przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Koncept polegający na tworzeniu drewnianych pudełeczek, to zmiana o całe sto osiemdziesiąt stopni. Warren lubiła dłubać w drewnie, miała odpowiednie predyspozycje do grzebania przy łodziach czy też składania gitar, ale takie bardziej przyziemne rękodzieło pochłaniałoby mnóstwo czasu. Gitara sporządzona od zera miała zdecydowanie większą wartość od zwyczajnego pudełka na biżuterię, albo inne szpargały. Aby zarobić na tym porządne pieniądze musiałaby ruszyć z masową produkcją, a to skutecznie uziemiłoby ją w warsztacie na przynajmniej kilka ładnych tygodni. Nie mogła sobie na to pozwolić. Miała jeszcze do wyrównania rachunki ze Świstakiem i cholera wie, jak zakończy się ten jeden, wielki przekręt.
- Może kiedyś - napomknęła, kończąc tym samym temat drewnianych pudełeczek. Kto wie, jeśli na starość będzie wciąż miała fach w rękach, to wcale nie głupi pomysł.
Zmarszczyła brwi z lekkim zamyśleniu, próbując skojarzyć nazwę kapeli z konkretnym zespołem. W pierwszej chwili pomyślała o jakimś chórze kościelnym (nie wiadomo czemu). Dopiero po sekundzie skojarzyła to określenie ze specyficznym typem muzyki, idącej w parze z performance’m.
- Myślałam, że to zajęcie dla jakichś brodatych Pedro z przedmieść Meksyku - skomentowała z uniesionymi brwiami, obracając na ruszcie steki. Nie była w stanie na poważnie wyobrazić sobie Joan, ubranej w jakiś meksykański mundurek, z grzechotkami w dłoniach. Sama wizja generowała rozbawienie, słyszalne w krótkim parsknięciu. Cóż, nie była gotowa na mariachi. Mimo wszystko, rozwinięcie tematu dało nieco do myślenia, a raczej idealnie obrazowało to, co Terrell chciała robić w życiu. Nie bez powodu poszła na takie, a nie inne studia. Chciała pomagać ludziom, jednak czasami podnoszenie ich z mentalnych, życiowych dołków to bardzo wymagające zadanie. Bez dystansowania życia zawodowego od prywatnego, łatwo było się zagubić.
- Tak elegancko piekł szparagi? - dopytała, obracając wspomniane warzywa, wraz z krótką wymianą spojrzenia z Joan. Wcale nie wybrała szparagów tylko dlatego, bo uchodziły za wykwintne danie. Zwyczajnie je lubiła, podobnie jak brokuły i brukselkę, ale ich raczej nie wypadało przypiekać na grillu; przynajmniej nie w taki sposób.
- Wszyscy skupiają się na mięsie, a zapominają o warzywach. Dodatki są równie ważne, co główne danie, nie mam racji?
Pieczone ziemniaki z koperkiem, albo grillowane warzywa potrafiły idealnie podkreślić całość potrawy, a to Pria również bardzo sobie ceniła. Kiedy nie miała czasu, potrafiła żywić się jedzeniem z proszku, dlatego do pełnoprawnych obiadów przywiązywała nieco większą wagę.
- Możemy coś poradzić z tym lękiem wysokości… jeśli tylko będziesz chciała - uznała, co brzmiało jak sugestia kolejnego spotkania, tym razem związanego z przezwyciężaniem pewnego lęku. Warren musiała jednak brać pod uwagę swoje inne zajęcia, związane zarówno z wypożyczalnią łodzi, jak i tropieniem niewdzięcznego sukinsyna, Świstaka. Na pewno uda się znaleźć jakąś lukę w grafiku.
- Niektóre marzenia się u nas pokrywają - stwierdziła, odkładając na torbę nóż, którym obracała mięso i warzywa. - Kiedyś chciałam pilotować samoloty zawodowo. Nie takie duże, pasażerskie, a szybowce, albo awionetki. Szybko jednak zeszłam na ziemię, bo latanie szybowcami skupia się na instruowaniu innych, a nie na przewozie listów do innych krajów.
Nie widziała w sobie predyspozycji do nauczania innych. Sama w mig uczyła się nowych rzeczy, jednak z przekazywaniem tej wiedzy dalej było trochę inaczej.
- Kiedyś myślałam jeszcze nad graniem koncertów objazdowych z zespołem od knajpy do knajpy, po całej Australii, ale szybko mi przechodziło, kiedy chłopaki zaczynali się kłócić. Sama myśl, że miałabym z nimi wytrzymać kilka tygodni, albo miesięcy… - westchnęła wymownie, zerkając na Terrell. - Już wolałam iść do akademii.
Nie była osobą, od dziecka marzącą o zostaniu stróżem prawa. O wiele bardziej wolała dalekie wyprawy, uczucie niezależności, wolności, odkrywanie nowych nowych miejsc, umiejętności i doskonalenie ich. Chciała żyć na swoich zasadach i na podobnych dobierać sobie zawód, co okazało się nie takie znowu łatwe.
- Czasami zastanawiałam się, co by było, gdyby nie wrobiono mnie w ten policyjny przekręt - dodała nieco ciszej, zerkając w stronę morza. - W jakim miejscu bym się ostatecznie znalazła.
Nie mówiła o tym ze względu na potencjalny żal. Była zwyczajnie ciekawa i jednocześnie świadoma tego, jak jedno wydarzenie potrafiło gwałtownie zmienić dalszy przebieg życia. Jedna, z pozoru mała decyzja prowadziła do konsekwencji rzutujących na wiele lat.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Szparagi je się w restauracjach albo w domu, ale nigdy nie widziałam ich na grillu. – Nie miała ogromnego doświadczenia z grillami, ale nigdy nie pomyślała, że można jeść ów warzywa znad węgli. Nie żeby miała coś przeciwko, ale była zaskoczona takim zestawem zwłaszcza, że łatwiej było rzucić na ruszt mięso, chleb i siema. Szparagi na pewno wymagały więcej cierpliwości i naprawdę kojarzyły się Joan z wykwintnymi daniami, bo jadała je właśnie tylko na randkach w bogatszych restauracjach.
- Nie jestem pewna. – Westchnęła ciężko, bo na samą myśl o wejściu na samolot robiło jej się niedobrze. – Nie wiem jak zareaguje a wolę, żebyś tego nie widziała. – Sama wolałaby tego uniknąć, dlatego postanowiła co innego: - Jak już zdecyduje się wejść na pokład to po prostu wezmę leki na uspokojenie i tyle. – Rozwiązań było naprawdę wiele. Nie każdy lubił latać, ale na przykład musiał. Ci bardziej strachliwi albo pili drinka albo brali leki, co było najlepszą opcją od próby pozbycia się lęki. Nie żeby nie chciała, ale przecież jej życie nie będzie opierać się na życiu w wysokościach (ani nie miała takiej pracy), więc dopóki nie czuła potrzeby, to wolała tego nie dotykać. Niech zostanie tak jak jest, bo na dłuższą metę nie przeszkadzało jej to w życiu. Mogła chodzić po mostach i stawać na balkonach w wysokich wieżowcach; tyle wystarczy. Więcej nie potrzebowała.
- Dziwię się, że nie masz nowej kapeli. – Wiedziała, że przez długi czas Val była na Ukrainie a wcześniej była zajęta podróżowaniem ze swoją partnerką, ale skoro (najwyraźniej) już osiadła w jednym miejscu to mogłaby spróbować otworzyć nowy zespół. – Może skrzykniesz starych kumpli? – Cokolwiek teraz robili. Na nos Joan na pewno byli ciężko pracującymi ojcami i przyda im się odskocznia od rodzinnej rzeczywistości. Każdy zasługiwał na hobby, nawet jeśli to czterdziestoletnia kapela garażowa.
Znów wbiła spojrzenie w grilla, kiedy tłuszcz z mięsa sprawił, że żar zaskwierczał. Rzadko grillowała, bo nie miała do tego sposobności. Dobrze wspominała weekendowy brunch u znajomej z pracy, która chyba zaprosiła ją z litości oraz żeby zeswatać Joan ze swoim bratem. Jedyne co Terrell dobrze wspominała to jedzenie, bo cała reszta; cóż, ona nie pasowała do tej reszty. Do głośnej rodziny wraz z wieloma znajomymi opowiadającymi sobie anegdotki z lat szkolnych. Czuła wtedy, że nie należała do ich świata.
- Na pewno byłabyś detektywem albo już nawet panią sierżant. Pracowałabyś w wydziale zabójstw albo narkotykowym, bo nie widzę cię w drogówce. – Przesunęła językiem po wargach dopiero teraz czując, że mocno ją suszyło. – Zrobiłabyś karierę, bo skoro masz cierpliwość do dłubania w drewnie to miałabyś ją również do trudnych spraw. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Czy masz w swej magicznej torbie coś alkoholowego do picia? – Nie musiało to być nic mocnego. W taką pogodę pokusiłaby się na piwo pite dyskretnie, bo publiczne picie procentów nigdzie nie było mile widziane. – Tylko, że na pewno teraz byśmy się rozmawiały, bo nigdy nie poznałabyś mojego sekretu, ale raczej to mała cena za to, że nie musiałabyś siedzieć w więzieniu. – Tak, tamto życie, gdyby nie wrobiono Warren, byłoby w ogólnym rozrachunku lepsze. Przynajmniej w aktualnej wizji, bo obyłoby się bez wyroku, trudnych chwil w więzieniu i całej masy komplikacji (bo wyrok utrudniał życie nawet za kratkami). – Ciekawe jakbyś wyglądała w mundurze z wieloma medalami. – Nie wyobrażała sobie aby Pria żadnych nie dostała. – Nie myśl tylko, że się podlizuje. Naprawdę sądzę, że byłabyś świetną policjantką, ale to może w innym życiu. – Bo w tym wszystko potoczyło się inaczej i nie było sensu płakać nad rozlanym mlekiem. – Co do twojej pracy to, czy chcesz cały czas przemycać różne rzeczy? – Ostatnie słowa dodała najciszej jak się dało, chociaż szum wiatru i stosunkowo skromna obecność ludzi nie sprawiały, że nie musiała być aż tak dyskretna.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Aż do dziś - podkreśliła, bo oto nastąpił przełom w szparagowym uniwersum, widzianym oczami Terrell. Właściwie, mało kto zaserwowałby szparagi na małym, plażowym grillu. Jeśli już, byłby to jakiś weganin lubujący się w grillu, albo wielki fan szparagów. Cóż, Warren nie postrzegała siebie w tych kategoriach. Jadła prawie wszystko, na co tylko miała ochotę, czasami porywając się na bardziej wyszukane połączenia.
- Myślisz, że byłoby aż tak źle? - dopytała, gdyż czuła, że Joan lekko wyolbrzymiała sprawę. - Obserwowanie świata z lotu ptaka nie musi być traumatyczne, albo zależne od leków na uspokojenie.
Owe obawy musiały się przecież z czegoś brać. Większość lęków tego typu leżało w psychice i z odpowiednim nastawieniem oraz zaufaniem względem osoby towarzyszącej, dało radę tę słabość przełamać.
- Kiedyś udało mi się namówić koleżankę ze szkoły na wspólny lot awionetką - kontynuowała, bo być może Terrell również koniec końców się przełamie. - Jakoś się przemogła, ale przez cały czas trzymała dłoń na mojej nodze.
Brzmiało dosyć jednoznacznie, ale nie tym razem.
- Nie, nie w ten sposób. Chyba rzeczywiście to ją uspokajało.
Czasami takie banalne złapanie za rękę, albo dodanie otuchy, wiele zmieniało. Przede wszystkim człowiek nie czuł się osamotniony ze swoimi rozterkami, wahaniami albo lękami. Zawsze to raźniej stawić czoła wewnętrznym strachom, w zaufanym towarzystwie.
Zaśmiała się krótko na sugestię zwołania chłopaków z zespołu (a właściwie zdziadziałych mężczyzn, bo po tamtych chłopakach nie było już prawie śladu).
- Podejrzewam, że to już nie byłoby to samo.
Urok tamtych chwil polegał na ich młodości, spontaniczności, gotowości do spakowania rzeczy i ruszenia w świat, bez chwili zwłoki. W porównaniu z aktualną wersją chłopaków z zespołu, uchodziła za krnąbrną, mentalną gówniarę, mającą w głębokim poważaniu zakładanie rodziny, albo osiadanie w jednym miejscu. Nie była to do końca prawda. Kiedyś rzeczywiście próbowała coś stworzyć, niestety, okazało się, że chyba nie jest jej to dane. Los zwyczajnie chciał inaczej i nie ma co nad tym rozpaczać.
- Ale… zastanowię się nad tym. Mało kto został w tej mieścinie.
Młodych ciągnęło w kierunku dużych miast. Dopiero na stare lata pojawiała się potrzeba spokojnej sielanki za oknem - wtedy Lorne Bay brzmiało wręcz idealnie.
To miłe, że Joan mimo wszystko widziała ją w roli kogoś, stojącego na straży prawa. Teraz z chęcią je łamała i raczej nie wyobrażała sobie pracy dla tej paskudnej organizacji, znając prawdę o jej strukturach i chorych układach.
- Pytanie czy miałabym cierpliwość do moich przełożonych - dodała, mając w pamięci to, jak bardzo skorumpowani potrafili być ludzie u władzy. Może, gdyby wciąż żyła w błogiej nieświadomości, skusiłaby ją praca w takim, a nie innym charakterze. Jako przemytniczka, również nie musiała narzekać na monotonię. Każdy dzień potrafił stanowić wyzwanie i prowadzić do nowych doświadczeń.
Przesunęła jedną z przygotowanych wcześniej butelek z chłodnym napojem, w stronę Joan.
- W torbie jest mała buteleczka, którą możesz sobie co nieco doprawić - uśmiechnęła się tajemniczo, mając na myśli gin, przelany z większej butelki. Raczej nie planowała wielkiej popijawy, będąc kierowcą w ich ekscytującej wyprawie. Gdyby jednak obie postanowiły zaszaleć, Warren nawet nie próbowałaby się migać. Samochód mogłaby zostawić na płatnym parkingu pod dworcem i odebrać go nazajutrz. To żaden problem.
I… rzeczywiście, gdyby nie parszywa akcja jednego synalka wysoko ustawionego policjanta, mogłyby nie prowadzić w tej chwili rozmowy, siedzieć w tym samym miejscu i wdychać zapach smażonych na grillu specjałów.
- Może… - zgodziła się, z zamyślonym wyrazem twarzy. - Chyba, że w tamtym biegu zdarzeń miałybyśmy ze sobą do czynienia za czasów szkoły
Nikt nie mógł tego wykluczyć. Istniało nieskończenie wiele wariantów ich życia, według tej poplątanej teorii wszechświatów równoległych. To już brzmiało jak rozterki cioci Aubree, do których Pria podchodziła raczej sceptycznie. Przynajmniej oficjalnie i lepiej żeby tak zostało. W przeciwnym razie Joan miałaby na nią całkiem niezłego haka, odsłaniającego tę wrażliwszą część osobowości.
Chciała dodać, że zawsze mogła założyć mundur z wieloma medalami i zaprezentować się w nim przed Terrell, ale to wyglądałoby albo komicznie, albo sugestywnie, w kierunku potencjalnych dwuznaczności. Po ostatnich docinkach w trakcie Warrenowej choroby wyczerpały już chyba limit zaczepek o drugim dnie.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała zgodnie z własnymi odczuciami, względem kontynowania przemytów. - Wszystko zależy od tego, jakie będą stawki i czy Greg nie będzie mnie chciał wyeliminować. Stanowię dla niego poważną konkurencję.
Podkreśliła słowa zabawnym uniesieniem brwi. Gość był tak niepewny własnej pozycji, że wszędzie węszył współzawodnictwo. Sądząc po tym podejściu, lada moment się złamie, a na jego miejsce wskoczy ktoś bardziej obrotny.
- Lubisz średnio wysmażone? - dopytała jeszcze, oglądając oba steki, przypieczone już w sposób medium rare. Osobiście przepadała za takim rodzajem grillowanego mięsa, dlatego przełożyła jeden kawałek na papierową tackę. Niestety ze względu na lekki pośpiech, Pria zapomniała o drugim zestawie sztućców, dlatego uznała, że dzisiaj zje swoje wykwintne, grillowe danie patykiem. Nie takie rzeczy się robiło w podróżniczo-przemytniczym zawodzie.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Dzięki. – Wzięła butelkę z napojem, którą położyła obok swoich nóg i zaraz sięgnęła do torby po wspomniany przelany alkohol. Odkręciła zakrętkę i najpierw zaciągnęła się zapachem sprawdzając, z czym miała do czynienia. Nie była wybredna, ale miała swoje preferowane alkohole lub te mniej tolerowane. Gin plasował się gdzieś pomiędzy, więc śmiało dolała go do napoju uprzednio biorąc z niego dwa większe łyki. Nie planowała się upić, ale odrobina procentów nie zaszkodzi zwłaszcza przy jedzeniu mięsa.
- Chciałabym zauważyć, że jesteś ode mnie – znacznie – starsza. – Odczekała chwilę, bo nie obyło się bez elementu droczenia. – Już wcześniej ustaliłyśmy, że w szkole nie miałybyśmy ze sobą do czynienia. – Teraz różnica wieku nie miała znaczenia, ale nastolatki mocno zwracały na to uwagę.
Szesnastolatka, która już była bliżej sięgnięcia po alkohol nie zadawała się z trzynastolatkami. Nie bez innego powiązania, które niestety między nimi nie istniało. Terrell sądziła, że najwcześniej spotkałyby się – o ironio – później, czyli zapewne na komisariacie, w którym Joan wylądowała tuż po powrocie do Lorne Bay (bo policjanci zgarnęli ją, żeby wiedziała, że mieli na kobietę oko). – Obawiam się, że byłabyś jednym z tych gliniarzy, którzy mnie nie znoszą i nic dziwnego, bo trzymałabyś stronę swoich kolegów pewna, że zabiłam własną matkę. – Wzruszyła ramionami, bo taka właśnie była prawda i nie było sensu przed nią uciekać albo koloryzować. Gdyby nie spotkanie w więzieniu i przypadkowe odkrycie przez Prie prawdy, raczej by się nie zakumplowały. W wersji, kiedy Warren zostaje policjantką a Joan nadal jest oskarżona o zabójstwo, zdaniem Terrell nigdy nie są sobie bliskie. Może gdyby matka Joan jakimś cudem przeżyła? Może gdyby nie doszło do tego całego ataku? Kto wie? Może Joan skończyłaby porządniejsze studia i teraz byłaby kimś więcej niż nędzną babką z HelpLine?
- Wiesz, kiedy mówisz o „eliminowaniu ciebie” mam ochotę powiedzieć, żebyś jeszcze raz to powtórzyła i się posłuchała. – Bo Warren mówiła to z taką prostotą, jakby rozmawiały o wyborze ciastka do kawy. Joan rozumiała, że to była codzienność kobiety, którą już nie ruszały zagrywki konkurencji. Ona sama również żyła w świecie bardzo podobnym do tego, a jednak wspomnienie o Gregu sprawiło, że zaczęła się martwić o Prie. Facet już w klubie okazał się czubem to się stanie, kiedy wokoło nie będzie ludzi, którzy mogliby go powstrzymać?
- Może być. – Nie wybrzydzała w kwestii jedzenia. Jadała różnie. Albo wcale albo zbyt drogo, żeby móc za to zapłacić, ale akurat tym się nie przejmowała.
Nie, nie była wybredna. Ani w kwestii jedzenia ani lokalizacji, z której z chęcią skorzystała. Otwarta przestrzeń i szumiąca woda uspokajała zmysły a dobrze przyrządzone jedzenie jedynie dodawało polotu. Musiała przyznać, że Pria się postarała i była jej za to wdzięczna, co okazywała kolejnymi podziękowaniami. Było ich przynajmniej z dziesięć zanim ruszyły w drogę powrotną i jeszcze trzy w trasie.

Podziękowała również po motelem, do którego chciała wrócić, bo jutro rano zamierzała długo popracować. Trochę zajęło jej nim wyszła z auta czując już skutki nadmiernej jazdy na łyżwach. Mięśnie jej lekko drżały i jutro na pewno będzie miała zakwasy, ale się tym nie przejmowała. Nie miała powodów, bo wróciła do miasteczka w dobrym humorze.
Wszystko zmieniło się, kiedy stanęła przed lekko uchylonymi drzwiami do swego pokoju. Na chwilę zamarła rękę wciąż trzymając w torebce, w której szukała kluczyka i wyjęła go pośpiesznie patrząc w kierunku odjeżdżającej Warren.
Pomachała do niej na pożegnanie i raz jeszcze się uśmiechnęła.
Nie chciała pakować kobiety w coś, co mogło być związane z Perth. Kto inny mógłby chcieć się do niej włamać? Długo się nad tym zastanawiała zanim pchnęła drzwi i pozwoliła im się otworzyć.
Stojąc w miejscu ostrożnie zajrzała do wnętrza, które wyglądało jak po przejściu huraganu. Nie tego spodziewała się po ludziach z Perth. Jeżeli ktoś nadal chciał ją dopaść to czekałby cierpliwie aż wróci bez robienia burdelu w motelu.
Zrobiła krok i potem kolejny dostrzegając, że brakowało wielu jej rzeczy. Z żalem zauważyła brak laptopa, resztek biżuterii, którą miała i.. pośpiesznie doskoczyła do szafy. Sięgnęła do góry pod dodatkową poduszkę na półce i w panice przesunęła ręką po pustej przestrzeni. Zrobiła to jeszcze raz zrzucając poduszkę i jęknęła żałośnie rozumiejąc, że gotówka, którą tam zostawiła również zniknęła.
Ktoś ją okradł i właśnie straciła wszystkie oszczędności oraz laptopa umożliwiającego jej zdalną pracę. Co gorsza, nie mogła wezwać policji; wiedziała, że jej nie pomogą. Może i spisaliby raport, ale na pewno nie kiwnęliby palcem aby odnaleźć sprawcę.
Zła i załamana ruszyła w stronę drzwi do pokoju obok, który był zajmowany głównie przez Świstaka. Parę razy uderzyła w twardą powierzchnię, ale nikt nie otworzył. Od właściciela motelu dowiedziała się, że Świstak zniknął i oto właśnie Joan odkryła powód włamania. Do tej pory nikt nie śmiał jej zaczepiać ani tym bardziej okradać, bo ludzie wiedzieli, że Świstak miał Joan na oku (lubił ją i na pewno zareagowałby, gdyby coś jej się stało, bo w ten sposób mógłby zapunktować). Teraz, bez tego durnego faceta w pokoju obok, Terrell stała się celem rabusiów, którzy z łatwością uporali się z zamkiem w drzwiach. W końcu to tylko podrzędny i marny motel, w którym kamery nie działały od dobrych pięciu lat.
Kurwa mać.

z/tx2 Val Warren
ODPOWIEDZ