ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w uczuciach między tym co było, a co może będzie. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. i między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby.
+ Desiree Riseborough

On sam przecież dobrze wiedział, że gdzieś tam po drodze był moment na dorośnięcie, na dojrzenie do pewnych rzeczy, a on go po prostu przegapił. Tak bardzo pędził prosta gwarantującą więcej doznań, że przewalił na pełnej prędkości skręt, dzięki któremu większość jego kolegów i znajomych ma w tym momencie dziewczyny, partnerki czy żony, a pewnie i jakieś potomstwo. On za to był w najlepszej drodze do czterdziestki, mieszkał w wynajmowanym mieszkaniu i nawet samochodem jeździł bylejakim. Bylejakie były też jego znajomości z kobietami - nie stworzy przecież stabilnej relacji z dziewczyną, której wyżyny intelektu odkrywał w trakcie raczej jednorazowego seksu, albo gdy najbardziej na świecie skupiała się na tym by mu dobrze obciągnąć. Zapewniała mu pewne szczyty, ale nie były to przecież szczyty intelektu.
- Oczywiście - odpowiedział ze sztucznym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. - Jestem porządnym facetem. Biorę numer, dzwonię pierwszy... - a potem rżnę jak leci i porzucam, ale to już dopowiedział sobie jedynie w głowie. Byli z Desi co prawda ze sobą zawsze blisko, ale chyba nie było to takie blisko, aby opowiadać jej, która najlepiej robi laskę a z którą można robić dosłownie wszystko. - Nie moja wina, że jakakolwiek kontynuacja zdarza się bardzo rzadko - tym razem próbował silić sie na powagę. Aż się trochę sam zastanowił nad tym, czy faktycznie żadnej jego winy tam nie ma, i im więcej myślał tym więcej się jej dopatrywał. Najwyraźniej był po prostu nieodpowiedzialnym gówniarzem, który jeszcze nie dorósł na tyle by uszczęśliwiać jakąś kobietę czymś innym niż kilkukrotny orgazm. Ale to też nie było do końca takie złe, prawda?
- Mała - zjeżył się, słysząc zarzut którym oberwał. - Kiedy przychodzi do tej twojej gni... Tego twojego Jamesa to wiesz jakie mam podejście. Gdybym nie był z tobą spokrewniony to sam w ramach wolontariatu bym cię odbił. A że jednak nie mogę, to niech niebiosa dziękują temu twojemu artyście. Są wyjątki od reguły po prostu - wyszczerzył się głupkowato. Dla Desiree pewnie żadną nowością nie było, że Dillon niespecjalnie przepadał za jej partnerem, ale szczerze mówiąc to biedaczyna był typem dosyć zazdrosnego i zaborczego brata i do tej pory żaden wybranek jego kochanej siostry nie zasłużył na choć cień sympatii. Ten cały wielki artysta pewnie również trafi do tego zacnego grona, ale niech mu tam na razie będzie.
- Truskawkowe? - spojrzał na nią pytająco. Akurat smak lodów, na które Desi na ochotę danego dnia zawsze był pewną loterią, a jeszcze teraz, z tą całą hormonalną wojną, zaczynał się obawiać że ten biedny lokalny fastfood nie jest gotowy na jej odpowiedź. - Nie wiem, i chyba nie chcę wiedzieć - odpowiedział, jednak wracając do tematu jej romansu. Nie mógł się jednak powstrzymać i na jego twarzy pojawił się prześmiewczy uśmieszek. - Było się lepiej zabrać za jej przyjaciółkę. Mąż, kuzynka... Widzę że nie bierzesz jeńców - i nawet lekko klęknął ją w kolano, w pewnym uznaniu dla jej zasług.
Liczył raczej na komentarz dotyczący tego jak brzydką byłby dziewczyną. W zamian za to otrzymał początek jakieś psychoterapii, a to było ostatnie czego oczekiwał od kogokolwiek. Nie miał zamiaru robić nic w temacie swojego zdrowia psychicznego, powoli zaczynał sypiać coraz lepiej a i pisk w uszach pojawiał się coraz rzadziej, nie mogło być tak źle? Choć dobrze wiedział, że było. Było, kiedy zacisnął rękę za mocno na jej udzie. Kiedy w głowie zaczynało mu wręcz szumieć, a serce walić tak jakby klatka z żeber okazywała się dla niego za ciasna. Musiał się opamiętać, inaczej ten wieczór mógł się naprawdę nieciekawie skończyć. Poklepał ją więc po udzie, z jakimś przepraszającym uśmiechem przyklejonym do twarzy i wziął kilka głębszych wdechów zanim zdecydował się cokolwiek odpowiedzieć.
- Nie jestem w żadnej rozsypce. Mam po prostu prawie czterdzieści lat i generalnie to nic w życiu nie osiągnąłem. Nie mam żony, dzieci, własnego domu, kurwa psa nawet nie mam, jeżdżę jakimś gównoautem i pracuję na trzy etaty. Jakby to jeszcze było za mało, od kiedy wróciłem z tego pieprzonego frontu, wszyscy jak jeden mąż wmawiają mi jakieś problemy pod czaszką. Nie wiem, w Ameryce wracając z wojny to miałbym u stóp cały świat, a tu dostaję bardziej po dupie niż warując w okopie - wręcz fizycznie czuł jak ciśnienie mu rośnie. Musiał się w końcu w bardziej wolnej chwili wziąć za te techniki relaksacyjne, o których ostatnio opowiadała mu jakaś babeczka w karetce. Jej najwyraźniej nie pomogły, bo dźgnęła męża nożem, ale nikt nie mówił że lepiej nie zadziałają na Dillona. - Jestem bardzo dobrym chłopcem - powiedział, kiedy zdążył się opanować na tyle, by na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech. - A powiedziałabyś mi to nawet, gdybym był złym - wiedział przecież, że Desi ma do niego tą siostrzaną słabość.
Przez dłuższą chwilę zajął się jedzeniem, jakby ignorując jej ostatni komentarz. Po chwili jednak, zagryzając swoje spostrzeżenie frytką, wypalił:
- Za towarzystwo pacjentom mi płacą. To bardzo dobra motywacja.
if you got it - haunt it
maruda
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Tak po prawdzie to była chyba ostatnią osobą, której miałyby przeszkadzać wyczyny Dillona. Po pierwsze, wszystkie dziewczyny były dorosłe i odpowiedzialne za swoje grzeszki, a po drugie, w praktyce okazywało się, że jej idealne na pozór życie pełne było kłamstw, niedopowiedzeń i patologii. Poza tym niemożliwe było, żeby po takim dzieciństwie tak łatwo odnajdywali prawidłową drogę. Byli wręcz do tego niezdolni, bo żaden z rodziców (u niej przybranych) nie zaopatrzył ich w jasny przewodnik. Medycyna też nie pomagała, bo jasne, był to zawód prestiżowy i można było się nim pochwalić, ale z drugiej strony wysysał z nich ostatnią energię i po dyżurze nie starczało siły na skomplikowane relacje uczuciowe.
Te związane z seksem były łatwiejsze i bardziej dostępne, więc nikt nie powinien oceniać ich przez pryzmat jakiegoś chorego obowiązku założenia rodziny w jednym, słusznym wieku.
- A potem porzucasz jak zużytą rękawiczkę chirurgiczną. Po jednym użyciu - dokończyła z cwanym uśmiechem i wzruszyła ramionami, by pokazać mu jak bardzo jest to obojętne. Między Bogiem, a prawdą to podejrzewała, że jeśli na horyzoncie pojawi się na stałe jakaś dziewczyna to ją zwyczajnie znienawidzi, bo żadna z tych wesolutkich i młodziutkich nimf (a w takich gustował) nie będzie wystarczająco dobra dla niego ani nie ogarnie tego życiowego syfu, który zwalał mu się za często na głowę.
To właśnie z tego powodu konsekwentnie milczała o swoim pochodzeniu być może nawet egoistycznie dając sobie czas na oswojenie się z tą nowiną. Jako, że jej życie pełne było takich ekscytujących zwrotów akcji to wiedziała, że jej z tym zejdzie.
Miała nadzieję, że nie dowie się od kogoś postronnego.
Podobnie jak o Jamesie, choć nie mogła odmówić mu tego instynktu opiekuna, który najwyraźniej silnie działał i sprawiał, że jej brat od samego początku patrzył lekarzowi na ręce. To było zaskakujące, bo wszyscy go uwielbiali i hołubili oprócz Dillona, który zawsze znajdywał jakieś ale. Gdyby wówczas go posłuchała i nie brnęła ślepo w ten związek to wszystko byłoby inaczej.
Byłaby wolna i wcale nie obawiałaby się śmiertelnie konfrontacji. Na samą myśl o tym opanowały ją mdłości, więc spojrzała na niego krzywo.
- To nie tak działa. Oboje zachowujemy się źle i nie można tego klasyfikować. Bez względu na okoliczności - jak dla niej nie było mowy o żadnym złagodzeniu jej winy, nawet jeśli jej partner był szują i była przekonana, że do tej pory nie zrosło się jej żebro po jego twardej ręce. Mimo to musiała przyznać przed samą sobą, że z premedytacją wplątała się w romans i na dodatek zaszła w ciążę. To nie było postępowanie, jakie Desi by od siebie wymagała.
Nie zasłużyła na te pieprzone lody, więc tylko kiwnęła głową. Truskawkowe mogły być.
- Nie rób ze mnie gorszej niż jestem. Dobra, jestem tragiczna - przyznała w końcu i zaczęła przegryzać naraz dwie frytki. Nawyk z domu, w którym wiecznie brakowało jedzenia i z obecnej rezydencji, w której partner karał ją za to, że jest za gruba. - Niepotrzebnie ci o czymkolwiek mówiłam, bo teraz zaczniesz go nienawidzić, a ja nie chcę, żebyś go nienawidził. Przynajmniej nie jego - spojrzała na niego z niemą prośbą, ale wiedziała, że to po trochu walka z wiatrakami.
Dla Dillona żaden partner siostry nie był dla niej odpowiedni, pod tym względem mogli sobie podać ręce, nawet jeśli wywracała teatralnie oczami na jego zapewnienia, że wszystko jest okej. Gdyby było to jego ręka nie zaciskałaby się tak gwałtownie na jej udzie. Wiedziała sporo o agresji i wiedziała jak łatwo czasami wypuścić tego potwora z klatki. Tyle, że teraz to nie był dobry czas na dyskusję, bo nerwy były absolutnie złym doradcą.
- Wróciłeś z frontu, ale głowę zostawiłeś tam i dlatego tu nie masz nawet psa - skomentowała więc krótko i dosadnie, po czym uśmiechnęła się lekko. Dla niej był najlepszym z chłopców i gdzieś jego przyszła żona marnowała czas, bo jeszcze go nie znała.
- Gdybym zachowała to dziecko to miałoby najlepszego wujka na świecie i tego się trzymajmy. I skończ pitolić o tym, że ci płacą. Uwielbiasz tę rolę, cięcie ludzi mamy w DNA - zauważyła swobodnie, choć sama dość nonszalancko je porzuciła. Wprawdzie nie na dobre, ale przecież Dillon jeszcze o tym nie wiedział.
Te tajemnice albo kiedyś ją wykończą albo zafundują jej rozmiarowe 10.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w uczuciach między tym co było, a co może będzie. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. i między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby.
+ Desiree Riseborough

W kwestii tego, że nie umie się utrzymać w żadnej długodystansowej relacji z kobietą, nie miał zamiaru robić z siebie żadnej ofiary. Wiedział przecież, że zawsze było coś ważniejszego. Studia. Staż. Rezydentura. Wyjazd na front a teraz życie po powrocie z niego. Nie czuł się na siłach by obarczać kogokolwiek całym tym syfem, który się za nim ciągnie. Zresztą, musiałby się w końcu przed kimś otworzyć na temat tego co się z nim dzieje, a póki co nie potrafił tego zrobić nawet przed Desiree, która była mu najbliższa. Za dobrze to w końcu nie rokowało, nie? Mimo wszystko lekko skrzywił się, kiedy siostra wytknęła mu, że to rzekomo on wiecznie daje kosza (choć to akurat fakt):
- A co to za założenie, że to ja zawsze jestem stroną porzucającą? Ja wiem, że wyglądam jak materiał na idealnego partnera, przystojny, ułożony, pamięta o rocznicach i nieźle zarabia, ale najwyraźniej na randkowym rynku nawet to jest już za mało, by cokolwiek z kimkolwiek stworzyć - wzruszył ramionami. Pewnie powinie raczej powiedzieć wprost, że on nie szuka żadnej dobrej dziewczyny, która pewnego pięknego dnia zostanie jego żoną i doczekają się pięknego domu z białym płotkiem gdzieś na przedmieściach. Koniec, biała flaga, żyli długo i szczęśliwie. Nie wiedział, czy Desi miała przyjemność z którąś z jego przelotnych fascynacji (które jego serdeczny przyjaciel Dick tytułuje czule lafiryndami) poznać, ale raczej od pierwszej chwili było jasne, że chodzi raczej o dość przelotną wspólną zabawę a nie planowanie wspólnej przyszłości.
- O Jezu, mała... Nie do końca to miałem na myśli. Nie wiem jak to dobrze sformułować w zdanie, żebyś się nie obraziła albo nie próbowała mnie zaraz udusić frytką, ale... Ale się martwię. Typ zdradza jedną laskę, jaką więc masz pewność że nie będzie zdradzał kolejnej? Temat powinien być gorący, bo to ty jesteś kolejną laską - czuł się maksymalnie chujowo wyciągając ją w tak gwałtowny sposób z jej krainy szczęśliwości (i trochę kurwików w oczach, ale jasny gwint, był jej bratem więc udawał że życie seksualne siostry nie istnieje). Ostatnie jednak czego chciał, to żeby w jej życiu, na dodatek na jej własne życzenie, pojawił się kolejny człowiek który ją skrzywdzi. Desiree za dużo już przeszła, szczęście i to w pełnych dawkach należy się jej jak psu buda.
- Udławisz się - pewnie zbeształ ją trochę nad wyraz, ale żeby nie było że jest jakimś surowym nauczycielem, trochę się przy tym roześmiał. - Nie zabiorę ci przecież. I wcale nie jesteś tragiczna. Masz prawo walczyć o własne szczęście, jak każdy. A na wojnie i w miłości nie ma zasad - wzruszył lekko ramionami. Drogi Boże, jak bardzo on by chciał mieć doświadczenia w tym temacie wynikające z tego drugiego, nie pierwszego. - Dobrze wiesz, że i tak byś mi się wygadała, bo jesteś ostatnią paplą. I wiesz, że ja nie nienawidzę ludzi dla zasady. Po prostu... Boże, ten twój pierwszy, ten co miał imię jak ze Zmierzchu, to chyba sama po czasie się pytasz siebie gdzie miałaś oczy. James? Typ ma dupę zamiast głowy, takim jest dupkiem. Ich się po prostu nie da lubić. A tego nowego nie będę tyrał bo był niewiernym mężem, no weź - zupełnie jakby Dillon był wzorem cnót jeśli chodzi o bycie komuś wiernym. Bywało różnie, nie zamierzał więc być hipokrytą. Przynajmniej nie w tym aspekcie.
Cieszył się, kiedy temat dotyczył jego siostry. Kiedy próbowała grzebać w jego głowie, próbując wyciągnąć cokolwiek co dotycz frontu, jeżył się i naprawdę mocno musiał brać na wstrzymanie.
- Desi, pracuję jakieś osiemdziesiąt godzin w tygodniu. Z tego powodu nie mam nawet kaktusa, co tu mówić o psie - postanowił więc odrobinę odwrócić kota ogonem. - I nigdy nie powiedziałem, że nie lubię swojej pracy - uśmiechnął się lekko. W ostatnim czasie większą frajdę sprawiało mu nastawianie pewnych rzeczy na żywca, w ogóle dynamika pracy w pogotowiu jakoś zyskiwała więcej sympatii kosztem bloku operacyjnego. Nie przyznawał się jednak, bo jego spostrzegawcza siostra zaraz by mu wytknęła, że to przez to że przyzwyczaił się do trybu wojennego. Cieszył się, że odsunął ten temat, nie zamierzał do niego wracać.
- I hej, ja zawsze jestem najlepszy. Wujkiem też bym był, gdyby było trzeba.
if you got it - haunt it
maruda
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
- Nie wiem, nie byłam na randce od liceum - przyznała całkiem szczerze i dopiero teraz między frytkami zaczęła się zastanawiać jakby to wyglądało. Nie, żeby planowała w najbliższej przyszłości rzucić się na rynek matrymonialny i go podbijać (co pewnie nie byłoby aż tak takie trudne), ale nigdy nie przyszło jej mierzyć się z faktem polowania na kogoś czy też szukania samemu ideału. Wszystko w jej życiu działo się kompletnym przypadkiem. Z Jasperem poznali się jeszcze podczas jej studiów, James wyhaczył ją (i osaczył, ale to inna historia) na kongresie medycznym, a Flann zjawił się akurat wtedy, gdy ostatnie o czym myślała to związek. Może o to chodziło? O to, by przestać szukać i poczekać co przyniesie los (lub w przypadku Dillona co przywiezie karetka)?
- Ale na moje każda powinna się o ciebie bić. Jesteś całkiem przystojny, niegłupi i masz gadane.
Tylko gdzie ty znajdziesz drugą taką wyszczekaną? -
parsknęła, bo może nie dla niego były łagodne nimfy, które sobie usadzi jak będzie chciał. Nie znała się na tym wcale, ale z jego charakterem byle jakaś trzpiotka nie wygra. Ona sama obecnie chciała mu przywalić, choć jak na razie nie podniosła na niego dłoni, a wysłuchała całkiem racjonalnych argumentów, które sprawiły w końcu, że westchnęła.
- Myślisz, że nie wiem, że to tak wygląda? Że są mężczyźni, którzy zwyczajnie nawiązują romanse i w ten sposób zmieniają swoich partnerów? Nie mam dwudziestu lat, Dillon - choć w tym momencie bardzo by chciała tyle mieć, by bez żadnego zawahania wierzyć w każde słowo swojego mężczyzny. - Ale chcę dać mu szansę. Najwyżej go potem zamorduję - wzruszyła ramionami i mógł sobie mówić, że nie czyhał na jej frytki, ale ona wiedziała swoje i je strzegła jak tylko mogła połykając je w takim tempie, że Flann faktycznie powinien być zadowolony z jej umiejętności oralnych, ale nie chciała również tego wspominać przy swoim starszym bracie. Ani o tym, że miał rację odnośnie Jamesa, a wręcz nie doceniał jego okrucieństwa, którym ją codziennie karmił.
Nie zamierzała jednak niczego mu opowiadać. Nie, gdy widziała jak bardzo się o nią martwił i jak go to trapiło. Postanowiła więc na koniec uśmiechnąć się i być dzielną jak wtedy, gdy jako dziecko rozbijało kolana, a on chwalił się kumplom, że Desi nie jest beksą jak inne dziewczyny. Wzięła to do serca tak bardzo, że teraz też przełykała łzy razem z ziemniakami, bo sytuacja nadal była patowa.
- Może zabrzmię okrutnie i egoistycznie, ale najważniejsze, że jest wierny wobec mnie - wzruszyła ramionami i od razu przewróciła oczami, gdy zaczął jej sprzedawać bajkę o tym pracoholizmie. Dobre sobie, nie mógł spać i brał dodatkowe dyżury, bo bał się nakręcić samotnie na coś, co miało być echem wojny.
- Patrz, a na zaliczanie panienek czasu ci starcza. Bertie coś wspominała - rzuciła niewinnie i już czekała na ten wybuch, że go sprawdza, że jeszcze szpieguje i niewiadomo co. Nie mogła przecież się nie martwić.
- Może kiedyś i zostaniesz wujkiem albo ja ciocią - dodała prędko, by odwrócić uwagę od tej bomby, którą właśnie na niego spuściła.
Życie, najwyżej shake zostanie w strefie marzeń.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w uczuciach między tym co było, a co może będzie. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. i między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby.
+ Desiree Riseborough

Spojrzał na nią trochę rozbawiony, delikatnie - jakby z pewną dawką politowania - kiwając głową. Niby przyznawał rację jej słowom, niby nie. Bo cóż to były w ogóle za wierutne kłamstwa?
- To co to za romans, jak facet nie był cię w stanie zabrać na porządną randkę? - ścisnął usta w lekko skonsternowaną kreskę. Chujowy samo cisnęło się mu na ten jego niewyparzony jęzor, ale na pierwszy rzut oka widział że Desi jest po prostu z tym swoim nowym artystą szczęśliwa, a on biedny nie miał w takich okolicznościach przyrody serca jej tego odbierać. Był dobrym bratem, a przynajmniej się starał. - I zwolnij trochę konia, bo się jeszcze sam w sobie zakocham - zaczesał palcami włosy do tyłu, trochę w stylu starodawnych amantów i nawet jakąś taką zapatrzoną w siną dal minę zrobił. Nie było co prawda tak, że miał kiedykolwiek specjalnie zawyżoną samoocenę - tak jakby miał po prostu w domu lustro i liczył się z tym, że z puli genowej wszystko co najlepsze wyżarła Desi, a on po prostu urodził się zdrowy i z kompletem kończyn. Starał się więc, od zawsze, nadrabiać osobowością, stąd to jego wygadanie. Ale czy to mogło być w jakikolwiek sposób seksowne? Aż musi wypytać o tą sprawę jakieś legitne źródło. Doktora Google na przykład.
Źle się czuł z tym, że tak śmiało ślizgają się po miłosnych tematach dotyczących konkretnie Desi. To był jeden z tych momentów, kiedy był gotowy wybudować turbo wysoką wieżę i ją tam zamknąć, niczym wszystkie te uciśnione księżniczki, aby żaden dupkowaty przedstawiciel gatunku męskiego jej nie skrzywdził.
- Serio? Wyglądasz na maksymalnie osiemnaście. Czy mogę zobaczyć pani dowód? - zażartował więc na wstępie, po czym jednak spoważniał. - Mała, chodzi mi po prostu o to... Jesteś cudowną dziewczyną i nie zasłużyłaś na to, by ktoś mógł cię skrzywdzić, bo otworzyłaś dla niego swoje ufne serduszko. I nie chce, żebyś pomyślała że życzę waszemu związkowi - mogę to nazywać w ten sposób? Że życzę waszemu związkowi źle. Widzę, że jesteś z tym facetem, albo dzięki niemu szczęśliwa, taka fajna radość tańczy ci w oczach kiedy o nim mówisz. Życzę jak najlepiej. Tylko chciałbym zobaczyć też minimum zdrowego rozsądku więcej. - nagle uderzało go, że rola troskliwego brata to kawał ciężkiego chleba. Spojrzał na nią z pewnym przejęciem, naprawdę liczył że będzie miała swój hollywoodzki wręcz happy end, i jeśli tylko wymagało to obecności w je życiu innego mężczyzny, to byłby w stanie to przeżyć. Dla niej. Choć wierzył, że nie będzie musiał typa darzyć nadmierną sympatią tak czy siak. - Jakby jednak co to ja znajdę jakiś kawałek bezpiecznego ogródka by zakopać t o i o w o - teatralnie puścił jej oczko i się nawet lekko zaśmiał. Czuł się jak jakaś zawstydzona pensjonarka, która nie jest w stanie wypowiedzieć słowa zwłoki.
Czy uspokoiła go mówiąc o tym, że jest wierny jej skromnej osobie? Może.
- Mogę cię o coś zapytać? - nie czekał jednak na odpowiedź, śmiało chyba zakładając że pytanie retoryczne to jest właśnie to czego potrzebuje ich relacja. - Jak to wszystko będzie wyglądać? On odejdzie od żony, ty od tego pozera i co dalej? Żyli długo i szczęśliwie? - Dillon bowiem nie miał również dwudziestu lat i niespecjalnie wierzył w to, że taka kurwa, jaką bywa los tak łatwo im odpuści i pozwoli na udane życie w swojej nowej bajce. Zamyśliłby się nawet i nad tym pewnie dłużej, gdyby właśnie nie zapowietrzał się w teatralnym szoku na wieść o bratanie się Desi z Bertie, przeklętą szefową pielęgniarek.
- To okropne pomówienia. Nie wiem co to seks od kiedy... W ogóle nie wiem co to seks - wyszczerzył się głupkowato i roześmiał szczerze. Nie spodziewał się chyba jednak, że wieści o jego podbojach w trakcie dyżurów (a więc jednak zarejestrowała wszystko!) dojdą nawet do uszu jego najdroższej siostry.
- Będę najlepszym wujkiem - czy mógł jeszcze bardziej dosadnie wyrazić swoją niechęć do zakładania rodziny i posiadania dzieci? Dillon Riseborough sam ciągle był dzieckiem, na dodatek takim któremu kazano dorosnąć a niespecjalnie potrafi to zrobić.
if you got it - haunt it
maruda
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
- Och, Dillon, jesteś całkiem dużym chłopcem i wiesz chyba co znaczy ROMANS - niemal mu przeliterowała to słowo, ale w zasadzie była ostatnia do tłumaczenia swojemu bratu, że tak, przez pierwsze tygodnie wręcz nie wychodzili z Flannem z łóżka nie mogąc się sobą nacieszyć. Po części ta faza miesiąca miodowego nie przeszła im do pory i choć spędzali już długie rozmowy na pasjonujących rozmowach i odkrywaniu siebie, woleli to robić w zaciszu czterech kątów, gdzie nie narażali się na karcące spojrzenia bądź ryzyko odkrycia. Raz już wyszli na Walentynki i zakończyło się to bliskim spotkaniem z rodziną jego żony. Nic dziwnego, że po tym fakcie randki wolała odbywać prywatnie. Poza tym co to była za randka, skoro od poznania byli razem? Żadnego dreszczyku niepewności nie było, strachu przed odrzuceniem również, więc mogła jedynie zazdrościć (i równocześnie współczuć) bratu poszukiwania tej jedynej na niekończących się kolacjach i spotkaniach towarzyskich.
Nie zamierzała jednak rozwijać tego tematu, bo już widziała po minie Dillona, że wkracza na ten grząski grunt rozmów na temat seksu, a była przekonana, że dla niego wciąż ma jakieś piętnaście lat i go to mierzi. Uśmiechnęła się więc całkiem pewnie. Jasnym było, że mógł powiedzieć wszystko, a ona nadal była tak samo szczęśliwa i przekonana o tym, że wszystko będzie dobrze. Nie wynikało to nawet z relacji z Flannem- po prostu Desiree jak sobie coś powzięła to trzymała się tego na całego i teraz również miała taki plan, niezależnie od tego, ile razy przyjdzie jej odpowiadać na podobne zarzuty bądź kłócić się z całym światem, słusznie przekonanym, że Rohrbach robi coś niegodziwego. W jego obronie była gotowa wytoczyć każde działo, podobnie jak w stosunku do brata, który faktycznie wydawał się jej najbardziej przystojny, mądry i poukładany. Wypadałoby tylko znaleźć dzierlatkę, która doceni tego typu zalety.
- Może gdybyś faktycznie sam w sobie zobaczył coś dobrego to bym się doczekała jakiejś bratowej. Nie naciskam, ale najmłodszy nie jesteś - nieco z niego drwiła, a nieco obawiała się tego, że wreszcie zostanie sam na placu boju, a przecież jeszcze nie zdążyła spuścić na niego bombę, zwaną rewelacjami na temat ich pochodzenia. Po tym wyznaniu nic nie będzie tak jak wcześniej i bardzo jej zależało, żeby Dillon miał kogoś u swego boku.
Dlatego skrzywiła się mocno, gdy powrócili do rozkładania jej związku na części pierwsze. Dopiero słowa brata jednak otworzyły jej oczy, bo nigdy nie zastanawiali się z Flannem co będzie potem. Zwyczajnie żyli do momentu wyznania wszystkim prawdy, ale nigdy nie przemyśleli tego jak ich dalsze życie będzie wyglądać, bo przecież musieli godzić coś, co na pierwszy rzut wydawało się nie do pogodzenia. Świat medycyny i ten artystyczny. On, bujający wiecznie w chmurach (nawet ona już to zauważała) i ona, bardzo silnie stojąca na ziemi. Absolutnie dwa żywioły, które tylko w bajkach funkcjonowały zgodnie. W prawdziwym życiu mogło przerodzić się to w piękną katastrofę naturalną.
- Nie wiem - przyznała w końcu z ociąganiem. - Nigdy nie zastanawiałam się nad tym wszystkim, ale nie chcę szczęśliwie, chcę spokojnie, chcę z nim - westchnęła i wiedziała, że na tym zasadza się to wszystko. Kochała jak szalona tego człowieka, jego dziwactwa, wady, absolutny brak hamulców i niezależnie od całego bagażu była gotowa trwać w tym związku. Liczyła (dość naiwnie), że miłość wszystko im poukłada, choć powoli zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to wymagało wiele czasu i kompromisów.
Odgoniła jednak te ponure myśli i spojrzała na niego rozbawiona.
- Uhm, tak właśnie mówiła twoja koleżanka. Taki jesteś cnotliwy, że podobno pół szpitala huczy o jakiejś pacjentce. Myślałeś o konsekwencjach? A jakby cię zgłosiła, podała o molestowanie? Dillon, opamiętaj się, no! Żaden seks nie jest aż tyle warty - przewróciła oczami i nagle uświadomiła sobie, że zmieniła się nieco hierarchia ich relacji.
Teraz to ona była jego starszą siostrą i to ona martwiła się o niego w najlepsze, podczas gdy on... O Boże, gdyby on wiedział ile ona razy przewróciła oczami przy rozmowie z Bertie.

Dillon riseborough
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w uczuciach między tym co było, a co może będzie. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. i między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby.
+ Desiree Riseborough

Tak, owszem, Dillon Riseborough już od co najmniej kilku konkretnych lat był zdecydowanie dużym chłopcem j pewnie powinien do kompletu potrafić rozmawiać z dorosłymi na poważne tematy, ale jak zapewne mawia jedno z praw Murphy'ego - nie można mieć wszystkiego. Próbował więc sobie to jakoś całkiem sensownie poukładać w głowie, ale na ten moment o romansach mógł mieć co najwyżej pojęcie z niespecjalnie wyszukanych produkcji filmowych, bo sam dziewczyny zmieniał tak często, że nawet nie zdążyłby jednej z drugą zdradzić. Ups.
- Desiree Riseborough, przypominam ci że ja nadal jestem twoim bratem i nawet choćbym był już ostatecznie starym dziadem, wycieczki gdzie miałbym chociaż pomyśleć o technicznych aspektach twojego romansu to z a d u ż o. Jasne? - no bo jednak drodzy państwo, gdzie i niby w jaki sposób miałoby w końcu do niego dotrzeć oficjalnie, że jego mała siostrzyczka ma gdzieś tam w swoim małym świecie swoje prywatne życie seksualne? Wiadomo przecież, że żadna siostra nie uprawia seksu. No z czym do ludzi w ogóle. Zresztą - Dillon nigdy nie zaakceptował żadnego z miłosnych wyborów Desi - co pewnie świadczyło o nim nie do końca dobrze, ale on się o nią tylko troszczył !! - odwiecznie uważając, że ona dla każdego kolejnego gnojka jest po prostu za dobra. Skoro więc nie był w stanie zdzierżyć w ogóle obecności jakiegokolwiek partnera u jej boku, jak mogła go stresować aż tak bardzo by właśnie teraz sugerować mu cokolwiek dotyczącego seksu? Tak się nie robi, panno Riseborough.
Miał nawet w planach rozładować atmosferę i zażartować, tak jak miał w zwyczaju - jakoś prosto i wręcz głupkowato, ale wtedy jego kochana siostra wystawiła mu laurkę, a on sam poczuł że robi mu się głupio. I to nie w ten sposób, kiedy jedyne co jesteś z siebie w stanie wykrzesać to zawstydzenie rysujące się różowym pąsem na policzkach, a raczej w ten kiedy chciałoby się dożywotnio przestać istnieć jako temat jakichkolwiek rozmów. Bo między Bogiem a prawdą, co dobrego miał w sobie zobaczyć? Pracoholika, który gdyby nie ograniczenia wynikające z biologii i prawa pracy, nie wychodziły najchętniej z roboty? Człowieka z jakąś popieprzoną bombą w głowie, przez którą jest w stanie krzywdzić siebie i innych? Gościa cierpiącego na bezsenność i mającego problemy z przywiązywaniem się? Faktycznie Des, najlepsza partia w okolicy. Nawet przystojny nie był. Bogaty zresztą też nie. Westchnął sobie ciężko i jakoś odruchowo mocniej zacisnął ręce na kierownicy.
- Nie naciskam, nie naciskam - zaczął ją przedrzeźniać wysokim, piskliwym głosem, tym rzekomo najlepiej udającym kobiecy. - Nie naciskam a brzmisz właśnie jak upierdliwa krewniaczka, która w trakcie świątecznej kolacji musi każdemu wypomnieć brak współmałżonka, kredytu hipotecznego i minimum trójki dzieci bo to NAJWYŻSZY CZAS, i na pewno ulubienica tłumu Maisie, ta z Cairns, w TWOIM WIEKU już miała. Jedz lepiej już tą bułkę - zaśmiał się trochę, wskazując na jej ledwo nadgryzionego burgera. Starał się w tym momencie robić dobrą minę do złej gry, bo przecież tak do końca nie był z drewna i miał w sobie jakąś wrażliwą strunę, którą - gdzieś bardzo, ale to bardzo głęboko w środku - poruszało podnoszenie takich tematów. Przecież nie było do końca tak, że on się czuł doskonale nie mając nikogo na stałe, nie mając swojej własnej rodziny. Nie był ślepy, zdawał sobie sprawę że jest jednym z ostatnich na oddziale czy w remizie, którzy nie mają się w tym temacie czym chwalić. Choć nawet gdyby miał, to by się nie chwalił, ale wiadomo było chyba o co chodzi, prawda?
Prewencyjnie zapchał się porcją frytek.
- Jezu, Des, brzmisz jak te wszystkie romantyczne bohaterki z Netflixa - odpalił się z pełnymi jeszcze ustami, więc zapewne siostra nie była w stanie go za bardzo zrozumieć. Może to i lepiej? - Uważaj, bo ci tak jeszcze zostanie - niby uśmiechnął się drwiąco, niby nawet jakoś w głos śmiechem parsknął, ale musiał przyznać, że z takim nienachalnym rodzajem szczęścia było blondynce do twarzy. Spojrzał na nią ukradkiem. Owszem, Desiree nie miała już może nastu lat, owszem może odczytywał super różne sygnały - raz czuł, że coś jest u niej mocno nie tak, raz że mogłaby obdarować swoim szczęściem połowę mieszkańców planety, a i jeszcze jej samej zostałoby sporo, ale mimo to na swój sposób cieszył się z tego, że nigdy nie była i nie będzie zupełnie przeźroczystą wydmuszką pozbawioną uczuć. Był w stanie w ten sposób opisać samego siebie, stąd radość, że u jego najdroższej siostry tak to nie wygląda.
Choć na następne rewelacje, zakrztusił się porcją frytek. Następną już. Do tego stopnia, że aby się tego ustrojstwa pozbyć przez chwilę odbył festiwal kasłania, dławienia się, duszenia i wszystkiego innego. A kiedy już przeszło, że łzami w oczach wypalił zdecydowanie za głośno:
- Co, kurwa? - i jeszcze przez chwilę dochodził do siebie, nawet podbierając Desi odrobinę napoju, który po kradzieży upiciu kilku sporych łyków jeszcze oddał. - Co ta zołza znowu takiego na mnie nagadała? Jestem WZOREM CNÓT. Co, z kim, niby kiedy? Jak ze szpitala zwykle jadę prosto na dyżur w karetce? Nie w głowie mi randki i dziewczyny - tak, tak, dokładnie tak, tylko winny się tłumaczy. Choć gdy zobaczył jej rozbawione spojrzenie, zaśmiał się (chyba sam z siebie) i dodał: - Chłopcy tym bardziej. Jezu, czasami mam cię dosyć. Choć, odstawię cię do domu - nagle się jednak rozchmurzył i brakowało jedynie, żeby nad głową rozbłysła mu żarówka, jak w kreskówkach kiedy u danej postaci pojawi się jakiś doskonały pomysł.
- Albo nie. Zadzwoń do tego swojego przykrego smutasa, że zgarniam cię dzisiaj do siebie. Zobaczysz jak się pięknie urządziłem - i nawet nie czekając, aż Desiree faktycznie poinformuje swojego partnera o tym, że dzisiejszej nocy nocować będzie u brata, skręcił w zupełnie inną stronę niż ta, która prowadziła do jej pozornie idealnego Fluorite View.

< k o n i e c <3 >
if you got it - haunt it
maruda
ODPOWIEDZ