pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Powrót z Melbourne bfitował w ciche dni. Te zaś na miejscu przerodziły się (przynajmniej dla Chrisa) w hektolitry alkoholu. Ten zaś miał to do siebie, że metabolizował się niezwykle wolno, przez co Haynes czuł się na okrągło na rauszu. To zapewne tłumaczyło, czemu kolejne szkice jego powieści lądowały w koszu. Czegoś mu brakowało, słowa uciekały jak szalone, nie układały się karnie w szyku, a fabuła trąciła myszką. Zupełnie jakby zatracił umiejętność przekazywania emocji, a te przecież nosiły na barkach każdą książkę jego autorstwa. Wena nagle stała się kapryśną kochanką, która niegdyś igrała z nim po kilku głębszych i paczce Marlboro, a obecnie nie chciała go słuchać, gdy przemawiał na kacu. Pieniądze skurczyły się do ostatnich oszczędności i nawet producent jego marnego serialu stwierdził, żeby się ogarnął.
Słowa te wziął do serca tak bardzo, że w knajpie wykończył taniego bourbona i powstrzymał z trudem wymioty. Najwyraźniej jego podniebienie gwiazdy nie przywykło do tych amerykańskich szczyn, ale nie stać go było na nic lepszego. W przebiegach tracił pracę, życie, a wszystko z powodu tego, że jego związek przeżywał kryzys. Wróć, kryzysem można było nazwać tamtą jedną sprzeczkę, zakończoną bajecznym seksem w toalecie. Obecnie zaś weszli w stan wojny totalnej i czuł się sobą absolutnie rozczarowany.
W końcu najgorszą świadomością był fakt, że to on odpowiadał za tę sytuację. To on był tak zepsuty, że zaufanie jakiejkolwiek kobiecie przywodziło na myśl syzyfową pracę. Za każdym razem, gdy był przekonany, że nareszcie mu się udało, kończył wściekły i pełny wyrzutów, które (oczywiście) doprowadzały delikatną Alaskę do płaczu. W końcu nie była silna jak niektóre jej poprzedniczki i to stanowiło o jej zaletach. To dlatego z nią był, bo w niczym nie przypominała jego żony i kochanki. Tak sobie powtarzał, a potem patrzył z obrzydzeniem na jej łzy, bo pierwszy raz miał nadzieję, że weźmie się w garść.
Na próżno, najwyraźniej oboje byli przegranymi i to sprawiło, że po skonsumowaniu tego podłego trunku podjął decyzję, by rozliczyć się z przeszłością. Ta zaś niosła od lat jedno imię i miała również jeden adres, który zdobył dzięki koneksjom w redakcji. Tych, o których Cambell nie wiedziała, bo wówczas zapewne lepiej zabezpieczyłaby okno od salonu. Paliło się tam światło, więc właśnie tam wycelował kamieniem zbijając szybę.
Pukanie do drzwi było zarezerwowane dla ludzi nudnych, konwencjonalnych i trzeźwych, a on ledwo stał na nogach i był przekonany, że musi wykrzyczeć jej wszystko, bo za chwilę pogrąży się do końca w tym bezweniu i upadku. Winił ją, oczywiście. To ona zabrała mu ufność, to ona nauczyła go, by spodziewać się najgorszego i obecnie właśnie o tym myślał, gdy słyszał piękny dźwięk pękniętej szyby.
- Cambell, wiem, że tam jesteś! Chodź przywitać się ze swoim cudownym byłym! Tym, któremu spaliłaś życie do gołej ziemi! - cóż, chyba nie mógł być bardziej specyficzny.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
34.

Ostatnio jej życie było zadziwiająco zbyt pozytywne, jak na nią. Nawet w pracy zarzucili jej, że uśmiecha się więcej, a to było dziwne zważywszy na to, że nieszczególnie lubiła przebywać w redakcji. Coś jednak musiało być na rzeczy, a chociaż czuła, że nie powinna przypisywać zasługi jednemu człowiekowi, to mimo to dostrzegała tutaj wpływy pewnego barmana Shadow. Całkiem fajny to był stan... jeszcze nic nie zdążyło się między nimi spierdolić, więc budziła się i zasypiała z myślą, że nie jest sama i że jest dobrze. Ostatnio nawet, w przypływie jakiejś pozytywnej energii odebrała telefon od mamy (przy trzeciej próbie ze strony pani Campbell, ale wciąż się liczy) i na pytanie, czy nadal prowadza się z tym dojrzałym mężczyzną z pogrzebu, z pełną satysfakcją i bez cienia kłamstw, mogła powiedzieć, że tak, a potem wysłuchać tego, że powinna znaleźć sobie kogoś w swoim wieku i z porządną, stateczną pracą... naturalnie tą średniego szczebla, bo ta jest tak nudna, że na pewnym etapie nawet pracodawca zapomina, że dla niego pracujesz, więc nie może ciebie zwolnić. Tak właśnie żył ojciec Pearl i było to uznawane za szczyt możliwości i spełnienia. To jej jednak nie zniechęcało, a wręcz przeciwnie, dawało jej jakiś power do pracy, który planowała wykorzystać. Od czasu, gdy o mało co nie zginęła podczas jednej ze swoich akcji, nie posunęła się za wiele do przodu w swoim śledztwie i chyba należało coś z tym zrobić. Wróciła więc do domu, wyszła wyjątkowo szybciej z wanny i z kieliszkiem wina zeszła do salonu, by popracować, ale ledwo co w ogóle włączyła laptop, kiedy jakiś kamień wybił jej szybę, a ona zerwała się natychmiast na równe nogi.
- Kurwa! - wrzasnęła, patrząc to na kamień, to na okno, a zastrzyk adrenaliny sprawił, że serce kołatało jej się w piersi. na początku nie miała nawet cienia pomysłu ku temu, co powinna zrobić. Jeszcze nie analizowała, dopiero potem przyszła myśl, że w torebce ma gaz, kluczyki do samochodu w kurtce, na tyle jest okno, którym mogłaby wyskoczyć z domu. Wiele myśli, które zaraz miały się przerodzić w działanie, gdyby nie fakt, że do jej uszu dotarł znajomy głos. - Co do? - mruknęła już nieco spokojniej, a po chwili zawahania po prostu ruszyła do drzwi, chociaż te otworzyła z ostrożnością, chcąc sprawdzić, czy się nie myli... no i gdy miała pewność, że nie, w kapciach wyszła na niewielki murowany ganek, marszcząc wściekle czoło.
- Popierdoliło cię, Chris?! - warknęła, bo gdy już strach nie był tak istotny, jego miejsce zaczęło przejmować zdenerwowanie. - Przychodzisz tu zalany w trupa i dewastujesz mi dom? Nie drzyj się, bo jeszcze kogoś tu sprowadzisz - syknęła już ciszej. Mimo wszystko jej farma nie była w bezpośrednim sąsiedztwie z inną, ale nie znajdowała się też na jakimś totalnym odludzi, więc ktoś rzeczywiście mógł stać się świadkiem tego występu Haynesa, który swoją drogą... niekoniecznie był tym, co chciała usłyszeć. Kiedykolwiek. Naraz, kiedy przeanalizowała co powiedział, jakby cały zapas dobrego humoru i beztroski z niej uleciał, a ona przypomniała sobie, że szczęśliwe życie, motylki i uśmiechy, nie są kompletnie bajką, do której pasuje ktoś taki, jak ona. Było to bolesnym spostrzeżeniem, ale nie zamierzała się nad sobą teraz użalać. - Co ci odpierdoliło..? Jutro sobota, ciekawe kto mi to okno teraz wstawi - warknęła, myśląc całkiem rozsądnie jak na siebie. To znaczy rozsądnie... oceniała technikę szkody, ale nie jej ryzyko. Fakt, że Christopher był zdolny zrobić coś takiego i pewnie przez upojenie alkoholowe niekoniecznie nad sobą panował. O tym, jak to ona, już kompletnie nie rozmyślała... bardziej analizując w głowie, czy ma w domu jakąś folię i taśmę klejącą... w sumie worek na śmieci się nada, ale czy ma tą taśmę?

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Mógł podać dokładne ilości alkoholu, które doprowadziły do tego, że stanął u progu domu Pearl Campbell. Nie bywał tutaj wcześniej- romans jak to bywało z romansami, rozgrywał się raczej na przestrzeni uroczych pokoi hotelowych. Nie, nie moteli, bo wówczas miał pieniądze i gest, więc uwodził ją w apartamentach. Pamiętał nawet, że kiedyś pod nieobecność żony sprowadził ją nawet do siebie, bo chciał ją mieć w małżeńskim łóżku. Nigdy jednak nie zadomowił się u niej i teraz można było uznać, że wpada na parapetówkę, bo przecież wiedział, że kupiła sobie farmę. Kaprys instagramowej gwiazdki, jaką była.
Tyle, że goście zazwyczaj nie wybijali szyby w oknie i nie wpadali w odwiedziny zawiani tak bardzo, że ledwo stali na nogach. Takie ekscesy zarezerwowane były dla drani i czarnych charakterów każdej historii. Tyle, że w przypadku ich skomplikowanej relacji Chris nie był pewien czy faktycznie jest tym złym w opowieści. W końcu to ona go spaliła i postanowił wreszcie jej to wyrzucić, a przy odrobinę pecha nawet wyrzygać.
To ona sprawiała, że jego życie nawet teraz było jednym wielkim niepowodzeniem, a obsesja odkrycia prawdy doprowadzała na skraj wytrzymałości jego związek z Alaską. Miał więc wszelkie prawo tutaj być. Nawet jeśli- i to było całe clue tej historii- nie wiedział do końca po co tutaj jest.
- Mam w dupie to, kogo tu sprowadzę! - i korzystając z zamieszania wtargnął do jej domu. Nie był przecież wampirem, by oczekiwać zaproszenia od gospodyni. Był jedynie wściekłym i wkurwionym pijakiem, którzy najchętniej wybiłby każdą szybę w jej oknie. - Zniszczyłaś mnie, wiesz? Kompletnie mnie zepsułaś, Pearl! - stanął na progu i czekał aż dołączy do niego, choć nie było to zbyt rozsądne wyjście z jej strony. Był nieobliczalny i skłamałby mówiąc, że nie myślał o tym jak jej piękne ciało wyglądałoby po śmierci. Na razie jednak chciał się z nią rozliczyć za pomocą werbalnych komunikatów. - I tak, mnie popierdoliło, ale ty mnie żywcem palisz! Doprawdy intrygujący pogląd na pewne sprawy - zadrwił i skoro siedziała dalej na murku to podszedł do niej. Teraz można było jak nad nią górował i jak z łatwością mógłby ją nawet udusić, a potem zakopać na tej farmie. Wystarczyło tylko zacisnąć ręce na łabędziej szyi, a potem już zemsta mogłaby być historią. Na razie jednak złapał ją za nadgarstki.
- To przez ciebie nie umiem ułożyć sobie życia czy komukolwiek zaufać. Przez ciebie jestem całkowicie zepsuty, a ty sobie chodzisz wolno i masz wszystko gdzieś. Może nareszcie pora, byś dostała to na co zasłużyłaś? - i wbił paznokcie w jej skórę. Jej śmierć, jego wieczny spokój był na wyciągnięcie ręki i już po niego sięgał, ale nawet po pijaku, nawet zdesperowany jak diabli wiedział jedno.
Nie był złym człowiekiem. Zepsutym, owszem. Zdradzającym, knującym, nawet wykorzystującym kobiety, ale nie tyle złym, by jej zrobić krzywdę. To dlatego nigdy nie napadał jej wcześniej ani nie doprowadził do jej ujęcia. Mimo wszystko jednak nadal był wkurwiony i nie zwolnił ucisku. Żyć miała, ale musiała wysłuchać, co miał jej do powiedzenia i niech Bóg ma ją w swojej opiece, gdy znowu zacznie rzucać swoje bezczelne i kąśliwe uwagi.
Może i był całkiem porządny, ale zdecydowanie nie był święty.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Jej życie było sinusoidą, wiedziała o tym, więc powinna była przewidzieć, że po związaniu się z Jasperem, wydarzy się jakieś kolejne gówno, chociaż obstawiałaby prędzej jakiegoś gangstera, a nie pijanego pisarza rzucającego kamieniami w jej szyby. Z drugiej strony, o ile można mówić o czymś takim w podobnej sytuacji, ulżyło jej, że był to akurat Haynes. Mógł być od niej wyższy o głowę, mógł mieć do niej wiele wyrzutów i to nawet słusznych, mógł mieć też całą tą imponującą muskulaturę, ale pomimo tego wszystkiego, nie potrafiłaby na niego spojrzeć, jak na złego człowieka. Znała wielu złych ludzi, naprawdę... on nigdy się do nich nie zaliczał. Mimo obelg pod jej adresem, mimo tego, co jej zrobił, był boleśnie wpisany w te porządniejsze rozdziały jej życia, co w zasadzie mogło jedynie podkreślić, jak popierdolona była cała historia tworzona z takich części.
- Ja ciebie zepsułam? - parsknęła, przewracając oczami. - Powinnam zameldować w urzędzie działalność, bo tyle osób robi ze mnie kozła ofiarnego, że może rozkręcę na tym jakiś biznes - typowo dla siebie ironizowała i może by nawet za nim weszła do tego domu, bo jej samej jego wrzaski przed budynkiem nie były na rękę, ale nawet nie zdążyła się podnieść. Zmarszczyła zaraz czoło, ale nie na tyle, by pokazać jak duży dyskomfort sprawił jej jego gest. - To boli - warknęła jedna, sugerując, by ją puścił. - Nie zaczynaj znów z tym pożarem - dodała pospiesznie, odwracając głowę w sposób, który umożliwił jej patrzenie mu w oczy. Czy była winna? Tak. Czy wyrzuty sumienia mieszały jej w głowie? Tak. Czy nie mogła tego przepracować. Również tak... ale czy zamierzała się do tego przyznać? Nigdy. Miała za dużo na głowie, jeśli za coś miałaby pójść do więzienia, to za zamordowanie zabójcy jej siostry. Już dawno podjęła taką decyzję i niestety nic nie mogło tego zmienić.
- Spójrz na siebie, Christopher - syknęła, mrużąc odrobinę oczy. - To żałosne... przychodzisz tu i oskarżasz mnie o to, że co? Że w życiu ci się nie układa? Problemy z Montaną? - dało się to wywnioskować z jego słów, ale jednocześnie nie mogła być pewna, że to konkretnie o nią chodzi. Mimo to nie zamierzała brać na siebie winy. - Myślisz, że ty jesteś ode mnie lepszy? Z jakiegoś powodu raz na jakiś czas jakaś kobieta jest na tyle głupia, by ulokować w tobie swoje uczucia, ale to, że sobie z tym nie radzisz, to tylko i wyłącznie twoja wina. Straciłeś tak swoją żonę, straciłeś tak mnie i jak tak teraz na ciebie patrzę - dla mocniejszego wydźwięku tych słów zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów, ale coraz trudniej było jej ignorować ból nadgarstka. Aby to zatuszować, uśmiechnęła się z bezczelnością, której nigdy jej nie brakowało. - to widzę, że swoją Montanę najpewniej też stracisz - wcale mu tego nie życzyła, jak miała być szczera. Nie życzyła mu też szczęśliwego związku. Sama nie była pewna czego w zasadzie... biły się w niej dwie strony, ta, która kiedyś naprawdę kochała tego człowieka i byłaby w stanie zrobić wiele dla jego szczęścia i ta, którą zniszczył, skrzywdził okrutnie, więc łaknęła zemsty. Ona w tym wszystkim tkwiła gdzieś pomiędzy.
- Zamierzasz mnie w końcu puścić? - spojrzała na jego dłoń, bo potrafiła udawać do ostatniej kropli krwi, że jest w porządku, ale nie była jakąś siłaczką, która nie czuła bólu. Niestety żadna z niej bohaterka, jedynie bardzo uparta i nierozsądna panna, która nie potrafi odpuścić.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Oboje powinni odpuścić. Przez lata w końcu nie widywał jej i może wiódł swój lichy żywot, ale przynajmniej nie miał w planach mordu ze szczególnym okrucieństwem. Nie mógł powiedzieć, że sobie poukładał fakt, że spaliła go żywcem, ale przynajmniej umiał żyć bez niej i mógłby przysiąc, że tak było lepiej. Tak właściwie odkąd Alaska pojawiła się w jego życiu powracał temat przeszczepu, z którym nieodmiennie związana była Pearl. Nie chciał myśleć w ten sposób, ale spotkanie z bratem swojego dawcy skłaniało go do przedziwnych wniosków.
Nie żałował, że poznał Lockwood. Po prostu jej bliskie relacje z jego bohaterem sprawiały, że coraz częściej powracał do pożaru i do udziału swojej byłej kochanki. Nie powinien, dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby zostawił to za sobą, ale nadal nie potrafił.
To dlatego, gdy jego życie z Alaską przybrało tragiczny obrót znalazł się tutaj i chciał zgnębić kogoś, kto odpowiadał za ten cały syf. W końcu to ona rzuciła jedną zapałką.
- Skończ z wymówkami - warknął. - Takie teksty możesz sprzedawać swoim byłym, ale nie mnie. Wiedziałaś, że mam żonę, a mimo to chciałaś… i potem mściłaś się, bo do niej wróciłem i cię opisałem. Jesteś tak samo popieprzona jak ja - zauważył, a gdy odwróciła wzrok, złapał ją pod podbródkiem i zmusił, by na niego spojrzała. Mimo wszystko jej słowa musiały do niego trafić, bo złagodził uścisk na jej nadgarstku. Miała rację, mimo wszystko nie potrafił zrobić jej krzywdy, choć
bardzo tego chciał.
- Za każdym razem, gdy wspominam o pożarze, odwracasz wzrok. Wiesz dlaczego? Bo to zrobiłaś - był tego pewien, choć wiedział, że do końca swoich dni będzie pod tym względem błądził po omacku. W końcu Pearl nie była z tych kobiet, które się przyznają. Wręcz przeciwnie, zrobi wszystko, by uciec przed odpowiedzialnością jak szczur z tonącego okrętu.
Tyle, że gryzonie faktycznie uciekały, a ona jak bezczelna psychopatka prowokowała go. To było takie dziwne i wytrącające z równowagi, że aż musiał kilka razy otworzyć i zamknąć oczy z wrażenia. Nie wiedział czy znalazł się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, ale zazwyczaj jak grożono ludziom to okazywali oni strach, a nie wykłócali się w najlepsze. Najwyraźniej Pearl nadal pozostała tą nieopierzoną gówniarą.
- Mógłbym cię nawet zabić, a stoisz tu i obrażasz moją dziewczynę. Czy ty jesteś normalna? - zapytał całkiem serio i faktycznie ją puścił, bo ręce mu opadły z wrażenia. Nie ze względu na jej słowa, słusznie zauważała, że każdy świeży związek niszczy bez cienia zawahania. Chodziło o tę butę, która sprawiała, że chciał wziąć kamień i bić nim w jej głowę aż straci przytomność.
Tyle, że mordercą nie był i takie instynkty trzymał na uwięzi, nawet jeśli zachowywała się tak irracjonalnie i nieprzyjemnie.
- To ty wszystko spieprzyłaś. Jak po tobie mam zaufać komukolwiek, nawet Alasce? - prychnął, ale już ręce trzymał przy sobie. Blisko, bo nadal myślał o mordzie ze szczególnym okrucieństwem. - Najbliższa mi osoba mnie spaliła, kto normalny tak robi? - był świadomy, że odbije piłeczkę i powie, że kto zdradza swoich najbliższych, ale to wciąż wydawał mu się mniejszy kaliber przewinień.
Tak, był aż takim hipokrytą, a na dodatek wypita wcześniej whisky uderzała mu powoli do głowy.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Czy w tamtej chwili chociaż przez kilka sekund w jej głowie zaświtała myśl, że należałoby wezwać pomoc? Nie. Nie myślała o tym, by kogoś informować, bo to co się tu rozgrywało, dotyczyło jej i Christophera. Nienawidziła prosić o... nie potrafiła prosić o pomoc. Myśl, że jej potrzebowała, że mogłaby ją przyjąć z cudzych rąk pchała ją do momentu, w którym stała w drzwiach gabinetu Lucille, obserwując jej martwe już ciało, rozciągnięte w makabrycznej scenie. Wracała do tej chwili, gdy nie potrafiła nic... nie mogła zrobić nawet kroku, czy chociażby pełnego oddechu. Była tak bezsilna, jak kwintesencja tego terminu i wiedziała, że nawet po znalezieniu w sobie jakiejś siły, szczątkowej, jakiejkolwiek nie zmieniłaby niczego. Brzydziły ją te wspomnienia, ta niemoc i chowanie się za plecami większych i silniejszych. Łapczywe wczepianie się w poły metaforycznych płaszczy, jakby bez trzymania się kogoś, sama nie mogła ustać. Christopher kiedyś był jednym z takich płaszczy, był nim też Jonathan, był nim nawet Nathaniel i wielu przed nimi, po nich i pomiędzy. Było za dużo osób, z których siły korzystała, bo nie posiadała własnej, ale to już nigdy nie miało się powtórzyć. Więc stała tu niewzruszona i choćby miała po ego wyjściu ze stresu i lęku wypluć wnętrzności do muszli klozetowej, nie zamierzała pozwolić sobie na to, by nogi jej drgnęły. Nie dopóki tu był.
- Sprzedawać swoim byłym? - powtórzyła z jadowitym uśmiechem na twarzy, tak bardzo zdradzającym to, jak daleka była od wszelkiego powabu, jakim cieszyła się jej zmarła siostra, gdy jeszcze żyła. - A czy nie tym właśnie jesteś? Tym i tylko tym, niczym więcej? - uniosła wyżej brwi, jakby rzucała mu wyzwanie, a strach, który wezbrał wypychając żołądek w kierunku gardła, w zasadzie działał na nią, jak zapalnik, coś czego potrzebowała, by z pewnością rozpoczynać każdy kolejny oddech. Parsknęła śmiechem, gdy złapał za jej podbródek, nawet jeśli sprawiało mu to niemały dyskomfort. Chciał, żeby patrzyła mu w oczy, więc wytrzymała to. Wyrzuty sumienia zapiekły boleśnie, bo przecież była świadoma swoich grzechów i sama się ich obawiała, przerażało ją to kim była i czego się dopuściła, ale przyświecała jej myśl, że nie robi tego jedynie z tchórzostwa... miała misję, dla Lucille... miała cel i musiała go zrealizować, a potem... potem mogła nawet zgnić w pierdlu, byleby przestały ją tam ścigać koszmary z udziałem starszej siostry. - Zamierzasz użyć tego, jako dowodu w sądzie? - zapytała, gdy jej śmiech przestał wypełniać budynek. - Może po prostu nie mogę znieść twojego widoku? - zapytała swobodnie, z napięciem trzymającym w garści każdy przyczep mięśniowy w okolicach jej karku i ramion. Może po prostu była szalona, a może to było jej sposobem na zapomnienie o dawnym nałogu? Odurzanie siebie czymś innym, chociażby strachem i ryzykiem... cokolwiek działało. Jego pytanie sprawiło, że nieco spoważniała. Mógłby ją zabić?
- Nie mógłbyś tego zrobić, Christopherze... - powiedziała spokojniej, niemalże łagodnie, jakby chciała go uspokoić, ale nie z punktu widzenia przerażonej zwierzyny. W jej głoście było coś matczynego, opiekuńczego wręcz. - Powiedziałeś, że jestem tak samo popieprzona, jak ty - przypomniała mu jego własne słowa sprzed kilku chwil, kiedy ją puścił. Rozmasowała nadgarstek nie wstydząc się tego, że ten zwyczajnie pulsował od bólu. Nie była ani żadną siłaczką, ani tym bardziej bohaterką. - To nieprawda... twoją największą zaletą jest to, że nie jesteś nawet w połowie tak popierdolony, jak ja. Za to też, jak sądzę, wierzyłam, że ciebie kochałam - wyjaśniła spokojnie, nabierając powietrze do płuc, przyjmując z pokorą to, czego nie próbował ukryć ze swojego spojrzenia. Tą żywą nienawiść na którą najpewniej sobie zasłużyła. Bolało to bardziej, od jakiekolwiek słowa, jakim mógł ją uraczyć, od uścisku jego dłoni na jej nadgarstku. Podejrzewała nawet, że ból był znacznie mocniejszy, niż gdyby faktycznie sięgnął o ten wspomniany w myślach kamień, bo te spojrzenie musiała przyjąć, bez możliwości ucieczki w nieprzytomność. Przyjąć to, że ktoś ją kiedyś być może kochał i być może miłość tą straciła tylko i wyłącznie ze swojej winy, a jego była żona... może była dla niego paskudną partnerką, ale po tym, jak fascynacja opadła, wciąż okazywała się być czymś lepszym, niż Campbell kiedykolwiek mogłaby się stać.
- Nigdy nie powiedziałam ci, że jestem normalna... a ty wiedziałeś i mimo to brnąłeś na przód... - uśmiechnęła się nawet ponuro, kiedy wyrzucił jej winy. Nie próbowała ich odpierać, wciąż też ani myślała przyznawać się do podpalenia. - Myślisz, że Ikar winił słońce za stopienie mu skrzydeł? - był pisarzyną, a ona w zasadzie lubiła te wszystkie metafory i odniesienia do literatury. Raz na milion sarkastycznych uwag, miło było przypomnieć, że pod makijażem i zjadliwym uśmiechem, jednak czai się jakaś inteligencja. - Znał jego naturę, ale w swojej zuchwałości liczył na cud, a cuda Chistopherze, one omijają drani zdradzających własne żony. Dla nas są jedynie czyny i ich konsekwencje, i żadnej magii pomiędzy - a chociaż wciąż widziała mord w jego oczach i widok ten miał zostać z nią na długo, wbrew rozsądkowi, którego przecież i tak nie miała, uniosła dłoń do jego twarzy i pogładziła delikatnie jego polik. - Jesteś pijany - stwierdziła spokojnie. - Więc jeśli mogę ci coś radzić, doprowadź się do porządku, ułóż sobie wszystko w głowie i zamiast myśleć o tym jak mnie nienawidzisz, skup się na tym, ile znaczy dla siebie twoja Alaska... z takim imieniem raczej cię nie sparzy, nawet rozumiem ten wybór - i pomimo całego stresu, strachu i ogromu negatywnych emocji, kącik jej ust uniósł się delikatnie, chociaż spojrzenie zdradzało, że była zmęczona. Tym wszystkim, a może nawet nie tyle wieczorem, co długimi latami, które doprowadziły ją do tego miejsca.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Doskonale rozumiał jej niechęć do mieszania kogokolwiek w ich sprawy. Czyż nie słyszał ciągłych wyrzutów ze strony Alaski, że ściganiem jej powinna zająć się policja? Wprawdzie zazwyczaj odpowiadał z widocznym znużeniem, że nie mają wystarczających dowodów, ale musiał przyznać, że chodziło o coś innego. Ta jej zemsta należała tylko do nich i mimo wszystko nie chciał, by ktoś postronny mieszał się w te porachunki. Nie pragnął widzieć Pearl za kratkami, bo po części nawet ją rozumiał. I nie chciał, by ktokolwiek wyrządził jej krzywdę. Ba, gdyby ktoś próbował to pierwszy rzuciłby się na niego z pięściami, by ją obronić. Może dlatego, że mu zależało po części na niej i to miało być już stałe uczucie. A może zwyczajnie uważał, że ma monopol w krzywdzeniu jej, bo nie było innej osoby, której zadałaby tyle bólu.
Wiele sprzecznych emocji i uczuć miotało nim i sprawiało, że cała ta sprawa była jeszcze bardziej zagmatwana. Alkohol również nie pomagał, a jej podejście do życia- na granicy, razem z całą bezczelnością- sprawiało, że naprawdę wychodził z siebie. Powinien ją uderzyć, skalać jej piękne oblicze krwią, a potem podeptać jej zwłoki. Przynajmniej wówczas zamknęłaby się i przestała chojrakować, zupełnie jakby była niezniszczalna. Nie była, widział już w wyobraźni jej truchło zwisające z tamtego drzewa i tylko dzięki tej fantazji zaciskał zęby i nie przekuwał swoich możliwości w czyn. W końcu był przekonany, że nawet po śmierci naigrywałaby się z niego i nawiedzała go w najgorszych koszmarach plotąc jak zawsze te swoje kocopoły silnej i niezależnej Cambell.
Zapewne jej obecni adoratorzy wierzyli w te bajeczki jak dzieci, które otulała kołderką swoich kobiecych uroków, ale nie Haynes. On doskonale wiedział czym pachnie ta jej kreacja i na sam ten odór robiło mu się niedobrze.
- Widzisz - roześmiał się jak szaleniec, dzisiejszej nocy do tego stanu brakowało mu tak niewiele - w tym właśnie szkopuł. Nigdy nie będę tylko twoim byłym, bo uparłaś się, żeby mi zniszczyć życie i kiedyś... kiedykolwiek sobie coś zrobię to będziesz wiedziała, że to przez ciebie, że to przez to, że mnie spaliłaś. Wyrzuty sumienia powoli cię pożrą - wypluł te słowa niemal wprost do jej ust, bo patrzyła na niego z wyzwaniem, które chętnie podejmował.
Nie wiedział czy jest typem samobójcy, ale jeśli ktokolwiek zawiąże mu pętlę na szyi to będzie to ta kobieta. Ta, która postanowiła w ramach bolesnego rozstania doprowadzić go do ruiny. W tym momencie wręcz kipiał nienawiścią skierowaną do niej, choć musiał parsknąć, gdy wspomniała o sądzie.
- Dobrze wiesz, że nikomu nie powiem. Tak jak i ty. Ten sekret jest pisany tylko dla nas i łączy nas jak trup w szafie. Myślisz, że znajdziesz kogoś na tyle odważnego, by ci to kiedyś wybaczył? A może zacznie bać się przy toie zasypiać? Z tego powodu tak, mógłbym cię zabić. Byłbym w stanie nawet to sobie usprawiedliwić - prychnął. Czy nie o to chodziło wszystkim twórcom kryminałów? O motywacje tych, którzy popełniali najstraszliwsze zbrodnie. Kiepskie dzieciństwo, utracona miłość, fortuna, która zawsze toczyła się kołem.
W ich historii występował każdy z tych elementów i to sprawiało, że Christopher balansował na granicy szaleństwa. Tyle, że nie zamierzał jej przekraczać, nie dla niej, nie dla kobiety, która już tylko ponoć wierzyła, że go kocha.
- Nie jestem popierdolony? - powtórzył. - Nie, nie spaliłbym ciebie za to, że mnie nie chciałaś. Prędzej zabiłbym tego drugiego, więc masz rację, chyba mnie nie kochałaś - ta świadomość uderzyła w niego jak obuchem i sprawiła, że wreszcie ją puścił i zachwiał się. Złapał się za głowę i przestał rejestrować, nawet nie chciał słyszeć jej opowiastki o Ikarze. Był w końcu człowiekiem, który obecnie trzymał się kurczowo ziemi, bo przestał wzlatywać już dawno.
Dla niego przewidziane były tylko upadki. I ona, gawędząca z nim o jego dziewczynie, która już była dla niego przegraną sprawą. W końcu Pearl nie wiedziała o przebiegu ich cudownej wycieczki i świadomości, że jego dawca okazał się skończonym skurwysynem. Właśnie tak teraz spoglądała na niego Lockwood- przez pryzmat mężczyzny, który złamał jej serce. To sprawiło, że mógł jedynie wzruszyć ramionami na jej życzenia szczęścia.
Skoro go nie sparzy to czemu był tak nieszczęśliwy?
Jak w malignie ruszył po rozbite szkło z okna, które lśniło na trawniku.
- Będziesz mnie wspominać? - zapytał, a potem wbił je do nadgarstka zawzięcie czując, że krew zaraz zacznie wypełniać to miejsce i w końcu przestanie boleć.
To brzmiało jak zaklęcie, jakiś pradawny rytuał oczyszczenia, szkoda tylko, że odbywało się kosztem jego nadgarstka i na farmie jego byłej kochanki.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Może należało jej się? To całe ranienie... gdy było zbyt dobrze, nie odnajdywała się. Nie chciała tego przyznać, ale takie były fakty. Dlatego w jej życiu wszystko, co dobre, prędzej czy później musiało się rozjebać. Spokój nie był dla niej, sielanka tym bardziej. Niby marzyła o jednym i drugim, ale marzenie to było podobne, do ryby marzącej o wygrzewaniu się na plaży - niby osiągalne, ale sprzeczne z naturą i grożące nieuniknioną śmiercią. Śmierć w zasadzie nie byłaby najgorsza, przestałaby widzieć ciało martwej siostry za każdym razem, gdy zamyka oczy, może nawet Lucille gdzieś tam po drugiej stronie by jej wybaczyła, oczywiście przy mało prawdopodobnym założeniu, że trafiłyby w to samo miejsce. Tylko, że wbrew wszystkiemu, Pearl lubiła żyć... lubiła te piekło, które wyrządzała sobie i do którego wciągała każdego, kto znalazł się zbyt blisko. Tworzyło to raczej chaos, ale przynajmniej chaos, w którym ona po części była panią, miała przynajmniej część władzy.
- Posądzasz mnie o posiadanie wyrzutów sumienia? Już nie jestem nieczułą wiedźmą? - zaśmiała się gardłowo, ale wiedziała, że miał racje. Nawet teraz, stojąc tu i mierząc go nieustępliwym spojrzeniem, czuła to... sumienie, ciążące jej na ramionach. Nie była potworem... chciała nim być, bo byłoby łatwiej, ale nie była nim. O ile walczyła... o ile planowała okrutną zemstę, to robiła to z miłości, żalu, ze względnie słusznych pobudek. Pożar natomiast... pożar był błędem. Nie był częścią żadnego z jej planów, był epizodem, jedną drobną chwilą, w której emocje przyćmiły rozum, ale ta chwila wystarczyła, by ten człowiek stojący przed nią ją znienawidzić i miał do tego pełne prawo. Dlatego, stojąc tu, wiedziała, że nigdy nie poprosi go o przebaczenie. Nie dlatego, że duma by jej na to nie pozwoliła... o nie, ją zaprzedała lata temu, nawet wcześniej, niż go spotkała. Nie zrobiłaby tego, bo czuła całą sobą, że na nie nie zasługuje i... pomimo tego, jak nienawiść biła z jego oczu, bała się, że mógłby jej wybaczyć. Rozgrzeszyć ją. Odpuścić winy, których nikt nie powinien jej odpuszczać. Bo nie mogła mieć nadziei, że jest jeszcze dla niej szansa, gdyby ją miała, gdy przyjdzie dzień, w którym miałaby dokonać swojej zemsty, mogłaby się zawahać. To nie mogło mieć miejsca, w ten dzień, czy to będzie za tydzień czy za rok, musi być gotowa na to, by skreślić siebie do końca, jednym zamaszystym ruchem.
Skłamałaby mówiąc, że nie pomyślała o Jasperze, o tym, że z całych sił chciała trzymać Chrisa od Ainswortha, tak dla pewności. Tylko, że nie mogła dać po sobie poznać, jak trafnie wcelować Christopher.
- Tylko dla nas? Nigdy nie umiałeś utrzymać układu dwóch osób, nie dopuszczając do niego kolejnej - zadrwiła, kręcąc głową na boki. Najlepszą obroną w jej przypadku zawsze był atak. - Poza tym skąd pewność, że szukam kogoś, kto miałby mi to wybaczyć? - wymsknęło jej się głucho, a jej oczy na moment stały się nieco bardziej mętne, nieobecne. - Nie wiesz co planuję, co zamierzam, ale zapewniam ciebie... nie przewiduję w swoich planach miejsca na przebaczenie - dodała, biorąc głębszy wdech i chyba to do niej dotarło. Cokolwiek teraz miała, przecież i tak to straci. Oczywiście, że tak.
- Cokolwiek pomoże ci zasnąć - rzuciła nieco prześmiewczo, gdy poddał wątpliwościom jej miłość. - Przypominam jednak, że z tego co mi wiadomo... sprawca nie wiedział, że będziesz wtedy w domu. To nie była próba morderstwa, Christopherze... chociaż domyślam się, że dla pisarza uniknięcie śmierci brzmi lepiej, niż przypadkowe poparzenie - kącik jej ust zadrżał. Nie bawiło jej to, wywoływało ciarki na plecach, ale udawała, że jest całkiem inaczej. Obserwowała, jak się porusza, jak wychodzi na plac i liczyła na to, że pójdzie w swoją stronę, nie zerwała się do biegu, po prostu patrzyła, jak widz przed telewizorem, nie mający wpływu na następne sceny.
- Czy ciebie do reszty pojebało?! - warknęła, postępując kilka kroków w jego kierunku, a kiedy zobaczyła krew. - Kurwa! - rzuciła się do domu, adrenalina zaczęła robić swoje, a serce boleśnie włączyło szósty bieg. Kiedy wypadła z powrotem na zewnątrz, trzymała już telefon i szmatkę kuchenną, którą w zasadzie w niego rzuciła. - Dzwonię po pogotowie - oznajmiła, nie mając zamiaru słuchać sprzeciwów, ani też nawet analizować jego pytania, a już na pewno na nie odpowiadać. Tego jej teraz brakowało. - Chcesz, żeby cię zamknęli w jakimś ośrodku dla czubów? Weź się w garść! - złość... złość i humor, to były jej tarcze ochronne, ale teraz na tą drugą nie było przestrzeni. Powinna była go wykopać na wstępie i wezwać policję, jeśli byłoby trzeba.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Na świecie- dobrze, w jego małym zakątku- byłoby dużo prościej, gdyby mógł traktować ją jak bezuczuciową wiedźmę. Począwszy od ich romansu, gdyby w grę nie wchodziły uczucia to rozstaliby się bez bólu z żadnej strony. Po prostu poznał dziewczynę, dobrze im się rozmawiało, jeszcze lepiej nie wychodziło z łóżka i tyle. Żadnej magii zauroczenia od pierwszego wejrzenia i tak głębokiej fascynacji, że rzucił do kosza swoje zasady moralne. Owszem, wcześniej zdarzały mu się flirty, pocałunki, ale nigdy nie wykraczał poza bezpieczną strefę wierności małżeńskiej. Czasami wystawiał tylko wielki paluch za jej granicę, ale nie zamierzał zdradzać żony, bo chciał utrzymać swoje małżeństwo.
To Pearl wbiegła do jego życia i choć nie było w tym ani krzty jej winy, od początku musiał traktować ją emocjonalnie. Fascynacja jej ciałem to jedno, ale gdzieś między wierszami, w pościeli odkrył wrażliwą i mądrą dziewczynę, z którą spotkał się o lata za późno. To była dla niego prawdziwa katastrofa. Rozdźwięk między nimi przybierał na sile, bo nie dość, że była młodsza to jeszcze nieobciążona zobowiązaniami, które trzymał na swoich barkach. Nie mogła pojąć jego punktu widzenia, a on wymagał od niej coraz więcej nie obiecując zbyt wielu rzeczy w zamian. Dała mu się uwieść i otulić kłamstwami, które wymyślał naprędce, byle zatrzymać ją przy sobie. Dopiero z czasem zrozumiał, że walczył wówczas z wiatrakami. Taka dziewczyna zasługiwała na coś więcej niż pozamałżeński romans i życie w tanich motelach.
Chciałby powiedzieć, że wówczas zachował się szlachetnie i odszedł z klasą, ale to była bujda na resorach. Sprawił, by go znienawidziła i właśnie tę pogardę oglądał w jej oczach. Z tego też powodu mógł przysiąc, że na pewno nie była nieczuła.
- Tak było lepiej. Udawać, że jesteś suką i w tym wszystkim jest też twoja wina. Są rzeczy, z którymi nie radzę sobie tak dobrze jak ty - zauważył cierpko. Czasami miał wrażenie, że po niej mógłby przejechać nawet walec, a ona tylko wzruszyłaby ramionami. To go irytowało. To poczucie, że to właśnie ona wyszła z tej historii bez szwanku, a on stał się rozdygotanym alkoholikiem, który rozwalił jej okno.
Zamordowałby ją z zimną krwią, gdyby tylko wiedział, że to przyniesie ulgę.
- Przyganiał kocioł garnkowi. Ty zawsze byłaś w trójkącie ze swoimi ciemnymi sprawkami - odgryzł się. Obecnie czasami zastanawiał się nawet, kiedy przyjdzie mu udać się na pogrzeb tej dziewczyny, znalezionej gdzieś w porcie, bo biegała za dziennikarskim kąskiem. Może właśnie o to powinien się modlić? Tyle, że pewnie od razu dodawałby nowennę w celu ocalenia jej tego marnego żywota. Dlatego wierzył, że to między nim jest przeklętą więzią, która może łączyć ludzi skażonych tak niewybaczalnym grzechem jak zdrada. Powinni sobie wybaczyć i rozejść się, by żyć bez tej traumy, ale najwyraźniej nie byli w stanie.
- Bo mogę mieć cię za nieczułą sukę, ale skoro cię nie zamorduję to przynajmniej będę mógł puścić cię wolno - mruknął. Chyba oboje tego chcieli, prawda? Tyle, że Pearl jak zawsze szalał instynkt samozachowawczy i musiał paplać się w tym bagnie przeszłości. Wiedział, że poniekąd to jej żywioł. Podobnie jak ogień. Chyba to sprawiło, że od początku wiedział, że była winna.
I miała być nadal, choć okłamałby samego siebie, gdyby stwierdził, że jej wyznanie o wypadku, a nie o zaplanowanym mordzie go nie ruszyło. Wręcz przeciwnie, to było jak chluśnięcie wodą w twarz, by się opamiętał. Tyle, że przyniosło to odwrotny efekt, bo nagle zaczął się śmiać jak wariat. A więc to tak?! Te miesiące cierpienia, terapii, utraty swojego statusu to był tylko lichy wypadek w rękach małolaty bawiącej się zapałkami?
Jego życie i jego najboleśniejszy upadek determinowało coś tak trywialnego? Ten śmiech zwiastował coś absolutnie katastrofalnego i to właśnie nastąpiło, gdy przyłożył szkło.
- Serio? Rozpierdoliłaś mi życie, bo się POMYLIŁAŚ?! - ale jej słowa otrzeźwiły go na tyle, że zacisnął szmatkę na ranie. Pulsowała wciąż, ale była szansa, że się nie wykrwawi. - I daj spokój z karetką, bo oboje skończymy w pierdlu - zmiażdżył te słowa w zębach.
Bolało jak cholera i zapewne dostanie zakażenia, ale w tym momencie niewiele go interesowało. Jak i posądzenie o szaleństwo, był przecież już absolutnie trzeźwy, bo inaczej nie czułby tak rażącego dyskomfortu z ręki.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Czy rzeczywiście potrafiła tak wiele znieść bez wzruszenia? Raczej nie... po prostu bardzo dobrze ukrywała to wszystko, co toczyło ją od środka, jak zaraza. Zgnilizna, z której zdawała sobie sprawę, a która jedynie opakowana była w ładne pozory, w śmiały uśmiech i pewne siebie spojrzenie. Robiła tak od lat, nawet nie pamiętała w którym dokładnie momencie zaczęła, czy to ze śmiercią Lucille, czy może wcześniej, gdy nikt nie zwracał na nią zbyt wiele uwagi? Wiedziała, że to denerwuje innych, że daje innym złudne wrażenie, zgodnie z którym Pearl dysponuje jakąś siłą, która osobie tak zepsutej nigdy nie powinna być podarowana. Ludzie nienawidzili jej już za sam fakt, że dostała tą siłę od losu, w końcu nikt nie zastanawiał się nad tym, jak pozdzierała paznokcie i zęby, wyszarpując ją dla siebie od nieszczególnie przychylnego świata.
- Nie znasz ceny tego radzenia sobie... może więc dla ciebie lepiej, że się w tym różnimy - mruknęła posępnie, mając wrażenie, że powietrze straciło swoją rześkość, a zamiast tego stało się jałowe i duszące. Nie rozumiała po co Chris się tutaj zjawił i jego obecność pozornie jej nie przeszkadzała, ale wolałaby go tu nie widzieć... nie na swoim terenie, w chacie na farmie, w której chowała się przed światem, który dla każdego powinien do niej bardziej pasować, niż to miejsce.
- Ciemne sprawki trudniej przelecieć na boku - parsknęła, chociaż rozbawienie było tylko pozorne. - Poza tym nic przed nimi nie ukrywałam... swoją drogą pozdrawiają cię i mówią, że nie chowają urazy - wywróciła oczami, przeciągając dowcip o jej mrocznych sekretach do niewygodnej granicy absurdu. Bezsensowne tłumaczenie... odbijanie piłeczki, nic więcej.
Wytrzymała jego szok i niedowierzenia, przez dłuższą chwilę po prostu milcząc, przyglądając mu się może nawet ze znudzeniem, które nie pasowało do tej scenerii.
- To powszechnie znany fakt w tej sprawie... to, że wszedłeś w płomienie po psa. Twoje własne zaznania, Christopherze - przypomniała mu dobitnie, a chociaż serce jej waliło ze strachu wywołanego jego stanem, to teraz wzrokiem zjechała na jego dłoń skąpaną w szkarłatnym płynie i cmoknęła z teatralnym zmartwieniem. - Chyba, że wszystko ci się już miesza... chodzisz na jakąś terapię? Próba samobójcza przed domem byłej kochanki... dobry temat na artykuł - podsumowała, a w jej oczach błysnęła przestroga. Zaraz jednak mimo to wykręciła numer. - Ja się do żadnego pierdla nie wybieram, więc jeśli swoimi głupimi decyzjami się sam do niego wpakujesz, nie licz na odwiedziny z mojej strony... - mruknęła i po wbiciu na ekranie odpowiedniego numeru, przyłożyła urządzenie do ucha, a palec wolnej ręki do ust. - A teraz cicho... dzwonię po pomoc - poleciła mu, starając się ignorować krew i to, do czego się posunął. To nic. Powtarzała sobie, że to nie jej problem, nie jej sprawa, a przede wszystkim... nie jej wina.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Długo mu zajęło, by przekonać się, że tego typu siła jest tak naprawdę słabością. Miał wrażenie, że właśnie dlatego szamotał się z nią, bo nie mógł sobie poradzić z jej pozorną obojętnością. Po części przecież znał ją na tyle, by wiedzieć, że to całkiem umiejętna gra z jej strony, a jednocześnie nie mógł pozbyć się irytacji na myśl o tym, że w ten sposób się zachowywała. Ten swoistego rodzaju dysonans potem skutkował faktem, że równocześnie chciał zamordować ją, jak i siebie. Nikogo poza swoją osobą nie mógł winić za to, że wyhodował sobie potwora w jej osobie. To on karmił tę dziewczynę kłamstwa i teraz zbierał żniwo swoich oszustw.
Pogratulować, uczeń zdecydowanie przerósł mistrza.
- Och, tak, biedna Pearl, wiecznie szmatą po ryju. Nie pomyślałaś, że sama generujesz tego typu sytuacje? Nie jesteś zbyt zrównoważona psychicznie - ale musiał się roześmiać, bo trudno mówić o zdrowiu psychicznym, gdy wpieprzyło się kawałek szkła w żyłę w obecności swojej byłej. Pod tym względem również mogliby podać sobie rękę, choć lepiej nie w tej chwili. Sądził, że chwila nieuwagi i zacisnąłby palce na jej szczupłej szyjce, a tego nie chciał.
Ba, przekonał się, że faktycznie byłby skłonny tak zrobić, gdy przywołała obraz psa. Tak, wszedł do płonącego domu po ukochanego zwierzaka i przez to nie zdążył wybiec przed ogniem. Szczęściem było, że nie dostał ataku serca przez dym, pewnie wówczas nawet poszłaby na jego pogrzeb i miałaby równie skonfundowaną minę jak teraz.
- Kobieto, zniszczyłaś cały mój dobytek i jeszcze… Wiedziałaś, że uwielbiam tego psa! Chciałaś go spalić?! - spojrzał na nią zupełnie tak jakby widział ją po raz pierwszy. Właściwie jego mogła nawet teraz skrzywdzić i nie miałby jej tego za złe, ale próba morderstwa zwierzaka, który ją lizał i się z nią bawił… To było tak okrutnie, że nie mógł sobie z tym poradzić. Niezależnie od tego, że sam podjął decyzję, by wejść w płomienie to powinna zdawać sobie sprawę, że nie miał innej opcji. Nie, gdy cierpiał jego zwierzak.
- I tak, chodzę na terapię, bo ludzie, których spalono… MUSZĄ chodzić na terapię! - czasami miał wrażenie, że Pearl zatrzymała się na etapie uroczej, ale lekkomyślnej nastolatki ze swoim podejściem do życia. Pewnie w pracy ta świeżość spojrzenia jej pomagała i sprawiała, że była niezwykłą dziennikarką, ale w życiu… Miał wrażenie, że swoją arogancją broni się przed prawdą, a ta polegała na tym, że mimo wszystko zniszczyła mu życie. Z ich romansu to ona wyszła bez szwanku i miał wrażenie, że faktycznie nabrała tej pozornej siły, zaś on stał się nagle człowiekiem, który nie miał już niczego do stracenia.
Nawet związek z Alaską poprzez ten pożar nie mógł należeć do udanych. W końcu była związana z jego dawcą, który na dodatek okazał się psychicznym typem. Być może był to ulubiony wzorzec mężczyzny dla Lockwood, bo gdy Chris zobaczył, że Pearl dzwoni po pomoc, szybko wytrącił jej komórkę z ręki.
- Żadnego. Pieprzonego. Szpitala - wycedził i spojrzał na nią tak, by zrozumiała, że zdania nie zmieni. Odkąd uległ poparzeniom to miejsce śmierdziało dla niego spalenizną i rozkładem, więc nie było szans, by dobrowolnie oddał się w ręce jakiejkolwiek służby zdrowia. Mógł krwawić, ale skoro jeszcze nie umierał, nie zamierzał dać się zaciągnąć do tego typu miejsca.
Nie zamierzał jednak próżnować w kwestii swojego krwotoku. Spojrzał na swoją koszulę, a potem zerwał z niej spory fragment.
- Ten materiał będzie dobrze wchłaniać - zauważył i przyłożył sobie świeży opatrunek do rany uciskając. Jak na razie był żywy, więc powrócił do samochodu, by udać się do osoby, której na nim jeszcze zależało.
Wiedział, że to kwestia czasu zanim wszystko spierdoli, ale jak na razie nacisnął gaz i odjechał.

zt
pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ