Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Westchnął, bo znów nie słuchała, skupiając się tylko na tym co sama czuła i co wywoływały w niej jego słowa. Owszem rozumiał, że ja ranił, ale nie robił tego z premedytacją, po prostu samemu czuł, że potrzebuje przestrzeni, że jest zagubiony i nie najlepiej nadaje się do prowadzenia rozmowy. Jednak skoro nie miał wyjścia, musiał jakoś wziąć się w garść.
- Nie karze cię, Lisa. Rozumiesz, że nie chodzi o ciebie? Obecnie skupiam się na tym co sam czuję, a jestem wkurwiony i nie chcę, potem żałować czegoś, czego bym normalnie nie powiedział - po raz kolejny powiedział to samo, tylko tym razem nie krzycząc już,. a używając po prostu bardziej dobitnego tonu. - Nie bałaś się kłamiąc mi prosto w oczy, a teraz nagle jesteś przerażona? - Spytał, pozwalając sobie na tę odrobinę sarkazmu. Nie oczekiwał także odpowiedzi, chciał po prostu jej pokazać jak irracjonalnie się zachowywała w jego oczach, a przynajmniej on tak to widział dopóki był nerwowy. - Jesteś u siebie, Lisbeth... Kurwa, nie rozstajemy się, rozumiesz? Daj mi być po prostu złym - warknął, w poczuciu jakiejś bezsilności, bo chociaż starał się ze wszystkich sił, aby nie ulec sumieniu to już czuł, że powoli opuszcza gardę.
I wtedy zaczął się temat innych kłamstw, a Westbrook sama wpadła w swego rodzaju gniew, który wyładowała popychając Remigiusa raz po raz. Patrzył na nią z jednej strony czując żal o to do jakiego stanu ją doprowadził. Rozumiał, że swoim zachowaniem chciała mu dobitnie pokazać jak bardzo się mylił, a jak bardzo jej uczucia wobec niego były szczere. Jednak z drugiej on także cierpiał, bo chociaż dawał jej wszystko czego potrzebowała, często wybiegając w przód ze swoim podejściem i zamiarami, ona i tak nadal nie potrafiła mu w pełni zaufać.
- Z Ezrą? - Jednak to jedno imię utkwiło w pamięci Remigiusa na tyle mocno, by po jego usłyszeniu, znów spiąć się w nerwowym tiku i zgromić Lisbeth wzrokiem. - O nim też mi nie powiedziałaś... O facecie przez którego to wszystko co dzieje się w twojej głowie zaczęło eskalować. Nie powiedziałaś mi o nim, aż do teraz, gdy czujesz, że stoisz pod ścianą i już nic nie masz do stracenia! - Ryknął na nią, bo w najgorszym możliwym momencie cały ciąg przyczynowo skutkowy zaprowadził jego myśli ku Margot, a potem ku Lisbeth, która w jego ramionach płakała i łkała tej jednej nocy, gdy dowiedział się o tym jak obwiniała się o śmierć jego siostry. Śmierć, której tak naprawdę winny był tylko on. - Wiesz, nie sądzę, że mogłabyś chcieć kogoś innego, ale nie sądzę też, że potrafisz mnie kochać bardziej niż swoje kłamstwa i fikcję, którą starasz się stworzyć wokół siebie - wycedził. Tych słów miał potem żałować, bo balansowały one na granicy, której przekroczenie mogłoby być tragiczne w skutkach. - Zapytam ostatni raz, czy jest coś jeszcze o czym mi nie powiedziałaś? - Wypowiedział te słowa starając się nie ujawnić żadnych emocji, ale było mu coraz ciężej, a złość zaczęła przeradzać się w smutek, gdy rozumiał jak cholernie wiele mógł stracić pozwalając na to, aby ten konflikt eskalował. Dlatego chociaż starał się do tej pory być nie wzruszonym to i w jego oczach pojawił się żal i strach, a obraz stał się mętny przez łzy, którym nie pozwolił się ujawnić.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Była zagubiona... od dawna, nie jedynie w tej chwili, ale aktualnie wszystkie te negatywne uczucia niesamowicie się w niej nasiliły. Rozbijało ją to na jakieś dwa sprzeczne bieguny, jeden mówił, że powinna przepraszać i robić wszystko, by jej nie zostawić, drugi, że to dobra okazja, by go od siebie uwolnić, przestać być samolubną i dać mu spokój i wytchnienie.
- Już wolę, żebyś mi powiedział najgorsze okropieństwa, niż żebyś mnie tu zostawił - przyznała zgodnie z prawdą, nawet nie próbując jeszcze się pozbierać do kupy. W sumie, nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie tego zrobić. Nie po tym, co zaraz usłyszała i czego miała już nigdy nie zapomnieć. Znów przerzuciło ją ku tym podszeptom, że jeśli go kocha, tak naprawdę, to nie powinna go na siebie skazywać, powinna postawić jego dobro ponad własnymi uczuciami. - Naprawdę tak to widzisz? - zapytała po prostu, ale nie oczekiwała tak naprawdę jego odpowiedzi. - To bądź zły! Ale nie przywoź mnie tu tylko po to, by mnie odstawić i zostawić - jęknęła, bo nienawidziła tego. Całej tej sytuacji, przerastało ją to wszystko, nigdy nie była dobra w takich dyskusjach, a teraz jeszcze żołądek kręcił się w jej brzuchu, podskakując i prosząc się o to, by mu ulżyła. To jednak byłoby wybitnie złym pomysłem.
Chciał by powiedziała mu wszystko, więc wspomniała o Ezrze, świadoma tego, że nie przyjmie tej wiadomości lekko. Jednak... mimo to liczyła chyba na lżejszą reakcję. Kłócili się niejednokrotnie, ale nie pamiętała kiedy ostatnio Remigius był na nią tak zły i cóż, wcale jej to nie pomagało przetrwać tej chwili.
- Powiedziałam ci o tym teraz, bo mnie poprosiłeś o prawdę! - poprawiła go i sama podniosła głos. - Co to znaczy, że nie mam nic do stracenia? Zawsze mam! Każdego cholernego dnia mam wiele do stracenia! - zawołała, bo te glosy znów się nasilały. Te cholerne plotkarskie portale, nieprzychylne spojrzenia, tłumaczenia jego kuzynki. Nigdy nie czuła, że nie ma niczego do stracenia, nie odkąd był w jej życiu, odkąd stał się dla niej ważny. Wtedy też... wtedy po prostu miała wrażenie, że coś w niej pękło. W jednej chwili skamieniała. Przestała się z nim szarpać, po prostu się zatrzymała, jakby ktoś nagle wyłączył głos w intensywnym gwarze. To co powiedział... patrzyła na niego tak, jakby zobaczyła ducha. Przez moment po prostu tak stała, na nowo i na nowo odtwarzając w głowie jego okrutne słowa. Czy tak właśnie postrzegał jej miłość?
- Możesz iść - powiedziała łagodnie, tak łagodnie, że przez chwilę wydawało jej się, że te słowa należały do kogoś innego. Poczuła, że jej kąciki ust układają się w uśmiechu... pewnie zrobią jej się zajady, tyle słonej cieczy po nich teraz spływało, szczypiąc okrutnie. - Nie Remigius, Shadow, Ezra i francuski z Francisem to wszystko. Tak mi się wydaje, może po prostu nie rozróżniam już kłamstw od prawdy - przyznała smutno, ale spokojnie... bo naraz straciła wszystkie siły. Bo wrzeszczała w swojej głowie, błagając w myślach, by te przestały odtwarzać jego słowa. - Przepraszam za to, że przeze mnie tak się czujesz... możesz iść, nie będę ciebie zatrzymywać - powtórzyła i na potwierdzenie tych słów, zrobiła krok do boku, by nie stać mu już na drodze do drzwi. Sama najchętniej też by uciekła. Ale z nią był ten problem, że przed samą sobą nie mogła.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Przywiózł ją tutaj, bo uważał to miejsce za ich wspólny dom. Uważał ich związek za coś poważniejszego niż młodzieńcza miłostka, w której każda kłótnia musi kończyć się wyprowadzeniem jednego z kochanków. Tym bardziej, że to czego dopuściła się Lisbeth było naprawdę krzywdzące i najzwyczajniej w świecie Remigius nie potrafił zwalczyć w samym sobie towarzyszących mu uczuć smutku i gniewu.
- No bo sama z siebie być mi przecież nie powiedziała, prawda? Bo po co - prychnął, nie wierząc temu co słyszał. Kompletnie nie pojmował tego jak mogła przed nim ukrywać tyle spraw, gdy on wychodził z siebie, aby jej pomóc. Martwił się o jej stan zdrowia, chciał by wróciła na terapię, ale obiecała, że jego obecność jej pomoże, że to wystarczy. Wierzył więc, że to prawda, że będzie mówiła mu o tym co ją trapi, że będzie mógł być dla niej wsparciem... Jak cholernie się mylił, bo gdy on robił wszystko by było lepiej, ona zakopywała się coraz głębiej w bagnie własnych traum o niczym mu nawet nie wspominając i jeszcze jemu wmawiając, że do wszystkiego podchodzi zbyt poważnie, że ona nad wszystkim panuje.
- I co teraz? Z siebie zrobisz ofiarę, bo nakryłem ciebie na kłamstwie? - Burknął, bo ta cała zmiana jej postawy była chyba jeszcze gorsza niż panika i rozpacz, w którą wpadła chwilę wcześniej. Dzięki niej chociaż na moment odezwało się w nim sumienie. Chęć zakończenia tego i poddania się emocjom. Jednak po jej wypowiedzi, znów gniew w postaci najgorszego doradcy zaczął nim kierować. - Takie są konsekwencje tego co robiłaś! Sama do tego doprowadziłaś i nie rób z siebie ofiary, bo to ty mnie skrzywdziłaś, rozumiesz? Ty Lisbeth! - Warknął, wcale nie mając zamiaru opuszczać pokoju. Chociaż w pierwszej chwili przeszła mu przez głowę taka myśl, a wzrok powędrował w kierunku drzwi. - Nie kocham ciebie za tą fikcję i nieprawdę, którą mnie karmiłaś, a za to jaka jesteś! Popatrz wiem o Shadow, wiem o twoich chorych spotkaniach z Ezrą, wiem, że mi kłamałaś, ale nie chcę cię zostawić. Chcę być po prostu zły, bo mam do tego prawo... Po prostu je, kurwa, mam - wyrzucił, a czując jak robi mu się ciężko z ostatnimi słowami i jak uczucia zdecydowanie zaczynają go przerastać, odwrócił od niej spojrzenie.
Przespacerował się nerwowo po sypialni, jakby tych kilka kroków miało mu w czymkolwiek pomóc, po czym usiadł na łóżku, chowając głowę w dłoniach i zamykając oczy. Potrzebował się uspokoić, pozbierać myśli, odetchnąć, chociaż na chwilę.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Miała wrażenie, że z każdą chwilą jest tylko gorzej, że czego nie powie, tylko będzie pogarszała ich sytuację, bo przecież w tym od zawsze była dobra. W dramatycznym niszczeniu wszystkiego, co dobre.
- Powiedziałam Ezrze o tym, że oskarżam się o śmierć Margot, powiedziałam o tym, że cierpię na bulimię, powiedziałam mu, bo po tym, jak zabrałeś mnie do kliniki obiecałam ci, że się zmienię i naprawdę chciałam to zrobić. Sądziłam, że postępuję z nim dobrze - zaczęła się tłumaczyć, teraz zła na siebie, że nigdy wcześniej mu o tym nie wspomniała. Naprawdę chciała się dla niego starać, robić wszystko, co najlepsze, ale i tak jedynie popełniała błędy i tak na nowo i na nowo. - Z Shadow też chciałam odejść! Złożyłam po tym wypowiedzenie, dzisiaj był mój przed ostatni dzień - dodała zaraz, cała się już trzęsąc od tych emocji, bo czuła, że to i tak za mało. To nie wystarczy. - Myślałam, że w ten sposób odejmuję nam problemów - wyjaśniała nadal i w końcu przetarła twarz, bo ta już ją cała piekła.
- Jaką ofiarę? - zapytała, nie rozumiejąc kompletnie, nie nadążając za tą złością. Już nie potrafiła ustać po prostu i ten chwilowy spokój nakazał jej zrobić kilka kroków w tył, kiedy dłonią zatkała sobie usta, powstrzymując kolejne spazmy płaczu. - Jaką ofiarę?! Czy ty nie widzisz, że staram się ciebie przed sobą bronić? - jęknęła, wczepiając w końcu palce we włosy. - Myślisz, że nie wiem, że ciebie krzywdzę?! O co ci teraz chodzi? Boję się powiedzieć cokolwiek, bo w jakim kierunku nie idę i tak wszystko jedynie psuję! Chcę, żeby było dobrze... i nienawidzę siebie bardziej, niż możesz sobie wyobrażać, gdy myślę o tym, że przeze mnie cierpisz! Brzydzę się każdą częścią samej siebie w sposób, jakiego nie da się ująć słowami. Więc nie, Remigius! Nie robię z siebie ofiary! Mam siebie głęboko w dupie, to na tobie mi zależy - zrobiła krok do boku, potem się odwróciła, motając się nieco w emocjach, z bezsilności uderzyła ręką w ścianę, a potem kucnęła, już nie wiedząc co ze sobą zrobić. - To bądź na mnie zły... zasłużyłam - objęła się szczelnie ramionami, jak zawsze czując potrzebę by w taki sposób jakoś odseparować się od otoczenia. - Jak możesz mnie kochać za to, jaka jestem, kiedy jestem... kurwa... zjebana po całości - machnęła głową, mocniej wszczepiając we włosy palce. Rzadko przeklinała, ale chyba nie znalazłaby teraz lepszego określenia na swoją osobę. To jedno wydawało jej się najtrafniejsze.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nie pojmował kompletnie tego jakim tokiem rozumowania posługiwała się Lisbeth uznając, że do swoich problemów dołoży odnowienie kontaktów z gościem, który był powodem dla którego zaczęła obwiniać się o śmierć Margot. Może jakby robiła to swoje oczyszczenie pod okiem specjalisty miało by to dla niego większy sens. Może też gdyby nie przemawiała przez niego wściekłość, umiałby ją zrozumieć. ale w tamtej chwili każde wspomnienie o tym człowieku wywoływało w nim jeszcze większą złość.
- Zaskakujące jest to, że ja do ciebie nie mogłem dotrzeć przez miesiące. O bulimii dowiedziałem się przypadkiem, a jemu powiedziałaś w ramach samooczyszczenia? - Zakpił, śmiejąc się pod koniec swojej wypowiedzi przez co to wszystko zabrzmiało jeszcze bardziej brutalnie i nieprzyjemnie. - Nie wiem jak sobie wmówiłaś, że to ci pomoże, ale jak widać... Nie pomogło, bo nadal oszukiwałaś mnie bez sumienia - dodał, bo skoro była gotowa na taką szczerość wobec obcych jej osób, a przed nim nie umiała się otworzyć to jaki miało to wszystko sens?
Sam sobie zadał dodatkowy policzek tymi słowami. I nawet nie skomentował tego co powiedziała o Shadow. Po prostu nie wierzył w to, że miała zamiar odejść. A nawet jeśli to nie miało to w tamtej chwili żadnego znaczenia. Ciosy, które mu zadawała były tak okrutnie niesprawiedliwe, że nie umiał sobie poradzić z przepełniającą go frustracją.
- Kłamiąc? Kłamiąc odejmujesz nam problemów? Każdy, jebany problem jaki mieliśmy był spowodowany twoją nieszczerością - wywalił jej wspominając te chwile, gdy nagle w najmniej odpowiednim momencie dowiadywał się o Lisbeth faktów, które przewracały jego świat do góry nogami. Potem jakoś z tego wychodzili i nagle kolejna bomba spadała na ich dwójkę z łoskotem. Tym razem jednak miał już dość. Po tym jak wyszedł z siebie, aby zapewnić jej wsparcie. Jak każdym czynem, słowem i myślą starał się robić wszystko, aby czuła w nim oparcie. Nie miał siły dłużej myśleć o niej. Przekonywać samego siebie, że zniesie to, bo jeszcze moment, jeszcze chwila i Lisbeth upora się z własnymi demonami. Ten jeden raz potrzebował skupić się na sobie.
- Obronić? Daj spokój, Lisa... Nie mam dwudziestu lat, abyś mogła mnie bronić przed życiowymi wyborami - burknął, zerkając na nią przez ramię. Zaraz potem odwrócił spojrzenie, ale kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie uderzył w niego widoki jej zdruzgotanej twarzy przepełnionej cierpieniem i smutkiem. Nie chciał wcale, aby tak cierpiała, aby mówiła o sobie w ten sposób jaki mówiła. Nie chciał jej łez, ale jemu też było ciężko i tylko dlatego nadal nie ruszył się z materaca, uporczywie chowając twarz w dłoniach. - To wszystko co mówisz o sobie nie pokrywa się z żadnym słowie z tym co ja o tobie myślę. Chcę, żebyś to wiedziała, Lisbeth - odezwał się po chwili ciszy, która stawała się nieznośna przez cichy szloch i nierówny oddech Lisy. - Owszem skrzywdziłaś mnie, ale nie zrobiłaś tego, by mnie faktycznie zranić. Potrzebujesz po prostu pomocy, aby uporać się z bałaganem, który masz w głowie. Źle robiłem wierząc w to, że sam mogę ci pomóc. Nie mogę, a teraz nawet już nie potrafię, bo się po prostu zawiodłem na tobie i na sobie - odetchnął głębiej po tych słowach. Jego spokojny głos wydawał się mu samemu brzmieć dziwnie, po tym jak od jakiegoś czasu grzmiał nieprzyjemnie w głośniej kłótni.
Wstał. W pierwszej chwili chcąc podejść do Lisbeth, objąć ją i posieszyć. Wyprowadzić z tego marazmu i rozpaczy w jakiej się znajdowała, ale gdy tylko na nią zerknął, znów poczuł nieprzyjemny ból gdzieś w okolicy mostka. Okłamywała go tak długo, że chociaż dobre serce Soriente chciało jej wybacz, rozum i zdrowy rozsądek potrzebowały jeszcze trochę czas, aby się z tym oswoić. Może też alkoholu, bo to do karafki z brandy i stojącej na komodzie szklanki, Remy ponownie się skierował.
- Wybaczę ci i zapomnę, za bardzo ciebie kocham, aby karmić się tą złością w nieskończoność - wyznał, po tym jak wypił za jednym razem całego drinka i zaczął ponownie uzupełniać szkło. - Ale dziś pozwól mi być na ciebie złym - dodał, po czym ze zrezygnowaniem spojrzał na bursztynową ciecz, wirującą w trzymanej przez niego szklance.
Ostatni raz tak paskudnie czuł się po śmierci Margot. Dawno zapomniał w jakim okropnym był stanie. Dopiero ta bezsilność, złość i krążące w jego krwi procenty ponownie mu o tym przypomniały. Wiedział, że jutro nie będzie umiał dłużej czuyć gniewu do Lisbeth. Zdawał też sobie sprawę z tego, że z każdą kolejną porcją alkoholu jego myśli się rozmywają nie pozwalając mu się skupić na niczym konkretnym. I tego stanu też już dawno nie zaznał, ale w tamtej chwili poczuł, że cholernie go potrzebował.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Była po prostu wykończona, za dużo stresów miała ostatnio, by teraz na spokojnie przyjąć tak poważną kłótnię i bez problemu się w niej odnaleźć.
- O tym, że kiedyś cierpiałam na bulimię powiedziałam ci sama z siebie, na samym początku naszego związku, więc nie próbuj sobie wmawiać, że wiesz mniej, niż Ezra! - warknęła, bo najbardziej nie podobała jej się myśl, że mógłby postawić siebie niżej, od jej przyjaciela. Owszem, Brooks wiele jej pomógł, ale to Remigius był dla niej najważniejszy i nie chciała, by francuz chociażby pozwolił sobie na chwilę zwątpienia w tej kwestii. - Najwyraźniej nic nie wiesz o moim sumieniu - zabolało ją to. Myśl, że faktycznie wierzył w to, że jej samej nie bolało co im... co mu robiła. To jednak tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że ten związek nie miał przyszłości. Może ona go potrzebowała, może też Remigius był dla niej wszystkim, ale on sam po prostu zasługiwał na znacznie więcej, niż to co Lisa mogła mu zaoferować. Bolało ją to o wiele mocniej, niż wszystkie podłe słowa, które padły w tej kłótni.
Nie odpowiedziała na jego kolejny wybuch. Oczywiście... każdy problem brał się z niej. W tamtej chwili naprawdę w to wierzyła, a łzy wypełniały jej oczy w ekspresowym tempie. Nie pamiętała kiedy to Remigius kłamał, zapomniała też o istnieniu jego byłej. O tym, jak ją olał. Aktualnie... tylko ona była problemem. Ona i jej kłastwa. Mieszało jej to w głowie, a podszepty Laurissy i Chrisa nie pomagały... miała ochotę rozbić sobie czaszkę o ścianę, byleby te głosy przynajmniej na moment ustały.
- To może po prostu jestem dla ciebie za smarkata, skoro nawet nie mogę bronić swojego faceta w żaden sposób! - ryknęła, będąc już na krawędzi. Wszystko, co mówił do niej Remigius, jedynie podsycało niepewność, utwierdzało ją w przekonaniu, że inni mieli racje, a ona nie nadaje się dla niego. To jednak bolało tak cholernie, bo nawet teraz, rycząc pod ścianą na ziemi, wiedziała, że go kocha, że jest dla niej najważniejszy i nie poradzi sobie bez niego. Uzależniła się od myśli, że ma go obok, dopuściła do siebie bliżej, niż kogokolwiek innego. Jak miała pozwolić mu odejść, kiedy bez niego nie wiedziała dokąd sama powinna się udać? Skąd miała czerpać siłę, by go od siebie uwolnić i nie stracić własnej osoby? Nie miała pojęcia. - Jasne - jęknęła tylko, bo mimo, że była wdzięczna za jego słowa, nie zmieniało to tego, że sama we własne wierzyła. Nienawidziła siebie, brzydziła się sobą, czuła jedynie pogardę i niechęć... i tak bardzo chciała być teraz kimś całkiem innym. - A może mi się już nie da pomóc? Może od początku byłam przegraną sprawą - warknęła, ale zabrzmiało to co najmniej żałośnie. Było jej niedobrze... co chwila jej się cofało, bo żołądek w spazmach się buntował, a migrena też niczego nie ułatwiała. Bardziej usłyszała, niż zobaczyła, że Remy znów sięga po alkohol. Nie potrafiła go już przed tym powstrzymać. Po prostu oparła się o ścianę i zawiesiła spojrzenie gdzieś w przestrzeni, nie widząc przy tym nic.
- Śmiało - zachrypiała znacznie ciszej, a poza tym, że w dłoniach maltretowała kawałek bluzy z taką mocą, że bielały jej knykcie, nic nie zdradzało jej ruchów. Bała się spojrzeć w kierunku Remigiusa. - Wściekaj się na mnie. Możesz sobie pójść i mnie zostawić, nie będę ciebie już zatrzymywać - ale nie będzie też na to patrzyła. Nie byłaby w stanie. Rozpadłaby się po tym na kawałeczki, a i tak już ledwo dawała radę utrzymać się w całości. - Rób to, co dla ciebie najlepsze. Najwyraźniej ja tym dziś nie jestem - chciała wzruszyć ramionami, uśmiechnąć się, zrobić cokolwiek, by zabrzmiało to luźniej, ale nie była w stanie. Jedynie zagryzła wargę powstrzymując kolejne spazmy płaczu, ale zrobiła to z taką siłą, że poczuła metaliczny smak na języku. To z kolei sprawiło, że zrobiło jej się tylko bardziej niedobrze.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nie miał nawet ochoty dyskutować na temat Ezry. Wkurzało go samo pojawienie się tego imienia w ich rozmowie, więc nie było szans, aby jakiekolwiek tłumaczenia Lisbeth spotkały się ze zrozumieniem z jego strony. Chociaż, w zasadzie Remigius nie był w stanie pojąć niczego co do niego mówiła. Nie tylko dlatego, że przepełniała go wściekłość i zawód, ale także dlatego, że po prostu się bał. Bał się ponownie zawierzyć jej na słowo, aby później brutalnie się nie rozczarować. Dotarło do niego także, że bez pomocy kogoś z zewnątrz na pewno nie uda mu się naprawić bałaganu, który siedział w głowie Westbrook.
- Oczywiście to jest dokładnie ten argument - prychnął, gdy uznała siebie za smarkatą, aby go bronić. Po prostu nie miał siły na nic, ani też nie chciał już niczego więcej roztrząsać.
Naprawdę chciał odpocząć. Może uciec na chwilę, pozbierać myśli i pozwolić emocjom na uspokojenie się. Od początku czuł, że ta rozmowa będzie pomyłką. Obydwoje działali impulsywnie, mówili słowa, których potem przyjdzie im żałować, na dodatek nie próbowali się nawet wzajemnie wysłuchać. Chociaż Remy miał już powoli dość i spuścił z tonu mając nadzieję, że Lisbeth także odpuści, po tym jak zapewnił ją o swoich uczuciach. Nic jednak takiego nie miało miejsca, a po tym jak kolejne słowa padły z ust Wesbrook, Soriente wlał w siebie jeszcze więcej alkoholu, skoro sama zachęcała go do tego, aby robił co uważał za najlepsze dla siebie.
- Nie jesteś, ale kurwa tylko teraz... Zrozum to! - Fuknął, bo nie umiał znieść tego jej użalania się. Nie w takiej chwili. - Zasłużyłaś na to, aby się tak czuć, rozumiesz? Aby teraz się bać i patrzeć, że jest mi źle. Zasłużyłaś, bo mnie, kurwa, okłamywałaś, chociaż zawsze stałem po twojej stronie; czegokolwiek byś mi nie powiedziała - wrzasnął po raz kolejny, na kulącą się pod ścianą Lisę. Nie sądził, że po raz kolejny uniesie się gniewem, ale tego wieczora chyba już nic nie mogło go zaskoczyć. Poza tym wypił zdecydowanie zbyt wiele, w zbyt krótkim czasie i niekoniecznie wszystko to co mówił i robił było tym, co naprawdę myślał.
Przechodząc obok niej na moment zatrzymał się na równi w jej sylwetką. Otworzył usta, jakby coś jeszcze chciał powiedzieć, ale ostatecznie zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki. Potrzebował się ogarnąć, odetchnąć, obmyć twarz zimną wodą i spojrzeć na swoje zmarnowane odbicie. Wiedział, że jak bardzo nie byłby wściekły na Lisę i tak jej wybaczy. To jak się zachowywał i co robił raniło nie tylko ją, ale i jego samego. Nie mógł znieść widoku jej zapłakanych oczu, nie chciał już dłużej słuchać tych okropnych epitetów jakimi siebie samą określała. Nie chciał jej krzywdy, a jednocześnie nie chciał czuć się ponownie jak w tamtej chwili. Jak totalne zerwo, któremu można sprzedać każdą ściemę, bo nie jest wart prawdy.
Gdy wrócił do sypialni, Lisa nadal siedziała w tym samym miejscu. Wyglądała jakby nie drgnęła ani na milimetr po tym jak ją zostawił.
- Chodź spać. Jestem zmęczony, Lisa - przerwał ciszę, po tym jak już zdjął z siebie większość ubrań i wszedł na wysokie łóżko. - Rano będzie inaczej. Obiecuję - dodał, bo nic innego nie potrafił powiedzieć. jednocześnie wierzył we własne słowa, a przynajmniej tak zakładał. Póki co czuł się spokojniejszym. Po tym ostatnim wybuchu złości i przez wypity alkohol jego umysł był jakby otumaniony. Nie myślał jasno, ale przynajmniej nie czuł też zbyt wiele. - Chodź - powtórzył, gasząc światła. Było grubo po trzeciej w nocy, nie miał już na nic siły i przekonany był o tym, że Lisbeth także.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Niby tu siedziała i była obecna, ale myślami zdążyła przeanalizować ich związek od samego początku, taj chwili, gdy trafili na siebie na cmentarzu. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że rozmawia z mężczyzną, który kiedyś stanie się całym jej światem, to pewnie powiedziałaby, że jakieś narkotyki wyżarły mu mózg. A mimo to była tu teraz i wiedziała, że nie ma takich słów, po które Remigius mógłby sięgnąć, a które sprawiłyby, że jej uczucia uległyby zmianie. Nienawiścią mogła darzyć tylko siebie i robiła to od dawna, jeszcze zanim blondyn pojawił się w jej życiu. Przez jakiś czas czuła, że przy nim naprawdę zmienia się na lepsze, ale najwyraźniej to były jedynie jej czcze życzenia.
- Rozumiem to przecież - nie rozumiała natomiast dlaczego on myślał, że jest inaczej. Rozumiała doskonale, że ma prawo być na nią wściekły i chyba brakowało jej już sposobów na to, by wyrazić mu, że się z nim zgadza. - Wiem to, Remy... ale nie wiem, jak mam ci to wyrazić. Nie wiem, co mam ci powiedzieć - przyznała zgodnie z prawdą, bo już miała tego dość. Przepraszała, brała wszystko na siebie, co jeszcze? Starała się tłumaczyć... ale nigdy nie radziła sobie w rozmowach, zawsze to Soriente lepiej ubierał w słowa to, co chciał przekazać, podczas gdy Lisa w dyskusjach zaledwie raczkowała. Jej bronią było milczenie i chłodne spojrzenie, a nie płynność wypowiedzi. Poza tym teraz chciała jedynie, by przestał krzyczeć, bo za każdym razem, gdy podnosił na nią głos, przechodziły ją dreszcze. Jednocześnie wiedziała, że sama jest sobie winna. Nie zasługiwała wcale na to, aby jej wybaczał. Może byłoby łatwiej, gdyby to on jej się pozbył, wygonił ją ze swojego życia i zawalczył o własne szczęście z kimś, kto byłby w stanie mu go dać. A ona mogłaby tej kobiety z całego serca nienawidzić, wiedząc, że zabrała jej wszystko, co Lisa kiedykolwiek tak naprawdę chciała.
Wpadła w to swoje zawieszenie, trwając w nim nadal, gdy Soriente był w łazience. Nie wiedziała, czy powinna wyjść, ale wolała nie podejmować żadnych decyzji, poza tym musiała uspokoić żołądek powolnymi oddechami. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, ale ciemność nagle uderzyła w jej oczy i wtedy uświadomiła sobie, że Remigius znów do niej mówi. Na początku nawet się nie ruszyła, ale kiedy powtórzył, jej mięśnie same spięły się do działania. Powoli, niemalże bezszelestnie zbliżyła się do łóżka. Twarz szczypała ją od łez, ale nie zahaczyła o łazienkę. Przed materacem zrzuciła z siebie jedynie skarpetki, chyba nie chcąc tracić czasu na rozbieranie leginsów i bluzy. Za bardzo chciała skorzystać z zaproszenia, więc weszła do łóżka i przysunęła się bliżej Remigiusa.
- Mogę się przytulić? - zapytała w ciemności, ale nie czekała na jego pozwolenie. Przybliżyła się do jego pleców, oddechem drażniąc jego łopatkę. - Wiem, że powinnam ci powiedzieć... - wyszeptała, a chociaż myślała, że to już koniec, to znów poczuła, jak łzy wzbierają w jej oczach. Bo znów czuła, że robi źle, że robi mu krzywdę, podczas gdy najlepszym byłoby go od siebie uwolnić. Mimo to przejechała nosem po jego skórze i przycisnęła drżące wargi do miejsca, w którym plecy przechodziły w bark. - Strasznie ciebie kocham, Remy... jeśli... gdyby... - dłonie znów jej się trzęsły. Ponownie przyłożyła usta do jego skóry, zaciskając powieki z mocą, aby wziąć się w garść. - Po prostu o tym pamiętaj... co by się nie działo, pamiętaj, że bardzo ciebie kocham - bo przynajmniej w tej jednej kwestii nigdy nie kłamała i może też dlatego uważała to, co ich łączyło, za swój największy skarb. Nawet jeśli tej nocy trudniej, niż zwykle, było jej zignorować myśli, że na niego nie zasługuje.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Spoglądał w ciemną przestrzeń, wyczekując jakiegokolwiek dźwięku, czegokolwiek co zapewniłoby go o tym, że Lisbeth w końcu postanowiła ruszyć się z miejsca. Sam nie miał sił, ani ochoty, aby ponownie wyciągać do niej rękę. I tak już to zrobił. Wyciszył tę awanturę, zrezygnował z chęci ucieczki, został z Lisą i chociaż nadal czuł wobec niej olbrzymi zawód, nie chciał komplikować tego wszystkiego jeszcze bardziej. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nawet jeśli "rano będzie inaczej" to będzie potrzebował nieco więcej czasu niż zwykle, aby w pełni wybaczyć Lisie to wszystkie kłamstwa. Chciał jednak to zrobić. Chciał zapomnieć o palącym go uczuciu niesprawiedliwości i bólu. O frustracji i irytacji na samą myśl o tym jakiego "idiotę" robiła z niego przez cały ten czas. Chciał o tym zapomnieć, aby móc ponownie jej ufać.
- Ale nie powiedziałaś - mruknął, nie odwracając się do Lisbeth, chociaż odetchnął z ulgą, gdy materac delikatnie ugiął się pod jej ciężarem, a potem przysunęła się do jego ciała. Nawet jeśli nie odpowiedział na jej pytanie, tak naprawdę od dawno czekał na to, aż ona sama do niego przyjdzie i zburzy mur, który zaczął stawiać wokół siebie. - Przestań - rzucił, nieco dobitniejszym tonem. - Nie ma żadnego "gdyby" - dodał, bo pojęcia nie miał co jej chodziło po głowie, ale podejrzewał, że znów chciała mu insynuować, że powinien ją zostawić. A on nie miał więcej sił, aby znów wyperswadowywać jej to z głowy. - Wiem, ale chciałbym, abyś przestała nas kaleczyć. Potrzebujesz pomocy, Lisbeth - wyznał i na moment przymknął oczy.
Walczył z tym, aby się do niej nie odwrócić. Skupił się więc przez moment na własnym oddechu, mając nadzieję, że zmęczenie i wypity alkohol w pewnym momencie po prostu sprawią, że zaśnie. Naprawdę nie chciał ulegać, ale nie potrafił. Czuł jak drobne ciało Lisy trzęsie się delikatnie zdradzając to, że znów płakała. Subtelny dotyk jej warg, co jakiś czas odrywanych od jego ramienia także na to wskazywał. I dłoń; mocno zaciśnięta na jedwabnej pościeli.
On naprawdę chciał zasnąć, ale nie umiał. Odwrócił się w pewnej chwili, bez słowa otaczając Lisbeth ramionami. Pozwalając na to, aby wyrzuciła z siebie resztki rozpaczy, aby rozleciała się na kawałeczki w bezpiecznym miejscu, czując, że nawet jeśli go zawiodła i tak jakoś sobie z tym poradzą.
- Też ciebie kocham. Bardzo kocham, Lisbeth - wyznał, składając czuły pocałunek na jej pokrytym zimnym potem czole. Potem już nic nie powiedział, tylko trzymał ją przy sobie tak długo, aż nie zasnęła, zapewne wykończona emocjami i płaczem. Wtedy on sam wreszcie zamknął oczy i w końcu zasnął.

Lisbeth Westbrook

<koniec> :pokelove:
ODPOWIEDZ