malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Było coś w Julii Crane na tyle egoistycznego, że powiązała huragany, ulewy i koniec świata ze swoim powrotem do Lorne Bay z Europy. Jeszcze nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia dla swojej śmiałej tezy, ale skoro wszystko musiało się malowniczo spieprzyć to i pogoda postanowiła iść za przykładem. Było więc ponuro, ciemno, chwilami niebezpiecznie, a jej żywiołem był ogień, nie woda, więc najchętniej nie wychylałaby nosa z farmy swojego przyjaciela. Tyle, że w tym sterylnym domu, gdzie nawet jego żona pełniła rolę bibelotu i ubierała się stosownie do mebli, stojących w salonie, wariowała.
Nie było w tym ani grama przesady. Zwyczajnie Flann porzucał jej towarzystwo na rzecz swojego romansu, a ona snuła się z kąta w kąt czując, że nawet w pracowni (którą sobie bezczelnie przywłaszczyła) nie odnajduje już dawnej siebie. Wystawa, zresztą, była już o krok od ukończenia i pozostały same formalności, które spędzały jej sen z powiek. Z tego też powodu nie śpieszyła się ani trochę z tym przykrym obowiązkiem stwierdzając, że nawet obserwowanie kropli deszczu za oknem jest weselszym zajęciem od zamawiania cateringu czy kwiatów. Miała trochę przez to przebitki z własnego ślubu, co sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej. Można było rzec, że dostosowała się w pełni do pogody tym swoim rozleniwieniem i chowaniem się w sweter. I tak trwała oczekując wiosny tej jesieni.
W okolicach trzeciego dnia jednak zrozumiała, że nie ma co liczyć, bo skoro potop trwał czterdzieści dni, a ona nie jest pieprzonym Noe to zwariuje w tym domu. Wprawdzie wcześniej już Aspen wywoływała u niej instynkty mordercze, ale obecnie już śmiało fantazjowała o znalezieniu jej głowy za gablotą (tam gdzie jej miejsce). Właśnie ta myśl sprawiła, że wreszcie założyła skórzaną kurtkę i stwierdziła, że to co lunęło z nieba, było przelotne i niedługo się rozjaśni.
Z tym optymistycznym akcentem wyciągnęła z garażu swoją yamahę i wreszcie poczuła tę upragnioną wolność. Na zewnątrz świat wydawał się mokry, absolutnie nie do życia i opustoszały, ale cholera, Australia już dawno nie pachniała deszczem tak jak teraz. Nagle ta zwykle sucha i duszna kraina parowała jak szalona, a wokół wszystko się zazieleniło. Wprawdzie nigdy nie przepadała za przyrodą, a zwierzęta przede wszystkim jadła, ale musiała się tym zachwycić. Ta feeria barw, ta woń budzącego się życia były tak uzależniające, że dociskała pedał gazu szarżując po swojemu. Zresztą, nigdy nie była zbyt ostrożna i przewidywalna. Wręcz przeciwnie, zwykle zacierała rączki mogąc przeżyć coś nowego i jak szalona pchała się przed siebie ignorując fakt, że podtopień było znacznie więcej niż przewidywała.
To był moment, jakiś okruch błota, który wkradł się pod oponę, a chwilę później czuła się jak te wszystkie bohaterki romantycznych filmów, którymi koń (mechaniczny) staje dęba i przewraca kobietę na plecy. W tym wypadku jeszcze była maszyna, która jej omal nie przygniotła i kask, dzięki któremu głowę miała całą.
Biorąc pod uwagę jej wybory miłosne czaszka mogła ulec uszkodzeniu wcześniej.
Mimo tego jednak stanęła na nogach, zdjęła kask i dopiero wówczas zobaczyła, że jej śliczne, skórzane wdzianko na motocykl zamieniło się w jedną wielką plamę błota, a yamaha wyglądała na taką, która już nie ruszy.
Cholera jasna.
Zanim pomyślała (to zdarzało się jej rzadko przed działaniem), podniosła rękę do góry widząc nadjeżdżające bmw. Z jej szczęściem trafi na jakiegoś psychopatę, który wykroi wszystkie jej narządy i porzuci ją do morza. A przecież ona tak cholernie bała się wody.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
#14

Przeklinała Dingo, że wybrał tak odludne miejsce na obgadanie bieżących tematów, związanych z przemytniczym półświatkiem. Odkąd nikczemny Świstak zaginął w tajemniczych okolicznościach po wypuszczeniu go na wolność, Mię korciło, aby w końcu złożyć wizytę w Shadow. Warren mogła się domyślać, z czym będzie się to wiązać. Znała Mię nie od dziś i wiedziała, do czego zdolna była jej była narzeczona. Sam fakt, że pojawiła się w Australii, prowadził do nieciekawych wniosków, związanych z gangowymi wojenkami. Nie potrzebowali tego w Lorne. Dopóki istniał szemrany klub, nie pozbędą się towarzystwa wątpliwej reputacji., jednak kilku wyjętych spod prawa dryblasów, to nic w porównaniu z konkurencyjnym obozem. Warren sama zaliczała się do grona rzezimieszków, ale wolała działać samodzielnie. Im mniej osób wiedziało o jej lewej robocie, w przerwie między dłubaniem przy łódkach i w drewnie, tym lepiej spała.
Pogoda nie sprzyjała długim pogawędkom. Dingo miał do załatwienia jakieś interesy w Kurandzie i uznał, że krótkie spotkanie PR’owe ku interesie swojej aktualnej pracodawczyni będzie dobrą okazją do wymiany z Warren kilku spostrzeżeń. Chciał mieć dawną koleżankę po swojej stronie. Wiedział, że stosunki Val z Mią były aktualnie bardzo napięte, jednak lepiej mieć taką szefowa, niż szalonego Grega, rozbijającego szklanki w Shadow.
Znów musiała dokonywać trudnych wyborów. Udział w neutralizowaniu Grega mógł później mocno rzutować na jej przemytniczą przyszłość oraz możliwe szantaże ze strony Mii. Nieszczególnie była tym zainteresowana. Wolałaby stopniowo przerzucić się na ciche, spokojne życie, bez wymachiwania pistoletami i pościgów na morzu. Bieżąca sytuacja związana z Joan również nie ułatwiała jej dalszego igrania z prawem. Gdyby pieprzony Vasilij nie zostawił jej na Ukrainie, jeszcze rok temu, być może wszystko wyglądałoby teraz zupełnie inaczej?
Nie ma co gdybać.
Cokolwiek postawi jej na drodze los, będzie gotowa. Nie podejrzewała jednak, że będzie to zapalona poszukiwaczka wrażeń, podejmująca nierówną walkę z warunkami pogodowymi. I to na motocyklu, nad którym przestała panować.
Czy ludzie naprawdę nie mieli co robić w domu? - pomyślała nieszczęsna kobieta po czterdziestce, jadąca zdradliwą nawierzchnią, w trakcie nieprzyjemnego wiatru i deszczu. Mimo wszystko, nie wypadało ignorować damy w opresji poszkodowanej amatorki dwóch kółek, świeżo po wywrotce. Wyglądała na przytomną i chociaż nie potrzebowała (przynajmniej na pierwszy rzut oka) pierwszej pomocy czy też resuscytacji, lepiej dokładniej rozeznać się w sytuacji.
Pokonawszy pojazdem kolejny odcinek drogi, zatrzymała się tuż obok nieznajomej, opuszczając tym samym szybę.
- Idealna pogoda na przejażdżkę, nie? - ciężko powiedzieć czy Val ironizowała czy mówiła całkiem poważnie. W każdym razie, zainteresowała się tematem, jak na przykładnego obywatela przystało.
Czuła, że już gdzieś widziała tę twarz. Korciło ją pytanie w stylu „czy my się skądś nie znamy?”, ale to byłaby przesada. Powinna na samym początku upewnić się, że kobiecie nic nie jest, a nie zasypywać ją jakimiś domysłami z przeszłości, sugerującymi wspólne igranie z prawem, albo obściskiwanie w zacienionym, klubowym kącie. Biorąc pod uwagę ten drugi wariant, raczej by ją zapamiętała. Na pewno.
- Wszystko w porządku? - a jednak, zadała to jakże oklepane pytanie, chcąc być pomocną. Karma wraca, o czym wiele razy wspominała jej ciotka o szamańskich ciągotach.
Ze współczuciem spojrzała na przewróconą maszynę, której nie szło raczej podnieść w konwencjonalny sposób. Cud, że jej własne BMW dzielnie walczyło z niesprzyjającymi warunkami, nie protestując ani razu przy nieco wyższym poziomie opadów i zbłąkanych gałęziach, leżących na ulicach.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Powinna sobie raz, a porządnie wybić z głowy takie przygody, zwłaszcza że zwykle kończyły się dla niej dość tragicznie. Nigdy jednak nie była typem, który grzecznie siedzi na tyłku i zajmuje się szydełkowaniem. Na samą myśl o takim zajęciu przechodziły ją, zresztą, ciarki. Mimo wszystko na pewno dałoby się znaleźć coś pomiędzy. Coś co dawałoby jej adrenalinę, ale jednocześnie nie narażałoby ją na śmierć na bezludnych bezdrożach.
Gdyby była fanką filmów katastroficznych to wiedziałaby, że tak zaczynają się wszystkie złe historie, obejmujące kanibali albo przestępców. Nigdy jednak nie zaprzątała sobie głowy ostrzeżeniami, płynącymi ze srebrnego ekranu i pewnie dlatego nie wahała się długo przed poproszeniem o pomoc kierowcy BMW. Musiała jednak przyznać, że spodziewała się raczej w roli właściciela jakiegoś chłopaczka po dwudziestce, który chce zaszpanować sportową bryką. Od zawsze tak kojarzyli się jej właściciele tego modelu samochodu i choć było to krzywdzące i stereotypowe, nie mogła się powstrzymać.
Dzięki temu (a raczej przez to) ułożyła sobie skrupulatnie w głowie jak go oczaruje swoim niewątpliwym pięknem (przyozdobionym błotem z każdej strony) i zmusi do holowania swojego motocyklu gdzieś, gdzie otrzyma przyzwoitą pomoc. Potem oczywiście obieca temu studentowi, że pójdą na randkę i ostatecznie, gdy będzie przystojny, zaoferuje mu swoją pomocną dłoń w wiadomym celu.
Tak sobie beztrosko deliberowała kompletnie nie wiedząc, kogo przyjdzie jej zastać. Pierwszym znakiem ostrzegawczym był fakt, że kierowca nie wysiadł z samochodu. W jej wyobrażeniach tego typu chłopiec paliłby się do pomocy nieznajomej, a tu jednak wkraczała dziwna ostrożność… która jasno sugerowała, że właścicielem BMW jest kobieta.
Trudno było stwierdzić czy była tym faktem zawiedziona. W końcu czuła się znacznie bardziej bezpiecznie w towarzystwie przedstawicielki płci żeńskiej, ale w tym wypadku Julia Crane nie ulegała stereotypom i wierzyła, że kobiety mogą okazać się bardziej groźne niż jakikolwiek facet.
Zwłaszcza, że nawet przelotne spojrzenie na kierowczynię sprawiło, że dziewczyna poczuła dziwne deja vu, co było niespotykane u niej. Rzadko miewała przelotne znajomości, a jeśli już to opierały się one na seksie. Ta kobieta jednak wydała się jej znajoma i była przekonana, że widziała ją gdzieś w ubraniu, więc wykluczyła szybki numerek w ramach zapoznania. Tu chodziło o coś więcej i jej intuicja podpowiadała jej, że niekoniecznie było to coś dobrego.
Postanowiła jednak na chwilę postarać się ją zignorować i skupić na przetrwaniu. W końcu ta kobieta mogła być ostatnią deską ratunku, więc nie warto było ulegać jakimś podszeptom paniki.
- Zamarzyła mi się powtórka z klimatu Bronte. Najwyraźniej jednak oni mieli nie bez powodu konie - odpowiedziała nieco zaczepnie, bo była z gatunku ludzi, którzy faktycznie wyczuwają ironię. Skarciła się jednak po chwili w myślach. Skoro ta kobieta miała jej pomóc to może wypadałoby traktować ją odrobinę lepiej, z szacunkiem?
- Chyba tak. To musiało być jakieś błoto czy kamyk. Masz może telefon? Mój odmówił posłuszeństwa po upadku - rzadko kiedy prosiła o pomoc i najwyraźniej przychodziło jej to z widocznym trudem, ale nie miała obecnie niczego do stracenia.
Nie, gdy utknęła tutaj, a na dodatek znowu zaczynał padać deszcz.
Cholera jasna, mogłaby już położyć się w tym błocie i czekać na śmierć.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Być może Warren miała coś z mentalności chłopaczka po dwudziestce, skoro zdecydowała się na taki, a nie inny samochód. Pojazd przeżył już swoje, ale pomimo lat trzymał się całkiem nieźle i wciąż był na chodzie. Gdyby tylko chciała wydać więcej zarobionych oszczędności, mieszkałaby w willi z basenem, a jeździłaby mustangiem, albo innym, równie dopieszczonym samochodem, przykuwającym wzrok. W tym rzecz; nie bardzo chciała się rzucać w tej mieścinie w oczy. Mieszkała z dala od większości mieszkańców i robiła swoje, pozostając nieco bardziej w cieniu. Tak było wygodniej i bezpieczniej, na wypadek, gdyby coś miało się nagle posypać.
Pogoda była nieprzewidywalna, dlatego też Warren podchodziła do całej sytuacji nieco bardziej ostrożnie. Nie chciała wpakować własnego auta w błoto, albo inne krzaki, chociaż z drugiej strony… to zawsze jakaś przygoda. I tak ostatnio nieco osiadła w miejscu, przez co omijały ją spektakularne zwroty akcji, może za wyjątkiem wielkiego powrotu byłej narzeczonej i jej gangu. Nieznajoma raczej nie wyglądała jak popleczniczka niedoszłej żony, a to już nieco zmieniło postawę Val.
Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, co stało za powiedzeniem klimat Bronte, a na wzmiankę o koniach, skojarzyła sobie Brokeback Mountain, który nijak miał się do aktualnej sytuacji; obie były kobietami, a koń-motocykl właśnie ugrzązł w obfitym błocie. To by było na tyle, jeśli chodzi o uroki natury.
- Jakiś się znajdzie - rzuciła tajemniczo przy wzmiance o telefonie, dyskretnie taksując spojrzeniem sylwetkę kobiety, odzianą w ubrudzony błotem kombinezon. W przypływie altruizmu wpuściłaby ją do środka, a później samodzielnie usunęła pozostałości po podmokłej ziemi, jednak doświadczenia z płcią piękną nakazały jej zachowanie pewnego dystansu. Gdyby od razu padła poskramiaczce jednośladu do stóp, ta od razu by to wykorzystała, pozostawiając Warren wyciśniętą niczym cytrynę. No dobrze, może trochę wyolbrzymiała, ale musiała najpierw rozeznać się czy próba wyciągania motoru z błota będzie warta świeczki.
Przekręciwszy kluczyk w stacyjce, opuściła stanowisko kierowcy, aby podejść do nieznajomej.
- Co się stało z tym twoim? – zapytała, mając na myśli telefon. - Ekran się zepsuł czy może mechanizm nie przeżył próby wodoszczelności?
Wyjęła własnego smartfona z kieszeni i przekazała go do rąk kobiety, ówcześnie odblokowując ekran czytnikiem linii papilarnych.
Specjalistką była głównie od łódek i dłubania w drewnie; sprzęt elektroniczny stanowił nieco większe wyzwanie, ale nie ma nic złego w podjęciu próby naprawienia małego ustrojstwa, uszkodzonego po upadku. Czasami zwyczajnie lubiła rozkładać przedmioty na czynniki pierwsze i docierać tym samym do istoty problemu. Nieco inaczej wyglądało to w przypadku jej kontaktów z ludźmi. Przeważnie dusiła w sobie emocje i uczucia, przez co człowiek nie wiedział, czego się spodziewać. Całą resztę dało się za to wyczytać z ruchów ciała i samej mimiki. To raczej nic trudnego.
Nie wiedziała czy nieznajoma chce znaleźć jakaś stronę internetową czy woli zadzwonić do przyjaciela, w każdym razie, miała wolną rękę w korzystaniu z urządzenia.
- Możemy spróbować wyciągnąć twojego rumaka z tarapatów - zaproponowała w końcu, bo raczej obie chciały się wydostać z tych terenów i nieco nadrobić stracony czas. - O ile masz jeszcze trochę sił.
Trochę ją podpuszczała. Chciała się dowiedzieć czy kobieta nalezała do tego niezłomnego typu, radzącego sobie w niemal każdej sytuacji czy wolała jednak otrzymywać pomoc od innych. Przy tej drugiej opcji Warren również była skłonna jej pomóc. Skoro już do niej wyszła, nie zamierzała stać z założonymi rękoma i czekać na cud.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak naprawdę nie powinna zaglądać koniowi w zęby i oceniać samochodu, który się tutaj zjawił, bo biorąc pod uwagę jej szczęście to mogło być ostatnie auto, które zjawi się na tym rozdrożu. Wprawdzie rzadko, ale zdarzało się jej słuchać podcastów kryminalnych, które rozpoczynały się zwykle utkwieniem w takim miejscu, a kończyły odnalezieniem jednej kończyny. To nie była zbyt kusząca perspektywa, więc zdecydowanie powinna nieco się opanować i nie traktować tej opcji ratunku jako oczywistość. W każdej chwili tajemnicza dama mogła rozpłynąć się w australijskiej mgle i tyle jej zostanie z pięknego i owocnego życia. Z tego też powodu postanowiła (co było mocno nietypowe dla Julii) powstrzymać wszelkie pytania na temat tego czy się znają.
Głównie dlatego, że w Shadow nie spotykało się ludzi porządnych, a jeśli już to takich, którzy nie chcieli być kojarzeni z tym miejscem. Nie wiedziała do której grupy należy ta kobieta, ale przezornie postanowiła nie wyciągać tematu miejsca, które zagościło w jej głowie od początku przyjazdu tutaj. Wystawa wystawą, ale kiedyś musiała spłacić długi zaciągnięte u samego właściciela, a na myśl o tym najchętniej zostałaby w tym błocie do końca świata. Podejrzewała jednak, że potop- jak ten biblijny- szybko minie i na nic się zdadzą jej nabożne życzenia, więc zajęła się obserwowaniem nieznajomej. Przez chwilę próbowała wyłuskać z głowy bardziej konkretne wspomnienia, potem stwierdziła zdecydowanie, że kobieta nie chwyta jej literackich odniesień, na samym koncie pojęła, że jest nietypowo ostrożna i wprawdzie się to jej chwaliło (ile razy słyszała o różnych napaściach) to Crane zaskakiwało, że tego typu rozwagę kieruje w stronę kobiety. Nie znała ją, fakt, ale Julia ze swoją drobną sylwetką nie wyglądała na kogoś, kto może zrobić krzywdę.
- Co z moim telefonem? - powtórzyła, a potem wyciągnęła go próbując włączyć, ale wyglądał i tak jak siedem nieszczęść, bo wpadł razem z nią w to pieprzone bajorko. - Woda, błoto, wszystko - uśmiechnęła się lekko i wzięła od niej telefon sprawnie poruszając się po aplikacjach. W końcu te wszystkie urządzenia były do siebie podobne, a ona potrzebowała tylko wezwać Flanna.
O ile ten kretyn odbierze, bo pewnie pieprzy kochankę. W tym momencie nienawidziła tego człowieka najmocniej na świecie, bo oczywiście, że pozostała bez swojego alarmowego kontaktu. Do wyboru miała jeszcze Dillona, ale przecież nie zadzwoni do osoby, z którą ledwo co sypiała. Wyglądało na to, że wyczerpała pakiet pomocnych dusz w Lorne Bay, choć nie pomyślała jeszcze nawet o Joan. Z tym, że kobieta- mimo swojej niezależności i pozowania na silną babkę- nie kojarzyła jej się z wsparciem w tego typu kryzysach.
- Może oddzwoni - spojrzała na kobietę zdenerwowana i oddała jej telefon. Mogła już pożegnać się z tą opcją, bo znała malarza i wiedziała, że jest zbyt zajęty i rozkojarzony. Julia jednak nigdy nie była z tych, które bezradnie rozkładają ręce, więc na pytanie Val poderwała się od razu.
- Masz jakiś kij w samochodzie, linię? Cokolwiek co można ciągnąć? - i choć na pierwszy rzut oka przypominała raczej damę w potrzebie to nie było dane jej nią być. Nie, gdy tak naprawdę żyła sama i musiała radzić sobie z tego rodzaju kryzysami. - Tak w ogóle jestem Julia - otarła swoją dłoń o spodnie kombinezonu i podała jej dłoń. Nie wiedziała czy to pomoże kobiecie w nabraniu do niej zaufania, ale być może dzięki temu skojarzy, że nie widzą się po raz pierwszy i to nie Crane będzie musiała niekomfortowo wypytać kim ona jest i dlaczego ją pamięta z poprzedniej pracy.
Tak jakby nie mogła mieć normalnych znajomych.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Próbowałaś kiedyś tej sławnej sztuczki z ryżem? - doskonale znała puentę tego żarciku sytuacyjnego. Ryż nie był wszak od wchłaniania nadmiaru wody, a od wywabiania Azjatów, którzy by się na ryż pokusili i przy okazji naprawili telefon. Jasna sprawa, ale od takich żartów lepiej nie zaczynać rozmowy, przynajmniej w trzeźwym stanie. Po kilku głębszych mogłaby sypać najbardziej tanimi tekstami, które później wprawiłyby ją a niezłe zażenowanie. To był jeden z wielu powodów, dla których raczej unikała procentów.
- Niestety nie mam patentu na błoto. Teraz wszystko jest skonstruowane tak, aby wytrzymało góra trzy lata. Niezniszczalne, dwukolorowe Nokie, to było coś…
Za wszystkim stał kapitalizm. Nie, żeby Warren miała coś przeciwko temu ustrojowi. Póki co, nikt nie wymyślił niczego lepszego i… to tyle na ten temat.
Lepiej skupić się na chwili obecnej i niepocieszonej postawie kobiety, oddającej smartfona. Szybko poszło, a w zasadzie to nie poszło wcale. Co za łajdak zostawiał damę w potrzebie?
- Chłopak czy laweciarz? – podpytała mało dyskretnie, wsuwając telefon z powrotem do kieszeni. Może delikwent należał do introwertyków, ignorujących nieznane numery połączeń? Cholera wie z tymi dzisiejszymi ludźmi.
W każdym razie, lepiej działać, niż czekać na cud.
- Gdybym była facetem, zdecydowanie powiedziałabym, że mam coś, co można ciągnąć - pewnie dostanie minusa za typowo wujkowy żart, ale nie mogła się powstrzymać, zachowując przy tym śmiertelną powagę. Chciała trochę wybadać teren czy nieznajoma uzna ją za jakąś werbalną molestatorkę (którą rzecz jasna nie była, chyba, że ktoś chciał) czy przynajmniej odrobinę podzieli jej jakże górnolotne poczucie humoru. Poprawka, zazwyczaj nie sypała żartami na dzień dobry, ale po krótkiej wymianie zdań, coś podpowiedziało jej, że może sobie odpuścić zdystansowaną, ostrożną postawę. Szkoda czasu, na takie podchody, tym bardziej, że i tak nie zapowiadało się na poprawę pogody. Lepiej kombinować, zanim problem narośnie do rozmiaru krytycznego.
- Coś mam, spokojnie. Niekoniecznie to, o czym powiedziałabym jako facet. Chociaż… tak, lina. Daj mi moment.
Przeszła sprawnie na tyły samochodu, aby zacząć szperać w bagażniku. Zwykle woziła ze sobą kilka przydatnych szpargałów, w tym zapasowe koło, mały podnośnik, apteczkę, jakieś stare szmaty umazane smarem, mały kanisterek z resztą benzyny i inne, typowo samochodowe klamoty, z wyłączeniem jednorazowego, małego grilla oraz składanego krzesła.
Wreszcie, z czeluści wydobyła linkę holowniczą, którą mogła zaczepić o ten wystający z tyłu czopek (znany w kręgach samochodowych, jako hak holowniczy). Tak też zrobiła, podchodząc razem ze zwiniętym, drugim końcem liny do ekstremalnej motocyklistki.
- Val - uścisnęła podsuniętą dłoń, przypominając sobie, że niedawno słyszała o jakiejś Julii. Lorne Bay to mała mieścina, jednak imię też wydawało się całkiem pospolite. Może powinna nieco uważniej przyjrzeć się motocyklowi, na którym Julia zapewne nie jeździła nie od dziś. Być może nasunąłby on pewne odpowiedzi, odnośnie tego, gdzie mogły się już widzieć. Nawet jeśli do tego doszło, raczej oficjalnie się sobie nie przedstawiały.
- Ile waży ta bestia? - podbródkiem wskazała na motocykl, próbując przekalkulować czy BMW dzielnie podejmie się chwalebnej misji postawienia jednośladu na nogi, bez żenującego ślizgania się na oponach. Zamierzała osobiście pofatygować się do maszyny i spróbować zaczepić hak o jakąś kratkę przy ewentualnym, prowizorycznym bagażniku. Mimo wszystko, nie bała się ubrudzić rąk.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Och, nie gustuję w Azjatach. Te plotki o rozmiarach nie są wyssane z palca - i diabli wzięli całą poprawność Julii Crane, która usiłowała zachować się porządnie i zgodnie ze stereotypem niewinnego dziewczęcia w potrzebie. Być może sprawił to żarcik sytuacyjny Val, a może sama kobieta, która sprawiała, że na pewno w innych okolicznościach usiłowałaby ją poderwać. Nie mogła więc się opanować i spróbowała wybadać sytuację, zupełnie jakby wciąż ostrożnie badała grunt. Szkoda, że z tego typu delikatnością nie śledziła prognoz pogodowych, bo pewnie nie znalazłaby się w tej sytuacji.
Tyle, że wtedy nie miałyby szansy się poznać i koło się zamykało.
- Przyjaciel. Pewnie jest tak zaaferowany swoją dziewczyną, że nie jest w stanie wezwać nikogo na pomoc - nie spodziewała się po Flannie, że z entuzjazmem zacznie ją wygrzebywać z błota, ale miał ludzi do wszystkiego, więc mógł przynajmniej pomóc. - Myślałam, żeby urządzić mu pogrzeb w tym lesie - i parsknęła, bo te słowa mogły odnosić się do jej szanownego przyjaciela. - Mam na myśli mój telefon. Tyle, że do wystawy go potrzebuję, więc chyba zostaje mi jakiś serwis - machnęła ręką, za chwilę ta cała nieznajoma pomyśli, że ma do czynienia z jakąś idiotką i słusznie nikt od niej nie odbiera telefonów.
Jakoś zignorowała fakt, że to pytanie nie było na miejscu, bo i tak gawędziły sobie pośrodku niczego i choć nie spodziewała się na tym poziomie tego typu poczucia humoru to wybrała śmiech, dość mocny i zaraźliwy. Zawsze mogła trafić na jakąś wypacykowaną lalkę, która jedynie pożyczyłaby jej telefon, więc musiała docenić nawet ten mało niewybredny żart. Poza tym, cóż, Julia nigdy nie należała do osób zbyt wstydliwych czy też hamujących się przed obcymi. W innym wypadku nie namalowałaby żadnego aktu.
- Tak, facet miałby czym ciągnąć i pchać, a ja jedynie mogę popieścić - i choć zachichotała to przyjrzała się jej uważnie. Jeśli interesowały ją kobiety to powinna nie pozostawić to bez komentarza, a Crane była zaintrygowana, choć swoje podejrzenia, urojenia bądź marzenia (niepotrzebne skreślić) musiała zostawić na inny moment, bo rozpoczęła się akcja ratunkowa jej bestii.
A raczej Julia dzierżyła linię i musiała ją rozpocząć. Mimo tego jednak znalazła czas, by się przedstawić kobiecie i coś ją tknęło. Może to dlatego, że to imię występowało tak często w opowieści Joan i nagle miało się okazać, że wszystkie puzzle do siebie pasują. Tyle, że akurat w tej chwili Crane bardzo nie chciała, by tak się stało, bo przecież zaczęła z nią flirtować i co gorsza, nie chciała przestać.
Górnolotnie można rzec, że wpadła w konflikt tragiczny, ale przecież malarka nigdy aż nie myślała nad flirtem, by go żałować. Poza tym to jeszcze nie była żadna zdrada, one wyciągały motocykl i umilały sobie czas.
- Sto trzydzieści kilogramów - rzuciła bez zastanowienia, bo takie szczegóły pamiętała nawet w nocy, przebudzona z niespokojnego snu. I choć doceniała pomoc Val to jednak sama ruszyła z hakiem do swojej maszyny wiedząc, że z ich dwójki to ona jest bardziej brudna i dlatego jej nie powinno być straszne błoto.
Musiała przyznać, że kobieta jednak jej imponowała i to był zdecydowanie zły znak.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Więc jednak. Nie dość, że jej skromny żart został odpowiednio zinterpretowany to jeszcze doczekał się subiektywnego rozwinięcia. Z drugiej strony, ten jakże popularny stereotyp nie mógł się wziąć znikąd.
- Wierzę na słowo.
Cóż, sama nie miała okazji do zgłębiania tematu i nie rozchodziło się jedynie o jej orientację. Bywała na indonezyjskich wyspach, ale ani razu nie wpadła nawet na sikającego Azjatę. Możliwe, że była zbyt zajęta innymi biznesami, związanymi ze sprowadzaniem egzotycznych towarów nieco bardziej na lewo.
- To niedobrze. Będziemy sobie musiały jakoś poradzić bez niego.
Nie była pewna czy przyjaciel Julii znał się na wyciąganiu motocykli z błota czy raczej postawiła na niego ze względu na płeć. To już nie ma znaczenia, skoro najwyraźniej był zajęty i nie zapowiadało się, aby oddzwonił na numer Warren.
- Wystawy? - dopytała, zainteresowana artystycznym wydźwiękiem tego słowa. Nigdy nie uważała samą siebie za artystkę, ale potrafiła dłubać w drewnie. Lutnictwo to bardziej rzemiosło, ale gitary które wychodziły spod jej rąk były istnym dziełem sztuki. Naprawiała łodzie, składała instrumenty, a nawet wykonywała ozdobne pudełka na biżuterię, jeśli była taka potrzeba. Być może, gdyby zamiast w przemyt, poszła w rękodzieło, zrobiłaby na tym większe pieniądze.
Teraz mogła tylko gdybać.
Śmiech był dobrym znakiem. Nie usłyszała w nim większego napięcia, albo stresu, związanego z ogółem nieciekawej sytuacji. Pogoda była beznadziejna i mogła się pogorszyć, ale najważniejsze, że obie zachowały pozytywne nastawienie.
- Jak na mój gust, to nawet lepiej - nie mogła się powstrzymać od tego jednego komentarza, w którym bardzo jawnie ukazała swoje upodobania. Nie musiała tego robić, ale skoro Julia sama stwarzała pole do konstruowania takich wypowiedzi, aż żal nie skorzystać.
Z resztą, to nie musiało do niczego prowadzić. Warren od dłuższego czasu nie flirtowała z kobietami. Rok temu tkwiła na innym kontynencie, gdzie rozgrywało się prawdziwe piekło wojny, a po powrocie szybko wpadła na Joan, która trochę zamieszała. Nie potrafiłaby pokusić się na pełnoprawny podryw, bez odczuwania wyraźnych wyrzutów sumienia. Być może za bardzo się przejmowała, ale nie umiała myśleć inaczej. Gdzieś w głowie pojawiła się blokada przed skutecznym szukaniem sobie towarzyszek na wieczór, gdy Terrell siedziała w jej domu.
- Da radę - kiwnęła głową z uznaniem, porzucając pomysł podkładania kawałków kartonu po jakichś ogrodowych meblach, pod koła. Może i było ślisko, ale BMW wprawione w boju powinno zgrabnie dźwignąć to zadanie. Grunt to nie narobić sobie siary.
- Przytrzymasz go, kiedy będę wyciągać?
Konkurs dwuznacznych tekstów pora rozpocząć.
- Zrobię to delikatnie, obiecuję - przyłożyła dłoń do mostka, posyłając Julii uważne spojrzenie. Niestety, nie mogła zapewnić, że błoto nie będzie bryzgać na wszystkie strony. Tak wprawiona motocyklistka zapewne liczyła się z ekstremalnymi sytuacjami i późniejszym, generalnym czyszczeniem kombinezonu, ciała i włosów. Nie ma zabawy bez ryzyka… czy jakoś tak.
Nie pozostało nic innego, jak wrócić do BMW i odpalić silnik, przy otwartych drzwiach. Zamierzała na bieżąco nadzorować sytuację, aby czasami nie doszło do tragedii. Gdyby Julia ucierpiała w trakcie wyciągania Yamahy, musiałaby później ją odwiedzać i upewniać się o jej dobrostanie.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Nie masz czego żałować - cóż, można rzec, że jej orientacja akurat dawała jej podwójne doświadczenia, ale Julia nigdy tego tak nie postrzegała. Nie była w stanie definiować się za pomocą zwykłej etykiety dziewczyny biseksualnej. Zawsze uważała, że zakochuje się w ludziach, a nie w płci. Na swoje (nie)szczęście zaś była osobą niezwykle wręcz kochliwą i zazwyczaj te eksperymenty nie kończyły się dobrze. Mało zaś w jej życiu było ludzi, którzy zechcieliby się w nim rozgościć na dłużej, co sprawiało, że była obecnie nieco samotna. Po czasie jednak przypominała sobie jak skończyło się jej ostatnie zauroczenie z bratem Terrell i że nie bez powodu wybrała teraz przyjaźń, a nie szukanie kolejnej bratniej duszy.
Kiwnęła głową, gdy Val stwierdziła, że trzeba sobie poradzić bez mężczyzny. Powoli zdawała sobie sprawę, że ta kobieta musiała sobie dotąd doskonale ze wszystkim radzić, bo miała w sobie gen prawdziwej przywódczyni. To była jedna z tych dziewcząt, która po wylądowaniu na bezludnej wyspie zaczyna wydawać wszystkim rozkazy i staje się nieformalną liderką. Julia przejawiała nieco inną energię- pewnie byłaby tą dziewczyną, którą coś opętało i decyduje się na zjedzenie swojej podopiecznej tylko po to, by się wydostać z tego pieprzonego lasu. Tak to widziała, choć teraz, gdy uśmiechnęła się delikatnie, nikt nie zobaczyłby w niej czarnego charakteru. Zawsze tak reagowała, gdy rozmowa zbaczała na sztukę.
- Maluję i fotografuję. Zazwyczaj akty i portrety. Wróciłam tutaj, by zorganizować wystawę. Ten przyjaciel - skierowała wzrok na jej telefon, który oczywiście nie dzwonił - pomaga mi w organizacji tego całego przedsięwzięcia -wyjaśniła, ale musiała zdawać sobie sprawę, że to za wiele informacji dla nieznajomej. Usiłowała jednak dość prymitywnie nawiązać więź, bo zaraz mogło znów lunąć z nieba, a jej wybawicielka mogła uznać, że ma dość. Dzięki tak szczątkowym informacjom na jej temat może będzie jej głupio opuszczać ją w potrzebie.
Nawet jeśli te żarty były coraz bardziej głupie.
- Tak, też lubię - rzuciła jedynie nieco zaczepnie, ale chyba zbyt mocno upewniła się, że ta Val to ta Val z opowieści Joan, więc poza uśmiechami nie mogło to wyjść dalej. Biorąc pod uwagę jej atrakcyjność mogła tylko żałować, ale przecież była lojalna. Na tyle, żeby na koniec się przedstawić w bardziej dosadny sposób, jeśli już wyjdą z tego cało.
Jak na razie jednak celowały obie w kwestie, które padają podczas seksu i nie mogła parsknąć, gdyż po raz pierwszy ratowanie yamahy kojarzyło jej się tak wybitnie seksualnie.
- Ją, ją - poprawiła ją ze śmiechem. - To ona - musiała to uściślić, a potem cóż, było dokładnie tak jak Warren przewidziała. Błoto, woda, kurz i jej biedne oczy, na które już niewiele widziała, bo nawet ich zamykanie niewiele pomogło i stała nieco bezbronnie, podczas gdy jej motocykl miał się całkiem nieźle.
Skurwysyn, może faktycznie był to facet?
- Już! - krzyknęła do Val, bo nawet nie widziała czy zauważyła, że wszystko jest w porządku. Poza nią, ale przecież błoto nikomu jeszcze nie zaszkodziło, prawda?

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Z tym jak najbardziej mogła się zgodzić. Nigdy nie uważała, że przegrała życie, otrzymując w pakiecie od losu taką, a nie inną orientację. Kobiety bywały dosyć skomplikowane, miały swoje odpały i humory, ale z drugiej strony miały też wiele innych zalet, które bardzo doceniała. Podobnie było z facetami, z którymi Warren szybciej odnajdywała tematy rozmowy, niestety, wszystko kończyło się na poziomie platonicznym. Jeszcze tego brakowało, aby się wmuszała w jakieś flirty, których kompletnie by nie czuła.
- Ciekawie - skomentowała krótko, próbując sobie wyobrazić, jakie tło nadawała Julia swoim pracom. - Więc… interesują cię ludzie.
Portrety i akty nie istniałyby bez czynnika ludzkiego. To oznaczało, że malarka była albo zafascynowana anatomią, albo samym człowiekiem, w ogólnym jego pojęciu; razem ze wszystkimi zaletami, niedoskonałościami i chwiejnymi stanami emocjonalnymi. To wszystko dało radę zawrzeć na płótnie i… zasługiwało to na uznanie.
- Tutaj w Lorne? - dopytała, mając na myśli miejsce owej wystawy. - Myślisz, że tutejsi ludzie są na to gotowi?
Być może poznała ich zbyt mało, aby wydawać taki osąd, nie mniej, większość ludzi schowanych w ładnych domach mogłaby nie mieć czasu na coś tak ekskluzywnego, jak oglądanie obrazów na wystawie. Zamiast tego woleli sobie włączyć Netlfixa, albo innego pożeracza czasu, z wątpliwie artystycznym przesłaniem.
Nie myślała nawet o wycofaniu się z sytuacji, skoro już zaoferowała swoją pomoc. Wyszłaby na cholernie nieczułą osobę, a jeśli wierzyć przesądom i wartościom, wyznawanym przez ciotkę Aubree, karma wróciłaby do Val ze zdwojoną siłą. W takim wypadku lepiej dmuchać na zimne. Ostatnio mierzyła się z wieloma dylematami i nie potrzebowała dodatkowych komplikacji, w formie klątwy od pogniewanego losu. Poza tym, Julia wydawała się całkiem w porządku i wiele poszlak wskazywało na to, że miała do czynienia z koleżanką Joan. Powinna się w takim razie pokazać od jak najlepszej strony, prawda?
Zaczepna odpowiedź spotkała się z uważnym spojrzeniem, posłanym przez Warren. Szansę na spotkanie w tym miejscu osoby, z którą mogłaby się wymieniać dwuznacznymi, zaczepnymi tekstami, były dosyć małe. Dodając do tego raczej odludkowy charakter właścicielki BMW - tym bardziej. Można więc powiedzieć, że Val miała do czynienia z sytuacją wyjątkową, z której wcale nie chciała się jak najszybciej zawinąć.
Rzuciła jeszcze krótkie „w takim razie ”, nim odpaliła silnik, przygotowując się do akcji ratunkowej. Jak sama podejrzewała, poszło w miarę sprawnie. W pewnym momencie jedno z tylnych kół poślizgnęło się na lekko podmokłym gruncie. Przy wrzuceniu wyższego biegu, auto szarpnęło do przodu, co zmusiło Val do szybkiego naciśnięcia hamulca. Nie chciała przecież przypadkowo pociągnąć Julii dalej, razem z zabłoconą bestią.
Słysząc komendę przez otwarte drzwi kierowcy, zaciągnęła ręczny i wyszła z pojazdu. Zaledwie przez chwilę zerkając na niebo - wciąż dosyć niestabilne i szare - podeszła z wolna do właścicielki motocyklu.
- Wszystko gra? - dopytała, na widok kobiety, ochlapanej dodatkową porcją błota. - W niektórych kręgach wierzy się w odmładzające właściwości kąpieli błotnych, więc… nie ma tego złego.
Być może, gdyby nie miała innej kobiety w głowie, zaproponowałaby jakieś wspólne wyjście, albo inną formę odświeżenia po jakże intensywnej akcji stawiania Yamahy na koła.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Uśmiechnęła się, bo nikt nigdy nie sformułował tak jej pracy. Częściej słyszała opinie na temat obrazoburczej próby zwrócenia na siebie uwagi (pozdrowienia dla rodziców) albo wywołaniu skandalu. Zawsze zaś dowiadywała się, że to sposób, by modelom czy modelkom dobrać się do majtek i choć nie ukrywała, że część sesji tak się kończyła, nigdy jej sztuka nie polegała właśnie na tym. Chodziło raczej o historie, a te formowały się na ludzkim ciele w zaskakujący sposób. Tak, interesowali ją ludzie i to co przeszli. Właśnie to próbowała uchwycić na swoich obrazach, które dla wielu były zwykłą pornografią.
- Ładnie to zabrzmiało. Całkiem niecodziennie - odpowiedziała więc zgodnie z prawdą, ale musiała zaśmiać się na jej pytanie. Sztuka, nawet ta najbardziej genialna była trudną towarzyszką życia. Mogła mówić, że świetnie sobie radzi jako malarka, ale nie dałaby rady bez pokaźnego funduszu powierniczego i grania wcześniej jako dj-ka oraz fotografka. W tym zawodzie należało być wszechstronnie uzdolnionym, a i tak na koniec obrywało się kiepską recenzją w gazecie.
- Możesz wpaść i sprawdzić. Zapraszam - miała już dorzucić, że Joan na pewno będzie, ale w tym momencie wydało jej się to zbyteczne. Miała wrażenie, że kobieta i tak w mig rozszyfrowała jej tożsamość, więc niepotrzebne były im dodatkowe informacje na ten temat. Nie, gdy tak świetnie się bawiły nie odkrywając wszystkich kart. Nie powiedziałaby jednak, że taka osoba może wierzyć w karmę. Jeśli Julia kiedykolwiek by uwierzyła... Dwójka martwych dzieci, stracona miłość życia, gwałt. Nie byłaby w stanie podnieść się z łóżka, a już na pewno nie rozprawiać z właścicielką tego BMW. Była po części jak nierozsądny brzdąc, który po otarciu sobie kolan wstaje i biegnie na oślep dalej nie bacząc na żadne przeciwności losu.
Nie mogła wierzyć, że ten ją wciąż karze za stare błędy, bo bardzo chciała mieć miejsce na nowe. Jak i na znajomości, które mogły zacząć się od tego błotnego incydentu jak i na nim zakończyć. Nie wiedziała dokąd to zmierza, ale musiała być jej wdzięczna za pomoc, gdy już yamaha została postawiona do pionu, a ona... Cóż, musiała wyglądać tragicznie, bo czuła oblepiające ją błoto z każdej strony i była przekonana, że część zdążyła jej nawet wpaść do nosa, bo krztusiła się próbując przestać się śmiać. Nie potrafiła jednak, cała ta sytuacja była tak niedorzeczna, bo chwilę wcześniej ją lekko zarywała, a teraz stała przed nią i wyglądała jak epicentrum wszelkiej rozpaczy. Najwyraźniej jej cera po tym wszystkim będzie nieskazitelna. Nie wspominała nawet o cyckach, które lepiły się od tej mazi pod koszulką.
- Te twoje kręgi niech się pieprzą - parsknęła i odgarnęła kosmyk, który kiedyś przypominał włosy, a teraz zamienił się w strąk. - Tak, dziękuję za pomoc. Jestem brudna i upokorzona, ale cała -mimo wszystko jednak niczego jej nie miała za złe i do wszystkiego podchodziła jak do wielkiej przygody.
Z tego też powodu zmierzyła ją wzrokiem.
- Pamiętam cię, z Shadow, choć pewnie ty mnie niekoniecznie - nie chciała powracać nawet myślami do tego miejsca, ale nie mogła udawać, że Val jest TYLKO znajomą jej przyjaciółki (?), a może byłej szwagierki (?). Nadal nie wiedziała jak to ugryźć.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Sam fakt malowania aktów i powiązania ze sztuką był niecodziennym elementem w okolicach Lorne Bay. Ludzie woleli żyć „tu i teraz” karmiąc swoje podstawowe potrzeby przeciętnymi produktami, bez czasu na rozwijanie zainteresowań. Dlatego też propozycja Julii wydawała się dosyć kusząca. Na ten jeden dzień, albo wieczór, Val mogłaby przystopować z paranojami i przemytniczymi dramatami, na rzecz dopieszczenia tej lekko zaniedbanej strony swojej osobowości, lubującej się w estetyce i malowniczej abstrakcji.
- Jeśli znajdę trochę czasu, czemu nie?
Niezbyt często pojawiała się na wystawach, głównie z powodu nadmiaru innych zajęć. Podróże po świecie, przerzucanie towarów i dłubanie w drewnie zabierało jej wiele czasu, który mogłaby poświęcić na nadrabianie wszelkich zaległości. Jakby się nad tym zastanowić, większość ludzi nie wykorzystywała w pełni swojego życia na tej trzeciej od Słońca, wyjątkowej planecie. Nie ważne, jak bardzo by się człowiek nie starał, nigdy nie zobaczy wszystkich miejsc na Ziemi, nie usłyszy wszystkich utworów muzycznych, albo wszystkich obrazów, namalowanych ludzką ręką. Pewne sprawy były zwyczajnie nieosiągalne, co prowokowało marzenia o nieśmiertelności, pozwalającej na pełne wykorzystanie potencjału istnienia.
Po wychyleniu kilku głębszych zdecydowanie znalazłyby razem z Julią wspólne tematy, typowe dla wielkich domówkowych rozkmin dziejących się na balkonie albo w kuchni.
- Żadne to upokorzenie, jeśli wiąże się z efektywną pracą zespołową - stwierdziła, widząc konkretny sukces w ich małej kooperacji. Motocykl znów stał na równych kołach, a drobne rany wojenne zawsze można nieco zatuszować.
- Pozwól, że przynajmniej zaoferuję ci tę oto paczkę chusteczek, w geście zadośćuczynienia - były nawet nawilżane, co Warren odkryła z pewnym zdumieniem, przeszukując zawartość kieszeni przy spodniach. Aż żal patrzeć na sympatyczną twarz Julii, umorusanej kawałkami błota, chociaż z drugiej strony miało to w sobie pewien urok, godny małego szkraba, bawiącego się na wiosce w kałużach. Kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów, wiadomo.
Nie miała już dylematów, skąd zna tę sylwetkę i rysy twarzy, słysząc bezpośrednie nawiązanie do szemranego miejsca.
- Mam wrażenie, że mnie nie doceniasz - skontrowała, decydując się na pociągnięcie tego jakże istotnego szczegółu. - Zawsze, kiedy słyszałam w Shadow dobrą muzykę, widziałam przy konsoli kogoś, kto wyglądał całkiem, jak ty. To raczej nie przypadek.
Wolała nie rzucać się w klubie w oczy, dlatego wolała się przemieszczać zacienionymi odcinkami co i tak nie gwarantowało jej stuprocentowej anonimowości. Czasami musiała zgłaszać się do konkretnych osób więcej niż raz, a imprezowy charakter klubu nie raz zsyłał jej szukające wrażeń persony. Zdarzyło się, że raz albo dwa nieco bardziej popłynęła z prądem, rozwijając niewinne flirty ze strony lekko wstawionych, acz wciąż eleganckich kobiet, uciekających przed towarzystwem nachalnych bywalców. Była dobrą słuchaczką i raczej miała gadane, co wystarczało w większości przypadków. Nigdy jednak nie obierała takich zagrywek jako powód swojej obecności w Shadow. Dawno już przestała w nim bywać regularnie, co wiązało się również z dłuższym wyjazdem do Europy, kiedy to wsiąkła na pół roku. Teraz, mając na pieńku z tamtejszymi rzezimieszkami, wolała oszczędzić sobie regularnych bójek i przepychanek o wpływy.

Julia Crane
ODPOWIEDZ