ghost writer — ocean reeve publishing
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

JEDEN

Kiedyś wydawało jej się, że tym, co ceniła sobie najbardziej, było własne szczęście. To właśnie na nie zdecydowała się postawić, wchodząc w relację, która przed niespełna rokiem dobiegła końca. Oczami wyobraźni wracała niekiedy do momentów, gdy wtulała się w ramiona swojego ówczesnego partnera, a na jej ustach malował się uśmiech. Kiedy zaczynali się ze sobą spotykać, wszystko było jakby idealne, a ona sama nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że kiedyś mogłoby to minąć. Minęło jednak, a szczęście, które wcześniej towarzyszyło jej codziennie, zmieniło się w coś, czego Gianna już nie znała. Było czymś, co wydawało jej się nieosiągalne, w dodatku zastąpione zostało przez przywiązanie, z którego przez długi czas nie umiała zrezygnować. A kiedy zapragnęła, na jej drodze stanęła choroba. Choroba, która najpierw pozbawiła ją szczęścia, a później też pozbawiła ją osoby, która przez tak długi czas była jej bliska.
Nie potrafiła zdefiniować tego, co obecnie było między nią a Jamesem, ale wiedziała, że pewna rzecz nie uległa zmianie. Nie zmieniło się to, jak skutecznie potrafił ukoić jej nerwy samą swoją obecnością, choć w jej życiu nie gościł już tak często, jak kiedyś. Wiedziała, że skomplikowała ich relację w momencie, w którym postawiła na nich kreskę pod wpływem tego, czego dowiedziała się o swoim ówczesnym partnerze. Czy żałowała? Ich znajomości zdecydowanie, a jednocześnie nie umiała przekonać się do tego, że postąpiła niewłaściwie. Zrobiła dobrze i wierzyła, że gdyby przyszło jej to powtórzyć, zrobiłaby to ponownie.
Dziś to ktoś znajomy wyciągnął ją na tutejszą wystawę. Początkowo nie wiedziała, do jakiego miejsca się udają, ale wystarczyło, że obrali odpowiedni kierunek, aby zorientowała się, na kogo dzisiaj trafi. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy, podobnie zresztą jak zrobił to wtedy, kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę. Nie od razu, ale kiedy po kilkudziesięciu minutach ich spojrzenia skrzyżowały się ponownie, Faraday podążyła w jego kierunku. - Spisałeś się z tą wystawą - pochwaliła, raz jeszcze omiatając spojrzenia dzieła, które dziś wypełniały to miejsce swoją magią. Obróciła kieliszkiem szampana, który trzymała w dłoni, a potem znów powiodła spojrzeniem w stronę bruneta. Dobrze, że z ich dwójki chociaż on sobie radził – ona przecież zawodziła i zawodowo i personalnie.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
#8

Wiele swojego czasu i serca poświęcał w to, by galeria nie tylko przetrwała, ale i rozwijała się. Spędzał długie godziny na pozyskiwaniu okazów, które później będzie mógł przedstawić miejscowej społeczności, ale i nie tylko. Miał wśród swoich klientów kilka osób, które przyjeżdżały tutaj z daleka, by podziwiać i być może kupić, odnalezione przez Jamesa obrazy, rzeźby czy instalacje. Diamini czasem wystawiał nawet własne prace, chociaż jego nadmierna skromność i brak wiary we własne umiejętności sprawiały, że robił to niezwykle rzadko. Nie był w stanie obiektywnie stwierdzić, że jego obraz jest dobry, bo zawsze widział w nim jakieś niedociągnięcia, które mogły być poprawione i w jego opinii oczywiście każdy, by na nie zwrócił uwagę. Głupi był i tyle. Sam siebie nie doceniał. Sztuka od zawsze była jego wielką pasją i naprawdę się cieszył, maże stała się też jego sposobem na życie. Dziwne, nie tak dawno był w wojskowych okopach, a teraz prowadzi sobie galerię sztuki. Gdyby Diamini miał jakiś hejterów to pewnie, by mu zarzucili, że jest zniewieściały i zamiast trzymać broń w dłoni to woli mazać pędzlem po płótnie. Nie żyli jednak w Stanach i mało kto uważał, że używanie broni to coś dobrego. Dla Jamesa bycie w wojsku nie było przyjemnym wspomnieniem, wstąpił do armii żeby zadowolić ojca, który naciskał na to, by syn poszedł w jego ślady. Gdy zrezygnował po kilku latach postanowił żyć po swojemu, jednocześnie nie odcinając się całkiem od wojska. Dlatego po jakimś czasie wrócił na bliskowschodni front tym razem w roli fotografa. Dokumentował fotograficznie wszystkie złe rzeczy, które się tam działy. To dość mocno wpłynęło na jego psychikę i być może wpływa do tej pory, tak samo jak i jego rozwalone małżeństwo.
Kochał swoją żoną, a rozwód uważa za swoją największą życiową porażkę. Wiedział jednak, że nie mogli się wzajemnie uszczęśliwić. On chciał rodzinę, dom, dzieci, a ona coraz bardziej zafiksowała się na punkcie swojej pracy, przez co widywali sie coraz mniej, aż w końcu odsunęli się od siebie na tyle mocno, że nie było już co między nimi ratować. Pewnie dlatego tak negatywnie zareagował na informacje, którą podzieliła się z nim Gianna. Znów coś było istotniejsze, zawsze był numerem dwa. Miał już na karku tyle lat, by zdawać sobie sprawę z tego, że pakowanie się w relacje, w której na wstępie nie jest się wystarczająco ważną osobą, mogło doprowadzić tylko do złamanego serca. Był już na to za stary, w tym wieku to już występowały zawały, a nie złamane serca.
Tradycyjnie więc, by zapomnieć o wszystkim co mu w życiu nie wyszło skupił się na tym, co mu o dziwo wyszło. Galerii i najnowszej wystawie, która miała właśnie swoją premierę. Był z niej naprawdę mocno zadowolony i skończył właśnie oprowadzać jednego ze swoich stałych klientów, gdy zobaczył stojącą w tłumie znajomą, kobiecą twarz. Oczywiście, że ucieszył się na jej widok. Nawet jeżeli relacja między nimi była skomplikowana, to wciąż Gianna potrafiła sprawić, że na jego twarzy szybko zagościł wesoły uśmiech. - Dziękuję bardzo, staram się jak mogę. - Odpowiedział przyglądając jej się przez chwilę. Wyglądała pięknie, zresztą jak zawsze i James odczuł to ukłucie w żołądku, ze smutku, że teraz widują się już o wiele rzadziej. - Piękna róża - chcąc nie chcąc jego wzrok padał w okolice jej dekoltu, ale to wszystko przez tego wielkiego kwiatka, który przyciągał spojrzenie. - W ogóle ślicznie wyglądasz - dodał i wziął od kelnera, którzy przechodził obok kieliszek szampana, z którego się szybko napił, bo aż mu w gardle zaschło. - Oprowadzić Cię? - Zapytał, chociaż wtedy sobie uzmysłowił, że nie jest tu pewnie sama. Może była na jakiejś randce i nie wypadało jej tak porywać.

Gianna Faraday
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ghost writer — ocean reeve publishing
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie chciała tego tak kończyć. Nie chciała być tą, która ich znajomości powiedziałaby pas, a jednak wtedy, kiedy na jej ówczesnego partnera spadła diagnoza zwiastująca rychłą śmierć, nie umiała wyobrazić sobie tego, że miałaby zachować się inaczej. Obudziła się w niej moralność, której próbowała się trzymać nawet w obliczu tego, jak bardzo była u jego boku nieszczęśliwa. Bo owszem, choć jeszcze kilka lat temu przekonana była o tym, że przeżywała miłość – tę jedną, jedyną – wystarczyło, że uciekające miesiące oddalały ich od siebie coraz bardziej, aby Faraday nieco przewartościowała swoje życie. W mężczyźnie, który kiedyś jako jedyny wywoływał na jej twarzy uśmiech, później dopatrywała się głównego źródła własnego nieszczęścia, uciekając z ich wspólnego zakątka tak często, jak było to możliwe. Nie wiedziała nawet kiedy, ale w końcu nogi poniosły ją do tego miejsca, a tu znalazła kogoś, kto rozumiał ją lepiej niż inni. James prędko zaskarbił sobie jej uwagę, w oka mgnieniu stając się też dla niej kimś ważnym. Po raz pierwszy otworzył jej oczy na to, że ona także zasługiwała na szczęście, a jeśli chciała się go doczekać, powinna była o nie zawalczyć. I próbowała, naprawdę! Próbowała tak bardzo, iż obiecała sobie, że zakończy swój dotychczasowy związek, aby móc przekonać się o tym, czy życie zaplanowało coś dla ich dwójki. Nie zdążyła jednak, ponieważ wtedy zapadł tamten wyrok. Choroba nie zwiastowała nic dobrego, a ona uznała to za coś w rodzaju własnej kary. Przez to, iż uczuciami uciekła do kogoś innego, choć jej związek nie został zamknięty, musiała to odpokutować. I tak też zrobiła, jednocześnie odsuwając się od mężczyzny, który przecież stał się jej naprawdę bliski.
Czy czuła się dziwnie, kiedy teraz stawiała mu czoła? Przez pewien czas owszem, a jednak prędko doszła do wniosku, że nawet tak nieznaczna obecność w jego życiu była lepsza, niż jej całkowity brak. Tęskniła za nim, to oczywiste. Być może właśnie dlatego starała się jak najczęściej korzystać z wszelkich okazji, które się nadarzały. Dziś zresztą właśnie to robiła, a kiedy brunet pojawił się na horyzoncie i okazał jej swoje zainteresowanie, uśmiech na jej twarzy momentalnie się poszerzył. Myślami wróciła do czasów, kiedy było między nimi najlepiej. Żałowała, że nie mogą do tego wrócić. - I udaje ci się - stwierdziła, nie kłamiąc. Może nie znała się na sztuce jakoś świetnie – choć warto nadmienić, że za jego sprawą poczyniła spore postępy. Dowiedziała się wielu rzeczy, choć nadal nie była wybitnym znawcą. Lubiła tu jednak zaglądać, to zawsze sprawiało jej przyjemność. - Dziękuję – odparła, a na jej twarz wkradł się delikatny rumieniec. Chociaż minęło sporo czasu, a ich relacja znacznie się zmieniła, Gianna podświadomie nadal chciała mu się podobać. - Jeśli obiecasz, że przy okazji pokażesz mi najlepsze eksponaty - odpowiedziała, po czym ujęła go pod ramię, aby w ten sposób podążyć z nim w głąb galerii. Upiła łyk szampana, który pozostał jej w lampce, a chwilę później wykorzystała okazję, aby odłożyć ją na tackę przechodzącego obok kelnera. Nie chciała teraz zaprzątać sobie głowy niczym innym.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
- Oh daj spokój, bo się jeszcze zarumienię, a nie wypada przy tylu ludziach - rzucił niby nieco rozbawiony, ale jednocześnie był też trochę speszony, o czym świadczyło to, że zupełnie nieświadomie przeczesał sobie dłonią włosy. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś prawił mu komplementy. Nie za bardzo potrafił przyjmować pochwały, bo nie uważał, że na nie zasługuje. W końcu zawsze widział coś, co zrobił źle i co trzeba poprawić. Łatwo mu przychodziło wynajdowanie negatywnych rzeczy, a ciężej mu było powiedzieć coś pozytywnego na temat swojej pracy. Zauważył ten drobny rumieniec na jej policzku i chociaż zrobiło mu się dziwnie miło, że w taki sposób zareagowała na jego słowa, to jednocześnie zdawał sobie sprawę z bolesnej prawdy. Mianowicie nie mógł przywiązywać żadnej wagi do takich drobnych rzeczy, bo sytuacja między nimi nie wyglądała już tak jak kiedyś, a jeżeli chcieli się przyjaźnić to musiał przestać robić sobie nadzieję, na cokolwiek innego. - Dla Ciebie tylko najlepsze - oczywiście nie zdążył się ugryźć w język zanim to powiedział, a zdecydowanie powinien. Czasem żałował, że szybciej coś robi i mówi niż myśli, później przez to dochodziło do tego typu sytuacji. - Mam coś co Ci przypadnie do gustu - uśmiechnął się niemrawo zmieszany swoimi poprzednimi słowami. Starał się udawać, że wszystko jest po staremu, a między nimi wcale nie jest trochę dziwnie.
Zaprowadził dziewczynę do sali obok, gdzie koło jednej z rzeźb stała grupka ludzi, która całe szczęście postanowiła teraz skupić uwagę na czymś innym i po chwili ekspozycja, którą chciał jej zaprezentować była wolna od gapiów. - To rzeźba zrobiona przez Brada Pitta - powiedział wskazując na eksponat wiszący na ścianie obok nich. - Mało kto wie, że oprócz bycia utalentowanym aktorem jest też całkiem niezłym rzeźbiarzem. - Jamesowi się osobiście takie coś podobało. To wskazywało, że Brad był uzdolnionym człowiekiem i umiał działać na wielu polach sztuki. Diamini miał podobnie, chociaż u niego z aktorstwem mogło być ciężej. - Co myślisz? - Był ciekaw jej opinii na temat tego dzieła. Każdy sztukę interpretował na swój sposób, nie było jednej słusznej wersji i był naprawdę zainteresowany tym jak ona to odbiera.

Gianna Faraday
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ghost writer — ocean reeve publishing
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ona widziała to zupełnie inaczej – jego widziała zupełnie inaczej. Wydawało jej się, a może raczej była przekonana o tym, iż James był ciepłą i pełną empatii osobą, której również nie brakowało talentu. Poznała go w czasie, kiedy sama znajdowała się w dołku, a on jako jedyny zdołał pomóc jej z niego wyjść. Zaoferował jej wtedy wszystko, czego potrzebowała, a czym ona nie potrafiła mu się odwdzięczyć. Wtedy naprawdę tego chciała; pragnęła sprawdzić, jak spełniliby się w roli kogoś więcej, niż dwójki przyjaciół, ale to nie było im dane przez wzgląd na chorobę jej ówczesnego partnera. Gia wówczas wściekała się na cały świat – miała mu za złe to, iż na skomplikowanie jej życia wybrał sobie właśnie taki moment. Była wściekła, a jednocześnie nie umiała wyobrazić sobie tego, że mogłaby postąpić inaczej, dlatego zrezygnowała ze znalezienia w swoim życiu miejsca dla tak wartościowej osoby. A może inaczej – może znalazła je, jednak niekoniecznie w takiej kategorii, której którekolwiek z nich mogłoby pragnąć.
Uśmiechnęła się, choć może nie powinna. Nie mogła reagować na niego w sposób, który jasno sugerował, że chciała więcej, ale podobnie jak on nie był w stanie ugryźć się w język, tak Gianna nie umiała zamaskować własnych odruchów. Mogła jedynie udawać, że te nie miały tak dużego znaczenia, nawet jeżeli rzeczywistość była inna. - Żartujesz sobie ze mnie? - zapytała, kiedy zaprowadził ją do jednej z rzeźb. Zerknęła na niego z powątpiewaniem, nie mając pojęcia, czy mówił poważnie, czy może jednak ją teraz wkręcał. Ściągnęła jednak brwi ku sobie, a potem omiotła eksponat spojrzeniem. - Jest trochę niepokojący, nie masz takiego wrażenia? - zapytała, zagryzając policzek od środka. Było w tym dziele coś ujmującego, ale jednocześnie budziło emocje, które odrobinę ją przerażały. Nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć. - To jakiś manifest przeciwko pozwoleniu na posiadanie broni? - dopytała, bo chociaż sama nieszczególnie znała się na sztuce, gdyby ktoś kazał jej zinterpretować to dzieło, właśnie w takim kierunku by poszła. - Czy to po prostu skutek rozwodu z Angeliną? - dodała z przekąsem i uśmiechnęła się kącikiem ust. Tak w zasadzie mogło to oznaczać wszystko – sztuka miała to do siebie, że na różne sposoby mogła wyrażać różne emocje, nawet takie, które pozornie nie były związane z tym, co dało się obserwować na płótnie czy w glinie.

James Diamini
ODPOWIEDZ