barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Marmurowa dotąd skóra, wiecznie upstrzona asteryzmem ametystowych konstelacji, zdawała się wreszcie jaśnieć; mijały dwa miesiące od ostatniego ataku katapleksji. Miesiąc, odkąd po raz ostatni wskutek sennego koszmaru spadł z łóżka. Nie lunatykował, nie miewał większych problemów z insomnią; nie cierpiał na jakikolwiek problem z typowych dla narkolepsji, bo od niemalże dwóch miesięcy trwał w s t a g n a c j i. Nawet te początkowe uczucia lęku i złości zdawały się go opuścić — choć tuż po halloween został pobity, przeczuwając, że tak właśnie wyglądać będzie już jego życie — tuż po świętach Huell powiedział mu, że jego dług został spłacony. I że wobec tego ma wypierdalać, zająć się sobą i nigdy już nie wchodzić im w drogę.
Perry został więc bez pracy. Bez zobowiązań. Bez domu, bo zdążył wystawić go na sprzedaż (póki co nikt go jednak nie chciał na dłużej), ale gotów był oddać to wszystko i dużo więcej, by odzyskać Orpheusa. Nie obchodziło go nawet to, że nie mogliby być razem; chciał po prostu znów mieć przyjaciela.
Miał co prawda pewność, że to właśnie on spłacił jego dług, ale nie odnajdywał w sobie dość śmiałości, by go o to zapytać. By podziękować. Zamiast tego zablokował jego numer. Unikał miejsc, w których mogliby się spotkać. Nie przesiadywał na swojej łodzi, sypiał u Pearl i czasem spędzał całe dnie w jaskini na Gahdun Island. Z każdym kolejnym dniem czuł coraz mniej, aż pewnego dnia budząc się spostrzegł, że nie obchodzi go już nic.
Wynikały z tego swoiste plusy, bo zdawał się być w końcu zdrowy. Rozsądny. Praca w stoczni znów wypełniła jego codzienność, a uczelniane życie było idealnym uzupełnieniem jego samotności. Dużo pisał, mało jadł. Unikał ludzi, czasem spotykając się z Francisem. Być może powoli odradzałaby się w nim jakaś forma radości, a życie jego zaczęłoby wybrzmiewać w rytm normy, ale dwa dni temu dostał ten pieprzony, dziwny list.
I właśnie tego wsiadał teraz do samochodu z Vannesą, wskazując jej adres. Kuranda.
Wiesz, nie musisz potem iść tam ze mną — rzucił nieobecnym tonem, wpatrując się w nadciągające od strony morza ciemne chmury. List, otrzymany od anonimowego nadawcy brzmiał tak: sobota, Sandalwood, tuż przy lesie. Powiem ci, gdzie jest twój wujek. Spanikowany, zadzwonił od razu do Ness, bo nikt inny o tej sprawie nie wiedział; mieli co prawda wspólnie rozszyfrować zawartość odnalezionego notesu, ale i to wydawało się dotąd Periclesowi nieistotne. Poprosił więc, by zawiozła go na miejsce, jako że jego motor nie nadawał się do tak skomplikowanej trasy. — To pewnie i tak tylko jakiś żart, nie? — zwrócił ku niej spojrzenie, zastanawiając się jednak nad tym, skąd ktokolwiek mógł wiedzieć, że Perry na nowo Arthura szuka.
Fałszerz/Youtuber — Shadow/internet
23 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Ma najlepszą pracę ever bo może grać w gry cały dzień i jeszcze na tym zarabia od dobrych paru lat - popularna na yt. Za to nieoficjalnie podrabia innym dokumenty i prześladuje swoje obiekty westchnień.
  • #19
Pojęcia nie miała ile Pericles przechodził ostatnim czasem. Ba, pewnie i wcześniej. Oczywiście jakby był jej obiektem westchnień to już dawno wiedziałaby o wszystkim po codziennej obserwacji, ale ten zaszczyt kopnął Percy'ego. Za Perry'ego lubiła i gdyby wiedziała ile ma problemów to na pewno sama by chętnie też pomogła. Ba, dziewczyny na pewno nie miałyby nic przeciwko, gdyby nocował u nich na farmie. A jak chodziło o problemy sercowe to Vanessa miała prostą zasadę - cały czas do przodu! Trochę naokoło z tego korzystała, ale ona to do wielu spraw miała inne podejście. Zwłaszcza jak chodziło o potencjalną miłość dla Perry'ego, który zostawił Percy'ego za sobą. To tym bardziej była chętna na pomoc! W każdej postaci! Ale że nie mieli okazji o tym pogawędzić to kiedy się do niej odezwał domyślała się, iż może chodzić o jego wuja i tamten list - a potem okazało się, że to jakiś nowy i inny, ale jednak o wuja chodzi. Naturalnie zgodziła się bez wahania. Ona widziała w tym przygodę! Acz ładnie się zachowywała bo wiedziała jakie to ważne dla Campbella, więc nie mogła tak otwarcie tryskać entuzjazmem. Nawet jeśli ogólnie była zawsze nastawiona pozytywnie - jak i dzisiaj - to się hamowała, o dziwo.
- Domyślam się, ale nie mam nic przeciw. W sumie może powinniśmy ustalić jaka opcja jest lepsza? Nie napisał byś był sam, nie? To teoretycznie mogę iść z Tobą. Albo czekać w ukryciu i wyskoczyć w razie potrzeby - sama się zastanawiała jak będzie lepiej. Czy taka towarzyszka nie spłoszy informatora czy kim ten ktoś się okaże? Z drugiej strony chyba nie wyglądała jak ktoś kto mógłby zagrażać, prawda? - Cokolwiek wybierzemy to będę z Tobą do końca. Byś na piechotę nie wracał - taki żarcik z tą piechotą by rozluźnić nieco chłopaka - choć kawałek drogi piechotą to by na pewno był! - ale z tym, że zostanie z nim do końca to już serio mówiła. - A jakby co to spokojna głowa. Obronię nas - uśmiechnęła się niewinnie, pomijając fakt, że broń ze sobą miała. Spokojnie. Nie żaden pistolet czy nóż czy inne takie. Na święta dostała od Zety najlepszy prezent ever. Ogólnie był piękny i służył jako ozdóbka do włosów. Jednakże był na tyle ostry, że mógł krzywdę zrobić, więc oczywiście dostała to do samoobrony, ale tylko czekała aż będzie mogła tego użyć! Miała nadzieję, że jeszcze w tym roku, a póki co po prostu niewinnie zdobiło jej fryzurę jak zwykła, niewyróżniająca się wielce szpilka. No i nie była pewna jak Perry przyjąłby "broń". - Za mało informacji by stwierdzić czy to żart. Wiele osób wie o Twoim wujku? Może kogoś ruszyło sumienie i chce pomóc - nie żeby sama wierzyła w dobroć ludzką, ale uchodziła za tą bardziej pozytywną, więc musiała też pokazywać, że takie opcje również istniały. Chociaż czy w tym wypadku lepszy byłby żart czy jednak nie? Hmm...

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Pomyślał tego ranka, że dla Arthura byłoby lepiej, gdyby nie żył.
Po wcześniejszej lojalności pozostało niewiele; szarzejące zgliszcza, jakiś cień uczuć, którymi karmił się by przetrwać. Być może wcale by go już nie szukał, być może spaliłby ten list i każdy kolejny, który ktoś nierozmyślnie skierowałby pod jego adres. Czy jednak coś, poza tymi poszukiwaniami, mu pozostało? W ślad za pytaniem Ness raz jeszcze rozwinął zwitek papieru, choć było to niepotrzebne; znał treść tego pisma na pamięć. — Nie, podał tylko miejsce. Więc może to naprawdę tylko jakiś żart, wiesz, powinien wspomnieć coś o policji, świadkach… Ness, a może ja powinienem był zanieść to gliniarzom, co? — pytając, przyjrzał się jej przenikliwie. Zdawało się mu to wszystko proste — poproszenie jej o pomoc, przyjazd do Kurandy i zderzenie się z rozczarowaniem; wierzył, że pod koniec dnia Arthur wciąż uznawany będzie za ofiarę morskiej, destrukcyjnej siły. A co jeśli jednak — choć było to tak naiwne, niemal dziecinne — miał tym samym wpakować nie tylko siebie, ale i Vanesse w jakieś problemy? — Ja… nie wiem, Vanessa, nie chcę, żebyś potem tego żałowała — a więc: zostawiła go, porzuciła, powędrowała tą samą drogą, którą odchodzili wszyscy inni. Wiedział, że ich przyjaźń jest jeszcze krucha i być może nietrwała; wiedział, że Ness ma całe grono oddanych jej osób, bliższych, ważniejszych. A on poza nią miał tylko Franka, tylko i aż, a więc musiał o nich dbać, uważać, troszczyć się — oznaczało to więc, że nie powinien był jej w to wciągać. Może powinna rozbrzmieć w nim stanowczość; wracaj do domu, mną się nie przejmuj, ale bał się spotkać z tym człowiekiem w pojedynkę. Więc uśmiechnął się lekko na jej słowa, pragnąc wykrzesać z siebie choć odrobinę towarzyszącej jej determinacji. Odwagi. — Jeśli coś się stanie — och jaką groteską było wypowiadanie słów przypisywanych wyłącznie postaciom literackim bądź filmowym; i jakże daleki był od sylwetek bohaterów, którym chce się kibicować. — Jeśli coś pójdzie nie tak, Ness, musisz mi obiecać, że po prostu uciekniesz. Słyszysz? Jak coś się zjebie, to zacznij spierdalać i wezwij policję — wierzył, że Ness poradziłaby sobie lepiej w chwili zagrożenia. Że faktycznie zdołałaby się obronić, radząc sobie lepiej od niego. Nie oznaczało to jednak, że był gotowy się przekonać o tym, jak wiele waleczności skrywa się w tej dziewczynie. — Jak dotąd wszystko, co się z nim wiązało, oznaczało po prostu problemy. No i Arthur raczej nie miał przyjaciół — wyjaśnił, przylegając ciałem ciasno do siedzenia; może mogli jeszcze zawrócić. Zmienić trasę. Pozostawić to wszystko w krainie domysłów. — Hej, Ness, a ty się przyjaźnisz z Percym, prawda? — póki jeszcze mijali potężne drzewa i kolorowe domy, a ciepły wiatr wdzierał się przez uchylone okna, mogli na moment zmienić temat.
Fałszerz/Youtuber — Shadow/internet
23 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Ma najlepszą pracę ever bo może grać w gry cały dzień i jeszcze na tym zarabia od dobrych paru lat - popularna na yt. Za to nieoficjalnie podrabia innym dokumenty i prześladuje swoje obiekty westchnień.
Jeśli coś człowieka trapiło to należało się tego pozbyć. Znaczy w sensie, że załatwić... Znaczy zrobić coś! I tak się wydawało, że właśnie to robili. Może ta wycieczka pomoże Perry'emu i zazna jakiegoś uszczerbku spokoju? No i kto wie czy jakby Paricles jednak nie odpuścił to nawet jeśli nie teraz to czy kiedyś by go dalej pytania nie dręczyły? A tak może czegoś się dowiedzą i chłopak ruszy dalej.
- Jest to zawsze opcja, ale z jakiegoś powodu zdecydowałeś się nie zanosić tego na policję jednak. Kto wie jakby to rozwiązali. Pewnie zależy czy trafiłbyś na takiego co by uznał to za jakiś głupi żart albo na pracoholika co traktuje wszystko poważnie i mógłby wystraszyć informatora - nie żeby uznawała stróżów prawa za nieudolnych, ale na pewno i tacy bywali. Poza tym jej rodzina miała awersję do policji, więc pewnie coś tam jej w krew weszło. Z drugiej strony uchodziła jednak za tą co oficjalnie nie miała niczego złego na sumieniu. Tak czy siak wierzyła, że dadzą sobie radę we dwoje! - Żałowała czego? Małej wycieczki? Zdobycia informacji? Zdemaskowania ewentualnego dziwnego żartownisia? - jej nastawienie było jak zwykle pozytywne i nie widziała szczególnie powodu aby żałować ich dzisiejszej misji. Ba, pochwalał to, iż Perry się do niej zgłosił jak obiecał! Sądziła, że może nie będzie chciał jej więcej wciągać w takie ciekawe, ale jednak rodzinne sprawy, więc naturalnie, że była podekscytowana! I jakimś cudem i tak trzymała tą ekscytację na wodzy, widząc jak chłopak się martwi. - Och... stawiałam raczej na wiadomość do przekazania, że kogoś kochasz czy coś - westchnęła cichutko bo takie wyznania były o wiele ciekawsze. Poza tym jasne, że była ciekawa czy poza problemami rodzinnymi to jednak ktoś się tam kręci wokół Periclesa - i kimś tym by nie był Percy jako, iż wtedy jeszcze był w mieście. - Nie mogłabym cię tak zostawić. We dwójkę zawsze łatwiej obezwładnić jedną osobę. Musisz mieć wsparcie - mówiła serio... ale i była ciekawa jak sobie poradzi z ewentualnym zagrożeniem oko w oko. Zazwyczaj miała wcześniej plan - np. obserwacji - i działała po cichu by nie zostawiać śladów itp. Tyle, że u niej aktualnie nie działał obawa, a wciąż ekscytacja - którą trzymała na wodzy co by nie było! - Może ten kto chce ci coś powiedzieć nie jest jego przyjacielem. Nie zawsze przyjaciele przekazują nam informacje. Jak tak myślę to przyjaciele działają, a nie zwalają info na innych - huh... myśląc tak na głos to sama siebie przekonała, że na przyjaciela na pewno nie trafią. No chyba, że chce jakiś sojusz albo co, ale kto go tam wie. - Hm? Przyjaźń to może troszkę za duże słowo, ale jesteśmy na dobrej drodze do tego. A co? - odrzekła z uśmiechem by zachęcić chłopaka do pytań... czy tego co zamierzał bo taka zmiana tematu na niespodziewany to ją zaskoczyła i interesowała w stu procentach jak o Matthewsa chodziło.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Z jakiegoś powodu — nie powiedział, nie zgłosił, nie poprosił o pomoc nikogo tytułującego się jako stróż prawa, dzielnego i szlachetnego tylko w ładnie brzmiących hasłach; takich, jakie zawrzeć można było na kolorowych, reklamowych broszurach. Wiedział, że Campbellowie nie mieli nigdy szczęścia, oraz że w zetknięciu z policją, to oni sami kończyli albo za kratami, albo sześć metrów pod ziemią. Prawdopodobnie by go wyśmiano bądź skojarzono z aferą sprzed trzech lat, kiedy Pericles niemal poszedł siedzieć za dilerkę; teraz też mogliby go przymknąć, a on opowiadając im o wujku, tylko by ten proces przyspieszył. — Pewnie tak — odparł anemicznie, tkwiąc wciąż w tej swojej niepewności. Wiążącej się nie z decyzją o rozwiązaniu tej sprawy samodzielnie (Ness miała rację; na posterunku uznałoby to za żart o kiepskim wydźwięku) lecz tyczący się jednego, prostego pytania.
Czy na pewno chciał wiedzieć.
Może faktycznie miał dzięki temu zaznać czegoś na kształt spokoju; może Arthur od lat był powodem, dla którego Perry trzymał się dna, a ta jego tajemnicza, rzekoma śmierć, tylko umocniła w sile tę jego niechcianą pozycję. Może więc mimo wszelkich obaw i niebezpieczeństwa należało to zamknąć, rozpocząć nowy rozdział i pogodzić się z tym, co miały przynieść odpowiedzi tego mglistego i dusznego dnia. — Daj spokój, Ness, wiesz że to niebezpieczne — mimo to posłał jej uśmiech pełen wdzięczności; chciał wierzyć, że dziewczyna ma rację. Że to nic takiego — tylko mała wycieczka.
Huh? Ja nie… Nie, możesz ewentualnie przekazać Francoisowi, że podjebałem mu dwa dolary — zaśmiał się, chociaż raczej powinien poprosić, by nic nikomu nie mówiła. O tym, co się stało, ani co robili w Kurandzie; może gdyby umarł, otrzymując od kogoś przepustkę do innego świata — przynajmniej wtedy nie musiałby się mierzyć z niczyją złością. Bo to, co robili, było skrajnie nieodpowiedzialne. I Perry wiedział, że gdyby ktoś się o tym dowiedział, lista wściekłych na niego osób okazałaby się zaskakująco wielka.
W porządku — mruknął, starając się przekonać samego siebie, że Vanessa ma rację. Ze wszystkim. I że razem, w dwójkę, poradzą sobie z tajemniczym człowiekiem, czekającym na nich w cieniu potężnych drzew.
Wiesz co u niego słychać? Bo ja… Bo my już nie rozmawiamy. Nie tak, jak kiedyś — z jego winy. Perry się odsunął, zniknął i nie chciał na nowo wkraczać do jego świata; Percy zasługiwał na więcej. Nie oznaczało to jednak, że Periclesowi już na nim nie zależy. Więc chciał wiedzieć, w s z y s t k o. Jakie ma plany. Z kim się spotyka. Czy jest szczęśliwy.
Kiedy koła samochodu zatrzymały się tuż przy wbitej w żwirową drogę tabliczkę z napisem Sandalwood, ułożył palce na klamce, ale nie był jeszcze gotowy na to, by opuścić bezpieczne wnętrze pojazdu. — Powinnyśmy mieć jakąś strategię? Udawać, kłamać? No wiesz, czy… powinniśmy udawać, że mamy ze sobą broń czy raczej zgrywać dwójkę naiwnych dzieciaków? — mógł o tym pomyśleć wcześniej; mógł n a p r a w d ę pożyczyć od kogoś pistolet, nawet jeśli nigdy wcześniej żadnego nie trzymał w dłoni.
Fałszerz/Youtuber — Shadow/internet
23 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Ma najlepszą pracę ever bo może grać w gry cały dzień i jeszcze na tym zarabia od dobrych paru lat - popularna na yt. Za to nieoficjalnie podrabia innym dokumenty i prześladuje swoje obiekty westchnień.
- Głowa do góry. Nie jesteś sam - dodała radośnie i ze wsparciem. Z drugiej strony liczyła wręcz, że będzie mogła kogoś dźgnąć, no ale to takie tam plany na przyszłość - choć nie miałaby nic przeciw jakby zjawiły się wcześniej. Aczkolwiek ogarniała też jak społeczeństwo widzi coś takiego, więc nie mogła się przyznać jak bardzo będzie chętna w ewentualnej - oficjalnie - OBRONIE Perry'ego. Notabene powinna się przyjrzeć jego przeszłości bo uznałaby ją za niezwykle intrygującą i to na plus!
- Ależ mi robisz nadzieję na niebezpieczeństwo - skomentowała równie wesoło co przed chwilą. Oczywiście obracając to w żart, ale fakt, że chłopak chociaż na moment się jako tako uśmiechnął był plusem, więc mogła pozostać w sferze żartów jeśli Pericles troszeczkę się uspokoi - albo na moment choć jego myśli pójdą w innym kierunku by się rozluźnił.
- Dwa dolary? Nie wiedziałam, że rabujesz ludzi na takie ogromne sumy. Jak on teraz daje sobie radę bez tej kasy? - udała ogromny szok, nie spodziewając się, iż z jej obecnego towarzysza taki złodziejaszek fortun! Lepiej by jednak nic im się nie stało bo nie chciała przekazywać tej wiadomości. Niech Perry zostanie zacnie zapamiętany, o. Znaczy ma żyć, ale wiadomo. Corrente zostawiłaby mu dobre imię!
- Hmmmm, wydawał się trochę poddenerwowany jak go ostatnio widziałam. Gawędziliśmy i wygadał się, że go szantażowano. Nie za wiele o tym powiedział i temat zbył twierdzą, że to już stare dzieje, ale zaufanie najwyraźniej mu siadło po tym - nie była trzymana żadną tajemnicą, więc powiedziała co nieco, ale że nie miała pojęcia czy Perry wie, że Percy bawi się w nielegalne walki to o tym nie wspomniała - mimo, że to była najlepsza część! Jak ładnie "przypadkiem" na Matthewsa wpadła, jak ten próbował ją oskarżyć o jakieś szantaże - w tym przypadku bardzo nieprawdziwe bo akurat Percy'emu nigdy by tego nie zrobiła - i jak ona się rozpłakała przez to... i musiała potem ładnie przepraszana być, więc to był udany wieczór całkiem. - Czemu do niego nie zadzwonisz? Albo nie wyślesz wiadomości? O, ale przypadkowej wiadomości? Wiesz, że jakaś dziwna wiadomość, a chwilę potem wysyłasz, że pomyliłeś numery i może by podchwycił i rozmowa by sama poszła - doświadczenie się miało, o. Może jednak nie powinna doradzać chłopakowi, który był z jej ukochanym Percy'm wcześniej... No, ale lubiła Perry'ego - jak dzisiaj kogoś dźgnie dzięki niemu to będzie go kochać - i miała nadzieję, że rozdział miłości zamknięty mają. Co nie oznaczało, że nie mogą próbować się chociaż kumplować, prawda?
- Hm, ciężko stwierdzić nie znając drugiej strony - zaczęła się zastanawiać, gdy przystanęli, ale nie wysiedli na tą chwilę. - Osobiście wybrałabym niewinną opcję. Powinien uznać, że nie stanowimy zagrożenia. A powinniśmy stanowić w razie czego - oczywiście to głośne myślenie, więc chciała jego zdanie poznać. Ona zawsze robiła za niewinną bo wtedy druga strona traciła czujność.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Wiedział. O skrywanych przez Perseusa sekretach, o historii mierzonej ametystową powłoką kształtów, które kiedyś, w przeszłości oddalonej o galaktyczne równiny, obrysowywał palcem z czułością i strachem. Czasem pytał, częściej milczał, bo kiedy ich wzajemne tajemnice przypadkiem się o siebie ocierały, kłócili się i zrywali. A potem powracali w kłamstwie, otuleni ciszą nocy, skryci w swoich ramionach, obiecując szeptem transparentność i zakończenie wszelkich spraw mogących narazić ich związek. Robili jednak wciąż to samo, zataczali te same okręgi; nie potrafiła zdziwić go informacja o szantażu, bo było to wszystko częścią świata Percy’ego. I czasem jeszcze żałował, że nie potrafił go zmienić, uleczyć, że i samemu sobie nie potrafił pomóc tak, jak pragnął pomóc jemu.
Percy ma z tym problem; zawsze miał. Wydaje się mu, że tak nie jest, ale nie dopuszcza innych do siebie — wyjaśnił cicho, tuż po namiastce śmiechu, zawartej w sprawach nieważnych, a jednak — ratujących ich przed ciemnością ryzyka. — Może… Sam nie wiem. Chyba nie potrafimy się przyjaźnić, wiesz? Nie potrafimy — czy raczej: on nie potrafił. Powiedział mu kiedyś, że tak będzie lepiej, że rozstając się po prostu się chronią; twierdził, że go kochał, i że to właśnie z powodu tej miłości postanowił w sposób definitywny zakończyć ich sprawy. Z upływem miesięcy pojął jednak, że łączyło ich wyłącznie przywiązanie, umacniane wszystkim tym, co przeżyli po raz pierwszy. W naiwny, niemal infantylnie podły sposób zakładał, że Perseus czuł to samo, że bał się do tego przyznać; Pericles zaś, w jednej z najdotkliwszych obaw, posiadał strach przed byciem przez kogoś kochanym. — Ale przypadkowa wiadomość brzmi dobrze, Ness. Może tak zrobię — uśmiechnął się blado, wiedząc, że nie da rady, że nawet jeśli spróbuje, nie uda się im porozmawiać. Zamierzał jej o tym powiedzieć — potem, zawartym w kolejnych dniach milczenia i samotności, podczas których jeszcze przez chwilę by to wszystko kwestionował. Zamierzał, bo w swej śmiałości zakładał, że to Vanessa, nie on, utrzymywać będzie stały kontakt z Percym. Tak miało być łatwiej. Bezpieczniej dla wszystkich.
Kiedy w końcu opuścili wnętrze samochodu — Vanessa zadowolona, Perry wciąż niepewny — posiadając przynajmniej częściowy plan na każdy możliwy scenariusz, żadne z nich nie spodziewało się, że mężczyzny po prostu nie będzie. Że nie będą musieli zastanawiać się nad niczym, czekając trzydzieści minut w cieniu potężnych drzew; podczas drogi powrotnej, kiedy Vanessa zachęcała go do ponownego kontaktu bądź spędzenia w umówionym spotkaniu jeszcze kilkudziesięciu minut, Perry powiedział jej, że tak będzie lepiej — udawać, że wszystko to nie miało miejsca. Ostatecznie narosła w nim zgoda na przyznanie, że jego wujek nie żyje.


koniec <3
ODPOWIEDZ