'Tis the season to be jolly, fa la la la la la la la!
: 04 gru 2022, 16:07
22
Zapewne jak typowy Brooks, Ezra uwielbiał święta. Możliwość spędzenia czasu z rodziną w nieco odmiennych, bardziej oficjalnych w końcu, okolicznościach napawała go poniekąd radością, której mimo wszystko nie pozwalał na ujawienie się w świetle dziennym. Co prawda przypadła mu poranna zmiana dwudziestego piątego grudnia, ale nie sprawiło to, by cieszył się choć trochę mniej z nadchodzących świąt. Już dawno – z powodów czysto pragmatycznych – miał pokupowane prezenty dla pozostałych członków rodziny oraz dla swojego bratanka. Teraz więc niemal ze spokojem mógł przyglądać się ludziom ogarniętym gorączce przedświątecznego, podczas, gdy sam czas spędzał raczej na spotkaniach ze znajomymi, piciu świątecznych trunków oraz oddawał się jeszcze w tych ostatnich, grudniowych dniach pracy. Najpierw odwiedził jednak jarmark na Tingaree wiedziony pomysłem jednego ze współpracowników dotyczącym zapisów na wolontariat. Właściwie na policji i straży było to chyba dość popularne zjawisko – zapisywanie się na dodatkowy wolontariat. Ezra wybrał ten dotyczący zwierzaków, a następnie spędził jakiś czas na zbiórce pieniężnej, której celem było odbudowanie schroniska. W końcu jednak całą grupką skierowali się na Opal Moonlane, gdzie znajomi policjanci od razu niemal zaczęli stawiać chłodne drinki dla pozostałych kolegów. Ezra był poniekąd pod wrażeniem tego, jaki niektórzy jego koledzy po fachu – hm, powiedzmy – mieli totalny luz i dla samej zniżki na trunki, potrafili przebrać się w Mikołaja czy renifera, czy tam elfa. On sam chyba z własnej woli nigdy by tego nie zrobił. Dlatego z rozbawieniem przyglądał się jak jeden jego kolega ubrany w tułów renifera próbuje poderwać dziewczynę. Parsknął śmiechem, zagryzając pusty kubeczek, gdy przyglądał się zmaganiom kolegi i nieopatrznie kogoś szturchnął, gdy próbował dosięgnąć portfel, znajdujący się w tylnej kieszeni spodni. — Och przepraszam! — wymamrotał, trzymając w ustach wciąż papierowy kubeczek. I nagle zobaczył kogo lekko szturchnął i natychmiast chwycił za kubeczek, wyciągając go spomiędzy warg, by nie kompromitować jeszcze jeszcze bardziej i wyglądać nieco poważniej. — Och, Jesse, cześć… Tym bardziej przepraszam. To znaczy nie bardziej, bo kogokolwiek bym nie szturchnął, to byłoby mi tak samo przykro, ale ciebie… eee… szczególnie przepraszam — wypowiedział szybko, a jego koledzy policjanci, przy których i tak zawsze czuł się jak nierozgarnięty dzieciak – którym przecież tak naprawdę nie był – roześmiali się, powtarzając jaki to jest pocieszny i rzucając ukradkowe spojrzenie Wyattowi. — Zamykam się już — oznajmił Ezra, rumieniąc się lekko.
Jesse Wyatt
Zapewne jak typowy Brooks, Ezra uwielbiał święta. Możliwość spędzenia czasu z rodziną w nieco odmiennych, bardziej oficjalnych w końcu, okolicznościach napawała go poniekąd radością, której mimo wszystko nie pozwalał na ujawienie się w świetle dziennym. Co prawda przypadła mu poranna zmiana dwudziestego piątego grudnia, ale nie sprawiło to, by cieszył się choć trochę mniej z nadchodzących świąt. Już dawno – z powodów czysto pragmatycznych – miał pokupowane prezenty dla pozostałych członków rodziny oraz dla swojego bratanka. Teraz więc niemal ze spokojem mógł przyglądać się ludziom ogarniętym gorączce przedświątecznego, podczas, gdy sam czas spędzał raczej na spotkaniach ze znajomymi, piciu świątecznych trunków oraz oddawał się jeszcze w tych ostatnich, grudniowych dniach pracy. Najpierw odwiedził jednak jarmark na Tingaree wiedziony pomysłem jednego ze współpracowników dotyczącym zapisów na wolontariat. Właściwie na policji i straży było to chyba dość popularne zjawisko – zapisywanie się na dodatkowy wolontariat. Ezra wybrał ten dotyczący zwierzaków, a następnie spędził jakiś czas na zbiórce pieniężnej, której celem było odbudowanie schroniska. W końcu jednak całą grupką skierowali się na Opal Moonlane, gdzie znajomi policjanci od razu niemal zaczęli stawiać chłodne drinki dla pozostałych kolegów. Ezra był poniekąd pod wrażeniem tego, jaki niektórzy jego koledzy po fachu – hm, powiedzmy – mieli totalny luz i dla samej zniżki na trunki, potrafili przebrać się w Mikołaja czy renifera, czy tam elfa. On sam chyba z własnej woli nigdy by tego nie zrobił. Dlatego z rozbawieniem przyglądał się jak jeden jego kolega ubrany w tułów renifera próbuje poderwać dziewczynę. Parsknął śmiechem, zagryzając pusty kubeczek, gdy przyglądał się zmaganiom kolegi i nieopatrznie kogoś szturchnął, gdy próbował dosięgnąć portfel, znajdujący się w tylnej kieszeni spodni. — Och przepraszam! — wymamrotał, trzymając w ustach wciąż papierowy kubeczek. I nagle zobaczył kogo lekko szturchnął i natychmiast chwycił za kubeczek, wyciągając go spomiędzy warg, by nie kompromitować jeszcze jeszcze bardziej i wyglądać nieco poważniej. — Och, Jesse, cześć… Tym bardziej przepraszam. To znaczy nie bardziej, bo kogokolwiek bym nie szturchnął, to byłoby mi tak samo przykro, ale ciebie… eee… szczególnie przepraszam — wypowiedział szybko, a jego koledzy policjanci, przy których i tak zawsze czuł się jak nierozgarnięty dzieciak – którym przecież tak naprawdę nie był – roześmiali się, powtarzając jaki to jest pocieszny i rzucając ukradkowe spojrzenie Wyattowi. — Zamykam się już — oznajmił Ezra, rumieniąc się lekko.
Jesse Wyatt