organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
52.

Nawet nie spodziewała się, że jest aż tak zmęczona. Zasnęła głębokim snem pomimo tego, że była ubrana w zbyt duże ubrania Jaspera, które do najwygodniejszej piżamy nie należały. Oplatały się wokół jej nóg, a jako, że do spodni nie była szczególnie przyzwyczajona, musiała je podczas typowej sobie nocnej szarpaniny, ściągnąć, by poczuć pełnie swobody i wykorzystać odpoczynek do maksimum. Poza tym czuła, że nie jest sama i może świadomie, a może intuicyjnie, przybliżyła się do Nathaniela, by mieć pewność, że jest obok niej. Kiedyś takie zachowanie uważałaby za wyjątkowo bezwstydne, ale teraz nie potrafiłaby dostrzec w nim niczego złego. Po pierwsze, nie robili tak naprawdę niczego niepoprawnego, a po drugie nie potrafiła ignorować istnienia uczuć, jakie w niej wzbierały za każdym razem, gdy był obok. Nawet pomimo czynów, jakich się dopuścił, tego, co zrobił Jasperowi z tak błahego powodu, jak jej spacer.
Kiedy pierwsze promienie słońca wdarły się do sypialni, zamiast się zbudzić, schowała bardziej twarz w torsie Nathaniela, czując, że jej zmęczenie nie zregenerowało się w pełni. Tylko, że przy tym była na tyle świadoma, aby wychwycić pewne niuanse. Bluzę, w której była i materiał, świadczący o tym, że i Nathaniel miał na sobie ubrania. Z tego powodu niechętnie zmrużyła twarz i rozchyliła zaspane oczy. Ku swojemu zdziwieniu od razu natrafiła na błękitne spojrzenie Hawthorne'a.
- Nie śpisz już - zauważyła, unosząc dłoń do twarzy, by ją odrobinę potrzeć i przygotować na pobudkę. - Która godzina? - zapytała, próbując ukryć jakoś to, jaka była jeszcze nieprzytomna. Naprawdę czas spędzony w willi Nathaniela ją rozleniwił. Kiedyś była w stanie funkcjonować bez snu i odpoczynku, a już na pewno nie regenerowała się w takich luksusowych warunkach. - Nie przebraliśmy się do spania... to niedobrze - łapała jakieś logiczne wątki, ale musiała zrobić przerwę, bo jej ciało prosiło się o to, aby odrobinę przeciągnęła zastałe mięśnie, którym najbardziej oberwało się w kościelnych warunkach. - Kąpieli chyba też nie było, prawda? Niewiele pamiętam z powrotu, głównie to, że mnie przyniosłeś, a ja chciałam jeszcze rozmawiać - no może chciała to za dużo powiedziane, ale uważała, że wypadało, tylko, że jednocześnie zasnęła. Swoją drogą... tego ranka powiedziała wypowiedziała już do niego tyle słów... kiedy zaszła w niej ta zmiana? Kiedy z milczącej dziewczyny zamieniła się w kogoś, kto faktycznie potrafił się komunikować? Nie była pewna.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie chciał, aby jego obietnica była pustymi słowami. Odkąd pojawiła się w jego życiu Divina, odnosił wrażenie jakby wszystko sprzed jej zaistnienia w nim, było jałowe i nieistotne. Chyba zbyt wiele czasu pozwalał sobie na odcinanie kuponów od zbudowanego imperium i nieustanne umacnianie swojej pozycji, gdzie tylko dobra materialne i siła miały znaczenie. Czegoś wciąż mu brakowało. Z początku to właśnie ta pustka, po tym jak brutalnie odebrano mu szczęście napędzała jego działania, ale z czasem wszystko się zatarło i dopiero Norwood na nowo rozbudziła w nim uśpione uczucia.
Poprzedniej nocy padł wycieńczony obok niej na pierzynie i nawet nie miał siły, by się podnieść i zdjąć z siebie ubranie. Chciał po prostu zasnąć, a obecność Diviny była wszystkim czego potrzebował. Nad ranem przebudził się pierwszy i ani drgnął, nie chcąc zbudzić jej ze snu. Potrzebowała wypoczynku i wytchnienia, ale niestety bezlitosne słońce ostatecznie sprawiło, że zmarszczyła lekko nosek, a potem jej ciemne oczy spojrzały prosto na niego.
- Jakiś czas - odparł, a gdy zapytała o godzinę, wreszcie poruszył zdrętwiałą ręka, aby zerknąć na znajdujący się na nadgarstku zegarek. - Dwadzieścia po dziewiątej - odpowiedział i także korzystając z tego, że Divina rozciągnęła ramiona, on uczynił to samo. Przeczesał też palcami rozczochrane włosy i przez kilka sekund po prostu leżał wpatrując się w śnieżnobiały sufit. - E tam, to tylko pościel - mruknął, ale faktycznie z chęcią pozbył by się swoich ubrań i wziął prysznic. - Nie było - zgodził się zaspanym głosem, po czym zerknął na Divinę. - Zasnęłaś już w aucie. Nie chciałem ciebie rozbudzać, zresztą sam byłem wykończony - wyjaśnił i spojrzał w dół na dłoń Norwood, którą chwycił w swoje palce. Przez moment przyglądał się jej z uwagą, ostrożnie przesuwając opuszkami po jej skórze. To było takie przyjemne i proste. Cały ten poranek wydał mu się nad wyraz normalny i spokojny, jakby wreszcie po olbrzymim sztormie wpłynęli na spokojną wodę. Nie miał więc pojęcia czy to przez takie przemyślenia, czy przez zaspanie, ale nagle przepełniło go morze uczuć. - Kocham cię, Divino - wyznał, tak po prostu. Leżąc i białej pościeli, w brudnych ubraniach, po kilku dniach okropnej kłótni. Nie byli w żadnym cudownym miejscu, nie przezywali żadnej niesamowitej okazji, po prostu byli znów obok siebie i nic nie mogło go ucieszyć bardziej. Od dawna zdawał sobie sprawę z tego, że nie istniało na tym świecie nic, czego pożądałby bardziej od takich chwil; takich idealnych poranków. - Od dawna i dlatego wiem, że to się nie skończy - odezwał się po chwili, aby nie pozwolić na to, by nieprzyjemna cisza zapadła między nimi. Ponownie też przeniósł spojrzenie na twarz Norwood, ale wciąż zaciskał palce na jej dłoni. - Nawet jeśli ty znikniesz, odejdziesz, nie będziesz tego chciała... Nic się nie skończy, nie z mojej strony; to niemożliwe - dokończył i uniósł ich złączone dłonie, tak by móc złożyć na skórze Diviny pocałunek, niczym pieczęć deklarującą jego słowa.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nigdy nie sądziła, że jej życie kiedykolwiek będzie wyglądało w taki sposób, że zamiast przeciekającego, pokrytego grzybem dachu z drewna, po przebudzeniu będzie mogła oglądać morze, w oprawie zielonych, zdrowych palm. Że połataną, zatęchłą pościel i materac z wystającymi sprężynami, wymieni na wielkie, wygodne łoże, zachęcające do tego, by w nim odpocząć. Że tą bezdenną ciszę i samotność wypełni cudza obecność, nie od święta, od czasu do czasu, a na stałe... wiedziała, że Nathaniel nie należy do ludzi bez skazy i w zasadzie więcej przemawiało na jego niekorzyść, ale każdego dnia dostrzegała w nim więcej dobra. Nawet teraz, po tym, jak potraktował Jaspera, w głowie miała przede wszystkim wczorajsze wyznanie, że był przerażony. Z jej powodu... Dopiero co poznawała ten smak, świadomość, że ktoś mógłby się naprawdę o nią martwić, nie powierzchownie, ale tak dotkliwie, jak widziała to w jego oczach.
- Kiedyś uznałabym to za późną godzinę, a dziś nie wiem już sama - przyznała nieco skołowana, bo odkąd nauczyła się odpoczywać w tym domu, leżenie w łóżku do dziewiątej nie było już oznaką grzesznego lenistwa, za które była gotowa siebie karcić. - Zawsze tak lekceważąco podchodzisz do takich rzeczy - to nie był przytyk, raczej stwierdzenie faktu i ono też popchnęło ją do tego, by rozejrzała się po kołdrze, w poszukiwaniu swojej zguby. Na słowa Nathaniela skinęła tylko głową, bo ucieszyła się odnajdując sztuczną chryzantemę, dookoła której zacisnęła zaraz palce. - Skoro pościel będzie prana, to może mogłabym skorzystać z pralki? - zagadnęła, bo chociaż planowała wcześniej zadbać o swoją własność ręcznie, to jednak... uznała, że warto spróbować pójść o krok dalej, nawet jeśli ta jej pokorna, twardo wychowana część już na nią krzyczała, że nie powinna o nic prosić, ani na nikim niczego wymuszać. Tylko, że... Nathaniel uczył ją, że miała do tego prawo, nie musiała się stale się krygować. Całą swoją odwagę skupiła więc na tym pytaniu, do tego stopnie, że kiedy zamiast usłyszeć, że może użyć pralki, lub nie może, Nathaniel wyznał jej miłość... miała wrażenie, że coś stało jej się w głowę i zaczęła słyszeć słowa, których leżący przy niej mężczyzna nie wypowiedział. Leżała więc po prostu na niego patrząc, słuchając, pozwalając by całował jej dłoń i nadal zastanawiając się, czy to sobie wyobraziła. Tylko, że dotyk jego ust na dłoni był jak najbardziej prawdziwy. - Naprawdę? Naprawdę mnie kochasz? - odezwała się w końcu, czując jak cała się trzęsie. Jednocześnie bała się zawierzyć jego słowom i pragnęła się w nich zanurzyć z całych sił. Broda zaczęła jej drżeć i nim powiedziała coś jeszcze, zabrała mu swoją dłoń, tylko po to, by z całej siły przylgnąć do jego ciała, a kiedy już jego zapach wypełnił powietrze dookoła niej, po prostu coś w niej pękło. - Dziękuję - jęknęła, wczepiając się mocniej dłońmi w jego ubrania, by nie był w stanie jej teraz od siebie odsunąć. - Że mi to powiedziałeś... że się mną opiekujesz i że nie pozwoliłeś mi zginąć - wyjaśniła, chociaż miała wrażenie, że to wciąż za mało. - Bo gdybym zginęła... gdyby mnie tu nie było, nigdy nie dane byłoby mi zaznać takich uczuć... bo chociaż przeraża mnie to od dawna, myślę, że czuję do ciebie to samo - wyjaśniła, pociągając zaraz nosem i jakby na potwierdzenie tych słów, o ile było to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej się do niego przysunęła. Nie potrafiła tego objąć rozumem... tego szczęścia i wszystkich emocji, które były w niej od dawna, a do których dopiero teraz się przyznawała. Tego, że znała głównie nienawiść i pogardę, a tym czasem mężczyzna znajdujący się w jej ramionach, ją pokochał. Dał jej znacznie więcej, niż pozwoliłaby sobie zapragnąć.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Cień uśmiechu zamajaczył na jego twarzy, gdy Divina dzieliła się z nim przemyśleniami na temat ich porannej pobudki. W zasadzie cieszyło go to, o czym mu opowiadała, to jak się zmieniła przez tych kilka miesięcy i jak zachowywała. Może nadal nie należała do najśmielszych osób, ale przynajmniej nie drżała na myśl, że miałaby o coś spytać. Z drugiej strony Hawhtorne miał nadzieję, że w końcu nadejdzie taki czas, że przestanie zadawać pytania i po prostu poczuje się w tym miejscu naprawdę swobodnie. I między innymi ta myśl także pokusiła go o poddanie się emocjom i chwili. Nie zważał dłużej na konsekwencje, nie chciał też czekać i udawać, że wszystko to co robił było tylko wyrazem sympatii, bo było to bzdurą. Z sympatią to traktował Pearl, a i tak jakby odstawiła jakiś numer pewnie zwyzywałby ją używając niezbyt wybrednych słów. Więc nie było mowy, aby to co działo się między nim, a Norwood móc tak sklasyfikować. Zresztą, chyba nie istniało żadne określenie, które jednoznacznie opisywało by związek; tę specyficzną więź i oddanie, którego Nathaniel nigdy przedtem nie czuł.
- Od dawna - powtórzył, w odpowiedzi na pytania Diviny, by zaraz potem poczuć jej lekki ciężar na swoim ciele. Objął ją ramionami i sam czerpał z tej bliskości; swobodnej, naturalnej, kompletnie spontanicznej i chyba dlatego tak wyjątkowej. Pamiętał każdy uśmiech V, ale ten który zdobił obecnie jej twarzy był nadwyraz wyjątkowy. Nie mógł go jednak długo śledzić, bo dziewczyna wtuliła twarz w jego szyję, a on sam ucałował kilkukrotnie czubek jej głowy. - Nie musisz mi... - Wszedł sobie w słowo, bo gdy Norwood odezwała się ponownie zrozumiał, że chciała mu także coś wyznać. Milczał więc, spijając każde słowo i czując jak gdzieś z okolicych jego mostka po całym ciele zaczyna rozchodzić się przyjemne ciepło. ...nie pozwoliłeś mi zginąć - powtórzył w myślach, mocniej zaciskając ramiona na jej drobnym ciele, aż do chwili, w której Divina także nie przyznała, że czuje do niego to samo. Wtedy też zamarł, a serce uderzyło mu mocniej, boleśniej, powodując jeszcze silniejsze uczucie ciepła.
Delikatnie odsunął Divinę od siebie na tyle by móc spojrzeć w jej oczy. Jeśli miała mu cokolwiek takiego powiedzieć to chciał widzieć przy tym jej twarz. Chciał zapamiętać każdy szczegół i naprawdę uwierzyć w to, że mogłaby go pokochać, a nie być tylko wdzięczna za to, co dla niej zrobił. Wielu ludzi okazywało mu wierność i oddanie tylko dlatego, że się go bali, że czuli wobec niego dług... Divina była inna, ale na swój sposób mogła także poddać się temu urokowi, który rzucał na otoczenie wokół.
- Myślisz? - Powtórzył za nią, wpatrując się w jej ciemne źrenice. Ponownie uśmiechnął się, ale wciąż nie pozwalał sobie na to, aby pełnia radości nim zawładnęła, bo rozczarowania znosił jeszcze gorzej niż porażki. Dlatego czekał cierpliwie, aż ona sama zdecyduje co chce mu odpowiedzieć, a w tym czasie z czułością odsunął z jej twarzy kilka splątanych włosów. Nadal widział przybrudzenia na jej skórze, a za duża bluza Jaspera, sprawiała, że Divina z trudem wyplątywała dłonie z jej rękawów. Wciąż nosiła na sobie wspomnienia ostatnich, okropnych dni, ale chyba mieli sporą szansę na to, aby przekuć je w zupełnie nową, wspaniałą historię.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
To co się działo, nie mogło być prawdą, bo nie da się tak po prostu nagle odnaleźć szczęścia w miejscu, w którym nigdy nie powinno go być. Przy człowieku, którego uważała przez długi czas za swoją karę, a teraz był nagrodą na jaką sobie nie zasłużyła. Uczył ją każdego dnia... żyć, cieszyć się, śmiać, rozmawiać... czuć nieco więcej i pozwalać sobie na to. Dawał jej szanse, których już dawno temu wszyscy inni jej pozbawili i pozwalał popełniać błędy, nawet jeśli go to irytowało. Nie był bohaterem, nie był też człowiekiem prawym, po rozmowie z Dickiem pamiętała o tym nawet wyraźniej, ale dla niej był najlepszym, co ją spotkało. Może więc nie była wcale taka dobra, może nawet była samolubna, ale to jej wystarczało, by mu wybaczyć. By wierzyć w to, że jest dla niego szansa, a ona mogłaby go pomału wyprowadzać z tego mroku, krok za krokiem, jeśli tylko nie puści jej dłoni.
Czuła na czubku głowy każdy pocałunek, każde otarcie ust o jej włosy... kiedyś nie znała takich gestów wcale, teraz stawały się jej codziennością. Proste akty zbliżenia, które niosły za sobą czułość, jakiej nie wiedziała nawet, że łaknie. Ostatecznie była tylko człowiekiem, może nieco wybrakowanym, może w wielu kwestiach wybrakowanym, ale wciąż człowiekiem... kobietą, która miała prawo, jak każda inna, zakochać się w mężczyźnie. Nie umiała patrzeć już na to, jak na coś złego, ani się tego obawiać, szczególnie, gdy i on wyznał jej uczucia. Mimo to delikatnie się zawstydziła, gdy za jego sprawą musiała oderwać głowę od jego ciała i spojrzeć mu w oczy. Przez chwilę po prostu na niego patrzyła, ale rozumiała, że czekał, a ona nie wybaczyłaby sobie, gdyby go zawiodła w tej właśnie chwili. Gdyby przez swoje wycofanie zniszczyła to, co dzięki niemu mogło się między nimi rozwijać. Odłożyła więc na bok wszystkie wątpliwości, teraz nie liczyły się one wcale.
- Kocham cię - i naraz, z tymi dwoma słowami oczy zaszły jej wilgocią. Jedna łza spłynęła jej po twarzy, ale sama Divina równocześnie parsknęła śmiechem, jakby samej nie wierząc w to, że mogła komuś wyznać takie uczucia, że mogła zrobić to szczerze i jeszcze oczekiwać, że zostanie to odwzajemnione. - Tamtej nocy, gdy prawie ciebie postrzelono... mówiłam ci, nie zasłoniłam ciebie dlatego, że sama chciałam zginąć, a dlatego, że nie zniosłabym tego, gdybyś ty odszedł - wyznała i pokręciła głową na boki. Znów przypomniała sobie, jak Richard zażartował, że gangster w jego wieku za długo nie pożyje. Aż przeszedł ją dreszcz i wyładowała go zaciskając dłonie na materiale ubrań, okrywającym jego klatkę piersiową. - Więc proszę... dbaj o siebie i mnie nie zostawiaj, dobrze? Bo ja już naprawdę nie chcę być sama - przyznanie się do tego, nie tylko przed nim, ale i przed samą sobą też było czymś, na co kiedyś by sobie nie pozwoliła. Ale teraz... teraz po prostu czuła szczęście i nie było tu miejsca na wątpliwości.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Sekundy, w których czekał na odpowiedź Diviny wydawały mu się nad wyraz długie. Odniósł wrażenie, że przez ten czas mógł dokładnie przyjrzeć się łączącej go z nią historii. Od momentu, w którym uprowadził ją z zamiarem wyeliminowania niewygodnego świadka, aż do przerażenia, które poczuł kilka dni temu na wiadomość o tym, że zniknęła i mogłoby zagrażać jej niebezpieczeństwo.
Miał w życiu wszystko czego zapragnął, ale pełnie szczęścia poczuł dopiero przy Divinie, nie sądzą, że ta mizerna i krucha istotka mogłaby wywołać w nim tak potężne emocje. Od samego początku pogrywała sobie nieczysto wplatając w rzeczywistość Nathaniela nieznany mu dotąd, a zarazem niezwykle fascynujący mistycyzm. W którymś momencie przekuł się on w coś bardziej znaczącego, bez czego nie liczył się żaden dzień.
Czekał, a jednocześnie przekonany był o tym, że usłyszy dokładnie to czego pragnął. Tylko, że nie o samo wyznanie chodziło, a o to co dostrzeże w jej spojrzeniu. Jedyne czego obawiał się, czekać na odpowiedź to uświadomienie sobie, że wyznanie jakie ofiarowała mu Divina było tylko powierzchowną próbą odwdzięczenia mu się, a nie prawdą.
Całe szczęście pozbył się tej trwogi, gdy po słowach, których brzmienia nie słyszał od lat na twarzy Norwood pojawiła się pojedyncza łza. Nathaniel nie śmiał przerywać tego momentu w jakikolwiek sposób, pozwalając Divinie na to, aby przekazała mu wszystko to co chciała.
- Nie zostawię - obiecał, chociaż nie mógł mieć pewność, że pewnego dnia po prostu nie wróci do niej, umierając we własnej kałuży krwi, bo czuł, że właśnie tak skończy. Wiedział jednak tyle, że z własnej woli na pewno nie będzie wstanie nigdy jej opuścić, bo poza nią, nie miał tak naprawdę nikogo, na kim po prostu by mu zależało; kogo by po prostu kochał. - Cieszę się, że mi to mówisz, że nie chcesz być dłużej sama, że skończyłaś z tym durnym wyczekiwaniem śmierci - dodał, a chociaż wielbił ten poranek, to przez samo wypowiedzenie ostatnich słów, poczuł jak impuls złości przeszywa jego ciało. - Niczego więcej od ciebie nie oczekuję, ani nic więcej nie mogłoby mi sprawić więcej przyjemności - dopowiedział, oczywiście odnosząc się do swoje duszy, bo póki co tylko w tym platonicznym znaczeniu kształtowali swoją miłość.
Kłamstwem byłoby jednak powiedzieć, że coraz częściej Nathaniel nie pragnął przełamać granic, jakich Divina pewnie nawet nie była wstanie teoretycznie zatrzeć. Aczkolwiek w tamtej chwili nie podążał myślami ku tak prymitywnym pragnieniom, chociaż bliskość Norwood nie była mu obojętna. Pozwolił więc sobie jeszcze przez moment czerpać z niej, obejmując dziewczynę ramionami i wtulając policzek w czubek jej głowy, gdy znów ona sama do niego przylgnęła.
- Czy możemy to wyznanie zaliczyć jako spowiedź? - Przerwał po chwili ciszę, a jego usta ułożyły się w uśmiechu. Oderwał też dłonie od jej ciała, aby Divina znów mogła podnieść się nieznacznie. - Chyba czas wstać i pozbyć się tych wczorajszych ubrań - dodał, bo chociaż przyjemnie było leżeć z nią w tym porannym słońcu to pewnie byłoby im jeszcze lepiej, gdyby wciąż nie nosili na sobie wspomnień poprzedniego dnia. - Weź kąpiel i gdy będziesz gotowa zejdź na dół. Zjemy śniadanie na mieście - dodał, po tym jak sam podniósł się, siadając na skraju materaca.
W posiadłości nadal nikogo nie było. Wokół panowała cisza i w zasadzie ten jeden dzień mogłoby już tak pozostać, by tylko Divina wypełniała wszystko swoją osobą.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Takie chwile w życiu kogoś takiego, jak ona, miały się nigdy nie zdarzyć... a jednak była tu teraz i przepełniało ją szczęście, które mogła z kimś dzielić. Musiało minąć zdecydowanie więcej czasu, by nauczyła się rozumieć, to, co aktualnie czuła, odnaleźć w tym i dać sobie prawo do tego, by to wszystko przeżywać. W tym wszystkim kiełkowało w niej jednak poczucie, że Nathaniel cały czas będzie obok niej, da jej czas i pokaże wszystko to, czego nikt nigdy nie próbował nawet jej nauczyć. Tego, że może zadawać pytania, prosić o pomoc, wyrażać swoje emocje i pragnąć czegoś więcej.
- Nigdy nie chciałam być sama - zauważyła w odpowiedzi na jego słowa, ale jednocześnie skupiła się na uldze, jaką poczuła, gdy Nathaniel obiecał, że jej nie zostawi. To - zaraz po tym, gdy wyznał jej miłość - było najpiękniejszym, co mogła usłyszeć. Poczuła się więc lekko i nic innego jej samej również nie mogło sprawić większej przyjemności - ona odnosiła się do całokształtu, ponieważ już samo to, że przytulała się do niego, nie mając na sobie spodni, w jej mniemaniu czyniło ten moment naprawdę intymnym.
- Obawiam się, że nie możemy - chociaż ten moment był cudowny, a ona szczęśliwa, jak jeszcze nigdy, wciąż była sobą i teraz delikatnie marszczyła nos. - Spowiedź dotyczy rzeczy, których żałujesz, więc... więc nie chciałabym, żeby to było twoją spowiedzią - wyjaśniła, jak ona na to patrzy. Przyłapała się nawet na myśli, że mogłaby znacznie dłużej tak z nim leżeć, ale gdy wspomniał, że wypada się przebrać, sama poczuła ukłucie wstydu za swój stan. Odsunęła się więc od niego i odprowadziła go wzrokiem, ale nie wstała z łóżka od razu, chwilę musiała przyswajać to, co się stało. Nie chciała kazać Nathanielowi długo czekać, więc chociaż marzyła o długiej kąpieli, z tymi musującymi kulkami, to nie pozwoliła sobie na taką, myjąc się szybko, ale dokładnie. Była troszeczkę zestresowana, bo nagle uderzyło w nią to, że Hawthorne chciał się z nią wybrać do miasta... i to też sprawiło, że pierwszy raz stanęła przed szafą i zaczęła się faktycznie zastanawiać nad ubraniami. Nie umiała ich jeszcze określać mianem swoich, ale odkąd Pearl jej powiedziała, że nie może robić wstydu, trochę śmielej zaczęła korzystać z tych rzeczy. Dlatego też ubrała coś, co było w jej stylu, ale zdecydowanie ładniejsze i do tego swoje skórzane buty, które dostała od Nathaniela dawno temu, gdy wyrzucił jej stare. Miała wrażenie, że od tamtego czasu minęły wieki i zastanawiała się nad tym, schodząc po schodach i zaplatając w drodze włosy w warkocz.
- Nie mijałam nikogo z twoich pracowników - zauważyła, bo chociaż spieszyła się i na pewno nie pozwoliła sobie na marnowanie czasu, Nathaniel już był na parterze. - Twój dom nigdy nie wydawał się być taki pusty - dodała, rozglądając się tak dla pewności, ale to nie było aż tak istotną kwestią. - Nie wiem, czy odnajdziemy się sami w twojej kuchni... masz jakieś pojemniki na jedzenie? - zagadnęła, nadal będąc w dobrym humorze, nie dało się tego nie zauważyć... No, a fakt, że przez głupotę nie do końca zrozumiała znaczenie słów "zjemy śniadanie na mieście", teraz pewnie wprowadzała małą konsternację.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
-To definicja twojej wiary, V. Mi nie jest trudno przyznać się do grzechu, a wiele więcej pokory potrzebuję by wyznać inne prawdy - skomentował słowa Norwood, oczywiście nie umiejąc spojrzeć na religijne wartości, które ona wyznawała, jej oczami. Zresztą pobożność była mu kompletnie nieznana, zaś Divina wplatała ją we wszystkie aspekty swojego życia i sama prosiła się o to, aby nieustannie jej stary Bóg, ścierał się z Hawhtornem, który bezcześcił swoją obecnością świętość Diviny. - I niczego nie żałuję, skoro wszystko co zrobiłem doprowadziło mnie do tego momentu - dodał, aby jeszcze bardziej podkreślić to, że dla niego definicja spowiedzi była zupełnie odmienna od tej, którą znała ona.
Zaskakującym było jaki przemożny spokój czuł Nathaniel po swoim wyznaniu. Tyle czasu obawiał się przyznania przed samym sobą do tego co czuł. Miał wrażenie, że o wiele łatwiej przychodziło mu pociągnąć za spust pistoletu, aniżeli obnażyć się z własnym uczuciami. Dlatego spokój jaki go ogarnął, gdy stojąc pod porannym prysznicem, przypominał sobie własne wyznania, był czymś zupełnie nowym. Trochę jakby nieświadomie Nate zrobił coś co powinien i dopiero po fakcie przekonał się o tym jak wiele ulgi mu to przyniosło.
Na Divinę czekał będąc już na dole, a dokładniej stojąc w otwartych, tarasowych drzwiach prowadzących do ogrodów na tyle głównego budynku wielopoziomowej willi. Odwrócił się, słysząc jej kroki, a potem nie krył zadowolenia widząc jej zwiewną kreację. Divina w niczym nie przypominała już zabiedzonej i zaniedbanej panny z lasu, której sam widok wzbudzał współczucie. Owszem nadal była niezwykle skromna i absolutnie nie podobna do kobiet z jakimi Nate obcował na co dzień, ale właśnie to było w niej najbardziej wyjątkowe.
- Chciałem pobyć sam, więc odesłałem wszystkich - wyjaśnił, po czym dopalił i zgasił trzymanego przez siebie papierosa. - A teraz chcę być tylko z tobą - dodał i zasunął za sobą szklane drzwi. Podszedł do Diviny, po drodze zapinając guzik w lekkiej, lnianej marynarce o beżowej barwie, którą miał na sobie. - Urocza sukienka - zlustrował sylwetkę Diviny przeciągłym spojrzeniem. - Ale ładniej byłoby ci bez tego - mruknął, łapiąc za wstążkę, którą Norwood przewiązała końcówkę warkocza. Pociągnął delikatnie, po czym ostrożnie rozplótł pasma włosów, skupiając się na tej czynności, jakby było niezwykle skomplikowana i wymagająca. - Tak lepiej - oznajmił, gdy z lubością ocenił efekty swojej pracy. Niby nie zrobił nic wielkiego, ale nie umiał zaprzeczyć, że ta intymna chwila sprawiła mu przyjemność. Doskonale wiedział, że Divina była kompletnie różna od kobiet jakie gościły w jego życiu, a jednocześnie fascynowało go to jaką drogę musiał pokonać, by znaleźć się z nią w takim miejscu. - W kuchni? - Zaśmiał się, gdy dotarło do niego nad czym dumała Divina. - Nikt z nas nie będzie gotował, V - wyjaśnił rozbawiony, bo czasem naprawdę nie umiał inaczej zareagować, gdy Norwood nagle, znikąd szokowała go swoim specyficznym spojrzeniem na rzeczywistość. - Powiedziałem przecież, że zjemy na mieście, w restauracji, a potem załatwimy kilka spraw - nakreślił więc sprawę jaśniej, a chwilę później przeszli przez niewielki korytarz, by znaleźć się w garażu, gdzie wsiedli do jednego z wozów.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nigdy nie bała się miłości, ale zwyczajnie nie sądziła, że ta kiedykolwiek zacznie jej dotyczyć. Lubiła o niej czytać i to nie tylko w Biblii, ale też u Szekspira, czy w innych pozycjach literatury angielskiej. Uważała ją za coś pięknego, a teraz była tu i póki co jeszcze nie wierzyła, że odczuwa ją w swojej najprostszej postaci i to względem kogoś, kto odwzajemnia te uczucia. Czuła się trochę tak, jakby urosła odrobinę, a może oderwała nogi od ziemi. Nigdy nie miała w sobie potrzeby, by starać się dla otoczenia, wypadać lepiej, dopieszczać szczegóły takiej, jak ubiór i owszem, może jej dzisiejsza kreacja nie należała do najbardziej szałowych, ale mimo to, wybierała ją z myślą, by sprawić Nathanielowi przyjemność. Takie podejście było u niej czymś całkowicie nowym.
- Naprawdę jesteśmy sami? Bez żadnych ochroniarzy? - otworzyła szerzej oczy, zaskoczona tą informacją. Bardziej jednak, mimo wszystko, skupiła się na Hawthornie, a w zasadzie... na jego marynarce. Chociaż było to do niej takie niepodobne, przyłapała się na myśli, że pasuje do jej własnych ubrań. - To spódnica i koszula... sama je połączyłam - odpowiedziała i natychmiast poczuła się dziwnie zażenowana swoimi słowami, co ponownie, nie było dla niej normalne. Chciała jednak... chyba naprawdę chciała dziś przed nim dobrze wypaść i bardziej niż zwykle dostrzegała, że ma z tym problemy. Na pewno cofnęłaby te słowa, gdyby miała okazję, ale nie cofnęła się natomiast w chwili, w której Nathaniel sięgnął do jej włosów. Poczuła, że zaczęła się rumienić, a serce wybijało jej szybszy rytm, gdy powoli rozplątywał jej włosy. - Zazwyczaj nie nosiłam rozpuszczonych - przyznała, zaczesując nieśmiało kosmyk za ucho, bo w zasadzie uznała, że mogłaby to zmienić, gdyby sprawiało mu to radość. W sumie to zbierała odwagę, aby o tym wspomnieć, ale nim się zdecydowała, Nathaniel rozwiał jej wątpliwości względem planów na ten poranek. - Och, w restauracji - spąsowiała nawet bardziej, niż kiedy rozplątywał jej włosy, bo po prostu poczuła się głupio, kiedy się z niej śmiał. Panował w niej pewien dysonans, z jednej strony lubiła widzieć go radosnego, ale z drugiej... zaczynało jej zależeć na tym, jak ją postrzegał. - Nie powiedziałeś wcześniej, że w restauracji. To brzmi bardzo ekstrawagancko jeść tam śniadania, kiedy ja naprawdę mogłabym coś dla ciebie przyrządzić, jeśli masz coś w lodówce - zaproponowała, by jakoś wybrnąć. Poza tym ona też miała ochotę coś dla niego zrobić, ale nie upierała się, więc niebawem mogli już pójść do garażu. Przy okazji wyjeżdżając z niego, zauważyła, że ochroniarze jednak byli obecni. Swoją drogą stresowało ją to, że Nate chce się z nią pokazać publicznie w centrum... nie była pewna, czy to dobry pomysł i już nerwowo zaciskała palce na materiale spódnicy, próbując się skupić na czymś innym. - Co to za sprawy? Te które chcesz załatwić? - zagadnęła więc, odwracając twarz w jego stronę. Stali na czerwonym świetle i kiedy patrzyła na chodnik jakiś młody chłopak szturchnął swojego kolegę i wskazał na Divinę. Nie chciała na to patrzeć, więc skupiła się na Nathanielu, zadając mu pytanie.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Jego willa zawsze przepełniona była ludźmi. Nawet jeśli na niektóre piętra mieli oni zakaz wstępu to bezustannie ktoś, oprócz samego Hawhtorne'a był w budynku. Zwykle Anna, ale też niezmiennie kilku uzbrojonych ludzi i paru zaufanych wspólników pilnujących by interesy Nathaniela przebiegały zgodnie z założeniami. Jednak tamtego dnia nikt z wymienionych nie znajdował się w środku. Owszem teren nadal patrolowało kilka osób, bo Nate doskonale wiedział, że wystawiłby się jak na tacy, gdyby nie miał przy sobie swoich ludzi, ale poza tym było pusto.
- Nie w środku - potwierdził więc słowa Diviny, a gdy skomentowała swój ubiór, skinął z uznaniem. Może nie był największym fanem tych skromnych spódnic jakie nosiła, ale z drugiej strony nie wyobrażał sobie Norwood w bardziej odważnych kreacjach. Co nie zmieniało faktu, że o wiele lepiej wyglądała nosząc dopasowane i eleganckie stroje, a nie te swoje powyciągane szmaty, których całe szczęście się już pozbyto.
- To błąd. Ślicznie ci w takich - oznajmił, gdy puścił ostatnie pasmo jej włosów. Lubił to jak prezentowała się jej urocza buźka, otulona delikatnymi falami. Mógłby delektować się tym widokiem każdego dnia i szczerze nie miałby nic przeciwko, aby spełnić tę swoją zachciankę. - A ty co myślałaś? - Spytał, uśmiechając się z niedowierzaniem, bo jednak niekiedy nie pojmował tego jak ktoś żyjący w normalnym mieście w dwudziestym pierwszym wieku mógł być tak bardzo oderwany od własnej rzeczywistości. Z jednej strony było to w Divinie wyjątkowe, a z drugiej niezmiennie wywoływało w Nathanielu mieszane uczucia dotyczące tego jak cholernie kiepskie i nędzne życie do tej pory snuła. - Jesteś zabawna, ptaszyno - rzucił, nie kryjąc nawet rozbawienia. - Coś czuję, że będziesz musiała przywyknąć do tej ekstrawagancji - dopowiedział, nadal szczerze rozbawiony, po czym po prostu pociągnął ją do auta.
Oczywiście za nimi ruszył jeszcze jeden wóz, ale trzymał się w znacznej odległości. Nie było mowy, aby w pobliżu Nate nie znajdowali się jego ludzie, nawet jeśli Lorne Bay było zwykle dobrze patrolowane to jednak wolał dmuchać na zimne. Przywykł zresztą i nawet nie zwracał uwagi na to, że praktycznie nigdzie nie był tak w stu procentach sam.
- W sumie to bardziej twoje sprawy - odpowiedział, zerkając na Divinę ukradkiem. - Musimy wymienić ten nagrobek, prawda? - Wyjaśnił zaraz. Jeśli cokolwiek co Divina posiadała, Hawhtorne uznawał za czegokolwiek warte to były to jej nuty i pamięć o matce. Wiedział, że niewyobrażalnym bólem byłoby dla niej odwiedzanie pomnika, którego wygląd bezcześcił by pamięć po jedynym człowieku, który dal jej w życiu prawdziwą miłość; nawet jeśli sama Divina nigdy jej nie uświadczyła. Nate wierzył bowiem, że matka Norwood musiała ją kochać jeszcze nim ta się urodziła, zaś miłość ojca była tylko cieniem, który potem znikł pozostawiając niemowlaka na pastwę systemu; kulawego i okrutnego systemu.
Zatrzymali się pod jednym z lokali, który Nate niekiedy odwiedzał. Na zewnątrz, w porannym, przyjemnym słońcu siedziało kilka osób racząc się kawą. Hawhtorne otworzył drzwi auta dla Diviny, po czym objął jej dłoń splatając z nią palce, gdy przechodzili na drugą stronę ulicy. Niby mały gest, ale kącik ust uniósł mu się w górę, gdy zerknął na ich ręce.
-Pan Hawthorne, dzień dobry - Młody chłopak powitał ich od wejścia i nieco zmieszanym spojrzeniem obdarował Norwood, po czym opuścił wzrok po przywitaniu Nate'a. - Proszę za mną - dodał, odwracając się i prowadząc ich w stronę stolika i nie pozwalając sobie na żadne komentarze, poza podaniem im menu i wody, gdy znaleźli się już na miejscu.
- Pewnie niczego nie jadłaś od dawna, co? Pearl mówiła, że nawet Jasper nie mógł w ciebie nic wcisnąć. Masz więc zamówić spore śniadanie, rozumiesz? - Zagadnął, nim jeszcze sam złapał za kartę dań, bo najpierw poprosił kelnera o ciemną kawę, pozwalając Divinie w tym czasie na dłuższe zastanowienie się nad tym co sama chciała by otrzymać do picia. - Może jednak kawę? Nadal nie wyglądasz na wypoczętą.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
No tak, mogła się domyślić, że tylko w środku nikogo nie było, ale budynek nadal otaczają jego ludzie. Zignorowała jednak tę kwestię i skupiła się na komplemencie, przez który odrobinę spąsowiała. Nadal nie umiała się przyzwyczaić, że ktoś ją tak doceniał.
- Ptaszyno? - powtórzyła za nim, a pieczenie na polikach się zmogło, nie tylko przez to, jak ją nazwał, ale też dlatego, że się z niej śmiał. Ponownie z jednej strony uważała to za coś dobrego, a z drugiej czuła się zawstydzona tym faktem. - Myślałam, że weźmiemy coś stąd i zjemy gdzieś indziej - odpowiedziała zgodnie z zasadą, w którą wierzyła, że na pytania należy odpowiadać, ale przyłapała się na myśli, że jednak to wolałaby zdecydowanie zignorować. - Wiesz, że niechętnie wychodzę do ludzi - przypomniała mu jedynie, zerkając sobie przy tym na ten jego uśmiech, kiedy prowadził ją do samochodu. Nie pierwszy raz przyłapała się na myśli, jak bardzo zmieniło się jej życie w ostatnim czasie, ale co innego trwać przy Hawthornie, kiedy są u niego, a co innego konfrontować się z mieszkańcami Lorne Bay, którzy w większości nie chcieli mieć z nią zbyt wiele wspólnego.
Spojrzała na niego zainteresowana, gdy powiedział, że to jej sprawy, a kiedy wyjaśnił co miał na myśli, w pierwszym odruchu nie wiedziała, jak powinna zareagować. Poczuła się niepewnie. Część niej chciała dla grobu matki jak najlepiej, bo tak jak Nathaniel wierzyły, tak też Divina mogła potwierdzić, że mało co się dla niej liczyło w takiej mierze. Z drugiej strony... nie wiedziała wciąż, jak to jest z przyjmowaniem takiej pomocy... i czy w ogóle Nathaniel właśnie jej ją oferuje, czy może Norwood zbyt śmiało ocenia sytuację.
- Wymienić? Mówiłam o naprawie... nagrobki są bardzo drogie - przypomniała mu ostrożnie, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami, po czym przełknęła ślinę. Skłamałaby mówiąc, że nie marzyła o nowym nagrobku... pierwszy raz stawała w takiej sytuacji, bo zwykle Nathaniel chciał jej coś prezentować, a ona niczego nie potrzebowała, ale nowy pomnik... to był całkiem inny temat. - Wiesz, że mnie na niego nie stać... - przypomniała mu, ale w głowie już zaczęła iść dalej, wyłamując sobie odruchowo palce, co zdradzało jej rozterki i zagubienie. - Może mogłabym wziąć u ciebie pożyczkę... - nie odmówiła. Gdyby chodziło o nią, od razu by odmówiła, ale chodziło o jej matkę i naprawdę chciałaby, aby miała godny nagrobek. Dlatego teraz już szukała jakiejś szczeliny w swoim podejściu, którą mogłaby wykorzystać.
Nim się obejrzała, dotarli też na miejsce, a Nathaniel pomógł jej wyjść i wcale po tym nie puścił jej dłoni. Urzeczona tym faktem patrzyła tylko na ich splecione palce, a przynajmniej do momentu, w którym ktoś się do nich nie odezwał. Nie było co ukrywać, że trochę chowała się za swoim towarzyszem, nie chcąc na nich ściągać niezadowolonych spojrzeń.
- Przed wczoraj jadłam takie chińskie jedzenie... sajgonkę, tak to się nazywało - zmarszczyła delikatnie nos, spinając się nieco, kiedy dostała kartę do ręki. Było to dla niej dość stresujące, bo nigdy nie była w żadnym lokalu. Nie miałaby z kim, to po pierwsze, po drugie nie miała na to pieniędzy, a po trzecie nikt sobie jej towarzystwa w takich miejscach nie życzył. - Piłam kawę kilka razy, ale była kwaśna i niezbyt dobra - przyznała mu się, dlaczego zwykle decyduje się na herbatę. Z kofeinowym napojem miała raczej złe wspomnienia. - Po prostu jestem zagubiona... nie wiem, jak mam się zachowywać w takim miejscu - wyjaśniła, zerkając na niego niepewnie, a potem przeniosła wzrok na kartę. Przełknęła myśl o cenach, bo wiedziała, że Nathaniela na to stać, ale ona sama... nigdy nie mogłaby go tutaj zaprosić i może to ją odrobinkę zabolało. Nie miała funduszy, żeby mu się odwdzięczyć. W dodatku ledwo poruszała się po karcie dań. - Umm... a ty co będziesz jadł? - trochę planowała go podpytać, gdy znalazł się przy nich już kelner i zapytał co jej podać. - Co to jest szag... szak... szakusza? - dłonie jej się trzęsły i przez to litery poplątały, bo stał nad nią ktoś, kto na pewno wolał jej tu nie widzieć.
- Szakszuka. Jajka sadzone na pasacie pomidorowo paprykowej z cebulą, podawane ze świeżym pieczywem - wyjaśnił kelner, a Divina spojrzała kontrolnie na Nathaniela, jakby on miał jej podpowiedzieć czy to dobry wybór.
- To może to... albo ten omlet śródziemnomorski - mało miała w życiu sytuacji, w których sama mogła podejmować decyzję i chociaż było to głupie... teraz się tym stresowała.
- Czyli co dokładnie? - pospieszył ją kelner, a ona posłała Nathanielowi kolejne spojrzenie, które miało być prośbą o pomoc. Gdyby sama zdecydowała, wzięłaby pewnie to tańsze, ale teraz, na szybko czytając menu, nawet nie umiała znaleźć pozycji, o których rozmawiała.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Bez cienia wątpliwości dało się dostrzec niezadowolenie wymalowane na twarzy Nathaniela, gdy Divina przedstawiła mu propozycję zaciągnięcia u niego długo. Zabawne. Jeszcze jakiś czas temu nie miał najmniejszych skrupułów, aby tak nieczysto i podstępnie sobie z nią pogrywać. Na własnych, nie jasnych zasadach, związać ich losy i uzależnić jej życie od jego widzi misie. Wszystko zmieniło się jednak drastycznie i mowy nie było o tym, aby nadal była pionkiem, gdy traktował ją jak króla na swojej szachownicy.
- Zaciąganie u siebie długów nie wychodzi nam najlepiej, więc może skończmy z tym, co? - Odpowiedział, mając też na uwadze to, że sam wciąż czuł się jej dłużnikiem, w końcu gdyby nie poświęcenie ze strony Norwood mogłoby go już dawno nie być na tym świecie. - Po prostu powiesz mi, który ci odpowiada, a resztą zajmę się sam. Pieniądze nie mają tutaj żadnego znaczenia - dodał, bo nawet nie chciało mu się dyskutować z nią na ten temat. Miło jednak, że nie zaoponowała od razu, a próbowała obejść sprawę dookoła - najwidoczniej jej także zależało na tym, aby upamiętnić swoją matkę z szacunkiem.
- I od tamtej pory nic więcej? - Spytał z lekką trwogą wyczuwalną w głosie, ale nic więcej nie skomentował. Wiedział, że nie z własnej woli, ale też z jego winy doprowadziła się do takiego stanu, dlatego wolał nie drążyć dalej tego tematu. Wolał skupić się na tym jakim spokojnym rytmem toczył się ten ich nowy dzień i nie wracać wspomnieniami do tego co działo się nim obydwoje przyznali się do swoich uczuć. Swoją drogą nadal nie potrafił pojąć jakim cudem zdobył się na tak poważny krok, a jednocześnie intuicja podpowiadała mu, że musiał wreszcie coś zrobić, aby zmienić ten letargiczny charakter ich relacji. Zdecydowanie Norwood potrzebowała dowodów na to, że nie jest mu obojętna i to co dzieje się między nimi jest dla Hawthrone'a istotone. Dlatego ten dostarczył je jej w dość dobitnej formie. - Pojęcia nie mam - mruknął, nie chcąc swoim zdaniem narzucić Divinie wyboru.
Kelner swoją postawą nie zaskarbił sobie uznania w oczach Nate'a, który zmarszczył brwi spoglądając na niego znad karty. Coś w jego tonie i sposobie w jaki zerkał na Norwood sprawiało, że Hawhtorne'owi od razu podniosło się ciśnienie. Nie chciał jednak żadnym, przykrym komentarzem psuć ich przyjemnego poranku i śniadania, a więc zacisnął pięści i z udawanym uśmiechem zwrócił się w stronę kelnera.
- Weźmiemy szakszukę, omlet i półmisek owoców, a do tego sok i chai latte dla pani - wymienił z fałszywą uprzejmością, tak aby była ona doskonale słyszalna w tonie jego głosu, po czym odprawił mężczyznę. - Hej, nie stresuj się tak - rzucił, gdy zostali już sami, a jego dłonie oplotły drobne palce Diviny, które zaciskały się na serwetce leżącej na stoliku pomiędzy nimi. - O co chodzi? - Widział w jej oczach, że coś było nie tak. Zwykle nie emanowała pewnością siebie, ale odkąd weszli do restauracji miał wrażenie, że jeszcze wręcz stała się jeszcze bardziej speszona, a jej zaokrąglone ramiona i niepewna postawa tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ
cron