przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
#8

Nie musiała długo przekonywać Joan, aby zabrała się razem z nią na wycieczkę, tuż po niezapowiedzianym podjechaniu pod motel. Dała przyjaciółce trochę czasu na przyszykowanie się, w międzyczasie rozmyślając nad tym, co mogło przytrafić się Świstakowi. Pomimo chęci dorwania go w jak najszybszym tempie, gość zwyczajnie zapadł się pod ziemię. Liczyła na wsparcie jednego z kumpli kuzynów, biegłego w odnajdywaniu osób z półświatka. Najczęściej tacy zaginieni kończyli z kulą w głowie, albo pod fałszywymi personaliami, na drugim końcu świata. Warren wątpiła jednak, aby Świstaka stać było na rozpoczęcie drugiego życia, pod innym nazwiskiem. Nie był nawet aż tak ważnym graczem.
Koniec końców i tak go dorwie. Choćby miała lecieć do pieprzonych Chin, albo znowu w stronę Ukrainy.
Zachowując w tajemnicy dokładny plan na dzisiejszy dzień, ruszyła w kierunku Cairns, bardzo zdawkowo odpowiadając na dociekliwe pytania ze strony Terrell. Warren kierowała się przede wszystkim dwiema kwestiami, przechowanymi w pamięci w nienagannym stanie. Jedną z nich było wyjście na łyżwy pomimo upalnej wręcz pogody, a drugą, ukończenie trzydziestu-sześciu lat przez jedną i jedyną pasażerkę Warrenowego BMW. Nie ma przecież mowy, aby Joan zapomniała o tak istotnym wydarzeniu. Może tylko specjalnie udawała, że niczego się nie domyśla?
Pria nie miała już wiele do ukrycia, gdy zajechała na parking, niedaleko krytej hali, skrywającej syntetyczne lodowisko.
- Chyba nie sądziłaś, że o tym zapomnę? - odezwała się krótko i bez zbędnego zwlekania, wyszła na zewnątrz, co by zamknąć samochód i razem z Joan skierować się w stronę wypożyczalni łyżew. Pria nie należała do osób szczególnie zaawansowanych w tym sporcie, ale potrafiła zrobić kilka kółek i nie zaliczyć przy tym zbyt wielu wywrotek. Za to początki zawsze bywały trudne. Przynajmniej dla tych przeciętnych, nieobdarzonych wyjątkowym talentem łyżwiarskim, jednostek.
- Pomogę ci - oświadczyła, gdy odebrawszy łyżwy, obie usiadły na ławce, celem zmiany obuwia. Joan trafiły się wiązane pary, które należało odpowiednio ciasno nawinąć. Pria miała w tym większe doświadczenie, dlatego bez krępacji kucnęła przy pierwszej założonej przez Terrell łyżwie, od razu sięgając po długie sznurówki.
- Wiesz, gdy pierwszy raz wylądowałam na lodowisku, spędziłam całą godzinę przy barierce. Tylko na moment się od niej oderwałam i wylądowałam tyłkiem na lodzie.
Wtedy było to bolesne, ale przynajmniej przyzwyczajało ludzi do przezwyciężania pewnego lęku.
- Bałam się przewrócić - doprecyzowała, zerkając krótko ku górze, na Joan. Właściwie, nie było to nic strasznego. Poza kilkoma siniakami można było rzecz jasna skaleczyć się ostrą łyżwą, ale to już nieco rzadszy typ kontuzji.
- Później, jak byłam na łyżwach z Jarrah, specjalnie odrywałam go od barierki.
Nawet jeśli młody wtedy chłopiec darł się wniebogłosy, próbując uciec przed terroryzującą go ciotką.
- Widziałam kiedyś faceta, kopiącego w dzieciaki dużą piłką, na lodowisku. To całkiem niezła zabawa. Przyzwyczajasz gnomy do upadków a przy okazji masz świetną rozgrywkę.
Zaśmiała się krótko, kończąc zawiązywanie sznurówek przy drugiej łyżwie Joan. Pozostawało tylko założyć te swoje i mogą ruszać na podbój syntetycznej tafli. Ludzi było sporo, ale nie na tyle dużo, aby ryzykowały częstym wpadaniem na nich.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Poradzę sobie – spróbowała zaprotestować, ale bezskutecznie. Nie chciała robić afery przy innych ludziach zwłaszcza, że gadałaby głupoty. Mogłaby upierać się przy tym, że wiedziała co i jak zrobić, ale ostatecznie pewnie za słabo albo za mocno zawiązałaby łyżwy. Bo czy był jakiś standard albo wymóg? Może nie powinny uciskać? Albo wręcz przeciwnie – powinny zatrzymać dopływ krwi do stóp? Szlag by to wiedział.
- Czuje się jak dziecko – stwierdziła luźno po napotkaniu wzroku faceta, który w ten sam sposób wiązał łyżwy swojej córce. Młodej się poszczęściło. Miał kto jej wiązać buty. Ba, ktoś nauczył ją jeździć i teraz pewnie śmigała niczym zimowa balerina.
Czy Joan jej zazdrościła? Na pewno. Nie było to jednak uczucie wyżerające ją od środka. Kiedyś ją ono nawiedzało, ale z biegiem lat była to już tylko melancholia. Chwilowy smutek, że nie doświadczyła tego, co inni; przynajmniej części rodzinnego życia. Nie katowała się tym, nie lamentowała i nie płakała. A jednak byłoby było, gdyby kiedyś ktoś zajął się nią tak samo jak ojciec tą dziewczynką.
Ze spokojem powróciła spojrzeniem na Warren opowiadającą historię o sobie, a potem o Jarrah. Szybko jednak znów spojrzała na małą dziewczynkę, która powoli stąpała na łyżwach w stronę lodowiska. Jak ona to robiła? Czy na tych cienkich ostrzach serio dało się chodzić, czy to umiejętność zarezerwowana tylko dla małych gibkich dzieci?
- Dziwne rzeczy cię kręcą, wiesz? – Kopanie piłką w dzieci to niezła zabawa? – Badałaś to? Mogę ci poszukać terapeuty, żebyś.. – Czując szturchnięcie zaśmiała się, bo od razu było wiadomo, że droczyła się z kobietą.
Odwróciła głowę w kierunku barierek i zmarszczyła nos zmartwiona najbliższą przyszłością. Było lato a ona nie stroniła od pokazywania nóg, które z siniakami już nie będą tak atrakcyjne.
- Umiem jeździć – oznajmiła wszem i wobec, kiedy Warren nagle wstała na nogi. Jak ona to zrobiła i czemu gromiła ją wzrokiem? – Dobrze, nie umiem – wymamrotała niechętnie. Miała osiemnaście lat, żeby się tego nauczyć, a jednak zero okazji aby to zrobić. – Chyba nie myślisz, że na nich wstanę? Nie wierzę, że robisz to tak po prostu. Na pewno trenowałaś latami albo jest na to jakiś magiczny napój. – Umyślnie przesadzała, bo przecież nie wierzyła w istnienie substancji poprawiających umiejętności. Praktyka czyniła mistrza a ona miała zerową w przeciwieństwie do strachu, który rósł w oczach.
Przełknęła ślinę i bardzo niepewnie z pomocą Prii wstała z ławki.
Jeżeli złamię nogę, to codziennie będziesz mi gotować obiad. I chce bułeczki Aubree. Nie takie bułeczki, zboczeńcu. Te ze szpinakiem. – Klepnęła kobietę w ramię z drżącymi nogami człapiąc w stronę lodowiska. Czuła, że nagle straciła kontrolę. Grunt pod nogami był bardzo ważny, a jednak teraz stał się bardzo niestabilny, co pobudzało kolejną dawkę paniki.
Zacisnęła zęby stawiając pierwszy krok na lodzi. Od razu poczuła jak łyżwa pragnie uciec dalej, więc złapała się barierki i w duchu postanowiła, że będzie jak kiedyś Warren; spędzi tu całą godzinę.
- Ja tu zostaje. Jest dobrze. Dotknęłam lodu. To pierwszy krok. – Kto się śpieszy ten.. wiadomo. – Pria, proszę, zrobię z siebie idiotkę – jęknęła na widok wyciągniętej ręki kobiety, która zachęcała ją do puszczenia barierki. W końcu się przemoże, ale na początku musiała wyrazić swój strach przed odejściem od barierki.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
To chyba dobrze, że Joan czuła się trochę jak dziecko? Najmłodsi zawsze mają na lodowiskach najwięcej frajdy, chyba, że należało się do bandy cykorów, uczepionych barierek. Pria coś o tym wiedziała, przynajmniej na samym początku swojej przygody z łyżwami.
- Istnieje pewien magiczny napój, ale myślę, że najpierw musisz opanować podstawy, zanim zaczniesz śmigać pod jego wpływem.
Miała tutaj na myśli głównie grzańca. Nie wypadało co prawda jeździć na łyżwach pod wpływem, szczególnie na lodowiskach obleganych przez tłumy, ale od czasu do czasu…
Szkoda odmawiać sobie pewnych przyjemności, wszak życie ludzkie z perspektywy wszechświata było zaledwie nic nieznaczącym, trwającym ułamek sekundy, przebłyskiem. Dlatego też, najlepiej wyciągnąć z niego, ile się tylko da.
To był dopiero początek, a już nasłuchała się przynajmniej tuzina obaw, urojonych w głowie Joan. Najwyraźniej podzielała niegdysiejszy strach Warren, związany z upadkiem na taflę. Tyle, że w tym nie było nic strasznego. Przynajmniej z punktu widzenia Prii.
- Zdajesz sobie sprawę, jak seksistowsko to zabrzmiało? - zapytała zaczepnie, mając na myśli codzienne gotowanie obiadów. Jasne, Warren zdarzyło się co i raz upichcić coś dobrego, chociaż na dłuższą metę nie wyrobiłaby w kuchni. Miała zbyt dużo spraw na głowie, aby siedzieć w garach. Ale hej, jeden z jej kuzynów z pewnością wyręczyłby ją w kulinarnych rewolucjach.
- I przestań krakać, bo w końcu wykraczesz - a żadna z nich raczej nie potrzebowała złamanej nogi. Ten potencjalny scenariusz mógłby nieco zmienić perspektywę i zesłać złamaną nogę na przykład losowemu facetowi, na którego przypadkiem wpadnie Joan. Kto wie, może w ostateczności wpadliby sobie w oko? Wątek wręcz wyrwany z romantycznej komedii świątecznej.
Razem z Terrell przeszła w końcu na taflę, obserwując z zaciekawieniem pokraczne ruchy towarzyszki. Przynajmniej nie zamykała się na nowe doświadczenia tak zupełnie, z grymasem obrażonego dziecka.
- Masz dwie opcje – zaczęła, poruszając się tyłem przy barierce, razem z Joan. Trzymała ją za jedną rękę, kiedy druga, należąca do pani psycholog sunęła wzdłuż bezpiecznego oparcia.
- Albo zaufasz moim zdolnościom i będę cię trzymać za ręce, albo przyprowadzę pingwinka.
Głową skinęła w stronę plastikowego nielota, wspomagającego pulchnego chłopca w jego próbach łyżwiarskich. To żaden przypał wspomagać się takim sympatycznym przyjacielem. Chyba, że z perspektywy Joan, wyglądałaby jeszcze idiotyczniej, używając narzędzia do nauki dla dzieci.
- W sumie… młody miałby przynajmniej towarzystwo - mruknęła jeszcze, zerkając na chłopca, wyglądającego na mało zadowolonego ze swoich prób jazdy. Widok dorosłej osoby korzystającej z pingwinka z pewnością dodałby mu otuchy. Przy okazji, być może Terrell uznałaby ten jakże uroczy chodzik za świetny wynalazek?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Od kiedy to stawiasz warunki? – wtrąciła słysząc zapowiedź wyboru tylko z dwóch opcji. Sama zdecydowałaby się na trzecią, czyli wycofanie, ale wtedy okazałaby brak szacunku wobec niespodzianki i pamięci Warren. Kto by pomyślał, że po osiemnastu latach kobieta nadal kojarzyła ich jedną z pierwszych rozmów, podczas których zaczynały się otwierać? To było miłe, ale też przypominało Joan, że przez ten czas nawet nie postarała się zrobić tego sama. Tylko, że wtedy jak durna stałaby przy barierkach i.. nic więcej.
Spojrzała na dzieciaka ze wspomnianym pingwinkiem. Ktokolwiek wymyślił tego typu podpórkę był geniuszem. Za ich czasów takich nie było. Przynajmniej Joan nie widziała niczego podobnego, kiedy razem z bratem wymknęli się na autobus do Cairns, żeby sobie nieco pozwiedzać. Matki i tak nie było przez parę dni, więc nie zauważyła, że dzieciaki zniknęły aż do wieczora.
- Muszę najpierw zobaczyć te całe twoje „zdolności”. – Może Warren ją wkręcała i również nie umiała jeździć? To że śmigała przy niej do tyłu jeszcze niczego nie oznaczało, dlatego zabrała dłoń, którą trzymała Pria i palcem nakręciła kółeczko. – Dawaj, dawaj. – Niech pokaże jak się jeździ. Joan z chęcią popatrzy i choć mogłaby wtedy przyjrzeć się nogom oraz technice, to z uśmiechem obserwowała kobietę powyżej tułowia. Dwa małe kółeczka blisko okupowanej przez Terrell ściany wystarczyły aby ocenić, czy tamta faktycznie miała jakiekolwiek zdolności.
Przez chwilę robiła minę, jakby się zastanawiała i nagle rzuciła:
- Jednak wolę pingwinka. – Czyżby zdolności Prii jej nie przekonały? – Żartuje. Chodź tu. – Machnęła ręką i poczekała aż kobieta do niej podjedzie. – Jeżeli zobaczę, że specjalnie zrobisz coś abym się wywaliła to powiem Aubree o przygodzie z motorówką. – To miała być groźba, ale tak naprawdę nie zrobiłaby tego. Nie wrobiłaby Warren ani nie stresowałaby starszej schorowanej kobiety wypadkiem na wodzie. A jednak palcem wskazującym pogroziła Warren podkreślając żartobliwy ton wypowiedzi i dopiero potem podała jej drugą rękę.
Niepewnie postawiła obie nogi w lekkim rozkroku i.. nic nie robiła. Miło było, gdy ktoś tak cię ciągnął, co Prii szło bardzo dobrze.
- Tak to mogę jeździć. – Prowadzona przez drugą osobę. Nie ważne, że z boku wyglądała straszne pokracznie, bo jeszcze nie czuła się pewnie ani stabilnie na łyżwach. – O nie. Nie będę się ruszać. To był twój pomysł, więc teraz przez cały czas będziesz mnie ciągnąć. – Przez całą godzinę albo dłużej, o ile Warren da radę. – Muszę coś ci powiedzieć. – Albo zagadać, żeby nie musieć próbować samej przybierać nóżkami. – Dałam się zwieść przez twoją ciotkę i przez przypadek raz nazwałam cię Prią – przyznała się nie tylko do wykorzystania pierwszego imienia przy innej osobie, ale także do tego, że gdy została sama na sam ze starszą kobietą, to rozmawiały o Warren. – Niestety, ale nie umknęło to jej uwadze. – Skrzywiła się niezadowolona z siebie i zaraz z zaskoczeniem spojrzała na towarzyszkę. Próba zagadania była dobra, ale i tak usłyszała od niej, że ma ruszać nogami. Powoli i ostrożnie, trochę na boki.
Terrell opuściła wzrok i uparcie patrzyła na swoje nogi. Lewa i prawa. Lewa i prawa. Czemu to takie trudne?
Z niepocieszeniem uniosła wzrok i na widok rozbawionej miny Warren posłała jej ostre spojrzenie.
- Nabijasz się ze mnie? - Wcale nie miała jej tego za złe. Z boku na pewno musiała wyglądać zabawnie. Tańczyć umiała, w łóżku robiła cuda i miała wyćwiczony cat walk, ale teraz była jak zabawny szczeniak, który próbując wstać rozbawiał całą publikę.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
A jednak, nie mogło obejść się bez wywrócenia oczami, w odpowiedzi na żądanie zaprezentowania zdolności łyżwiarskich. Czyżby Joan wątpiła w słowa swojej nauczycielki?
- I tak miałam rozprostować nogi, więc… - wzruszyła ramionami, nim pomknęła dalej, odhaczając te wspomniane dwa kółka. Nie robiła tego szczególnie szybko, albo wyjątkowo wolno. Zachwiała się przy drugim okrążeniu, ale w porę złapała równowagę, co dla postronnych osób było mało zauważalne. Jednym słowem, Warren powinna z całą pewnością wzbudzać zaufanie początkującego łyżwiarza.
Zatrzymała się obok Terrell, z głośniejszym skrobnięciem łyżew o nawierzchnię lodowiska. Wlepiła w nią również wyczekujące spojrzenie, które szybko zamieniło się w minę pełną pobłażania.
- A jeśli zrobię to niespecjalnie? - niestety, nie mogła zapewnić Joan braku wywrotek. Plus syntetycznego lodowiska był taki, że zbyt szybko nie odmrożą sobie tyłków, w razie twardych lądowań. To jakby nie patrzeć, bardzo pozytywna strona dzisiejszej wyprawy.
W każdym razie, Pria niewiele sobie robiła z tych łagodnych gróźb, bo czymże one były, jeśli nie zaczepkami, tak ochoczo stosowanymi przez Joan? Obie mogły dojrzeć przez ostatnie osiemnaście lat, jednak pewne sprawy się nie zmieniały.
Pokręciła na boki głową, widząc, jak Terrell trzyma nogi w tym samym położeniu, niczym pingwinek-podpórka, o którym przed chwilą wspomniały.
- Zawsze jesteś taka bierna? - jawnie podpuszczała Joan, co w gruncie rzeczy świadczyło o jej dobrym nastroju. Wciąż nie zamknęła sprawy ze Świstakiem, ale miała sytuację pod kontrolą. Wypadało również, aby odrywała się od tego myślenia o zemście. Szanujący się terapeuta z pewnością podzielałby jej zdanie.
- A ty chętnie na niego przystałaś - odparowała, w kontekście tego, czyim pomysłem było wyjście na lodowisko. Jeśli Joan miałaby dość, Pria nie miałaby problemu z opuszczeniem tafli. Mogłoby się okazać, że łyżwy są koniec końców strasznie nudne w mniemaniu Terrell, co zaprowadziłoby je do innych aktywności, niekoniecznie łatwiejszych. O nie, Warren z przyjemnością zafundowałaby swojej towarzyszce niezapominane przeżycia, być może z motywem desek surfingowych w tle. Na naukę pływania również nigdy nie powinno być za późno.
Pomimo słów wypowiadanych przez Joan, patrzyła pod ich nogi, śledząc progres. Ktoś tu się jawnie obijał.
- Tak? - skomentowała tylko, na wzmiankę o użyciu pierwszego imienia, w towarzystwie ciotki. - I jak zareagowała?
Nie podnosząc głowy, lekko trąciła swoim butem łyżwę Terrell, zmuszając ją do przynajmniej minimalnego odpychania się od śliskiej powierzchni.
Pokręciła głową na boki, pomimo rozbawienia, widocznego na twarzy.
- Wyglądasz bardzo poważnie, gdy próbujesz się na czymś skupić - skwitowała, pijąc w tym momencie do pilnowania poszczególnych ruchów nóg. - Dobrze ci idzie. Widzisz? Nie taki diabeł straszny.
Co prawda Joan nie uważała łyżew za zło wcielone, ale nie zaszkodzi w taki sposób tego skomentować. Tak na zaś. Na wypadek, gdyby po pierwszym upadku Terrell zaczęła przeklinać swoje ciągoty do próbowania nowych rzeczy.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie wiem. Oceń. Jestem? – Sugestywnie uniosła jedną brew do góry czekając na ocenienie swojej domniemanej bierności, co oczywiście było przemyślając zagrywką. Obie dobrze wiedziały, o czym mówiła. Były dorosłe. Mogły być zbereźne i żartować na ten temat. – Czyżbym cię zawstydziła? – Bezczelnie patrzyła kobiecie w oczy zapominając o tym, co działo się na dole. Tylko na moment, bo gdy lewa noga nagle zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do prawej to lekko spanikowała. Pośpiesznie podniosła ją i odstawiła bardziej na bok, przy tym mocniej zaciskając palce na dłoniach Prii. Gdyby nie ludzka podpórka to na pewno by się wywaliła.
- Nie dałaś mi wyboru. – Wciąż jednak nie brzmiała tak, jakby miała do Warren pretensje. Owszem, mogła odmówić albo zrezygnować choćby już teraz. Nie chciała jednak odwrócić się plecami do pomysłu towarzyszki zwłaszcza, że gdyby nie ona to Joan nigdy nie zdecydowałaby się na łyży. Po prostu nie widziałaby w tym sensu. Miała już swoje lata, więc po co uczyć się jeździć? Teraz przynajmniej miała przewodnika i motywację, żeby tak łatwo nie odpuszczać. Mogła marudzić, a potem wytykać Warren każdy nabity siniak, ale to tylko zaczepki nie mające związku z gniewem albo prawdziwymi pretensjami.
- Zdziwiła się i zapytała mnie o to, ale nie zdążyłam zareagować, bo wtedy wróciłaś z narady z Jarrah.
Po chwili warknęła jak wściekły pies czując umyślne pchnięcie jej nogi, ale nie odrywała wzroku od stóp. Nie do końca rozumiała tego dziwnego ruchu na zewnątrz. Na pewno byłoby jej łatwiej, gdyby wcześniej umiała jeździć na rolkach, ale i tego nie było Joan dane się nauczyć.
- Nie taki diabeł straszny, bo jesteś obok – rzuciła od razu cały czas skupiona na swoich nogach, które wciąż były zbyt sztywne, przez co każdy kolejny „krok” wydawał się niezwykle trudny. – Co robisz? – Z szeroko otwartymi oczami spojrzała na Warren czując jak ta zabiera jedną rękę. – Val, to jeszcze za wcześnie. – Chciała prosić o powrót do trzymania się dwoma rękoma, ale wtedy zauważyła chłopca z pingwinkiem. Warren tak bardzo skupiła się na nagłej zmianie taktyki, że jadąc tyłem nie zauważyła niebezpiecznie zbliżającej się przeszkody.
- Junior – zawołał ktoś z prawej strony.
- Uważaj. – Zamiast przyciągnąć Prie ku sobie, co na pewno wywołałoby upadek ich obu, jedną wolną ręką lekko odepchnęła kobietę i puściła drugą dłoń. Kto jak kto, ale jej nauczycielka nie mogła być poobijana.
Została sama ze sobą. Sama z łyżwami i pingwinkiem, którego starała się ominąć czyniąc przedziwne ruchy. Rozłożyła ręce jakby do lotu i kiedy uznała, że – cholera jasna, trzymam równowagę – jednocześnie mijając chłopca z pingwinkiem, to z zadowoleniem spojrzała na Warren. Czy widziała, jak Joan robi koślawy popis i wychodzi z tego cało?
Błędem jednak było szukanie poklasku, bo otoczenie wciąż stanowiło duże zagrożenie, którego się nie spodziewała. Nim spostrzegła reakcje Prii poczuła, jak ktoś trąca ją ramieniem rzucając krótkie „Sorry” i jednocześnie wbijając gwóźdź do trumny.
Fiknęła mocno obijając sobie pośladki. Zmrużyła oczy kątek oka dostrzegając obok siebie parę nóg.
- Wisisz mi masaż. – Wyciągnęła rękę, bo sama na pewno nie wstanie. Upadek nie był przyjemny i na pewno dorobiła się siniaka, ale nie wspominała nic o rezygnacji. Stało się. Co gorszego może się wydarzyć?

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Do wiarygodnej oceny potrzebowała większego obycia przy Joan, o czym już miała powiedzieć, kiedy wyłapała znaczące spojrzenie. O nie, tak łatwo podpuścić się nie da.
- Jak widzisz, cała wręcz płonę ze wstydu - skomentowała ironicznie, wraz z porozumiewawczym mrugnięciem. Tak jak mogłoby się wydawać, Prię niezwykle trudno zawstydzić. Zdarzały się takie sytuacje, acz występowały średnio raz w roku, albo jeszcze rzadziej. Wszystko zależało od okoliczności, a Joan, chociaż dopiero poznawały się po dłuższej przerwie, raczej jej nie peszyła. Przynajmniej z aktualnego, bardzo subiektywnego punktu widzenia.
Cóż, mogłaby zamiast łyżew, wyciągnąć przyjaciółkę na plażę albo do jakiejś restauracji, ale podejrzewała, że wszystkie te rzeczy Terrell miała już kiedyś odhaczone. Postawiła więc na realizację jednej z obietnic, złożonych jeszcze w więzieniu. Chciała przez to dać Joan do zrozumienia, że nie rzucała słów na wiatr. Trzymała się tego podejścia również w trakcie odsiadki, jednak po wyjściu z paki, wciąż przykładała do tego dużą wagę. Jeśli już cos komuś obiecywała, to dotrzymywała tej obietnicy, choćby miała na rzęsach stanąć.
Podejrzewała, że pytanie ciotki jeszcze wróci do Joan, jeśli spotkają się po raz kolejny. Nie musiała odpowiadać na nie zgodnie z prawdą. Kłamstwo ma co prawda krótkie nogi, ale jeśli Terrell wolała pewne sprawy zostawić dla siebie, Aubree powinna to zrozumieć. Oficjalnie była tylko ciotką jej byłej współlokatorki z więzienia.
Wcale nie uważała, aby jej obecność powodowała łatwiejsze uporanie się z utrzymywaniem równowagi w łyżwach. Pingwinek sprawdziłby się równie dobrze, ale to chyba lepiej, że Joan wybrała towarzystwo Warren. Mogły razem doświadczać trudnych początków łyżwiarskich, przy czym Prii pozostawała perspektywa obserwatora. Potrafiła utrzymać równowagę w razie delikatnego wpadnięcia na kogoś innego, więc postanowiła nieco przyspieszyć dzisiejszą lekcję. Pomimo małych zaczepek, uważała, że Joan radziła sobie na lodzie nie najgorzej. Wcale nie było za wcześnie na zmianę strategii, co podkreśliła z uśmiechem, kontrolując wszelkie gwałtowne ruchy ze strony Terrell. Nie spodziewała się nadjeżdżającego dziecka, mimo to dała się odepchnąć, posyłając kobiecie zaskoczone spojrzenie. No proszę, Joan dała się porwać chwili i pomimo swoich oporów, wreszcie postawiła na samodzielną jazdę! Te kobiety to jednak ciężko czasami zrozumieć. Mówią jedno, robią drugie, gdzie w tym wszystkim jakaś logika?
Z uznaniem pokiwała głową, widząc jak Joan wychodzi z kolizyjnego kursu. Mała wywrotka nie zrobiłaby jej niczego złego, ale to nawet lepiej, że dała radę wyminąć dzieciaka. To się właśnie ceniło; wyjście z inicjatywą i przyłożenie do nauki.
Do pewnego momentu.
Widząc, jak Joan zalicza pierwszy upadek na lodzie, podjechała do niej, aby skontrolować stan poszkodowanej. Na szczęście, sposób zderzenia z taflą, okazał się bardzo bezpieczny. Upadek na cztery litery zawsze brzmi lepiej niż na plecy, albo kolana. Niektórzy posiadają nawet warstwę amortyzacyjną, a to bardzo pomaga.
- Masaż pośladków? - dopytała jeszcze, chwytając wyciągniętą dłoń. - Mam w nim całkiem niezłą wprawę.
Nie chwaląc się.
Poinstruowała Joan, aby skierowała czubki butów do wewnątrz, przy okazji gramolenia się na równe nogi. Najlepiej wstaje się co prawda z kolan, ale jeśli towarzyszka wolała inaczej, Pria nie kwestionowała tego wyboru.
- Aubree chciała, żebym zaprosiła cię na rodzinny obiad - przekazała, bo chciała znać zdanie Terrell w tym temacie. - Co o tym myślisz? Dasz się wyciągnąć za jakiś czas?
Nie musiały iść od razu nazajutrz, albo w tym tygodniu. Wszystko zależało od podejścia Joan, bo być może miała jakieś plany, które uniemożliwiały udział w obiedzie? Mogła też zwyczajnie nie czuć się na siłach.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Liczę na to. – Na wprawę w sprawnych rękach Warren. – Uratowałam cię przed upadkiem. Zasłużyłam. – Poświęciła się nie na żarty. Kalkulacja była prosta. Upadnie albo jedna albo dwie. Wykonany przez Joan manewr był cudem i nawet gdyby jakiś facet nie trącił jej ramieniem, to ostatecznie sama wpadłaby na kogoś albo straciłaby równowagę, bo machanie rękoma nie było najlepszą ku temu techniką.
Nie myślała o innej technice wstawania. Nie znała się na tym pewna, że wraz z pociągnięciem Warren uda jej się bez problemu wstać do góry. Spięła się cała i próbowała utrzymać łyżwy w miejscu, ale te jak na złość odrobinę podjechały do przodu. A jednak Joan się nie bała. Wiedziała, że kobieta ją złapie i przytrzyma, co też się stało a na co zareagowała delikatnym uśmiechem.
- Lecimy dalej? – Upewniając się wyciągnęła drugą dłoń sugerując, że potrzebowała jeszcze chwili „oburącz”. Być może nie powinna tak perfidnie wykorzystywać Warren, która w tym czasie mogłaby pośmigać kółka na lodzie, ale jak Joan wspomniała, czuła się z nią bezpieczniej. Pingwinek nie poinstruuje, nie rzuci wyzwaniem ani nie pogada. Tak było lepiej, co Terrell bezczelnie wykorzystywała.
- Myślę.. – Właśnie co? Teraz już udawała, że bardzo skupiała się na swoich nogach, ale tak naprawdę nie była pewna, co dokładnie czuła w temacie zaproszenia. To było bardzo miłe i pochlebiało Joan, ale.. – Rodzinny obiad – powtórzyła cicho, bo w tym określeniu był pies pogrzebany. – Dawno na takim nie byłam. – Ostatni rodzinny obiad zjadła w dniu śmierci matki. Wcześniej były one różne. Raz jedli w trójkę a raz tylko we dwójkę z Hyde’m. Nie wszystkie wspominała źle. Po prostu dotarło do niej, że przez tak wiele lat nie była częścią podobnego wydarzenia. – Mogę coś ci wyznać? – zapytała nagle i choć znała odpowiedź to chciała być pewna, czy to była dobra pora na poważną prywatę. – Przez matkę rodzina była dla mnie czymś złym. Wiem, że nie każda taka jest, ale mimo wszystko nie znosiłam tego określenia. Unikałam wszystkiego, co było związane z rodziną. – Swojej nie miała (bo jeszcze wtedy nie kontaktowała się z bratem), ale zdarzało się, że znajomi z pracy zapraszali ją na rodzinne obiady, kolacje albo nawet na święta. Na samą myśl ją mierziło. Nie wyobrażała sobie siedzieć wśród jakiejś familii ze świadomością, że swojej nie miała. Że jej własna była zjebana. – A jednak, kiedy wiązałaś mi łyżwy, zauważyłam ojca robiącego to samo swojej córce i pomyślałam jak dobrze byłoby tego doświadczyć. Teraz już oczywiście za późno – Czasu nie cofnie i nie będzie miała super ojca ani świetnej matki, która nadrobi z nią stracone lata. – ale przecież mogę mieć własną rodzinę. – Drugą połówkę, dzieci i w miarę ustatkowane życie. Byleby unikać chorób psychicznych, przemocy i zabójstw między sobą; taka rodzina na pewno jest super.
Mówiąc to cały czas patrzyła pod nogi, którymi już nie stała w miejscu. Starała się nimi ruszać jako tako jadąc do przodu. Dziś nie dostanie mistrzynią łyżwiarstwa, ale może coś załapie.
- Więc jeśli pozwolisz – Uniosła wzrok z delikatnym uśmiechem patrząc na Prie. – z chęcią przekonam się, jak wygląda rodzinny obiad u w miarę normalnych ludzi. – „W miarę” podkreśliła bardzo dosadnie znów drocząc się z kobietą. Nie znała rodziny Prii i nie wiedziała jacy oni byli, ale na pewno nie mogło być gorzej niż u Terrellów. – Twoi bracia nie będą mieli nic przeciwko? – Z góry założyła, że również tam będą, chociaż mogło rozchodzić się tylko o Aubree i Warren. W końcu to też rodzina.
- Uwaga znowu pingwinek. - Tym razem zauważyła go wcześniej kupując im czas na wspólny manewr mijania, podczas którego świadomie puściła jedną rękę. Nogi znów jej zesztywniały, ale to był odruch, żeby jakoś utrzymać równowagę.
- A ty? Chciałabyś mieć rodzinę? Żone i dzieci? - Nie wszyscy pragnęli tego drugiego, co było całkowicie zrozumiałe, jednak w tych czasach związek jednopłciowy nie wykluczał posiadania dziecka a z tego, co Joan się orientowała w paru prowincjach było to zalegalizowane.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Widząc chęć Joan do dalszej jazdy pomimo upadku, przystała na ponowną jazdę za ręce, przy okazji obserwując otoczenie kątem oka. Niektóre wywrotki bywały zabawne, ale lepiej unikać zbyt częstego zderzania z twardą nawierzchnią. Najgorzej, kiedy po tych wszystkich atrakcjach człowiek nie mógł nawet posadzić tyłka na kanapie, bez ostentacyjnego krzywienia się.
To nietypowe. Sądziła, że skoro Joan zaangażowana była w kilka związków, miała okazję poznać rodzinę przynajmniej jednego swojego partnera i przywykła do rodzinnych spotkań. Nie była na tyle dociekliwa, aby wypytywać o życie uczuciowe Terrell. Poprzednim razem otrzymała bardzo ogólnikowe odpowiedzi i widziała niechęć do rozwijania tych tematów. Być może Joan również przeszła przez nieprzyjemne rozstania i zwyczajnie nie chciała wracać do tamtych momentów.
Żałowała, że określenie, związane z rodziną źle kojarzyło się jej towarzyszce. Każde dziecko zasługiwało na kochający dom i odpowiednią opiekę. Niestety, świat rządził się swoimi prawami i to, co działo się za zamkniętymi drzwiami domostw, nie zawsze wychodziło do reszty ludzi. Czasami za późno było na odpowiednią reakcję, co miało miejsce w przypadku Terrellów. To również z tego powodu starała się mieć oko na Joan w więzieniu, aby nie wpadła dodatkowo w kłopoty, albo złe towarzystwo.
Nie wiedziała również o tym, że Terrell chciałaby mieć swoją rodzinę. Miała brata, ale jego ostatnio brakowało w życiu starszej siostry i być może to uczucie potęgowało chęć stworzenia czegoś własnego, na nowych, wolnych od patologii, zasadach.
Zerkała to na Joan, to pod ich nogi, słuchając z uwagą wypowiadanych słów. Nie miała nic szczególnego do dodania, więc dopiero przy pytaniu o braci zdecydowała się odezwać.
- Myślę, że będą wręcz zachwyceni - stwierdziła zgodnie z prawdą, nie używając tym razem ironii. - Rzadko kiedy kogoś przyprowadzam. Właściwie… nie przyprowadzałam nikogo.
Nawet jeśli była w związkach, stanowiły one bardzo przelotny nieugruntowany koncept. Czasami zdarzało się, że bracia wpadali na jakąś delikwentkę i to samo miało miejsce w przypadku ciotki, aczkolwiek, o żadnych, rodzinnych obiadach nikt wtedy nie myślał. Zdaje się, od samego początku Aubree była sceptycznie nastawiona do takiej Mii, mocno zapatrzonej w siebie. Szkoda, że Pria nie dostrzegła tego w podobny sposób.
- Skąd to pytanie? - skomentowała kolejne słowa rozbawionym uśmiechem, acz kryło się pod nim lekkie zakłopotanie. Mało kiedy ktoś zadawał jej podobne pytania, bo odpowiedź była wręcz widoczna w podejściu Warren do podobnych kwestii.
- Wyglądam ci na kogoś pokroju dobrego rodzica?
Ok, pakowała się w mnóstwo nielegalnego szajsu i igrała z prawem, ale dała radę przyłożyć rękę do wychowania takiego Jarrah, którego o dziwo nie zepsuła. Chociaż momentami, kto wie. Może chłopak wciąż skrywał w sobie pewną traumę, spowodowaną zgubieniem go w sklepie, albo ciąganiem do domu strachów, czego wtedy niezmiernie się bał.
Mimo wszystko…
- Może - wzruszyła lekko ramionami. - Jeśli trafiłby się ktoś, kto nie uciekłby zbyt szybko, po kilku latach.
Jednocześnie nie chciała się pakować w typowy, nudny związek, w którym ciężko znaleźć wspólne tematy do rozmowy. Nie potrzebowała kogoś, kto będzie tylko dodatkiem do jej życia, pokroju robota kuchennego, albo sprzątaczki. Jeśli już miała się w coś znowu wpakować, chciałaby, aby było to zdrowe i przypominające partnerstwo, niż bycie zależnym od siebie nawzajem.
- To już się robi zbyt monotonne - skomentowała ich trzymanie za ręce, jak na szkolnej dyskotece w podstawówce. - Potańczymy trochę. Umiesz walca?
Bez wahania złapała Joan w pasie, drugą rękę kierując nieco na bok.
Widząc zaskoczone spojrzenie, jedynie zaśmiała się, kręcąc głową.
- Powoli, bez paniki. Jedna nóżka i druga. Jedna i druga i tak na zmianę. Łapiesz?
Trącała nogami łyżwy Terrell, próbując przy okazji zachęcić ją do wspomnianych ruchów. W gruncie rzeczy, nie radziła sobie najgorzej.
- I teraz przejdź jak do tanga. No dawaj, co na mnie tak patrzysz? Idziemy w prawo.
A jednak, nie potrafiła powstrzymać rozbawienia, cisnącego się na usta.
- Tylko nie kręć się w kółko. Jak zaczniesz się kręcić to zatańczymy cha chę i nie będzie tak łatwo.
Jeszcze ich wywali z planszy, albo wpadną w ludzi i wszyscy upadną jak rozbite kręgle. Kto by pomyślał, że lekcja jazdy na łyżwach będzie taka beztroska i zabawna? Warren zdecydowanie brakowało podobnych chwil w życiu. Nic tylko jakieś przemyty, cackanie się ze Świstakami. Można oszaleć.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Tak po prostu. – Skoro już była przy temacie rodziny, to mogła zapytać o to Warren. – Podaj mi definicję dobrego rodzica. – Posłała kobiecie cwany uśmiech wcale nie oczekując odpowiedzi. Wzięła ją pod włos sugerując, że nie dało się wprost opisać dobrego rodzica. Dla każdego będzie to co innego. Każdy miał swoje własne idee oraz podejście i dopóki dziecko nie żyło w przemocowym środowisku (fizycznym oraz psychicznym), to wciąż można mówić o dobrym rodzicielstwie. Inne techniki i podejście byle efekt był ten sam, czyli usłyszenie od dziecka „Dobra z ciebie mama”.
- Czemu z góry zakładasz, że ktoś miałby od ciebie uciec? – zapytała wyłapując tę zależność, która jak sądziła miała związek z dotychczasowymi doświadczeniami Warren. Samo słowo „ucieczka” brzmiało źle a sugerowanie, że ktoś miałby to zrobić Prii świadczyło o jej małym zaufaniu do bliskich relacji. Do tego, że być może chciała się w taką zaangażować, ale za bardzo się bała.
Joan posłała jej ciepły uśmiech szybko wyrzucając z głowy tę cholerną analizę. Powinna przestać to robić, a jednak zainteresowanie towarzyszką to naturalna część przebywania z drugą osobą. Terrell nie należała do ignorantek zwłaszcza, że miała do czynienia z kimś, kogo był najlepszym co spotkało ją przez sześć lat odsiadki.
- Słucham? Ja tu walczę o życie. – Każdy krok na lodzie to wyzwanie, którego nie nazwałaby monotonnym. Musiała jednak wziąć poprawkę na doświadczenie Warren, która na pewno wolałaby wycisnąć z tego coś więcej niż tylko bycie ludzką podpórką. – Co? – Nie zdążyła w pełni zareagować na pytanie a Pria już stała bliżej w eleganckiej tanecznej pozycji. Nie miała czasu na przetworzenie informacji i na bunt czując wymuszone ruchy stóp, na które próbowała spojrzeć. W tańcu nie powinna, ale to nie jej wina, że parkiet był śliski.
- Robisz to specjalnie – jęknęła pewna, że wszystko to uknuty plan przeciwko niej zwłaszcza, że tango to taniec, w którym ruchy nóg są najbardziej skomplikowane i wymagają precyzji, której Joan brakowało na lodzie. Co innego tańczyć w normalnych warunkach a co innego, kiedy nie miała pełnej stabilności. Przy każdym ruchu była pewna, że się wywali.
- Hej, śmieszku. – Całą dłoń przyłożyła do jej twarzy zakrywając usta, które bezczelnie się z niej nabijały. Od razu odwzajemniła uśmiech zadowolona ze swego uczynku. – I co teraz? Ej.. – Czując, że Warren luzuje jedną rękę i jak sama „zjeżdża” bardziej na bok zabrała dłoń rzucając kobiecie ostre spojrzenie. – Tak chcesz sobie pogrywać? – Wycelowała w nią palec doskonale wczuwając się w gierkę zapoczątkowaną przez niecną przemytniczkę. Tamta musiała coś wyczuć, bo puściła Joan i odjechała. – Dopadnę cię i nic mnie nie powstrzyma. – Choćby miała cały czas być w tyle, co było do przewidzenia, bo jej umiejętności nadal były marne. Naprawdę się starała, ale wciąż jechała koślawo, niepewnie i zbyt wolno, żeby złapać uchachaną Warren. – Już nigdy nie zrobię ci grzańca! – zawołała ignorując, że inni to słyszeli. Nie miała przewagi w prędkości jazdy, więc mogła pogrozić. – I przez miesiąc będziesz mi robić masaż pośladków! – A niech inni wiedzą, jak miała dobrze! Nawet co poniektórzy pozazdrościli z zaskoczeniem patrząc na Joan a potem na Prie. Przez ich uśmiechy nikt nie był pewny, czy mówiła prawdę, ale część osób z chęcią to sobie wyobraziła. Niech mają coś z życia.
Westchnęła rezygnując z bezcelowego pościgu tuż po tym, gdy niespecjalnie (bo jej trochę łyżwa zjechała) zbliżyła się do barierki. Nie miała szans. Musiałaby zaangażować obcych, żeby przetrzymali Prie, ale skoro góra nie chciała do Mahometa to Mahomet podjechał do góry.
- Wcale się nie poddałam - stwierdziła, kiedy Warren zaryzykowała pojawiając się tuż obok. Bez zbędnego komentarza szybko i niespodziewanie odbiła się od barierki. Niczym pocisk trafiła prosto w kobietę, którą objęła w pasie oddając się w ręce losowi. Albo przeżyją albo upadną obie. Co będzie to będzie.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Gdyby wcześniej się przygotowała, z pewnością skleciłaby całkiem wiarygodną definicję dobrego rodzica. Jej biologicznych dawno już nie było na tym świecie, ale wiedziała to i owo o wychowywaniu dzieci. Dobry rodzic niestety nie zawsze podzielał zdanie swojego protegowanego. Z czasem dzieciak spoglądał na pewne sprawy z dojrzalszego punktu widzenia i część tych zakazów czy nakazów miała sens. Chyba, że rozchodziło się o zachowania patologiczne, których nie należało usprawiedliwiać w żaden sposób.
- Bo jak dotąd, zawsze tak się działo - odpowiedziała krótko, bez chęci rozwijania swojej myśli. Nie chciała zadręczać Joan swoimi ponurymi myślami odnośnie związków i tego, dlaczego przestała szukać kogoś na dłużej. Mogłaby, ale po pewnym czasie nie widziała w tym większego sensu. Z resztą, szansa na poznanie kogoś interesującego w Lorne, była naprawdę niska. Biorąc pod uwagę charakter jej pracy, jeszcze niższa. Robiąc w przemytnictwie miała możliwość wpadania co najwyżej na niezrównoważone kobiety, z wypaczonym spojrzeniem na relacje międzyludzkie. Cóż, miała do wyboru to, albo spokój wśród tubylczych terenów Tingaree. Wolała to drugie.
Teraz jednak zaangażowała się całą sobą w kolejne taneczne kroki, zachęcając Terrell do większego ruchu. Powinna poczuć się na lodowisku nieco pewniej, aby stopniowo wdrażać kolejne elementy łyżwiarstwa. To jasne, że nie będą tutaj odwalać jazdy figurowej, ale należy odrobinę przełamać lody, heh.
- To wszystko dla twojego dobra - zapewniła, nie tracąc pogody ducha. - Kiedyś mi za to podziękujesz.
Możliwe, że to kiedyś nigdy nie nastąpi, bo po dzisiejszych atrakcjach Joan nabawi się urazu do łyżew i tyle z tego wyjdzie. Mimo to, Warren bawiła się znakomicie, o czym świadczyła ucieczka przed zawziętą towarzyszką. W którymś jednak momencie siły ją opuściły i to Pria musiała pofatygować się do Terrell, aby kontynuować ich małą zabawę.
- Och, nie chcesz jednak tego masażu? Musisz mnie najpierw złapać, żeby…
Nie zdążyła dokończyć zdania, bo oto sprowokowana pani psycholog odpłaciła się pięknym za nadobne, korzystając z momentu uśpienia Warrenowej uwagi. Nie miała nawet jak wyhamować tego pędu, prowadzącego prosto na środek lodowiska. O dziwo, nie bała się zderzenia z innym, zbliżającym się łyżwiarzem.
- Hamuj! - próbowała przynajmniej trochę poinstruować Joan, ale na to było już za późno. Wpadła plecami na zakręcającego faceta, wykonującego wcześniej ładne kółka, pełne gracji. Zupełnie, jakby polerował płozami tę syntetyczną taflę. Niestety, jego sielankę przerwały dwie roześmiane baby, przeżywające drugą młodość.
Jegomość padł jak długi, zahaczając łyżwą o nogę Prii, co skutkowało efektem domina. Cała trójka runęła na taflę, przy czym najmiększe lądowanie przypadło w udziale Joan, którą Warren objęła w momencie zderzenia z doświadczonym łyżwiarzem, ciągnąc ją razem ze sobą w dół. Nieznajomy, leżący na brzuchu zamortyzował własnymi pośladkami lądowanie Warren, na co zaprotestował głuchym stęknięciem.
Już po krzyku.
- Wszystko w porządku? - wymamrotała Pria, tuż po rąbnięciu łokciem o taflę lodowiska. Skrzywiła się, ale resztkami siły woli, przesunęła się na bok razem z Terrell, której przez cały ten czas nie puszczała. Gdyby tylko upadek był bardziej niefortunny, mogłyby się zderzyć głowami, na szczęście, los im sprzyjał, zsyłając niewinnego delikwenta jako tarczę.
- Wariatki - poszkodowany facet z trudem wyplątał się z pobojowiska, aby z bolesnym wyrazem twarzy uciec w stronę barierek, w podkulonej pozycji. Chyba potrzebował przerwy po tym niefortunnym zdarzeniu.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie to planowała. Spodziewała się upadku, ale niekoniecznie zamierzała wpakować w to osobę trzecią. Tak samo, jak nie planowała dzisiaj łyżew a tu proszę. Miała je na nogach i wcale nie udawała, że umie jeździć. Odruchowo na początku powiedziała, że tak, ale po szybkiej weryfikacji kłamstwo wyszłoby na jaw. Podobnie jak jej brawura, która musiała skończyć się tak a nie inaczej, bo jak w jeżdżeniu tak i w hamowaniu nie była najlepsza. Mogłaby co najwyżej paść na kolana i nimi spowolnić ich śmiertelną ścieżkę, ale wciąż miała na uwadze swoją tendencję do publicznego prezentowania nóg. Siniak nie byłby sexy.
Jednak nie to teraz miała w głowie. Właściwie nic poza śmiechem, nawet w chwili zdarzenia, nie miało znaczenia. Dobrze się bawiła bez względu na konsekwencje i ewentualną złość przypadkowej ofiary ich zabaw.
- Złapałam cię. – Jasne, że było w porządku. Dopięła swego, co podkreśliła zadowolonym uśmiechem. Jeżeli coś sobie obiła, to jeszcze tego nie czuła. Nie tak bardzo jak objęć Prii, która uchroniła ją przed wyłożeniem się jak długa na lodzie. – Albo ty mnie – Słusznie zauważyła doceniając poświęcenie, bo gdyby nie ten silny uścisk, to jej upadek skończyłby się inaczej, dlatego w ramach podziękowań ucałowała Prie w policzek. Od razu zauważyła, że zostawiła na nim jasnoczerwony ślad. – Poczekaj. – Musiała podeprzeć się z jednej strony, żeby móc drugą dłonią przetrzeć policzek. – Szminka – Ostatni raz przesunęła palcami po jasnym licu i znów spojrzała Warren w oczy. – Obiłaś coś sobie? – Od razu zerknęła na dół, jakby w oczach miała skan wyłapujący ewentualnych stłuczeń albo złamań. – Jeszcze jeden taki wyskok a nas stąd wyrzucą. – Nic straconego. Przynajmniej dla Joan, bo już trochę się nauczyła i na swój sposób taka akcja miałaby swój urok, ale z drugiej strony nie chciała robić siary dla Warren. Kto wie? Może poza przemytami wolała uchodzić za grzeczną „dziewczynkę”?
Być może powinna zainteresować się przypadkową ofiarą ich wybryków, ale skoro facet nadal się poruszał i nie wykrzykiwał w ich kierunku kolejnych przekleństw to być może nie było z nim aż tak źle. Po prostu Joan teraz miała to trochę gdzieś. Chciała być egoistką interesując się sobą i towarzystwem. Nic więcej.
- Mówiłam, że z tobą diabeł nie jest taki straszny. – Śmiało nawiązała do ich aktualnej sytuacji, w której to Warren zadbała o jej bezpieczny upadek. Kiedyś też mogła na nią liczyć i choć wcześniej ryzykowała tak śmiałym stwierdzeniem, to teraz była pewna, że Pria w tej kwestii się nie zmieniła.
- Może sobie pojeździsz a ja będę przy barierce dalej się uczyć? – Nie chciała odbierać Prii całej rozrywki. Niech wykorzysta to, że była na lodowisku. Niech pośmiga, a potem opowiada, jak to wyprzedziła młodziaków.
W międzyczasie obserwując kobietę oraz jej technikę wstawania z lodu spróbowała tego samego tym razem bez pomocy stając na równe nogi. Otrzepała się z drobinek kontrolnie patrząc na odkryte nogi (bo widziałam na zdjęciach, że na lodowisku w Cairns jeżdżą w krótkich gaciach).
- Jeśli pozwolisz to po wszystkim zabieram cię na drinka. – Nie domyśliła się, że Pria mogła mieć inne plany. Nawet nie myślała o swoich urodzinach. Już dawno przestała je obchodzić i nie podejrzewała, że Warren mogłaby o nich pamiętać. Ba, sama zapomniała, więc czemu ktoś inny miałby kojarzyć, kiedy się urodziła? – Nie znam tu dobrych lokali – Nigdy nie była w Cairns. – ale na pewno jakiś się znajdzie. - Jak trafią na zły to pójdą do innego. - Siut! - Klepnęła się lekko z otwartej dłoni w czoło. - Przecież prowadzisz. - Więc nie mogła upić tutaj Prii. Jaka szkoda.. - Napijemy się jak wrócimy. - Nadal mówiła nie pozwalając kobiecie wejść w słowo, aż wreszcie spojrzała na nią czekając na odpowiedź.

Val Warren
ODPOWIEDZ
cron