archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
25

Laptop w torbie ciążył jej jakoś bardziej niż zwykle. Być może było to spowodowane tym, że Scarlet miała się tego dnia zabrać za przeglądanie redakcji. Czuła, że potrzebuje przerwy. Być może wakacji. Może po prostu potrzebowała wyjechać gdzieś na jakiś czas samotnie i po prostu trochę pożyć? Może coś podobnego mogłoby ją zainspirować do pisania? Podobno pomaga. Bo obecnie tkwiła w takim dziwny stanie, że do pisania książki podchodziła niemal mechanicznie i traktowała to jako etatową pracę. Nie miała żadnego przypływu weny. Po prostu siadała i zmuszała się do pisania, a później czytała zdanie po zdaniu i je poprawiała. Ale nic z tego, co napisała w ostatnim czasie nie było satysfakcjonujące. Nie mówiła tego nikomu, udając, że pisanie wcale nie idzie jej jak krew z nosa, i że właściwie wróciła na dobre tory. Choć tak naprawdę wcale tak nie było.
Ale laptop nie dlatego jej ciążył. Well, nie tylko dlatego. Właściwie ciążyło jej wszystko, począwszy od jakiś mieszanych uczuć w sercu, których nie potrafiła ogarnąć za każdym razem, gdy spoglądała na bransoletkę, zdobiącą jej nadgarstek. Scarlet nie miała okazji od czasu świąt powiedzieć Coltonowi, iż wie, że owa bransoletka jest od niego. Po prostu nie wyczuła, by jakikolwiek moment był na to odpowiedni. Bo tak po prawdziwie nie było dobrego momentu! Poza tym Scarlet szczerze zastanawiała się czy cokolwiek dobrego by to przyniosło, skoro Colton ewidentnie nie chciał, żeby wiedziała, że to prezent od niego.
Akurat była z nim umówiona na szybką kawę w jego mieszkaniu w celu… właściwie nie wiedziała jakim, ale chyba mieli po prostu się spotkać i wcale nie gadać o pracy. A ją po drodze coś tknęło i kupiła mu tulipany – ładne o różowo-białych, pięknych płatkach. W końcu on jej kupił prezent na święta, więc ona mogła mu kupić coś na Walentynki, prawda? Nawet jeśli zwykłe tulipany nie umywały się do spersonalizowanej bransoletki.
Stanęła przed drzwiami jego mieszkania i w duchu pożałowała, że kupiła te kwiaty. Ale zanim zdążyła się wycofać i uciec z korytarza, Colton otworzył jej drzwi. Była przez sekundę zaskoczona i trochę ją zatkało, ale wreszcie odzyskała głos. — Proszę, kwiatki. Dla ciebie te kwiatki. — Weszła nieproszona do środka. — Bo… No, bo są Walentynki i jestem feministką i uważam, że mężczyźni też powinni dostawać kwiatki. O, cześć Ezra! — Ale Ezra widząc jej podejrzanie zakłopotanie-radosną minę i to jak wręcza Coltonowi kwiatki, wymamrotał w odpowiedzi tylko jakieś przywitanie i zrobił w tył zwrot do swojego pokoju. Scarlet poczuła się przez to jeszcze dziwniej, ale odważnie uśmiechała się do Brooksa.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Zaczynał się naprawdę martwić tym brakiem weny u Scarlet. Trwało to zdecydowanie za długo. Niby było lepiej bo pisała i sama pokazywała, że jest już na dobrej drodze, ale sam nie wiedział. Nie wyczuwał tej jej pasji jaką przejawiała przy poprzedniej książce i w ogóle mu się to nie podobało. Liczył na to, że jego dodatkowe zajęcia pomogą... może coś dały? Coś ruszyło, ale to dalej nie było to. Starał się, ale w żaden sposób nie mógł przymusić Callaway do pracy. Zwłaszcza, że pracowała, więc to nie było problemem. Powinna się cieszyć z tego co robiła, ech... Serio nie wiedział skąd to się brało. Naprawdę Joel ją zepsuł aż tak? A powrotem tego nie poprawił.
Może coś ich natchnie jak razem będą czas spędzać? Głupie myśli bo i tak razem pracowali, no ale musiał wierzyć, że to wszystko się poprawi. Zwłaszcza, że jakimś cudem był luty i nie dostał informacji o tym by Harper się wygadała o jego prezencie, więc najwyraźniej to przebiegło idealnie. Ba, jak pierwszy raz od świąt zobaczył bransoletkę na ręce Scarlet to musiał się odwrócić by nie pokazać cienia uśmiechu... który nie wiadomo skąd się w ogóle wziął. No, ale dobrze po prostu z prezentem trafić, prawda? Trzeba jednak przyznać, że kiedy dzisiaj otwierał drzwi po usłyszanym dzwonku to zdecydowanie nie przewidział prezentu od Callaway... i to takiego mega nietypowego.
- Eee... Nie tego się dzisiaj spodziewałem - i widać było jego zaskoczenie kiedy kwiatki otrzymał i patrzył na nie jakby nigdy kwiatów nie widział. Dobrze, że bez pytań większych otrzymał jakieś wyjaśnienia. W dodatku nie miał pojęcia jak to bywa z czymś takim u feministek, więc... huh, tak bywa? Nawet pozazdrościł Ezrie tej ucieczki do pokoju. Colton nie miał tego luksusu. - Dzięki? Tak myślę. Hm, czy my mamy jakiś wazon... - mruknął sam do siebie bo do tej pory nie musiał kwiatkami się zajmować to nie wiedział. Zamknął więc drzwi za Scarlet, idąc do salonu łączonego z kuchnią w poszukiwaniu wazonu. - To chyba oznacza, że jestem twoją Walentynką - nie jego wina, że w taki dzień mu kwiaty dała, okej? No i sobie żartował w swoim niewzruszonym stylu, nie sądząc aby to wzbudziło w Callaway jakieś zakłopotanie. Dziwniejsze było to, że znalazł wazon - musieli od mamy dostać jak się wprowadzali. Nawet te roślinki źle nie wyglądały jak już się wsadziło do wazonu z wodą. Teraz kolejne trudne zadanie... gdzie to postawić?

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Może Scarlet po prostu nie powinna być pisarką? Może powinna wrócić do wykopalisk i wyjazdów – byłaby możliwe, że szczęśliwsza. Cóż, odważna teza, ale całkiem do spełnienia i warta przemyślenia. Czy Colton kochałby ją tak samo, gdyby wróciła do spełnienia marzeń i bycia archeologiem? W międzyczasie mogłaby pisać książki. A może właśnie brak tej pracy sprawiał, że ugrzęzła w bezweniu. Może to wcale nie Joel tylko brak możliwości babrania się w ziemi. W każdym razie ostatnio to wszystko strasznie jej ciążyło i była o krok od zwariowania. W rezultacie miała ochotę zamknąć się w pokoju i z niego nie wychodzić.
Przez to udało jej się nieco zepchnąć myśli o tym niespodziewanym prezencie. Tyle, że gdy tylko Colton pojawiał się w pobliżu, to jej się przypominało. Nie rozumiała trochę jego postępowania. Dlaczego skoro kupił jej prezent – tak osobliwy i personalny prezent – to nie wręczył jej go osobiście? Niewiele brakowało, a zadałaby mu na głos to pytanie już kilkukrotnie. Ale nie miała w sobie na tyle odwagi, by się zdecydować. Stwierdziła, że jeśli to naprawdę miałoby jakieś większe znaczenie, to Colton zwyczajnie by jej powiedział. Z drugiej strony naprawdę nie widziała powodu, dla którego chciałby zachować anonimowość. I trochę to ją frustrowało. Ta niezrozumiałość jego zachowania.
Zaśmiała się nerwowo. A to zabawne, bo ona też się nie spodziewała od niego tej przeklętej bransoletki, dobra, Scarlet chyba powinna przestać gadać do siebie sama w myślach, bo jeszcze wypowie coś na głos przez przypadek. W dodatku Ezra ją zlał totalnie, więc tylko wzruszyła ramionami i lekko uśmiechnęła się do Coltona, który wyglądał jakby nigdy wcześniej kwiatków nie dostał. Podążyła za nim wzrokiem, gdy począł szukać tego nieszczęsnego wazonu. — No tak… wygląda na to, że jesteś moją Walentynką — powtórzyła z lekkim rozbawieniem, którym próbowała zakryć zakłopotanie. — No to… mogę prosić o tą obiecaną kawę? — spytała, czując się niezręcznie z powodu ciszy, która nagle nastała między nimi. Skarciła się w myślach, bo przecież nie powinna WCALE czuć się niezręcznie w towarzystwie Coltona, który był tylko jej agentem. I nikim więcej.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Ciekawa hipoteza, którą należałoby przedyskutować albo chociażby przemyśleć. Wizja tego, że to nie Joel odebrał jej wenę, a brak archeologii w życiu byłaby pewnie nawet bardziej preferowana przez Coltona bo to akurat dało się załatwić. I to w taki sposób by Callaway nie traciłaby przy tym samej siebie będąc znowu narażoną na przechodzenie tego samego. Oczywiście Brooks musiałby ogarnąć wtedy znowu swoją pracę, ale jeśli to wróciłoby Scarlet do życia to by jej nie powstrzymywał.
Zabawne... wszak uważał, że jak Scar się nie dowie, że to od niego to będzie spokój i tyle. Ot, dostała prezent od Mikołaja lub kogoś z rodziny. Czym tu się martwić? Nie podejrzewał, że od świąt zadręcza się pytaniami co do jego powodu, eeeech. Właśnie tego chciał uniknąć! Pytań, na które sam nie znał odpowiedzi. Naturalnie przekonywał siebie, że po prostu uważał tą bransoletką za ładną i pasującą do jego szefowej. Nic poza tym. No i teoretycznie nigdy nie traktowali siebie jak typową relacje zawodową. Tyle, że wiedział, że z jawnego prezentu musiałby się tłumaczyć. Albo Callaway by pomyślała, że też musi mu coś dać w zamian - nie, nie wpadło mu do głowy, że kwiaty są tego dowodem. Albo nie będzie chciała prezentu przyjąć bo nie wypada czy inne takie.
Bo nigdy wcześniej nie dostał kwiatów! Nigdy w życiu. To był pierwszy raz - choć sądził, że wszystkie pierwsze razy ma już za sobą. No, ale kto się mógł spodziewać bukietu kwiatów od dziewczyny? Znaczy nie, że jego dziewczyny, ale tak się mówi! Chyba... Po prostu od płci przeciwnej, o. Jakimś cudem prędzej spodziewałby się bukietu od swojej płci bo kto wie, może komuś wpadłby w oko. No, ale tak... od Scarlet się nie spodziewał. Za to nawet trochę go rozbawiło jej potwierdzenie Walentynkowe.
- Pewnie dlatego Ezra uciekł - przynajmniej dał im pretekst do żarcików. Za to Colton postawił wazon z kwiatami na kuchennym blacie. Pewnie im będzie potem przeszkadzać, więc się przeniesie, no ale dalej gdzieś tam był tym zdziwiony. - Jasne - odrzekł krótko, nie czując w ogóle niezręczności. Zachowywał się jak zwykle - poza oczywistym zaskoczeniem kwiatowym. - Moglibyśmy pogadać o tym co się dzieje - rzucił, czekając aż kawa "dogoreje". I tak, pewnie brzmiało to jakby wiedział co się dzieje, jakby specjalnie z jakichś względów podarował jej bransoletę albo nie wiadomo co. A on mówił o czymś kompletnie innym. - Bo mam wrażenie, że od jakiegoś czasu za bardzo się do mnie upodabniasz. Do mojego braku energii - dodał po chwili, zabierając filiżankę kawy ze sobą i kierując ich do części salonowej, gdzie kawę dla Scarlet odstawił. - Nie żeby mi to nie schlebiało, ale wolałbym ci tej energii nie zabierać - wiedział, że nie jest pozytywny wielce i ma wiele wad... i w sumie mało go obchodziło jaki miał wpływ na innych, ale Callaway lubił, więc nie chciał ją zamieniać w marudę.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Jeśli Scarlet kiedykolwiek wróciłaby do wyjazdów archeologicznych to zapewne jej kontakt z Coltonem ograniczałby się do spotkań wtedy, gdy miałaby przerwę od pracy i zjeżdżałaby na parę tygodni urlopu oraz do kontaktu telefonicznego, a raczej do rozmów na whatsappie, fejsie czy czymkolwiek by tylko się dało. Wydawanie książki na odległość byłoby ciut utrudnionym zadaniem, ale z drugiej strony lepsze takie niż niewydawanie książek wcale. A jak wiadomo w ostatnim czasie Scarlet miała nieco problem i jej agent zdecydowanie nie miał pola do popisu, gdyż nawet na spotkania z wydawcą nie miał co zabierać, ups. Aczkolwiek wciąż – lepsze to niż gdyby na przykład Scarlet znajdowała jakieś trupy w szafie! I to nie tej metaforycznej.
Oczywiście, że nie wiedział. Przecież nie podejrzewałby, że Harper go sprzeda, prawda? Choć z drugiej strony, może jednak powinien, bo przecież Harper i Scarlet były nie tylko siostrami, ale były też najlepszymi przyjaciółkami. Poza tym razem się wychowywały i nie oszukujmy się, ale sztukę manipulacji na siebie nawzajem miały opanowaną do perfekcji. Scarlet wiedziała, że wystarczyło tylko rzucić Harper kilka błędnych podejrzeń i dziewczyna już popadała w irytację na tyle, że podpowiedziała jej do granic możliwości, kim był jej secret santa. A to wszystko tylko pogorszyło w zasadzie sprawę, bo przecież Scarlet nie rozumiała pobudek, dla których Colton miałby ofiarować jej tak przemyślany prezent.
Stąd te kwiaty – nawet jeśli wmawiała mu coś innego. Poza tym kurczowo uchwyciła się tego argumentu feministycznego. — No, bo wiesz…, że na przykład w Korei na Walentynki to tak naprawdę zawsze Koreanki ofiarują płci męskiej jakieś słodkości? Zazwyczaj czekoladę. I tym samym faceci nie muszą się martwić randkami, kwiatkami, słodyczami czy nawet kartkami walentynkowymi, bo w tradycji się przyjęło, że to kobiety dają mężczyznom słodkości i kropka. — Scarlet dalej brnęła, wyciągając coraz to nowsze i ciekawsze argumenty jak widać. — Teraz wiadomo, że się to zmienia, bo jest globalizacja i kultury się przenikają, ale wiesz… co tradycja to tradycja — dodała jeszcze na koniec swego wywodu i posłała mu lekko zakłopotany uśmiech, błagając samą siebie w duchu, by się wreszcie zamknąć. I faktycznie zamilkła, zwłaszcza po tym jak wspomniał o uciekającym Brooksie.
Za to nieomal zachłysnęła się powietrzem, słysząc propozycję Coltona. — O tym co się dzieje? Ale, że… co się dzieje…Między nami, pragnęła dodać, ale nie zrobiła tego, bo w ostatniej chwili się powstrzymała i zaraz uzyskała wyjaśnienia. Achhh, on chce ze mną o pracy rozmawiać, pomyślała i prawdę powiedziawszy wcale jej nie ulżyło. — Och. Moglibyśmy o tym porozmawiać, pewnie, ale wcale nie musimy — oznajmiła, kiwając głową i uśmiechnęła się lekko. Na pewno nie chciała z nim rozmawiać o swoim braku weny.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Przez brak kolejnej książki miał właśnie więcej roboty! Może nie w mieście i na co dzień kiedy to starał się wymyślać jak tutaj Scarlet podbudować, ale akurat przed wydawcą to w dużej mierze on musiał "świecić" oczyma. Chociaż to z oczyma to akurat lepiej Scarlet wychodziło, no ale to Brooks pilnował by jednak cierpliwość druga strona posiadała. Co było wyczynem bo to jednak Colton i pewnie już minimum ze dwa razy walnął kiedyś, że jak im się nie podoba to pójdą wydawać książki Callaway gdzieś indziej. I jakoś dalej się trzymali... Taki agent to skarb! Jak chodzi zaś o życie prywatne to Colti powinien zacząć się sam przyzwyczajać, że kobiety uwielbiają uciekać od niego z miasta. Nawet jeśli tym razem nie było to podyktowane romantycznymi odczuciami.
Może na początku faktycznie zastanawiał się czy Harper nie pęknie, ale chciał jej zaufać. Poza tym innego wyjścia nie miał bo przekazanie tego przez siostrę wydawało się najmniej podejrzane. No i od świąt trochę minęło, nikt do tematu nie wrócił, więc oczywiście, iż uznał, że wszystko zagrało jak trzeba. Na tyle dobrze, iż nawet nie męczył Harper o szczegóły.
- Nie wiedziałem - przyznał bo się tym nie interesował. - Yhm... I by ci to tak odpowiadało na dłuższą metę? Walentynki należące do kobiet całkowicie, a to faceci by marudzili jakby im dziewczyna nie dała żadnej czekoladki? - z dziwnych stron świata Scarlet zbierała takie pomysły. Nie żeby miał coś przeciw bo on wtedy miałby luz tym bardziej jakby to w życie wcielił, ale czy jego przyszła ewentualna dziewczyna też by chciała się miejscami zamieniać w tym dniu? Raczej nie każdy chciał tak eksperymentować jak Callaway. - Czekolada jest mniej zaskakująca - przyznał bo tak jak wolałby coś zjeść, tak kwiatów się nie spodziewał. Nawet jak teraz stały już sobie w wazonie to i tak nie dowierzał, że to jego kwiaty.
- Eeeeech... okej, więc dalej nie chcesz o tym gadać? Wolisz bym się sam domyślał? Pamiętasz, że jestem po twojej stronie w ogóle? - może nie był najbardziej sympatycznym gościem pod słońcem, ale odkąd dowiedział się o jej blokadzie to serio się starał i nie męczył jej tak bardzo jak kiedyś. A ona dalej miała opory z nim rozmawiać! Zdecydowanie za dużo czasu spędzała z Cami... tak, na pewno ona jej wmawiała jakieś durnoty o braku rozmów. - Skoro nie chcesz rozmawiać o pracy to rozumiem, że wolisz o swojej przyjaciółce lub życiu prywatnym? - miała wybór, praca czy życie prywatne, a Brooks już sobie poradzi w każdej kategorii. Poza tym chciał ją zachęcić do wyznań. - Mam nadzieję, że nie dążymy ponownie do wykrzykiwania tego co ci na sercu leży, ale jak to ci pomoże to śmiało. Tak więc się zastanów przy kawie, a ja zaraz wracam - i tym samym dał jej trochę czasu kiedy powędrował do swojego pokoju mając zamiar coś jej przynieść. Nie, nie prezent.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Faktycznie – wyjazd Scarlet nie miał nic wspólnego z Coltonem, więc tym razem nie miało to żadnego emocjonalnego podłoża. Tym chyba lepiej dla samego Brooksa. Poza tym nawet jeśli Scarlet powróciłaby do dawnej profesji, nie zamierzała rezygnować z Coltona. Właściwie zamierzała z nim wciąż utrzymywać kontakt na stopie zawodowej. Choć może nie tylko? Właściwie nie sprecyzowała tego jeszcze do końca w swojej głowie.
Czy by mi odpowiadało? — powtórzyła za nim z brakiem zrozumienia i zamrugała kilka razy, bo… serio. Czy miał na myśli to, że miałaby mu co roku wręczać kwiaty bądź czekoladę? Czy raczej to, że tradycja by uległa zmianie i teraz tego powinni od niej oczekiwać mężczyźni? Zestresowana była za bardzo by myśleć racjonalnie o co chodzi Coltonowi. Dlatego wpatrywała się w niego nieco zagubionym spojrzeniem, oczekując na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia z jego strony. — I nie uważam, by Walentynki należały tylko do kobiet — oznajmiła z przekonaniem, wzruszając ramionami. — Raczej ogółem do par — uzupełniła jeszcze i spojrzała na niego z nikłym uśmiechem. Prawdę powiedziawszy, ona nie miałaby nic przeciwko, by wręczać sobie prezenty po równo. Nawet jeśli miałaby wręczać swojemu facetowi kwiaty co roku w zamian za otrzymywaną czekoladę. W sumie całkiem fajny pomysł i ze swoim kolejnym chłopakiem zdecydowanie powinna go wdrożyć.
Pamiętam — odparła ze zniecierpliwieniem, bo nie musiał jej o tym przypominać na każdym kroku. Naprawdę o tym pamiętała i wiedziała, że w kwestiach zawodowych stał za nią murem i mogła na niego liczyć. Zawsze. Zresztą pokazał jej to tymi próbami odzyskania jej weny. Odetchnęła głęboko, by się nie denerwować niepotrzebnie. — Nie. Właściwie to o czymś innym chciałam z tobą porozmawiać… — zaczęła z roztargnieniem, ale nagle dotarło do niej, co powiedział. Nerwowym i wręcz odruchowym gestem zaczęła się też bawić zawieszkami na swojej bransoletce. — Zaraz, ale co… — powiedziała nagle ze zmarszczeniem czoła, bo kompletnie nie rozumiała, dlaczego nagle w ich rozmowie wywlekł temat Cami. Ale nie dał jej szansy na dokończenie, skoro polazł do swojego pokoju po coś. Scarlet odprowadziła go spojrzeniem i w międzyczasie chlipnęła kilka łyczków kawy, którą jej zaserwował.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Póki co jeszcze nie miał o niczym pojęcia, więc w sumie kto wie jak to wszystko przetrawi. Aczkolwiek sama wizja teoretycznie zła nie była. Na pewno lepiej zostanie potraktowany niż przez swoją niedoszłą żonę bo jednak pracował ze Scarlet, więc liczył na to, że jakby chciała jechać na drugi koniec świata to da znać. Poza tym wiele rzeczy już próbowali, więc jeśli to miałoby pomóc... ech, no zobaczymy co Brooks na to. Zwłaszcza, że się przez te lata przyzwyczaił do obecności Callaway.
- No... Prezentowanie faceta na Walentynki, a on może nic nie robić
- czy on dostrzegł rumieniec? Z czego? Powiedział coś? A może jednak mu się przywidziało? To te rozmowy Walentynkowe? Trochę się zdziwił bo wydawało mu się, że nie miała problemu z żartowaniem o ich "związku", a tutaj może jednak coś na rzeczy było. Huh... chyba za dużo sobie wmawiał. Tylko żartowali, prawda? - Zgadzam się. Po równo to zawsze najlepsza opcja. Nikt poszkodowany nie jest - przyznał bo jednak miał podobne zdanie. Ideałem nie był, ale jak ktoś mu w głowie zawróci to będzie się starał także jak o prezenty chodziło. Samemu jednak miło zostać również docenionym. - Czy to znaczy, że mam się odwdzięczyć za kwiaty? - bo chciała równości, tak? Z drugiej strony nie byli parą, więc może miał to przyjąć po prostu. Nawet jeśli dalej był tym zdziwiony.
Temat Cami wyszedł przypadkiem. Aczkolwiek korciło go aby jej po prostu powiedzieć co tak zwana przyjaciółka o niej rzekła niedawno. Tyle, że miał się nie mieszać im do spraw. Zabawne, że jakiś rok temu nie miałby problemu z wywlekaniem tego. Może kiedyś. Huh... choć może to okrutne bo się okaże, że się pogodziły, a on rzuci nie wiadomo czym - albo wyjdzie, że chce im psuć. Ech, relacje towarzyskie trudna sprawa... W każdym razie zniknął na moment, ale nie trwało to długo. Wrócił po minucie z kolorowym płótnem i dziurą po środku, która na wylot przechodziła.
- Tak ja przechodziłem swoje bezwenie - nie pokazywał się za bardzo ze swej artystycznej strony to ogarniał, że można go za takiego nie brać. Ale jak widać... cóż, dosyć bojowo to wtedy przechodził. - Było tego więcej, ale wyrzuciłem. Ten jeden został - wzruszył ramionami, sam nie wiedząc czemu to zostawił. Położył "obraz" gdzieś obok, a sam wrócił na kanapę. - Chciałaś o czymś porozmawiać? - dopytał bo wydawało mu się, że jak wychodził to padło coś takiego. Jak widać jednak zbyt szybko był, no ale już wrócił!

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
No właśnie — zgodziła się bez wahania co do równości w związku, bo jednak taka opcja była naprawdę najlepsza. I nie chodziło tylko o obdarzanie się prezentami. Generalnie o wzajemne zrozumienie, nienarzucanie się swoich racji czy zdania i po prostu o szacunek. Zaśmiała się jednak na jego logikę. — Nie, nie musisz mi się odwdzięczać za kwiaty. Po prostu je przyjmij — oznajmiła szczerze i uśmiechnęła się do niego najpromienniej jak tylko potrafiła. Nie chciała przecież niczego od niego w zamian. Nie oczekiwała zresztą nigdy. Po prostu chyba w przypływie spontaniczności chciała zrobić coś miłego i trochę się odwdzięczyć za to, że pamiętał o niej na święta. Bawiła się nerwowym gestem bransoletką, spoczywającą na jej nadgarstku.
Odprowadziła go wzrokiem i czekała cierpliwie, choć korciło ją, by zwrócić mu uwagę, iż jej przerwał i sobie poszedł. Niemniej, z zaciekawieniem przyglądała się płótnie, z którym to wrócił. — To znaczy jak… Niszcząc puste płótna? — zaryzykowała z pytaniem, przyglądając się dziurze w płótnie. Nagle coś ją tknęło i spojrzała na Coltona z blaskiem zrozumienia. — Pomogło? — spytała, przekrzywiając głowę. W sumie była naprawdę ciekawa czy poprzez taki akt agresji wobec płótna, udało mu się wreszcie powrócić do malowania i odzyskać wenę twórczą.
Ułożyła się wygodniej na kanapie, opierając łokieć o zagłówek, a głowę o dłoń. — Tak… Jest coś o czym chciałam z tobą porozmawiać. To nic pewnego i jeszcze niczego nie potwierdziłam, ale podjęłam już pewne kroki… To znaczy rozmowy, a przecież od czegoś się zawsze zaczyna, prawda? I w tym przypadku to właśnie rozmowy — powiedziała dość pokrętnie i tylko westchnęła, spoglądając na niego uważnie i upewniając się, że jest naprawdę skupiony na tym, co do niego mówi. — Pamiętasz jak… na początku wyglądała nasza współpraca? Na odległość? — zapytała, tworząc tym samym zagajenie, gdyż zagajenie jest istotnym elementem przed wprowadzeniem tematu już tego konkretnego. Spojrzała na niego wymownie i wreszcie zdecydowała się na wprowadzenie tematu, który od pewnego czasu ją dręczył. — Tęsknię za wyjazdami na wykopaliska — wyznała i nagle poczuła się lżejsza o ten jeden sekret skrywany tak głęboko w sobie, że nawet sama do niedawna nie była go w ogóle świadoma. — I myślałam o powrocie, o ile byłoby to możliwe ze strony organizatorów wyjazdów, i o ile moja poprzednia grupa badawcza by mnie jeszcze chciała u siebie... — dodała i już przyglądała mu się w ogromnym skupieniu, oczekując na jego reakcję.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Okej... To też o tym pamiętaj jeśli kiedyś najdzie mnie ludzki odruch na prezent "bo tak" - już go naszło parę miesięcy temu, no ale przecież nie powinna o tym wiedzieć, prawda? A może jeszcze się kiedyś trafi? Nie za szybko bo pomyśli, że to w podzięce za kwiaty, ale widać nie musiał się odwdzięczać, więc... no. Najdziwniejsze, że brał pod uwagę to, że faktycznie może go jeszcze kiedyś najść taki odruch, więc niech Scarlet po prostu pamięta, że on też nie będzie nic w zamian chciał. To kto wie, może jak już do tego dojdzie to tym razem nie będzie po kryjomu?
- Tak. Niszcząc płótna. Próbowałem się zmusić do malowania, ale czułem tylko to całe "zmuszanie" się, więc wyładowałem się parę razy - jego prace to mógł sobie z nimi robić co chciał. Poza tym uważał, że były okropne i męczące, więc w ogóle nie powinny powstać. Dlatego też jak się dowiedział o jej blokadzie to przestał zmuszać i ciągle pytać bo mogłaby coś podobnego zrobić ze swoim "płótnem", a komputer to rzecz droższa. - Huh... trochę? Ale raczej na uspokojenie się. Może w małym stopniu na wenę, ale musiałem dać sobie czas - niestety magicznej receptury nie miał. Na jego powrót natchnienia złożyło się kilka rzeczy i w sumie ten ładunek był jedną z nich - ale tak samo aerobik czy po prostu czas.
Oczywiście, że był skupiony. Mówiła pokrętnie bardzo, więc słuchał uważnie by nadążać na tym natłokiem niezrozumienia. Słowo "rozmowy" zakodowane, ale że nie wiedział o co chodziło to w ciszy czekał na ciąg dalszy - wierząc, że jednak jakiś jest bo nie dostał za wiele informacji, ale i nie popędzał. Nawet kiedy padło słowo "na odległość", a on był pewny, że usłyszał jakieś pioruny w oddali.
- Pamiętam - skomentował jeszcze krótko widząc, że jest ciąg dalszy. I dobrze. Znaczy niedobrze... Dobrze, że był ciąg dalszy bo inaczej musiałby się domyślać, a tak dostał w końcu "to". W ten oto sposób nastała dłuższa chwila ciszy albowiem Brooks musiał to przetrawić. Gorzej dla Scarlet, że przyjął ten swój stoicki wyraz twarzy co niewiele mówi. W każdym razie... w pierwszej chwili uderzyła go myśl, że nie będą się mieć na co dzień pod ręką. W drugiej sam siebie skarcił za takie emocjonalne myśli bo przecież na początku też pracowali na odległość, prawda? Poza tym nie był ze Scarlet w związku, a ona nie była Cami. Cami, która go zostawiła bez słowa. Callaway - nie jego dziewczyna bo z jakiegoś dziwnego powodu musiał sobie to ciągle powtarzać - przynajmniej przyszła i chciała o tym pogadać, a nie zadzwonić z Egiptu czy gdzie ją tam poniesie. Musiał to docenić. W dodatku jej wyznanie, że tęskni za wykopaliskami ułatwiło mu myślenie. - Yhm... - okeeeej... może potrzebował jeszcze chwilki, ale tylko chwilki! - Oboje wiemy, że nawet, gdybym chciał to bym cię nie powstrzymywał. Zwłaszcza jeśli uważasz, że to jest to czego potrzebujesz, a wydaje się, że myślałaś nad tym od jakiegoś czasu - więc nie była to decyzja podjęta pod wpływem chwili. Poza tym sam widział, że Scarlet sobą nie jest, więc jeśli powrót na wykopaliska da jej radość i energie jakiej potrzebuje to będzie to wspierał - nawet jakby miał robotę stracić.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Od ciebie już dostałam kiedyś prezent „bo tak” — oznajmiła Scarlet zanim pomyślała i w momencie ugryzła się w języku. — To znaczy… mam na myśli Lokiego! — dodała prędko, ale sposób tej wypowiedzi mógł sugerować, że mogło jej chodzić o coś innego, dlatego lekko się skrzywiła. Bo przecież wcale nie miała na myśli bransoletki. Zresztą, teraz to już w zaparte zamierzała iść w to, że chodziło jej o pluszaka, którego dostała, gdy Colton myślał, że jest chora. Bo o cóż by innego; przecież nie o prezent pod choinkę. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy gdyby wsypała teraz Harper to czy Colton byłby zły na jej siostrę? Czy może by się wyparł otwarcie tego prezentu i odsunął od Scar? Co tylko sprawiłoby, że byłoby jeszcze dziwniej niż teraz.
Doszła do wniosku, że chyba wolałaby tego nie sprawdzać, dlatego płynnie przeszła do kolejnego tematu. Skinęła więc głową na jego słowa i przez chwilę przyglądała się płótnom. — Czyli… dałeś upust artystyczny i trochę pomogło… — skomentowała. Czy to oznaczało, że powinna napisać cokolwiek, byleby tylko pisać i cokolwiek wyszło z jej głowy. Może był to jakiś sposób i może dzięki temu Scarlet by się przełamała. W końcu mówią, że zrobione jest lepsze od doskonałego. Jeśli w ten sposób miałaby pozbyć się blokady, to była gotowa spróbować. Choć i tak trochę popuściło po spotkaniach z Joelem, a później po podjęciu decyzji o wyjeździe. Szkoda tylko, że w międzyczasie asystent zalał jej laptopa, a plików nie dało się odzyskać, ups.
Kiedy wreszcie skończyła mówić, dość długo mu się przyglądała w milczeniu, zagryzając wargę i wpatrując się w niego z wyczekiwaniem. Mrugała nerwowo i nie bardzo wiedziała, jak odebrać ten stoicki wyraz twarzy. Z jednej strony to był przecież Colton, który wiecznie przywdziewał maskę i nigdy nie wiedziała, jakie emocje wewnątrz niego się nasilają. Z drugiej strony ta cisza nie wróżyła niczego dobrego. — No powiedz coś wreszcie — szepnęła i znów z roztargnieniem zatrzepotała rzęsami. Wreszcie odetchnęła z ulgą, gdy się odezwał. I nawet zdobyła się na uśmiech. — No tak… nawet Harper nie jest w stanie mnie powstrzymać — oznajmiła szczerze i wzruszyła ramionami. — Posłuchaj, Colton, naprawdę myślę, że to może się udać. Już kiedyś pracowaliśmy w ten sposób. Ba. Udało się wydać książkę i ogarnąć trasę promocyjną w ten sposób. Dlatego… mam nadzieję, że tym razem też się uda — powiedziała z optymistycznym przekonaniem. I nagle wyciągnęła w jego stronę dłoń. — Czy chcesz wejść ze mną w ten nowy układ? — spytała przekornie z promiennym uśmiechem, przekrzywiając głowę i wpatrując się w niego.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Zmarszczył brwi kiedy tak wspomniała Lokiego. Oczywiście w pierwszej kolejności pomyślał, że wie o bransolecie, więc nieco się uspokoił wewnętrznie jak dodała, że o pluszaka chodzi, ale... tak do końca to nie był pewny czy na pewno o niego chodziło. Czy Scarlet wiedziała, że prezent świąteczny był od niego? Dlatego kupiła mu kwiaty? Nieee... Albowiem byłoby to dziwne przeliczenie. Z drugiej strony faktycznie nigdy od nikogo kwiatów nie dostał, więc można rzec, iż to jedyny taki prezent w życiu. Sam już nie wiedział.
- Prezenty "bo tak" mają nieograniczone terminy - w takim sensie, że skoro raz zrobił to może i jeszcze raz, i sto, itp. Ot, tak bez powodu oczywiście! Nie planował w sumie dawania Callaway non stop jakiś prezentów. No, ale taka gwiazdka czy urodziny to może się zastanowić. Prawdę mówiąc bransolety też nie planował. Myślał co prawda o tym czy coś szefowej sprezentować, ale dopiero jak ową biżuterię zobaczył to uznał, że po prostu by jej pasowała i liczył, że się spodoba - i chyba się spodobała skoro ją nosiła.
- Można tak powiedzieć. Ale też nie planowałem tego upustu - wzruszył ramionami bo jak powtarzał zawsze - czyli odkąd dowiedział się o blokadzie Scar bo dla niego to już długo trwało - każdy inaczej przeżywał bezwenie. Indywidualnie też się podchodziło do "leczenia" tego, więc tak jak sam próbował Callaway pomóc na swoje sposoby, tak wiedział, że nie ma gwarancji, że coś da radę. A Francisa powinien utopić za rujnowanie przyszłego dzieła Scarlet... W każdym razie musiała znaleźć swoją drogę, ale wcześniej do głowy mu nawet nie przyszło, że będzie chciała wrócić na wykopaliska.
- Tym bardziej - skomentował fakt, iż nawet Harper nie powstrzymałaby swojej siostry. Skoro ona nie, to Colton tym bardziej bo jednak rodzina miałaby większą siłę przebicia niż agent. Oczywiście jakby był człowiekiem bez serca to by zaraz tutaj wydukał wszystkie sprzeciwy, no ale najwyraźniej jednak miał w sobie więcej serca i zrozumienia niż pokazywał. Mimo wszystko cicho westchnąć musiał na przypomnienie, że kiedyś tak pracowali. Nie mógł temu zaprzeczyć. Tyle, że osobiście uważał, że wtedy jednak nie byli tak blisko jak teraz. Nie żeby byli super blisko czy coś, ale bliżej niż wtedy, prawda? Przynajmniej jemu się tak wydawało, ale kto wiedział co tam Scarlet po głowie chodzi. Może wciąż był dla niej tylko agentem. Albo gorzej - eksem Cami i tyle. Zdecydowanie za dużo o tym myślał. Może taka rozłąka dobrze mu zrobi na te niespodziewane ataki emocjonalne... w środku oczywiście. - Zważywszy na to, że obstawiałem też opcję, w której mnie zwalniasz by skupić się na miłości do archeologii to jednak wyszłaś z lepszą ofertą, więc niech będzie - nie żeby był zachwycony, ale też na złego nie wyglądał. Po prostu wiedział, że będzie mu brakować codzienności Callaway. Nie mniej rękę jej uścisnął na znak zgody. - Za dużo wolnego teraz będę mieć... Chyba nie chcesz bym opiekował się twoim asystentem? - zapytał nieco podejrzliwie bo to wskazywałoby na o wiele więcej roboty niż teraz miał. A z takim Francisem nigdy nie wiadomo.

scarlet callaway
ODPOWIEDZ