send some help here please
: 10 sty 2023, 12:46
015.
Nie łudziła się, że będzie inaczej. Wprawdzie Aeralie wyprowadziła się kilka miesięcy temu, a mimo to Ell wciąż zachowywała posadę, co pozwoliło jej uwierzyć, że nie potrzebowała przyjaciółki, która pilnowała jej obowiązków i poprawiała za każdym razem, gdy zrobiła coś niewłaściwie, by utrzymać pracę w kwiaciarni. Myliła się. Właściciel przeczekał gorący okres związany ze świętami, a później złożył na jej ręce g o r ą c e (prawdopodobnie świeżo wydrukowane) wypowiedzenie. W przypływie złości – bo jak śmiał to zrobić, kiedy ona od dwóch dni zjawiała się w The Potting Shed o pięć minut przed czasem – wykrzyczała mu wszystko, co myśli na jego temat, po czym zrzuciła z blatu wazon z czerwonymi tulipanami i uciekła. Zanim zamknęły się za nią drzwi, obejrzała się przez ramię w nadziei na to, że zrobiła spory bałagan.
Przebiegła zaledwie jedną przecznicę, kiedy uświadomiła sobie, że zostawiła w kwiaciarni u k o c h a n ą kurtkę! Była jedną z nielicznych rzeczy, które zatrzymała po śmierci starszej siostry. Oczywiście przerobiła ją, ozdabiając dżinsowy materiał frędzlami i koronkowymi wstawkami, aby bardziej oddawała jej osobowość. Co więcej, w lewej kieszeni zostawiła telefon! Nie mogła nawet zadzwonić po wsparcie. Próbowała namówić obcego przechodnia, by w jej imieniu odebrał kurtkę, ale mówiła tak szybko i bez składu, że prawdopodobnie uznał ją za niespełna rozumu lub niepoczytalną. W żadnym z tych przypadków nie mylił się całkowicie. Pozbawiona opcji, zrozpaczona i ledwie powstrzymując się przed płaczem (z powodu kurtki, nie dlatego że straciła pracę) usiadła na krawężniku i wzniosła oczy ku niebu, składając żałosne błagania do duchów, które najwidoczniej – po raz kolejny – z niej zadrwiły. Mogłaby się założyć, że to wuj Mitchell struga z niej żarty! Bawi go cierpienie u l u b i o n e j bratanicy, którą za życia uczył sztuczek z żetonami ponoć mającymi zastosowanie w kasynach. Biadoliła więc pod nosem, zrzucając winę za swoje zachowanie na zmarłych przodków, kiedy usłyszała znajomy głos. Obejrzała się przez ramię i ujrzała twarz seksownego sąsiada. W ułamku sekundy zapomniała o cisnących się do oczu łzach, dostrzegając w Milo szanse na odzyskanie swoich rzeczy.
— Wiedziałam, że to właśnie ty jesteś odpowiedzią na moje modlitwy — powiedziała, uśmiechając się szeroko. Dość niezgrabnie podniosła się z ziemi i przetarła dłońmi pupę, na której zabrał się kurz i pasek, których w Australii było aż nadto. — Pomożesz mi? — spytała, robiąc przy tym cielęce oczy i odrobinę wydymając dolną wargę, by wyglądać najbardziej żałośnie, jak było to możliwe.
milo fairweather
Nie łudziła się, że będzie inaczej. Wprawdzie Aeralie wyprowadziła się kilka miesięcy temu, a mimo to Ell wciąż zachowywała posadę, co pozwoliło jej uwierzyć, że nie potrzebowała przyjaciółki, która pilnowała jej obowiązków i poprawiała za każdym razem, gdy zrobiła coś niewłaściwie, by utrzymać pracę w kwiaciarni. Myliła się. Właściciel przeczekał gorący okres związany ze świętami, a później złożył na jej ręce g o r ą c e (prawdopodobnie świeżo wydrukowane) wypowiedzenie. W przypływie złości – bo jak śmiał to zrobić, kiedy ona od dwóch dni zjawiała się w The Potting Shed o pięć minut przed czasem – wykrzyczała mu wszystko, co myśli na jego temat, po czym zrzuciła z blatu wazon z czerwonymi tulipanami i uciekła. Zanim zamknęły się za nią drzwi, obejrzała się przez ramię w nadziei na to, że zrobiła spory bałagan.
Przebiegła zaledwie jedną przecznicę, kiedy uświadomiła sobie, że zostawiła w kwiaciarni u k o c h a n ą kurtkę! Była jedną z nielicznych rzeczy, które zatrzymała po śmierci starszej siostry. Oczywiście przerobiła ją, ozdabiając dżinsowy materiał frędzlami i koronkowymi wstawkami, aby bardziej oddawała jej osobowość. Co więcej, w lewej kieszeni zostawiła telefon! Nie mogła nawet zadzwonić po wsparcie. Próbowała namówić obcego przechodnia, by w jej imieniu odebrał kurtkę, ale mówiła tak szybko i bez składu, że prawdopodobnie uznał ją za niespełna rozumu lub niepoczytalną. W żadnym z tych przypadków nie mylił się całkowicie. Pozbawiona opcji, zrozpaczona i ledwie powstrzymując się przed płaczem (z powodu kurtki, nie dlatego że straciła pracę) usiadła na krawężniku i wzniosła oczy ku niebu, składając żałosne błagania do duchów, które najwidoczniej – po raz kolejny – z niej zadrwiły. Mogłaby się założyć, że to wuj Mitchell struga z niej żarty! Bawi go cierpienie u l u b i o n e j bratanicy, którą za życia uczył sztuczek z żetonami ponoć mającymi zastosowanie w kasynach. Biadoliła więc pod nosem, zrzucając winę za swoje zachowanie na zmarłych przodków, kiedy usłyszała znajomy głos. Obejrzała się przez ramię i ujrzała twarz seksownego sąsiada. W ułamku sekundy zapomniała o cisnących się do oczu łzach, dostrzegając w Milo szanse na odzyskanie swoich rzeczy.
— Wiedziałam, że to właśnie ty jesteś odpowiedzią na moje modlitwy — powiedziała, uśmiechając się szeroko. Dość niezgrabnie podniosła się z ziemi i przetarła dłońmi pupę, na której zabrał się kurz i pasek, których w Australii było aż nadto. — Pomożesz mi? — spytała, robiąc przy tym cielęce oczy i odrobinę wydymając dolną wargę, by wyglądać najbardziej żałośnie, jak było to możliwe.
milo fairweather