zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
outfit


Szczerze mówiąc to Inej już od jakiegoś czasu czuła dookoła świąteczny nastrój. Tak. Inej Marlowe lubiła święta, lubiła kupować prezenty, chociaż nie miała zbyt wielu osób w swoim otoczeniu, których mogłaby obdarowywać. Zazwyczaj kupowała je dla wujka Vesemira, ale w tym roku było to oczywiście utrudnione. Nie widziała się z nim od dłuższego czasu, chociaż dostawała od niego krótkie wiadomości z informacjami o kolejnych zleceniach. Ignorowała je co prawda, bo nie wiedziała na ile może mężczyźnie ufać. Chyba popadła w mała paranoje zbierając wszystkie potrzebne informacje zarówno o nim jak i o tajemniczym Gandalfie. Rok temu Vesemir był dla niej najbliższą osobą, jaką posiadała w tym smutnym świecie. W tym roku czuła się o wiele bardziej samotna i opuszczona, co nie poprawiało jej nastroju. Zły nastrój przy kimś takim jak Marlowe nie wróży niczego dobrego. Coraz częściej wybierała się do barów, gdzie nie piła może jakoś wybitnie dużo, ale wpatrywała się w ludzi, którzy spotykali się ze znajomymi, śmiali się głośno i szykowali się do rodzinnych świąt. Widziała wszystko to czego sama nie mogła mieć. Sprawiało to tylko tyle, że się niepotrzebnie denerwowała i musiała się na kimś wyżyć. Niestety straszenie dzikich kotów nie wystarczało. Dlatego zrobiła sobie podróż swoim nowym autem, podczas której na pewno dobre kilkanaście razy złamała wszelkie drogowe zakazy. Musiała się wyszaleć więc otworzyła wszystkie okna, włączyła głośną muzykę i wdepnęła mocniej w gaz. To ją uspokoiło na kilka dni, dzięki temu mogła ponownie skupić się na zadaniu i to nie tylko tym związanym ze swoim sekretnym dochodzeniem, ale również tym, które do wykonania miała gdzieś w Polsce.
Te kilka dni sprawiło, że była gotowa do dalszego działania. Nie wiedziała co prawda czy Sameen będzie chciała z nią współpracować, ale nigdy się tego nie dowie, jeżeli po prostu nie zapyta. Inej nie miała problemu z tym, by czekać gdzieś po środku miasta na znajomą kobietę, która miała psa więc musiała z domu wychodzić częściej niż zwykle. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zrobiła tego w typowym dla siebie stylu. Dlatego w stroju kuriera i swojej nowej peruce kręciła się dookoła miejsca, w którym Sam mieszkała i gdy tylko zauważyła znajomą sylwetkę, która wracała z psiakiem do domu to podeszła bliżej trzymając w rękach kilka kartonów, tak dla niepoznaki. - Nie zamawiała Pani czegoś z Avonu? - Zapytała moderując ton swojego głosu oraz akcent w inny niż normalnie sposób, bo taka chciała być incogntio. - A może specjalną przesyłkę z Bliskiego Wschodu? - Dodała tym razem już swoim normalnym, bliskowschodnim akcentem, który z jej ust słyszało naprawdę niewiele osób, a jeżeli już to były to ich ostatnie chwile na tej planecie. - Hej Sam - powiedziała na sam koniec uśmiechając się delikatnie do stojącej obok kobiety i jej psa.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
79.

Sameen nie obchodziła świat wiec w żadnym stopniu nie odczuwała żadnego klimatu świątecznego i innych gowien. Dla niej to był normalny okres w tym zwykłym życiu. Tylko ludzie zachowywali się przesadnie. Byli podejrzanie mili i uśmiechnięci, a wiadomo, ze to zawsze wywoływało podejrzenia. Galanis święta obchodziła tylko raz. Było to w zeszłym roku. Właściwie to nawet ciężko uwierzyć jak szybko czas zleciał. No i samo obchodzenie świat w zeszłym roku było miłym przeżyciem. Czymś całkiem innym, czymś czego Sameen w życiu nie doświadczyła i zapewne już nie doświadczy. Dlatego nie miała pragnienia, żeby na sile robić coś co sprawi, ze te święta będą wyjątkowe. W sumie to Sam była trochę taka bohaterka hallmarkowego filmu. Nie wierzyła w Mikołaja, nie lubiła świat i nie miała zamiaru ich polubić, bo była zbyt zajęta pracowaniem. Na szczęście jak to bywało w każdym hallmarkowym filmie, w przeciągu godziny miała zamiar zmienić cała swoją osobowość tylko po to żeby lubić święta i zakochać się w typie we flanelowej koszuli, który zawsze nosi kamizelkę.
Miała czas na wszystko, a jednocześnie nie miał go na nic. Ostatnie pół roku poświęciła na powrót do swojej dawnej formy i w końcu zaczęła osiągać efekty, które były zadowalające. Biegając nie męczyła się jak po swoim uprowadzeniu, które zaraz będzie miało rocznice. Była w stanie przebiegać dłuższe dystanse, wróciła jej możliwość skupiania się i koncentracji. Jeszcze tylko brakuje żeby odzyskała chęci do życia, chociaż na to się nie zapowiadało. Jeszcze miesiąc temu miała zaplanowane, ze do końca roku zginie. Obmyśliła sobie nawet sensowny plan i była gotowa na to, żeby wdrożyć go w życie. Jak zwykle jednak życie pokrzyżowało jej plany.
Jedyna stała w jej życiu były spacery z psem, którego nawet nie chciała mieć. Tyfon był odpowiedzialnością, na która nie była gotowa. Zobowiązaniem, które w znacznym stopniu utrudniało jej życie. Spacery z nim czy sama opieka nad psem nie była uciążliwa. Galanis nigdy nie miał problemu ze stworzeniem sobie rutyny i dostosowaniem się do niej. Bardziej chodziło o to, ze Tyfon nie potrafił zająć się sam sobą, a ona często wyjeżdżała. Nie zawsze branie ze sobą psa było dobrym pomysłem. Raczej komplikował sprawy i często podróże musiała dostosowywać pod niego. W dodatku nie był małym psem, którego w razie potrzeby mogła wsadzić w torebkę. Noszenie go nie wchodziło w grę. Wracała sobie właśnie z porannego spaceru i rozmyślała nad oddaniem psa. Jeszcze myślała o zabiciu go albo uśpieniu, ale wiedziała, ze dla wielu było to gorsze od zabicia człowieka. Nie chciała sobie przecież narobić wrogów.
- Nie. - Odparła nawet nie słuchając tego co się do niej mowi. A szkoda, bo tak to by mogła odpowiedzieć, ze ona tylko korzysta z Oriflame. Chociaż nie powiedziałaby tak bo nie wiedziała co to Avon a już tym bardziej Oriflame.
Nauczyła się żeby nie słuchać jak zaczepiają obcy w okresie świątecznym. Oczywiste dla niej było to, ze chcą jej wcisnąć opłatek albo jakieś obrazki ze świętymi czy ki chuj. Dopiero wzmianka o bliskim wschodzie i znajomy glos (który dopiero teraz rozpoznała) otrzeźwiły ja na tyle żeby się zatrzymać i spojrzeć na kuriera. - Jestem w szoku, ze nie przykleilas sobie wąsów. - Było to coś co Inej pewnie by zrobiła. - Rozumiem, ze to twoja idea działania incognito. - Założyła, ze Marlowe była ostrożna i nie chciała żeby wujek Vesemir dowiedział się o tym, ze spotka się z Sameen. Sam wątpiła, żeby miała kontrakt w Lorne, bo sama starała się kontrolować okoliczne kontrakty. No, ale kto wie.
- Hej, Inej. - Tez się przywitała, bo nie wychowała się w stodole. Tylko w piwnicy, ale kto by sprawdzał.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Uśmiechnęła się, gdy Sam w końcu ją rozpoznała. - Z wąsami wyglądałam jak Mario, a o ile bardzo chętnie bym została kiedyś hydraulikiem, to jednak mogłabyś źle zareagować jakbym podeszła z pytaniem, czy przepchać Ci rury. - Galanis pewnie nie załapałaby tego głupiego tekstu na podryw i zamiast tego Inej, by słuchała o tym, że ma idealną instalacje w mieszkaniu i żadna z jej rur nie jest zatkana. Lepiej więc było nie ryzykować. Marlowe nie miała też pewności, że Sam wie kim był Mario, ale postanowiła zaryzykować stosując takie porównanie. - Tak, jedna z wielu. Pokażę Ci kiedyś przebrania jakie mam i peruki... ciekawe jakbyś wyglądała w ciemnych włosach - zaczęła to sobie już wyobrażać i efekt końcowy jej się podobał. Mogła być jednak nieobiektywna, bo przecież niczym nowym nie było stwierdzenie, że Sameen jej się po prostu podobała, uważała ją za niezwykle atrakcyjną i kolor włosów nie miał w tym wypadku żadnego znaczenia. - Mam Ci coś do pokazania, zaprosisz mnie do siebie? - Zapytała wprost, bo jednak chciała z nią przejrzeć wszystkie materiały, które udało jej się zgromadzić, a rozmowa na temat Vesemira i Gandalfa na środku ulicy mogła być dość niebezpieczna. Inej miała pewne wątpliwości, czy jej pies mógłby być wykorzystany jako żywa tarcza na wypadek, gdyby zaczęli do nich strzelać. Sam pewnie, by się na to nie zgodziła, tak jak większość właścicieli psów. Gdyby Marlowe miała zwierzaka to nikt, by go nigdy nie dotknął. Okej, miała zwierzaka. Pluszową wiwernę, która siedziała w jej domu na smyczy. Oh głupia ja, ciągle o tym zapominam. - To informacje o Sama Wiesz Kim - Voldemort czy tam Gandalf, kto by się w tym połapał!

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ