aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Być może wcześniej, jeszcze wtedy, kiedy bez słowa mijali się na szpitalnych korytarzach (Alty zawsze z wysoko uniesioną głową i spojrzeniem zdającym się dostrzegać każdego, prócz Uriela), a znajomość ich istniała wyłącznie we wszechświecie urielowych myśli, pragnąłby właśnie tej sceny. Tymi swoimi myślami rozbierał go zresztą wielokrotnie; oto jedyne pocieszenie krain nieodwzajemnianych uczuć. Jednakże nic nie zdawało się bliskie tym wszelkim wyobrażeniom; nie tylko to on, jako jedyny, miał pozbawić się kilku warstw ubrań, ale i w zachowaniu Balthasara brakowało pewności wykonywanego zawodu. Rozsądnym byłoby więc zaprzeczenie, gwałtowne i niespodziewane; bo może jednak miejmy to za sobą nie było wcale drogą, ku której powinni się skierować.
Ale gdyby powiedział poczekaj, musiałby to jakoś wytłumaczyć.
Ciche stuk stuk mogło go uchronić przed kompromitacją.
Obdarzył chłopaka niby chłodnym, niby wdzięcznym spojrzeniem. W jego głosie zaś — wtórującym odpowiedzi Balthasara, proszę, ale kim on był, by zapraszać do urielowej sypialni kogokolwiek — rozbrzmiało podenerwowanie. Tak jakby ten bezimienny chłopiec, który irytował go swoim istnieniem, przeszkodził im właśnie w czymś niezwykle ważnym, a wobec tego i surowo zakazanym.

Niebieski pokój, śmiałość w głosie Balthasara, orzechowy.
I nagle sam poczuł się jak intruz.
Potrzeba nagłego wzburzenia (skąd ty, do diabła, znasz te pokoje) graniczyła z chęcią powiedzenia a może dostawimy drugie łóżko tutaj, przecież jest dość miejsca. Ale Uriel wiedział, w swym milczeniu i nieświadomości tego, co się właśnie dzieje, że musi w końcu skończyć. Z tą swoją obsesją.
Przykro mi — odezwał się, kiedy ponownie zostali sami. Ze zrozumieniem, że wyjazd ten może być dużo gorszy, niż by sobie tego życzyli. — Jeśli go nie znajdzie, obawiam się, że dopiero jutro udałoby nam się coś z tym zrobić i… — z głośnym wydechem opadł na materac łóżka, tłumiąc krzyk i przekleństwa. Siarczysty ból zaatakował jego nogę, sprzeciwiając się intensywności tego dnia. — Dopóki tego nie wyjaśnimy… Możesz śmiało korzystać z moich ubrań, a z innymi rzeczami… — bo przecież ubrania to najmniejszy problem; mimo to Uriel miał wrażenie, że i składaną mu propozycją jakoś go obraża — Alty był w końcu, do tej pory, niezadowolony ze wszystkiego. — … jakoś sobie poradzimy. Jeśli faktycznie twoje bagaże zaginęły, powiem Thadeusowi, żeby odpowiednio to uwzględnił podczas przygotowania twojego wynagrodzenia — bo przecież dlatego tutaj był, prawda? Tylko przez wzgląd na tę wciąż powiększającą się sumę, jaką miał otrzymać za ten nieprzyjemny wyjazd.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Żadne “przykro mi” ani “przepraszam” tego świata nie jest w stanie ani wymazać, albo choćby przykryć świeżym pismem tych wyrytych już w jego ciele słów. Gniew, poczucie wyobcowania, wrażenie bycia niechcianym i nieustannie oszukiwanym.
Baltasar zdążył się już nauczyć — zajęło mu to trochę więcej czasu, niż powinno; bywał nieuważny i nie zachowywał w pamięci najważniejszych informacji, potem oblał kilka sprawdzianów, ale ostatecznie wbił to sobie do głowy — że cały blichtr blondyna skryty w ów wydawanych z łatwością uprzejmościach, nic tak naprawdę nie znaczy.
Skończ mówić o pieniądzach, Uriel — fuka wbrew poleceniom rozsądku, tak nagle, nieco żałośnie i zupełnie niespodziewanie. Wie, na czym polega ich układ — jest tutaj wyłącznie w roli f i z j o t e r a p e u t y, nie dla towarzystwa i nie z powodu bycia pożądanym. Jest jak cała reszta pracującej tu służby. Wcześniej sam domagał się zachowania ich relacji na płaszczyźnie czysto zawodowej, ale teraz nie może znieść tego cierpkiego smaku sączącego się z przekonania Uriela, że Alty jest tu tylko dla pieniędzy. Że myśli tylko o nich i że tylko na nich mu zależy. Kryje się w tym coś bardzo upokarzającego, co tylko osoby niedorastające w dostatku i splendorze są w stanie zrozumieć.
Z twoich ubrań — powtarza cicho, włączając te słowa w westchnienie. Przykłada prawą dłoń do twarzy, trze pięścią zamknięte powieki, pociera rozczapierzonymi palcami czoło, wplątuje je we włosy, patrzy na blondyna leżącego na ogromnym, królewskim (dobre sobie) łożu i nie wie, czy bardziej ma ochotę go zamordować, czy ułożyć się bokiem tuż przy nim, objąć swoimi ramionami jego silną sylwetkę, skryć twarz w zagłębieniu pomiędzy szyją a ramieniem i poprosić krucho, żeby mu pomógł. Zdecydowanie to pierwsze, Alty, idioto.
To nie jest dobry pomysł — zauważa wciąż zniżonym głosem, a potem opuszcza dłoń wzdłuż ciała, mknie do garderoby i wyławia z pierwszej lepszej półki misternie ułożony (kiedy mieli czas go wypakować?) kaszmirowy sweter; miękki, ciepły i delikatny golf, który leje się w jego dłoniach jak woda. Oczywiście biały — Uriel wszystko ma w jasnych kolorach, zawsze tak było. Później chwyta za równie bladą koszulkę, mającą przydać mu się podczas snu, znów głośno wzdycha i wraca do mężczyzny. — Jakbyś czegoś potrzebował, będę w orzechowym — mruczy z irytacją, nasączając ostatnie słowo niemal pretensją. To niebieski pokój od zawsze był mu przeznaczony — kiedy z Urielem nie byli jeszcze gotowi do ujawnienia się z łączącymi ich uczuciami przed blondyna rodzicami, Wordsworth zawsze dbał, by Alty otrzymywał pokój graniczący z tym jego; pomiędzy nimi istniało specjalne przejście — prawie niewidoczne, doskonale wkomponowane w ścianę drzwi, które otwierali nocami i w ten sposób spędzali je wspólnie. Nad ranem znów wymykał się do szafirowych ścian i nikt poza nimi nie był niczego świadom. Oczywiście teraz nic podobnego nie mogłoby się wydarzyć; Alty nawet tego nie chce. Ale i tak pragnie niebieskiego pokoju, tak po prostu, być może z pewnej nostalgii, a może z kaprysu.


Cisza osiada w każdym zakamarku; pokój jest jak grobowiec.
Zaplątał się pod całunem utkanym z mroku — zasłony na oknach nie były dość szczelne; śnieg promieniujący swoim własnym światłem wdzierał się przez szczeliny, więc Baltasar zmuszony był okryć je kocem. Bawełnianymi ręcznikami natomiast spowił każdą lustrzaną powierzchnię; nie tylko dlatego, że odbijać mogły ewentualne promienie, a już kilkanaście lat temu zdecydował się zrezygnować ze zwierciadeł. Nie musi przeglądać się w nich przy zarzucaniu na siebie ubrań, ani podczas wsuwania do ust szczoteczki udekorowanej cytrynową pastą. Wszystko jest kwestią wprawy. O jego czuprynę i zarost dba fryzjer — to jedyny luksus, na jaki Alty może sobie pozwolić. Łóżko jest jak katafalk, a on przez moment czuje się tak przyjemnie martwy; cały świat nie istnieje.
Głos Uriela z początku do niego nie dociera. Emocje rozbijające się wraz z tym dźwiękiem tym bardziej; nie słyszy ani jego paniki ani troski, ani tym bardziej przejęcia będącego zwiastunem histerii. Dopiero snop jaskrawego światła wyrywa go z macek niebytu, a jego zwinięte w cienkie szczeliny powieki wpuszczają na nowo cały świat.
Nie leży już w łóżku, a na nim siedzi. Nieskazitelnie biała koszulka z wyhaftowanymi na karku inicjałami Uriela lepi się do jego ciała. Przez moment Alty zastanawia się, czy przed chwilą w niej nie pływał albo czy może nie wszedł w niej pod prysznic. Jego oddech pędzi tak szybko, że paradoksalnie nie nadąża z wpuszczaniem do jego płuc powietrza. Postawna sylwetka majaczy u progu drzwi, trzymając wciąż za włącznik światła po swojej prawej stronie, a w jej oczach błyszczy strach. Uriel nie zdążył nawet pochwycić swojej laski — nogę oplata mu kawał grubej ortezy, a sam ubrany jest w piżamę, tym razem nie jedną z tych swoich śmiesznych i absurdalnych, które Alty wie, że nosi. W pokoju jest nieznośnie ciepło, jakby otulały go płomienie ognia — to przez te koce okalające okna.
A on nie potrafi uzmysłowić sobie, co takiego przed momentem miało miejsce.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Miał wrażenie, że to jego wina. Ten zaginiony bagaż. Nie miałoby to większego sensu, a mimo to Uriel czuł się tak, jakby samodzielnie wyrzucił jedną z walizek z samochodu (choć te transportowane do willi były w innym pojeździe), schował ją w krzakach i odmawiał złożenia stosownych wyjaśnień. Zdziwił się więc, gdy podobny zarzut nie padł z ust chłopaka; zamiast niego powitać musiał inny. — Chciałbym, żeby to było jasne. Możesz negocjować stawki — wyjaśnił, nasiąknięty lekką dozą irytacji. Przecież o nie chodziło. Pieniądze. Od samego początku. Wiedział, że Alty ich potrzebuje i że mu samemu są zupełnie zbędne; gdyby mógł, odciąłby się od rodzinnych wpływów.
Gdyby mógł.
Gdyby mógł poszedłby za nim do garderoby.
Gdyby mógł, powiedziałby, jakie to dziwne, w ogóle cię nie znam, a tracę dla ciebie głowę.
W takim razie dobranoc — odparł, gdy Alty począł kierować się do wyjścia. Czasem odnosił wrażenie, że łączy ich coś, czego nie jest w stanie pojąć. Może coś, czego sam Baltasar nie rozumiał. Może.

Kiedy wyszedł, a na każdym meblu osiadły kruszyny samotności, Uriel pozwolił sobie na wykrzywienie ust w wyrazie bólu. Sięgnął ku torbie podręcznej, w której znajdowały się leki przeciwbólowe. Czasem — tylko w sytuacjach tego typu — żałował, że nie stracił tej nogi w wypadku. Może ból byłby mniejszy. Podejrzewał, że powinien skonsultować tę sprawę z Altym. Zamierzał, w początkowym planie, wyjawić mu, że skala bólu znacznie się zwiększyła odkąd wylądowali w tym zapomnianym przez boga miejscu, lecz wraz z pojawieniem się nowego problemu, a więc i wzrostem irytacji, Uriel nie uznawał tego za rozsądne. Przygotował się więc do snu, z lekkim trudem radząc sobie w łazience, a potem, gdy leżał już w łóżku, nie potrafił zasnąć.
To się nie sprawdzi, szepnął do pustki. Wbił wzrok w drzwi; gdzieś tam, za nimi, w mieszczącym się obok pokoju, spał Alty. To się nie sprawdzi. Nie, jeśli będą tak wrogo nastawieni. Nie, jeśli Uriel z tego powodu nie będzie w stanie wyznać mu, że coś, być może, jest nie w porządku. Postanowił, pochłaniany przez senne obrazy, że jutrzejszego ranka mu to powie.
Albo coś zmienimy, albo jednak będziesz mógł wrócić do domu szybciej.

Krzyk rozerwał jego sen na strzępy. Początkowo, chwilę po otworzeniu oczu, był pewien, że to on wyrwał się właśnie spod ucisku jakiegoś koszmaru; często śnił o kałuży krwi, płomieniach trawiących samochód i nodze, która przestała należeć do niego. Jednak tym razem w drzemce napotkał wyłącznie szczęście; nie miał czasu dumać nad jego źródłem, bo kolejny przeszywający duszę krzyk wypchnął go z łóżka.
Przez chwilę zdawało się mu, że nadal śni. Jakoś udało się mu przebyć ten niedługi dystans, skropić orzechowy pokój światłem i mówić Alty, Alty, zbudź się, Alty, to tylko zły sen. Trzymał się jedną dłonią framugi; ból powracał. Ważniejsze były nieustające krzyki, które swą siłą łamały go na pół. Musiał jednak odepchnąć od siebie paraliż; to takie idiotyczne, stać w przejściu, gotowym do zawtórowania nieznanemu przerażeniu.
Zdecydował się najpierw otworzyć okno; pokuśtykał w odpowiednie miejsce, szarpnął za uchwyt i pociągnął z całej siły. Kiedy siadał na łóżku, w pokoju osiadały pierwsze kryształy chłodu. — Wszystko w porządku — powiedział, wciąż tkwiąc w jakiejś sennej marze; jakby to, co się działo, należało do kogoś innego. Może do Uriela sprzed wypadku; może to on wiedział, jak się zachować. — Jesteś tu bezpieczny jesteś, obiecuję. Nawet jeśli nie był pewien, jak mógłby mu pomóc.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Czasem kogoś wołasz, Alty mawiała Lisette z troską odbijającą się w oczach, podczas tych dni, kiedy pozwalał jej u siebie mieszkać. Gotowała mu, czasem sprzątała, bezskutecznie próbowała wyciągnąć z mieszkania. Podwijała rolety, a on od razu je zasuwał. Zdzierała ręczniki z lustra nad szafką w łazience, a on wieszał je na nowo. Zabierała mu telefon i ukrywała za lodówką albo pod kanapą; zawsze udawało mu się go odnaleźć i na powrót wgapiać w ekran, na którym nigdy nie migotało przychodzące połączenie. Nie pytał, kogo dokładnie woła przez sen — wolał nie wiedzieć. Zresztą i tak wiedział.

Obecność Uriela go krępuje; zdaje mu się, że wymienili się rolami i teraz to Alty jest tym, któremu umykają jakieś ważne wspomnienia. Patrzy na niego i nie rozumie. Rozmawiali przed chwilą? Wybrali się gdzieś wspólnie; na przykład w gęste zaspy świecącego śniegu i to tam Alty przesiąknął wskroś wodą? Czuje na ustach smak jego imienia i tak bardzo boi się uprzytomnić sobie, że Wordsworth towarzyszył mu jedynie w świecie iluzji sennej i że to tam brunet panicznie go wołał. Na zmianę z imieniem siostry. Przyjaciel mamy wraca do niego każdej nocy i Alty wciąż nie może się nauczyć, że nikt mu wcale nie pomoże; nikt go nie uratuje, tak jak nikt nie uratował go wtedy. Na szczęście teraz o tym nie pamięta.
Kiedy pled zsuwa się z zarumienionej ciepłem szyby, przez moment znów chce wprawić swoje usta w krzyk. Niech to tam wisi, Uriel, w oknie za dużo się odbija, lepiej jak jest ciemno i ciepło. Chłód wdziera się wraz z drobinami świadomości, ale Alty i tak nie potrafi odpowiednio ich połączyć. — Co? — pyta, podkulając nogi do klatki piersiowej. Jest mu tak nieznośnie głupio za fakt, że przemoczył Uriela koszulkę; gdyby jego twarz nie była już wściekle czerwona od sennego koszmaru, pewnie zaróżowiłaby się ze wstydu. — Bezpieczny? — powtarza skonsternowany, a źrenice zaczynają przyzwyczajać się do niechcianego światła; już nie musi mrużyć oczu. — A dlaczego nie miałbym być bezpieczny? — to pytanie jest zwodnicze; sam zdaje sobie z tego sprawę. Nigdzie tak naprawdę nie jest bezpieczny, przy Urielu także — już nie. Rozgląda się po surowym wnętrzu pokoju, zakonserwowanego w orzechową boazerię i ciężkie meble. Na ścianie wisi głowa jelenia — wmawia sobie, że jest sztuczna, ale i tak gdzieś w środku wie, że to nieprawda. — Co się tak właściwie stało? — nie jest pewien, czy chce wiedzieć. Odpowiedzi obawia się jak mało czego w ostatnim czasie; wie, że ta łączy się jakoś z pytaniem Lisette, którego nigdy nie chciał rozwikłać.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Przez krótką chwilę w jego myślach rozbrzmiewało tylko jedno, krótkie słowo.
Skłam.
Być może odejście, zaszycie się w ciemności własnego pokoju i spraw, nad którymi w jakiś sposób panował, uchroniłoby ich od niezręcznej rozmowy; Uriel nie chciał ani poddawać tego wszystkiego analizie, ani roztrząsać niewygodnych dla chłopaka tematów. Zadawać pytań, na które ten, z całą pewnością, i tak nie chciałby mu odpowiedzieć. Wiedział jednak, że choć sam nie znosił litościwych spojrzeń i zainteresowania osób, których twarzy nie rozpoznawał, sama ich obecność była niekiedy pomocna. Utkwiwszy wzrok w zrujnowanej konstrukcji dotąd okalającej okno, wsłuchiwał się z niepokojem w padające pytania. — Krzyczałeś — odparł spokojnym tonem; być może jednak słowo to było zbyt proste, nazbyt niewinne — nie oddawało w pełni dźwięków, które swą grozą wypełniały wnętrze drewnianego domu. — Czasem… kilka razy powiedziałeś moje imię — znów czuł się jak oszust. Jakby wciąż realizował jakiś misterny plan, którego początek wyznaczony został w zagubionym bagażu. — Bałeś się czegoś — dopiero wraz z tym zdaniem zdecydował się na niego spojrzeć. Bez otoczki tego, czego sam nienawidził, a więc bez grama litości czy współczucia. Może nawet nie był teraz w stanie wykrzesać z siebie podobnych uczuć; przepełniony niezrozumieniem, odczuwał wyłącznie strach. Mimo że to był przecież koszmar, cudzy sen, przypadek; własne imię w jego ustach, które być może należeć miało do kogoś innego.
A może Uriel, z jakiegoś powodu, był w tym śnie potworem.
Jeśli nie chcesz tego pokoju, możesz wybrać jakikolwiek inny, Alty — bo może to jego wina. I może Wordsworth powinien był powiedzieć to kilka godzin temu, strofując tamtego chłopca za zbyt wielką śmiałość w organizacji tutejszej przestrzeni. Jego złość na służbę wciąż wzrastała; był zdeterminowany, by zgodnie z zapowiedzią, z samego rana odesłać wszystkich do domu. — Przyniosę ci inną koszulkę — zaproponował, bo choć starał się mu nie przyglądać i pozbawiać choćby drobiny prywatności, dostrzegł, że ta się już do niczego nie nadaje. A jednak wyjście z tego pokoju, zostawienie go samego, zdawało się mu czymś niewłaściwym. — Potrzebujesz czegoś jeszcze? — bo gotów był mu dać wszystko.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Powiedziałeś moje imię ociera się o krawędź świadomości, chybocze się i mknie w przepaść, opada ze świstem powietrza a potem głośno się rozbija, na samym dnie myśli; nigdy już z nich nie wyjdzie, nigdy nikt tego wyznania z nich nie wydobędzie, wpadło o jedną szczelinę za daleko. — Aha — mówi cicho, głucho, ledwie przeciskając ten strzęp słowa przez gardło. Nie jest pewien, czy Uriel go usłyszał. Uriel siedzi obok, więc pewnie tak. Cieszy się i nie cieszy z jego obecności — widok blondyna dźwięczy mu w sercu bólem, ale Alty nie lubi budzić się w środku nocy i odkrywać, że jest całkiem sam.
Przykro mi, naprawdę. Przepraszam, że cię obudziłem — odzywa się po krótkiej chwili, która była mu potrzebna do przypomnienia sobie, jak układać usta w zdania. Spogląda na Wordswortha ze skruchą i te przeprosiny, które przed chwilą wypowiedział, odbijają się w jego atramentowych oczach. Nienawidzi siebie w tym wydaniu, a jednak w takim bywa najprawdziwszy. Może to jest właśnie problem. — Ale na pewno nie wołałem ciebie. Musiałeś się przesłyszeć — kończy, na siłę wciskając w objęcia blondyna to swoje wierutne kłamstwo, które Alty’ego ma uchronić od wstydu (przynajmniej cząstki wstydu), a Uriela od zakłopotania. Chryste, musi sobie myśleć o nim teraz wszystkie najgorsze rzeczy. Ściągnął na drugi koniec świata naburmuszonego specjalistę od fizjoterapii, za którego okropnie przepłacił, pożyczył mu swoje ubrania, a on jeszcze krzyczy po nocach jego imię jak jakiś przesiąknięty obsesją idiota.
A teraz patrzy na tę swoją koszulkę, która lepi się do Alty’ego ciała. To jest chyba najgorsze. Wszystko jest najgorsze, cała ta noc.
Pieką go oczy, więc po raz kolejny pociera je wierzchem dłoni — są mokre, napuchnięte, musiał płakać. Chryste, najchętniej uciekłby przez to jedno odsłonięte i uchylone okno; przeskoczył przez nie jak jakieś dzikie zwierze, których pełno w lesie i zniknął w błyszczącym śniegu, zakopał się w nim tak, jak ziarenkami piachu pokrywa się trumnę zmarłego. Chce umrzeć.
Twoja noga, Uriel. Nie powinieneś chodzić bez laski. Boli cię mocno? — pyta, chwilowo ignorując te miłe, zwodnicze propozycje blondyna, które palą go prawie takim samym bólem, jak przełyk muśnięty ogniem stworzonym z krzyku. Koszmary od dawna nie były tak rzeczywiste i intensywne, nie migotały tyloma żywymi barwami; sądził, że zdołał je już opanować. Gdyby wiedział, że może zdarzyć się coś takiego, nie pozwoliłby sobie na ten wyjazd. Ale teraz było już za późno, stało się. — Nie potrzebuję innego pokoju. I koszulki też nie, dziękuję — odpowiada w końcu na tamte czekające w kolejce sugestie, a potem krzyżuje ręce na klatce piersiowej, zaciska palce na mlecznobiałej koszulce i ściąga ją przez głowę. Tu i tak jest za ciepło, nie potrzebuje kolejnego okrycia w postaci górnej części improwizowanej piżamy.
Potrzebuję ciebie, Uriel.
Znów chce umrzeć.
Okrywa się szczelniej pierzyną, jej miękkim, ciepłym i trochę wilgotnym puchem i wpatruje się jeszcze przez moment te łagodne, jeszcze lekko nieobecne rysy twarzy trzydziestodwulatka, w jego nieułożone, zmierzwione snem włosy. — Jeszcze raz przepraszam. To się już więcej nie powtórzy. Jeśli możesz, to nie gaś światła — może w ten sposób będzie łatwiej. Nie wyśpi się, ale też nie nawiedzi go kolejny koszmar. Najbardziej nie podoba mu się świadomość, że to na nim skupia się teraz uwaga i to go przemienia w ofiarę — a to przecież Uriel miał niedawno wypadek, on ma unieruchomioną, obłożoną bólem nogę. A Alty wciąż nie może się uporać z tym, co było ile? Dwadzieścia lat temu? To takie głupie.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Choć niewiele pamiętał z okresu dzieciństwa — zdarte kolana, kolorowy rower, dziennikarzy, których wujek przepłoszył obietnicą złożenia pozwu za zrobienie mu, Urielowi, kilku zdjęć na placu zabaw — zdawało się mu, że życie tkane było wówczas jak atłas; splatane ze sobą historie były miękkie, wyzbyte wszelakich dwuznaczności, a więc: piękne. Mógłby wówczas powiedzieć położę się obok, powstrzymam jakoś te koszmary, nie mając na myśli nic poza fantazmatyczną brawurą — naprawdę wierzył, że czasem wystarczy być obok, by odgonić wszystkie potwory. Ale zaproponowanie tego teraz byłoby niczym niezgrabne samobójstwo; posuń się, będziemy dzielić jedno łóżko jak para ośmiolatków. — Nie wygłupiaj się — pokręcił z uporem głową; nie odczuwał ani złości, ani gniewu — mógłby z nim spędzić nawet tę całą noc w kompletnej ciszy, jeśli mogłoby to mu pomóc. Był pewien jednak, że na nic zdadzą się jego propozycje czy też zapewnienia, że to nic takiego — mimo później godziny i snów oklejających jeszcze umysł, potrafił akceptować tę granicę, jaką Alty między nimi wyznaczył. Co prawda łamał niektóre z jej zasad i stopniowo wędrował ku wszystkim zabronionym miejscom, ale starał się czynić to tak delikatnie, by nie doprowadzić tym samym do kompletnej destrukcji. — Tak, pewnie masz rację. Musiałem się przesłyszeć — zawtórował mu kłamstwem, tym razem ze swojej strony prezentując przepraszający ton i, być może nieadekwatnie do chwili czy ich znajomości, uśmiech. Bo imienia “uriel” nie mógłby pomylić z żadnym innym; bo kiedy niosło się echem po domu, Wordsworth czuł się tak, jakby wołała go przeszłość.
Przeszłość zbyt ciemna i ponura, by mógł na nowo wpuść ją do swojego życia.
Czasem zastanawiał się, czy jego wypadek nie był formą destrukcji; może tych kilku śledczych nie myliło się na samym początku, kiedy rozważano jego bezpośredni udział w utracie panowania nad samochodem. Może usiłował uciec od człowieka, którym był. Może nie posiadał teraz wspomnień dlatego, że się ich bał; może od samego początku były tuż obok, na wyciągnięcie ręki, a on okłamywał samego siebie, że pewna część jego duszy na zawsze została utracona. Potwierdzić mogła to jego niechęć do dbania o zepsutą, wciąż niesprawną nogę — może Uriel wcale nie chciał wyzdrowieć. — Teraz nie jest najgorzej, wziąłem przed snem leki przeciwbólowe — odparł swobodnie, niedbale; nie to było przecież teraz najważniejsze. Przez chwilę co prawda się nad tym zastanawiał — noga w istocie póki co nie bolała, ale może gdyby wyznał, że dokucza mu w sposób alarmujący, obaj zyskaliby szansę na spędzenie tej nocy w lepszy sposób? Alty uciekłby przed koszmarami, a Uriel zyskałby kilka chwil w jego towarzystwie — brzmiało to jednak zbyt prosto, zbyt przyjemnie — nie mogło się więc powieść. Pokiwał więc jedynie głową; nie dla pokoju, nie dla koszulki. Nie dla ciebie, Uriel, padło gdzieś w sferze niedomówień; zamierzał wstać i wrócić do siebie z całym tym dobrem, którego ofiarować mu nie mógł, ale Alty ściągnął koszulkę, a on nie potrafił oderwać wzroku od jego nagiego torsu — do momentu, w którym skórę pokrył puch pierzyny. — Hm? — jedynie tyle był w stanie z siebie wydusić; to zaskoczone wyrwanie się z głębin myśli, których nie był w stanie pojąć. Nagła potrzeba buntu niemal go złamała; tak bardzo pragnął położyć się obok, objąć go ramieniem i czuwając przez całą noc, odganiać od niego wszelkie nocne potwory. — Ah, tak, światło — może dopiero teraz wybudzał się tak naprawdę — ten dziwny letarg, który nim władał, niósł w sobie coś, czego nie rozumiał. Może dlatego pochwycił pomiętą koszulkę, która niedbale opadła na łóżku. I może dlatego wstał, bez grymasu bólu, i rozwiesił ją w ciszy na oparciu drewnianego krzesła; wątpił jednak, by rano nadawała się do czegokolwiek.
Dopiero wówczas, odwracając i spojrzenie, i swe ciało od Alty’ego, przemierzył drogę wiodącą na korytarz. — Drzwi też nie zamknę. Twoich, moich oznajmił może nieco zbyt władczo i śmiało; może i nie mogli dzielić jednego łóżka, ale zyskanie choćby namiastki tej bliskości było dla niego nazbyt kuszące.
Mogli być blisko, będąc tak daleko.
Znikając w swoim pokoju faktycznie drzwi nie zamknął — zgasił jedynie światło. A potem, przepadając na chwilę w mroku, wyłonił się z niego z koszulką — brązową, którą tak bardzo lubił — którą mimo wcześniejszej odmowy, rzucił sprawnie na łóżko Baltasara.

alty steffler
ambitny krab
-
-
ODPOWIEDZ