właścicielka sklepu, rzemieślniczka, projektantka — midival charm
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
miała zostać lekarzem, ale porwały ją targi renesansowe, więc teraz szyje średniowieczne kiecki dla księżniczek i przyozdabia tiary!
#6

Oczywiście, że lowrenn bardzo lubiła święta. Czego ty nie lubić? Ładnie, słodko, miło. A przynajmniej tak powinno być. Sama miała pełne roboty ręce, bo oczywiście że każdy by chciał super prezent dla miłośników średniowiecznych lub ksiezniczkowych spraw, co nie. A jej biznes idealnie na takie potrzeby odpowiadał. Miała też trochę zamówień na tematyczne sylwestry i początki nowego roku w koronie, bo ofc, who can blame them, kto by tak nie chciał, co nie. Ona swoją koronę już na ten czas miała, bo miała ich wiele, jak ja prawdziwa księżniczkę na ziarnku grochu przystało. Nie wiem czy akurat ta by była, ale nieważne. Jakaś na pewno. Jako rudzielec niby kwalifikowałaby się na ariel lub anne z frozen, no ewentualnie na meride. Ale Merida była dzieckiem lasu, szogunem szalonym, która nie kochała swoich kiecek i tiar, więc no nie do końca klimat panny Fitzgerald. Ale tak, było pięknie, kolorowo, ładnie pachniało, więc jak poczuć święta człowiek chciał i odpocząć od pracy, do której za moment będzie musiała wrócić żeby się nią zająć, to oczywiście że wybrała jarmark. Wiedziała co nieco o tych śnieżnych jarmarkach, ale ze wychowała się tu, to właśnie tak wyglądał dla niej dom i świąteczny klimat. Crop ropy z Rudolfem i Mikołajem, a nie brzydkie swetry, których nikt nie lubi, więc kupuje z plastiku zwanego poliestrem lub akrylem, żeby było tanio. Bo kto będzie wydawać grube hajsy na wełniane setery noszone tylko raz w roku i to tylko przez kilka dni. No bez sensu. I właśnie sobie jadła beze, kiedy zauważyła kogo? A no pokeboll, typuje cie leon fitzgerald hehehe, dlatego od razu do niego podbiegła! - A co mi kupisz? - zapytała jak typowa młodsza siska,heh.
tingaree
-
-
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Słoneczne promienie otulające każdy fragment skóry, zmieniając jej barwę na śniady, oliwkowy odcień, stały się jego przekleństwem. Żył niczym szczur, karmiący się ciemnością i obietnicą śmierci; zabarykadowany w swej chacie, decydował się na jej opuszczanie wyłącznie po zmroku. Nie było z nim jednak źle — nie było też dobrze — ale w znacznym stopniu zdołał się na przestrzeni minionych tygodni zmienić. Regularnie przyjmowana dawka narkotyków, kontrolowana przez Finneasa, gwarantowała mu bylejakość — a to w obecnym etapie jego życia było lepszym wyjściem, niż zatracenie się w heroinowej krainie. Więc brał, by nie przedawkować. Brał, by potem, po zakończeniu infiltracji (członkowie gangu wpuszczali go coraz dalej, odnajdując w nim niemalże równego już sobie), udało się mu w dużo lżejszy sposób z prochów zrezygnować. Dzięki Finnowi wszystko uległo zmianie. Dzięki niemu w sercu Leona na nowo zaiskrzyła radość, a pragnienie śmierci nawiedziło go tylko nad ranem, kiedy samotnie wkraczał do swego nawiedzanego przez demony domu. Dzięki niemu poszukiwał też sposobów, by odnaleźć zagubione więzi z rodzeństwem, choć dopiero za kilka lat miało mu się to udać tak prawdziwie; póki co każde z nich w ciszy mierzyło się z jego powrotem do nałogu. I każde z nich akceptować musiało fakt, iż nikt nie jest w stanie nic na to poradzić.
Poranek ten, różniący się od pozostałych lekkim zachmurzeniem nieba (ulewne deszcze, mające nastąpić bliżej wieczora, były jak obietnica szczęścia) zmusił go do kilku wędrówek. Odwiedził naturalnie Geordana, z którym łączyło go coś na kształt chorego romansu, a potem wybrał się na jarmark, samotnie, z niewielką ilością monet w portfelu. Z jednym, konkretnym celem, który nie zakładał spotkań z rodzeństwem; mimo to uśmiechnął się szeroko i zamknął małą Ren w zbyt silnym uścisku, po czym potargał te jej rude, piękne włosy. — A co byś chciała? — nie zamierzał bawić się w tym roku w Mikołaja, ale dla niej mógł zrobić wyjątek. — Ponoć na Lake Street mają sztuczny śnieg, chodź — pociągnął ją za rękę, przeciskając się przez tłumy zgromadzone przy kilku stoiskach; okres świąteczny przyciągał do Lorne Bay niezliczone tłumy, choć Leon nigdy nie rozumiał dlaczego. — Myślisz, że ktoś mi sprzeda szopa? — spytał od razu, bo może Ren była w stanie pomóc mu w jego specjalnej, ważnej misji.

lowrenn fitzgerald
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
właścicielka sklepu, rzemieślniczka, projektantka — midival charm
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
miała zostać lekarzem, ale porwały ją targi renesansowe, więc teraz szyje średniowieczne kiecki dla księżniczek i przyozdabia tiary!
Dla Ren takie demony nie istniały, bo w jej krainie były tylko miecze i zbroje, które pokonywały wyimaginowane smoki i złe duchy. A takie demony… cóż. No były jej dość obce. No chyba że liczyć osoby, które widziała na oddziale, kiedy jeszcze szkoliła się żeby zostać chirurżką. Bo wtedy na oddziałach widywała ich bardzo dużo. Cierpiących, skaleczonych, uzależnionych, wyrwanych ze swojej własnej skorupy… ludzkiej. Bo narkotyki zmieniały człowieka. Wpychały go w ciemność, z której bardzo ciężko wyjść. I z której większość z nich nigdy nie wyjdzie. Dlatego Ren wiedziała, że czas się martwić o Leona, kiedy go widziała na głodzie. Znała te symptomy i cholernie się martwiła. Ale jednocześnie była tylko jego najmłodszą siostrą, no co mogła zrobić? Zwłaszcza, jeśli leon fitzgerald nie prosił o pomoc… a przynajmniej nie o jej pomoc.
Nie licząc planów porwania go razem z Gwem, ale to typowa siostrzana pomoc, co nie, ja nie wiem czy jest rekomendowana przez jakichkolwiek lekarzy, heh.
- Oczywiście, że coś do jedzenia - podsumowała, a potem uniosła brwi, mierząc go czujnym spojrzeniem - ktoś ma bardzo dobry humor! Dostałeś jakiś fajny prezent, czy znalazłeś coś fajnego pod jemiołą? - zapytała, oczywiście nie myśląc o narkotykach, co nie. Liczyła, że to nie tylko one, ale no nie chciała mu się tak chamsko przyglądać, żeby sprawdzić czy jego źrenice go zdradzą!
- O to musimy zobaczyć! - zdecydowała, a potem powędrowała za nim, starając się nadążyć, bo jej nogi zdecydowanie były krótsze od niego. A potem uniosła brwi.
- Szopa? No w sumie wiem kto może go załatwić… na targach renesansowych poznaje różnych ludzi, a dziki Larry ma różne dojścia - zapewniła go. - A co chcesz z nim zrobić? - i dopytała zaraz, ciekawa jaki los by wisiał nad tym zwierzakiem! Czy miałby nowy dom? Czy tylko miał sprawić psikusa, jak ten ten z The Office, Henrietta z gatunku, którego teraz nie pamiętam, co nie. Ale znała swojego Dwighta. Targi renesansowe też miały sporo dziwnych ludzi….
tingaree
-
-
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
On wiedział — jasne, że wiedział — że nie istnieje dla niego żadna przyszłość. Ani ta dobra, ani jako-taka; po prostu żadna. Kiedy zaczynał brać mając lat dwadzieścia sześć (ten złoty, grzeczny, spokojny chłopiec) obiecywał sobie, że odnajdzie w tym wszystkim umiar, a więc — przed imprezami sprawdzał to wszystko w internecie. Co można brać, w jakich ilościach, jak się potem z tego wyplątać. Kiedy jednakże kariera w policji federalnej otworzyła przed nim wszystkie furtki, a klucz do magazynu dowodów niekiedy parzył skórę jego dłoni, nauczył się, że każdy rodzaj bólu da się wyciszyć tymi prochami, po które nigdy wcześniej nie sięgał. Wtedy jednak jeszcze istniała ta jakaś niewinna szansa; sprawy spierdoliły się w dniu, w którym przyłapano go na kradzieży dowodów i zaoferowano układ, dzięki któremu nie miał skończyć w pudle. Zdawało mu się (ale Leon nie był mistrzem matmy, już nie — bo jako nastolatek wygrywał wszystkie regionalne konkursy) że jego piekło ćpania trwa już od dekady. I wobec tych przemyśleń i tego, z jak wielkim trudem przychodzi mu podnoszenie się z łóżka, oddychanie i ż y c i e, miał pewność, że mimo wszelkich starań Finneasa, który stawał na głowie, by zagwarantować mu jakieś popieprzone, innowacyjne metody terapii, dożyje maksymalnie pięćdziesiątki i to będzie wszystko. Postępował trochę bardzo jak dupek, odtrącając pomoc rodziny i będąc jednocześnie łasym na towarzystwo rodzeństwa, ale Leonidas Fitzgerald wyzbył się jakichkolwiek zasad moralnych tak dawno temu, że nie było sensu już nawet poszukiwać odpowiednich dat.
Nie mogę po prostu mieć dobrego humoru? Potrzebny mi powód? — wyzywający ton głosu tłamszony był wesołym uśmiechem, którego nie był w stanie się pozbyć. Zamierzał zepchnąć to mimo wszystko na całe to świąteczne zamieszanie, chociaż boże narodzenie — czy jak się to konkretnie nazywało — nie obchodziło go ani trochę; ustalili już z Dannym, że będą wówczas pić, siedząc z dala od całego świata. — Dziki Larry brzmi jak facet, którego bardzo chciałbym poznać — stwierdził śmiejąc się, a potem zatrzymał się gwałtownie i kupił dla Ren jakieś nieprzyzwoicie czekoladowe ciastko. Na dobry początek. I kiedy drżącą dłonią wręczał sprzedawczyni monety, nabrał jakiejś chwilowej odwagi na to, żeby wpuścić siostrę do swojego życia. — Jest taki facet, który… no wiesz, pomaga mi z tym całym syfem — wymamrotał, szperając dłonią w kieszeni, bo okazało się, że wyciągnął za małą ilość pieniędzy. — Straszne smutny gość — wyjaśnił Ren, posyłając jej równie smutny uśmiech. — Potwornie. Dlatego pomyślałem, że przydałoby się mu towarzystwo, ale psy i koty są takie… — westchnął, machnął dłonią i pożegnał uprzejmie panią, od której zakupił ciastko. — Nie wiem, szopy są po prostu fajne — z całą pewnością lepszym wyrazem podziękowań byłoby to, gdyby po prostu przestał brać, doceniając wysiłki Finneasa, ale póki co szop wydawał się mu lepszą opcją.

lowrenn fitzgerald
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
właścicielka sklepu, rzemieślniczka, projektantka — midival charm
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
miała zostać lekarzem, ale porwały ją targi renesansowe, więc teraz szyje średniowieczne kiecki dla księżniczek i przyozdabia tiary!
Jest taki ładny cytat, że to nie narkotyk sprawia, że człowiek staje się uzależniony, a potrzeba ucieczki od rzeczywistości. I leon fitzgerald właśnie ma takiej ścieżce był i się po prostu zgubił. Ren nie mogła tego zrozumieć w stu procentach, bo jej ucieczka od rzeczywistości była na innych zasadach. Nigdy też nie stała przed dylematami, które miał przed sobą życiu. Jeśli była księżniczką, to właśnie z tej Disneyowskiej, ugrzecznionej wersji bajki, bez mrocznych prawdziwych detali i zakrętów. Może za jakiś czas się okaże, że wcale nie jest aż tak bajkowo, ale póki co żyła w świecie, który sama tworzyła. I doskonale wiedziała jak smutny i ponury byłby to świat bez jej najstarszego brata w nim. Więc miał przyszłość, a na pewno osoby, które chcą mu pomóc z budowaniem jej. Nieważne ile razy trzeba zaczynać od nowa… czasami po prostu warto dawać komuś kolejną i kolejną szansę, licząc że tym razem naprawdę się uda. I taką Leon powinien mieć życiową misję, zawsze znaleźć jeszcze jedną szansę dla siebie.
- “Kocham cię jak nie wiem ale taki humor raczej wiąże się z czymś więcej - zauważyła, a potem pokręciła powoli głową. Nie chciała dodawać, że często miłość wisi wtedy w powietrzu, bo nie chciała robić tak śmiałych założeń. I takich bardzo… no jednak ograniczonych, bo radość nie bierze się przecież tylko z bycia w związku…, jako singielka coś o tym powinna wiedzieć!
- Uwierz mi, jest tam całe stado ludzi, których warto poznać - zapewniła go [b[- musisz kiedyś przyjechać, nawet zrobię ci specjalne wdzianko, żebyś się wtopił w tłum. Co byś wolal? Tajemniczego mnicha? Mędrca? Rycerza? Księcia? Giermka? Wiejskiego grajka? A może zadziornego rolnika? [/b]- zaproponowała, bo może i sama na co dzień siedziała w kieckach i koronach, no i innych biżuteriach, ale wiadomo że dla brata wyczaruje coś specjalnego i wyjątkowego!
Ren oczywiście ucieszyła się na ciastko, a jeszcze bardziej na kolejne słowa Leona! - ooo, a jak się poznaliście? - zapytała, a potem nieco się zdziwiła. - Dlaczego jest smutny? - i zapytała zanim się zorientowała, że to chyba trochę nie na miejscu o to pytać. W końcu to nie jej sprawa, nie jej tajemnice… dlatego posłała mu przepraszający uśmiech, nie chciała być wścibska.
- Zobaczę co da się zrobić. Nigdy nie zastanawiałam się, czy można hodować szopy… ale są ludzie, którzy mają lisy. Tylko że one są bardzo głośne, wszystko niszczą i obsikują non stop, trzeba się upewnić, że szop nie robi tego samego - stwierdziła jednak z troski o relacje brata. Nic tak nie psuje stosunków, jak obsikany dom….
tingaree
-
-
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Jeśli miałby być z czegoś wdzięczny — na terapii zadanie to pojawiało się wielokrotnie i za każdym razem udzielał tej samej odpowiedzi (nie dlatego, że tak po prostu było n a j ł a t w i ej, bo po prostu w nie wierzył) — to za to, że żadne z rodzeństwa nie podążyło jego drogą. Obserwowanie ich upadków i trudów, jakim muszą stawiać czoła nie było co prawda nigdy łatwe, ale jednocześnie myślał sobie “jesteście silniejsi, niż ja”. Może dlatego, że nie był prawdziwym Fitzgeraldem. Może dlatego, że jego ojciec też miał ponoć skłonność do uzależnień, ale nie miał pewności; kiedy zyskał okazję, by go poznać, na zawsze zamknął ten rozdział. — Wolisz, jak chodzę smutny? — rzucił pytająco, by uniknąć jakichkolwiek odpowiedzi. Nie miałby jej zresztą niczego konkretnego do powiedzenia, a raczej — nie miał jej do powiedzenia niczego, czym mógłby się chwalić. Bo przecież po prostu ćpał. Bo spotykał się z Geordanem, jasne, ale nie w sposób, którym należy się chwalić. Nie do końca chyba też był po prostu gotowy na tego typu rozmowę; nie udźwignąłby ciężaru jej wyznań, gdyby wspomniała w nich o kimś, kto skradł jej serce. Ren była przecież jeszcze stanowczo za młoda na tego typu historie.
Zadziorny rolnik. Zdecydowanie — zaśmiał się, kiwnąwszy uprzednio głową; wiedział, że składanie jej jakichkolwiek obietnic jest nieodpowiednie (tego też, w pewien sposób, nauczył się na meetingach), ale nie mógł przecież tak po prostu zignorować jej propozycji. Bo mógłby przyjechać do jej pracowni. Bo poświęcenie jej choćby skrawka swojego dnia byłoby przedłużeniem piękna wschodzącego słońca, które tak bardzo uwielbiał. Problem polegał na tym, że nie mógł. Jeszcze nie teraz, nie w tym stanie. — Uhm, no ten, wiesz — wymamrotał, odwracając wzrok gdzieś na bok. Finneas zabronił mu mówić o sobie komukolwiek, a Leon zamierzał złożonej obietnicy dotrzymać. W pewnym sensie. — Ma na imię Neil. I ma swoją knajpę, ale nie tutaj, w Port Douglas. Czasem tam bywam — wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. — Wydaje mi się, że on się trochę boi życia, wiesz? I ludzi. Na początku nie rozmawialiśmy za dużo, ale teraz… No, mam wrażenie, że się trochę lepiej czuje, jak do niego zaglądam — uśmiechnął się bezwiednie na te słowa. Co prawda całość była bardziej skomplikowana, ale Leonowi naprawdę wydawało się, że Finn zaczął mu ufać. I traktować jak przyjaciela, a nie śmiecia, za którego miała go większość federalnych i policjantów. — Okej, brzmi mądrze. I nie musisz się martwić, czy ten szop miałby u niego dobrze, bo Ren, lepszego człowieka niż Neil nie ma — zagwarantował jej z dumnym uśmiechem. — Też przyszłaś kupić tutaj jakieś prezenty? — spytał po chwili, zdając sobie sprawę z tego, że jak dotąd omawiali wyłącznie jego życie.

lowrenn fitzgerald
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
właścicielka sklepu, rzemieślniczka, projektantka — midival charm
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
miała zostać lekarzem, ale porwały ją targi renesansowe, więc teraz szyje średniowieczne kiecki dla księżniczek i przyozdabia tiary!
Lowrenn nigdy nie próbowała trenować wdzięczności. Trenować? Praktykować? No nie próbowała też terapii, chociaż jako lekarka powinna wiedzieć jak bardzo jest ważna. To znaczy była lekarka.. prawie lekarka. Nigdy nie pozdawała oficjalnych egzaminów żeby móc nazywać siebie chirurgiem, ale nawet jeśli by nim została, pewnie psychologia byłaby daleko na liście jej zainteresowań. Jasne że wiedziała, że głowa jest bardzo ważna w kontekście zdrowia całego człowieka, ale tak jak szewc bez butów chodzi… no właśnie. Zresztą teraz i tak zmieniła kitel na bajkowe sukienki, skalpel na miecze, więc i tak, skupiała się na fantazjach, a nie rozpracowywaniu tego co naprawdę miała w głowie. Czy jakimkolwiek innym realizmie…
- Po prostu jestem bardzo wścibską babą, która chce wiedzieć wszystko - odpowiedziała mu, zgrabnie odbijając pałeczkę i uśmiechając się z rozbawieniem! Oczywiście że wolała jak był radosny. I oczywiście, że chciała się z nim dzieli radością. Oczywiście miała też nadzieję, że leon fitzgerald dobrze wie, że jest tutaj dla niego tuż obok także wtedy, kiedy był smutny i ponury, bo nie miał udawać przed nią, że wszystko jest okej. Zwłaszcza jak cholernie nie było. Chciała też żeby wiedział, że będzie na bok i może na nią zawsze liczyć, bo traktowała go w stu procentach jak Fitzgeralda. I nie ma co się oszukiwać, był jej bohaterem od zawsze. Ale była jak ta dupa z Hawkeya, mogła być jego superbohaterką, kiedy on był jej superbohaterem, co nie. Bo nikt nie powinien być sam. Tak po prostu.
- Będziesz wyglądać fenomenalnie, załatwię ci też odpowiednie i wygodne gatki, nic nie będzie cię uciskać, a pasek dobrze utrzyma sakwę ze złotem ciężko zarobionym na zebranych plonach - obiecała, bo oczywiście że każdy detal będzie dopracowany. Miała kilka innych pomysłów w głowie, ale przecież nie zdradzi mu całej wizji, bo gdzie w tym zabawa!
- Czyli się nim opiekujesz? - zapytała i uśmiechnęła się ładnie, bo… no czy nie tego właśnie każdy szuka w życiu? Kogoś kim można się zaopiekować i kto zaopiekuje się później tobą. Żeby iść przez życie trzeba się na kimś oprzeć, ale tylko wspierając się razem i idąc w równym tempie można gdzieś dojść. - Knajpa z jakimś dobrym jedzeniem? - zapytała jeszcze, żeby nie było zbyt poważnie. Poza tym była ciekawa, oczywiście nie planowała jej odszukać i pytać o Neila, nie była szaleńcem.
- No dobra, ale najpierw zrobię rozeznanie co to znaczy żyć z szopem, żeby przedstawić ci wszystkie plusy i minusy - obiecała, bo jednak trzeba być odpowiedzialnym człowiekiem, zwłaszcza w kwestii zwierząt. I to takich totalnie dzikich. - Nie, raczej po prostu wchłonąć atmosferę, zjeść coś dobrego, napić się… może zrobić jakieś… no nie wiem jakie mają zimowe atrakcje tutaj, ale coś bym zrobiła - zdecydowała po chwili. Na jarmarku są różne zabawy! No takim festynie, co nie, więc tu też może była jakaś akcja rzucania kulkami w bałwanki i wygrywanie pluszaków… czy cokolwiek.
tingaree
-
-
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Prawdopodobnie gdyby nie nakazy opatrzone prawnymi przypisami, Leon nigdy świadomie nie zdecydowałby się na jakąkolwiek terapię. Był dość upartym człowiekiem, nazbyt też dumnym — nie odczuwałby skrępowania mówiąc, że terapeuci są zbędnym elementem tego świata. Rodzice kiedyś proponowali mu nawet sesje z psychologiem; wtedy, kiedy dowiedział się o adopcji i wyprowadził do Tingaree. Błagali go, by choćby to rozważył. Możesz chodzić na prywatne sesje, albo grupowe, z nami. Zrobimy wszystko, żebyś wrócił do domu. Kiedy myślał o tym teraz, miał wrażenie, że nigdy tak naprawdę nie wrócił, że na zawsze został w obcej chacie wśród dzikich drzew. I może dopiero teraz, kiedy przyzwyczajony był już do tych stałych spotkań, konsultacji z psychologiem i wszystkich innych sesji, był w stanie ze skruchą przyznać, że popełnił błąd nie tylko im wówczas odmawiając, ale i mówiąc, że żadna terapia nie pozwoli mu poczuć się ich synem.
Bo teraz głównie tęsknił. Za nimi, dzieciństwem i tym wszystkim, co na własne życzenie utracił.
Niedługo zmienisz się w matkę, Ren. Podglądasz już ludzi przez firankę, zza okna? — zaśmiał się, zaczepnie wciskając łokieć w bok jej ciała. Wszystko, byleby odsunąć tor rozmowy od swojej osoby. Wiedział, że nie musi się ukrywać pod całym tym świństwem nazywanym n a r k o t y k a m i, tak jak i wiedział, że wystarczy odrobina chęci, by wpuścić siostrę do swojego życia. Być może poczułby się lepiej, gdyby miał choć jedną zaufaną osobę w rodzinie; kogoś, kto w razie czego zdołałby z przekonaniem bronić go przed innymi. Mówiąc, że nie ćpał z kaprysu. Że nie był egoistycznym dupkiem. Że chodziło o coś więcej. Ale może to były wymówki. I może po prostu był ćpunem.
Myślisz że poderwę tym kostiumem jakąś pannę? — jeśli zamierzała zaprojektować mu koszulę, która odsłaniała nieco klatę, to chyba tak? No mniejsza. Mógłby też pewnie poderwać jakiegoś pana, ale Leon ostatnio tracił zainteresowanie kimkolwiek (co pewnie miało związek z uzależnieniem od prochów). To znaczy, ludzie go nie interesowali. Przygodny seks i krótkie romanse. To wszystko, czym kierował się jeszcze przed rokiem. Teraz bardziej liczyło się dla niego przywiązanie. I może wzajemne zrozumienie, bo to właśnie ciągnęło go do Geordana.
Trochę. Chyba bardziej on mną — odparł z lekkim uśmiechem, mając wrażenie, że nie musi się nad tym nawet zastanawiać. Bo Finn zrobiłby dla niego wiele, i to wcale nie przez poczucie jakiegoś obowiązku; przynajmniej taką miał nadzieję. — P a s k u d n y m, Ren, przysięgam, w życiu nie jadłaś nic gorszego. Ale jak się ma zjazd, to takie żarcie wchodzi najlepiej — zaśmiał się, chociaż oczywiście liczył na to, że siostra potraktuje to jako nieistotną ciekawostkę; gdyby raz wyznała mu, że zaczęła romansować z prochami, zamknąłby ją tego samego dnia w jakimś odpowiednim ośrodku. — To super, Lowrenn, jakoś ci się potem odwdzięczę, słowo! — obiecał radośnie, a potem znów pociągnął ją za rękę, bo dotarli wreszcie do Lake Street. — Chujowy ten śnieg, wygląda jak styropian. W Michigan była zajebiście mroźna zima, ale było w niej coś fajnego — rzekł, prawdopodobnie po raz pierwszy z taką beztroską wspominając to miejsce. I być może po raz pierwszy w ogóle mówiąc siostrze cokolwiek na ten temat.

koniec
lowrenn fitzgerald
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
ODPOWIEDZ