Bycie prawnikiem nie było łatwe, nie tylko ze względu na to, że trzeba było nauczyć się naprawdę wiele na pamięć, dużo kojarzyć, kombinować a także być przebiegłym, aby umieć wyprzedzić czyjś ruch. Trzeba było do tego mieć również nie małe zdolności interpersonalne, umieć czytać ludzi i interpretować ich reakcje. Niektórzy potykali się na drodze do zostania prawnikiem już na etapie książek, inni na stażu orientują się, że nie dadzą temu rady. Nie da się ukryć, że młody Wren był zainteresowany tym zawodem, niekoniecznie ze względu na ojca. On miał naprawdę mały udział w jego dzieciństwie, stąd i niewielkie chęci, aby być dokładnie taki sam, jak Atwood. Jednak coś ciągnęło go w stronę tej dziedziny nauki, może to podświadoma chęć przypodobania się ojcu, by ten w końcu potraktował go tak, jak prawdziwe dziecko? To musiałoby być bardzo podświadome. Jednak nie dało się ukryć, że najgrubszą rybą australijskiej palestry to Wren nie miał szans zostać. Nie nadawał się na jakiegoś karnistę, bronienie wielkich przestępców, morderców, porywaczy, a i oskarżanie mu nie szło. Były osoby, nawet w takiej kancelarii, którzy uważali że prawo rodzinne, to jest coś gorszego i oni nigdy by się nie zhańbili rozwodami, ustalaniem opieki na dziećmi i tym podobnym. Ze stuprocentową pewnością można było stwierdzić, że ktoś taki jak MacMillan zdecydowanie do tego szanownego grona należała.
-
Masz rację, nie miałem jeszcze okazji googlować Twojego nazwiska, ale na pewno to w najbliższej wolnej chwili to nadrobię. Choćby z czystej ciekawości, kto to nas zaszczycił swoją obecnością. -powiedział otwarcie, nie chcąc się nabijać z kobiety. Nie nie zrobił by tego w miejscu pracy, nie znając drugiej osoby, bo prawnicy to nie są szczególnie zabawną grupą społeczną, kij w tyłku był częściej spotykany.
-
Musiałaś mnie z kimś pomylić, serio. -brnął w swoje kłamstwo. To stwierdzenie, że nie ma nic wspólnego z Atwoodami, że jego rodzina na ten moment to tylko matka, powtarzał tyle razy, że naprawdę był święcie przekonany, że brzmi bardzo wiarygodnie. Jak było naprawdę, to nie jemu to stwierdzać. Niezależnie od tego, jak bardzo świdrowała wzrokiem go Michelle, nie zamierzał się złamać. Wiedział jednak, że będzie musiał zapytać ojca, o co tu chodzi i co tu się zadziało, że w końcu, przed kimś
obcym przyznał się do tego, że ma kolejne dziecko. Gdyby wiedział, że Michelle wie wszystko i to nie jest problem, to pewnie inaczej by z nią teraz rozmawiał, ale nikt go nie ostrzegł. -
Ale wódeczki możemy się zawsze napić, tutaj nie będę marudził-stwierdził. Generalnie znał wszystkich pracowników kancelarii i z niektórymi utrzymywał lepszy, z innymi gorszy kontakt, ale nic mu nie szkodziło, aby i z Michelle wiedzieli co nieco o sobie.
-
Nic mi na ten temat nie wiadomo, abym miał siostrę. -powtórzył. No będzie się upierał, przynajmniej w trakcie tej rozmowy. Kobieta musiała wiedzieć, że tak to będzie wyglądać i jako, że jest to tajemnica poliszynela, to Wren na bank nie rozpowiada i nie przyznaje się to takich rzeczy na prawo i na lewo. Bo jakby tak było, to na pewno Atwood trzymałby go na odległość, aby nie srał mu do piaskownicy. -
A co Cię tu do nas sprowadza? Masz jakąś ważną sprawę do wygrania właśnie w Cairns?-zapytał, aby tylko oddalić rozmowę od siebie, bo nie czuł się w tym momencie zbyt komfortowo. A wiedział, że kobiety, zwłaszcza te odnoszące sukcesy bardzo lubią się nimi chwalić. Połechtanie ego i zmiana tematu z siebie to byłby prawdziwy sukces Rhodesa.
michelle macmillan