I never learned to read your mind I couldn't turn things around
: 04 lut 2023, 22:25
Droga ciągnęła się w nieskończoność, niczym asfaltowa wstęga, która z każdym kolejnym zakrętem wzbudzała w Soriente coraz większy niepokój. Nie wierzył w to czego się dowiedział, w to co mu powiedziano, wmawiał sobie, że to pieprzone nieporozumienie i na pewno okaże się nie prawdą. Widział przecież jak w ostatnich tygodniach ich związek rozkwitł, a Lisa starała się rozmawiać z nim o tym, co zwykle przychodziło jej z wielkim trudem. Owszem nadal nie było lekko, bo jej zaburzenia odżywiania wciąż wymagały od nich sporo pracy, poza tym Remigius niejednokrotnie przyłapał Lisbeth na kłamstwie, ale uznał, że nie warto roztrząsać tego tematu... Dwa, może trzy razy widział ją na mieście z jakimś typem, a gdy napisał z zapytaniem co robi, zwykle ściemiała, że jest na treningu. Jednak podczas świąt przyznała się, że brała lekcje francuskiego, więc może dlatego nie mówiła prawdy, a ten facet był jej nauczycielem. W każdym razie Remy uznał, że nie będzie o to pytał, a po prostu następnym razem jak ją spotka, wysiądzie z wozu i skonfrontuje ze wszystkim. I możliwe, że był naiwny, bo prawdopodobnie był i dlatego zmierzając do Shadow nie wierzył w to, że znajdzie tam Lisę. To była tak abstrakcyjna wizja, że na samą myśl zaczynał się śmiać, nie umiejąc sobie tego wyobrazić.
Zatrzymał auto przez klubem, ale wozu Lisy nie dostrzegł. Prawdopodobnie pracownicy parkowali gdzieś z tyłu, albo z boku, a emocje nie pozwalały Soriente na to, aby teraz szlajać się wokół tego miejsca i szukać jej samochodu. Zamiast tego od razu skierował się do środka, poprawiając czapkę z daszkiem i kaptur, które miał na sobie. Mimo wszystko nie bywał w takich miejscach i nie chciał, aby je z nim utożsamiano. Był osobą publiczną to raz, a dwa po prostu pewnych dobytków wolał unikać, bo ani go one nie interesowały, ani do niczego nie były mu potrzebne. W gruncie rzeczy trochę brzydził się tym co go otaczała, więc tym bardziej nie wierzył w to, że odnajdzie Lisbeth wśród tłumu, a jednak...
Przeszedł przez jeden parkiet, a potem skierował się do części klubu, gdzie w nieco "spokojniejszej" atmosferze można było się napić i popatrzeć na roznegliżowane tancerki. Między lożami i stolikami pozajmowanymi w głównej mierze przez mężczyzn, krążyły kelnerki, które w większości miały na sobie niewiele więcej ubrań niż występujące na scenie panny. Chociaż jedna z nich wyróżniała się na tym tle. Była jak niepasujący element obrazka, który psuł harmonijną całość, w dodatku ta bejsbolówka...
Remigius stanął na drodze Lisbeth, która idąc z tacą wypełnioną pustym szkłem bardziej patrzyła pod nogi, aniżeli przed siebie, więc praktycznie wpadła na niego.
- Lisbeth - wypowiedział jej imię, gdy wreszcie ich spojrzenia się spotkały. Jednak w jego głosie nie dało się odnaleźć choćby krzty ciepła, z jakim zazwyczaj się do niej zwracał. W tamtym momencie Soriente czuł się jak największy głupiec na świecie i kompletnie nie potrafił poradzić sobie z tym co działo się w jego głowie. - Proszę powiedz, że to jest jakiś pojebany żart - dodał, rozbawionym tonem, który jasno wskazywał na towarzyszące francuzowi niedowierzanie. Przecież to co widział nie mogło być prawdą. Było idiotycznym żartem, nieudanym kawałem i na pewno zaraz Chris, albo jakiś inny pacan wyskoczy zza rogu i powie, że Lisa przegrała z nim zakład, albo... Albo cokolwiek....
Lisbeth Westbrook
Zatrzymał auto przez klubem, ale wozu Lisy nie dostrzegł. Prawdopodobnie pracownicy parkowali gdzieś z tyłu, albo z boku, a emocje nie pozwalały Soriente na to, aby teraz szlajać się wokół tego miejsca i szukać jej samochodu. Zamiast tego od razu skierował się do środka, poprawiając czapkę z daszkiem i kaptur, które miał na sobie. Mimo wszystko nie bywał w takich miejscach i nie chciał, aby je z nim utożsamiano. Był osobą publiczną to raz, a dwa po prostu pewnych dobytków wolał unikać, bo ani go one nie interesowały, ani do niczego nie były mu potrzebne. W gruncie rzeczy trochę brzydził się tym co go otaczała, więc tym bardziej nie wierzył w to, że odnajdzie Lisbeth wśród tłumu, a jednak...
Przeszedł przez jeden parkiet, a potem skierował się do części klubu, gdzie w nieco "spokojniejszej" atmosferze można było się napić i popatrzeć na roznegliżowane tancerki. Między lożami i stolikami pozajmowanymi w głównej mierze przez mężczyzn, krążyły kelnerki, które w większości miały na sobie niewiele więcej ubrań niż występujące na scenie panny. Chociaż jedna z nich wyróżniała się na tym tle. Była jak niepasujący element obrazka, który psuł harmonijną całość, w dodatku ta bejsbolówka...
Remigius stanął na drodze Lisbeth, która idąc z tacą wypełnioną pustym szkłem bardziej patrzyła pod nogi, aniżeli przed siebie, więc praktycznie wpadła na niego.
- Lisbeth - wypowiedział jej imię, gdy wreszcie ich spojrzenia się spotkały. Jednak w jego głosie nie dało się odnaleźć choćby krzty ciepła, z jakim zazwyczaj się do niej zwracał. W tamtym momencie Soriente czuł się jak największy głupiec na świecie i kompletnie nie potrafił poradzić sobie z tym co działo się w jego głowie. - Proszę powiedz, że to jest jakiś pojebany żart - dodał, rozbawionym tonem, który jasno wskazywał na towarzyszące francuzowi niedowierzanie. Przecież to co widział nie mogło być prawdą. Było idiotycznym żartem, nieudanym kawałem i na pewno zaraz Chris, albo jakiś inny pacan wyskoczy zza rogu i powie, że Lisa przegrała z nim zakład, albo... Albo cokolwiek....
Lisbeth Westbrook