Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
#4

Nie była w ogóle zadowolona z tego, że ma tutaj przyjść. Zupełnie nie. Ostatnie czego chciała po tak długim czasie od rozstania to ponownie spotkać się z Remigiusem. Nie ma się co oszukiwać, to co jej zrobił nie było miłe i bardzo mocno wpłynęło na jej życie i samoocenę. Dużo musiało czasu upłynąć, zanim mogła śmiało powiedzieć, że się z niego wyleczyła i czasem obawiała się, że było to tylko głupie gadanie. No, bo czy kiedykolwiek przestanie mieć względem niego jakiekolwiek uczucia? Nie był jej obojętny i prawdopodobnie nigdy nie będzie, chociaż jak na razie raczej w stosunku do niego przeważał gniew niż jakiekolwiek inne pozytywne odczucie, które mogłaby z siebie wykrzesać. Z drugiej strony, byli ze sobą sporo, nie był dla niej obcy i wiele wspaniałych i szczęśliwych wspomnień, które miała w swojej głowie, wiązały się właśnie z nim. Nie mogła całkowicie się go pozbyć, bo wtedy wyzbyła sie też cząstki siebie. To straszne jak skomplikowane potrafi być życie dorosłego człowieka. Czasem wolałaby znów być dzieckiem i mieć problemy związane tylko z chodzeniem do szkoły. Niestety już z tego wyrosła i teraz musiała się zmierzyć ze swoją przeszłością. Stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który złamał jej serce. Miała nadzieję, że będzie zmuszona na niego patrzeć tylko przez kilka sekund odbierając istotną dla niej rzecz i to by było na tyle.
Z takim właśnie nastawieniem podjechała pod adres Remigiusa i po chwili była już pod jego drzwiami. Zadzwoniła dzwonkiem i czekała aż mężczyzna jej otworzy. Była jakoś dziwnie poddenerwowana i miała nadzieję, że nie wpadnie na tą małoletnią lambadziarę, która odbiła jej faceta, bo kto wie co mogłoby się wydarzyć. Wyrwane włosy? Podbite oko? Różnie to mogło się skończyć. Całe szczęście okazało się, że drzwi otworzył jej były ukochany. - Cześć - rzuciła i dopiero po chwili na niego spojrzała, a to co zobaczyła zupełnie jej się nie spodobało. Nie żeby nagle jakoś zbrzydł czy coś w tym stylu, ale zdecydowanie miał lepsze momenty w życiu. - Masz to po co przyszłam? - Zapytała, a że nie chce mi się myśleć co to mogłoby być to nie będę się bawić w szczegóły tej niesamowicie istotnej rzeczy. Zoey wiedziała, że Remigius należy już tylko do jej przeszłości, ale coś jej nie pozwalało być obojętną na stan w jakim się znajduje. - Nie wyglądasz najlepiej, jesteś chory? - Zapytała i być może nawet w jej głosie dało się usłyszeć jakąś nutkę troski.

remigius soriente
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Przez całe życie przyjeżdżał do Lorne Bay sądząc, że to jest jego miejsce na ziemi. Obojętnie gdzie był, gdzie mieszkał, co robił to właśnie ta mała mieścina na wschodnim wybrzeżu Australii posiadała jego serce. Tutaj najpierw spędzał wakacje z matką i rodziną, a potem sam przylatywał by odpocząć od zgiełku życia w LA. Potem zdecydował się na kupno najpierw mieszkania, a potem okazałej willi i wtedy los z niego zakpił. Miejsce, które miały być jego rajem, okazało się piekłem, które bezlitośnie odbierało mu szczęście. Najpierw tragiczna śmierć siostry, którą Remy siebie obarczał, potem nieprzyjemne rozstanie z Zoey, gdy w jego życiu pojawiła się zagubiona Lisbeth. Ona także winiła siebie za śmierć Margot, pojęcia nie mając, że to Soriente nie wywiązał się ze swoich obowiązków, nie sprawdził zabezpieczeń jak zwykle, nie doglądał jej, w efekcie czego odpadła od ściany spadając w przepaść i umierając mu na rękach. I jakimś cudem ta okropna historia przerodziła się w kilka na pozór szczęśliwych lat, ale te także brutalnie mu odebrano. Co więcej, Westbrook odchodząc obarczyła go odpowiedzialnością za to, że tak bezdusznie ją wykorzystał, wmówił jej, że ten związek miał sens, że ich miłość miała sens, gdy tak naprawdę ona sama od początku czuła presję jakiej nie umiała sprostać.
Nic więc dziwnego, że Remigius nie chciał spędzić kolejnych miesięcy w tym piekielnym mieście. Chciał odejść, zniknąć i zapomnieć wszystko to co mu się przytrafiło, chociaż jednocześnie czuł się zagubiony jak nigdy, bo to właśnie w Lorne Bay czuł się jak w domu.
- Cześć - odpowiedział suchym głosem, bo od paru dni nie robił nic poza piciem i paleniem. Snuł się po pustym domu jak cień i nie miał ochoty nikogo widzieć, ani nic robić. Zrzucił obowiązki w pracy na asystentów, rodziny unikał, Laurissa obecnie także nie pojawiała się w domu po ich ostatniej kłótni. Nawet jeśli przyznała się do tego, że wmówiła Lisie, że krzywdzi Remka to i tak nic to nie zmieniło. Westbrook zniknęła z jego życia i tak było dla niej najlepiej. Więc gdy Zoey zapukała do drzwi jego domu, cóż... Prawdopodobnie widziała cień dawnego Remigiusa, zniszczony i zmęczony bólem. - Tak, leży w kuchni. Wejdź, zaraz przyniosę - odpowiedział, osuwając się i otwierając szerzej drzwi. Miał na sobie dres, co może nie było niczym wyjątkowym, ale zwykle prezentował się z lekkością i klasą. Biła ode niego energia i uśmiech nieustannie gościła na jego twarzy. Tymczasem brakowało błysku w jego spojrzeniu, zasinienia pod oczami i nieułożone włosy dodawały lat, a opuszczone ramiona wyrażały poddanie się. - Nie, jestem idiotą - odpowiedział, nawet nie kryjąc się z tym jak cholernie siebie samego nie znosił w tamtej chwili. - Lisa mnie rzuciła - dodał zaraz, aby móc zobaczyć tę satysfakcję w oczach Zoey, aby móc poczuć ból płynący z pogardy, którą mogłaby go obdarować, chciał cierpieć jeszcze mocniej i właśnie otworzył ramiona, gotów na strzał.

Zoey McTavish
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Karma is a bitch. Zoey w tym momencie powinna skakać z radości i śmiać się w głos wiedząc jak zakończyła się jego relacja z dziewczyną, dla której ją zostawił. Gdyby była prawdziwym potworem to pewnie, by tak właśnie robiła. Niestety, była tylko człowiekiem i to najwyraźniej dobrym. Za dobrym dla tego świata, a już na bank dla takiego Remigiusa, który zranił ją niewyobrażalnie. W sumie to zaczęło jej być nawet odrobinę smutno, a tego się nie spodziewała po takiej wiadomości. Powinna być szczęśliwa, a jednak bolało ją to, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że po ich rozstaniu nie wyglądał na takiego przejętego. W końcu zerwał z nią dla innej, więc pewne był z tego powodu o wiele bardziej zadowolony. Ta myśl sprawiła, że poczuła jak coś zakuło ją w sercu, wciąż bolało, mimo tego całego minionego czasu.
- Z grzeczności nie zaprzeczę - stwierdziła i zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Starała się tym tekstem jakoś poprawić sobie humor, bo jemu się coś takiego nie należało. Oczywiście była ostatnią osobą, która chciała słuchać o jego życiu uczuciowym, bo chyba, by puściła pawia. No, a jednocześnie było jej go szkoda. No, ale co miała mu powiedzieć? Cóż, postanowiła go nie okłamywać. - Chciałabym powiedzieć, że jest mi smutno z tego powodu - mruknęła krzyżując ręce na wysokości piersi. - Ale nie będę kłamać - może nie było to najbardziej miłe zagranie z jej strony, ale chciała byc z nim szczera. - Aczkolwiek nie jest mi miło widzieć Cię w takim stanie - to też było szczere, jaka się prawdomówna zrobiła. - Jadłeś coś w ogóle? - Zapytała odstawiając swoją torebkę gdzieś na bok, a później położyła dłoń na jego ramieniu. - Nie jestem odpowiednią osobą, z którą mógłbyś porozmawiać o nieudanym związku, ale za to mogę Ci wprost powiedzieć, że wyglądasz jakbyś nie mył się przez tydzień i nie spał przez dwa, a nie namówisz dziewczyny do powrotu wyglądając w ten sposób - i tu wskazała na niego. Widziała jego lepsze, życiowe momenty. Teraz, by na niego nie poleciała.

remigius soriente
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Uznałby słowa Zoey za wybitnie zabawny żart, gdyby nie znajdował się na życiowym zakręcie. Dlatego nawet nie obeszło go to jak zgodziła się z jego twierdzeniem, bo sam głęboko wierzył w prawdziwość tego epitetu. Był idiotą,. który zmanipulował, wykorzystał i zranił Lisbeth, a przy okazji także samą Zoey, więc należało mu się oberwać o wiele gorszymi przymiotnikami niż tylko tym jednym.
- Dzięki za szczerość - mruknął pod nosem, po czym przesunął się w przejściu. McTavish miała pełne prawo odczuwać satysfakcję z tego, że jego związek z Lisbeth się zakończył. Nawet jeśli bezpośrednio nie zdradził Zoey to jednak będąc z nią emocjonalnie coraz bardziej przywiązywał się do innej kobiety, a jednocześnie nie był na tyle odważny, aby zdobyć się na szczerość wobec którejkolwiek z nich. I chociaż to Zoey zerwała to Remigius miał pełną świadomość tego, że ją zranił i powinien ponieść tego konsekwencje. - Nie jestem głosy, a ty nie musisz udawać współczucia, Zoey. Weź to po co przyjechałaś i po prostu mnie zostaw, tak będzie łatwiej - odpowiedział, bo zrobiło mu się niesamowicie źle, gdy dostrzegł troskę w jej oczach.
W tamtej chwili uważał siebie za nic nie wartego skurwysyna, więc okazanie jakiegokolwiek wsparcia w jego stronę, spotykało się z murem i zaprzeczeniem Remy'ego. Laurissie też nie umiał i nie chciał przyznać racji. Oskarżał się za to do jakiego stanu doprowadził Lisbeth i coraz mocniej nienawidził. W dodatku Zoey była jak gwóźdź do trumny, bo przecież ją także zniszczył swoim durnym zachowaniem, a więc tym bardziej miał prawo do autodestrukcji.
- Nie chcę jej do niczego namawiać. Dobrze zrobiła odchodząc - rzucił cierpko, po czym ruszył w głąb domu, bo nie umiał znieść tego ciepłego spojrzenia jakim obdarowała do Zoey, nawet jeśli jej słowa były dobitne i surowe. - Wykorzystałem ją, zmanipulowałem i wmówiłem, że jest szczęśliwa... Kurwa, zrobiłem jej dokładnie to co tobie, ale na większą skalę. Ty przynajmniej miałaś siłę, aby się ode mnie uwolnić, a taka dziewczyna jak Lisa? Sama siebie niszczyła nim wreszcie zrobiła co powinna i uwolniła się ode mnie - wywalił z siebie potok słów, które było jak jego myśli; nieskładne, podarte i naszpikowane bólem. Tłumaczył sobie wszystko raz po raz i jedyne co robił to odnajdywał we wszystkim coraz więcej własnej winy. - Przepraszam... Nie powinnaś tego słuchać - dodał po chwili, gdy przysiadł na białej, skórzanej kanapie, bo nie wiedząc kiedy nagle znaleźli się w przestronnym salonie z widokiem na ogród i basen. Tylko, że tym razem sterylnie czyste i piękne wnętrze zdesakralizowane było dziesiątkami butelek po alkoholu, które walały się tu i tam. Pośród nich porozrzucane były jakieś ubrania i książki, a niedopałki papierosów zatopione były w niedopitych drinkach. - Będzie lepiej jak już pójdziesz - rzucił pod nosem, bo nie rozumiał czemu w ogóle Zoey nadal go znosiła. Powinna zabrać swoją własność i wyjść. Napawać się jego upadkiem tym, że wreszcie karma go dopadła.

Zoey McTavish
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zoey powinna teraz skakać z radości, chodzić i ciągle mówić, że karma to suka. Mogła teraz triumfować i jeszcze mu zacząć dogadywać, że dostał to na co sobie zasłużył i, że dobrze mu tak. To jednak nie byłoby w stylu McTavish. Zranił ją wtedy tak mocno jak jeszcze nikt wcześniej i miała nadzieję, że nikt później. Nie mogła się pozbierać po ich rozstaniu i dalej to w jaki sposób ją potraktował sprawiało jej ból, bo wiedziała, że nigdy na nic takiego sobie nie zasłużyła. Nie sądziła, że byla najlepszą dziewczyną pod słońcem, ale jednak zawsze się starała, by w ich związku niczego nie zabrakło. Najwyraźniej coś musiała przeoczyć skoro Remigus zaczął szukać bliskości gdzie indziej. To jednak wcale go nie tłumaczyło i gdyby tylko Zoey nie była aż tak dobrze wychowana, to teraz właśnie kopałaby leżącego. No, ale niestety. Rodzice zrobili z niej porządnego człowieka i widząc w jakim stanie jest jej były ukochany, to nie mogłaby go tak po prostu zostawić samego.
- Przestań tak mówisz... zarówna ja jak i ona, obie byłyśmy dorosłe wiążąc się z Tobą. Myślisz, że tak łatwo komuś wmówić miłość? - Pokręciła głową, bo ona uważała, że takie rzeczy się po prostu czuje i widać, gdy uczucie jest prawdziwe. - Poza tym, nie porównuj nas do siebie... ja odeszłam, bo nie miałam innego wyboru. - No chyba, że miałaby tkwić w jakimś dziwnym związku z facetem, który najwidoczniej nie kochał jej tylko jakąś małolatę. - Poza tym... nie jesteś najgorszym co się może przytrafić kobiecie - zaczęła i zrobiła kilka kroków w jego stronę, a później mu położyła dłoń na policzku. - Przez większość naszego związku, byłam bardzo szczęśliwa i myślę, że jeżeli cokolwiek mam wspólnego z tą dziewczyną to właśnie to... - no cóż, nie każdy związek jest na zawsze, o czym Zoey się niestety przekonała dość boleśnie. - Co takiego niby jej robiłeś, że według Ciebie musiała aż od tego wszystkiego uciec? - McTavish uważała go za całkiem spoko faceta, do momentu aż nie zacznie wodzić wzrokiem za inną babą, bo wtedy wiadomo, traci wiele punktów w tym rankingu. - Tak, zdecydowanie powinnam sobie iść - pokiwała głową, ale już podjęła decyzję, że zrobi sama sobie krzywdę i jednak trochę z nim zostanie. - Ale nie zostawię Cie samego w towarzystwie... tego - i tu wskazała na ten cały burdel, włączył jej się tryb porządnicki i zaczęła sprzątać te niedopite drinki. Nie będzie siedziała w takim otoczeniu! Pozgarniała więc trochę rzeczy i odstawiła je do kuchni, a później otworzyła nieco okno, bo trochę świeżego powietrza zdecydowanie się Remiemu przyda żeby przewietrzyć głowę. Stała chwilę przy oknie patrząc się na krajobraz, bo chciała zdać mu pewne pytanie, ale nie była pewna, czy chce znać na to odpowiedź. W końcu jednak odwróciła się w jego stronę. - Kochasz ją? - Zapytała wpatrując się w mężczyznę , dobrze wiedząc, że prawdopodobnie to co za chwilę usłyszy sprawi, że znów poczuje małe ukłucie bólu w sercu, ale chyba inaczej nie można było.

remigius soriente
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Bardzo chciał poddać się temu co mówiła Zoey, uwierzyć w jej słowa i zdjąć z siebie cień odpowiedzialności, ale nie potrafił. Prze ostatnie tygodnie był sam dla siebie katem i czy słusznie, czy też nie, nieustannie wmawiał sobie to jak paskudnym jest człowiekiem. W dodatku uważał, że nie zasługiwał na żadne miłosierdzie, a już na pewno nie na pomoc i wsparcie od kogoś, komu także zafundował gorzkie łzy. Tylko, że jak bardzo by nie chciał, tak w tym całym bagnie w jakim siedział, głos i obecność Zoey były niesamowicie kuszące. I chociaż spodziewał się, że spotkanie twarzą w twarz z byłą kobietą będzie gwoździem do trumny to okazało się ono początkiem jego powolnego s t a w a n i a na nogi.
- Sam nie wiem - mruknął w odpowiedzi na jej pytanie, a swoim smętnym wzrokiem powiódł gdzieś po podłodze. - Przepraszam za to porównanie - dodał zaraz, bo faktycznie nie powinien tego robić. Nie tylko ze względu na okoliczności, ale też fakt, że Zoey i Lisbeth niewiele miały ze sobą wspólnego. Chociaż tak czysto teoretycznie, każda z nich miała w sobie ciepło i zrozumienie, którego Remigius nie sądził nawet, że potrzebuje, a gdy je dostrzegał, nie potrafił mu się oprzeć. - Wiem - sapnął, bo wspomnienie ich rozstanie wzbudzało w nim poczucie winy i wstyd. - Po tym jak odeszłaś... Unikałem Lisbeth, sądziłem, że tak będzie lepiej, bo skoro skrzywdziłem ciebie to pewnie ją też bym potrafił i popatrz.... Udało mi się - rzucił, po czym zaśmiał się gorzko. Aczkolwiek faktycznie po tym jak Zoey z nim zerwała, Soriente starał się odsunąć od Westbrook. Owszem to przez nią jego związek się rozpadł, bo czuł wobec niej zdecydowanie zbyt wiele i emocjonalne przywiązanie jakie ich połączyło sprawiało, że każda inna relacja z kobietą nie miała racji bytu, ale jednocześnie bał się, że budowanie czegokolwiek na takim gruncie będzie błędem. Wmawiał więc sobie, że będzie dla nich lepiej jak nigdy nie będą ze sobą, ale cóż... rozsądek nigdy nie wygra z sercem i koniec końców poddał się temu co czuł wiążąc się z Lisbeth.
Na moment zanurzył się w tych rozmyślaniach i dopiero ruch i słowa Zoey sprawiły, że ponownie skupił na niej swoją uwagę. Pojęcie nie miał co powinien odpowiedzieć, gdy dłoń McTavish spoczęła na jego policzku. Nie zasługiwał na takie wyznanie, ani to ciepło i zrozumienie, które mu okazała, ale był za nie cholernie wdzięczny.
- Zoey... - Zaczął, po tym jak ponownie otworzył oczy, bo dotyk jej ciepłej dłoni sprawił, że na moment przymknął powieki chcąc zatrzymać ten moment spokoju jaki poczuł. - Przepraszam - oświadczył, po czym złapał delikatnie jej palce w dłonie. - Chcę żebyś wiedziała, że nigdy nie chciałem ciebie skrzywdzić i nienawidzę siebie za to co ci zrobiłem - oznajmił, po czym na jego twarzy pojawił się minimalny cień uśmiechu. - I dzięki za to co powiedziałaś, naprawdę - dodał, po czym z lekkim skonsternowaniem zaczął obserwować to jak McTavish krząta się po jego salonie i kuchni. - Nie musisz sprzątać, Zoey - mruknął, ale nie słuchała. Ostatecznie sam się zwlókł z kanapy i coś tam wrzucił do worka na śmieci, ale ciężko nazwać jego pracę produktywną.
Gdy Zoey stanęła w oknie, on stał kilka metrów za nią. Jej sylwetka wymalowana na rozpościerającym się za tarasem widoku, była wszystkim na czym się skupiał do chwili, gdy usłyszał zadane mu pytanie.
- Tak - odpowiedział bez momentu zawahania, bo jeśli czegokolwiek był w życiu pewnym to właśnie tego. - Ale nie ma to znaczenia, bo ona nie czuje tego samego, chyba... Sama nie wie co to miłość. Uznała, że jej ją wmówiłem - dopowiedział, po czym sięgnął po stojącą obok prawie pustą butelkę po wódce i z gorzkim uśmiechem na twarzy uniósł ją, by przelać jej zawartość do swojego gardła. - Dlatego jebie to Lorne Bay. Wyjadę stąd, sprzedam ten cholerny dom i zacznę żyć jak kiedyś - dodał, jakby właśnie wszystko to postanowił, aczkolwiek od pewnego czasu nosił się z zamiarem opuszczenia miasta. Rozmowa z Zoey była bodźcem, którego potrzebował, aby te plany wprawić w ruch.

Zoey McTavish
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Kiwnęła głową, na znak że przyjmuje te jego przeprosiny, chociaż nie były konieczne. Nie wymagała od niego niczego takiego, po prostu uważała takie porównanie za nietrafione. Gdyby Lisabeth nie pojawiła się w życiu Remigiusa to pewnie Zoey, by go nie zostawiła i kto wie jak potoczyłaby się ich wspólna przyszłość. Może teraz byliby małżeństwem, a Zoey siedziałaby w domu z brzuchem oczekując na narodziny pierworodnego. Nie wiadomo i chyba wolała nawet o tym nie myśleć, bo nie miało to większego sensu. Po co miałaby psuć sobie humor wyobrażeniami przyszłości, której nie mogła mieć. Ich wspólne życie się zakończyło, McTavish przeżyła ich rozstanie dość mocno, ale wiedziała, że nie może tego zbyt długo rozpamiętywać, bo po prostu nie było warto. – Nie użalaj się nad sobą, nie wypada facetowi w Twoim wieku – powiedziała wprost, bo trochę jej się wydawało, że Remigius był nieco przewrażliwiony. Związki nie zawsze wychodziły, ludzie się ze sobą rozstawali, a Remi za każdym razem próbował wmówić całemu światu, że to on jest tu problemem, chociaż nie zawsze tak było. Zoey na przykład uważała, że głównym ich problemem była Lisabeth, bo gdyby nie ona to w sumie problemu, by nie było. Uważała ich związek za szczęśliwy i dość udany… do czasu. Nie uważała jednak, że powinna o tym mówić, bo według niej to było jasne jak słońce.
Nie chciała go też niepotrzebnie dołować, nie wymagała od niego przeprosin za to co się stało i mimo wszystko było jej smutno widząc go w takim stanie. No i to nawet z dwóch powodów. Po pierwsze, nie był dla niej jakimś obcym człowiekiem, którego miała w dupie. Kiedyś byli ze sobą blisko i życzyła mu jak najlepiej mimo tego, że ją zranił. Nie chciała żeby się źle czuł. Po drugie, było jej smutno też dlatego, że doskonale sobie zdawała sprawę, że ich rozstania nie przeżywał aż tak. – Przestań, Twoje przeprosiny teraz niczego nie zmienią, a ja nie mam do Ciebie już o to żalu. Wyszło jak wyszło… może nie byliśmy sobie pisani - powiedziała i nawet się trochę smutno uśmiechnęła. Ciężko było się do tego przyznać, bo spędzili ze sobą dość sporo czasu jako para, a nie chciała wierzyć w to, że był on w stu procentach stracony. Wiele się wtedy dowidziała o sobie i o związkach, przeżyła też ten wielki miłosny zawód i wyszła z tego silniejsza niż przypuszczała. Można więc nawet pomyśleć, że wyszło jej to na dobre w jakimś stopniu.
- Co Ty w ogóle pierdolisz – powiedziała stanowczo i nieco zmarszczyła czoło. – Oczywiście, że to ma znaczenie. To Twoje uczucia… uważasz, że to co czujesz jest bezwartościowe? – Zapytała wyraźnie niezadowolona z tego co jej tu mówił. – Czy nikt Was facetów nie uczy, że wasze uczucia też są ważne? – Tak, to był kolejny przykład na to, że faceci byli beznadziejni. – Nie da się komuś wmówić miłości, to się po prostu czuje, albo kogoś kochasz, albo nie… ona to zwaliła na Ciebie, a prawda jest taka, że oboje jesteście dorośli i powinniście sobie zdawać sprawę z własnych uczuć. Nie była dzieckiem… całe szczęście, bo to byłoby bardzo niepokojące – Zoey uważała, że jeżeli ktoś się pakował w relacje z osobą, która jest albo dość sporo starsza, albo dość sporo młodsza to powinien sobie zdawać sprawę z tego, że mogą być między nimi jakieś różnice w postrzeganiu świata, ale jeżeli oboje są dorośli to właśnie w dorosły sposób powinni do tego podejść. Dla McTavish umiejętność werbalizowania własnych odczuć była właśnie oznaką dorosłości, tak jak nie zrzucanie winy za problemy, na kogoś innego. Najwidoczniej Lisabeth nie była dojrzała, ale tego już nie chciała mówić, bo wyszłaby na zazdrosną eks. – Czyli po prostu uciekniesz, bo coś Ci nie wyszło? Wiele złego byłabym w stanie o Tobie powiedzieć, ale nie sądziłam, że jesteś tchórzem – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku. – Myślisz, że gdzieś będzie inaczej, że przekroczysz granice miasta i nagle wszystko co negatywne wyparuje? Nie zachowuj się jak dziecko… weź to na klatę jak dorosły facet. – Zoey też miała za sobą smutne rozstanie, które swoją drogą jej zgotował, ale nie spakowała wtedy manatków i nie wyjechała się puszczać na prawo i lewo. – Jak się chcesz na coś przydać to mogę Ci znaleźć zajęcie, które Cię nieco odciągnie od tego wszystkiego – i tu wskazała na jego małą melinę. – Może przynajmniej sobie przestaniesz niszczyć wątrobę – martwiła się o niego, nie chciała żeby z powodu złamanego serca popadł jeszcze w alkoholizm.


remigius soriente
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Przepraszam najmocniej za swoje paskudne tempo, ale w ostatnim czasie pisałam posty sporadycznie, bo życie mnie troszkę przerosło. Wstyd, wstyd, wstyd...

Nie był przewrażliwiony, a najzwyczajniej w świecie przygniotły go problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić. I nie chodziło tylko o porzucenie przez Lisbeth, ale od dłuższego czasu czuł, że coś w jego życiu się zmienia. Zmienia i to na gorsze, bo od śmierci swojej siostry tylko "sporadycznie" czul się dawnym sobą. Niby doceniał stabilność jaką posiadał, sposobność do rozwoju firmy, bo przestał wiecznie podróżować pozostawiając studio pod opieką innych, ale jednocześnie zaczynał odczuwać coraz większą pustkę. Taplał się w życiowych rozterkach i kłopotach jakie nieustannie go spotykały, a jeszcze kilka lat temu jedynym jego zmartwienie było to w jakim miejscu spędzi najbliższą noc.
- Bycie załamanym pasuje do każdego wieku, a tak przynajmniej mi się wydaje - burknął, bo nie spodobało mu się to co powiedziała, a jednocześnie niespecjalnie go to obeszło, bo było mu i tak wszystko jedno. Przynajmniej tak uważał do czasu, gdy nie powiedziała mu co czuła po sprawie z Lisą, a w nim na nowo nie rozbrzmiała gorycz wstydu. Dlatego przeprosił, chociaż wiedział, że nie miało to większego sensu. - Najwyraźniej, ale jesteś wyjątkowa i nie znoszę się za to, że postawiłem ciebie w takiej sytuacji, ale dobra już nie będę tego roztrząsał - oznajmił, zgadzając się z jej twierdzeniem. Mimo tego uważał ją za jedną z najważniejszych kobiet w swoim życiu i miał sobie za złe to co zrobił.
Gdy dała m u wykład na temat jego uczuć i uczuć Lisbeth z jednej strony nie chciał go słuchać, a z drugiej skłamałby, że nie rozbudzała w nim nadziei na to, że nie do końca wszystko było jego winą. Jakaś tam racjonalna część jego umysłu twierdziła to samo, ale przecież wygodniej było się dobijać poczuciem winy i oskarżać o najgorsze. Wtedy miało się przynajmniej wymówkę do tego, aby sięgnąć po kolejną butelkę alkoholu i zapomnieć o dręczącym sumieniu.
- To jest zbyt skomplikowane, a nie chcę ciebie zadręczać swoim byłym związkiem z Lisbeth, bo nie powinnaś o tym słuchać... Źle się w ogóle czuje z tym, że cokolwiek powiedziałem - oznajmił, bo jakby miał zagłębiać się we wszystko, wyjaśniać dlaczego Lisa miała prawo czuć się zagubiona, wypominać to jak zatajała prawdę i udawała kogoś kim nie była.. cóż, wolał po prostu nie drążyć dalej. - Dziękuję za to co mówisz, poniekąd mnie to pociesza, ale niewiele zmienia -dodał jeszcze, bo to nie tak, że nie doceniał tego co mówiła Zoey, po prostu nie chciał tego słuchać i rozumieć, bo wygodniej było mu czuć się odpowiedzialnym za własne nieszczęście. Zaś co się tyczy wyjazdu z Lorne Bay...
- Tchórzem? - Powtórzył śmiejąc się w ten dziwny, nieprzyjemny sposób. - To miało być moje miejsce na ziemi, a co? Najpierw Margot umarła na moich rękach, potem wpadłem w depresję, znalazłem ciebie, tylko po to, aby znów wszystko zjebać, wpieprzyłem się w kolejny związek, wmawiając sobie, że tym razem będzie dobrze, że zaczynam z wolnej stopy bez przeszłości, a tak naprawdę nadal nie uporałem się ze wszystkim. Ponownie straciłem to co miałem, plus nie zapominaj o Westbrookach, bo przecież nie o samą Lisę chodzi - wyrzucił, bo faktycznie zaczynał czuć jak nic i nikt nie trzyma go w Lorne Bay. Bracia Lisy byli jego przyjaciółmi, ale przecież mieli własne życia, a pewnie po tym co stało się z Lisą ich wspólna znajomość także przygaśnie. Rodzina Remigiusa mieszkała w USA i Francji, więc był po prostu sam jak palec i miał serdecznie dość wmawiania sobie, że nadal jest mu tu dobrze. - Wyparuje przynajmniej widok tego pieprzonego miasta - fuknął, bo każda ulica w Lorne Bay, każdy budynek i plażą nieustannie przywracały w jego głowie wspomnienia życia, które także utracił. Fenomenalnie wręcz. - Ktoś inny posprząta - mruknął, po czym wrócił na kanapę zabierając ze sobą jedną z butelek, chociaż jej zawartości wcale nie było tak wiele. - Miałaś coś zabrać. Może będzie lepiej jak to zrobisz i znikniesz, Zoey. Doceniam twoją obecność i tą próbę rozmowy, ale jak widzisz... Ja chyba nie chcę, aby mi cokolwiek pomogło - dodał, bo mimo swojego okropnego stanu nigdy nie był nieprzyjemny i chamski. Po prostu miał teraz najgorszy czas w swoim życiu, a więc nic dziwnego, że z jego szarmanckiego i zawadiackiego temperamentu zostały tylko zgliszcza.

Zoey McTavish
ODPOWIEDZ