz, jeśli tak twierdzisz - odgryzła się jej mało dojrzale, ale co ona mogła wiedzieć o jej bracie i o relacji tak silnej, że od tygodni szarpała się z tym, by wyznać mu prawdę. Dillon był jej rodziną i tylko ten fakt utrzymywał ją przy życiu i sprawiał, że miała siły dalej walczyć o tę relację, niezależnie od tego biologicznego aspektu, jaki poruszyła. Najwyraźniej jednak jej matka była mistrzynią wyciągania z ludzi tego co najgorsze i potem kierowania w ich stronę. Pomyślała, że całkiem dobrze dogadałaby się z Jamesem, a to była chyba dla niej największa zniewaga.
Chwilę mierzyła ją wzrokiem, a potem odetchnęła lekko i spojrzała na nią.
- Dillon jest dla mnie najważniejszy, nawet jeśli biologicznie nie jest ze mną spokrewniony. Ty jesteś i czasami mam ochotę cię uderzyć, ale nie powinnam, prawda? - zakończyła i drinka, który sprawił, że zachwiała się lekko. Będzie miała sporo do tłumaczenia swojemu chłopakowi, który w końcu przecież musiał poznać prawdę. Szkoda, że nie wiedziała jak bardzo to wszystko jest ze sobą powiązane.
Na razie jednak pozostawała uroczo nieświadoma i na dodatek rozbawiona, gdy McQueen stwierdziła, że mogą dobić targu i wyrównać rachunki z trzydziestu lat. Co mogłaby jej dać, by wynagrodzić swoją nieobecność? Zapewne trzydzieści lat bycia matką i być może babcią, ale skoro to nie mieściło się w jej głowie to…
Zaśmiała się całkiem dobrze.
- Co, Jackie? Co możesz mi podarować? Pieniądze? Nie potrzebuję ich. Znajomości? Dobrze wiesz, że chcę stąd uciec. Nie możesz mi dać NICZEGO, czego bym nie miała, więc proszę cię tylko o milczenie. Nie chcę, by mój brat dowiedział się od ciebie, że jesteśmy spokrewnione - i musiała przyznać, że nic nie zabolało jej bardziej niż słowa, że może jest do niej podobna. Czy faktycznie była? Czy ta cała aborcja czyniła z niej tak bezuczuciowego potwora, jakim najwyraźniej była jej matka?
Te rewelacje sprawiły, że nawet mdłości zaczęły się nasilać, ale przecież to była tylko ciąża. Na dodatek stan, który wkrótce miał stać się przeszłością.

Jackie McQueen
ODPOWIEDZ