aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.



Lekens, Norwegia, godzina 17:10

Śnieżnobiały puch, rozświetlający mrok niewielkiego lotniska mieszczącego się w Leknes, skrzypiał pod ciężarem ciężko stawianych butów. Mknąc w orszaku, przedzierały się przez zaspy w kierunku dwóch czarnych SUVów stojących na strzeżonym parkingu. Na przedzie kroczył mężczyzna imieniem Lars, co jakiś czas mrucząc coś gniewnie do niewidocznej słuchawki. Kiedy w pewnym momencie stracił równowagę, balansując na powierzchni oblodzonej kałuży, Uriel uśmiechnął się fałszywie. Chciał, by się przewrócił. Chciał, by wpadł w zszarzałą chmurę śniegu i został w niej przez kilka kolejnych długich godzin. Bo Lars był intruzem. Nieproszonym prezentem jego rozhisteryzowanych rodziców, traktujących go wciąż tak, jakby miał piętnaście lat. Być może Thaddeusowi udałoby się go odprawić, ale mimo rozplanowanego na najbliższe dwa tygodnie grafiku, mężczyzna został w upalnym Lorne Bay. Został z głupiego powodu — nie chciał wyjawić Urielowi, skąd zna Balthasara.
W orszaku znajdowała się także Tiril, atrakcyjna wysłanniczka królewskiego dworu, która pomóc miała Urielowi we wszystkim, o co tylko by poprosił. Kroczyła za Larsem, obok Erika, ochroniarza (rozmawiali po szwedzku o jakimś klubie, w którym widzieli się miesiąc temu), co jakiś czas odwracając się z uśmiechem ku Urielowi. Za nim, w niewielkiej kolumnie, kroczyło jeszcze dwóch ochroniarzy oraz Nora, która na co dzień opiekowała się West Hill Manor. A obok, naturalnie, maszerował Alty. Wszyscy poruszali się dość wolno, co potwornie irytowało Uriela; szli wolno, bo on szedł wolno. Zatrzymywali się, kiedy on się zatrzymywał. Wstępny plan uwzględniał skorzystanie z wózka inwalidzkiego, jako że lot w istocie spotęgował ból nogi (który rozchodził się teraz po całym ciele), lecz plan ten został uniemożliwiony przez kapryśną pogodę; poprzedniej nocy nad Lofoty przeszła nieoczekiwanie potężna burza śnieżna. A więc po serii idiotycznych pomysłów, Uriel oznajmił, że przejdzie do samochodu o własnych siłach i oczekuje, że nikt nie wykaże się impertynencją i nie zapragnie mu pomóc, traktując go jak małe dziecko. Zaciskał więc palce na kulach, robił niewielkie kroki i kroczył szlakiem, który torował dla niego Lars. I choć czuł się f a t a l n i e, nie zamierzał nikogo o tym informować. Zresztą, wszyscy i tak zajęci byli rozmowami; Lars wciąż kłócił się ze swoją słuchawką, Erik podrywał Tiril, a Nora i dwaj mężczyźni, których imion nie zapamiętał, gawędzili o pogodzie. Rozmawiali wszyscy, tylko nie on i Alty. Może dlatego, że wkradła się między nich nieśmiałość; spędzając lot w oddalonych częściach samolotu, nie mieli okazji przystosować się do swojego towarzystwa. Może też z powodu tajemnicy, której Uriel nie był pewien; Thaddeus powiedział mu, że coś sobie ubzdurał, ale Wordsworth czuł się przez nich nabierany. I w swej najrozsądniejszej wersji wydarzeń zakładał po prostu, że kontaktowali się ze sobą na krótko przed podróżą i że podstępny mężczyzna pragnął doprowadzić do rezygnacji Uriela z tejże wyprawy. O ile jednak konfrontacja z nim nie wywołała w nim strachu, zadanie kilku pytań Balthasarowi napawało go zgrozą.
Muszę zrobić sobie przerwę, ale wy idźcie dalej— zakomunikował stanowczym głosem, przystając przy zaśnieżonej ławce. Nikomu się ów pomysł nie podobał, szczególnie Larsowi, ale ostatecznie kontynuował ten idiotyczny spacer (pewnym było, że gdyby nie było z nimi Uriela, już od piętnastu minut siedzieliby w samochodach). — Byłeś już kiedyś w Skandynawii? — zagaił Alty’ego, dając mu równocześnie znać, by został z nim. Przechodząca obok Nora posłała im tak ciepły uśmiech, że w Urielu rozbudziło się nieuzasadnione zawstydzenie, ale już po kilku sekundach wraz z nią przepadło w mroku nocy. Jedynie dwójka anonimowych ochroniarzy nie wysłuchała jego zalecenia, przystając w pobliżu.
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Dopisywano mu doprawdy szatańskie motywy.
Rankiem, kilka godzin przed planowanym odlotem prywatnego odrzutowca, którego (wciąż rozrywany przez liczne wątpliwości i swoją dumę) miał stać się pasażerem, podczas uważnego śledzenia wzrokiem zapisków umowy, usłyszał butne “Wasz związek nie skończył się bez przyczyny. Naprawdę wierzysz, że tym razem będzie inaczej? Że zostanie z kimś takim?”. Spojrzawszy na Thadeusa z zaskoczeniem, odrzekł z przeszywającym chłodem “Zamierzam być jego fizjoterapeutą. Nikim więcej. A ciebie to absolutnie nie dotyczy”, po czym złożył swój podpis na krańcu dokumentu i ewakuował się z domu, którego doprawdy nie zamierzał stać się częścią.
Później, w towarzystwie wschodzącego słońca wdzierającego się przez sypialniane okno, wrzucając do walizki niedbale złożone części garderoby, odebrał przedziwny telefon. “Dzień dobry, Baltazarze. Obawiam się, że musimy porozmawiać” wypłynęło z słuchawki, a on niemal się nie roześmiał - z matką Uriela nie spodziewał się dyskutować już nigdy w życiu. W przeszłości zdarzyło mu się to zaledwie dwa razy i nie wspominał tych chwil zbyt dobrze. “Chcemy, byś odwołał swój udział w dzisiejszej podróży. Wolimy nie wzbudzać podejrzeń naszego syna, dlatego najlepiej będzie, kiedy ty go o tym powiadomisz. Jak o swojej własnej, nieprzymuszonej decyzji” dodała, a Alty prychnął z oburzeniem. “Naturalnie ten jeden jedyny raz pokryjemy stratę pieniężną, jaką poniesiesz przez rezygnację”, rozniosło się jeszcze, wraz z głuchym odgłosem zaciskanej z przesadą baltazarowej szczęki.
- Nie zamierzam przyjąć waszej łapówki. I nie zamierzam zrezygnować. Potrzebuję tych pieniędzy - obwieścił, przeklinając w duchu dzień, w którym poznał tego pięknego, jasnowłosego chłopca.
- Na pewno rozumiesz, Baltazarze, dlaczego wasz wyjazd wzbudza nasz niepokój. I dlatego właśnie… - ciągnęła dalej, choć Alty nie zamierzał dać jej dokończyć.
- Nie powiem mu. O tym że on i ja… Według umowy, którą kazaliście mi podpisać, nie mogę powiedzieć przecież nikomu, prawda? - prychnął, zastanawiając się, dlaczego poświęcano mu aż tyle uwagi. Czyżby z jakiegoś powodu aż tak się go obawiano?
- Dlaczego w takim razie jedziesz? Nie pragniesz chyba dokonać żadnej pomsty?
- Pomsty? Nie, przecież… Chryste, za kogo wy mnie macie? Będę tam wyłącznie w roli jego fizjoterapeuty i… tyle. Później nie będę się już z nim kontaktować. I tym razem to ja spróbuję o nim zapomnieć.

Na pokładzie samolotu, wciśnięty w jego najodleglejszy kąt i odwrócony do reszty pasażerów tyłem, odtwarzał w myślach odbyte dziś rozmowy. Thadeus, w przeciwieństwie do Alty’ego i samego Uriela (w szczególności teraz, kiedy nieświadomy był nawet ich wspólnej przeszłości) zdawał się być doskonale zaznajomiony z powodem ich rozstania. A jego matka… Jego matka była po prostu typową matką. Przewrażliwioną i uprzedzoną zapewne do każdego mężczyzny, z którym kiedykolwiek jej syn odważył się związać. Wydało mu się to nieco zabawne - jeśli na świecie istniały osoby darzące go płomienną niechęcią, byli to wszyscy bliscy Uriela i nikt poza tym. No, może jeszcze przyszywani rodzice Alty’ego, ale ci poniekąd byli ze sobą powiązani. Otwierając swój plecak w poszukiwaniu czytadła mającego optycznie skrócić mu czas podróży, napotkał na zwinięty w rulon magazyn, który z całą pewnością należał do Lisette. Wyciągając go, przed jego oczyma objawił się nagłówek TO JUŻ PEWNE, KSIĄŻĘ Z AKTORKĄ FLORINĄ BIRDWHISTLE, a później, mniejszym druczkiem, wspominano coś o filmie, w którym mają zagrać u swojego boku. Twarz mężczyzny i pięknej blondynki spoglądały na niego ze znudzeniem. Ich zdjęcie, którym ozdobiono główną stronę, zrobione zostało na jakimś bankiecie, zapewne kilka miesięcy temu. Wiedział to, bo Uriel miał wówczas krótsze włosy i przede wszystkim brakowało mu na fotografii kuli ortopedycznych, z którymi nie rozstawał się od czasu wypadku. Wzdychając cicho - tak, by przypadkiem nie przyciągnąć zainteresowania żadnego z pasażerów, albo o zgrozo, samego Uriela - z powrotem zwinął magazyn w tubę i gniewnie wcisnął go do wcześniejszej skrytki. Próbował odgonić od siebie to uczucie, ale był r o z g o r y c z o n y. Jakby z jakiegoś powodu liczył na brak romantycznego przywiązania blondyna do jakiejkolwiek osoby. A potem podskoczył kilka milimetrów w górę, bo za jego plecami wyrosła nieoczekiwanie załoga samolotu; młoda dziewczyna i jeszcze młodszy chłopiec - nie mogli mieć więcej, niż dwadzieścia trzy lata. Nie potrafił określić, które z nich było piękniejsze - podejrzewał, że na ich aparycję zwracano znacznie większą uwagę od samych kompetencji. Zdawało mu się także, że zmuszeni byli flirtować z każdym pasażerem samolotu. Pytając, czy niczego nie potrzebuje, posłali mu jeden z najpiękniejszych, śnieżnobiałych uśmiechów, jakie kiedykolwiek widział, a ich oczy skrzyły osobliwym, hipnotyzującym blaskiem. Kilka godzin później, kiedy wszyscy pochłonięci byli już w drzemce, Alty zagrał z tym mężczyzną w scrabble. Pieklił się strasznie, bo okazało się, że błędnie ich wcześniej odczytał - poza urodą wykazywali się także ponadprzeciętną inteligencją. Już bez tego był podenerwowany - nie potrafił odpowiednio skoncentrować się na grze, bo z tyłu głowy nieustannie krążyło mu pytanie, czy gdyby zapytał Thadeusa o powód ich rozstania, ten wyjawiłby mu prawdę. Zapewne nie. Wyśmiałby go albo wymyślił coś znacznie podlejszego od rzeczywistości.

Sunąc później przez śnieżne połacie okalające lotnisko, nie potrafił zapanować nad drżeniem ciała. Chwytając za zamek od kurtki, dopiął go pod samą górę tak, że ta zasłaniała mu teraz niemal pół twarzy. Co jakiś czas zerkał jeszcze na niezgrabne ruchy kuśtykającego przed nim mężczyzny, ale nie zdecydował się nic powiedzieć ani do niego podejść. Dopiero kiedy przysiadł na ławce, Balthasar zwolnił nieco kroku i zaplatając dłonie na klatce piersiowej, wiedział, że teraz zmuszony jest przy nim czuwać. Nie zatrzymał się jednak, nawet kiedy posłane zostało mu pytanie - było na to za zimno. Po prostu krążył w napięciu w jedną stronę i drugą, nie wykraczając poza obszar, który umożliwiał mu rozmowę z Urielem. - A wyglądam, jakbym lubił latać w te strony? - zapytał ironicznie, pocierając o siebie zziębnięte dłonie. - Miałeś mnie informować, kiedy będzie boleć za bardzo. A skoro nie zamarzasz tak jak wszyscy dookoła, to musi być naprawdę paskudny ból - zauważył, posyłając mu - nieznacznie, ale jednak - zmartwione spojrzenie. Tak jak to jednak obiecał jego rodzinie - był teraz jedynie jego fizjoterapeutą, nikim innym.


uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Choć z trudem przeniósł ciężar ciała na lewą stronę, zdołał niedbałym ruchem dłoni odgarnąć śnieżną zaspę z powierzchni stalowej ławki. Choć nie było to najrozsądniejszym pomysłem, przysiadł na jej krańcu, na moment wbijając spojrzenie w zachmurzone, granatowe niebo — od strony zachodniej nadciągały śnieżne chmury, być może niosąc z sobą kolejną burzę. — Chciałbym ci powiedzieć, że pokochasz Reine, ale czuję się tu chyba bardziej obco od ciebie — rzekłszy, wbił na nowo spojrzenie w Alty’ego, prezentując mu przepraszający uśmiech. W istocie winien go przepraszać naprawdę; skąd jednak mógł wiedzieć, że nie jest to ich pierwszy wspólny wyjazd do tej norweskiej, rybackiej mieściny i że w istocie to właśnie Alty jest w stanie rozpoznać niektóre z ulic tej śnieżnej krainy? — Siedem na dziesięć, więc nie jest najgorzej — odparł, dopiero teraz zezwalając sobie na niewielki grymas bólu. Jeden z ochroniarzy zerknął na niego pytająco, na co Uriel od razu pokręcił głową. Nie potrzebuję pomocy. — Nie chciałem poruszać tego tematu przy Larsie. Wystarczyłoby pewnie wspomnieć o tym, że nie dam rady dojść do auta, a siłą zaciągnąłby mnie do samolotu — pożalił się, podążając wzrokiem w kierunku majaczącego w oddali, oświetlonego ostrym światłem parkingu. Nie miał pojęcia ile czasu upłynie, nim mężczyzna powróci do nich z niezadowoloną miną, ale nie należało liczyć na więcej, niż pięć minut. — Nie rozumiem, dlaczego nikt nie chciał, żebym tu przyjechał — wymamrotał z nieukrywanym żalem; od samego początku czuł, że w sprzeciwach jego bliskich kryje się coś więcej, niż sama troska o jego zdrowie. Ale udało się. Znalazł się na tej zaśnieżonej, dalekiej od domu wyspie i mimo bólu czuł, że to właśnie tutaj — nie w Australii i nie w Ameryce — jest w stanie być w końcu sobą. Kiedy powrócił znów spojrzeniem do Balthasara, uśmiechnął się lekko, po czym wydobył z kieszeni parę czarnych rękawiczek. — Czy Thadeus sprawił ci wczoraj przykrość? — spytał niepewnie, wyciągając je ku mężczyźnie; mu i tak były niepotrzebne. Nie miał pojęcia, jak w inny sposób mógłby poruszyć tamtą sprawę — bał się zarzucić mu prowadzenie jakiejś nieczystej gry za jego plecami. Nie miałoby to przecież większego sensu, skoro od samego początku był niezainteresowany nawiązaniem z nim jakiejkolwiek znajomości.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Tak jak te gęste, mgliste i lepkie chmury nacierające na zasypane śniegiem centrum Reine, nad Altym gromadziło się wzburzenie. Musiał gwałtownie zacisnąć zęby, by nie wykrzyczeć: już kiedyś pokochałem to przeklęte miasto, ale i je zabrałeś wraz ze sobą, co przecież zmieniłoby tak wiele — przez moment z nikczemną fascynacją zastanawiał się, co wówczas by się stało. Czy Uriel by mu uwierzył? Czy ci przystrojeni w garnitury mężczyźni, dzierżący tytuł ochroniarzy i czający się z każdej strony, potraktowaliby go jak zdrajcę kraju i zachowywali tak, jakby zdetonował właśnie najgroźniejszy z pocisków? — Planuję je raczej znienawidzić — odrzekł tak chłodno, że przez moment zdawało się, jakby i oplatająca ich temperatura spadła o kilka drastycznych stopni. Zabolała go bowiem ta beztroska, z jaką odnosił się do tak silnych emocji — bolała go jego własna naiwność, przez którą od zawsze czuł wszystko zbyt mocno.
Najgorzej będzie, jeśli spaprasz pracę lekarzy i całkowicie rozchrzanisz swoją nogę, którą tak długo próbowali złożyć do kupy. Wiesz, że możesz wtedy już nigdy nie odzyskać w niej pełnej sprawności? Miałeś mnie informować o każdym, nawet najmniejszym dyskomforcie, jaki przez nią odczuwasz — upomniał go cichym, a jednak ostrym tonem i w końcu się zatrzymał. Zmierzył go surowym spojrzeniem i poczuł, jak po ciele rozlewa mu się ta prognozowana, paląca złość. Gdyby coś mu się stało, wina przeszła by w całości na Alty’ego. — Tak, cóż, przynajmniej oni nie lekceważą twojego stanu — mruknął, w skargach blondyna odnajdując rozpieszczonego chłopca, którego nie był w stanie zdzierżyć. Spostrzegł przy tym, że stojący obok nich mężczyzna posłał mu zaskoczone spojrzenie — najwidoczniej nikt nie odnosił się do Uriela w ten sposób; a już na pewno nie oczekiwano takich słów od byle fizjoterapeuty. Zauważając następnie wyciągniętą ku niemu parę rękawiczek, zbył ją nieprzystępnym, chłodnym wzrokiem, dobitnie wyrażającym: nie przyjmę od ciebie ani tych rękawiczek, ani tej przyjaźni, którą tak desperacko mi oferujesz. — Nie. Tacy jak wy nie mogą sprawić mi przykrości — odparł lapidarnie, równie chłodno co przedtem i zerknął w kierunku parkingu. — Jeśli wciąż boli cię w tym samym stopniu, pójdę do nich i powiem, że ta podróż jest ponad twoje siły i powinieneś wrócić. Jestem tu od kontrolowania twojej sprawności, nie od pogawędek — zaznaczył na koniec, znów krzyżując ręce na piersi.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Bunt Balthasara zdawał się mu jedyną stałą obecnego świata; bunt, w którym skrywał się kuszący go cień tajemnicy. Prawdy. Nieco obawiał się przesadzać — mimo zadry czającej się w sercu, pogłębiającej się wraz z każdym kolejnym sprzeciwem, Uriel nie chciał, by ten oschły i przesiąknięty nienawiścią mężczyzna wyjechał, znikając z jego życia. Chciał zyskać szansę, by go poznać. Czasem nie rozumiał ów pragnienia i wściekał się na siebie za tak destrukcyjne zapędy, ale świat przepełniony iluzją i kłamstwami oznajmiał mu jedynie, że Alty może być rozwiązaniem jego wszelkich problemów. — W porządku — odparł, kiwnąwszy głową. Jeśli chciał nienawidził Uriela, należało do zaakceptować. Jeśli nienawidzić chciał Reine, należało się z tym pogodzić. Jeśli nienawidzić chciał śnieg, zorzę, przyprószone białym puchem góry i zamarznięte jeziora, należało dostrzec ich brzydotę.
Zdaję sobie z tego sprawę — odparł niemalże oficjalnym tonem, który zwykł stosować podczas udzielania wywiadów. — Boję się, co będzie potem. Kiedy będzie już sprawna — wymamrotał wbrew sobie, cicho i już bez tej wyuczonej maniery. Przez ten krótki moment był sobą, najprawdziwszym, nieidealnym i przerażonym jeszcze dzieciakiem, który nie jest w stanie powitać przyszłości. Surowość spojrzenia mężczyzny odarła go w dodatku z odwagi; wbijając spojrzenie w śnieg, skrzypiący cicho pod butem uszkodzonej nogi, po raz pierwszy tak rozpaczliwie zapragnął uciec. — Nie o to im chodzi. Nie przejmują się moją nogą, tylko… — ale to nie była historia przeznaczona dla niego. Nawet jeśli pragnął mu to wszystko opowiedzieć, zrzucić z siebie ciężar podejrzeń i obaw — wiedział, że nie może. Że nie ma prawa. Że Alty zapewne wolałby odciąć sobie uszy, niż wysłuchiwać tej idiotycznej historii. Wciskając w kieszenie kurtki odrzucone rękawiczki, uśmiechnął się blado. — Przepraszam. Za siebie i za niego. I za takich jak my — rzekł, kiedy to podpierając się ręką ociężale wstał z zimnej ławki. — Możemy iść — nie chciał wracać. Nie mógł powrócić do Australii bądź Los Angeles; w żadnym z tych miejsc nie czuł się bezpiecznie. I choć ból wciąż utrzymywał się w tym samym miejscu i stopniu, stawiał kolejne kroki w przekonaniu, że da radę. Że to nic takiego, bo zaznajomiony był już z tego rodzaju cierpieniem. Nie odezwał się za to już więcej do Balthasara; zajmując w samochodzie miejsce w innym niż on szeregu (nie, nie usiadł z przodu, choć to te drzwi otworzył przed nim Lars), wpatrywał się w mijany za oknem krajobraz. A raczej po prostu czerń mieszającą się z niemal zabójczą bielą.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Ostatnim razem tak siarczyste ataki wzburzenia nawiedzały go przeszło dwa lata temu. Doktor Sullivan, jego ówczesny psychiatra, wyraziwszy swe zaniepokojenie i przekazawszy mu garść skoncentrowanych na przywrócenie spokoju tabletek, poprosił, by nigdy nie lekceważył ów stanu i nie pozwolił mu się zawładnąć. Teraz jednak, marznący na norweskim parkingu Alty Steffler zdawał się nie zauważać, że towarzyszący mu gniew jest diametralnie odmienny od tego, jaki odczuwać powinien każdy normalny człowiek. Że cyzelowane z niepodobną do niego złośliwością słowa zakrawają na absurd i szczenięce rozkapryszenie, a płonące nienawiścią oczy nie są jedynie objawem irytacji związanej z przesłanymi mu wyrażeniami. Na ten moment był po prostu święcie przekonany, że to zachowanie Uriela jest nad wyraz nieodpowiednie, a nawet dające się namierzyć drgania jego głosu, niepewny wzrok i nagła posępność nie były w stanie zmienić jego opinii, ani choćby nieznacznie roztopić skutego w lód serca. Mimo to w jego pamięci miała wyryć się ta owiana tajemnicą sentencja. To nie moim stanem fizycznym się przejmują.
Nie musisz. Tacy po prostu już jesteście — rzucił sucho, wzruszając niby to obojętnie ramionami i bynajmniej nie mając zamiaru przyjąć jego przeprosin. Pragnął mu pokazać, wbrew faktycznym emocjom targającym jego sercem, że on i mu podobni nie robili na nim już żadnego wrażenia — może poza wzbudzaniem jego irytacji. I były to ostatnie słowa, które wypowiedział do niego podczas drogi wiodącej do rezydencji. W samochodzie zerknął na niego wyłącznie raz — i to tylko po to, by sprawdzić, czy twarz jego wciąż płonie ogniem rozpętanym z bólu. Wraz z pokonywanymi milami, złość jego poczęła jednak słabnąć — to między innymi dlatego, gdy dojechali już pod niewyobrażalnych rozmiarów willę, z jego ust niemal nie wyrwał się cichy okrzyk zdumienia. Nie spodziewał się, że miejsce to wciąż będzie wzbudzać w nim takie wrażenie — przypominając z zewnątrz pięciogwiazdkowy hotel, kurort najwyższej klasy lub sam zamek, nie pozwalało przemknąć obok siebie obojętnie. Wysuwając się z wnętrza rozgrzanego samochodu, zamykając głośno drzwi (i to przed nosem niejakiego Erika), wpatrywał się już tylko w ten rozświetlony dookoła dom, zapominając o całym świecie i o samym Urielu — być może to dlatego nie spostrzegł, że pracująca dla Westhill Manor służba wyciąga niemal wszystkie walizki z bagażnika, prócz tej należącej do niego. Ostrożnie stawiając kroki w miękkim, wyglądającym jak gęsie pióra śniegu, sunął do środka tego osobliwego budynku jak statek zagubiony na morzu w stronę latarni. W międzyczasie szare jak antracyt niebo rozprysło się na miliony grubych płatków białego puchu, a on ocknął się w końcu, wyłącznie na moment, znów spoglądając w stronę Uriela; tym razem z wymalowaną na twarzy niepewnością. Docierając do strzelistych, ciężkich i grubo skonstruowanych drzwi jako trzeci z kolei, pozbył się pozostałości śniegu ze swych butów na leżącej pod nim wycieraczce, a potem pokręcił zamaszyście głową, chcąc zrzucić z siebie krystalizujące się płatki puchu, przez co wzrok jego, dość mimowolnie, spoczął na specyficznej, a tak doskonale mu znanej kołatce z brązu, układającej się w pysk ozdobionego bujną grzywą lwa. Znów zerknął niepewnie na Uriela. Później, kiedy w hallu jego rozognione mrozem policzki powitało przyjemne ciepło niesione z kominka, wzrokiem począł przemykać po ścianach pokrytych boazerią z ciemnego drewna — tego samego, które oplatało budynek na zewnątrz. Zdobiły je liczne portrety przodków w pięknych, złoconych ramach, na których każda z postaci pogrążona była w dostojnej powadze, obserwując każdy baltazarowy krok. Do pomieszczeń położonych na piętrze prowadziły szerokie, zakręcające schody z kunsztownie rzeźbioną poręczą, a nad nimi, na samym środku sufitu unosił się potężny kryształowy żyrandol. Po raz kolejny rzucił Urielowi zaniepokojone spojrzenie. A potem, bojąc się podążyć dalej, wykonał nieznaczny krok do tyłu, zrównując się z nim pozycją. — Czujesz się już lepiej? — zapytał, jak sądził, beznamiętnie, zagłębiając się wraz z mężczyzną w cmentarz ich wspomnień.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Potężne domostwo, rozświetlane blaskiem kryształowych lamp, majaczyło na wznoszącym się ponad miastem wzgórzu niczym samotna wyspa. Okalająca je ciemność zdawała się nieprzenikniona; w drodze do drzwi Uriel przystanął na moment i z podziwem uniósł wzrok ku zachmurzonemu, kłębiastemu niebu; pragnął zobaczyć gwiazdy, ale nie tylko nie miał zyskać ku temu okazji, ale i nie miał komu o tym powiedzieć.
Minęli go niemal wszyscy; Lars rzucił, by się nie guzdrał. Tiril wpadła w zachwyt nad domem, a wpatrzony w nią Erik przytakiwał każdemu jej słowu. Nawet dwójka ochroniarzy pomknęła w swoim własnym, sekretnym kierunku, przy czym Uriel był pewien, że nie zobaczy ich być może przez kilka kolejnych dni. Wyłącznie Nora przystanęła obok, na moment otulając jego zmarzniętą dłoń ciepłem puchowej, różowej rękawiczki. — Cieszyłby się, że tu wróciliście — zapewniła po szwedzku, a kiedy odchodziła w kierunku domu uzmysłowił sobie, że nadal miewa z tym językiem problemy; zresztą, był nazbyt wpatrzony w Alty’ego, by móc skupić się na jakichkolwiek słowach. Zauroczenie, jakim go obdarzył, poczęło przekształcać się w uczucie przepełnione strachem. Łączyło się z tęsknotą nawiedzającą go każdego ranka i każdej nocy; było ślepe na chłód tego niedostępnego chłopca, który chłonąc każdy detal Westhill Manor sprawiał, że w Urielowym spojrzeniu migotał uśmiech.
Ale Wordsworth nie dostrzegał uroku bijącego od tego miejsca. Czaiło się w nim coś złego, niepokojącego. Nie pomagało nawet rozchodzące się po willi ciepło, czule otulającego jego obolałą nogę; głos Tiril zmienił się w irytujący świergot, a Uriel sparaliżowany bólem głowy spostrzegł, że po prostu się boi. Tego domu. Tego, co w nim odnajdzie. — Mam wrażenie, że… — szepnął zduszonym głosem, czując jak serce zrywa się do ucieczki. Mogli zawrócić. Powinni byli zawrócić, nie zbliżając się do tego miejsca nawet o cal. Zreflektował się jednak prędko; Alty’ego przecież nie obchodziły jego myśli i wrażenia, jego obawy i wszelkie rodzinne historie. — Jest już dużo lepiej, dziękuję — odparł więc uroczyście, oddając zaśnieżony płaszcz komuś ze służby. Co oni wszyscy tutaj robili? — Pięć na dziesięć — dodał, wiedziony jakimś przekonaniem, że musi to sprecyzować — musi, bo wyraz jego twarzy nie potrafił choćby otrzeć się o niedawną beztroskę; pozostawało mu tylko zgadywać, że mimo panującego w domu upału, jest przeraźliwie blady. Jednakże to nie noga stanowiła teraz problem. Kiedy Nora zabrała się za wręczanie wszystkim pozłacanych kluczy (Tiril i Erik otrzymali pokoje w zachodniej przybudówce, a to oznaczało, że mogą się całymi dniami unikać — jeśli Uriel nie postanowi inaczej), w której to także mieszkała Nora z córką, a Lars, ku swemu niezadowoleniu, wraz z dwójką ochroniarzy, zająć mieli mniejszą część rezydencji nazywaną “domkiem dla gości”, w której w dni takie, jak ten — kiedy zaspy śniegu uniemożliwiały dotarcie do miasteczka — mieszkała także służba. Alty natomiast otrzymał pokój niedaleko od niego, choć to nie Uriel o to poprosił. — Co oni tu robią, Noro? — a więc Uriel zrobił to, co zrobiłby każdy na jego miejscu; przekuł strach w złość. W władczą pretensję, pod którą skrył swe niezrozumiałe przerażenie. — Och, Willemie, naturalnie otrzymaliśmy zawiadomienie od Thadeusa, by odprawić ich do domu, ale… — przerwał jej ostro. Uriel, sapnął. Spojrzała na niego pytająco. Wszyscy na niego patrzyli. Erik wymamrotał coś o obowiązkach i czmychnął w głąb domu, by sprawdzić jego zabezpieczenia. Lars począł bronić Norę, a Tiril podrygiwała nerwowo, próbując co jakiś czas coś wtrącić. Tak będzie bezpieczniej, Willemie. Wciąż nosisz na sobie widmo wypadku, Willemie. Wytyczne rodziny królewskiej, Willemie. Wytyczne twoich rodziców, Willemie. A on tylko ciągle powtarzał to jedno słowo. Uriel. Chłopiec, który nie istniał. Żałował, że dzieje się to wszystko na oczach Balthasara — chciał pokazać mu się z jak najlepszej strony — lecz skoro ten już i tak pałał do niego nienawiścią, nie mógł swej pozycji pogorszyć. — Wszyscy do jutra mają stąd zniknąć — rzekł na tyle ostro, by wiedziano, że to koniec dyskusji. Nie potrzebował służby. Nie chciał być ani królewskim potomkiem ani synem amerykańskich miliarderów. Wyrwał Norze swój klucz i nie zważając na mokre plamy, jakie zostawiały jego buty, począł kierować się ku drewnianym schodom.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Minęła dłuższa chwila, zanim zrozumiał, co się dzieje. Zanim spostrzegł zakłopotane twarze wszystkich z zebranych dookoła osób, wpatrujące się nie w niego, jak z początku, ku własnemu przerażeniu pomyślał, a kilka cali obok — wprost w sylwetkę Uriela. Zanim wyłapał sens przelatujących obok informacji, upomnień i dobrych rad. Zanim zauważył, że wszyscy prócz niego pozbyli się już swoich płaszczy i kurtek, a śnieg przyklejony do jego ubrań, począł tworzyć na podłodze niewielką kałużę. Zsuwając z siebie przemoczone okrycie, samodzielnie pomaszerował do miejsca, w które służba odwieszała podobne elementy ubioru, a wracając, z niezadowoleniem odkrył, że dyskusja między księciem a resztą osób wcale nie dobiegła końca. Chciał powiedzieć coś o kałuży śniegu, jaką zostawił w swym roztargnieniu na podłodze i zapowiedzieć, że jeśli ktoś przyniesie mu odpowiedni przedmiot, uprzątnie ów ślad samodzielnie, ale nie odważył się wydobyć z siebie głosu — w obecnych okolicznościach nie tylko wydawało się to zupełnie nieistotne, ale obawiał się też, że wciągnięty zostałby w tę niepoważną sprzeczkę. Niegdyś, na samym początku znajomości jego i Uriela, płomiennie bronił nie jego rodziny, a pracowników. Później, podczas zacieśniającej się między nimi znajomości, gotów był stać murem już tylko za blondynem. Teraz natomiast pozostawał apatycznie obojętny na argumenty każdej ze stron. Nic go to wszystko nie obchodziło. Ocknął się dopiero zauważywszy ruch urielowego ciała, które nieroztropnie poczęło gramolić się na niebezpiecznie wyglądające schody. Wzdrygnąwszy się, doskoczył do jego sylwetki i zamiast zasugerować dostanie się na górę innym sposobem (niedaleko kuchni skrywała się niewielka, stara, ale wciąż sprawna winda używana niegdyś przez służbę) zaoferował mu swe wyciągnięte ramię, rozumiejąc, że nie tylko duma mężczyzny zabraniała mu się wycofać, ale że w obecnej, napiętej wciąż atmosferze, nie wypadało mu wszczynać kolejnej dyskusji. — Ja też, książę? — zapytał przekornie, kiedy już udało im się zostawić rozgniewaną garstkę osób za sobą. Słowa te niemal wyszeptał, a w kąciku ust zamajaczył mu figlarny uśmieszek. Drażnienie się z blondynem w tym momencie było dość ryzykowne, ale Alty’emu nie zależało przecież, by mężczyzna go polubił. Nie zauważył nawet, jak ten diametralnie inaczej podchodzi do całej sprawy, niemalże desperacko próbując zaskarbić sobie jego sympatię. Czując na ramieniu silny ucisk jego palców, a w powietrzu niewyraźny zapach używanych przez niego specyfików, przez moment zawładnęła nim okropna migrena. Spodziewał się, że ta nawiedzać go będzie podczas wyjazdu kilkakrotnie. Nie zatrzymał się jednak i w większej mierze nie dał po sobie odczuć chwilowego osłabienia — dopiero docierając na sam szczyt schodów, wyplątał się spod supłów urielowej dłoni i zatrzymał się skonsternowany tuż obok szaro-brunatnych drzwi, które wiedział, że prowadziły do jego pokoju. — Dokąd idziesz? — zapytał zdziwiony, zauważając, że ten maszeruje w głąb korytarza. Dopiero teraz dotarło do niego, że nie powinien znać rozmieszczenia tutejszych pokoi, wobec czego odchrząknął cicho i wykonał krok do przodu, jak gdyby sam zwątpił, czy trafił w odpowiednie miejsce. — W każdym razie, będę musiał wejść tam z tobą i sprawdzić kilka rzeczy — mruknął, wbijając wzrok w ziemię. Kiedyś nie musiał prosić o pozwolenie i nie musiał go uprzedzać — ba, kiedyś nie mieli nawet osobnych pokoi.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Nienawidził życia, które otrzymał. Nienawidził jego fałszu i splendoru; nienawidził tego, że kiedyś, jak mu mówiono, zachowywał się inaczej. Nie narzekałeś, wzdychała jego matka. Ojciec przedstawiał mu wyciągi z konta, śmiejąc się przy tym ze współczuciem; nikt nie wydawał pieniędzy tak bezmyślnie, jak ty. Zdarzało się dość często, że Uriel odnajdywał w sobie coś na kształt wdzięczności, kiedy myślał o wypadku — sugerując się opowieściami swych krewnych, mógł jedynie zgadywać, jak fatalnym był człowiekiem. Nie pamiętając teraz tego, chroniąc się uparcie przed napływem jakichkolwiek wspomnień, otrzymywał nowy początek. Szansę na to, by zostać kimś innym. Być może postępował nierozsądnie odbierając niewinnym ludziom możliwość zarobku, ale gotów był zapłacić swej służbie odpowiednią kwotę za tak nagłe odprawienie; nie chciał po prostu, by ktokolwiek wyręczał go w tych wszystkich podstawowych czynnościach, skoro i tak ze względu na nienajlepszy stan uszkodzonej nogi, przyjmować musiał ciągłe wsparcie i pomoc. Jak teraz, gdy pokonując zaledwie pierwszy stopień drewnianych schodów, przeklął cicho pod nosem. — Och, zamknij się Alty — prychnąwszy, jakby nic się nie stało, sięgnął po oferowane mu ramię. W tonie jego rozbrzmiała podobna przekorność; bunt pozbawiony złości, niosący w sobie całe złoża ciepła i miłości. Dopiero po pokonaniu trzech stopni pojął, że nie powinno to mieć miejsca. Że nie pojmuje uczuć, które nim na moment zawładnęły. Uzmysłowił sobie, że wypowiadając to konkretne zdanie poczuł się tak, jakby wypowiadał je już tak wiele razy, że zdążyło wejść mu już w nawyk. Bronił się jednak. Tak uparcie i dotkliwie wzbraniał przed zrozumieniem wszystkiego, że znów wykorzystać zamierzał jedyne sensowne wytłumaczenie — Alty musiał mu kogoś przypominać. — Przepraszam — wymamrotał czując, jak twarz jego płonie najczystszym szkarłatem. Nie chodziło nawet o bezpośredniość, na jaką się zdecydował, ale i fakt, że zdanie to łamało zasady komunikacji, jakimi się kierował. Co prawda nie zawarło się w tym bezpośrednie przekleństwo, ale mimo to zabarwione było niezrozumiałą dla niego wulgarnością. Pozostawało mu jak najprędzej zniknąć z jego oczu, lecz Balthasar nie zamierzał mu ów ucieczki ułatwić. — Nie wiem — przyznał, dopiero za sprawą jego pytania się zatrzymując i zauważając, jak spory dystans zdążył przemierzyć. — Nie wiem, który pokój jest mój — czy Balthasar wiedział, do którego sam powinien się skierować? Może zdążył się kogoś zapytać? Może dostał wcześniej instrukcje? Migrena nie nawiedziła tylko Alty’ego; strach przed zaakceptowaniem prawdy w niezrozumiały sposób począł atakować urielowe ciało. — Kurwa — nie miał siły, by dalej udawać. By pozować przy nim na osobę, za którą mieli go wszyscy. Wściekłość i przerażenie musiały więc znaleźć swoje ujście, jako że Uriel w swej nieśmiałości nie zamierzał wracać na dół, by prosić ludzi, których przed momentem potraktował z wyższością, o pomoc w znalezieniu pokoju. Nie pozostawało mu nic innego, niż otwierać kolejno każde drzwi, poszukując w nich jakiejkolwiek wskazówki na to, że jest to jego sypialnia. Siłując się z jednym ze starych zamków, dostrzegł, że Alty pochwycił klamkę znajdujących się najbliżej niego drzwi. Potem kolejnych. A gdy powiedział, że to chyba ten, ruszył ku niemu z niepewnością. Co mógł skrywać w sobie pokój, którego nie pamiętał? Liczył na jakiś blask olśnienia, który miał nadejść wraz z przekroczeniem progu; żadna z rzeczy, które dostrzegły jego oczy, nie rozbudziła w nim ani jednego wspomnienia. Bez wątpienia jednak Alty nie pomylił się w swej kalkulacji — nie było wątpliwości, że miejsce to należało niegdyś do niego. Paskudne, chłodne, nijakie. Przysiadł na łóżku i wlepił spojrzenie w chłopaka; nie przeszkadzało mu to, że weszli tu razem. Że Alty chciał coś sprawdzić. Gdyby tylko mógł, poprosiłby, żeby nigdy nie wyszedł, żeby nie zostawił go tutaj samego. — Nienawidzę tego — powiedział, nie wiedząc za bardzo po co rzekł ów zdanie i co dokładnie ma na myśli. Chyba wszystko. I nic.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
On też nienawidzi
i go także boli
każdy krok, każde wprawienie w ruch ścięgien, każde skosztowane słowo i każdy posłany mu grymas, nawet ten najzwyklejszy.
Najbardziej jednak boli go ta chwila; kiedy Willem staje się Urielem — jego Urielem — i kiedy słowami topi jego serce, które przecież tak dobrze skuł wcześniej w lód. Jak może wciąż kochać ten zbiór liter? Jak może kochać mimo brzmienia: zamknij się, Alty, w którym dla każdego innego człowieka zabrakłoby czułości? Dla niego znaczy to jednak prawie to samo, co: kocham cię, Alty i: tęsknię za tobą. Znaczy wszystko i nic jednocześnie.
Bo nie chce, żeby Uriel go kochał i za nim tęsknił.
Nie chce, żeby mówił mu, że ma się zamknąć.
Nie chce Uriela wcale, w żadnym wydaniu, z żadnym słowem.
Trochę się rozpędziłeś, książę — komentuje więc sucho, mimo wcześniejszej obietnicy, że nie nazwie go więcej księciem. Nie rozumie jednak, dlaczego sam dotrzymywać ma swych obietnic, jeśli Uriel nie robi tego samego. Kiedyś powiedział mu, że nie wyobraża sobie bez niego życia i że nigdy nie potrafiłby go zostawić. A potem go zostawił i jakoś jednak żył dalej.

Wiedział, który pokój należy do trzydziestodwulatka. Zatrzymał się przy nim na samym początku; w chwili, w której zapytał przytomnie: gdzie idziesz? jakby próbował wybudzić go ze śpiączki. Ale potem postawił kilka kamuflujących tę wiedzę kroków i nie zdradził się ani słowem, ani najmniejszym choćby gestem, gdy blondyn począł zaglądać do każdego z pokoi. Dopiero, kiedy cała sytuacja staje się nie do zniesienia, bo z oceanicznych oczu dochodzi go zimny, porywisty wiatr pełen desperacji i zagubienia, Alty decyduje się skrócić jego katusze i wiatr rozegnać. Dla pozorów, by się tylko nie zdradzić (poszło to za daleko, by teraz tak po prostu mógł przyznać się, że drogę do odpowiednich drzwi znał od początku), oplata palce swojej dłoni na kilku klamkach i udaje, że również sprawdza, że nie jest pewien, że stara się pomóc mu w rozwikłaniu zagadki, aż w końcu dotyka tę odpowiednią i wskazuje, że tak, że to chyba tutaj.
Nie uważa, że to miejsce jest chłodne i że Uriel również kiedyś taki był. Nawet mimo bardzo bezdusznego i brutalnego rozstania tak nie myśli. W jednym musi przyznać mu jednak rację — ten Uriel (ten nowy) jest inny. Wydaje się cichszy, spokojniejszy i jakiś mniej szczęśliwy. A może nigdy nie był szczęśliwy — Alty właściwie nie wie.
Pokój jest obudowany z trzech stron popielatym kamieniem (podobnie jak salon na dole), a czwarta ściana składa się z wystawy okien (też tak jak salon). Sufit jest wysoki i z surowego drewna, podobnie jak pomniejsze elementy dekoracyjne, a większość mebli jest biała. Na tym łóżku, wysokim, powleczonym w czyste i jasne pościele, stojącym zaraz przy szybach, na skraju którego przysiadł teraz Uriel, Alty sypiał tysiące razy. Nie musi sprawdzać jego sprężyn choćby dotykiem dłoni — jego gładką miękkość pamięta doskonale ze wspomnień. Wie, że ten materac niekoniecznie sprawdzi się w obecnych okolicznościach — prosił, żeby Uriel otrzymał łóżko twardsze, ale najwidoczniej nie starczyło im na to czasu. A może nie sądzili, że Balthasar naprawdę to sprawdzi. Może też wcale nie przejmowali się jego instrukcjami.
Z chłodnej analizy wyrywa go głos blondyna. Patrzy na niego dłuższą chwilę, jakby mężczyzna porozumiewał się w innym języku, a Alty ten język starał się rozszyfrować. I nie wie — czy ma się uśmiechnąć i tym uśmiechem (zrozumienia i pokrzepienia) zbyć jego słowa? Czy ma zapytać, co tak straszliwie go męczy? Czy może wcale nie ma zwracać na niego uwagi?
Ja też — odpowiada w końcu.
Ja też nienawidzę tego, w jaki sposób potoczyło się moje życie.
Ja też nienawidzę tego, że tutaj jestem.
Ja też nienawidzę tego, że zachowujemy się tak, jakbyśmy się nie znali.
Że nie możemy porozmawiać.

Materac jest za miękki, ale przynajmniej pamiętali o poręczach — zmienia trajektorię dozwolonych im konwersacji na właściwy kierunek. Trochę się jednak denerwuje, bo badanie, które musi przeprowadzić (oględziny) zawsze są dla niego niekomfortowe. A kiedy dotyczą Uriela, wydają się Alty’emu wręcz nie do zniesienia. — Sprawdzę jeszcze łazienkę. W garderobie podobno jest wózek, na wszelki wypadek powinien stać obok łóżka. Nie wstydź się w razie czego z niego korzystać. No i… wolisz, żebym przyszedł sprawdzić cię później? Chcesz już się położyć? — pyta, zatrzymując się w połowie drogi między drzwiami wyjściowymi, a tymi prowadzącymi do łazienki, na którą zapowiedział rzucić okiem.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Książę. Jak najczystsza obelga.
W kilku szmatławcach tak o nim pisali; kiedyś, teraz, nie miało to znaczenia. Książę powracało jak zły sen, jak wspomnienie, którego nie chciał; chyba wolałby już nigdy niczego nie pamiętać. Rodzice powiedzieli mu, że lubią ten tytuł; budowałeś nim dobrą markę, śmiali się, kiedy zaproponował złożenie pozwu. Czy naprawdę dawniej mogło się mu to podobać? Ktoś, nie pamiętał już dokładnie, bo czasem twarze się zlewały, zniekształcały (miał odczuwać problem z przypomnieniem sobie wyłącznie tego, co zdarzyło się w życiu przed wypadkiem; wiedział, że winien lekarzom wyjawić, że zapomina czasem i teraźniejszości, choć nie powinien) i ostatecznie do nikogo nie przynależały — powiedział mu, że niewiele osób tak naprawdę na niego mówiło. I wtedy Uriel pomyślał, że to naprawdę tylko obelga. Którą Alty, z jakiegoś powodu (Alty, Alty, znam miejsce, w którym możesz tak na mnie mówić) uwielbiał go obrzucać. A Uriel, zmartwiony, trochę zły, już mu nie odpowiedział. Bo przecież go przeprosił.

Przez chwilę łudził się, że będą mogli porozmawiać. Niezdarnie, w końcu się nie znali, ale marzył o jakiejś dozie zaufania. W porządku, miał pokiwać głową Alty, z niechęcią opierając się o framugę drzwi. Czego tak właściwie nienawidzisz?, spytałby, a Uriel, przyzwyczajony do tego, że pytany jest o wszystko zawsze, zacząłby mu opowiadać. Zamiast tego Balthasar powiedział ja też. Bo nie chciał tutaj być. Bo został do tego zmuszony. Bo nie chodziło tylko o to, że nienawidzi tego miejsca — nienawidził Uriela. A to godziło go tak bardzo, w sposób pozbawiony logiki, atakowało jego serce, przynosiło ból, którego nie pojmował; zapragnął, by Alty się odwrócił i wyszedł. Nie chciał mu pokazać swojego smutku. Dobrze, że pozostała w nim jakaś aktorska maniera i mógł wcielić się w kogoś innego, choćby na moment. — Może jutro wymienią — odparł mamrocząc. Może. Może jutro będzie lepiej. Może gorzej. Materac niczego nie zmieni.
Problemem, który był sprawcą tych wszystkich deszczowych chmur, była niepewność wobec uczuć, jakie odczuwał nie tylko przy Altym, ale tak ogólnie. Ten prosty fakt, że pociągają go mężczyźni. Nie ośmielił się jak dotąd nikogo spytać, czy był z jakimś w związku; zdawało się mu to wysoce niepoprawne. Raz przemierzał zakamarki internetu, z kolorowych witryn i forów dowiadując się, jak wyglądało jego życie miłosne. Piękne kobiety wpatrywały się na niego na niezliczonej ilości zdjęć. Niektóre trzymał za dłoń, inne obejmował w pasie. Kobiety, które dzwoniły i pisały do niego odkąd się wybudził; żadnej nie pamiętał, żadna nie wzbudzała w nim odpowiednich uczuć. Może tylko Florina.
Wstydził się więc. Może Alty pojął, że Uriel nie jest tak do końca normalny i nieco się brzydził; może jego niechęć wynikała z tak prostego względu. Najlepiej byłoby wszystkiemu zaprzeczyć, pokazać te wszystkie zdjęcia z kobietami, ale Uriel nigdy by się na to nie zdobył. Poręcze, materac, łazienka, to wszystko było nieważne. Badanie teraz czy później, boże, może nigdy? — Może być teraz — odparł głosem pełnym zawstydzenia. Wolałby tego uniknąć. Może popełnił błąd prosząc właśnie go o pomoc; przy Sigrid nigdy nie odczuwał skrępowania. Jednak i to miało być lepsze od samotności, z którą zderzyłby się w sekundę po tym, gdy Alty opuściłby jego pokój.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Czasem wydaje mu się jeszcze, ku swojemu płomiennemu niezadowoleniu, może i przerażeniu, że Uriel cały czas nieświadomie go uzupełnia.
Że bez niego życie Alty’ego jest po prostu niekompletne. I to w tak brutalny, bezlitośnie jednostronny sposób, sprawiając dodatkowo, że przepychanie przez płuca oddechów, rozwieranie rankiem zlepionych snem powiek i wydobywanie z siebie słów, bez Uriela jest po prostu niemożliwe; nie do zrobienia.
Zanim bowiem mężczyzna udekorowany w czuprynę, w której skryło się słońce, nie powiedział najoczywistszej oczywistości “może zrobią to jutro”, Alty’emu nawet nie przeszło to przez myśl. I tak strasznie go to irytuje, bo to przecież prawdziwa błahostka — a jednak tych błahostek jest coraz więcej i więcej, kumulujących się w myślach, piętrzących przed oczyma wyobraźni i oblegających jakimś dziwnym, czarnym, ropo-podobnym smarem, który trafia do Alty’ego przełyku, zbiera się w nim kropla po tłustej kropli i odbiera oddech.
Okej. No to miejmy to za sobą — mówi, tak długo próbując wcisnąć odpowiedni guzik w swoim umyśle, nazywający się “profesjonalizm i dystans”, że w końcu zmaltretowany mechanizm zaczyna pracować, pozwalając mu na układanie odpowiednio chłodnych zdań. Tylko że serce wciąż jest nieposłuszne i od tamtego oprogramowania niezależne; wyrywa się wściekle jak pochwycone wbrew woli zwierzę, szamocze się i wierzga, drapie pazurami i gryzie swoimi kłami. Nie chce, nie może oglądać Uriela w ten sposób.
W końcu przychodzi wybawienie (to całkiem zabawne, bo dotychczas w jego życiu było wręcz na odwrót — stresujące sytuacje tylko się pogarszały, hacząc ostrymi krawędziami o jego nerwy, a odsiecz nie przybywała nigdy; nie jest w końcu bohaterem dziecięcej bajki).
Pukanie do drzwi rozlega się w tej samej chwili, w którym Alty stawia tylko z pozoru stanowczy krok do przodu. “Proszę” krzyczy natychmiastowo, chyba wraz z Urielem (a może tylko mu się wydaje).
— Przepraszam najmocniej za najście, została jeszcze jedna torba — wkracza baryton wraz z patykowatą, bardzo wysoką i jeszcze bardziej zgarbioną sylwetką jakiegoś chłopca o zarumienionej twarzy i włosach w kolorze miedzi. Dzierżony w objęciach materiał stawia przy wnęce prowadzącej do garderoby i stara się na nich nie patrzeć; jakby tym sposobem miał stać się niewidzialny. A potem wycofuje się szybko ku wyjściu, ale Alty go zatrzymuje. Dziękuje w imieniu Uriela, a potem pyta “masz może klucze do niebieskiego pokoju?”, a chłopak kręci z konsternacją głową.
— Do niebieskiego?
— Tak, tego obok, sąsiadującego z tym od północy.
— Przepraszam, nie wiem, czy dobrze się domyślam, ale pyta pan o pokój, w którym ma się zatrzymać?
— Tak, właśnie o ten.
— No to nie w niebieskim. Dostał pan ten naprzeciwko, orzechowy.
— Orzechowy?
— Orzechowy.
Alty przez chwilę waży te słowa na niewidzialnej szali w swoich myślach. Bezwiednie przyciąga dwa palce (kciuk i wskazujący) do ust; jak zawsze, gdy nad czymś poważnie się zastanawia, a potem chłopiec o silnym, szwedzkim akcencie pyta: potrzebują panowie czegoś jeszcze?
— Orzechowy. Jesteś pewien?
— Tak, proszę pana.
— Alty. Mów na mnie Alty. Dziękuję, to wszystko — I już chce pozwolić mu odejść, ale wtedy uprzytamnia coś sobie. — Moje walizki już tam są? Potrzebuję ich do przeprowadzenia badania — tłumaczy, choć wcale nie musi; chęć dowiedzenia się, gdzie są jego rzeczy, nie musi być przecież w żaden sposób uargumentowana.
— Nie wiem, proszę pa… Alty. Sprawdzę — zapowiada i znika, a oni słyszą już tylko jego prędkie kroki, brzdęk kluczy, przekręcenie zamka, pchnięcie ciężkich drzwi, potem znów prędkie kroki, kroki, kroki, aż w końcu chłopiec znów się pojawia.
— Przepraszam, nie widzę tam żadnych walizek. Sprawdzę jeszcze na dole, zapytam Amadeusa. Może zostały w samochodzie. Przyniosę jeszcze klucz do orzechowego pokoju — I Alty już wtedy czuje, bez żadnego wyraźnego, konkretnego powodu, że walizek tych nie odnajdzie. Bo to przecież dotyczy jego; Baltasara Stefflera, który nigdy nie miał w życiu szczęścia. Do niczego (tylko wcześniej, jakże naiwnie się nabrał, że ten dwudziestolatek jest wybawieniem; nie zapowiedzią kolejnych problemów).

Nie znajdzie ich. Jestem pewny — mamrocze z rozdrażnieniem, kiedy chłopiec już ich opuszcza, a on znów zostaje sam z Urielem. I zapomina; że nie ma prawa wdawać się w nim rozmowy wykraczające poza jego stan zdrowia i że powinien dokonać analizy jego sylwetki, w źle ułożonych wypukłościach kości odnajdując ewentualne nieprawidłowości.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
ODPOWIEDZ