: 23 mar 2023, 21:24
Oczywiście to jego małżeństwo uznane zostało za karygodne. Mało brakowałoby, a wybuchnąłby śmiechem nad tym fancy daniem, które wyglądało jak jedno z tych upichconych przez jego tatusia. Mało na talerzu, zawrotna cena i jeszcze na dodatek aż żal jeść bez wrzuty na Instagram. Przez moment nawet rozważał tego typu działanie (tak, był płytki), ale w porę przypomniał sobie, że te gruchające gołąbki na lewo są nadal formalnie związane z kimś innym. Przynajmniej Flann, bo co do tej zauroczonej nim blondynki pewności nie miał. W ogóle oboje wyglądali jakby urwali się z żurnala. Blondwłosi jak wampiry ze Zmierzchu, pochłaniający każde swoje słowo. Żywa reklama Walentynek.
Kogoś doprawdy popierdoliło.
Właściwie nie przeszkadzało mu wcale to szczebiotanie ani atmosfera zdrady kuzynki jego żony, bo przecież to była tylko Aspen, której w gruncie rzeczy zależało jedynie na…grubości portfela. Chodziło raczej o to, że zazwyczaj to on i Ainsley otrzymywali baty z powodu bardzo spontanicznej decyzji o ślubie, a ich małżeństwo przedstawiało się niemalże jak idealne. Czym była kokaina, którą rzucił w świetle wyznania miłości innej kobiecie w obecności jej kuzynki? Doprawdy, powinien sobie pogratulować, bo w życiu żadnej kobiety nie zdradził. I nie zanosiło się, bo nie dość, że dawna panna Atwood urwałaby mu wszystko to na dodatek byłby zmuszony do tego typu improwizacji. Musiał zaś przyznać, że Flann był artystą znakomitym- szył sobie całkiem wiarygodną historię chcąc najwyraźniej zadowolić żonę i kochankę. Mógł nawet rozłożyć procentowo w jakim stopniu mu się to udawało. Nie mógł mieć jednak przywileju jedynie obserwacji, zwłaszcza że konwersacja płynęła całkiem swobodnie.
Uśmiechnął się do swojej żony, gdy zauważył jej spojrzenie.
- Zawsze jest jakaś historia poznania się - odgryzł się jej. Ta ich zawierała wszystko- od dziecięcego zauroczenia po brutalne zerwanie. I najważniejsze- nie została zakończona, więc mógł niemal bezgłośnie szepnąć jej, że ją kocha. Nie robił tego za często, praktycznie wcale, bo uznawał, że powie jej, gdyby coś się zmieniło w tej kwestii, ale teraz poczuł, że to miejsce tego wymaga. - Poza tym wydaje mi się, że Flann po części musiał poznać już kiedyś tę historię, co? - nie mogli przecież w kółko udawać, że się nie znają i widzą po raz pierwszy w życiu. To znaczy Dick mógłby, ale czuł, że jego żona prędzej czy później by eksplodowała, a on nie był gotowy na zostanie młodym wdowcem. Przecież panienki zabijałyby się, że go pocieszyć, a takiemu tabunowi lasek nawet on mógłby nie podołać. Odwrócił głowę od Ainsley, by kiwnąć głową na słowa swojego szwagra (?) odnośnie zakochania, które zmienia wszystko. Wprawdzie nie jego aprobaty mężczyzna oczekiwał, ale niech mu tam będzie.
- Zakochanie mija po kilku miesiącach, miłość niekoniecznie - nieco sugerował, że to wciąż jest romans. Trwały, ogromnie intensywny, ale właściwie tak jak płomień. Pokopci się, wyżre wszystko wokół i po prostu popisowo zgaśnie, a sikawkę będzie trzymać Aspen. Jak na mężczyznę zbyt wiele rzeczy kojarzyło mu się z przyrodzeniem Flanna. Nie zamierzał jednak psuć im tej uroczystej chwili ciągłego szczęścia, więc pogłaskał po ramieniu Ainsley.
- To w co my tu gramy? Oni z Aspen mają jakiś otwarty związek czy co? - szepnął, gdy parka obok zajęta była sobą. Odpowiedź na pytanie znał, ale jakąś dziwną i przewrotną satysfakcję przynosiło mu poniżenie dziewczyny, która jeszcze niedawno była przekonana o wierności swojego męża. Bawił się przednio, zwłaszcza że u swojego boku miał kogoś z kim pewnie potem to dokładnie obgada. Chyba na tym polegało idealne małżeństwo, prawda? Na poznawaniu opinii drugiej połówki i jej słuchaniu, nawet jeśli samym wyglądem rozpraszała go niemożliwie.
Padło pytanie, więc pojawiła się odpowiedź i Desiree właściwie mogła sobie sama pogratulować umiejętności dedukcji, bo przecież nie dalej jak chwilę temu uznała, że sprawa musi dotyczyć mitycznej żony Flanna, która w jej wyobraźni wyrosła na jakąś hybrydę. Łączyło ich to, że dla tej rozważnej pani doktor tego typu stworzenia nie istniały. Owszem, wiedziała, że jej chłopak jest żonaty i że gdzieś z obrączką kryje się właścicielka, ale nigdy zbytnio jej to nie wadziło. Głównie dlatego, że i ona nie była wolna, choć tego wieczoru łatwo było o wszystkim zapomnieć. W końcu spędzali Walentynki jak przystało na zakochanych i całkiem afiszowali się ze swoimi uczuciami, a także troską.
Zaśmiała się cicho, gdy Flann po raz kolejny ją okazał. To było jak ich taniec godowy- doceniała to, że zawsze był tak niesamowicie troskliwy i oddany, niezależnie od tego, że w łóżku nie był wcale taki delikatny. - W ramach wyjątku mogę ci pozwolić - uśmiechnęła się do Ainsley, ale nie była gotowa, by z nią rozmawiać. Nie, gdy jej mężczyzna zawładnął nią swoim zapachem, bliskością i szeptem, który nagle jej uświadomił, że rzeczona żona jest całkiem realna. Nawet jeśli mężczyzna nie określał jej mianem własnej.
- Chyba będziesz miał przeze mnie problemy - odpowiedziała równie cicho, choć w jej jasnych tęczówkach nie mógł odnaleźć żadnego strachu czy zaskoczenia. Raczej rozbawienie, które sięgało zenitu, gdy przypomniała sobie o całej sytuacji z łazienki. W końcu pierwszy raz miała za długi język i wszystko odwróciło się na ich niekorzyść. A może jednak podświadomie chciała, by prawda wreszcie ujrzała światło dzienne? W końcu byli zakochani i wystarczyło, by te słowa padły wypowiedziane przez Flanna, a na jej twarzy rozgościł się szeroki uśmiech. Mimowolnie przesunęła jego dłoń na swoje udo. Tak, z zakochaniem nie zamierzali wygrywać i choć była daleka od wyznawania to ich partnerom, nagle była pewna mężczyzny jak nikogo innego w swoim żałosnym dotąd życiu. I nawet stwierdzenie męża Ainsley nie sprawiło, że się zawahała. - Uhm, zawsze chciałam być porównana do dziewczyny z horroru. Grabisz sobie, mój panie - wyszczerzyła się i jednocześnie nieco rozsunęła uda, by mógł się do nich zakraść.
Była już lekko wstawiona, ale to był dobry stan. Taki w którym elektryzujące newsy przepływały obok niej i mogła wzruszać ramionami, plus nawiązywać wreszcie rozmowę z kuzynką żony swojego chłopaka, bo przecież to było najbardziej normalne zjawisko na świecie.
- Ja nie żałuję. A powinnam? - odbiła piłeczkę i uśmiechnęła się. W końcu tamta dziewczyna pewnie szipowała Flanna ze swoją siostrą cioteczną (bo Desi od razu rozważnie założyła, że nie mogą być tymi rodzonymi), więc przypominało to raczej igranie z ogniem.
Na sali jednak mieli strażaka, więc pewnie się nie sparzą.
Był głównie zobowiązany do zadbania o swoją żonę i o jej apetyt, więc pozwalał tym gołąbkom na wspólne ustalanie wersji wydarzeń, podczas gdy oni z Ainsley zwyczajnie dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Ktoś mu powiedział, że przy dobrym związku poczuje spokój i dopiero teraz zrozumiał czym to się je. To znaczy bliskością i zrozumieniem. Aspen mogła się udławić ze swoim fasadowym małżeństwem. Gdy jego żona wystawiła mu język, podchwycił go i złożył na jej ustach czuły pocałunek.
- To czego wam życzyć? Szybkiego i bezproblemowego rozwodu? - nadal jednak był Remingtonem i musiał wbić szpilkę.
A raczej jak ta kłótliwa boginka rzucić jabłko na stół i czekać aż zacznie się prawdziwa wojna.
Flann Rohrbach Ainsley Remington
Kogoś doprawdy popierdoliło.
Właściwie nie przeszkadzało mu wcale to szczebiotanie ani atmosfera zdrady kuzynki jego żony, bo przecież to była tylko Aspen, której w gruncie rzeczy zależało jedynie na…grubości portfela. Chodziło raczej o to, że zazwyczaj to on i Ainsley otrzymywali baty z powodu bardzo spontanicznej decyzji o ślubie, a ich małżeństwo przedstawiało się niemalże jak idealne. Czym była kokaina, którą rzucił w świetle wyznania miłości innej kobiecie w obecności jej kuzynki? Doprawdy, powinien sobie pogratulować, bo w życiu żadnej kobiety nie zdradził. I nie zanosiło się, bo nie dość, że dawna panna Atwood urwałaby mu wszystko to na dodatek byłby zmuszony do tego typu improwizacji. Musiał zaś przyznać, że Flann był artystą znakomitym- szył sobie całkiem wiarygodną historię chcąc najwyraźniej zadowolić żonę i kochankę. Mógł nawet rozłożyć procentowo w jakim stopniu mu się to udawało. Nie mógł mieć jednak przywileju jedynie obserwacji, zwłaszcza że konwersacja płynęła całkiem swobodnie.
Uśmiechnął się do swojej żony, gdy zauważył jej spojrzenie.
- Zawsze jest jakaś historia poznania się - odgryzł się jej. Ta ich zawierała wszystko- od dziecięcego zauroczenia po brutalne zerwanie. I najważniejsze- nie została zakończona, więc mógł niemal bezgłośnie szepnąć jej, że ją kocha. Nie robił tego za często, praktycznie wcale, bo uznawał, że powie jej, gdyby coś się zmieniło w tej kwestii, ale teraz poczuł, że to miejsce tego wymaga. - Poza tym wydaje mi się, że Flann po części musiał poznać już kiedyś tę historię, co? - nie mogli przecież w kółko udawać, że się nie znają i widzą po raz pierwszy w życiu. To znaczy Dick mógłby, ale czuł, że jego żona prędzej czy później by eksplodowała, a on nie był gotowy na zostanie młodym wdowcem. Przecież panienki zabijałyby się, że go pocieszyć, a takiemu tabunowi lasek nawet on mógłby nie podołać. Odwrócił głowę od Ainsley, by kiwnąć głową na słowa swojego szwagra (?) odnośnie zakochania, które zmienia wszystko. Wprawdzie nie jego aprobaty mężczyzna oczekiwał, ale niech mu tam będzie.
- Zakochanie mija po kilku miesiącach, miłość niekoniecznie - nieco sugerował, że to wciąż jest romans. Trwały, ogromnie intensywny, ale właściwie tak jak płomień. Pokopci się, wyżre wszystko wokół i po prostu popisowo zgaśnie, a sikawkę będzie trzymać Aspen. Jak na mężczyznę zbyt wiele rzeczy kojarzyło mu się z przyrodzeniem Flanna. Nie zamierzał jednak psuć im tej uroczystej chwili ciągłego szczęścia, więc pogłaskał po ramieniu Ainsley.
- To w co my tu gramy? Oni z Aspen mają jakiś otwarty związek czy co? - szepnął, gdy parka obok zajęta była sobą. Odpowiedź na pytanie znał, ale jakąś dziwną i przewrotną satysfakcję przynosiło mu poniżenie dziewczyny, która jeszcze niedawno była przekonana o wierności swojego męża. Bawił się przednio, zwłaszcza że u swojego boku miał kogoś z kim pewnie potem to dokładnie obgada. Chyba na tym polegało idealne małżeństwo, prawda? Na poznawaniu opinii drugiej połówki i jej słuchaniu, nawet jeśli samym wyglądem rozpraszała go niemożliwie.
Padło pytanie, więc pojawiła się odpowiedź i Desiree właściwie mogła sobie sama pogratulować umiejętności dedukcji, bo przecież nie dalej jak chwilę temu uznała, że sprawa musi dotyczyć mitycznej żony Flanna, która w jej wyobraźni wyrosła na jakąś hybrydę. Łączyło ich to, że dla tej rozważnej pani doktor tego typu stworzenia nie istniały. Owszem, wiedziała, że jej chłopak jest żonaty i że gdzieś z obrączką kryje się właścicielka, ale nigdy zbytnio jej to nie wadziło. Głównie dlatego, że i ona nie była wolna, choć tego wieczoru łatwo było o wszystkim zapomnieć. W końcu spędzali Walentynki jak przystało na zakochanych i całkiem afiszowali się ze swoimi uczuciami, a także troską.
Zaśmiała się cicho, gdy Flann po raz kolejny ją okazał. To było jak ich taniec godowy- doceniała to, że zawsze był tak niesamowicie troskliwy i oddany, niezależnie od tego, że w łóżku nie był wcale taki delikatny. - W ramach wyjątku mogę ci pozwolić - uśmiechnęła się do Ainsley, ale nie była gotowa, by z nią rozmawiać. Nie, gdy jej mężczyzna zawładnął nią swoim zapachem, bliskością i szeptem, który nagle jej uświadomił, że rzeczona żona jest całkiem realna. Nawet jeśli mężczyzna nie określał jej mianem własnej.
- Chyba będziesz miał przeze mnie problemy - odpowiedziała równie cicho, choć w jej jasnych tęczówkach nie mógł odnaleźć żadnego strachu czy zaskoczenia. Raczej rozbawienie, które sięgało zenitu, gdy przypomniała sobie o całej sytuacji z łazienki. W końcu pierwszy raz miała za długi język i wszystko odwróciło się na ich niekorzyść. A może jednak podświadomie chciała, by prawda wreszcie ujrzała światło dzienne? W końcu byli zakochani i wystarczyło, by te słowa padły wypowiedziane przez Flanna, a na jej twarzy rozgościł się szeroki uśmiech. Mimowolnie przesunęła jego dłoń na swoje udo. Tak, z zakochaniem nie zamierzali wygrywać i choć była daleka od wyznawania to ich partnerom, nagle była pewna mężczyzny jak nikogo innego w swoim żałosnym dotąd życiu. I nawet stwierdzenie męża Ainsley nie sprawiło, że się zawahała. - Uhm, zawsze chciałam być porównana do dziewczyny z horroru. Grabisz sobie, mój panie - wyszczerzyła się i jednocześnie nieco rozsunęła uda, by mógł się do nich zakraść.
Była już lekko wstawiona, ale to był dobry stan. Taki w którym elektryzujące newsy przepływały obok niej i mogła wzruszać ramionami, plus nawiązywać wreszcie rozmowę z kuzynką żony swojego chłopaka, bo przecież to było najbardziej normalne zjawisko na świecie.
- Ja nie żałuję. A powinnam? - odbiła piłeczkę i uśmiechnęła się. W końcu tamta dziewczyna pewnie szipowała Flanna ze swoją siostrą cioteczną (bo Desi od razu rozważnie założyła, że nie mogą być tymi rodzonymi), więc przypominało to raczej igranie z ogniem.
Na sali jednak mieli strażaka, więc pewnie się nie sparzą.
Był głównie zobowiązany do zadbania o swoją żonę i o jej apetyt, więc pozwalał tym gołąbkom na wspólne ustalanie wersji wydarzeń, podczas gdy oni z Ainsley zwyczajnie dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Ktoś mu powiedział, że przy dobrym związku poczuje spokój i dopiero teraz zrozumiał czym to się je. To znaczy bliskością i zrozumieniem. Aspen mogła się udławić ze swoim fasadowym małżeństwem. Gdy jego żona wystawiła mu język, podchwycił go i złożył na jej ustach czuły pocałunek.
- To czego wam życzyć? Szybkiego i bezproblemowego rozwodu? - nadal jednak był Remingtonem i musiał wbić szpilkę.
A raczej jak ta kłótliwa boginka rzucić jabłko na stół i czekać aż zacznie się prawdziwa wojna.
Flann Rohrbach Ainsley Remington