about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
about
Przyjechał do Lorne niedawno, ze względu na męża, podrzucając tym samym życie w Sydney, które tak kochał. Wciąż jest właścicielem kancelarii, ale prowadzi ją zdalnie, jeżdżąc do Sydney przynajmniej raz w tygodniu + oczywiście na rozprawy, w których akurat bierze udział.
1# - style
Mimo szczerych chęci Shane'owi nie udało się dotrzeć do domu na czas. Dziś wypadał dzień powrotu mężczyzny z Sydney i planowo miał wrócić późnym popołudniem, jednak ostatnia sprawa w sądzie się przeciągnęła i koniec końców w ostatniej chwili musiał przebookować swój bilet na kolejny lot. Jakoś nie pomyślał, żeby dać znać swojemu mężowi - nie dlatego, że był złym mężem, tylko był bardzo zabiegany tego dnia i gdy wreszcie zasiadł już na swoim miejscu na pokładzie samolotu, to po prostu odetchnął z ulgą, telefon oczywiście grzecznie przełączając w tryb samolotowy. Nie wyłączył trybu po wyjściu z samolotu, na lotnisku wsiadł w swój samochód, który zawsze tam parkował i ruszył prosto do domu, najzwyczajniej w świecie nie wpadając na pomysł, że wysłanie choćby smsa do Samuela jest jakkolwiek istotne.
Po drodze nie rozmyślał przesadnie o niczym, słuchając po prostu płynącej z radia muzyki. Czasem potrzebował resetu, takiego momentu, w którym nad niczym się nie skupiał, o niczym nie myślał, nad niczym nie zastanawiał. Z reguły był bardzo skupiony, zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym - ostatecznie był prawnikiem, a prywatnie mężem nie do końca rozgarniętego i marzycielskiego Samuela, który był cudownym człowiekiem, ale takie rzeczy jak opłacanie rachunków czy pilnowanie wizyt lekarskim już niekoniecznie wchodziło w zakres jego zainteresowań. Musiał więc mieć kogoś, kto - bądź co bądź - będzie za niego w pewnych sytuacjach myślał.
W końcu zaparkował pod domem i dość mocno spóźniony - ostatecznie przyleciał późniejszym samolotem - wszedł do domu. Buty zostawił pod drzwiami razem ze skarpetkami, bo nie znosił chodzić w skarpetkach, po czym kierując się odgłosami powędrował w stronę kuchni, z zaciekawieniem odkrywając kręcącego się po pomieszczeniu Samuela i stojącą na blacie butelkę wina.
- Otwieracz jest w pierwszej szufladzie w szafce najbliżej lodówki - oznajmił tonem oczywistości, bezbłędnie zgadując czemu Samuel szukał i jak zwykle wiedząc wszystko, co było koniecznie do sprawnego funkcjonowania. Tak po prostu miał. Podszedł do niego od tyłu, objął go w pasie i przytulił się do jego pleców, przymykając oczy i wtulając czoło w jego ramię. - Cześć, kochanie.
Samuel Cunningham
Mimo szczerych chęci Shane'owi nie udało się dotrzeć do domu na czas. Dziś wypadał dzień powrotu mężczyzny z Sydney i planowo miał wrócić późnym popołudniem, jednak ostatnia sprawa w sądzie się przeciągnęła i koniec końców w ostatniej chwili musiał przebookować swój bilet na kolejny lot. Jakoś nie pomyślał, żeby dać znać swojemu mężowi - nie dlatego, że był złym mężem, tylko był bardzo zabiegany tego dnia i gdy wreszcie zasiadł już na swoim miejscu na pokładzie samolotu, to po prostu odetchnął z ulgą, telefon oczywiście grzecznie przełączając w tryb samolotowy. Nie wyłączył trybu po wyjściu z samolotu, na lotnisku wsiadł w swój samochód, który zawsze tam parkował i ruszył prosto do domu, najzwyczajniej w świecie nie wpadając na pomysł, że wysłanie choćby smsa do Samuela jest jakkolwiek istotne.
Po drodze nie rozmyślał przesadnie o niczym, słuchając po prostu płynącej z radia muzyki. Czasem potrzebował resetu, takiego momentu, w którym nad niczym się nie skupiał, o niczym nie myślał, nad niczym nie zastanawiał. Z reguły był bardzo skupiony, zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym - ostatecznie był prawnikiem, a prywatnie mężem nie do końca rozgarniętego i marzycielskiego Samuela, który był cudownym człowiekiem, ale takie rzeczy jak opłacanie rachunków czy pilnowanie wizyt lekarskim już niekoniecznie wchodziło w zakres jego zainteresowań. Musiał więc mieć kogoś, kto - bądź co bądź - będzie za niego w pewnych sytuacjach myślał.
W końcu zaparkował pod domem i dość mocno spóźniony - ostatecznie przyleciał późniejszym samolotem - wszedł do domu. Buty zostawił pod drzwiami razem ze skarpetkami, bo nie znosił chodzić w skarpetkach, po czym kierując się odgłosami powędrował w stronę kuchni, z zaciekawieniem odkrywając kręcącego się po pomieszczeniu Samuela i stojącą na blacie butelkę wina.
- Otwieracz jest w pierwszej szufladzie w szafce najbliżej lodówki - oznajmił tonem oczywistości, bezbłędnie zgadując czemu Samuel szukał i jak zwykle wiedząc wszystko, co było koniecznie do sprawnego funkcjonowania. Tak po prostu miał. Podszedł do niego od tyłu, objął go w pasie i przytulił się do jego pleców, przymykając oczy i wtulając czoło w jego ramię. - Cześć, kochanie.
Samuel Cunningham