the windows on fifth avenue are dressed up and they're telling you it's christmas in new york
: 02 gru 2022, 12:05
[ponumerujęsiękiedyś] + Aspen Hall-Rohrbach
Święta Bożego Narodzenia kojarzyły się Flannowi chyba wyłącznie z tym, w jaki sposób zostały wykreowane przez media. Na te nieszczęsne kilka dni zwala ci się na głowę cała familia, włącznie ze stryjeczną ciotką, którą mimo szczerych chęci widzisz pierwszy raz na oczy. Wredny kot wujka Freda przegryza kabel od lampek i płonie ci już pół salonu. Sąsiad z naprzeciwka odstawił o wiele lepszą iluminację elewacji od ciebie i oślepia wszystkich nocami. A ty chodzisz naburmuszony, bo prezes się nie wykazał i nie odpalił długo oczekiwanej, bożonarodzeniowej premii. Cóż, Flann był tylko człowiekiem i po raz kolejny lecąc na święta do swoich rodziców (których nie widział pewnie od kiedy tylko przeprowadził się do Australii) pozwolił sobie w samolocie na maraton filmów z kategorii "Witaj Święty Mikołaju". Jak to mawia stara gwardia - Chevy Chase umiał w komedię. Kiedyś to były czasy, teraz już nie ma czasów.
Na miejscu jednak szybko przyszło Rohrbachom wrócić do swojego wystawnego życia. O wyjeździe wiedzieli przecież już kilka miesięcy wstecz, więc wszystko było odpowiednio zorganizowane i na miejscu mało co mogło ich interesować. No, oczywiście poza swoim towarzystwem, dobrą zabawą i wszystkim, co łączyło się z takim wyjazdem. Flann nie miał zamiaru zwalać się na głowę swoim rodzicom, zresztą, nie takie w tej rodzinie były zwyczaje. Ich święta, nawet mimo faktu że jedyny syn leci pół świata by się z nimi zobaczyć, ograniczały się do wystawnego obiadu w pierwszy dzień świąt. Na którym będzie również masa znajomych i przyjaciół królika, więc równie dobrze młody Rohrbach z żoną mogli zostać w domu, bo i tak pewnie nikt specjalnie nie przejąłby się ich nieobecnością. Ale gdzieś przez te kilka nowojorskich dni trzeba mieszkać, więc wylądowali w apartamencie na Manhattanie z cudownym wręcz widokiem na Central Park. Ośnieżony Nowy Jork był piękny i pewnie gdyby nie te obrazki, w ogóle by się nie zdecydował tu przyjechać. Zjechali razem z szanowną małżonką na miejsce i po raz pierwszy znaleźli się w środku. Walizki jeszcze w przedsionku, kurtki czy tam płaszcze rzucone gdzie bądź.
- Nie zmarzłaś? - hej, on był do tego zwyczajny. Dla Aspen święta oznaczały zwykle środek lata.
Święta Bożego Narodzenia kojarzyły się Flannowi chyba wyłącznie z tym, w jaki sposób zostały wykreowane przez media. Na te nieszczęsne kilka dni zwala ci się na głowę cała familia, włącznie ze stryjeczną ciotką, którą mimo szczerych chęci widzisz pierwszy raz na oczy. Wredny kot wujka Freda przegryza kabel od lampek i płonie ci już pół salonu. Sąsiad z naprzeciwka odstawił o wiele lepszą iluminację elewacji od ciebie i oślepia wszystkich nocami. A ty chodzisz naburmuszony, bo prezes się nie wykazał i nie odpalił długo oczekiwanej, bożonarodzeniowej premii. Cóż, Flann był tylko człowiekiem i po raz kolejny lecąc na święta do swoich rodziców (których nie widział pewnie od kiedy tylko przeprowadził się do Australii) pozwolił sobie w samolocie na maraton filmów z kategorii "Witaj Święty Mikołaju". Jak to mawia stara gwardia - Chevy Chase umiał w komedię. Kiedyś to były czasy, teraz już nie ma czasów.
Na miejscu jednak szybko przyszło Rohrbachom wrócić do swojego wystawnego życia. O wyjeździe wiedzieli przecież już kilka miesięcy wstecz, więc wszystko było odpowiednio zorganizowane i na miejscu mało co mogło ich interesować. No, oczywiście poza swoim towarzystwem, dobrą zabawą i wszystkim, co łączyło się z takim wyjazdem. Flann nie miał zamiaru zwalać się na głowę swoim rodzicom, zresztą, nie takie w tej rodzinie były zwyczaje. Ich święta, nawet mimo faktu że jedyny syn leci pół świata by się z nimi zobaczyć, ograniczały się do wystawnego obiadu w pierwszy dzień świąt. Na którym będzie również masa znajomych i przyjaciół królika, więc równie dobrze młody Rohrbach z żoną mogli zostać w domu, bo i tak pewnie nikt specjalnie nie przejąłby się ich nieobecnością. Ale gdzieś przez te kilka nowojorskich dni trzeba mieszkać, więc wylądowali w apartamencie na Manhattanie z cudownym wręcz widokiem na Central Park. Ośnieżony Nowy Jork był piękny i pewnie gdyby nie te obrazki, w ogóle by się nie zdecydował tu przyjechać. Zjechali razem z szanowną małżonką na miejsce i po raz pierwszy znaleźli się w środku. Walizki jeszcze w przedsionku, kurtki czy tam płaszcze rzucone gdzie bądź.
- Nie zmarzłaś? - hej, on był do tego zwyczajny. Dla Aspen święta oznaczały zwykle środek lata.