I drew curtains closed, drank my poison all alone
: 04 lut 2023, 15:58
38
Hej, nie dam rady wpaść, jestem poza Lorne w sprawach służbowych. Kurier podrzuci wam prezenty.
Wiedziała, że nikt nie sprawdzi, czy mówiła prawdę i w zasadzie nie przejmowała się tym szczególnie. To nie pierwszy raz, gdy nie pojawiła się na rodzinnych świętach. Jeszcze nie była w stanie, ale nie przeszkadzało jej to, że jej bliscy nie odbierają tego w ten sposób. Jeśli lepiej było im wierzyć w to, że ma w dupie rodzinę, była gotowa wziąć to na klatę. Już dawno uznała, że woli być uważana za podłą, niż słabą. Tym bardziej, że to właśnie ta głupia słabość nie pozwoliła jej odwiedzić domu państwa Campbell, gdzie zewsząd docierały do niej dowody tego, że Lucille tam była i już jej nie ma. Na ścianach roiło się od jej zdjęć, a tych z Pearl nie można było tam znaleźć. Miała wrażenie i to całkiem realne, że byłoby lepiej, gdyby to jej zabrakło. Lucy nigdy by się tak nie zachowywała. Już tydzień przed świętami wszystko ustalałaby z mamą, a dzień przed nimi, do późna gotowałaby z nią, śmiejąc się z jakiś dziecięcych wspomnień. Tylko, że Pearl nie była swoją starszą siostrą. Mogła więc skupić się na pracy, w ten wyjątkowy świąteczny wieczór, a potem wypić być może nieco za wiele wina i zasnąć, jakby nic specjalnego jej nie ominęło. Dom opuściła tylko po to by odwiedzić Nathaniela, nie dla siebie, a dla nich, może dla Diviny, chociaż nie została na dłużej, mimo zaproszenia organistki. Nie tłumaczyła się, w zasadzie nie planowała nawet kłamać na temat swoich planów, po prostu nigdy o nich nie wspominała i dzień później uważała sprawę za zamkniętą. Na wieczór była umówiona z Jasperem, więc nie zamierzała podnosić się z łóżka przed południem, gdyby nie walenie do drzwi. Jęknęła okrutnie, sięgając po telefon, by zobaczyć, że jest zaledwie jedenasta, a potem jakimś cudem założyła na siebie szlafrok, klnąc pod nosem, gdy schodziła boso po skrzypiących schodach.
- Do cholery, przecież idę! - warknęła na ostatnich stopniach, bo jeśli był to jakiś kurier, albo domokrążca, to planowała poczęstować go taką wiązanką, by szybko zmienił profesję. Napędzana tą myśląc z być może zbyt dużym impetem pociągnęła za klamkę, a jej zdenerwowanie natychmiast ustąpiło zaskoczeniu. Skonsternowana zamrugała kilka razy, przepuszczając go w wejściu.
- Jasper? Mieliśmy się spotkać wieczorem - przypomniała mu, wygładzając nieco włosy, by te nie wskazywały aż tak jednoznacznie, że ją obudził. Była pewna, że jeszcze będzie z rodziną, bawił się w święta, więc to jego pojawienie się trochę ją zaniepokoiło. - Coś się stało? - zapytała zaraz, mając nadzieję, że mimo wszystko miło spędził Boże Narodzenie i może zwyczajnie się pomylił, czy cokolwiek.
Jasper Ainsworth
Hej, nie dam rady wpaść, jestem poza Lorne w sprawach służbowych. Kurier podrzuci wam prezenty.
Wiedziała, że nikt nie sprawdzi, czy mówiła prawdę i w zasadzie nie przejmowała się tym szczególnie. To nie pierwszy raz, gdy nie pojawiła się na rodzinnych świętach. Jeszcze nie była w stanie, ale nie przeszkadzało jej to, że jej bliscy nie odbierają tego w ten sposób. Jeśli lepiej było im wierzyć w to, że ma w dupie rodzinę, była gotowa wziąć to na klatę. Już dawno uznała, że woli być uważana za podłą, niż słabą. Tym bardziej, że to właśnie ta głupia słabość nie pozwoliła jej odwiedzić domu państwa Campbell, gdzie zewsząd docierały do niej dowody tego, że Lucille tam była i już jej nie ma. Na ścianach roiło się od jej zdjęć, a tych z Pearl nie można było tam znaleźć. Miała wrażenie i to całkiem realne, że byłoby lepiej, gdyby to jej zabrakło. Lucy nigdy by się tak nie zachowywała. Już tydzień przed świętami wszystko ustalałaby z mamą, a dzień przed nimi, do późna gotowałaby z nią, śmiejąc się z jakiś dziecięcych wspomnień. Tylko, że Pearl nie była swoją starszą siostrą. Mogła więc skupić się na pracy, w ten wyjątkowy świąteczny wieczór, a potem wypić być może nieco za wiele wina i zasnąć, jakby nic specjalnego jej nie ominęło. Dom opuściła tylko po to by odwiedzić Nathaniela, nie dla siebie, a dla nich, może dla Diviny, chociaż nie została na dłużej, mimo zaproszenia organistki. Nie tłumaczyła się, w zasadzie nie planowała nawet kłamać na temat swoich planów, po prostu nigdy o nich nie wspominała i dzień później uważała sprawę za zamkniętą. Na wieczór była umówiona z Jasperem, więc nie zamierzała podnosić się z łóżka przed południem, gdyby nie walenie do drzwi. Jęknęła okrutnie, sięgając po telefon, by zobaczyć, że jest zaledwie jedenasta, a potem jakimś cudem założyła na siebie szlafrok, klnąc pod nosem, gdy schodziła boso po skrzypiących schodach.
- Do cholery, przecież idę! - warknęła na ostatnich stopniach, bo jeśli był to jakiś kurier, albo domokrążca, to planowała poczęstować go taką wiązanką, by szybko zmienił profesję. Napędzana tą myśląc z być może zbyt dużym impetem pociągnęła za klamkę, a jej zdenerwowanie natychmiast ustąpiło zaskoczeniu. Skonsternowana zamrugała kilka razy, przepuszczając go w wejściu.
- Jasper? Mieliśmy się spotkać wieczorem - przypomniała mu, wygładzając nieco włosy, by te nie wskazywały aż tak jednoznacznie, że ją obudził. Była pewna, że jeszcze będzie z rodziną, bawił się w święta, więc to jego pojawienie się trochę ją zaniepokoiło. - Coś się stało? - zapytała zaraz, mając nadzieję, że mimo wszystko miło spędził Boże Narodzenie i może zwyczajnie się pomylił, czy cokolwiek.
Jasper Ainsworth