gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
34.

W idealnym świecie byłoby teraz lepiej i spod chmur wyłaniałoby się słońce. Problemy dałoby się naprawić, a rozwiązania, które by do tego prowadziły, opiewałyby w same pozytywne skojarzenia. Fajnie byłoby znaleźć się w takim idealnym świecie, chociaż na moment.
Poszła do psychologa... dla Remigiusa. Tego, do którego kiedyś miała chodzić, gdy okłamywała wszystkich, że właśnie tak jest. Pierwsze spotkanie było tragiczne, ale drugie jeszcze gorsze. To właśnie wtedy usłyszała to, czego bała się usłyszeć... że być może w Soriente doszukuje się śladów własnej przyjaciółki, że różnica wieku wynika z tego, że potrzebuje mieć przy sobie kogoś, kto się nią zajmie i najgorsze - że być może nie jest gotowa na taki związek. Kiedy wypowiadano jej ten werdykt, przez moment wierzyła, że rzuci się na terapeutę i gołymi rękami wydrapie mi oczy. Będzie tak na nim siedziała, szarpiąc paznokciami, aż nie poczuje się lepiej, ale jedynie zamrugała, skinęła głową i wyszła z gabinetu. Czekając, aż przyjedzie po nią Soriente, przeczytała kilka komentarzy pod niewybrednym artykułem, w którym ostatnio ją umiejscowiono. Autor opatrzył go tytułem "najgorsze związki w australijskim show-biznesie". Niby nie tylko jej się czepiali, ale całkiem dobrze wypatrywała te dotyczące jej osoby. Wolała jednak, gdy hejt skupiał się na niej, niż wtedy, kiedy znajdowała coś w stylu "lubiłam go, ale jednak jest porąbany, skoro spotyka się z taką małolatą". Było tego więcej... więcej dowodów na to, że przez Lisę ludzie źle mówili o Remigiusie.
Wsiadała więc do jego samochodu, walcząc z całych sił o to, by zachować spokój. Kiedy pytał, jak było na spotkaniu, wzruszała ramionami i mówiła, że w porządku. Nie chciała go przygnębiać tym, co usłyszała. Wspomniała, że może dobrze będzie, jak zmieni lekarza, ale usłyszała, że powinna dać mu szansę. Więc dawała... i czuła się z tym fatalnie. Głowa pękała jej od świtu do zmierzchu, czasem wystarczyło jedynie nieprzychylne spojrzenie Laurissy i miała dość. Kumulowało się w niej, więcej i więcej. Mama dzwoniła, że może wróci... w najgorszym możliwym momencie. Kurwa... kurwa, kurwa, kurwa.
Nie myślała w zasadzie, kiedy jej żołądek ścisnął się tak podczas kolacji, jakoś wytrwała do końca, ale czuła, że jest kiepsko. Remy miał mieć jakieś spotkanie online, na całe szczęście także Laurissa gdzieś wyszła. Ledwo dobiegła na czas do łazienki, gdy została sama, wyrzucając z siebie treść żołądka, prosto do muszli klozetowej. Spociła się, jęczała patrząc jak wir wody wszystko zabiera, miała już serdecznie dość. Nie umiała tego udźwignąć. Zwymiotowała drugi raz, jakoś się podniosła, umyła zęby i ruszyła do drzwi, by zaraz otworzyć szerzej oczy.
- Remy - rzuciła, zatrzymując się w pół kroku. Analizowała to, czy wiedział, co robiła w łazience. Na pewno wiedział. Znów poczuła przerażenie i tego także miała już dość. Ostatnio bezustannie się bała, aż mięśnie bolały ją od spinania i nie umiała przez to skupić się na treningach. - Było mi niedobrze... nie wymuszałam tego w żaden sposób - wyszeptała niepewnie, wgapiając się w jego kolana, bo wyżej nie umiała póki co unieść wzroku. - Serio - dodała jeszcze ciszej, nadal się nie ruszając.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nie było łatwo. Nie było łatwo, ani jemu, ani jej, ale małymi kroczkami powoli wszystko naprawiali. Przynajmniej Remigius w to wierzył, bo odkąd wyszły na jaw wszystkie kłamstwa Lisbeth, po raz pierwszy udało mu się naprawdę postawić na swoim i przekonać ją, aby poszła z powrotem na terapię. On widział w tym nadzieję na to, że wreszcie Westbrook upora się z prześladującymi ją traumami i demonami, a on katorgę, przez którą musiała przechodzić co kilka dni. Poza tym nie miał pojęcia o tym, że katowała się komentarzami jakiś durnych ludzi i mało ambitnymi artykułami z brukowców. Prosił już dawno temu, aby nigdy nie zwracała na to uwagi, ale przecież była Lisą, Lisą, która za punkt honoru obrała sobie torturowanie samej siebie. Nie miał więc pojęcia jak fatalnie wszystkie komplikacji i problemy zaczęły ponownie ją przytłaczać. Dla niego szli w dobrym kierunku, gdy tak naprawdę Lisa staczała się powoli w coraz większy dół.
Tamtego wieczora jak zwykle wyglądała na strapioną. Po wizycie u terapeuty nigdy nie chciała z nim zbyt wiele rozmawiać. Soriente natomiast snuł plany na wieczór, bo przyjemna noc zachęcała do spaceru po plaży. Miał jednak najpierw spotkanie online i dopiero po tym chciał namówić Lisą na wyjście. Jednak jak się okazało, ktoś nie mógł wziąć udziału w rozmowie, więc przeniesiono ją na następny dzień i przez to Remigius od raz poszedł na górę. Nie chciał marnować czasu, bo zachód słońca zapowiadał się wspaniale, ale gdy tylko wszedł do sypialni cała ta nadzieja na piękną noc zniknęła w nim bezpowrotnie.
Nie odezwał się słowem, tylko obserwował jak machinalnie Lisa wykonuje wszystkie czynności w łazience. Po raz kolejny nakrył ją na ukrywaniu przed nim swoich zaburzeń i po raz kolejny poczęstowała go okrutnym kłamstwem. Nawet nie wiedział co powiedzieć, bo po aferze z Shadow i Ezrą przekonany był o tym, że nie będzie miała w sobie na tyle tupetu i bezczelności, by znów zrobić mu takie świństwo, ale jednak się przeliczył.
- Tak nagle ci się zrobiło niedobrze... Nagle, akurat po kolacji... I zdążyłaś przyjść aż tutaj, najdalej od mojego biura jak tylko się da... Kurwa, przynajmniej mniej do mnie na tyle szacunku, aby nie robić ze mnie idioty - parsknął, aczkolwiek w tym jego rozbawieniu było coś przerażającego. Coś maniakalnego i uwidaczniającego przemawiającą przez niego bezsilność. - Ja nawet... Nawet, kurwa, nie mam siły - dodał, a gdyby chciała coś powiedzieć, nie pozwolił jej postępując o krok i gromiąc ją wzrokiem. - Nie! Nie chcę tego słuchać. Nie wierzę ci, a nawet jeśli mówisz prawdę to... To widzę, że jest źle. Potrzebujesz pomocy, ja nie chcę znów nic ryzykować. Nie chcę. Pojedziesz do tego ośrodka, o którym mówiliśmy już wcześniej - wywalił z siebie potok słów, zdradzając tym samym, że on także nie był wcale w takim dobrym stanie. Wmawiał sobie tylko, że jest lepiej niż w rzeczywistości czuł. Nadal nie potrafił wybaczyć jej do końca tego co zrobiła, nie przetrawił frustracji i nie pogodził się z kłamstwami, które mu serwowała. Nadal nie umiał jej zaufać i potrzebował chyba czegoś więcej niż tych kilka wizyt u psychologa i paru słodkich słów, aby odbudować to co zrujnowały jej kłamstwa.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Jeśli liczyła na to, że spokojnie o tym porozmawiają, to Remigius całkiem szybko rozwiał jej nadzieje. No tak... przecież między nimi spokój dawno został zabity. Mimo to wciąż ją ten fakt zaskakiwał. Zaledwie wczoraj rozmawiała z Laurissą o tym, że Remy jest ostatnio strasznie nerwowy, że się o niego martwi... miało to być pogawędką, ale w którymś momencie ta zaczęła się wymykać spod kontroli, aż w końcu Rissa spojrzała na nią z troską i zadała pytanie, którego Westbrook nie chciała nigdy słyszeć.
Nie sądzisz, że byłoby wam lepiej, gdybyście jednak dali sobie spokój? - Całą noc się tym katowała. Nawet teraz. Z resztą późniejsza dyskusja wcale nie wyglądała lepiej, a aktualny gniew Soriente utwierdzał ją w tym, że naprawdę... powinna już dać mu odetchnąć. Odpocząć od niej. Tylko, że jak sama miała być na to gotowa? Jak, kiedy był wszystkim, co powstrzymywało ją przed popadnięciem w jakąś bezdenną otchłań.
- Wybacz, że nie uznałam, że chętnie zwymiotuję przed twoim biurem, następnym razem lepiej to przemyślę - burknęła, bo tez już miała dość. Nie okłamywała go. Nie musiała wywoływać wymiotów, bo od dłuższego czasu nie sypiała dobrze i stale czuła nudności. - Przestań mi wmawiać, że ciebie nie szanuję! - wrzasnęła zaraz, bo była na skraju wytrzymałości. Miała po prostu dość, tak kurewsko dość, że nie umiała sobie nawet wyobrazić tego, co musiałoby się zadziać, aby ją z tego stanu wyciągnąć, skoro bezustannie coś posyłało ją jeszcze niżej i niżej. A on bez wątpienia nie wierzył, w to, że go szanowała, bo dlaczego miałby? Nie miał przez nią siły. Przez nią. Nawet gry próbowała z tą całą terapią i wszystkim, i tak rezultaty były chujowe. Nie było dla nich ratunku, Laurissa miała rację. Ta myśl bolała ją tak, że ledwo utrzymywała się na nogach, ale słowa Remigiusa sprawiły, że adrenalina nieco mocniej nią wstrząsnęła.
- Chcesz się mnie pozbyć? - otworzyła szerzej oczy. Oczywiście, że chciał. Chciał, żeby zniknęła, może nawet nie robił tego świadomie. Wszyscy mieli rację, już sam zauważył, że bez niej będzie lepiej, ale był zbyt odpowiedzialny, by po prostu z nią zerwać. Rozpadała się. Czuła to bardzo wyraźnie, kawałek po kawałku, rozpadała i nigdy już tego nie poziera do kupy. Musiała podjąć decyzję... podchodziła do niej, jak pies do jeża, ale kochała go i nie mogła już dłużej go krzywdzić. Już nie. Koniec z byciem samolubną. - Nigdzie nie pojadę, Remigius. Nie tobie o tym decydować. Nie okłamuję cię, ale widzę, że cokolwiek między nami jest, na pewno nie jest to zaufanie... - bolało ją to. Każda sylaba z osobna raniła jej krtań, ale musiała. Musiała to wszystko powiedzieć. Nie mogła być twarda na tyle, by łzy nie wypełniły jej oczu, ale czuła, że i to zadziała na jej korzyść. Pewnie miał już dość tego, jaką była beksą, pewnie i to go też w niej męczyło. Bo właśnie taki był, gdy ostatnio na nią patrzył - wyczerpany. To ona, nikt inny, wysysała z niego życie. Kiedy zniknie, na pewno odżyje.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Możliwe, że ocenił sytuację zbyt pochopnie. Właściwie to chciałby się mylić, ale podświadomie nie potrafił w ogóle uwierzyć w taki scenariusz. Jego zaufanie wobec Lisbeth było znikome po ostatnich kłamstwach jakie wyszły na jaw i najwidoczniej potrzebował o wiele więcej czasu, aby ponownie go nabrać. Starał się, ale nie szło mu to najlepiej. Poza tym zauważył, że w ostatnich tygodniach był znacznie bardziej nerwowy niż zwykle. Towarzyszył mu wieczny stres i frustracja, a chociaż tłumaczył to sobie natłokiem obowiązków i pracy, doskonale wiedział, że za jego stanem kryła się inna przyczyna. Przyczyna, którą miał przed oczami, i która po raz kolejny częstowała go kłamstwami.
- To czemu przybiegłaś aż tutaj? Nie mogłaś mi powiedzieć przy kolacji, że jest ci niedobrze? Właśnie w tym jest problem, że nawet takiej pierdoły nie potrafisz mi powiedzieć prosto w twarz, a potem odstawiasz cyrki - burknął niezadowolony.
Był zmęczony tym wiecznym matactwem towarzyszącym Lisbeth w sprawach mogących chociaż odrobinę spieprzyć jej wizerunek w jego oczach. Ostatecznie zawsze wybierała najgorszą drogę, wciągając ich obydwoje w chociażby taką sytuację jak ta.
- Nic ci nie wmawiam, po prostu tak się czuję za każdym razem, gdy coś kręcisz - przyznał zgodnie z prawdą. Nie rozumiał dlaczego Lisa mu nie ufała, chociaż nigdy nie odsunął się od niej, gdy odkrywał krok po kroku jej kaleczną osobowość. Zawsze ją wspierał, nigdy nie wyśmiał, a ona i tak miała go za człowieka, który mógłby ją zostawić z byle powodu.
- Tak, właśnie to miałem na myśli - prychnął poirytowany, bo niestety, ale brakowało mu tej zwyczajowej cierpliwości, która kiedyś z łatwością przychodziła mu na co dzień. - I to jest właśnie twój problem. Człowiek mówi ci coś z troski i obawy o ciebie, a ty odbierasz to jako atak - pokręcił lekko głową, spoglądając na nią z góry. - Chcę ci pomóc, a nie się ciebie pozbyć. Mogłabyś wreszcie zacząć dostrzegać to co dla ciebie robię i zacząć to doceniać, zamiast szukać dziury w całym - fuknął obrażony. Starał się na każdym kroku zapewniać Westbrook o swoim oddaniu, ale nie umiał przebić się przez jej podejście do samej siebie. Wmawiała sobie głupoty, nie słuchając innych i zdrowego rozsądku, a Soriente nie miał już pomysłów jak do niej dotrzeć. - Ty też mi nie ufasz, więc nie wiem co to za wyrzut - burknął. - Lisa, wiesz dobrze, że nie jest z tobą najlepiej, więc daj sobie pomóc, bo to co się dzieje nie ma wpływu tylko na ciebie, ale na nas oboje. Nie chcę ci nie ufać, ale na ten moment jest to trudne - przyznał zgodnie z prawdą, bo chciał być szczerym. Wierzył w to, że jeśli mieli naprawić to co sobie zrobili, powinni zacząć burzyć źle postawione ściany i zbudować je na nowo.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Było z nią nawet gorzej, niż mógł przypuszczać i potrzebowała o wiele więcej pomocy, niż mogłoby się wydawać. Nie pamiętała nawet, jak to jest, nie czuć się taką zmęczoną i przygnębioną. Brakowało jej lekkości, której niby nigdy zbyt wiele nie miała, ale teraz... teraz najchętniej zostawałaby każdego dnia w łóżku, czując, że to dla niej najlepsze, ale tylko ta wrodzona musztra zmuszała ją do tego, by działać inaczej. Musztra i Remigus... Podnosiła się dla niego i jakoś próbowała, ale było ciężko i przestała już widzieć tego efekty. Jedyne, z czym ostatnio blondyn jej się kojarzył, to złość, smutek i to, co i ona nosiła na barkach - przygnębienie. Robiła mu krzywdę. Nie mogła dużej udawać, że jest inaczej.
- Bo tu czułam się najbardziej komfortowo! To nie jest coś, czym ktokolwiek chciałby się chwalić - nie miała zbyt wielu argumentów, bo nie miała też zbyt wiele siły, aby w ogóle o tym myśleć. Za bardzo skupiona była na jego niezadowoleniu i wszystkich tych podszeptach w głowie, że to przez nią. Że jest winna. Że nie zasługuje na niego. Że nic dobrego nie wnosi do jego życia. Że jeśli go kocha, to powinna coś z tym zrobić. Że dla kogoś tak zepsutego, jak ona, jest tylko jedno sprawiedliwe rozwiązanie...
- Szanuję ciebie, ale tylko głupi by nie zauważył, jak między nami jest źle - zacisnęła mocniej dłonie, czując jak paznokciami kaleczy sobie ich wnętrze, ale było to całkiem miłe. Ten ból przynajmniej nie pozwalał jej myślą odejść zbyt daleko, działał jak jakaś kotwica, której najwyraźniej potrzebowała.
- Do cholery! A kto nie odebrałby tego, jako ataku?! Ty w ogóle wiesz, jak takie ośrodki działają? Jestem skrajnym introwertykiem, a ty mówisz o zamknięciu mnie z obcymi ludźmi, którzy w dupie będą mieli moją prywatność, jakby to było nic! - zaczęła się cała trząść i trochę ją poniosło, ale naprawdę obawiała się takiego ośrodka. - PRZESTAŃ DO CHOLERY! - wydarła się bardziej, niż sądziła, że potrafi, a paznokcie wbiła jeszcze głębiej. Była wykończona, nie miała już siły, nie odłożyła sobie wystarczająco energii na to, by się dzisiaj z nim kłócić i wmawiać sobie równocześnie, że ma do tego prawo. Teraz dotkliwiej, niż wcześniej czuła, że nie ma. Że musi oddać mu wolność i spokój. Na samą myśl oczy zaszły jej łzami. - Nic nie wiesz, jeśli myślisz, że nie doceniam tego co robisz! Nic!!! - pokręciła głową na boki, bo nie mieściło się jej w głowie, jak źle między nimi było. - Na nas oboje - powtórzyła po nim ciszej, chcąc się odrobinę uspokoić, wziąć w garść, ale było to wszystko takie trudne. - To chyba nie ma sensu, Remy - tym razem zaciskanie dłoni w pięści nie wystarczyło. Musiała przygryźć jeszcze polik od środka, ale i to jej nie uspokoiło. Mimo to, gdy powiedziała te kilka słów, poczuła, jak złość z niej ucieka. Jak wszystko z niej ucieka tak naprawdę. Jakby nagle dookoła zrobiło się ciemniej, a Remigius znalazł się znacznie dalej, niż w odległości kilku kroków.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Miała rację, było między nimi źle i chyba tylko on starał się ignorować to jak bardzo w ostatnim czasie oddalili się od siebie. Naprawdę zależało mu na tym, aby sytuacja uległa polepszeniu, szczerze wierzył, że jeśli po raz kolejny otoczy Lisbeth bezwarunkowym wsparciem, ona stanie na nogi i przestanie się udręczać. Jednocześnie czuł jak brakuje mu sił. Poległ niejednokrotnie i przestał karmić naiwnej nadziei, że w pojedynkę da radę. Dlatego tak bardzo zależało mu na tym, aby wznowiła swoje wizyty u terapeuty. Tylko, że skoro za pierwszym razem terapia nie przyniosła skutków to może powinna go zmienić. Może potrzebowała konkretniejszego wsparcia. Dręczyły go te rozmyślania, a przy tym egoistyczne podszepty co jakiś czas przypominały mu o samym sobie. Nie pamiętał już kiedy ostatni raz wybrał się na jakiś dziki biwak, spędził noc pod gołym niebem, czy wsiadł w auto jadąc po prostu przed siebie. Obowiązki w pracy ogarniał machinalnie, po raz kolejny tracąc serce do tego co robił. Wszystko przysłaniały mu ostatnie, kiepskie tygodnie, które rozgrywały się między nim i Lisą. Więc resztki swojej energii koncentrował na tym, aby to zmienić, aby znów było dobrze, bo to było jedyne rozwiązanie jakie dla niego istniało. Nawet jak obecnie kulał to nadal kochał Westbrook, nie potrafiąc wyobrazić sobie jej braku w swoim życiu. Nawet nie rozważał takiej opcji szczerze wierząc w to, że dadzą radę przetrwać ten kryzys, bo każdemu z nich na swój sposób zależało tak samo, ale po prostu nie mogli się zgrać.
- Lisbeth, czasem trzeba odrobinę się poświęcić i pocierpieć, aby było lepiej. Dasz radę, będę ciebie wspierał, bo masz rację... Jest źle i musimy to zmienić. Chcę przestać być taki wobec ciebie - odpowiedział spuszczając nieco z tonu, bo gdy obydwoje na siebie krzyczeli nic dobrego z tego nie wychodziło. Poza tym zaskoczyła go nagła reakcja Lisy i też jej słowa o tym, że między nimi się nie układa. - Widzę, że ciebie dręczę, a chcę wspierać tylko, że sam nie wiem jak i nie chcę brodzić jak dziecko we mgle - mówił dalej, aż do momentu, w którym Westbrook nie wrzasnęła.
Momentalnie zamilkł, przybierając bardziej wyprostowaną postawę. Jego twarz zaś wyrażała zaskoczenie, bo i owszem prowadzili wartką dyskusję, ale nie spodziewał się takiej gwałtownej reakcji. Krzyk Lisbeth był przerażający w dwojaki sposób, bo Soriente czuł, że będzie zwiastunem czegoś z czym nie będzie chciał się mierzyć.
- Tak, masz rację nie wiem, ale chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć jak do ciebie znów dotrzeć, zrozumieć to co robisz i dlaczego to robisz. Sama jesteś pogubiona, przecież to wiesz - nie dawał za wygraną, jednocześnie bojąc się tego w jaką stronę zmierza ta rozmowa. I słusznie, bo chwilę później Lisa wkroczyła na drogę jakiej Remigius za cholerę nie chciał obierać. - Nie, nawet tak nie mów, Lisbeth - rzucił stanowczym tonem, bo już nie raz poruszali ten panel, w którym ona mówiła, że on ma ją zostawić, że tak dla niego najlepiej. - Wszystko ma sens, tylko musimy się postarać. I zanim znów mi powiesz, że powinienem ciebie zostawić to nie, nie zostawię cię, wiesz o tym - dodał, nawet siląc się na delikatny uśmiech, trochę próbując rozbudzić w sobie tego pozytywnego siebie. Remka potrafiącego stanąć okoniem wobec słów Lisy i pokazywać jej, że te potwory, które ją przerażały wcale nie są takie straszne, że to tylko jej wyobraźnia.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Rozpadała się na kawałki. Nie tylko teraz, od dawna i nie wiedziała kiedy się to zaczęło. Ich związek nigdy nie był łatwy, nigdy nie miał takim być, a wyzwania pojawiły się na długo przed tym, kiedy faktycznie zostali parą. Potem bywały wzloty i upadki, ale Lisa bała się mówić, a Remigius nie spodziewał się najpewniej tego, co działo się w jej głowie. Była sportowcem, ale wciąż w niszowej dyscyplinie, on był celebrytą, ale wciąż jedynie producentem, jednak kiedy się ze sobą związali... Lisa jakimś cudem zaczęła interesować osoby, które chętnie wylewały swoje frustracje pod jej adresem. Potem poznała osoby z otoczenie Remigiusa, które wcale nie chciały jej akceptować, a w tym wszystkim... Westbrook tak bardzo nie chciała być dla niego obciażeniem, że teraz, stojąc tu, żałowała, że nim jednak nie była. Może gdyby powiedziała na samym początku... może wtedy kłóciliby się, albo rozstali, kiedy jeszcze jakoś łatwiej byłoby to znieść. Teraz natomiast... nie miała już sił. Zarówno psychicznych i fizycznych. Nawet w treningach się opuściła, radość którą czerpała z gimnastyki wypaliła się, jak iskra wzniesiona w powietrze, nie pozostało po niej nawet śladu. Wszystko było niejakie i jałowe, a jedyny smak, jaki wiecznie czuła na języku, to poczucie winy, bo wraz z nią i Remigius tracił swój blask. Pochłania go jak jakaś cholerna czarna dziura. Tym właśnie była od początku.
- Pocierpieć? - prychnęła, jakby było w tym coś zabawnego. No tak, według niego ona nie cierpiała. Nie wiedziała czy ją to boli, smuci, czy denerwuje. Nie chciała o tym myśleć. - Jasne, Remy... dam radę. Doskonale sobie ze wszystkim poradzę - pokiwała głową, bo nie, nie sądziła, że sobie poradzi. Ledwo tu przed nim stała, trzymając w sobie każdy fragment swojej osoby, wiedząc przy tym, że te elementy i tak się rozsypią. Jedynie przeciąga nieuniknione, po prostu wydłużając swoje katusze. - Ty mnie dręczysz?! Ty w ogóle pamiętasz jaki byłeś, zanim ciebie zniszczyłam? Jak się śmiałeś i żartowałeś? Jaki byłeś rozwiązły, stale chciałeś mieć mnie blisko, a teraz? Odsunęliśmy się od siebie... nie ufasz mi stale, gdy się kłócimy, ciągle popełniam błędy i zachowuję się nie tak, jakbyś sobie tego życzył. Budzę się z obawą, co znów spierdolę i zasypiam z ulgą, że mam ciebie jeszcze obok, ale nie jest tak, jak było... - pokręciła głową na boki i już nie potrafiła powstrzymać łez, wiedząc, że ponownie wyjdzie na beksę. No trudno, jakoś będzie musiała to znieść. To, że znów musi pokazywać się przed nim w odsłonie, którą sama gardziła, podobnie z resztą jak on.
- Pogubiona! A może już mnie nie można odnaleźć? Co jeśli nie da się do mnie dotrzeć? Ile będziesz tracił na to czasu? Na próby, zanim uświadomisz sobie, że masz już dość? - zapytała, ale wcale nie chciała dawać mu czasu na odpowiedź, nawet jeśli jego stanowcze słowa łamały jej serce, utrudniając to, co musiała zrobić... dla niego. - Wiem... - też się uśmiechnęła, ale łzy płynęły jej po polikach i musiała pociągnąć nosem, bo i z niego zaczęłoby jej lecieć. - Wiem, że mnie nie zostawisz, bo czujesz się za mnie odpowiedzialny - wyjaśniła, cała się już trzęsąc. - Ale ja już tak nie mogę. Nie mam siły na to patrzeć, tłumaczyć się i popełniać jedynie błędy - nie mogła mu powiedzieć wprost, że tylko go krzywdzi, że widzą to wszyscy tylko nie on i mieszają ją w głowie, bo wówczas... z poczucia winy próbowałby ją powstrzymać. Musiała go chronić, chociaż mimo tych chęci skłamałaby mówiąc, że jest jej łatwo. Pokręciła głową na boki, próbując zebrać myśli. - Spójrzmy prawdzie w oczy... jak inaczej miałoby się to skończyć? - znów spróbowała się uśmiechnąć, ale było jej tak trudno. Zaśmiała się cicho, kalecząc samą siebie jeszcze głębiej, a wiedziała, że ostateczny cios będzie niewspółmiernie bolesny. - To nigdy nie miało zbyt długiej przyszłości... każdy o tym wiedział. Ty z resztą też - dodała ciszej. Jej głos tracił na sile i w chwili, w której to powiedziała, tak bardzo chciała się rzucić na kolana i zacząć przepraszać. Odwoływać te słowa, błagać by jej wybaczył i o tym zapomniał, bo wszystko czego potrzebuje do szczęścia, to on. Tylko, że jednocześnie... wszystko, co mu aktualnie w szczęściu przeszkadzało... to ona.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Ironia odczuwalna w postawie Wesbrook była bardzo złym omenem. Soriente naprawdę nie umiał przypomnieć sobie kłótnie, w której zachowywała się w taki sposób i może dlatego nagle spiął się jeszcze bardziej, stresując tym w jakim kierunku zmierza ta ich dyskusja.
- Lisbeth, mamy po prostu kiepski czas, ale to normalne. Każdy związek przeżywa kryzysy. Wyjdziemy z tego, przecież wiesz, że tak.. - Starał się ukrócić ten temat, nie drążyć nie analizować. Owszem dotknęły go jej słowa. Spostrzeżenia, które on sam starał się ignorować tłumacząc je sobie tym, że obecnie po prostu nie idzie im najlepiej przez problemy jakie posiadają, ale to tymczasowe. - Nie uświadomię sobie niczego, bo nie będę miał ciebei dość. Lisku, mówisz to bo jesteś zdenerwowana. Przesadziłem z tą swoją reakcją. ostatnio non stop chodzę wkurzony i... Ochłońmy i porozmawiajmy na spokojnie - próbował dalej, a chociaż był nerwowy to nie chciał ponownie wybuchać gniewem. Doskonale wiedział, że jeśli miałby jakkolwiek uspokoić Lisę i wpłynąć na jej zachowanie to na pewno nie krzykiem i rozkazami. Przyjął więc postawę stoika, starając się wyciszyć jej wybuchy i nie brać sobie jej słów do serca, ale im więcej mówiła tym ciężej to znosił, uświadamiając sobie w jakim kierunku to wszystko zmierza. - Co? O czym ty mówisz, Lisku... Daj spokój. Wcale nie czuję się za ciebie odpowiedzialny, to nie o to chodzi, a ty nie masz mi się tłumaczyć. Jedyne, czego chcę to żebyś poczuła się lepiej, żebyś dokończyła terapię, skupiła się na sobie - starał się jak mógł, aby Lisa nie zabrnęła w swoich słowach za daleko. Sądził, że jak okaże jej wsparcie i zawzięcie będzie zapewniał o tym, że przy niej zostanie, ona się uspokoi. Były to jednak płonne działania. - Co skończyć? O czym ty w ogóle mówisz? - Spytał, czując jak serce podchodzi mu do gardła, bo jeśli czegokolwiek się spodziewał to na pewno nie takiego końca. Sądził, że zaraz Lisa znów wybuchnie płaczem, może zacznie ponownie w bezsilności wyć i krzyczeć w jego ramionach, ale na pewno nie będzie w stanie podjąć tak okrutnej dla ich dwójki decyzji. Dlatego nie dowierzał, spoglądając na jej naznaczoną smutkiem i determinacją twarz i doszukując się w niej jakiś odpowiedzi. - Nie! Absolutnie się z tobą nie zgadzam! - Oznajmił, nie chcąc, aby Westbrook kończyła swoją myśl. - To ma sens. My mamy sens. Lisa, nie poddawaj się i nie wmawiaj sobie i mnie, że jest inaczej, bo mamy problemy. Mamy je nie bez przyczyny, ale wyeliminujemy ją i znów będzie dobrze. To co mówisz nie jest tym czego chcesz, nie jest tym o czym myślisz - podjął kolejną próbę wyciągnięcia Lisy z tego okropnego dołu w jakim musiała się znajdować. Podszedł też do niej, aby móc sięgnąć dłonią jej policzka, zetrzeć z niego kilka łez, chociaż kolejne wciąż uciekały z jej zaszklonych oczu. - Chodź do mnie. Spanikowałaś, źle się czujesz, ja źle zareagowałem, ale... Nie rób takich głupot. Nie mów tego, czego nie chcesz powiedzieć - dodał, wyciągając ramię jeszcze mocniej, aby móc ją objąć, przyciągnąć do siebie i zamknąć w ramionach. Schować przed światem i zapewnić o tym, że nawet jak upada to będzie obok. Liczył też na to, że ten fizyczny kontakt także pomoże jej się uspokoić i jak już to wszystko minie, z powrotem będzie tak jak było.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Kochała go bardziej, niż kiedykolwiek byłaby w stanie pokochać samą siebie. Zawsze była tego świadoma, ale teraz uderzyło ją to w całkiem inny sposób. Czuła się trochę tak, jakby nabrała do płuc powietrza i wskoczyła do wody, odmawiając wypłynięcia na powierzchnię... po prostu się jej przyglądała, wiedząc, że zrobi sobie sama krzywdę, chociaż mogłaby spróbować się ocalić.
- Wcale tego nie wiem, Remy - każde słowo zdawało się sprawiać jej ból. Wolałaby milczeć, to byłoby rozsądniejsze, ale nie potrafiła. Wolała już siebie krzywdzić, bo jeśli to miały być jej ostatnie chwile przy nim, to chciała z tego coś dla siebie wyciągnąć. Wydrzeć te ochłapy, na które i tak nie zasługiwała. - Tu już nie ma o czym rozmawiać - pokręciła głową, a coraz więcej łez żłobiło jej poliki. W życiu nie czuła się tak źle i jak okropnie to nie brzmiało, nagle zdała sobie sprawę z tego, jak lekko znosiła śmierć Margot. Bo pożegnać kogoś kto zniknął, a kogoś, kto był nadal obok... to całkiem nowa skala bólu. Wątpiła, żeby miała kiedykolwiek odnaleźć jeszcze szczęście, ale on je znajdzie. Będzie mnóstwo osób, które się nim zajmą, które dadzą mu uczucia na które zasługuję, a których ktoś tak zniszczony, jak Lisa, nie mógł mu zaoferować. Była ułomnym człowiekiem i samolubnie pozwalała mu przy sobie trwać, chociaż widziała, że go to niszczy. - Właśnie tak, Remigius... muszę skupić się na sobie, a nie na wiecznym zadowalaniu ciebie - nie zgadzała się z tymi słowami, nie były one do niej podobne, ale czuła, że jeśli nie przyjmie takiej postawy, Soriente jej nie uwierzy. Wiedziała, że musi go zranić, żeby dać mu wolność. Raniła już wiele osób w swoim życiu, ale teraz tak bardzo nie chciała tego robić. Tak bardzo ze wszystkich sił walczyła z potrzebą odwołania każdego słowa i błagania o wybaczenie. - Dobrze wiesz, o czym mówię - jęknęła żałośnie, bo nie starczyło jej sił na nic innego, jeszcze nie zdobyła się w sobie, by nazwać słowa po imieniu, ale musiała to zrobić. Tylko, że gdy próbowała, on znalazł się bliżej, a w niej ostatecznie wszystko pękło. Machała uparcie głową, jak w jakimś transie, w ten sposób starając się negować każde jego słowo na bieżąco. Jedno po drugim, raz za razem. - Właśnie próbuję wyeliminować te problemy - rzuciła, ale gdy przyciągnął ją do siebie... bogowie. Jej ciało, każda jego komórka, reagowały na jego bliskość. Kiedy zdała sobie sprawę, że być może już nigdy więcej nie schowa się w jego ramionach... straciła zainteresowanie takim życiem. Nie umiała sobie tego wyobrazić, ale musiała to zrobić. Chciała się z nim zgodzić, zawierzyć jego słowom, kusiło ją to tak bardzo, że cała się już trzęsła, a ból głowy sprawiał, że miała mroczki przed oczami. Chciała zostać w jego ramionach na zawsze, ale nie mogła. Musiała w końcu udowodnić, że go kocha i chociaż miał ją z tego powodu znienawidzić, tylko to mogła zrobić. Z bólem, jakiego nie była w stanie opisać, oderwała się od niego, robiąc krok w tył. - Nie mieszaj mi w głowie! Pojęłam w końcu decyzję... od dawna o tym myślałam, ale się bałam.... nie możesz mnie przy sobie trzymać! Było mi lepiej zanim się ze sobą związaliśmy, na siłę robiłeś ze mnie kogoś, kim nie jestem i mam już dość! - brzydziła się sobą. Brzydziła z całych sił, ale patrzyła mu w oczy, by zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. Jego spojrzenie miało ją nawiedzać do końca życia. - Uwierzyłam ci, że to miłość, ale teraz nie wiem, czy mną nie zmanipulowałeś. Czy nie czułam się zastraszona. Przez ciebie opuściłam się w gimnastyce, zaczęłam stresować bardziej, niż zwykle... przez ciebie Remigius jestem nieszczęśliwa - kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo... wszystko to to bzdury. - I chyba ciebie wcale nigdy nie kochałam - mimo, że nie powinna, zgięła się w pół, przez silne torsje, które wywołała jej histeria. Chciała umrzeć. Nie metaforycznie. Naprawdę w tamtej chwili chciała jedynie umrzeć.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Bardzo nie chciał, aby to co mówiła Lisbeth było prawdą. Wmawiał sobie i jej, że przemawiają przez nią emocje, że to po prostu kolejne załamanie, ale wszystko co padło między nimi jest nieprawdą. Stekiem bzdur, które wyrzucała z siebie brodząc po omacku, gdy po raz kolejny pozwoliła rozpaczy i bezsilności zawładnąć nad sobą. Naprawdę bardzo nie chciał jej słuchać, ale nie potrafił. Chociaż zignorował to jak przeinaczyła jego słowa, mówiąc, że powinna skończyć wiecznie go zadowalać. Taki cios gotów był jeszcze przyjąć, znieść byleby nie pozwolić Lisbeth brnąć dalej w tę otchłań.
Gdy zamknął ją w ramionach, przeszło mu przez myśl, że to co robi jest aktem desperacji. Ostatnią deską ratunku, której się łapie, więc nie pozwalając nadziei na to, aby umarła. Musiał jednak w końcu pozwolić jej odejść, odsunąć się od siebie, wymierzyć kolejny policzek, o wiele bardziej dosadny, jednoznaczny i bolesny. Czy wierzył w to co mówiła? Nie, ale z każdym kolejnym słowem coraz bardziej powątpiewał w swoją siłę i nadzieję. Lisbeth wymierzała trafne ciosy, idealnie odbierając mu jakąkolwiek możliwość do obrony, zabierała argumenty, ukazując jak wiele złego sam jej zrobił, chociaż zawsze wydawało mu się, że jej dobro stawiał na pierwszym miejscu. Durnie wierzył, że potrafi ją kochać, że potrafi uszczęśliwić i dopiero teraz zdał sobie sprawę jak długo patrzył na ich związek tylko z własnej perspektywy.
- Czemu mówisz to wszystko dopiero teraz? - Zapytał, ale chyba wcale nie chciał znać odpowiedzi. Ona przyszła sama, gdy zdał sobie sprawę z tego, że terapia może faktycznie zaczęła działać. Dotarło do Lisbeth to, że związek z duzo starszym od niej mężczyzną był pomyłką i chociaż zapewniał ją o swojej miłości, pewnie sama w nią nie wierzyła. A on? Czy naprawdę nią manipulował? Nigdy nie oskarżyłby siebie o coś takiego, ale nagle zaczął powątpiewać we wszystko co ich łączyło, bo wraz z tym jak Lisa wyznała, że prawdopodobnie nigdy go nie kochała, nie umiał dłużej wmawiać sobie i jej, że to tylko kryzys, że jeszcze wszystko się ułoży. Nie miało prawa się ułożyć. Od dawna, może od zawsze było zamkiem budowanym na piasku, bo o ile Soriente naprawdę chciał zbudować coś solidnego, o tyle Westbrook nieustannie psuła fundamenty, budując je na swoich kłamstwach. I może właśnie dlatego kłamała, dlatego wmawiała mu nie prawdę, bo wierzyła, że może do niego coś czuć, ale najwidoczniej nie było to na tyle silne, aby gotowa była zdjąć przed nim maskę.
Kochał ją. Tego był pewnym i tylko dlatego nie chciał dłużej jej więzić. Nie chciał patrzeć jak przy nim usycha, jak gubi się i zatraca coraz bardziej, bo nie ma siły przeciwstawić się jego osobie. Nie na tym to miało polegać. Nie takiego szczęście dla niej chciał.
-Ja pierdole, ty naprawdę... Sądziłem, że ciebie uszczęśliwiam, że to jest prawdziwe. Kurwa, nigdy nie chciałem ciebie krzywdzić, tobą manipulować, jak mogłaś tak się czuć i nic mi nie powiedzieć? Jak? Kurwa, kurwa, kurwa... - Nie miał pojęcia co miałby jej powiedzieć. Z jednej strony wszystko w nim krzyczało z bólu i wściekłości, a z drugiej był kompletnie pozbawiony sił. Niemniej był tylko człowiekiem, skrzywdzonym człowiekiem i chociaż nie chciał dłużej Lisbeth utrudniać tego co właśnie chciała mu przekazać, nie potrafił w pełni zapanować nad emocjami.
Odwrócił się, przechadzając nerwowo po pokoju, a by zapanować nad sobą, przygryzał co jakiś czas zęby na knykciu, gdy zaciśniętą w pięść dłoń przykładał do ust. Pojęcia nie miał co ze sobą zrobić, co zrobić z Lisbeth, czego chciała, co powinien powiedzieć, gdzie pójść. Gdy weszła za nim do sypialni, zatrzymał się spoglądając na jej skuloną sylwetkę.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że tego nie chcę. Nie chcę, żebyś odchodziła, ale nie będę ciebie dłużej przy sobie trzymać - odezwał się, chociaż każde z tych słów sprawiało mu przeogromny ból, przekonany był o tym, że był jej je winien. Nawet jeśli pod koniec głos mu się załamał, a spojrzenie uciekło gdzieś do boku nie umiejąc poradzić sobie z widokiem jej zdeterminowanej twarzy. - I przepraszam za to co ci zrobiłem - dodał, przełykając gorycz, ale w jego głowie wciąż echem odbijały się jej słowa, karmiąc poczucie winy i sprawiając, że wyrzuty sumienia zaczynały go powoli trawić od środka.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Jeszcze sobie nie wyobrażała, jak stąd wyjdzie, jak zostawi go za sobą i wróci do siebie. Nie spakowała się i nic nie chciała stąd zabierać, bo gdyby zaczęła się pakować, najpewniej nie umiałaby tego dokończyć. Nagle stała tak tutaj, analizując to jak teraz będzie, a jak już nie będzie. Nigdy nie udowodni wszystkim, że Remigius naprawdę ją kochał, nigdy nie pojadą razem, by przekuć jej uszy, jak kiedyś obiecał, nigdy nie będzie z nim świętować już żadnych urodzin... nie założą rodziny, nie oświadczy się jej... z drugiej strony, czy zrobiłby to? Według tego, co mówiła Laurissa, raczej nie. Pewnie jednak... znajdzie sobie kogoś innego i z tą nową kobietą nagle będzie chciał więcej. Pewnego dnia do Lisbeth dotrze informacja o jego ślubie, potem o dzieciach, wszyscy będą im gratulować, a Westbrook będzie umierać raz jeszcze. Od teraz właśnie to miała robić każdym swoim oddechem - czuć, że coś w niej traci życie.
- Zbierałam się na odwagę - wzruszyła ramionami, przynajmniej w tej kwestii nie kłamiąc. Wiedziała, że go krzywdzi i niczego nigdy tak bardzo nie chciał uniknąć, jednak tylko w ten sposób mogła go uchronić. Musiała sprawić, by nie chciał jej już w swoim życiu, bo inaczej sama będzie próbowała znów się do niego dostać. Jeszcze nigdy tak, jak teraz, nie czuła tego, jak bardzo go kocha, jak bardzo potrzebuje tej miłości. Tego, jak ją zawstydzał, jak zmuszał ją do skosztowania czegoś tylko po to, by wysmarować jej tym twarz, jak wiecznie kłócili się, przy wyborze wanny i prysznica, jak ją przestawiał, niczym szmacianą lalkę, czym niesamowicie ją denerwował, jak wieczorem obejmował ją i gładził jej plecy, a rano całował w czoło, prosząc by jeszcze nie wstawali. Mogłaby wymieniać całymi dniami, a nawet latami to, za co go kocha i szybko by nie skończyła, a teraz... teraz z tego rezygnowała. Dla niego.
- To nie twoja wina - nie zdążyła tego przemyśleć, ale nie potrafiła być tak bezduszna. Nie potrafiła go krzywdzić jeszcze bardziej i przez chwilę chciała poszukać kontaktu fizycznego, pogładzić go, ale na całe szczęście na czas zacisnęła dłoń w pięść. Kolejna porcja łez spłynęła po jej twarzy. - Po prostu... to było złym pomysłem od początku - podsumowała więc, robiąc sobie krzywdę każdą sylabą z osobna. Musiała stąd uciec. Czym prędzej. Nie powinna była tutaj zostawać. Poza tym chciała się gdzieś rzucić, gdziekolwiek i wybuchnąć niczym niepohamowanym płaczem i płakać tak długo, aż cała się rozpuści i zniknie.
Odeszła więc parę kroków w stronę drzwi, które miały ją uwolnić z tej sypialni, a może raczej miały uwolnić Remigiusa od niej. Zatrzymała się dopiero, gdy jego głos znów przewał ciszę i na moment przymknęła oczy, zbyt szybko wciągając powietrze. Kłamał. Kłamał. Na pewno kłamał. Wszyscy mówili jej, że kłamie, bo czuje się odpowiedzialny, bo przekłada jej szczęście nad własne i pozwala siebie ranić i niszczyć. Musiała to sobie przypominać, bo inaczej nie dałaby rady tego zrobić... zrezygnować z niego. Z jedynego szczęścia, które spotkało ją w życiu w takim nakładzie. Głupia była sądząc, że świat się o nie nie upomni.
- Proszę, nie przepraszaj... - zwilżyła wargi. - Ja... - powinna była coś powiedzieć. - Pójdę już - ale nie potrafiła. Tak przynajmniej sądziła, chociaż nie wykonała żadnego kroku. Jakby jej podświadomość nie zgadzała się z tą decyzją. - Wiem, że znajdziesz kogoś, z kim będziesz szczęśliwy. Ale to nie jestem ja... to nigdy nie miałam być ja - w końcu znalazła się przy drzwiach. - Mimo wszystko życzę ci jak najlepiej - dodała jeszcze, ale już wiedziała dokąd to zmierzało. Teraz gdy w dłoni trzymała klamkę, była gotowa wszystko przeciągać w czasie, byleby wydrzeć dla siebie jeszcze trochę z jego osoby. Ostatnie skrawki, które do niej nie należały.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Wydawało mu się, że zna Lisbeth. Może kiedyś tak było, ale mijały miesiące, a potem lata, a Westbrook coraz bardziej oddalała się od niego uciekając w swoje kłamstwa i mroczne myśli. Był durny, wierząc w to, że ma jeszcze jakiekolwiek szanse, skoro od tak dawna Lisa karmiła go nieprawdą, co więcej oszukiwała i siebie i jego, na próżno starając się go zadowolić. Nigdy nie chciał, aby kreowała się na kogoś kim nie jest, nigdy nie oczekiwał od niej żadnego poświęcenia, ale dopiero po usłyszeniu tych oskarżeń zdał sobie sprawę z tego jak nieświadomie mógł ja krzywdzić. Faktycznie była młoda, naiwna, podatna na jego sugestie i może przez jakiś czas zadurzona tym co mógł jej oferować, ale nie było się co dłużej oszukiwać. Powstała między nimi olbrzymia przepaść, której Soriente chyba dostrzegać nie chciał, a którą w końcu Lisbeth bezwzględnie pokazała mu palcem.
- Nie uważam tak. Nigdy tak nie uważałem - zaprzeczył jej słowom, bo mimo wszystko nie potrafił odrzeć ich związku z całej wartości jaką bezsprzecznie miał on dla Remigiusa. Dopiero przy Westbrook przestał wiecznie uciekać od męczących do myśli i dobijających wyrzutów sumienia. Zaczął patrzeć w przyszłość nie dostrzegając w niej tylko końca własnego nosa, przestał wiecznie gonić za wiatrem i wiecznie udowadniać sobie, że stać go na więcej. Sądził, że doceniał co dawało mu życie, ale dopiero przy Lisbeth poznał jego prawdziwą wartość, którą teraz wyrwano mu wraz z sercem.
Postawa Lisbeth, nawet jeśli po jej twarzy spływały łzy, była przeokrutnie surowa. Tym bardziej, że Remy w pewnej chwili doszedł do wniosku, że ten płacz nie jest spowodowany ich rozstaniem, a rozpaczą nad sobą samą, bo w końcu zdobyła się na odwagę by uciec z tego przytłaczającego ją związku. Cholernie bolała go ta myśl, a jednocześnie tylko dzięki niej nadal nie błagał jej o to, aby została z nim i przestała wierzyć w te głupoty, które wygaduje.
- A co innego mogę zrobić, Lisbeth? - Spytał, wcale nie oczekując odpowiedzi. Czuł się jednak potwornie winny tego jak bezmyślnie ją skrzywdził. Z drugiej strony nie potrafił od tak wyrzec się własnych uczuć, więc potwornie wiele sil kosztowało go to stanie w miejscu i wpatrywanie się w jej plecy, doskonale wiedząc, że tego widoku już nigdy nie zapomni. - Wierzę, że to ty - powiedział, bez przekonania, bo nie sądził, by miał jakiekolwiek prawo, aby je jej okazywać. Stłamsił to więc w sobie i tylko poczuł jak jedna, gorzka łza spływa po jego poliku.

Lisbeth Westbrook
ODPOWIEDZ