Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Czas około bożonarodzeniowy był dla Cassansdry bardzo ważnym – z jednej strony w wigilijny dzień obchodziła swoje urodziny, z drugiej wiązało się to też z olbrzymimi przygotowaniami. Zawsze starała się dawać z siebie jak najwięcej, jeśli zdrowie jej na to pozwalało – dlatego, w momentach, gdy święta spędzała w domu, w ramach wdzięczności wobec personelu medycznego, piekła różne słodkości, by choć trochę umilić im ten czas pracy. W tym roku również zamierzała to zrobić, jednakże przed tym był jeszcze świąteczny jarmark charytatywny dla dzieciaków ze szpitala. Oczywiście Cass nie byłaby sobą, gdyby nie postanowiła się w jakiś sposób zaangażować. Gdzie „jakiś” to było oczywiście upieczenie masę różnych ciast, pierniczków i tym podobnych rzeczy, które poporcjowała na równe części, a potem zostanie wystawione na sprzedaż, a cała kwota ze sprzedaży właśnie przekazana na dzieciaki. To był naprawdę szczytny cel i Hammond włożyła wiele pracy w przygotowanie rzeczy.
Do szpitala miała pojechać ze znajomą, bo rodzice akurat byli w pracy, więc oni nie mogli jej podrzucić. Na ostatnią chwilę jednak koleżanka powiedziała, że nie może bo coś jej wypadło, zostawiając Cassandrę zupełnie pod ścianą. Hammond była coraz bardziej załamana z każdym telefonem, dzwoniąc po znajomych – duża część ludzi z uczelni wyjechała na święta do domów, więc ich nawet w okolicy nie było, inna część nie mogła. Lista osób, do których mogła się zwrócić z prośbą o pomoc coraz bardziej się kurczyła i wizja jechania taksówką i zapłacenia za to kroci coraz bardziej nad nią wisiała. Był co prawda jeszcze jeden człowiek, do którego Cass mogłaby się zwrócić, ale długo biła się z myślami. Nie miała pewności, czy proszenie Aarona o przysługę było na miejscu. Z drugiej strony – zawiezie ją, pomoże wypakować rzeczy i będzie mógł pojechać, rodzice już ją odbiorą. I jakoś mu to wynagrodzi, prawda? Po takiej batalii myśli w końcu się zebrała w sobie i zadzwoniła. Ku jej zaskoczeniu – Bernard się zgodził, czego się w sumie nie spodziewała. Zwłaszcza po takiej passie odmów ze strony innych.
Zerwała się niczym poparzona, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Prawie że pobiegła, by otworzyć Aaronowi, który od razu mógł zobaczyć wyraz wdzięczności na twarzy Cassandry, nim w ogóle zdążyła się odezwać słowem.
Nawet nie wiesz jak bardzo mnie ratujesz, wchodź… nie zdejmuj butów – powiedziała. Tempo w którym mówiła było nienaturalnie dla niej szybkie, więc widać było, że się trochę tym chyba zestresowała. Gdy byli w salonie, mógł zobaczyć na stole kilka toreb zapakowanych po brzegi plastikowymi pojemnikami, a w nich były jakieś pyszności. Cass zaczęła w nich przegrzebywać. – Mam szarlotkę, babeczki, pierniki, brownie… wybierz coś sobie w zamian za pomoc – odparła, odwracając się w stronę Aarona. Zdecydowanie powinna była trochę się uspokoić.

aaron barnard
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Okres świąteczny wciąż jeszcze był dla Aarona dosyć trudny. O ile w ciągu roku udaje mu się jako tako funkcjonować i myślami nie wraca już kilka razy za dzień do Julii — teraz zdarza mu się to zaledwie raz dziennie — to najpierw radosne przygotowania, a potem same święta spędzane w rodzinnym gronie, siłą rzeczy skłaniają do jeszcze częstszych rozmyślań. Pierwsze święta po śmieci Julii spędził wręcz samotnie, wykręcając się od wszelkich rodzinnych tradycji. Tłumaczył się wówczas dużą ilością pracy, ale zarówno on, jak i jego rodzina, wiedzieli, że nie o zaległości w pracy wtedy chodziło. Nawet ojciec w tamtym czasie był bardziej wyrozumiały względem Aarona.
Jednak Barnard od najmłodszych lat lubił święta i skrycie marzył o życiu na takiej szerokości geograficznej, która gwarantuje zasypane śniegiem Boże Narodzenie i sylwestra. Dziś już pogodził się z faktem, że jest mu pisane spędzać święta w upale sięgającym trzydziestu stopni, chociaż w zeszłym roku miał okazję polecieć w tym okresie do tego sławnego Aspen i spełnić te wszystkie marzenia z dzieciństwa o lepieniu bałwana, bitwie na śnieżki, no i nauce jazdy na snowboardzie. W tym roku zimowa garderoba już mu się nie przyda. Zamiast tego wyjął z szafy kilka letnich koszul i t-shirtów ze świątecznymi motywami, i gdy tylko nie wybierał się na uczelnię, to sięgał po którąś z nich. To były przede wszystkim prezenty od rodzeństwa, niemal każdego roku kupowali sobie jakieś niezbyt urodziwe świąteczne ubrania. Starając się zrobić użytek z tych wszystkich ciuchów, dziś też miał na sobie szarą koszulkę z naprasowaną podobizną Myszki Miki ze świątecznymi atrybutami. Choć gdy wyjmował ją z szafy, to nie miał nawet cienia podejrzeń, że zadzwoni do niego Cassandra z prośbą o pomoc w obsłudze stanowiska na jarmarku.
Ktoś mógłby zapytać, dlaczego studentka ma numer telefonu do swojego wykładowcy? To nie jest wcale takie dziwne, część wykładowców na początku semestru podaje studentom swój adres mailowy i numer telefonu. Aaron ogranicza się tylko do e-maila, tym drugim wymienił się z Cass dopiero po ich wspólnych deszczowych przygodach sprzed kilku tygodni, ale nikt nie musi o tym wiedzieć.
W każdym razie była sobota, miał wolne popołudnie, bo i tak nie miał dla kogo szukać prezentu mikołajkowego na ostatnią chwilę, więc bez chwili zawahania zgodził się zostać kierowcą młodej kobiety. Od czasu wymiany opony, błękitna strzała działała jak marzenie, więc są spore szanse, że i dzisiaj obejdzie się bez problemów natury technicznej. Po chwili siedział już w samochodzie i jechał pod adres, pod który ostatnio nie było dane im dotrzeć. Okolica była bardzo ładna, Aaron oczywiście znał całe Lorne Bay, ale tutaj nie zapuszczał się zbyt często. Niektóre domy były już świątecznie przyozdobione, ale absolutnie wszystkie wyglądały na zadbane.
Zaparkował i podszedł do drzwi.
- Nie martw się, wszystko w szczytnym celu. - machnął ręką, bo dla niego to naprawdę nie był wielki problem, poświęcenie czy przysługa. Zgodnie z poleceniem Hammond skierował się od razu do salonu. Pobieżnie Cassandra już przez telefon wytłumaczyła mu, o co chodzi, ale i tak był pod wrażeniem, widząc te wszystkie pakunki.
- Spokojnie, potem się poczęstuję. - zapewnił, dotykając ramienia studentki, po kilku sekundach zabrał dłoń, nie odwracając jednak wzroku. - Póki, co chyba jesteśmy już spóźnieni, prawda? - zapytał. Jeśli okazałoby się, że mają jeszcze dużo czasu, to nie pogardziłby szklanką lemoniady i kawałkiem brownie. Nie wiedział jednak, czy poddenerwowanie szatynki wynika ze spóźnienia, czy może jakiegoś innego powodu. Wolał się najpierw upewnić.

Cassandra Hammond
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Dla Cassandry święta były… dosyć wyjątkowym czasem pod wieloma względami. Nie chodziło tutaj tylko o rodzinną atmosferę, którą była otaczana czy to ze strony bliskich, czy pracowników szpitala, ale też dlatego, że każda Wigilia Bożego Narodzenia przypominała jej o cudzie, który się wydarzył w momencie jej narodzin… naprawdę mało kto dawał jej szansę na przeżycie pierwszych kilku dób, jednakże wola życia w małej Cass była tak ogromna, że przetrwała to i wiele więcej. Oczywiście nie obyłoby się bez heroicznej wręcz walki lekarzy, którzy bardzo się poświęcili… zbiórki pieniędzy na zabiegi, które nie były refundowane przez państwo. Gdyby nie pracownicy szpitala, to może nigdy by nie została adoptowana przez Hammondów, bo wieść o porzuconej przez biologiczną rodzinę, chorej dziewczynce rozeszła się pocztą pantoflową. Tak więc święta dla Cassandry były czasem ogromnej wdzięczności do życia i tego co miała, nawet jeśli wiele osób było w lepszej sytuacji od niej, tak wiedziała też, że byli i tacy, którzy mieli gorzej. Dlatego starała się cieszyć nawet z tych najmniejszych rzeczy.
Śnieg to widziała tylko w telewizji prawdę powiedziawszy. I raczej szybko nie przyjdzie go jej zobaczyć na żywo, biorąc pod uwagę fakt, że podróże samolotem w przypadku Cassandry raczej nie były zalecane. Tak więc, jeśli nie stanie się jakaś anomalia pogodowa i nie zacznie sypać białym puchem, to raczej musiała się zadowolić jego widokiem właśnie w telewizji. Jeżeli zaś chodziło o „świąteczne ubrania”, to Cassandra też takowe miała. Na przykład teraz miała na sobie czerwoną sukienkę na ramiączkach w białe renifery. Zdecydowanie pasujący klimat do australijskich świąt.
Nie posiadała zbyt wiele numerów telefonów do wykładowców, z drugiej strony miała kontakty nawet do ordynatora szpitala. Z Aaronem było to dosyć przypadkowe ze względu na ich deszczowe przygody, ale nie zamierzała go nadużywać. I jak dzwoniła do Barnarda, strasznie głupio się z tym czuła, no ale tak naprawdę pozostawał jej ostatnią nadzieją w tej kwestii, dlatego posunęła się na taki krok. I trzeba przyznać, że zgadzając się zrobić Cassandrze przysługę, ratował jej tyłek, bo zabranie się z tymi wszystkimi pakunkami do szpitala przy pomocy autobusu byłoby… bardzo niewygodne.
To naprawdę miłe z Twojej strony – powiedziała, zgodnie z prawdą. Wcale nie musiał się zgadzać, mógł mieć jakieś plany na dzisiejszy dzień, nawet jeśli byłoby to siedzenie u siebie w domu i nic nie robienie. Cass by zrozumiała i nie miałaby żadnych problemów z tym. Mimo wszystko się zgodził. Dotyk Aarona nieco ją uspokoił. Wzięła głębszy wdech. Zdecydowanie stresowanie się w żaden sposób jej nie pomoże. Nawet jeśli przyjadą nieco spóźnieni, to nikt im głowy nie urwie; Cassandra spojrzała na zegarek. – W sumie to… nie. Niepotrzebnie panikuję… więc możemy zjeść po kawałku brownie zanim wyjdziemy. Chcesz coś do picia? Mam lemoniadę i mrożoną herbatę. Słodzone miodem – zapytała, jednocześnie zaczynając przegrzebywać siatki w poszukiwaniu odpowiedniego pojemnika. Gdy w końcu go znalazła, poszła do kuchni, gdzie ukroiła dwa kawałki ciasta – dla Aarona zdecydowanie większy niż dla siebie – a także nalała sobie mrożonej herbaty, a Barnardowi na co tam miał ochotę. – Siadaj… albo poczekaj, zdejmę te wszystkie torby ze stołu – powiedziała, kładąc tacę z przygotowanym poczęstunkiem, by następnie, zgodnie ze swoimi słowami zdjęła te torby, a potem podała ciastko i napoje. Usiadła na krześle, Aaron swój talerz i szklankę miał naprzeciwko. – Ogólnie w tym roku zbieramy środki dla dzieciaków z wadami serca, więc temat mi dosyć bliski – powiedziała, nieco się znowu otwierając przez Aaronem, bowiem nigdy wcześniej (chyba, dop. autorka) nie rozmawiali na temat jej problemów zdrowotnych.

aaron barnard
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Zaraz ich tak rozpoczyna się letnia przerwa na uczelni, więc do powrotu na zajęcia, dawno zdążą już zapomnieć o tym, że spędzili razem trochę czasu, kiedy Cassandra była w potrzebie. Na dzisiejszy dzień Aaron miał zaplanowaną pracę, bo przeniósł sobie część dokumentacji do mieszkania, pewnie wziąłby też się za książkę, którą musi zrecenzować dla jednego z czasopism naukowych. Lubił swoją pracę, jedne jej aspekty bardziej, inne nieco mniej, dziś jednak jakoś mu nie szło. Od godziny tkwił na tej samej stronie książki, więc dobrze mu zrobi przewietrzenie głowy i popracowanie fizycznie — tak dla odmiany. Z drugiej strony, gdyby był czymś zajęty, na przykład umówiłby się na coś z kimś już znacznie wcześniej, to choć bardzo nie lubi i nie potrafi tego robić, musiałby niestety odmówić. Tak się jednak nie stało, więc studentka nie musi sprawdzać rozkładu w telefonie.
Uśmiechnął się na słowa dziewczyny. Już chyba nie było sensu ciągnąć dalej tego tematu. Zresztą Barnard chyba nie do końca umie się odnaleźć w sytuacjach, w których rozmowa skupia się na jego osobie. Komplementów w związku z tym też nie potrafi przyjmować, na szczęście te nie zdarzają się znowu tak często, a jeśli już, to na temat jego wiedzy, a w środowisku zawodowym, to jest jednak trochę coś innego.
- A, okej. Myślałem, że będziemy musieli jechać tam niemalże na sygnale. - uśmiechnął się po raz kolejny. Na szczęście, albo i nie — zależnie od sytuacji — samochodem Aarona nie da się przekroczyć dozwolonej prędkości. Może trochę inaczej, można byłoby z całych sił docisnąć pedał gazu, ale to wiązałoby się z ryzykiem ostatecznego uśmiercenia Błękitnej Strzały. Tak właśnie mężczyzna nazywał swojego wiekowego pickupa, i tak dobrze, że nie wymyślił dla niego jakiegoś imienia. Mężczyźni podobno lubią nazywać w ten sposób swoje samochody. - W takim razie chętnie się poczęstuję. Może być lemoniada. Dziękuję. - skinął głową.
- Nie kłopocz się. - machnął ręką. Gdy jednak dziewczyna wzięła się do pracy, to i on wziął pozostałe pakunki, i przestawił je we wskazane przez Cass miejsce. Dostrzegał, że jest poddenerwowana, a jej słowa o panikowaniu tylko potwierdziły jego spostrzeżenia. Być może ten kiermasz był dla niej bardzo ważny? Może podchodziła do akcji w sposób osobisty? A może było to związane z tamtą lekarką, o której mu kilka tygodni temu opowiadała?
- Dlaczego? Z tym związane są twoje problemy zdrowotne? - zapytał z zaciekawieniem. Pewnie kiedy przedstawiała mu i innym wykładowcom usprawiedliwienia swojej nieobecności za zajęciach, to na pieczątce lekarza prowadzącego, było też nadrukowane jaką dziedziną medycyny się zajmuje. Aaron jednak nigdy tak szczegółowo nie wczytywał się w dokumentację, zakładając, że nadwyrężałoby to prawo do prywatności studentki. - Jak duże środki udaje się wam zebrać? Inwestujecie w sprzęt dla oddziałów czy bardziej prezenty dla dzieciaków, które spędzają święta w szpitalu? - dociekał. Zainteresował go ten temat, a przy okazji uznał go za neutralny, niż choroby Hammond. Jeśli będzie chciała się jeszcze bardziej otworzyć, to jedno pytanie powinno być wystarczającym impulsem.

Cassandra Hammond
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Cassandra zdecydowanie nie była tym typem osób, które zapominały – zwłaszcza, jeżeli wiązało się z tym poczucie wdzięczności za okazaną pomoc, jak w przypadku Aarona właśnie. Pewnie przez najbliższe kilka miesięcy, przy każdej możliwej okazji, będzie mu za to dziękować. Dla wielu ludzi tego typu sytuacje potrafiły być krępujące, jednakże to było silniejsze od Hammond. Życie bardzo mocno nauczyło jej wdzięczności do drugiego człowieka, bo bez ich pomocy nie stałaby teraz przed Barnardem. I nawet takie mniejsze gesty miały dla niej ogromną wagę i znaczenie.
Gdybyś nie był w stanie mi pomóc, to musiałabym wychodzić na autobus – odparła. Jakby nie patrzeć, podróż komunikacją miejską zawsze trwał dłużej niż samochodem, nawet jeżeli same auto nie należało do najszybszych. Cass szukała czym prędzej pomocy, właśnie z tego powodu – że gdyby nie znalazł się nikt, kto byłby w stanie ją podwieźć, to wpakować się do tego nieszczęsnego autobusu i być mniej – więcej na czas w szpitalu. Jako że Aaron się zgodził, mieli więc chwilę czasu na zjedzenie po kawałku ciastka i napicia się lemoniady.
Kiermasz zdecydowanie był dla niej bardzo ważny z wielu powód – po pierwsze, tegoroczna akcja była wyjątkowo bliska jej sercu – dosłownie i w przenośni – bowiem celem była pomoc dzieciom z problemami kardiologicznymi. Takowe zaś Cassandrze towarzyszyły od pierwszych sekund życia tak naprawdę. Oprócz tego, Cass obiecała sobie, że postara zrobić się wszystko, co w jej mocy by oddać całe te dobro, które było jej dane. Nie będzie mogła zostać nigdy pracownikiem medycznym, by pomagać innym chorym, ale mogła ich wspierać w inny sposób, jak chociażby dokładanie swojej cegiełki do akcji charytatywnych.
Żaden kłopot – odparła, uśmiechając się do Aarona. Nie chciała jeść i by między nimi stały siatki, więc tak było zdecydowanie lepiej. – Dziękuję – odparła, gdy mężczyzna zaczął jej pomagać z pakunkami. Wystarczyło, że odłożył je gdziekolwiek na podłogę. Nie miało to tak naprawdę większego znaczenia. – Tak, urodziłam się z wadą serca – odpowiedziała na pytanie Aarona, choć te je trochę zaskoczyło, bo mimo wszystko tyle razy przynosiła mu zwolnienie lekarskie, że myślała, że nawet mimowolnie śmignęło mu przed oczyma nazwisko i specjalizacja doktora Wainwrighta. I nie miałaby mu zupełnie tego za złe. – To w sumie zależy, zwykle kilka tysięcy dolarów ze samej sprzedaży ciast czy rękodzieła. Oprócz tego są puszki, do których można wrzucać datki… Znajdują się również darczyńcy, którzy wpłacają darowizny rzędu kilkudziesięciu tysięcy dolarów. I te pieniądze idą zarówno na prezenty dla dzieciaków, czy też na sprzęt bądź dofinansowania na operacje, których ubezpieczenie nie pokrywa – wyjaśniła. W trakcie tego całego monologu, Cassandra wydawała się mówić na ten temat z naprawdę dużym przekonaniem i widać było, że kobiecie na tym zależało i było to dla niej bardzo ważne. Upiła łyk swojej mrożonej herbaty, by następnie delikatnie się uśmiechnąć. – Tego typu akcje charytatywne uratowały mi życie, więc chcę się odwdzięczyć – dodała zaraz potem, trochę otwierając się przed Aaronem i ponownie w ten sposób pozwalając mu poznać siebie nieco lepiej.

aaron barnard
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
- Na szczęście dzisiaj nie pada, ale z pakunkami byłoby niewygodnie. - skinął głową, nawiązując do ich przypadkowego spotkania w czasie ulewy i wszystkich trudności, które były jej bezpośrednim następstwem. Wiedział już wtedy, że Cassandra boryka się z jakimiś problemami zdrowotnymi i obawiał się w związku z tym, że studentka przypłaci ich eskapadę przeziębieniem albo i czymś poważniejszym, ale jakoś tak się złożyło, że później już nie mieli zajęć, bo zaczynała się przerwa letnia i Barnard nie miał okazji dopytać o stan zdrowia dziewczyny w ostatnim czasie.
W większych miastach dobrze rozwinięta jest sieć taksówek czy prywatnych przewoźników, które to w sytuacjach podbramkowych często okazują się sporym ułatwieniem. W Lorne Bay było o to trudno, bo nawet jeśli już jakaś korporacja taksówkarska obejmuje swoim zakresem niewielkie miasteczko, to pobierają sobie dodatkową marżę za dojazd do klienta. W sumie nie ma się im czego dziwić, biznes rządzi się swoimi prawami, nikt nie chce dokładać do interesu.
Na szczęście tym razem Aaron mógł pomóc, żadne dzieci mu tam w domu nie płakały. Poza tym lubi to uczucie bycia pomocnym. Kompletnie nie oczekiwał niczego w zamian, po prostu skoro ma to szczęście, że jest zdrowy i radzi sobie nieźle, to czemu choć trochę nie ułatwić życia tym, którzy nie mają tego wszystkiego. Pewnie gdyby jakiś bogacz podzielał jego tok rozumowania, to dopiero mógłby zrobić dużo dobrego. Nikogo jednak nie da się do niczego przymusić, więc Barnard koncentruje się na swoich bliskich, oni też mają kiepsko, no i wcześniej to oni służyli mu i Julii pomocną dłonią, dlatego dochodzi tutaj taki dodatkowy aspekt.
- Więc to z tego powodu są Twoje nieobecności na uczelni. - powiedział. Słaby byłby z niego śledczy, skoro niejednokrotnie miał dowody przed oczami, a dopiero podczas rozmowy na ten konkretny temat, docierają do niego pewne znaczące wnioski. - Nie wiem, czy chcesz na ten temat rozmawiać. Poniekąd też z tego powodu nigdy nie wczytywałem się w dokumentację, którą przedstawiałaś. Myślę, że to bardzo prywatna kwestia. - wytłumaczył. Z jednej strony chciałby zadać kilka pytań, między innymi o to, czy będzie mogła z tą wadą żyć sobie do starości, czy ryzyko powikłań grożących jej życiu z każdym rokiem wzrasta. Z drugiej zaś, uważał to za nieco zbyt wścibskie, więc postanowił nie dopytywać, dopóki Cassandra sama szczegółowo nie podejmie wątku swojej choroby.
- To bardzo duży zasięg pomocy. Tym bardziej cieszę się, że mogę mieć swój mały wkład w całe to dobro, które czynicie. - uśmiechnął się ciepło i zamyślił na chwilę. Trochę swego czasu kręcił się po lokalnych szpitalach i jak tak teraz sobie analizował, to mógł w przeszłości natrafić na taki kiermasz albo wolontariusza zbierającego datki. Zapatrzył się w jeden punkt z nostalgią i jakimś takim smutkiem rysującym się na jego twarzy i dopiero słowa młodej kobiety wyrwały go z zamyślenia. - Doskonale Cię rozumiem. Gdyby Jul... gdyby komuś mi bliskiemu ktoś uratował życie, to nauczyłbym się nawet piec, byle tylko choć w minimalnym procencie spłacić dług wdzięczności. - powiedział. Dopiero po chwili dotarło do niego, że i on otworzył się bardziej, aniżeli wypadałoby, nawet tylko ze względu na stereotypy, według których mężczyzna nie powinien okazywać słabości. Dojadł swój kawałek ciasta i podniósł się z zajmowanego dotąd krzesła.
- Naprawdę pyszne. Masz talent i ta literacka kawiarnia zabiera coraz większego sensu. - podjął dla rozluźnienia atmosfery. Nie wiedział, czy Cassandra wyczuła zmianę nastroju, on miał wrażenie, że dużo bardziej przekroczył granicę przed momentem, aniżeli tamtą podwózką czy przeczekaniem Cass w jego mieszkaniu.

Cassandra Hammond
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Przytaknęła głową. Może i nie padało, ale zdecydowanie jazda autobusem z taką ilością rzeczy byłaby upierdliwa, nie wspominając o tym, że od przystanku do szpitala był kawałek drogi i musiała to wszystko ze sobą tachać, a z parkingu zdecydowanie było bliżej – to zaś sprawi, że oszczędzi trochę sił, a w przypadku Cassandry to był zdecydowanie bardzo cenny i jednocześnie niewielki zasób. Pomimo że jej zdrowie w chwili obecnej nie należało do najgorszych, to wciąż jej kondycja to była kpina i na niezbyt wiele mogła sobie pozwolić.
Taksówka była jakąś opcją, jednakże… no zdecydowanie nie była ona najtańsza, a Cass i tak wydała już sporo pieniędzy na przygotowanie tych wszystkich dobroci. Nie chciała też zbytnio obciążać swoich rodziców, którzy koniec końców pewnie nie mieli by nic przeciwko, ale Hammond zawsze źle się czuła w takich momentach. Marzyła żeby podjąć jakąś pracę, choćby dorywczą, ale gdy była szczera z potencjalnym pracodawcą na temat swojego stanu zdrowia, była skreślana niemal na starcie, więc nie było łatwo. Zwłaszcza, że nie posiadała zbytnio doświadczenia, więc żadna specjalistyczna praca nie wchodziła w rachubę. Czasem dorabiała sobie jako copywirterka czy poprawiała jakieś teksty, ale nie było tego na tyle dużo, żeby samodzielnie się utrzymać.
Tak, dlatego. – Przytaknęła głową. Na następne słowa Aarona uśmiechnęła się nawet delikatnie. – To w sumie miłe z Twojej strony, że chcesz szanować prywatność studentów. Jeśli chodzi o mnie, to nie jest to żadna tajemnica i nie mam problemów rozmawiać o tym. Choroba jest częścią mnie i towarzyszy mi od zawsze. – Nie było w głosie Cass słychać jakiegoś smutku czy jakikolwiek negatywnych emocji. Mówiła stosunkowo neutralnie, jakby nie rozmawiali o poważnym medycznym problemie, a o czymś zdecydowanie bardziej przyziemnym. – Na razie daje mi trochę spokoju i pozwala prowadzić względnie normalne życie, więc z tego korzystam, póki mogę – dodała zaraz potem. Te słowa zdecydowanie można było dwojako interpretować, w zależności od tego, jak się do tematu podejdzie. Niektórzy zapewne mogliby zrozumieć to tak, że nie ma dla niej żadnej nadziei, więc czerpie z życia garściami, póki jeszcze żyje.
Uwadze Cassandry nie umknęła ta nagła poprawka ze strony Aarona. Nie zamierzała w żaden sposób tego komentować czy nawet poznać po sobie, że to zauważyła, bo wyszła z założenia, że być może nie chce się z nią tym dzielić. Czy plotki o Julii do niej dotarły? Ciężko by nie, bo jednak środowisko akademickie bywa dosyć hermetyczne. Nigdy za specjalnie się jednak nimi nie interesowała z dosłownie tego samego powodu co Aaron, który postanowił nie przyglądać się zwolnieniu lekarskim.
Dziękuję raz jeszcze – odparła. Wiedziała, że już to mówiła dzisiaj wiele razy, ale naprawdę chciała pokazać swoją wdzięczność za to, że postanowił jej pomóc i stać się częścią całego tego przedsięwzięcia. – Nawet jeśli nikt od Ciebie tego nie wymaga, to te poczucie chęci odwdzięczenia się w Tobie jest – odparła, uśmiechając się delikatnie i przytakując głową. Ludzie pomogli jej bezinteresownie. Wpłacali pieniądze na operacje, które nie były refundowane nie oczekując niczego w zamian. Mimo wszystko, Cass chciała również jakoś przyczynić się do tworzenia dobra. – Cieszę się, że smakowało… kto wie, może po obronie licencjatu się uda. – Cassandra wierzyła, że te studia skończy. Może nie tak szybko jak koledzy i koleżanki z roku, ale nie zamierzała się poddawać. Gdy zaś to zrobi, to kto wie? Może własny biznes, gdzie nie będzie musiała się tłumaczyć ze swojego stanu zdrowia będzie odpowiednim pomysłem? Cass wstała z krzesła i wzięła swój talerzyk i Aarona i zaniosła do kuchni, gdzie na szybko opłukała wodą i wstawiła do zmywarki. – Możemy się powoli zbierać, będziemy mieć trochę zapasu na rozpakowanie wszystkiego na miejscu – powiedziała, gdy wróciła do salonu, biorąc jedną z toreb leżących na ziemi do ręki.

aaron barnard
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Patrząc na to, w jakim domu mieszka Hammond, można byłoby pomyśleć, że problem biednego studenta jej nie dotyczy. Okolica, w której mieścił się dom, była jedną z lepszych w okolicy, sama posiadłość również była atrakcyjna. Z drugiej strony ile można ciągnąć pieniędzy od rodziców. Pewnie rodzina Cassandry wszystko rozumie, w końcu kto lepiej, jeśli nie bliscy, znają historię medyczną własnego dziecka, ale potrzeba usamodzielnienia się też może być duża i tutaj pewnie rodzi się konflikt w głowie studentki. No i te dorywcze zlecenia, których podejmuje się szatynka, to i tak powinno dużo znaczyć, zarówno dla niej, jak i rodziny.
Aaron nie był żadnym światowej sławy naukowcem, nie miał też tak wielu projektów, by potrzebować asystentki, ale niektórzy profesorowie czasami szukają asystentów, którzy pomogliby im chociażby w organizacji kalendarza. Pewnie w tym przypadku problemy zdrowotne Cassandry też byłyby niemałą przeszkodą, ale może znalazłby się ktoś wyrozumiały. Niestety Uniwersytet w Cairns jest niewielką jednostką i trudno tam o tego typu fuchę. Dużo łatwiej byłoby na jakiejś wielkiej uczelni, z wieloma wydziałami, gdzie do jej rozwoju dokłada się nie tylko państwo, ale również prywatni darczyńcy.
- Teraz rozumiem już więcej. A jeśli kiedyś przydarzy się okazja, to możemy poruszyć ten temat na dłużej. - odpowiedział. Te wszystkie skrawki informacji, które między wierszami przekazywała mu studentka i pogłoski, jakie do niego na jej temat docierały, zaczęły mu się składać w spójną całość. Młoda kobieta z tego powodu musiała spędzać dużo czasu w szpitalu i stąd jej emocjonalna reakcje po śmierci lekarki, o której jakiś czas temu mu wspominała. - Jaką masz szansę na całkowite wyleczenie? Co by się musiało wydarzyć, byś była w dobrej formie już przez cały czas? - zdecydował się na odważniejsze pytania, skoro sama dziewczyna kontynuowała temat swojego funkcjonowania w chorobie.
- Trzymam kciuki za to, co po licencjacie, bo jestem przekonany, że obrona to będzie dla Ciebie tylko formalność. - powiedział, wdzięczny za to, że mogli zmienić temat, choć to nie jest tak, że Aaron porzucił już wspomnienia o Julii.
Jeśli zaś chodzi o jego wypowiedź, to nie chodziło wcale o przyjazne relacje, które budowała sobie z Aaronem. A raczej o to, że była jedną z bardziej obiecujących i na pewno najpilniejszych studentów na roku. Wystarczy tylko, że znajdzie sobie temat, który ją wciągnie i cała reszta, to będzie już czysta formalność. Przynajmniej od tej strony naukowej, bo ze zdrowiem może być różnie, ale trzeba wierzyć, że wszystko się ułoży.
- Dobrze. - skinął głową i zabrał pozostałą część pakunków. Po chwili byli już w drodze do szpitala. Tym razem Aaron nie jechał tam z zaciśniętym ze stresu żołądkiem i sercem podchodzącym z nerwów praktycznie do gardła. Choć może momentami otwierały się w jego głowie różne retrospekcje. Starał się już nie dawać po sobie poznać, że coś mogłoby być nie tak i w czasie podróży podtrzymywali luźną konwersację.
- Dzień dobry Cassandro. Widzę, że w tym roku przyprowadziłaś pomocnika. Bardzo się cieszę, przyda się tutaj każda para rąk. - rzuciła jedna z pielęgniarek, gdy tylko obdarzyła szatynkę pełnym ciepła uśmiechem. Widać było, że kobiety dobrze się znają, a przecież kiedy szli przez szpital, to również kilka osób z personelu przywitało ją po imieniu.

Cassandra Hammond

Cassandra Hammond
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Przepraszam maks </3

Zdecydowanie pieniędzy państwu Hammond nie brakowało. Byli dosyć majętnymi ludźmi, zwłaszcza, że mogli sobie pozwolić na adopcję Cassandry i w dużej mierze finansowanie jej leczenia, pomimo że wcale nie było to tanie. Nie wszystko zawsze dało się rozwiązać przy użyciu publicznej służby zdrowia, niektóre zabiegi musiały być wykonane „na już”, a jak wiadomo – to jednak swoje kosztuje. Prawdę powiedziawszy, ze względu na to Cass było głupio ciągnąć od rodziców te pieniądze, bo wiedziała ile środków wpakowali w jej zdrowie. Zapewne gdyby to wszystko podsumować, to by starczyło na kilkutygodniowe, zagraniczne wakacje dla całej rodziny i jeszcze by zostało. Dlatego nawet te drobne, które sobie dorabiała jako copywriterka były dla niej ważne i swoistym… powiewem czy namiastką samodzielności.
Prawdę powiedziawszy, to Hammond była świadoma, że raczej po tych studiach nie znajdzie jakiejś pracy, dlatego to było bardziej z czystej pasji, a jednocześnie gdzieś tam pisała te artykuły, albo poprawiała błędy w takowych, dzięki czemu już tworzyła sobie pewną podstawę i może kiedyś będzie w stanie się z tego utrzymać? Jak oczywiście zdrowie Cassandrze na to pozwoli, bo na chwilę obecną nie mogła brać nie wiadomo ile zleceń, bo nigdy nie wiadomo, czy zdrowie nie zacznie płatać jej figlów.
Nie widzę problemu. – Przytaknęła głową. Hammond nie miała żadnych większych oporów by rozmawiać o swojej chorobie, bo ta była po prostu częścią niej i nie widziała powodów, dla których miałaby to ukrywać. Jasne, nie będzie z każdą nowo poznaną osobą wchodzić w dogłębne szczegóły, ale jeśli był ktoś ciekawy? Odpowiadała. Słysząc pytanie Aarona uśmiechnęła się. Choć to był raczej uśmiech z tych smutnych. – Jedynie przeszczep, ale na lekach immunosupresyjnych i tak bym była całe życie. Nie wspominając, że przeszczepione serce też w pewnym momencie może zawieść. Więc… w pełni zdrowa nigdy nie będę. – Ot, taka była prawda. Jednocześnie Cassandra miała wiele… problemów z samą wizją przeszczepu. Bowiem serce było takim organem, że by zostać dawcą ten ktoś musiał umrzeć, by ona mogła żyć. Dla niej to zdecydowanie był twardy orzech do zgryzienia i z jednej strony marzyła o względnie normalnym życiu, tak z drugiej… nie chciała, by ktoś umierał i stawał się dawcą.
Zawsze wychodziła z przekonania, że jeśli ktoś będzie chciał się z nią czymś podzielić, to po prostu to powie, nie ma co naciskać. Dlatego, pomimo zauważenia tego nagłego poprawienia się, nie ciągnęła w żaden sposób tematu. Mimo wszystko wciąż nie byli z Aaronem jakoś specjalnie blisko. Może ich relacja nie była aż taka typowa jak na studentkę i wykładowcę, tak wciąż – raczej przyjaciółmi nazwać się nie mogli. Chyba?
Swoją drogą… powoli się zbliża ten czas i… um. Nie mam jeszcze wybranego promotora. Pomyślałam, że może... – Spojrzała na Aarona, nie kończąc zdania, mając jednak nadzieję, że zrozumie, o co jej chodziło. Głupio jej było o to pytać i od jakiegoś czasu się do tego zbierała, ale ze wszystkich wykładowców jakich miała to właśnie Barnarda widziała na tym miejscu. Nie była jednak pewna, czy Aaron nie miał już jakiś studentów pod swoją opieką w tej kwestii, więc jeśli odmówi to nic się nie stanie. Choć gdzieś w serduszku będzie jej trochę przykro.
Szpital. To zdecydowanie miejsce, do którego Cass pałała uczuciem – i to dwojakim. Z jednej strony był dla niej niczym dom, a ludzie pracujący tutaj jak rodzina, a z drugiej jednak, zdecydowanie lepiej by było, gdyby nie musiała tyle czasu swojego życia tutaj spędzić. Widząc znajomą twarz pielęgniarki, uśmiechnęła się szeroko.
Dzień dobry, siostro Mary – odparła. Oczywiście, że pamiętała imię kobiety, jak mogłaby nie. – Można tak powiedzieć. Aaron mi pomaga jedynie w przywiezieniu wszystkich rzeczy, bo rodzice są w pracy a znajomej, która miała mnie podwieźć, coś wypadło w ostatniej chwili. – Zdecydowanie nie zamierzała wymagać od niego, by został do końca jarmarku, sam fakt że zgodził się wyciągnąć do niej rękę w tej kwestii był wystarczający. Cass rozejrzała się po pomieszczeniu. – Tam jest stoisko z słodkościami – powiedziała, wskazując podbródkiem na miejsce, w którym powoli wszelkie dobra były rozpakowywane, choć wciąż było lekko pusto.
Cass, już się martwiłam że w tym roku nie przywieziesz tych dobroci… oh, a to kto? – zapytała jakaś rudowłosa dziewczyna, na oko niewiele starsza od samej Cassandry, może mająca z dwadzieścia sześć lat. Była ubrana jednak w kitel… może jakaś rezydentka? Hammond położyła pierwszą partię ciasta na stole, by lekko zakłopotana spojrzeć na Aarona. W sumie to tego nie przewidziała, gdy go poprosiła o tę pomoc.

aaron barnard
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Pieniądze może nie nie załatwiają wszystkiego, bo gdyby tak było, to bogaci ludzie w ogóle by nie chorowali, pewne jest jednak to, że bardzo dużo ułatwiają, chociażby dostęp do prywatnej służby zdrowia. Aaron nie mógł sobie pozwolić na wiele takich prywatnych konsultacji, rodzice Julii również nie byli wyjątkowo zamożni. A może gdyby posłuchał ojca i wybrał jakiś praktyczny zawód, to miałby znacznie więcej oszczędności? Nie. Powiedzmy sobie szczerze, ledwo dobiegając trzydziestki i nie mając żadnego funduszu od rodziny, praktycznie niemożliwe było bycie milionerem. Jest parę takich głośnych nazwisk ludzi, którzy osiągnęli wiele w bardzo młodym wieku, do tego jednak trzeba mieć instynkt i odwagę, Barnard zdawał się nie mieć przesadnie dużo żadnej z tych cech, ani też żadnej innej, która predestynowałyby go do osiągnięcia olbrzymiego sukcesu w młodym wieku. Nie rozpaczał z tego powodu, dobrze mu było tu, gdzie jest teraz, może jedynie chciałby pojechać na semestr czy dwa na jakąś inną uczelnię. Zdarzają się tego typu programy dla wykładowców, zwykle tych młodych, więc to już ostatnia szansa dla szatyna. Nic go obecnie nie trzyma w Lorne Bay, przynajmniej w teorii, bo w praktyce jest mocno związany z miasteczkiem, nigdy na dłużej nie wyjeżdżał i pewnie wyjazd przysporzyłby mu paru trudnych momentów.
- Te trzymałyby twoją odporność w niskim poziomie, więc musiałabyś nadal się pilnować, tyle tylko, że ryzyko poważnych powikłań byłoby prawdopodobnie mniejsze. - stwierdził. Na ten temat akurat jeszcze cokolwiek pamiętał. Są bowiem zagadnienia, które pojawiają się przy każdym rodzaju przeszczepu. Jego żona czekała na dawcę szpiku i choć ten nie zdążył się znaleźć, to Aaron w rozmowach z lekarzami czasami wybiegał w przód. To było na etapie optymistycznego podejścia do choroby, bo w końcu zmierzył się z rzeczywistością, która wcale nie rysowała się tak pozytywie, jak chciałoby się wierzyć. Pobranie szpiku nie pozbawia nikogo życia, ale gdyby chodziło narząd, który musi być pobrany z ciała człowieka, który przed momentem zmarł, to Barnard prawdopodobnie nie miałby tego etycznego zgrzytu. Ostatecznie ta osoba musiała wyrazić zgodę na pobranie narządów po śmierci i nikt nie robi tego wbrew jej woli.
- Dopiero raz prowadziłem grupę seminaryjną. Jeśli ponownie dostanę taką propozycję, to zapraszam. - uśmiechnął się lekko. Ich zainteresowania badawcze w jakimś tam stopniu się pokrywały, więc pod względem merytorycznym nie mieliby problemów ze współpracą. Zresztą pod innymi też nie powinni ich mieć. To może być właściwie inspirujące doświadczenie. Teraz to Aaron pomyślał, że chciałby prowadzić seminarium dyplomowe. Powinni ponownie wrócić do tego tematu, wówczas Aaron będzie wiedział coś więcej.
- Dzień dobry. - lekko skinął głową kobiecie w białym kitlu. - Mogę pomóc też przy kiermaszu. I tak nie mam właściwie żadnych planów na dzisiejsze popołudnie. - zwrócił się tym razem do Cassandry, choć pielęgniarka też usłyszała jego słowa. Następnie zgodnie z poleceniem skierował się do stołu, który powoli zapełniano. - Cieszę się. Mamy jeszcze trochę rzeczy do przenoszenia i właściwie same kobiety w ekipie. - odpowiedziała pielęgniarka, po czym wróciła do swoich obowiązków, zapewniając na odchodnym, że jeszcze zajrzy na jarmark.
- Aaron Barnard, pomocnik Świętego Mikołaja...właściwie to mikołajowej. Dzień dobry. - przedstawił się i przywitał z kolejną pielęgniarką, tudzież młodą lekarką. Mężczyzna wyszedł nieco z wprawy w identyfikowaniu personelu, po jego roboczym uniformie.
W każdym razie całkiem dobrze radził sobie w towarzystwie, więc nie poczuł się niezręcznie, czy coś w tym stylu. Tylko porozumiewawczo spojrzał na młodą kobietę, chcąc niewerbalnie dać jej do zrozumienia, że wszystko jest dobrze i aby niczym się nie przejmowała i podjął temat.
- A Ty pracujesz tutaj czy też udzielasz się w wolontariacie? - zapytał.

Cassandra Hammond
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Jak bardzo romantyczna dusza Cassandry nie chciałaby tego przyznać, tak pieniądze mimo wszystko wiele ułatwiały, nie ma co się oszukiwać. Jakby nie patrzeć, wiele zabiegów czy operacji, które miała wykonanych w trakcie pierwszych lat swojego życia było możliwych dzięki dobrym ludziom, fundacjom i zbiórkom pieniędzy, które dały możliwość przeprowadzenia tych procedur szybciej, aniżeli byłoby to możliwe przy pomocy publicznej służby zdrowia, a to zdecydowanie w przypadku dziewczyny były kluczowe. Mimo że państwo Hammond raczej byli ludźmi nieco ponad „klasę średnią”, tak i wciąż ilość pieniędzy, którą pochłaniało leczenie ich adoptowanej córki były takimi kosztami, że nawet dla nich to było dużo.
Cass długo się zastanawiała, co by chciała robić w życiu. Wiele osób by stwierdziło pewnie, że wybór studiów nie był najlepszy, z drugiej strony nie ma co się oszukiwać. Cassandra, niezależnie od tego czy przed czy po przeszczepie – nie będzie zdolna do wykonywania wielu zawodów, więc stwierdziła, że pójdzie w kierunku, który ją fascynował. Jednocześnie, jak zawsze starała się podchodzić do spraw optymistycznie, tak była świadoma, że raczej starości nie dożyje. Dlatego czerpała z życia tyle, ile mogła i na ile pozwalał jej stan zdrowia.
Zdaję sobie z tego sprawę, ale… mimo wszystko to by było bardziej zbliżone życie do normalnego. – Uśmiechnęła się, może nawet lekko smutno. Cassandra nauczyła się doceniać wszystkie małe rzeczy, ale nie ma co ukrywać, że zawsze marzyła… o byciu po prostu zwykłą dziewczyną. Gdy była nastolatką, nigdy nie przyszło jej zaszaleć na imprezie, bo to mogłoby się dla niej skończyć bardzo źle. Zawsze musiała być do bólu odpowiedzialna, szaleństwa zdecydowanie nie były czymś, na co mogłaby sobie pozwolić.
Cassandra oczywiście nieco się zdziwiła wiedzą Aarona o tym jak wygląda życie po przeszczepie, bo jednak… to trochę było więcej aniżeli zwykły Kowalski wiedział. Nie wnikała oczywiście skąd miał tego świadomość, aczkolwiek się domyślała. Hammond była mimo wszystko inteligentna i potrafiła połączyć ze sobą kropki, w ten sposób tworząc pewien obraz Barnarda w swojej głowie. Bo jak mężczyzna coś o niej wiedział, tak ten nie otwierał się aż tak bardzo przed Cass.
Było mi bardzo miło. Co prawda jeszcze trochę czasu, ale… już się zastanawiam nad potencjalnym tematem – przyznała. Co jak co, ale o brak pasji do literatury nie można było ją posądzić. Pomimo częstych nieobecności, była piątkową studentką i miała ogromną wiedzę, często nawet wykraczającą poza wymagania. Czytała wiele, znacznie więcej niż wymagały od niej tego studia.
Cassandra nie mogła ukryć zdziwienia, gdy Aaron postanowił zaproponować pomoc również przy kiermaszu. To zdecydowanie nie było coś, czego od niego oczekiwała. Prawdę powiedziawszy, to sam fakt, że zaoferował jej podwózkę wraz z tym wszystkim tutaj było już naprawdę miłym gestem z jego strony. Hammond spojrzała na niego lekko zmieszana.
Na pewno? I tak ogromnie mi pomogłeś z przewozem, nie chcę się narzucać... – powiedziała, lekko niepewna. Może i powiedział, że nie miał planów na popołudnie, ale z drugiej strony może mu było głupio odmówić?
Pomimo tego, wewnętrznie cieszyła się, że przyjdzie z Aaronem spędzić jej nieco więcej czasu i to poza uczelnią! Z perspektywy wielu to mogło się wydawać bardzo nieodpowiednie, biorąc pod uwagę fakt, że Aaron był wykładowcą, a ona studentką… ale z drugiej strony różnica wieku pomiędzy nimi nie była aż tak kolosalna. Jednocześnie, Barnard ją fascynował jako osoba i chciała… się dowiedzieć czegoś więcej o nim. To było silniejsze od Cassandry.
Lorrie MacKurtney, koordynatorka kiermaszu – przedstawiła się kobieta, spoglądając na Aarona, a zaraz potem zerkając na Cassandrę. – Skoro o pani mikołajowej mowa, Elisa się rozchorowała i szukamy kogoś na jej miejsce. Nie miałabyś ochoty, Cass, wpakować się w kostium i rozdawać dzieciakom prezentów? Baaaardzo prooszę! – Lorrie spojrzała na Hammond wręcz błagalnym wzrokiem.
Trzeba przyznać, że Cassandra lekko… się zmieszała. Na jej policzkach pojawił się nawet lekki rumieniec i widać było, że się tego nie spodziewała i została zbita z pantałyku. Zerknęła trochę nerwowo w stronę Aarona, nie wiedząc nawet czemu, a dopiero potem na kobietę w kitlu. Westchnęła ciężko.
Niech będzie – odparła, koniec końców się śmiejąc. To zdecydowanie będzie swego rodzaju przygoda.
Na co dzień jestem rezydentką na kardiochirurgii, stąd się z Cass dobrze znamy. Kiermasz to jednak wolontariat – odpowiedziała Lorrie na pytanie Aarona, by znowu spojrzeć na blondynkę. – Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz ci przyniosę kostium! – odparła i nim Cassandra w ogóle zdążyła jej cokolwiek odpowiedzieć, kobiety już nie było. Zdecydowanie można było Lorrie przypisać do tego typu człowieka, którego było wszędzie pełno.
Ona mnie kiedyś o zwał przyprawi – zażartowała, spoglądając na Aarona. Odrobina czarnego humoru jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła?

aaron barnard
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Cassandra, mimo swojego młodego wieku, musiała zdawać sobie sprawę z tego, jakie ryzyko niosą za sobą jej problemy zdrowotne, a więc najpewniej miała nieco inne spojrzenie na świat, niż większość jej rówieśników. A może ono jednak nie różniło się tak bardzo. Bo przecież wszyscy młodzi ludzie chętnie podążają za swoimi marzeniami, a jeśli ktoś im coś narzuca, to często wiąże się to z buntem. Różnicą może być jedynie to, że dziewczyna chciałaby spełniać swoje marzenie w miarę szybko, bo tak naprawdę nikt nie wie, ile zostało jej czasu. Można nie mówić o tym głośno, ale kiedy jest się osobą chorą albo na co dzień żyje się z taką osobą, to kwestia przemijalności i ulotności życia przynajmniej raz na jakiś czas przewija się w myślach chorego i jego bliskich.
Dobrze się składa, że Cassandra miała pasję, której nie przekreśla choroba, z którą się boryka. Gdyby marzyła o skoku na bungee albo chociażby o przebiegnięciu maratonu, wówczas sprawa stawałaby się znacznie trudniejsza do spełnienia.
- Mam nadzieję, że uda ci się to osiągnąć jak najszybciej. - odwzajemnił uśmiech dziewczyny. Polubił Cassandrę i życzył jej najlepszego, a więc przede wszystkim życia możliwie najbardziej zbliżonego do normalnego. Takiego, jakie dla niego jest codziennością. Bo Aaron nie zastanawia się, czy da radę przepłynąć parę długości basenu, po prostu idzie na pływalnię i nie myśli o konsekwencjach takiej aktywności. Kiedy chce napić się wina, to też nie wiąże się to z ryzykiem dla funkcjonowania jego organizmu. To znaczy, jeśli przesadzi i nie skończy się na jednej butelce, to potem to odchoruje, ale to jest właśnie normalność i rozumiał, że studentce może tego brakować.
- Zobaczymy, co da się zrobić. - na razie nie mógł powiedzieć nic bardziej konkretnego, ale już niedługo zaczyna się nowy semestr, a Aaron dostał maila o paru spotkaniach organizacyjnych dla kadry profesorskiej. Dlatego w ciągu kilku tygodni sytuacja powinna się nieco bardziej wyklarować. - Nawet gdybym nie został promotorem na Twoim roku, to zawsze możesz przyjść po poradę. Zawsze chętnie pomogę. - dodał.
- Pewnie. Gdybym nie miał czasu, to bym tego nie proponował. - nieco zruszył ramionami. Co on tam może mieć za świąteczne obowiązki, skoro nie ma żony ani dzieci. Jeśli już, to pojedzie po prostu do rodziców na gotowe, a prezenty już dawno były zapakowane. - Poza tym, ktoś potem i tak będzie musiał Cię zgarnąć z tymi wszystkimi pustymi pojemnikami. - stwierdził. W drugą stronę pakunki nie będą już ciężkie, ale wciąż niewygodne w transporcie komunikacją publiczną. No i Aaron naprawdę wierzył, że sprawdzi się w roli elfa rozdającego słodkie wypieki.
- Szczerze podziwiam każdego, kto zdecydował się wykonywać tak odpowiedzialny zawód. - odpowiedział młodej lekarce. W gruncie rzeczy lekarze, a chirurdzy już w szczególności, decydują o życiu i śmierci tysięcy ludzi w trakcie całej swojej kariery zawodowej. Barnard to doceniał, a jednocześnie wiedział, że sam nie sprawdziłby się, pracując pod tak ogromną presją. Lubił to swoje drewniane biurko i stare, często zakurzone książki, od których specyficznego zapachu aż kręci w nosie. W ten sposób nie mógł wyrządzić nikomu krzywdy, no, chyba że w takich kategoriach odczytuje się napisanie niepochlebnej recenzji.
- Lepiej w szpitalu, niż gdzieś indziej. - pociągnął żart Hammond, uśmiechając się przy tym niewinnie.
- Ten kostium przypomina ubranie Baby Jagi czy bardziej sukienkę Dzwoneczka z Piotrusia Pana? - zapytał konspiracyjnym szeptem, kiedy Lorrie zniknęła za zakrętem. Nie zamierzał się przesadnie wtrącać w tutejsze zwyczaje. Wystarczy, że ktoś powie mu, co ma robić na jarmarku i Aaron będzie wykonywał swoje zadanie z pełnym zaangażowaniem. W końcu cel był szczytny, więc bez sensu byłoby, gdyby tylko się tutaj obijał.

Cassandra Hammond
ODPOWIEDZ