The bitch is back
: 18 mar 2023, 21:05
#12
Powrót z Cairns do Lorne Bay dłużył się niemiłosiernie, ze względu na finał poszukiwań Świstaka.
Nie sądziła, że wypatrywanie rejestracji zaprowadzi ją do klubu, w którym dostrzeże znajomą twarz. Nie było mowy o pomyłce. Mia kręciła się po jakimś nocnym przybytku w Cairns, a Pria we własnej osobie nie miała o tym pojęcia. To nie tak, że musiała wiedzieć o każdym posunięciu, dokonanym przez byłą narzeczoną. Wiedziała, w jakim środowisku działała Mia i z czym wiązała się jej obecność. Z pewnością nie zawitała w te strony, aby skorzystać z urlopu. Zaginięcie Świstaka musiało mieć związek z pojawieniem się kobiety w mieście. Warren wiedziała, że to wszystko było ze sobą powiązane, ale na obcym terenie, którym był klub, miała związane ręce. Musiała w spokoju przeanalizować tę sytuację i wrócić w tamto miejsce z dobrym, świeżym planem.
Potrzebowała tylko trochę czasu na ogarnięcie tego wszystkiego.
Pozostawiwszy samochód na wydzielonym parkingu, skierowała swoje kroki w stronę chaty. Nie chciała budzić Joan, dlatego tym razem postanowiła skorzystać z tylnego wejścia, prowadzącego na tyły salonu, obok zejścia do piwnicy. Najciszej jak tylko mogła, wąskim korytarzykiem przeszła do kuchni, aby zgarnąć pierwszą, lepszą szklankę. Równie zręcznie uzbroiła się w butelkę brandy, aby przejść z takim zestawem na zewnątrz, po raz kolejny korzystając z tylnego wyjścia. Nie chciała, aby jej buszowanie po domu wiązało się z wybudzeniem Joan. Ostatnio i tak niewiele rozmawiały, a raczej to Terrell zbudowała wokół siebie mur, prezentując zachowanie z którym kiedyś Pria nie miała zbyt dużej styczności. Bywało, że dochodziło między nimi do porozumień, ale czy naprawdę musiały to znów przerabiać? Lepiej udawać, że wszystko było w porządku, co i tak wychodziło im nieszczególnie przekonująco. Nawet dziecko by się zorientowało.
W każdym razie, rola Warren ograniczała się do udostępniania Joan starego laptopa na którym mogłaby pracować, a także podrzucania czegoś do jedzenia. Nie zawsze, bo czasami to Joan porywała się na skombinowanie śniadania, którego odrobinę zostawiała dla współlokatorki na blacie w kuchni.
Zupełnie, jakby nie potrafiła bezpośrednio podać Prii talerza. Jakby nie chciała na nią patrzeć.
Może znów czegoś się bała? Miała dobry powód, biorąc pod uwagę niegdysiejsze, gwałtowne zachowanie Warren. Teraz wcale nie było lepiej, o czym świadczyła końcówka dnia (a raczej początek następnego), łącząca się ze spożywaniem cierpkiego alkoholu pod tylnymi drzwiami chatki, w otoczeniu odgłosów natury.
Za godzinę powinno już świtać. Przez te wszystkie doznania, których doświadczyła w przeciągu ostatnich godzin, nie potrafiłaby zmrużyć oka. Zapicie tych wszystkich bodźców przy pomocy brandy to nie taki zły pomysł. Nie zamierzała bynajmniej uwalić się w sztok. Wystarczy może jedna, a może dwie szklanki…
Chyba powinna skomponować alkohol z jakimś napojem. W taką pogodę niezwykle łatwo się odwodnić przy sączeniu czegoś mocno oprocentowanego.
Po upiciu pierwszego, gorzkiego łyka, ściągnęła z ramienia torbę, w której trzymała również nabity pistolet. Odstawiła ją na bok, tuż przy ściance pieńka na którym usiadła. Całe szczęście, tej nocy nie musiała używać żadnych, ekstremalnych metod obrony.
Joan D. Terrell
Powrót z Cairns do Lorne Bay dłużył się niemiłosiernie, ze względu na finał poszukiwań Świstaka.
Nie sądziła, że wypatrywanie rejestracji zaprowadzi ją do klubu, w którym dostrzeże znajomą twarz. Nie było mowy o pomyłce. Mia kręciła się po jakimś nocnym przybytku w Cairns, a Pria we własnej osobie nie miała o tym pojęcia. To nie tak, że musiała wiedzieć o każdym posunięciu, dokonanym przez byłą narzeczoną. Wiedziała, w jakim środowisku działała Mia i z czym wiązała się jej obecność. Z pewnością nie zawitała w te strony, aby skorzystać z urlopu. Zaginięcie Świstaka musiało mieć związek z pojawieniem się kobiety w mieście. Warren wiedziała, że to wszystko było ze sobą powiązane, ale na obcym terenie, którym był klub, miała związane ręce. Musiała w spokoju przeanalizować tę sytuację i wrócić w tamto miejsce z dobrym, świeżym planem.
Potrzebowała tylko trochę czasu na ogarnięcie tego wszystkiego.
Pozostawiwszy samochód na wydzielonym parkingu, skierowała swoje kroki w stronę chaty. Nie chciała budzić Joan, dlatego tym razem postanowiła skorzystać z tylnego wejścia, prowadzącego na tyły salonu, obok zejścia do piwnicy. Najciszej jak tylko mogła, wąskim korytarzykiem przeszła do kuchni, aby zgarnąć pierwszą, lepszą szklankę. Równie zręcznie uzbroiła się w butelkę brandy, aby przejść z takim zestawem na zewnątrz, po raz kolejny korzystając z tylnego wyjścia. Nie chciała, aby jej buszowanie po domu wiązało się z wybudzeniem Joan. Ostatnio i tak niewiele rozmawiały, a raczej to Terrell zbudowała wokół siebie mur, prezentując zachowanie z którym kiedyś Pria nie miała zbyt dużej styczności. Bywało, że dochodziło między nimi do porozumień, ale czy naprawdę musiały to znów przerabiać? Lepiej udawać, że wszystko było w porządku, co i tak wychodziło im nieszczególnie przekonująco. Nawet dziecko by się zorientowało.
W każdym razie, rola Warren ograniczała się do udostępniania Joan starego laptopa na którym mogłaby pracować, a także podrzucania czegoś do jedzenia. Nie zawsze, bo czasami to Joan porywała się na skombinowanie śniadania, którego odrobinę zostawiała dla współlokatorki na blacie w kuchni.
Zupełnie, jakby nie potrafiła bezpośrednio podać Prii talerza. Jakby nie chciała na nią patrzeć.
Może znów czegoś się bała? Miała dobry powód, biorąc pod uwagę niegdysiejsze, gwałtowne zachowanie Warren. Teraz wcale nie było lepiej, o czym świadczyła końcówka dnia (a raczej początek następnego), łącząca się ze spożywaniem cierpkiego alkoholu pod tylnymi drzwiami chatki, w otoczeniu odgłosów natury.
Za godzinę powinno już świtać. Przez te wszystkie doznania, których doświadczyła w przeciągu ostatnich godzin, nie potrafiłaby zmrużyć oka. Zapicie tych wszystkich bodźców przy pomocy brandy to nie taki zły pomysł. Nie zamierzała bynajmniej uwalić się w sztok. Wystarczy może jedna, a może dwie szklanki…
Chyba powinna skomponować alkohol z jakimś napojem. W taką pogodę niezwykle łatwo się odwodnić przy sączeniu czegoś mocno oprocentowanego.
Po upiciu pierwszego, gorzkiego łyka, ściągnęła z ramienia torbę, w której trzymała również nabity pistolet. Odstawiła ją na bok, tuż przy ściance pieńka na którym usiadła. Całe szczęście, tej nocy nie musiała używać żadnych, ekstremalnych metod obrony.
Joan D. Terrell