Tell me what you eat, and I will tell you who you are.
: 04 lut 2023, 02:42
Można powiedzieć, że to był dzień jakich w życiu Cassandry było naprawdę wiele – ot, wstała rano, jedząc na śniadanie owsiankę tak jak zawsze, a potem się napiła zielonej herbaty. Upewniła się, że spakowała wszystkie potrzebne na uczelnię rzeczy i wraz z tatą zabrała się do Cairns, gdzie pan Hammond pracował i zwykle się tak składało, że oboje zaczynali w podobnym czasie, co zdecydowanie Cass pomagało. Dziewczyna ze względu na problemy zdrowotne nie prowadziła samochodu, a podróżowanie autobusami było naprawdę czasochłonne i musiałaby wyjść dużo wcześniej z domu, jeśli chciałaby się wyrobić na zajęcia… Które były bardziej bądź mniej interesujące. Obecnie dla Hammond był ciężki okres, a zwłaszcza na literaturze europejskiej, bowiem omawiali pozytywizm, a trzeba przyznać, że Cass, jako Werter w damskiej skórze, nie przepadała za tymi bardziej „racjonalnymi” epokami, gdzie zamiast pięknych opisów i uczuć, dostawało się… prawdę powiedziawszy zwykłym życiem w twarz. Nie po to Cassandra czytała książki, żeby z jednej szarej rzeczywistości przenosić się do drugiej. Całe szczęście, po tym deszczu wyjdzie i tęcza i znowu będzie mogła z pasją i iskrami w oczach słuchać o tym, co ją naprawdę interesowało.
W międzyczasie był zaś czas na lunch. W większości przypadków Hammond brała jedzenie z domu, ze względu na dosyć restrykcyjną dietę, której musiała przestrzegać ze względu na swój stan zdrowia, ale tak sprawdziła ten nieszczęsny plecak, że zapomniała spakować do niego lunchboxa. Jak zawsze w głową chmurach. Nie chcąc chodzić głodna, postanowiła skorzystać z uniwersyteckiej stołówki z myślą, że jakiś ryż i warzywa gotowane na parze zawsze się znajdą.
Nie brała jakoś dużo, ze względu na niepewność ile soli było używane do gotowania tego, ale nałożyła sobie właśnie trochę warzyw, chudo wyglądającą pierś z kurczaka i ten ryż. Nawet był brązowy, więc lepiej. Czekała więc ze swoją tacką w kolejce, co by móc zapłacić za jedzenie. Gdy była druga, okazało się że dziewczynie przed nią brakuje kilku centów, na co Hammond, bez większego zastanowienia, sięgnęła ręką do kieszeni.
– Dopłacę, proszę – odparła, kładąc brakującą sumę na balacie i dorzucając te parę groszy do jej obiadu. Bo jak rozumiała, że panie ze stołówki nie mogły odpuścić, bo przecież jakby każdemu te parę centów darowały to koniec końców zebrałaby się duża suma, ale też szkoda by było, by dziewczyna musiała sobie odejmować jedzenia.
sage gilmore
W międzyczasie był zaś czas na lunch. W większości przypadków Hammond brała jedzenie z domu, ze względu na dosyć restrykcyjną dietę, której musiała przestrzegać ze względu na swój stan zdrowia, ale tak sprawdziła ten nieszczęsny plecak, że zapomniała spakować do niego lunchboxa. Jak zawsze w głową chmurach. Nie chcąc chodzić głodna, postanowiła skorzystać z uniwersyteckiej stołówki z myślą, że jakiś ryż i warzywa gotowane na parze zawsze się znajdą.
Nie brała jakoś dużo, ze względu na niepewność ile soli było używane do gotowania tego, ale nałożyła sobie właśnie trochę warzyw, chudo wyglądającą pierś z kurczaka i ten ryż. Nawet był brązowy, więc lepiej. Czekała więc ze swoją tacką w kolejce, co by móc zapłacić za jedzenie. Gdy była druga, okazało się że dziewczynie przed nią brakuje kilku centów, na co Hammond, bez większego zastanowienia, sięgnęła ręką do kieszeni.
– Dopłacę, proszę – odparła, kładąc brakującą sumę na balacie i dorzucając te parę groszy do jej obiadu. Bo jak rozumiała, że panie ze stołówki nie mogły odpuścić, bo przecież jakby każdemu te parę centów darowały to koniec końców zebrałaby się duża suma, ale też szkoda by było, by dziewczyna musiała sobie odejmować jedzenia.
sage gilmore