Musiała wybierać numer Vasilija przynajmniej cztery razy, aby w końcu raczył odebrać.
- Dzisiaj zamierzają szperać w porcie. Na pewno wszystko jest załatwione?
Nagły huk, połączony z białoruskim przekleństwem rozległ się w głośniku. Dzień jak co dzień.
- Posprzątaliśmy po ostatnim razie, nie musisz się martwić - odpowiedział jej lekko niedbały głos, z naleciałością rosyjskiego akcentu.
- Musimy za to zmienić miejsce odbioru towaru.
- Coś się stało?
- Przez tych węszących gliniarzy, musimy to zrobić inaczej. Sam odebrałbym przesyłkę i zaniósł w odpowiednie ręce, ale to zbyt ryzykowne. Muszę śledzić akcję osobiście. Wyślę kogoś do ciebie. W tym czasie postaram się skontaktować z Hamishem. Miał dzisiaj płynąć do portu z inną paczką.
- Chcesz kogoś wysłać do mnie? - dobrze zrozumiała? Facet prowadził rozmowę w cholernie chaotyczny sposób, a na domiar złego, do telefonu przebijały się dziwne szumy, zakłócające łączność. Warren wolała raczej traktować chatkę w Tingaree, jako swego rodzaju kryjówkę. Rzecz jasna, do dzielnicy nie mógł się dostać byle kto, a już na pewno nie grupka ewentualnych cwaniaczków, nastawionych na pozbycie się konkurencji. Jedna, niepozorna osoba mogłaby jednak nieźle namieszać, przy wykorzystaniu chociażby broni palnej, albo innych sposobów, prowadzących do śmierci. Pojedynczego delikwenta łatwo przeoczyć w gąszczu drzew i krzewów.
- To sprawdzona osoba. Jutro i tak wylatuje do Rosji, więc będziesz mogła spać spokojnie. Przekażesz paczkę, weźmiesz pieniądze i po wszystkim.
- Piętnaście tysięcy dolarów?
- Dokładnie. Możesz nawet przeliczyć, jeśli zwątpisz.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Jeśli ja coś obiecuję, dotrzymuję umowy, tak? Zawsze.
To prawda. Jak dotąd ani razu, nie wplątała się przez Vasilija w żadne szambo, więc raczej mogła mu zaufać. Lepiej jednak, aby nie praktykowali podobnych rozwiązań w przyszłości.
- Pierwszy i ostatni raz - westchnęła w końcu, niechętnie przystając na ryzykowne rozwiązanie.
- To wszystko?
- Wszystko. Osoba, która przyjdzie po paczkę użyje hasła „niespodzianka”, żebyś wiedziała, kto ją przysyła.
- To bardzo… podrabialne hasło.
- Zaufaj mi, będzie dobrze - Vasilij lubił nadużywać tego sformułowania, będącego zdaje się jego ulubionym, angielskim zdaniem.
- Wyślij wiadomość po spotkaniu.
- O której mam się spodziewać…
Pik.
Połączenie zostało zakończone, a Warren pozostało westchnąć ciężko, wraz z odłożeniem telefonu na bok. Na logikę, wysłannik Vasilija powinien dotrzeć o tej samej, wyjściowej porze. Jedynie miejsce uległo zmianie, więc cała reszta powinna pozostać w takiej samej formie, prawda?
To się okaże.
Resztę dnia spędziła jak na szpilkach, czujnie obserwując teren wokół domu. Ufała Vasilijowi, przy czym niektóre jego metody bywały dosyć ekstremalne.
Pozostało mieć nadzieję, że zdanie towaru i przejęcie zapłaty pójdzie na tyle sprawnie i szybko, aby nie musiała odkładać spotkania z Eve. Mogłaby to zrobić w tej chwili, aby nie ryzykować, jednak mimo wszystko, nie chciała tego robić. Wciąż było jej mało, chociaż powinna poważnie zastanowić się nad dalszym kierunkiem tej relacji. Jeśli nie potrafiła zaufać Paxton na sto procent, nic poważniejszego z tego nie wyjdzie.
Nie była też w stanie wyciągnąć żadnych szczegółów odnośnie śledztwa w porcie. Pozostało mieć nadzieję, że wspólnik dźwignie wszystko sam, w umiejętny sposób. Nie ma mowy, aby ten stary lis dał się podejść policjantom.
Val
Już jestem na miejscu, poczekam na Ciebie.
Dochodziła już dziesiąta wieczorem, kiedy dostrzegła przed drzwiami postać, najpewniej zapowiedzianą przez Vasilija. Nie była zbyt potężnej budowy, co odrobinę uspokoiło Warren. Nie miała powodu, aby otwierać drzwi, z gnatem za paskiem.
- Hasło? - lekko zmrużyła oczy, potraktowane przez lampkę ogrodową, specjalnie ustawioną na większą moc.
- Niespodzianka - odpowiedziała nieznajoma, bezczelnie mierząca Warren od góry, do dołu.
- Będziemy tak stać?
Nie takiego widoku spodziewała się w związku z odbiorem przesyłki. Podejrzewała, że Vasilij wyśle jakiegoś średnio rozgarniętego draba o nieciekawej estetyce, tymczasem…
Ta dziewczyna nie miała więcej niż dwadzieścia-pięć lat, na co wskazywała znikoma ilość zmarszczek i podobnych szczegółów, świadczących o życiowym doświadczeniu.
Przeszła na bok, aby wpuścić nieznajomą do środka. Nie miała czasu na zadawanie zbędnych pytań, dlatego od razu wolała przejść do rzeczy.
- Masz pieniądze? - paczka stała niedaleko kanapy, otoczona ciemną folią. Ważyła mniej więcej piętnaście kilo… ta dziewczyna naprawdę chciała ją targać aż do parkingu, albo i dalej?
- Jezu, wyluzuj, dopiero co weszłam. To i tak cud, że trafiłam, można się zgubić w tej waszej dżungli.
Biorąc pod uwagę wiadomość przesłaną przez Eve, nie miała pojęcia, ile czasu jej pozostało. Nie chciałaby, aby pewne wnioski zostały zbyt szybko wysnute, mimo, że kwestionowała dalsze kontynuowanie relacji.
Widząc, jak nieznajoma bez słowa zajmuje miejsce na kanapie, podeszła bliżej. Co ona kombinowała?
- Miejmy to już z głowy.
- Wolałabym najpierw zapalić.
- Zapalisz sobie na zewnątrz, w drodze na parking. Najpierw kasa.
- Jesteś cholernie niecierpliwa - dziewczyna miała niezły tupet, używając tak bezpośredniego słownictwa.
- Chodź tutaj i ją sobie weź.
- Co mam brać?
- Chciałaś kasę - zaznaczyła wolnym tonem, powodując u Warren mimowolny dreszcz ekscytacji. Cholera jasna, nie miała czasu na takie gierki.
- Musiałam ją podzielić i ukryć w kilku miejscach. Zaczynając od… - widząc, jak dziewczyna rozpina guziki przewiewnej, letniej koszuli, wstrzymała oddech.
- Co ty wyprawiasz?
Nieznajoma nawet nie zareagowała na słowa, z gracją rzucając zdjętą koszulę na bok, tuż przed oczami Val, równie sprawie rozpinając górną bieliznę, spod której wysypało się kilka zielonych banknotów.
Pieprzony Vasilij. Niech go tylko dorwie…
- Pięć tysięcy dolarów. Zostało jeszcze dziesięć.
- Zakładaj to z powrotem.
Przez kompletnie zaskoczenie całym tym przedstawieniem, nawet nie zabrzmiała zbyt przekonująco, co skłoniło dziewczynę do wyciągnięcia dłoni w stronę spodni Warren, a konkretnie szczytu uda, odzianego w ciemne dżinsy.
- Słyszysz? - sprawnie złapała
kurierkę, za podbródek, na co ta zaśmiała się figlarnie, zbijając Val z pantałyku. Wydawało się, że dziewczyna coś wzięła, o czym świadczyły rozszerzone źrenice i zupełnie niepoważne podejście do tematu. Musiała jak najszybciej uporać się z tą sytuacją, w przeciwnym razie…
- Ciepło…
Zaraz wyjdzie z siebie.
Eve Paxton