: 10 lut 2023, 15:25
Zacharias również nigdy nie miał żadnego planu B, więc gdyby medycyna mu nie wyszła to pewnie byłby w stanie całkowicie zrozumieć obecne położenie Mitcha... no, może poza ćpaniem, bo chociaż sam nie był wolny od nałogów, to jednak narkotyki były tym punktem, przy którym stawiał wyraźną granicę.
- No nie wiem jak ty, ale ja bym wolał później - stwierdził, bo w gruncie rzeczy lubił swoje życie i co najważniejsze, czuł, że ma po co żyć, więc do kostnicy bynajmniej mu się nie spieszyło. Inna sprawa, że pouczał obcych ludzi a sam kompletnie nie dbał o swoje zdrowie - notorycznie nie dosypiał, jadał bardzo nieregularnie, palił. Jeśli więc przyjrzeć się dokładniej, to w kwestii dbania o siebie nie był raczej żadnym autorytetem i poniekąd wychodził na hipokrytę. Dobrze, że Ginny nie odkryła jeszcze jego powrotu do fajek (powrotu? meh, tak jakby w ogóle kiedykolwiek rzucił), bo pewnie musiałby się nasłuchać na ten temat, a wcale nie miał ochoty. I bez tego dobrze wiedział, że sobie szkodzi, ale pod względem palenia nie posiadał za grosz silnej woli i mocno wątpił czy kiedyś uda mu się z tym skończyć.
Dobrze, że się w tej kwestii zgadzali, bo Zachowi też nie uśmiechało się poznawać niczyjego ojca, a już na pewno nie w takich okolicznościach! Chyba by umarł z zażenowania. Teraz jednak, dla odmiany, zażenowania czy zawstydzenia nie czuł w ogóle, choć przeczuwał, że to wszystko zmierza już tylko do jednego. Sam jednak sprowokował szukanie spokojniejszego miejsca (nawet, jeśli początkowo chodziło mu tylko o fajkę!), więc pretensje będzie mógł mieć po wytrzeźwieniu tylko i wyłącznie do siebie... teraz natomiast ochoczo ruszył z nieznajomym w stronę toalet, całkowicie zapominając o tych legendarnych moralnych zasadach, o których przed chwilą gadał i które rzekomo posiadał.
- Ale ja naprawdę przyszedłem tylko na drinka - oznajmił absolutnie szczerze. To, że po drodze najwyraźniej trochę zmieniły mu się plany, to już zupełnie inna kwestia, ale gdyby kilka godzin temu ktoś mu powiedział, że upije się dwoma drinkami i da się zaciągnąć do klubowej toalety obcemu facetowi, z całą pewnością roześmiałby się temu komuś w twarz. Chyba w dalszym ciągu próbował wypierać fakt, że nawet po niewielkiej ilości alkoholu zwykle odwalał totalne głupoty i bywał okropnie łatwy, czyli stanowił zupełne przeciwieństwo osoby, którą był na trzeźwo. - Nie moja wina, że chcesz mnie wykorzystać - dodał, uśmiechając się prowokująco i przy tym oczywiście ani trochę nie sprawiając wrażenia wykorzystywanego. Co więcej, sam wykonał kolejny ruch, o który nawet sam siebie by nie podejrzewał - mocniej przyparł chłopaka do ściany i, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła, pochylił się nad nim, by go pocałować. A z całą pewnością nie był to pocałunek z gatunku tych romantycznych i delikatnych, nic z tych rzeczy. Zachariasz atakował jego usta tak zachłannie, jakby od dawna nie marzył o niczym innym; mogło mieć to związek z tym, że już od dawna nikogo nie miał i chyba właśnie zaczynał sobie uświadamiać, jak bardzo mu tego brakowało.
Mitchell Thompson
- No nie wiem jak ty, ale ja bym wolał później - stwierdził, bo w gruncie rzeczy lubił swoje życie i co najważniejsze, czuł, że ma po co żyć, więc do kostnicy bynajmniej mu się nie spieszyło. Inna sprawa, że pouczał obcych ludzi a sam kompletnie nie dbał o swoje zdrowie - notorycznie nie dosypiał, jadał bardzo nieregularnie, palił. Jeśli więc przyjrzeć się dokładniej, to w kwestii dbania o siebie nie był raczej żadnym autorytetem i poniekąd wychodził na hipokrytę. Dobrze, że Ginny nie odkryła jeszcze jego powrotu do fajek (powrotu? meh, tak jakby w ogóle kiedykolwiek rzucił), bo pewnie musiałby się nasłuchać na ten temat, a wcale nie miał ochoty. I bez tego dobrze wiedział, że sobie szkodzi, ale pod względem palenia nie posiadał za grosz silnej woli i mocno wątpił czy kiedyś uda mu się z tym skończyć.
Dobrze, że się w tej kwestii zgadzali, bo Zachowi też nie uśmiechało się poznawać niczyjego ojca, a już na pewno nie w takich okolicznościach! Chyba by umarł z zażenowania. Teraz jednak, dla odmiany, zażenowania czy zawstydzenia nie czuł w ogóle, choć przeczuwał, że to wszystko zmierza już tylko do jednego. Sam jednak sprowokował szukanie spokojniejszego miejsca (nawet, jeśli początkowo chodziło mu tylko o fajkę!), więc pretensje będzie mógł mieć po wytrzeźwieniu tylko i wyłącznie do siebie... teraz natomiast ochoczo ruszył z nieznajomym w stronę toalet, całkowicie zapominając o tych legendarnych moralnych zasadach, o których przed chwilą gadał i które rzekomo posiadał.
- Ale ja naprawdę przyszedłem tylko na drinka - oznajmił absolutnie szczerze. To, że po drodze najwyraźniej trochę zmieniły mu się plany, to już zupełnie inna kwestia, ale gdyby kilka godzin temu ktoś mu powiedział, że upije się dwoma drinkami i da się zaciągnąć do klubowej toalety obcemu facetowi, z całą pewnością roześmiałby się temu komuś w twarz. Chyba w dalszym ciągu próbował wypierać fakt, że nawet po niewielkiej ilości alkoholu zwykle odwalał totalne głupoty i bywał okropnie łatwy, czyli stanowił zupełne przeciwieństwo osoby, którą był na trzeźwo. - Nie moja wina, że chcesz mnie wykorzystać - dodał, uśmiechając się prowokująco i przy tym oczywiście ani trochę nie sprawiając wrażenia wykorzystywanego. Co więcej, sam wykonał kolejny ruch, o który nawet sam siebie by nie podejrzewał - mocniej przyparł chłopaka do ściany i, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła, pochylił się nad nim, by go pocałować. A z całą pewnością nie był to pocałunek z gatunku tych romantycznych i delikatnych, nic z tych rzeczy. Zachariasz atakował jego usta tak zachłannie, jakby od dawna nie marzył o niczym innym; mogło mieć to związek z tym, że już od dawna nikogo nie miał i chyba właśnie zaczynał sobie uświadamiać, jak bardzo mu tego brakowało.
Mitchell Thompson