: 11 mar 2023, 19:54
Wren mieszkał w Lorne Bay, a dojeżdżał do pracy do Cairns każdego dnia. W młodości mieszkał gdzie indziej, ale również poza granicami miasta, musząc codziennie dojeżdżać na studia i nie widział w tym nic złego. Zwłaszcza, że jakby mieszkał w Melbourne czy innym wielkim mieście, to 30 minut autem, to byłby luksus i każdy by mówił, że ma blisko do pracy. -Można szukać mieszkania bo się ma blisko pracę, albo pracy, bo ma się mieszkanie, wszystko zależy od sytuacji-powiedział. Jak się wynajmuje, to pierwsza sytuacja to żaden problem, można się i co pół roku przeprowadzać. Gorzej jak się sprawi sobie kredyt na kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat, wtedy trzeba się już raczej rozglądać nad czymś, co przypasuje w okolicy.-Ja osobiście pracuje w Cairns i dojazdy mnie nie ruszają. No chyba że jest jakiś wypadek na międzymiastowej, a ja spieszę się do sądu. Wtedy to klnę jak szewc i obiecuje sobie, ze znajdę mieszkanie w mieście. Czego nigdy nie robię, bo tutaj mi dobrze-wytłumaczył nieco bardziej swoje podejście. Bo chyba za wiele o sobie nie wiedzieli, by Frankie dobrze odczytała słowa mężczyzny, ze w sumie on zrobił odwrotnie, najpierw dostał prace w Cairns, a później szukał lokum dla siebie.
Wrenowi ktoś, jedna kobieta nawet, nie tak dawno temu wróżyła, że znajdzie sobie kobietę, która będzie spotykać się z nim tylko dla pieniędzy, jako że ma zawód, który potrafi być bardzo dochodowy. Nie wziął tego do siebie, bo chyba nie dałby się złapać na bycie sponsorem, ale także nie był człowiekiem, który odrzuciłby kobietę tylko dlatego, że nie zarabia zbyt wiele, lub ma jakieś długi wynikające z problemów, czy złych podjętych decyzji. Dlatego jak najbardziej doceniał to, co robiła Frankie, starając się być niezależną i potrafiącą zadbać o siebie samą. To się ceniło, on osobiście to cenił.
-Wiem, wiem. Spokojnie-powiedział. Owszem, miał dość specyficzny humor i nie każdy rozumiał jego żarty, ale to nic. Nie wyśmiewał brunetki, ani nie stwierdzał, że jest naiwna, jeśli sądzi że umiejętność zrobienia poprawnej sekwencji powitania słońca pomoże jej w dziczy. Ot, taki niewinny żart, który wyraźnie nie został zrozumiany, ale to nic.
-Oczywiście że nie, bardziej chodziło mi o to faktycznie bycie niezależnym, że potrafię sobie sam wstawić pranie, a nie potrzebuję kobiety do tego. -nie wiedział, czy dobrze wyjaśnił. Chodziło mu o to, że to, że jest mężczyzną, nie musi znaczyć, że nie wykonuje różnych prac domowych, które mogą być widziane jako kobiece. Gotował, sprzątał, prał i prasował. Jakby mógł, to oczywiście kilku z tych obowiązków by się pozbył, ale absolutnie nie zrzuciłby wszystkiego na kobietę, tłumacząc to tym, że "on jest stworzony do wyższych celów". Choć tak bogiem a prawdą, to zaproponowałby zatrudnienie kogoś do tego, aby przejęła najbardziej nielubiane obowiązki. A co, w końcu tak naprawdę było go na to spać.
-Nom?-zapytał idąc już przy kobiecie, a nie z nią za rękę, bo na takiej trasie, niekoniecznie równej i wygodnej, tak po prostu było lepiej. Czasem trzeba było obejść kałużę, albo jakiś wystający kamień. -Tak, to kangur-powiedział, również lekko się stresując tym widokiem. Nie był przyzwyczajony do takich widoków, nie był aż takim Bear Gryllsem, aby móc sobie poradzić w takiej sytuacji. W jego głowie już trybiki działały i zastanawiał się, co powinien zrobić w takiej sytuacji, aby nikomu nic się nie stało. O tym na pewno musiał czytać, albo usłyszeć od kogoś. Przesunął Frankie za swoje plecy i zaczął wyrzucać z siebie informacje - Powoli, do tyłu... Nie patrz na niego, nie wymachuj rękami i nie wydawaj głośnych dźwięków-zaczął mówić, samemu zniżając głos, by nie zainteresować tym zwierzęcia. Do parkingu było daleko, raczej nie było szans na to, aby drobnymi kroczkami doszli tam nie zwracając na siebie większej uwagi. Musieli liczyć na to, że zwierzę ich oleje i nie będzie chciało urządzić sobie z nimi sparingu.
Frankie M. Gardner
Wrenowi ktoś, jedna kobieta nawet, nie tak dawno temu wróżyła, że znajdzie sobie kobietę, która będzie spotykać się z nim tylko dla pieniędzy, jako że ma zawód, który potrafi być bardzo dochodowy. Nie wziął tego do siebie, bo chyba nie dałby się złapać na bycie sponsorem, ale także nie był człowiekiem, który odrzuciłby kobietę tylko dlatego, że nie zarabia zbyt wiele, lub ma jakieś długi wynikające z problemów, czy złych podjętych decyzji. Dlatego jak najbardziej doceniał to, co robiła Frankie, starając się być niezależną i potrafiącą zadbać o siebie samą. To się ceniło, on osobiście to cenił.
-Wiem, wiem. Spokojnie-powiedział. Owszem, miał dość specyficzny humor i nie każdy rozumiał jego żarty, ale to nic. Nie wyśmiewał brunetki, ani nie stwierdzał, że jest naiwna, jeśli sądzi że umiejętność zrobienia poprawnej sekwencji powitania słońca pomoże jej w dziczy. Ot, taki niewinny żart, który wyraźnie nie został zrozumiany, ale to nic.
-Oczywiście że nie, bardziej chodziło mi o to faktycznie bycie niezależnym, że potrafię sobie sam wstawić pranie, a nie potrzebuję kobiety do tego. -nie wiedział, czy dobrze wyjaśnił. Chodziło mu o to, że to, że jest mężczyzną, nie musi znaczyć, że nie wykonuje różnych prac domowych, które mogą być widziane jako kobiece. Gotował, sprzątał, prał i prasował. Jakby mógł, to oczywiście kilku z tych obowiązków by się pozbył, ale absolutnie nie zrzuciłby wszystkiego na kobietę, tłumacząc to tym, że "on jest stworzony do wyższych celów". Choć tak bogiem a prawdą, to zaproponowałby zatrudnienie kogoś do tego, aby przejęła najbardziej nielubiane obowiązki. A co, w końcu tak naprawdę było go na to spać.
-Nom?-zapytał idąc już przy kobiecie, a nie z nią za rękę, bo na takiej trasie, niekoniecznie równej i wygodnej, tak po prostu było lepiej. Czasem trzeba było obejść kałużę, albo jakiś wystający kamień. -Tak, to kangur-powiedział, również lekko się stresując tym widokiem. Nie był przyzwyczajony do takich widoków, nie był aż takim Bear Gryllsem, aby móc sobie poradzić w takiej sytuacji. W jego głowie już trybiki działały i zastanawiał się, co powinien zrobić w takiej sytuacji, aby nikomu nic się nie stało. O tym na pewno musiał czytać, albo usłyszeć od kogoś. Przesunął Frankie za swoje plecy i zaczął wyrzucać z siebie informacje - Powoli, do tyłu... Nie patrz na niego, nie wymachuj rękami i nie wydawaj głośnych dźwięków-zaczął mówić, samemu zniżając głos, by nie zainteresować tym zwierzęcia. Do parkingu było daleko, raczej nie było szans na to, aby drobnymi kroczkami doszli tam nie zwracając na siebie większej uwagi. Musieli liczyć na to, że zwierzę ich oleje i nie będzie chciało urządzić sobie z nimi sparingu.
Frankie M. Gardner