komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Jego życie już dawno nie było na takiej fali wznoszącej. Tak naprawdę można rzec, że nareszcie się ustatkował i choć odwyk był na razie świeżą sprawą to i tak był z siebie dumny. Sponsor mawiał, żeby fetować te najmniejsze sukcesy i właśnie to robił odhaczając w swoim kalendarzyku, że nie bierze już trzy tygodnie.
Sam nie był pewien, co lub kto spowodował w nim taką zmianę, ale jeszcze nie dorósł do tego, by wysłać tej osobie kwiaty.
Przecież wielokrotnie przechodził to z matką. Znał się na odwykach jak mało kto i wiedział, że dla każdego ćpuna to w końcu święto ruchome, pojawiające się przynajmniej dwa razy do roku. Zazwyczaj zaś skutkowało absolutnie lekkomyślnym i decyzjami i przekonaniem, że tym razem na dobre zmienia się swoje życie. Jasne, że taka zmiana zwykle miała imię i niezły tyłek, w tym aspekcie był jakże podobny do matki.
Tyle, że tym razem chciał wierzyć, że związek z Ainsley (pfu, małżeństwo) to nie jest żaden kaprys człowieka, który wybiega z nałogu jak z płonącego domu, a świadoma decyzja. W końcu dziewczyna nie była taką przypadkową laską, żadną rebound girl po jedynej miłości jego życia, jaką była kokaina. Tak naprawdę to właśnie z Atwood planował się kiedyś zestarzeć i cóż, można by rzec, że wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Tyle, że bogowie (albo ten jeden jak głosiła Divina) nie przepadali, by śmiertelnicy byli zbyt szczęśliwi i doskonale o tym wiedział. Podświadomie więc czekał na to co zdąży się teatralnie zepsuć. Przypuszczał, że prędzej czy później coś się pojawi i jeszcze nie był pewien co, ale z przestrachem wypatrywał zmian na horyzoncie.
Nie spodziewał się jednak totalnie, że dostanie wezwanie na policję w sprawie śmierci swojego byłego kochanka. Było tyle spraw w których aktualnie był winny i powinien zostać ukarany, a oni jak te dzieci we mgle wyciągały akurat tę jedyną, która wcale go nie dotyczyła. Nie sądził, że ktokolwiek ukatrupil warzywko, jakim był na ostatniej prostej jego były, ale tak naprawdę w głębi serca chętnie podziekowałby tej osobie. Zapewne nie tak chłopak chciał spędzić życie. Mimo wszystko jednak wzbraniał się z wypowiedzeniem takich myśli na komendzie przyjmując ton zatroskanego przyjaciela.
Miał o tyle sporo szczęścia, że znali go z wypadków (i nie tylko), więc przesłuchanie przypominało przyjacielską pogawędkę. Oczywiście w umysłach tych durni nie zrodziła się myśl, że mogło go łączyć coś więcej z pacjentem, więc uznali go za nieszkodliwego. Mimo wszystko jednak poczuł się dziwnie zmieszany. Jeśli zaczną kopać to odkryją, że dzielił z Harriet wspólnego narzeczonego, a wtedy już będzie o krok od towarzyskiego skandalu. To nie pasowało do wizerunku świętobliwego męża, na którego pozował i to mogło dać Ainsley do myślenia.
Nagle znowu grunt zaczął usuwać mu się spod nóg i to właśnie dlatego pojawił się w tym przeklętym pensjonacie. W tym samym, w którym dostał wylewu i mało brakowało, a sam zostałby warzywkiem. To wymagało od niego najwyższego rodzaju poświęcenia.
Dlatego musiał przyznać, że naciskał dzwonek na recepcji z irytacją godną starego Dicka. Sprawa jednak była nagląca, a dziewczyna pewnie lizała się z kimś na zapleczu, nieświadoma toporu, który zawisł nad ich głową.
- Ktoś zabił naszego chłopaka. Wiedziałaś o tym? - wyjaśnił, gdy wreszcie się zjawiła i od razu poklepał się w czoło. Był idiotą, pewnie ją najpierw wezwali na przesłuchanie, bo była wiarołomną narzeczoną. Mimo wszystko był ciekaw jej opinii w tym temacie i ich dalszych kroków. Oby nie musieli ich czynić w więziennych pasiakach.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
016.

Nałożony przez ograny śledcze zakaz wkraczania na teren Charlotte Guesthouse został zdjęty zaledwie dwa dni temu. Budynek przez trzydzieści osiem dni zgodnie z żądaniem oficera prowadzącego sprawę zaginięcia był zamknięty. Harriet – nie zamierzając w idiotyczny sposób narażać się na k o l e j n e podejrzenia – trzymała się od pensjonatu z daleka, nikomu nie pozwalając wchodzić do środka. W związku z brakiem miejsca, w którym pracownicy mogliby wykonywać swoje obowiązki, część z nich odeszła, by poszukać nowego zatrudnienia. Nie miała im tego za złe przeciwnie, doskonale rozumiała ich decyzję. Sama jednak nie podjęła podobnej, cierpliwie wyczekując dnia, w którym odzyska dostęp do budynku i będzie mogła wznowić działalność. Naturalnie nie przypuszczała, że zajmie to tyle czasu! Im więcej dni wykreślała w kalendarzu, tym w większą paranoję popadała. Podejrzewała, że cała praca, którą przez lata wkładała w promowanie Charlotte pójdzie na marne. Obawiała się, że nie znajdzie nowych pracowników, że nie będzie miała wystarczających środków, by zadbać o reklamę, lecz najbardziej przerażały ją krążące po miasteczku p l o t k i. Zniknięcie jednego z gości nie pozostało tajemnicą dłużej niż kilka dni A w połączeniu z niedawnymi oskarżeniami związanymi z zagadkową śmiercią byłego narzeczonego sprawiły, że Harriet stała się uosobieniem p e c h a. Nie zdziwiłaby się, gdyby ludzie woleli trzymać się od niej z daleka, zachowując bezpieczny dystans. Czy permanentne nieszczęście było zaraźliwe?
Jakkolwiek ciężko było mierzyć się z szeregiem niesprawiedliwych oraz pochopnych ocen, Pemberton postanowiła zacisnąć zęby i zmierzyć się z wyzwaniem. Z pokaźnym zasobem energii wkroczyła do Charlotte i zajęła się sprzątaniem. Meble w pokojach zaścielały się kurzem, a stojące w budynku powietrze nabrało odstręczającego zapachu, którego pozbycie się wymagało całodobowego wietrzenia oraz sporej ilości aromatycznych świec. W związku z tym, że oficjalnie nie ogłosiła otwarcia, dźwięk dzwoneczka zaskoczył ją. Odstawiła środki czyszczące i zdjęła gumowe rękawice, nim pojawiła się w recepcji.
— Jesteś nachalny — zauważyła uszczypliwie, odnosząc się do tego, ile razy musiał wyżyć się na dzwoneczku, by zrozumieć, że to w żaden sposób nie przyspieszało momentu pojawienia się pracownika. — I tak, wiedzieliśmy o tym od jakiegoś czasu — odpowiedziała, bacznie przyglądając się mężczyźnie, którego nie miała przyjemności spotkać od dnia pogrzebu. Może właśnie dlatego wraz z jego twarzą pojawiły się wspomnienia zakopywanej trumny. — Policja długo wstrzymywała się z oficjalnym potwierdzeniem tej teorii. Przesłuchiwali personel szpitala, sprawdzali nagrania, później wzięli się za mnie, moich rodziców i rodziców Rhysa. Przesłuchali nawet Nicholasa. Nie potrafili złożyć tego w kompletną historię, więc w końcu wysunęli oficjalne stanowisko i odtajnili część informacji — mówiła, chcąc przekazać wszystko w zwarty sposób. Ton, którego przy tym używała w ogóle nie wskazywał na emocje, które kotłowały się w niej w tamtym okresie. Teraz musiała skupić się na pracy, przeszłość związaną z morderstwem zostawiając za sobą. — Wiec, co jest najlepsze? — spytała, nie oczekując odpowiedzi, za to znacząco spoglądając na Dicka. — Zrobiła to jego matka.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak, powinien częściej ją odwiedzać. Zazwyczaj takie frazesy padają na stypie. Zajmiemy się tobą i wszystkiego dopilnujemy. Nie będziesz musiała przechodzić przez to piekło sama. Nie jesteś w końcu sama, masz nas. A potem nagle telefon milknie. Wiedział, że tak zazwyczaj jest, bo sam przechodził to po śmierci swojego nienarodzonego dziecka. Tak właściwie przechodziła przez to matka tej dziewczynki, bo on w tym czasie rzygał do wiadra na odwyku, ale wiedział, że musiało być jej ciężko.
Obiecywał sobie, że przez to nigdy nie zostawi kobiety po pogrzebie, ale najwyraźniej tak tylko się mówiło, a od żałoby zawsze starano się trzymać z daleka. Może i wpływ na to miały wierzenia, że śmierć jest nieczysta, a może ludzie zwyczajnie obawiali się zarazić smutkiem. Jasnym było, że nie odwiedzał swojej ulubionej koleżanki- nawet nie wiedział czy może ją tak nazywać- od pogrzebu Rhysa.
Mogła go więc bezczelnie wrzucić do szufladki ludzi, którzy nie zawsze w odpowiedni sposób okazują troskę, a tak naprawdę od nieszczęść zwiewają szybciej niż przed gilotyną.
Tak, był absolutnie egoistyczny i dopiero po dłuższym czasie zaszedł do tego pensjonatu i oczywiście z wyrzutami, o których już wiedziała.
- Jaki jestem? - prychnął, bo łudził się, że od czasu ich pijackiej stypie i zwierzeń na temat tego, kto ruchał jej narzeczonego zostaną przyjaciółmi. W końcu nic tak człowieka nie łączy jak wspólny kochanek, prawda? Na drugim miejscu w tej hierarchii zaś był wylew, który miał miejsce w tym pensjonacie. Dziwnie wyludnionym. - A tu jakieś tornado przeszło? - zagadnął więc rozglądając się na boki. To miejsce samo w sobie było przerażające, a przy absencji pracowników wydawało się wręcz nawiedzone.
Jeśli dodać do tego rozmowy o śmierci narzeczonego właścicielki…cóż, mogli obchodzić właśnie mocno spóźnione Halloween.
Usiadł na kanapie dla gości, by posłuchać bajeczki wprost z archiwum policji. Kilka razy gwałtownie przewrócił oczami, bo skoro wiedzieli to po cholerę zawracali mu głowę i nareszcie zamilkł dając jej się wygadać. Ciekaw był czy już spłynęło to po nim czy może tym obsesyjnym sprzątaniem tak naprawdę zabijała wyrzuty sumienia. Chciał to wiedzieć, bo sporo miał do przepracowania, a nie wierzył w terapię i moc wygadania się, chyba że Divinie na spowiedzi, ale i ta opcja była mocno ograniczona.
Na razie jednak zachowywał się zupełnie jak nie on i dał jej mówić, choć kilkakrotnie pragnął jej przerwać. Historia jednak płynęła, on tylko wzruszał ramionami i sądził, że będzie tak robił dalej do momentu, gdy nie wspomniała o sprawcy morderstwa.
- Co, kurwa? Jak to ona? - ktoś (chyba Eve) ostatnio przekonywał go, że z matkami w tej okolicy jest problem i musiał przyznać jej rację, zwłaszcza teraz. Która rodzicielka bowiem morduje syna? Może i był warzywem i uprawa grządki była męcząca, ale wciąż to było tak cholernie… nie do uwierzenia, że musiał własnoręcznie zamknąć sobie szeroko rozdziawioną buzię. - Dlaczego? - musiał zadać to pytanie, choć i tak nadal rozglądał się za alkoholem.
Może i kokainę rzucił, ale nie sądziła chyba, że przyjmie tego typu informacje na trzeźwo?
Nie zamierzał.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Niespecjalnie dziwiła się osobom, które proponowały pomoc oraz wsparcie w trudnych chwilach, a następnie znikały, zapominając o założonych obietnicach. Kto o zdrowych zmysłach chciałby słuchać rozhisteryzowanych żałobników, niepotrafiących pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby? Harriet odczuwała smutek w związku z przedwczesnym odejściem byłego narzeczonego. Bo choć miała powód, by cieszyć się z tego, że zniknął z jej życia, wcale nie chciała, by stało się to w tak tragiczny sposób. W dalszym ciągu męczyły ją senne koszmary, przypominające o winie, którą już zawsze miała nosić w sobie. Nie sądziła, by kiedykolwiek była w stanie uwolnić się od nich oraz uporządkować emocje związane z osobą Rhysa – zaskakujące jak wiele skrajnych odczuć żywiła wobec niego.
— N a c h a l n y — zaintonowała mocniej, oczywiście mając na myśli to, jak wiele razy zdzwonił, sądząc, że to jakkolwiek przyspieszy pojawienie się pracownika. — Nieważne — dodała jeszcze, nie mając zamiaru kłócić się ze strażakiem, jednak odsunęła dzwoneczek poza zasięg jego dłoni. Mężczyźni to duże dzieci widzące zabawki w przedmiotach codziennego użytku.
— Tak. Uściślając, wywołane przez śledczych — wyjaśniła, wychodząc zza recepcyjnego blatu. Nie odważyłaby się nazwać Dicka przyjacielem – z samej definicji wynikało, że przyjaciele nie dzielą się partnerami za swoimi plecami – ale musiała przyznać, że zdążyła nieco zmienić zdanie na jego temat. Z pewnością był s p e c y f i c z n y m mężczyzną, ale w jego obecności rzeczywistość nabierała innego koloru. Ponadto swoją szczerością i niewybrednymi opiniami sprawiał, że Pemberton również mogła wyrzucić z siebie wiele ciążących myśli, nie przejmując się tym, że inni mogliby uznać je za niepokojące. — Jeden z moich gości zaginął przed miesiącem. Wyparował. Nie mam pojęcia, czym sobie na to zasłużyłam, ale zamknęli pensjonat i przetrząsnęli go w poszukiwaniu śladów — przedstawiła fakty, smętnie rozglądając się po budynku. Panująca w nim cisza natychmiast się pogłębiła, a Harriet pożałowała, że nie włączyła radia ze świątecznymi piosenkami; idealnie pasowałyby do rozmowy.
Usiadła na kanapie i ułożyła dłonie na udach, posuwając nimi w górę i w dół, jakby próbowała rozgrzać ciało, któremu wcale nie było zimno. Po chwili przeciągającego się milczenia wzruszyła ramionami. — Nie wiem. Prawdopodobnie nie mogła znieść tego, że mijały miesiące, a on się nie wybudzał. Lekarze dawali mu coraz mniejsze szanse. Teraz przynajmniej sprawa została zamknięta — zgadywała, nie mając pojęcia, co kierowało kobietą, którą wcześniej uważała za ciepłą i łagodną osobę. Najważniejsze było dla niej to, że nie była dłużej podejrzana o zabicie własnego narzeczonego. Ani ona, ani Nicholas, którego policja również miała na oku. — Kręcisz się — zauważyła. — Jesteś naćpany? — spytała, podrywając się z miejsca, nie do końca świadoma tego, jakie objawy charakteryzują bycie pod wpływem narkotyków. Dick zaskoczył ją już niejednokrotnie, dlaczego teraz miałoby być inaczej.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Cóż, jego telefon po odwyku też nie dzwonił, zupełnie jakby nagle jego znajomi zdali sobie sprawę, że obcują z podłym ćpunem. Wcześniej było im wszystko jedno co ciągnie w łazience- kokaina czy fiut ich wspólnego kolegi, co za różnica? Wtedy zaś nagle wszyscy przypomnieli sobie o moralności i o tym, że narkotyki są złe i trzeba się trzymać od nich z daleka. Vide: trzymać się z daleka od Dicka Remingtona. W skali trądu wśród społeczeństwa byli wręcz na jednym poziomie, choćby mógłby przysiąc, że Harriet czuła się od niego lepsza.
Nie miał jej tego za złe. W końcu widziała jak pada na tę podłogę jak rażony piorunem, a poza tym znała jego koszmarne nawyki. Łagodnie rzecz ujmując, bo pobicie organistki nie można było porównać z obgryzaniem paznokci, na przykład.
- A nie pomyślałaś o tym, że lubię grać ci na nerwach? - uśmiechnął się łobuzersko, od pewnego czasu traktował ją przez palce, bo przecież jej narzeczony okazał się skończonym skurwysynem i na dodatek go używał w tym niecnym celu.
I choć panna od pensjonatu nie nazywałaby tego przyjaźnią, Dick uważał, że są coraz bliżej tego rodzaju zażyłości. Wszystko dlatego, że Divina go zepsuła pokazując mu, że nawet z nieznaczącej wiele rozmowy na cmentarzu można wyciągnąć pokłady emocji, troski i zależności od siebie. Wprawdzie najpierw próbował ją udusić, ale ten detal pomijał.
Kiwnął głową na jej wyjaśnienia.
- Czyli masz tu mordownię, zupełnie jak w hotelu Cecil - kojarzył w miarę szybko fakty, co mogło rzeczywiście sprowadzać się do tego, że mógł być naćpany.
Zbyt łatwo i szybko przeskakiwał nad niektórymi zagadnieniami. Wydawać się mogło, że jest jak Google, któremu otwierają kolejne zakładki, ale nadal pracuje w pocie czoła. Nie zamierzał się zacinać, nawet wtedy, gdy rozmowa przybrała oczekiwany obrót i skupili się na Rhysie.
Przez kilkadziesiąt sekund widać było na jego twarzy jakiś dziwny grymas, świadczący o bólu i współczuciu. Wspomnienia chłopaka, którym był jej narzeczony powróciły jak tornado i musiał przytrzymać się mocno kanapy, by nie upaść.
Mówili, że śmierć nie dla każdego toczy się w jednakowym momencie. Nigdy tego nie rozumiał, bo nikt z bliskich mu osób tak po prostu nie umarł, ale teraz poczuł wyraźnie tę świadomość, że on odszedł. Póki nie znali sprawcy tego morderstwa to mógł udawać, że gdzieś tam leży na grządce, ale obecnie zrozumiał, że to tylko czcze pragnienia.
- Mam ją zabić? Mam znajomości - zażartował jednak jak nigdy nic, ale wcale nie było mu do śmiechu.
Przynajmniej nie do momentu, w którym zaczęła go podejrzewać o ćpanie. Wybuchnął histerycznym śmiechem.
- Wyluzuj. To nie to. Właściwie to rzuciłem i teraz powoli zaczynam wpadać w delirium, ale jest szansa, że obejdzie się tym razem bez wylewu - poinformował ją, ale nadal miał ten błysk w oku, świadczący wyraźnie, że to nie koniec zwierzeń. - A i ożeniłem się - dodał z dumą, choć wśród tych funeralnych tematów to musiało zabrzmieć absurdalnie.
A może właśnie śmierć Rhysa uświadomiła mu, że nie powinien się ociągać i najwyższa pora zdobyć tę jedną dziewczynę?
Tyle, że trzeba było nie pić i nie brać od razu z nią ślubu. Chodzenie nie jest przecież aż tak złe.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Oboje czerpali przyjemność z niewłaściwych rzeczy. Ona odnalazła chwilowe ukojenie w z d r a d z i e, która wymsknęła się spod kontroli, prędko przeistaczając się w płomienny romans. On natomiast rozsmakował się nie tylko w zakazanych substancjach, ale dodatkowo w ciałach osób, które powinny pozostać poza jego zasięgiem. R h y s powinien pozostać dla niego niedostępny. I choć świadomość, że mężczyzna, którego niegdyś darzyła głębokim uczuciem, pieprzył się z innym mężczyzną była dla niej bolączką, jednocześnie dawała ukojenie, dzięki któremu mogła się wybielić i rzeczywiście postawić ponad Richardem Remingtonem i wszystkimi jego demonami. Tak, Harriet czuła się od niego lepsza. Ale to wcale nie przeszkadzało jej odczuwać do niego niezrozumiałą sympatię.
— Nieźle ci to wychodzi, muszę przyznać — mruknęła pod nosem, ale w związku z ciszą panującą w budynku z pewnością zdołał ją usłyszeć.
Jeszcze niedawno omijała go szerokim łukiem, traktując jego postawę nieprzyjemnymi spojrzeniami, co wynikało głównie z uprzedzeń, jakich nabrała pod wpływem cudzych opinii. Teraz była w stanie przyznać, że po pogrzebie Dick jako jedyny był w stanie dać jej przestrzeń, której potrzebowała. Może więc tajemnicza dziewczyna miała rację? Może w związku z tym, że poniekąd pomogła uratować mu życie, czuła się z nim związana, choć nie chciała tego przyznać.
Gdy porównał dzieło pracy jej rąk do hotelu, w którym doszło do wielu samobójstw, i który stał się swego rodzaju mekką dla wielu przestępców, postała mu spojrzenie, które samo w sobie mogło okazać się zabójcze. — To przypadek, Remington. Przypadek — oznajmiła stanowczo, choć przez ostatnie tygodnie, gdy policja panoszyła się po Charlott w poszukiwaniu dowodów na popełnienie zbrodni lub śladów pozostawionych przez zaginionego, dochodziła do wniosku, że jest przeklęta. Ona, nie pensjonat. Bo przecież do to niej niczym muchy do zgniłego mięsa, lgnęły problemy. Problemy związane z wypadkami, śmiercią i nieszczęściem.
— Zabić? Co? Zwariowałeś?! — westchnęła, patrząc na niego z niemałym przerażeniem. — Wystarczy już zmarłych i pogrzebów. A ona trafi przed sąd — dodała. Wielce prawdopodobne, że uznają ją za niepoczytalną w chwili popełnienia zbrodni, przez co wyrok przestanie być adekwatny do tego, co zrobiła własnemu synowi, ale to już nie był problem, z którym Harriet zamierzała się mierzyć. — Chcę się od tego odciąć i zapomnieć. Umarł. Nie ma go. To koniec. Finito — wystarczyło na nią spojrzeć, by zrozumieć, że naprawdę miała serdecznie dość w s z y s t k i e g o, co dotyczyło Rhysa. Myślenie o nim sprawiało jej ból, a tego przecież nie chciała sprowadzać na siebie świadomie. Wolała skupić się na przyszłości i bardziej pozytywnych emocjach.
Nie spodziewała się jednak, że pierwszą z radosnych nowin okaże się ślub Rmingtona! — Gratuluję. Wyjdzie ci to na zdrowie — rzuciła, spoglądając na niego z błyskiem w oku. Oczywiście odnosiła się do informacji o zerwaniu z nałogiem, nie żeniaczce. Przetrawienie tego drugiego zajęło jej dłuższą chwilę. Przypominając sobie to, co opowiadał o byciu pod wpływem, trudno było jej uwierzyć w tak ogromną metamorfozę, ale uwierzenie, że stanął na ślubnym kobiercu było znacznie trudniejsze. — Kochasz ją? — spytała, nie krępując się bezpośredniością tego pytania. — Myślałam, że skończysz z mężczyzną — dodała, wciąż z uwagą przyglądając się jego osobie. Rozmowa z minuty na minutę stawała się bardziej absurdalna. Widocznie to było w ich stylu.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Coś sprawiało, że czuł się w obowiązku ją doglądać i pewnie dawny Dick nie umiałby nazwać tego bodźca, ale ten nowy radził sobie coraz lepiej z emocjami. Rozumiał przez to, że wyrzuty sumienia bywają potężną bronią i doprowadziły go do osoby, którą nieświadomie skrzywdził. Być może głównie dlatego, że chciał w pokręcony sposób odkupić winy wobec ludzi, których nie wolno mu było nawet przeprosić. Jego prawnik wszak wyraził się jasno na ten temat. Od Saskii i matki swojego dziecka miał trzymać się z daleka, bo skoro już mleko się rozlało to nie ma sensu go zbierać z podłogi.
Nazwał to strategią spalonej ziemi i choć Remington krzywił się na to stwierdzenie, używał go w kółko, zupełnie jakby chciał mu przekazać, że zna się na swojej robocie. To znaczy na tym, by jego grzeszki i przewinienia zamieniać w coś kompletnie bez znaczenia. Niby szło mu to całkiem nieźle i Richard nie trafił do więzienia, ale odczuwał w stosunku do siebie coraz większy niesmak. Harriet była jedną z tych osób, które sprawiały, że spało mu się lepiej, choć na pierwszy rzut nie wydawał się przesadnie opiekuńczy wobec niej.
Wręcz przeciwnie, sam stwierdził, że uwielbia ją irytować i w kąciku jego warg igrał uśmiech, gdy zahaczył o temat nawiedzonego hotelu. Wykorzystywał słabość dziewczyny do swojego uroczego pensjonatu.
- Problem w tym, że goście nie będą ogarniać, że to przypadek. Musisz zatrudnić dobrego pr-owca, żeby to ci naprostował - poradził tonem eksperta, ale przecież jego ojciec na okrągło zatrudniał ludzi od wizerunku, którzy tłumaczyli jego grzeszki. Skoro z nim się udawało to co dopiero z hotelem,
- I ej, tylko pytam. Biorąc pod uwagę to jaką suką była... Masz pełne prawo ją kropnąć - oznajmił. Nie do końca wierzył, że teraz faktycznie nastąpi koniec i sprawa się magicznie zamknie, ale skoro tego Harriet potrzebowała to mógł nawet udawać, że Rhys nie istnieje. Nawet jeśli jego umiejętności oralne były nie do pobicia to mógł ot tak zapomnieć o tym człowieku. Wszystko po to, by poprawić jej nastrój.
Tak właściwie Dick uważał, że od pogrzebu do wesela całkiem niedaleka droga, więc przebył ją z tempem maratończyka uśmiechając się szeroko na gratulacje. Niezależnie czy dotyczyły one jego ślubu czy też zerwania z nałogiem. Obie kwestie również dla niego były tak absurdalne, że czuł się przez chwilę jak w bajce kogoś innego. To wszystko było zbyt normalne jak na człowieka, którym był dotychczas. Może i powinien przywyknąć do tego rodzaju szczęścia, ale jak na razie musiał ze wszystkim powoli oswajać. Dlatego nie odpowiedział na jej pierwsze pytanie, bo dla niego było to w jakiś sposób oczywiste.
Może i trochę traktował Ainsley jako ucieczkę i wybawienie od wszystkich kłopotów, ale mimo wszystko nie umiał myśleć o innej kobiecie. O mężczyźnie tak, ale ten jedyny okazał się chwilową fascynacją.
- Jestem biseksualny. Mógłbym skończyć z każdym. W sumie triada nie byłaby taka zła - zastanowił się, ale szybko przywołał się do porządku. Atwood by mu głowę urwała na myśl o jakiejkolwiek innej kobiecie, a z mężczyzną wszystko mogło stać się zbyt skomplikowane. - A ty? Jesteś z tym kochankiem czy nie? - co z tego, że ta rozmowa była jednym wielkim absurdem.
Przynajmniej wierzył w szczerość ich relacji, a to było niewyobrażalnie dużo w obecnych czasach.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Uważała, że p r o s z e n i e o pomoc wymagało ogromnej odwagi. Oznaczało bowiem, że miało się problemy przewyższające samodzielne umiejętności radzenia sobie z zawiłościami życia. Harriet była zbyt uparta i dumna, by przyznać, że miała kłopoty. W tym przypadku chodziło głównie o pieniądze, a doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kwestie finansowe dzielą ludzi, nie łączą. I choć na ten moment nie zamierzała wspominać o tym mężczyźnie, wiedząc, że ma na nią oko, ucieszyłaby się. W świetle minionych wydarzeń zrozumiała, że mimo posiadania szerokiej grupy z n a j o m y c h, przyjaciół miała niewielu. Może sobie na to zasłużyła?
— Sama to naprostuję — odparła. W minionych latach radziła sobie z promowaniem pensjonatu na własną rękę i wierzyła, że tym razem również sobie poradzi. Sytuacja wprawdzie była znacznie trudniejsza, ale kobieta liczyła, że zyskała wiernych klientów, którzy chętnie wrócą do Charlotte. — Może powinnam obrócić to na własną korzyść? Jak myślisz? Ludzie lubią się bać, więc znaleźliby się tacy, którzy chcieliby spędzić noc w nawiedzonym pokoju — stwierdziła, zerkając na niego, jakby był jedną z tych osób, które czerpałby radość z przebywania w takim miejscu. Z drugiej strony nie wyglądał na mężczyznę g ł ę b o k o wierzącego w przesądy oraz pecha. — Nie, to idiotyczna myśl. Nie chciałabym, żeby Charlotte zyskało sławę dzięki znikającym ludziom i innym nieszczęściom — dodała, przypominając sobie stres, który obudził się w niej, gdy obecny tutaj mężczyzna zaczął osuwać się po ścianie, nie mogąc złapać tchu. Niby nie wierzyła, że nad budynkiem wisiała klątwa, ale wolała nie prowokować idiotów, którzy celowo inicjowaliby złowróżbne wydarzenia.
Nawet jeśli sprawa zmarłego narzeczonego nie zniknie w m a g i c z n y sposób, wolałaby nie mówić o niej przy każdym spotkaniu. Wystarczająco wielu ludzi składało jej kondolencje i spoglądało na nią z żałością w oczach, by miała serdecznie dość przypominania o tym, że Rhsy został zakopany, a jego morderczynią okazała się matka. — Wiesz, znaleźli winną, a mimo to mam wrażenie, że niektórzy wciąż sądzą, że byłam to ja — napomknęła. Wciąż winiła się za wypadek samochodowy, w którym oboje ucierpieli, nie chciała dodatkowo brać na siebie odpowiedzialności za odłączenie go od aparatury.
— Nie — odparła krótko. Ułożyła kark na oparciu kanapy, jakby chciała zobaczyć to, co ma za swoimi plecami – może było ciekawsze od rozmowy o Nicholasie? — Powiedziałam mu, że to nie ma sensu — wyjaśniła. Chciała rozwiać wszelkie wątpliwości i od razu zaznaczyć, że to nie ona została porzucona, a była tą, która przekreśliła ich znajomość. Tylko czy na pewno? — Ale od tygodnia u niego mieszkam. Będąc z Rhysem, mieszkałam u niego, a gdy zapadł w śpiączkę, przeniosłam się do pensjonatu. Kiedy go zamknęli, wróciłam do rodziców, ale nie mogłam wytrzymać z matką — powiedziała, przekręcając głowę tak, by móc spojrzeć na Dicka. Wiadomość o ślubie mocno ją zaskoczyła. Zawsze miała go za gościa, który nie dba o związki oraz uczucia, a angażowanie się go przeraża. Łatwo było wierzyć plotkom, ale teraz, gdy zaczęła go poznawać, jego obraz kształtował się coraz wyraźniej, jednak wciąż pozostawał zagadką. Może z powodu tego, jak odmiennie od rzeczywistości go postrzegała? — Byłam kiedyś z dziewczyną — wyznała, ponownie odwracając od niego wzrok. Wcale nie przeszkadzało jej, że Dick lubił mężczyzn. Przeszkadzało jej, że Rhys ich lubił, a raczej to, że ona o tym nie wiedziała.
— Opowiedz mi o swojej żonie — poprosiła nagle. — Chciałabym wiedzieć, jaka jest kobieta, która zdołała cię usidlić.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Remington też za wielu przyjaciół nie posiadał, bo większość z nich prędzej czy później odnajdywała w nim dupka. Nawet uroczego (jeśli były to osoby płci żeńskiej i z nimi spał), ale wciąż człowieka, któremu nie powierzyłoby się psa, a co dopiero własne sekrety. Obwiniał za to kokainę, ale w minimalnym stopniu. Nigdy nie bywał przesadnie towarzyski ani nie potrafił nawijać makaronu na uszy. Jego brutalna szczerość prędzej napytałaby mu biedy, a nie oddanych towarzyszy podróży, zwanej życiem. Owszem, do picia i ćpania miewał kompanów, ale przecież nie to miał na myśli. Może dlatego dyskretne towarzyszenie Harriet było egoistycznym zaspokajaniem własnych potrzeb socjalnych? Może dobrze mu było z myślą, że gdzieś jest ktoś z kim nie zniszczył swojej znajomości?
- Chcesz pożyczkę? Taką bezterminową i bez lichwy? - przyzwyczajony był jednak do działania, a nie wysłuchiwania i klepania po pleckach. Niezależnie od tego czy pensjonat stanie się domem mordu czy zostanie uroczo staromodny to powinien poczuwać się do pomocy temu miejscu. W końcu to tutaj omal nie stracił swojego życia. Takie wspomnienia zaś wymagały odpowiedniego ukoronowania, a nie przewidywanej upadłości.
- Poza tym są ludzie, którzy lubią takie wyimaginowane nieszczęścia. Wiesz, czemu horrory są takie popularne? Bo siedzimy w bezpiecznej przestrzeni, okryci kocem i nie grozi nam żaden absurdalny psychopata. To nie ta bajka, której doświadczyłaś ty - wyjaśnił dość okrężnie, ale to była jedna z zalet Harriet. Nie należała do idiotek, którym trzeba było tłumaczyć każdą puentę. Miał z takimi do czynienia i prędko musiał im zamykać buzię odpowiednim, ludzkim kneblem, o którym jednak dżentelmen nie mówi głośno.
Powrócił jednak do tematu Rhysa, bo mimo wszystko chciała mu o tym coś powiedzieć.
- Oczywiście, że myślą, że to ty. Może dlatego, że to mniej przerażające. Ja wiem, że oboje mamy chujowe matki, ale wyobraź sobie taką, która cię morduje. Facet wygrał w rankingu najbardziej zjebanych rodzicielek ever - pokręcił głową, cały Dick, zazwyczaj wygłaszał głośno całkiem niepopularne i niedorzeczne opinie, ale chciał w ten pokrętny sposób poprawić jej humor.
Wkrótce miało wyjść, dlaczego jest taka przygaszona. Jak dla niego bez sensu było natomiast przekreślenie znajomości, która była dla niej na tyle ważna, że postawiła jej narzeczeństwo w kropce.
- Czyli co? Boisz się, że znowu coś mu się stanie czy po prostu stwierdziłaś, że będziesz się umartwiać do końca swojego życia? - pytań było wiele i nie wiedział czy akurat te są trafne czy wypadałoby zadać jakieś inne, ale błądził nieco po omacku, bo jej szczątkowe odpowiedzi nie rozjaśniały mu w głowie mroków tego romansu, okupionego śmiercią Rhysa. Niech mu ziemia lekką będzie i już zostawi nieboraczkę w spokoju i w odpowiednich ramionach.
- Mieszkasz i okazjonalnie chodzisz z nim do łóżka czy zarywasz jego siostrę? - szturchnął ją ramieniem, gdy podzieliła się wyzwaniem o byciu z kobietą. Remington nie byłby sobą, gdyby momentalnie przed oczami nie zaczęły przesuwać mu się całkiem sugestywne obrazki. Nieco mu dech zaparło i trudno było mu wrócić do rzeczywistości, choć był człowiek szczęśliwie żonatym. Uśmiechnął się na jej pytanie. Jaka była Ainsley?
- Normalna - odpowiedział bez zastanowienia, bo to pierwsze przyszło mu do głowy. - Wiesz, z nią wszystko jest tak jakby naturalne. Nie muszę się przejmować tym co powiem ani jaki jestem, bo ona zna mnie od zawsze. Pewnie to szaleństwo, bo wróciliśmy do siebie i od razu wzięliśmy ślub, ale może w tym jest jakaś metoda? Jestem szczęśliwy, a to chyba dużo, nie? - dopytywał, bo ostatnim razem też wkręcił się w małżeństwo, ale z lalką Barbie, która była tak płytka, że do dziś nie rozumiał jak można było się tak nagrzać.
Tym razem zrobił coś praktycznie na trzeźwo (przynajmniej bez narkotyków) i był niesamowicie zadowolony z tego faktu.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Nie zniszczył, ale próbował to zrobić. Być może nieświadomie, nie zdając sobie sprawy z tego, że sypanie z jej n a r z e c z o n y m może w przyszłości okazać się solą w oku – niekoniecznego jego oku. Skąd bowiem miał wiedzieć, że po śmierci kochanka, Harriet zajmie jego miejsce, stając się kimś w rodzaju p r z y j a c i ó ł k i. Jednego mógł być pewien – to, że nie połączył ich seks działało wyłącznie na korzyść tej znajomości.
— Nie spodziewałam się takiej oferty — przyznała, ale zaraz pokręciła przecząco głową. — Lepiej będzie, jeśli poradzę sobie sama — wyjaśniła, uśmiechając się lekko, jakby próbowała jednocześnie pokrzepić jego oraz samą siebie. Zawsze była uparta. W dzieciństwie, z powodu marnego zdrowia, wiecznie ją wyręczano. Teraz, gdy miała siłę, by o siebie zadbać, nie chciała uzależniać się od innych; szczególnie jeśli chodziło o tak drażliwą kwestię, jaką niewątpliwie były pieniądze. Taka pożyczka z pewnością by jej pomogła, ale też stała się katem pochylającym się nad ich relacją.
— Masz rację, mam serdecznie dość horrorów — stwierdziła, dostrzegając trafność jego uwag. Borykając się z prokuratorskimi oskarżeniami rzeczywiście mogła przykryć się kocem, ale choć dawał ciepło, nie sprawiał, że czuła się mniej podejrzana lub bezpieczniejsza. — To była naprawdę miła kobieta — dodała, tonem stwierdzającym oczywistość. Nic dziwnego, że łatwiej było wyobrazić sobie, że ona pociągnęła za kable, zabijając Rhysa i pozbywając się p r o b l e m u.
Związek z Rhysem zaczął się psuć, zanim poznała Nicholasa, ale to za jego sprawą zrozumiała, że tkwienie w relacji, z której nie była zadowolona, nie miało sensu.
— Próbujesz mi coś powiedzieć, ale nie do końca wiem, co takiego. Śmiało, nie krępuj się. Wiem, że to nie było najmądrzejsze posunięcie — rzuciła, nerwowo wzruszając ramionami. Nie poruszyła natomiast kwestii, o które zapytał. — Nie pomyślałeś, że chodzi o mnie? Że to nie o niego się martwię, a o siebie? — westchnęła teatralnie, rozlewając się na kanapie, jakby chciała schować się pod poduszkami. Mimo że mieszkali razem, nie dzielili łóżka; Harriet zajęła pokój gościnny, a Nicky wysypiał się na własnym materacu, sam. Czy było to rozsądnie? Niespecjalnie, bo Harriet czuła, jak z dnia na dzień nabiera coraz większej ochoty na seks, którego odmawiała sobie na własne życzenie.
Uśmiechnęła się za to, słysząc, jak Remington wspomina o ż o n i e. Wciąż było to dla niej dziwne, bo nie sądziła, że w tak krótkim czasie można zdecydować się na tak poważny krok, jakim był ślub. Ale może w tym szaleństwie kryła się metoda? Może to było lepsze od przedłużającego się okresu narzeczeństwa lub niekończącego się strachu przed poważną decyzją. — To chyba najważniejsze — stwierdziła, obserwując go, jakby chciała się doszukać jakiegokolwiek grymasu na jego twarzy, który oznaczałby, że jednak Dick nie był z nią szczery, a liczył na ratunek. Niczego takiego jednak nie dostrzegła, więc uśmiechnęła się życzliwie; na tyle, na ile było ją stać. — Teraz będziesz już grzeczny? Przykładny mąż? Oddany i wierny?

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Był czas, gdy pewnie próbował ją ostro wyrywać nie zdając sobie sprawy, że już są uwikłani w dziwnym trójkącie. Jej niechęć do niego nakręcała go lepiej niż najprawdziwsza kokaina z Kolumbii. Te chwile jednak minęły i nie wiedział czy ma to związek z jej zmarłym narzeczonym (nekrofilia jakoś nigdy nie była jego rzeczą czy z tym, że w międzyczasie dorósł. Dawny Dick siedziałby na kanapie i naigrywałby się z jej problemów finansowych, ten oferował zaś pożyczkę i wsparcie.
Doskonale wiedział, że to pierwsze nie będzie wymagało nawet dyskusji z jej strony. Harriet była jedną z tych kobiet, które parły przez życie same, bez wsparcia w postaci jakiegokolwiek samca. Musiał to podziwiać, choć nigdy nie rozumiał takiej postawy. Głównie dlatego, że otaczał się raczej dziewczynami, które stanowiły ładny bibelot. Nawet jego żona- choć była ponad to jak tylko się da- mogła być idealną córeczką swojego bogatego ojca.
W jego sferze praca była tylko i wyłącznie kaprysem, nawet jeśli ten jego zakładał walkę z płomieniami i narażenie się na śmierć z powodu jakichś ofiar. Jak na takiego egoistę miał dość poważne zajęcie, ale w tym momencie raczej ona mu zaimponowała.
Dziwne i niepokojące.
- Nie zawsze musisz być taka odpowiedzialna. Wiesz jaki tu luksus nie być taką? - ale kiwnął głową, bo przecież nie wciśnie jej tysięcy do kieszeni jak babcia, która ukrywa się przed rodzicami. Miał nadzieję, że zrobi coś z tym pensjonatem, bo przecież wciąż miał miłe wspomnienia z tego miejsca.
- Ja też w sumie za nimi nie przepadam. Za tymi życiowymi, bo na ekranie lubię mężczyzn z piłami i psychiczne matki. Moja też jest miła, ale zrujnowała mi życie - a raczej próbowała. Poprawka, przecież nie ona odpowiadała za całe zło w jego życiu, a i tak ją winił bez przerwy. Zabrakło wzorców i zbłądził tak dotkliwie, że omal nie przegapił szansy na miłość. Teraz zaś może wyrwał ją sobie i poślubił na własność, ale wciąż drżał o to, że Ainsley dowie się wszystkiego i nie będzie chciała go znać. Dlatego usiłował przynajmniej zgrywać dobrego człowieka z ludźmi, z którymi rozmowa przychodziła mu łatwiej.
- Chcę tylko powiedzieć, że powinnaś odpuścić. Przeżyłaś traumę i pewnie myślisz, że go znowu stracisz albo popsujesz, ale do cholery, nie wolno ci się cofać. Masz kogoś to się za niego bierz. Rhys by tego chciał - i zabrzmiało to tak tanio i tandetnie, że sam musiał się roześmiać. - Oczywiście chciałby mnie też nago, ale ja mam obrączkę, więc przynajmniej ty zacznij spełniać jego życzenia i nie oglądaj się za siebie. Z pensjonatu nie chcesz zrobić pomnika tragedii, a z siebie robisz bez żadnego zawahania - prychnął i pokręcił głową. Delikatnie objął ją ramieniem, co śmiesznie korespondowało z tym, że właśnie opowiadał jej o żonie, ale przecież była dziewczyną jego chłopaka i zasłużyła na troskliwość.
I szczerość?
Trudno było wyczuć co kłębi się w jego głowie poza strachem, który miał naprawdę ogromne oczy ostatnimi czasy.
- Chciałbym - wypowiedział jedno słowo, które jednak nie brzmiało jak decyzja, ale życzenie. - Nadal jestem uzależniony, chodzę na mityngi, miłość to nie żadne cudowne lekarstwo przed moimi napadami agresji, więc nie wiem co będzie dalej. Tyle, że gdybym teraz nie spróbował to byłbym małym, żałosnym człowieczkiem z zajebiście drogimi licówkami - zaśmiał się, nie wiedział czy to małżeństwo wypali czy może on się spali w tej namiętności, ale nie mógł powiedzieć nie.
- I nie, nie jest w ciąży. Właściwie nie było seksu do ślubu - te zdania najlepiej tłumaczyły pośpiech, który im sprzyjał w organizacji całej ceremonii.

Harriet L. Pemberton
przyjmuje gości w — Charlotte Guesthouse
29 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oczyściła swoje imię z zarzutów o zamordowanie narzeczonego i wreszcie zajęła się ratowaniem pensjonatu, którego wypłacalność stoi pod znakiem zapytania. Poza tym próbuje zrozumieć swoje uczucia do Nicholasa i przestać obawiać się tego, co l u d z i e powiedzą.
Nie znali się jak łyse konie, ale dostrzegała w nim zmianę. Była nią odrobinę wstrząśnięta oraz zaniepokojona, bo żyła w przekonaniu, że ludzie niezbyt często (lub nawet nigdy) pozbywają się negatywnych cech i potrafią przekuć je w coś dobrego. Richard Remington był czarnym koniem tych wyścigów; nie obstawiłaby żadnych pieniędzy na to, że to właśnie on wydorośleje i porzuci dawny styl bycia. Szczególnie dla kobiety. Myliła się, ale w tym wypadku pomyłka jej nie złościła przeciwnie, napawała dziwnym optymizmem.
Natomiast jego kolejne słowa sprawiły, że nie wiedziała, co powiedzieć. Uważał ją za odpowiedzialną? Po wszystkich głupstwach, których się dopuściła i świadomie popełnianych błędach nazwałaby się raczej intencjonalną i zdradziecką suk… Ale przecież nie zamierzała oczerniać się przed Dickiem, wystarczyło, że samej siebie nie darzyła pochlebną opinią, inni nie musieli jej w tym wtórować. — Jeśli raz poproszę o pomoc, będę to robiła bez końca — odparła, choć nie miała pewności, że taki scenariusz rzeczywiście by się ziścił. Nie chciała robić sobie kolejnych długów, szczególnie że pensjonat wciąż był własnością banku, a spłata całego kredytu zajmie jej jeszcze wiele lat. Zaplątanie się w kolejną pożyczkę nie było dobrym pomysłem. Z drugiej strony wzięcie wspólnika i podzielenie się kosztami (ale również zyskami oraz w ł a s n o ś c i ą) wydawało się równie słabe.
— Twoje życie nie wygląda na zrujnowane — zauważyła, przyglądając się jego schludnemu ubiorowi i jednocześnie mając na uwadze, że właśnie ochoczo zaproponował jej duże pieniądze (bo co to dla niego), a także szczycił się małżeństwem oraz porzuceniem nałogu. — Ale miło wiedzieć, że nie tylko ja mam matkę za największe zło tego świata — przesadzała, jednak bywały momenty, kiedy właśnie tak myślała o Tamarze. To dziwne, bo jednocześnie brakowało matczynej troski, a co więcej – i chyba to właśnie było w tym wszystkim najgorsze – mimo że zdawała sobie sprawę z manipulacji, jakich dopuszczała się ta kobieta, wciąż w nie wpadała. Niczego nie się nie nauczyła. Niczego.
— Czy ty się przejmujesz? — spytała, po wysłuchaniu całego w y k ł a d u. Zaraz jednak westchnęła z irytacją, wiedząc, że miał rację. Świadomość tego mocno ją ukuła, a mimo to oparła się o niego i pozwoliła sobie na moment czułości wobec kogoś, kto wątpliwie na nią zasługiwał. — I co twoim zdaniem powinnam zrobić? Rzucić mu się na szyje i wyznać miłość? Weźmie mnie za kretynkę — mruknęła, próbując na niego spojrzeć. Zignorowała natomiast wtrącenia dotyczące zmarłego narzeczonego, bo choć jego temat wciąż pozostawał żywy, musiała nauczyć się myśleć o nim jak najmniej.
— To bardzo ładne licówki — zauważyła, zaciskając wargi, by nie uśmiechnąć się szyderczo. — Świat stanął na głowie. Richard Remington zaczyna przypominać faceta, któremu dałabym się poderwać. Chociaż brak seksu przed ślubem to dla mnie mało pociągająca wizja. Twoja żona nie wiedziała, w co się pakuje? — spytała, bo przecież dopasowanie w tym zakresie miało ogromne znaczenie! Dick z pewnością potrafił zadowolić mężczyznę, ale jak było z kobietami? Wierząc plotkom, Ainsley nie miała się o co martwić. — Na twoim miejscu, też bym się bała, że ją skrzywdzę.

Dick Remington
ODPOWIEDZ