Na Coles-es-es-es-es-es-es (Shopee-pi-pi-pi-pi-pi-pi)
: 15 gru 2022, 17:09
/ po grach
Święta zbliżały się wielkimi krokami. A skoro święta, skoro wielkie były również żołądki wszystkich członków jej wielkiej rodziny, to i zakupy musiały być ogromne. Zazwyczaj starała się rozkładać je na kilka różnych dni i zabierać ze sobą pomocników w postaci męża lub dzieci, ale Salvador był zajęty, a żaden z niewolników młodych Callaway'ów nie mógł chwilowo z nią pojechać. Ona z kolei nie mogła już czekać, bo wstawiła gulasz, zaczęła robić ciasto i akurat wtedy, zupełnie niespodziewanie, okazało się, że brakuje jej kilku rzeczy. Przez kilka należy rozumieć tu oczywiście nieco więcej, niż kilka, co mocno ją zaskoczyło. Do tej pory dzielnie dzierżyła miano najlepiej zorganizowanej gospodyni w Lorne Bay i chyba nie do końca umiała wytłumaczyć sobie, skąd te wszystkie braki. Może to przez roztargnienie związane z jej nowym zajęciem? Może ktoś podkradał jej zapasy z lodówki? A może po prostu w trakcie gotowania zaczęła dodawać nieco większe ilości składników, bo spodziewała się, że domownicy będą chcieli kolejnych dokładek? Nie da się chyba jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Najważniejsze i tak było to, że Jenny musiała przerwać na moment pichcenie. Wyłączyła palnik pod gulaszem, ciasto zostawiła w piekarniku, zostawiając w jego pobliżu karteczkę z napisem "nie jedzcie ciasta, to na święta" na wypadek, gdyby ktoś połakomił się na świeży wypiek, a sama udała się do Coles.
Kupiła zdecydowanie więcej, niż początkowo planowała, ale to nie była do końca jej wina. Co miała poradzić na to, że wszystkie sklepowe półki czymś ją przyciągały, na każdej znalazła coś, co może jej się przydać lub też coś, co po prostu "przypadkiem" wpadło jej do sklepowego wózka. Ostatecznie kupiła aż tyle rzeczy, że z trudem zapakowała wszystko do papierowych toreb. O ile jeszcze to jakoś jej się udało, tak przeniesienie wszystkiego do bagażnika samochodu... Okej. Powinna była jednak zmusić szantażem swojego męża, by towarzyszył jej w zakupach, bo drobna i niezbyt silna fizycznie Callaway będzie potrzebowała chyba kilku godzin, by jakoś się zorganizować i przy okazji nie sprawić, że porozrywają jej się torby z produktami. Nie chciała przecież, by nagle, po całym parkingu, walały się jej mandarynki albo inne pomarańcze.
Luke Winfield
Święta zbliżały się wielkimi krokami. A skoro święta, skoro wielkie były również żołądki wszystkich członków jej wielkiej rodziny, to i zakupy musiały być ogromne. Zazwyczaj starała się rozkładać je na kilka różnych dni i zabierać ze sobą pomocników w postaci męża lub dzieci, ale Salvador był zajęty, a żaden z niewolników młodych Callaway'ów nie mógł chwilowo z nią pojechać. Ona z kolei nie mogła już czekać, bo wstawiła gulasz, zaczęła robić ciasto i akurat wtedy, zupełnie niespodziewanie, okazało się, że brakuje jej kilku rzeczy. Przez kilka należy rozumieć tu oczywiście nieco więcej, niż kilka, co mocno ją zaskoczyło. Do tej pory dzielnie dzierżyła miano najlepiej zorganizowanej gospodyni w Lorne Bay i chyba nie do końca umiała wytłumaczyć sobie, skąd te wszystkie braki. Może to przez roztargnienie związane z jej nowym zajęciem? Może ktoś podkradał jej zapasy z lodówki? A może po prostu w trakcie gotowania zaczęła dodawać nieco większe ilości składników, bo spodziewała się, że domownicy będą chcieli kolejnych dokładek? Nie da się chyba jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Najważniejsze i tak było to, że Jenny musiała przerwać na moment pichcenie. Wyłączyła palnik pod gulaszem, ciasto zostawiła w piekarniku, zostawiając w jego pobliżu karteczkę z napisem "nie jedzcie ciasta, to na święta" na wypadek, gdyby ktoś połakomił się na świeży wypiek, a sama udała się do Coles.
Kupiła zdecydowanie więcej, niż początkowo planowała, ale to nie była do końca jej wina. Co miała poradzić na to, że wszystkie sklepowe półki czymś ją przyciągały, na każdej znalazła coś, co może jej się przydać lub też coś, co po prostu "przypadkiem" wpadło jej do sklepowego wózka. Ostatecznie kupiła aż tyle rzeczy, że z trudem zapakowała wszystko do papierowych toreb. O ile jeszcze to jakoś jej się udało, tak przeniesienie wszystkiego do bagażnika samochodu... Okej. Powinna była jednak zmusić szantażem swojego męża, by towarzyszył jej w zakupach, bo drobna i niezbyt silna fizycznie Callaway będzie potrzebowała chyba kilku godzin, by jakoś się zorganizować i przy okazji nie sprawić, że porozrywają jej się torby z produktami. Nie chciała przecież, by nagle, po całym parkingu, walały się jej mandarynki albo inne pomarańcze.
Luke Winfield