asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Czuła się już znacznie lepiej, niż w chwili, w której Jonathan przywiózł ją do szpitala, ale też na próżno było mówić o tym, by czuła się doskonale, skoro właśnie w tym szpitalu się znajdowała. Póki co jednak jej myśli, otępione lekami były zbyt nieskładne, by napadł ją jakiś silny atak paniki. Tym bardziej, że jak się okazało, Jonathan cały czas obok niej był.
- Jak skóra z makreli rzucona w krzaki - odpowiedziała na jego pytanie i uśmiechnęła się krzywo. - Ale przynajmniej świeża, a nie jakaś taka wiesz... woniająca - wyjaśniła, co miało oznaczać tyle, że bywało lepiej, ale nie jest też najgorzej. Przymknęła na moment oczy, kiedy pogładził jej włosy, a następnie zaczęła składać jakieś fakty, pod naporem wiedzy, jaką jej przekazał. W pierwszej chwili oczywiście poczuła się źle ze wzmianką o lekach, ale potem od razu przyszło miłe zaskoczenie, gdy oznajmił, że będą mogli niebawem wrócić do domu. Spojrzała do boku, na kroplówkę i z radością uznała, że ta nie rozpoczęła się dopiero co. Tylko, że nim zdążyła coś odpowiedzieć, Jona cmoknął ją w czoło i wyszedł. - Ej, Jonathan - jęknęła za nim, ale się nie wrócił. Co innego leżeć tu z nim obok, a co innego zostać samą. Co w niego wstąpiło? Nie wiedziała, ale przy tym aparatura zaczęła szybciej pikać, dając jej do zrozumienia, że panika jednak daje o sobie znać.
- Och zamknij się - burknęła i zerwała kabelki podpięte na klamerkach do elektrod, które przyklejono do jej skóry. Ich nie odklejała... nienawidziła tego, klej był mocny i sprawiał nieprzyjemne ciągnięcie skóry, kiedy to robiła. Usiadła też zaraz i po tym, jak zrozumiała, że nie kręci jej się w głowie postanowiła stanąć na nogi, wcześniej zarzucając koc na nagie ciało... no i jak stanęła na nogi, przytrzymała się łóżka, bo jednak nie była też w tak wybitnym stanie, jak wierzyła. Chwila wirowania... ustało. Złapała za stojak z kroplówką i podpierając się na nim, jak na lasce, ruszyła w stronę drzwi. Jakaś pielęgniarka próbowała ją zatrzymać przy windzie, ale drzwi zamknęły się a ona już jechała na wyższe piętro. Powolutku, pomalutku, ostatecznie nie było jej nic poważnego, po prostu trochę ją muliło, a mimo to, w chwili, w której dotarła do gabinetu Jonathana, ten spojrzał na nią, jakby zobaczył ducha.
- Co to miało być? Nie zastawiasz mnie sam w takich momentach, to podstawa niepisanej szpitalnej umowy - zgromiła go wzrokiem, nie rozumiejąc, jak mógł się tak zachować. Nie, żeby była na niego zła, po prostu... to było dziwne, może to on był na nią zły za to, że zapomniała o lekach? Nie zapomniała właściwie, a ten fakt przypomniał jej o wyrzutach sumienia na tyle by westchnęła i usunęła z twarzy wszelkie znaki tego, że ją wkurzył. Nie miała prawa się wkurzać, po prostu opadła na kanapę. - Skąd mogłam wiedzieć, że powinnam leżeć, jak mój lekarz zniknął? Już, już... nienawidzę leżeć półnaga na w tych salach, przecież wiesz... - dostrzegła, że Jonathan patrzy na jej stopy i wtedy zrozumiała, że nie miała butów. Och... całe szczęście zadzwonił gdzieś i poprosił o nie i o moje rzeczy, podał jej też swoją koszulę, a w zasadzie pomógł ją założyć i potem mogła już odczekać końca kroplówki tutaj na kanapie, którą kiedyś o wiele bardziej lubiła. Zanim to na tej kanapie pozwolili sobie na nieodpowiedzialność, jaką było poczęcie dziecka.

<koniec> -> kontynuacja tutaj
jonathan wainwright
ODPOWIEDZ